/St. Patrick Street w Cork. Od początku szkolnych wakacji praktycznie dominuje tutaj język polski/
Wystarczy przejść się w ciągu dnia po centrum miasta, żeby usłyszeć niemal wszechobecny język polski. Naszych Rodaków wszędzie widać, słychać, i... I mam wrażenie że tegoroczny "wakacyjny desant" jest o wiele liczniejszy niż w latach poprzednich, także wtedy gdy ofert pracy było zdecydowanie więcej.
Trochę to dziwne, bo przecież polskojęzyczne media w Polsce wieszczą upadek Irlandii oraz odmalowują obrazki jakobyśmy tutaj niemal już zostali zmuszeni do zjadania tych bezpańskich koni, które podobno całymi stadami wałęsają się po Irlandii, a których nikt z mieszkających tutaj jeszcze nie widział. Skoro wg polskojęzycznych mediów jest tak źle, to co robi tutaj taka rzesza młodych Polaków, która właśnie przyjechała z kRAJU i usiłuje złapać jakąś wakacyjną pracę, choćby na osławionym zmywaku? Czyżby nie czytali, nie słuchali, nie oglądali tychże mediów? A może, o zgrozo, nie chcą dawać im wiary?
A przecież są to "młodzi, wykształceni, z dużych miast"...
Mysle ze to nie przyjezdni a miejscowi polacy ktorzy wylegli na ulice bo sa przeceny na miescie :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie przyjezdni. To widać ;-)
OdpowiedzUsuń"Młodzi wykształceni" wybierają PO, plują na własny naród, a potem uciekają z kraju, który sami niszczą. A opinie o sobie mają, że ho ho!
OdpowiedzUsuńCo do tych koni to akurat media mają lekka rację. Na przedmieściach Dublina jest ich sporo. Zresztą nie dalej jak parę tygodni temu, przy wysypisku śmieci na południu miasta wałęsało się ich ponad 100 (wg wyliczeń znajomej walczącej o prawa tych zwierząt) w poszukiwaniu jedzenia.
OdpowiedzUsuńMoże to były konie irlandzkich travellersów, ktore - chociaż na bezpańskie wyglądają - wcale nimi nie są? Sam zjechałem kawałek Irlandii - i nigdzie tych bezpańskich koni nie widzialem. Pytałem innych znajomych którzy także odwiedzali wiele zakątków Irlandii - tak samo. Natomiast całkiem możliwe że, jak piszesz, osoby "walczące o prawa tych zwierząt" mają inne rachuby, w końcu informacja o rzekomo 20 tysiącach bezpańskich koni - wyszła właśnie od jednej z takich organizacji. Wg mnie (i - powtarzam, jest to moje zdanie i mylić się mogę) takie organizacje, szczególnie gdy otrzymują granty i dotacje na swoje działanie - mają wlasny interes w tym, żeby liczbę tych zwierząt znacznie zawyżać, lub wręcz zmyślać, bo dzięki temu uzasadniają potrzebę swojego istnienia i kolejnych grantów... I - nie twierdzę że Twoja znajoma nie ma racji, etc. Podkreślam tylko, że liczba 20 tysięcy bezpańskich koni w Irlandii - to jak na taki mały kraj - liczba olbrzymia. Nie da jej się nie zauważyć. Ja i moi znajomi, którzy w sumie zwiedzili praktycznie całą Irlandię - tych koni nie widzieliśmy. Stąd moje wątpliwości.
OdpowiedzUsuńTe historie o koniach to taka miejsko-wiejska historia.Po czym poznaje sie ze konie sie walesaja ? Pare miesiecy temu pod Midleton na N25 biegajace po drodze konie wywolaly korek.Potem slyszalem od "naszych" ze to wlasnie te walesajace sie :). One sie nie walesaly tylko regularnie spierniczyły z pastwiska, sie zdarza wystarczy nie zamknac czegos dobrze a spierniczą.Konie zawsze tesknia za tym co za ogrodzeniem. Z tymi Polakami to chyba Peter tez przesada moze na zakupy do rodziny przyjechali albo poprostu tak trafiles, no przeciez sadazu na Patryku nie zrobiles.Jedno w co wierze to ze 100 tysiecy wlasnie jest w trakcie przeprowadzki na Wyspy - pokonczyli szkoly,chca zyc z ojcem matka etc.Czasem pewnie starsi rodzice przenosza sie do dzieci.Pozatym ja mam w sumie co chwila polskich gosci z roznych stron Europy.
OdpowiedzUsuńLiczba 20 tysięcy jest zdecydowanie przesadzona, ale na obrzeżach Dublina niestety trochę się tych zwierzaków wałęsa. Dziś byłem świadkiem jak przedstawiciele jakiejś fundacji, bądź organizacji rządowej (nie zdążyłem wyłapać nazwy) wyłapywali około 10 koni, które od ładnych paru tygodni krążyły po terenie nieczynnej budowy.
OdpowiedzUsuńPs. Drążąc temat koni to myślę, że dużo gorsze dla tych zwierzaków jest to, że można je kupić za bezcen i nie mając do tego warunków. Mieszkam w Dublin 15 i widzę jak idioci trzymają dorosłe konie w ogrodach przydomowych albo jak dorośli ludzie jeżdżą po osiedlu na kucach, które ledwo są w stanie się poruszać z takim ciężarem na grzbiecie. To jest myślę większy problem. Bezdomny koń sobie poradzi, dręczony jednak nie bardzo.
@Anonimowy Z tymi Polakami to chyba Peter tez przesada moze na zakupy do rodziny przyjechali albo poprostu tak trafiles, no przeciez sadazu na Patryku nie zrobiles.
OdpowiedzUsuńNie mogłem "tak trafić" codziennie od początku lipca. Sama młodzież (głownie męska - bo ona się najbardziej rzuca w oczy, dziewczyny jakoś bardziej wtapiają się w tło), z teczkami cv pod pachą i dyskutująca gdzie można jakaś pracę znaleźć - nie robi zakupów, jak również nie przyjechała turystycznie...
To tu mamy chyba różnicę pomiędzy Cork a Dublinem. Możliwe, że jest to spowodowane wielkością samej aglomeracji. Na przykładzie Dublina i moich znajomych. Mniej ludzi mieszka po kilka osób pod jednym adresem. Przeważają jednak pary bądź rodziny wynajmujące mieszkania - domy samodzielnie. Tak samo coraz mniej rzuca się w oczy (uszy) obecność "naszych" na ulicach. Coraz rzadziej słychać wszechobecne niedawno k.... bądź ch.. Wydaje mi się, że kryzys mimo wszystko wyselekcjonował jednostki bądź grupy zdolne do życia w społeczeństwie multikulturowym.
OdpowiedzUsuńJa zawsze uważałem, że pomimo że w Dublinie mieszka więcej Polaków niż w Cork, to jednak "zagęszczenie" naszych Rodaków w przeliczeniu na ilość mieszkańców jest znacznie większe w Cork. To po prostu widać...
OdpowiedzUsuń