
250 stron, sporo zdjęć. Styl w którym napisana jest książka wydaje mi się nieco sztywny, ale wynagradza to treść. Mirosław Hermaszewski opisuje całe swoje życie, od ocalenia z rzezi na Wołyniu dokonanej przez UPA, poprzez śmierć ojca, repatriację, pierwsze zainteresowania modelami samolotów, w końcu loty - od szybowca do odrzutowca. Dalej bardzo ciekawy opis najpierw selekcji a następnie półtorarocznego treningu w Gwiezdnym Miasteczku do odbycia 8-dniowej misji w kosmosie i szczegółowy opis samej misji. A następnie wszystko to, co wydarzyło się po - a więc, cytując za "Rejsem", autografy, wywiady, wizyty w zakładach pracy, ale także o, jak to nazywa Hermaszewski, "ciemnej stronie orbity", pisząc m.in.: "W 2008 roku na scenie politycznej pojawili się mało wyraziści politycy z pomysłami ukarania mnie, ale za co? - odebrania stopnia wojskowego, pozbawienia emerytury za lata służby. Przywołam w tym miejscu Stanisława Lema, który powiedział: "Gdyby Hermaszewskiego na orbitę wyniosła rakieta francuska czy amerykańska, to na pewno mielibyście do niego więcej sympatii". No cóż, "pech" Hermaszewskiego polega na tym, że wyniosła go rakieta radziecka.
Z drugiej strony, Hermaszewskiemu trzeba oddać honor, że w książce, która napisał już jako emeryt, nie próbuje udawać kogoś innego, jego polityczne sympatie są raczej oczywiste. Można się z nim nie zgadzać, ale jest w tym przynajmniej uczciwy, w przeciwieństwie do całej masy innych, pośpiesznie przefarbowanych, nazwijmy to "uczestników życia polityczno - kulturalnego" w Polsce po 1989 r.
Tak czy owak: pierwszy i jedyny Polak-kosmonauta poleciał w kosmos w 1978 roku, czyli 34 lata temu. Kiedy poleci następny?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz