Protest zorganizował Klub Gazety Polskiej w Dublinie. Jak napisali organizatorzy: "W 1940 roku ponad 20 tysięcy polskich oficerów zostało zabitych na rozkaz Józefa Stalina dla prostego powodu bycia częścią elity naszego kraju. Współczesna Rosja kontynuuje tradycję agresywnego stosunku do swoich sąsiadów, którzy nie są traktowani jako sojusznicy, lecz obiekty imperialnej polityki. W 2008 r. Gruzja została zaatakowana przez wojska rosyjskie i tylko cudem uniknęła konfliktu na pełną skalę. W dniu 10 kwietnia 2010 samolot z polskim prezydentem i innymi przedstawicielami państwa polskiego rozbił się w Smoleńsku, w okolicznościach, które w najlepszym przypadku można określić jako podejrzane i niejasne. Jesteśmy teraz świadkami rosyjskiej polityki opresji wobec Ukrainy i niezgodnego z prawem działania - aneksji Krymu. Połączmy siły w proteście przeciwko Putinowi i polityce, która przynosi cierpienie!"
Protest zaplanowano na 14:00, wstałem o 7:00, o 8:00 miałem autobus, o 11:00 byłem w Dublinie. Zajrzałem tu i owdzie w centrum, a że czasu nadal było sporo, nieśpiesznym krokiem udałem się spacerkiem pod rosyjską ambasadę. Jakieś, bagatela, 6 km ;-) Z ciekawostek - ambasada mieści się przy ulicy... Orwella, tego od "Folwarku zwierzęcego" i "Roku 1984". Spokojna cicha okolica, ambasada wtopiona między domy, łatwo ja przeoczyć. Oczywiście porządnie ogrodzona, z blokadą wysuwaną z podjazdu uniemożliwiającą wtargnięcie jakimś autem, dużo zieleni chroniącej przed oczami zbyt ciekawskich, ot, wzorcowa instytucja szpiegowska /jak zresztą każda ambasada/.
Zaczęło kropić co nie wróżyło dobrze frekwencji, ale jednak powoli nazbierało się nas z 15 osób /kiedy niedawno protestowali tam Ukraińcy, było ich 150-ciu. Zagadka: jaka jest różnica w ilości Polaków a Ukraińców w Dublinie?/. W międzyczasie pojawiła się Garda /zapewne wezwana przez Rosjan/, uprzejmie zapytali czy jest spokojnie, my - że jak najbardziej, więc my stanęliśmy tam, gdzie staliśmy, a oni tam gdzie... no, obok w każdym razie. Pełna kultura z obydwu stron, do samego końca. A później - dzienne Polaków rozmowy.
Cieszę się, że poznałem kolejnych ludzi - którym nie jest wszystko jedno.... Więcej zdjęć: LINK.
Cieszę się, że poznałem kolejnych ludzi - którym nie jest wszystko jedno.... Więcej zdjęć: LINK.
Mała frekwencja dowodzi chyba raczej tego, że Polacy w Irlandii coraz bardziej utożsamiają się z nową ojczyzną niż z Polską. Większość planuje zostać na stałe więc sprawy Katynia czy Smoleńska mniej ich obchodzą niż to czy Irlandia wyszła z recesji czy jeszcze nie. W Irlandii widzą przyszłość swoją i swoich dzieci a kwestie polsko-rosyjskie to dla nich temat poboczny.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem, przyczyna jest inna - to po prostu zwykła totalna społeczna bierność. Gdyby było tak jak piszesz, to np. Rodacy masowo glosowaliby w wyborach lokalnych - tymczasem wiemy, że w 2009 roku w "Register of Election" zarejestrowało się niespełna 9 tysięcy Rodaków, z czego do urn poszło niecałe 15% z nich. Czyli z wielotysięcznej Polonii w Irlandii do wyborów lokalnych poszło zagłosować raptem nieco ponad tysiąc osób. Jakieś pół procenta Polaków mieszkających w Irlandii... Przypomnę, że do udziału w tych wyborach nie trzeba mieć tutejszego obywatelstwa. Jak bedzie w tych wyborach? Nie mam większych złudzeń, podejrzewam, że tak samo.
UsuńWidać niektórzy wolą TV i grilla zamiast głosować. Nie ma na to rady niestety.
OdpowiedzUsuńJaki nisko trzeba upasc, by tak niskimi pobudkami kierowac sie w czyms tak niedorzecznym jak 'wybor ojczyzny'?!?! Kiedys przez 5 pokolen naszym pra*dziadom probowano narzucic nowa tozsamosc narodowa. Teraz za garsc srebrnikow oddajemy ja sami, wierzac naiwnie, ze choc "nasze dzieci beda u siebie". Banda kretynow, ktorym wystarczy pelna micha i nowa plazma w ktora slapia tepym wzrokiem gdy na zewnatrz pizdzi.
OdpowiedzUsuńhttps://twitter.com/i/status/1497259463597826050
OdpowiedzUsuńSzkoda że nie było tylu ludzi kiedy my protestowaliśmy. Już 8 lat temu ostrzegaliśmy przed tym co ma miejsce teraz...
Usuń