wtorek, 18 czerwca 2024

Wszystko zdarza się dwa razy

"Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy" - twierdziła w swoim wierszu Wisława Szymborska. Młoda wtedy była, ledwie brała rozwód z socrealizmem, więc napisała, co wiedziała. Ważne, żeby się rymowało. Kiedy człowiek jest nieco starszy, to już wie, że poezja sobie, a proza życia - sobie.

Przykładów można mnożyć, ale pierwszy z brzegu, jeszcze gorący i to dosłownie: płonące wysypiska śmieci w Polsce. Mogło się zdarzyć raz, nie miało prawa zdarzyć się ponownie. Tymczasem pożary wybuchają tak często, że zaczynamy traktować to jako zwykłą, normalną rzecz, chociaż jest to ewidentny kryminał, twardy dowód na działanie mafii, a zarazem na nieporadność polskich służb. Kolejny przykład? Ostatnie wybory w kRAJu i wszelkie ich następstwa. Jakbyśmy cofnęli się o dekadę i jak to śpiewała z kolei Maryla Rodowicz: "choć w papierach lat przybyło, to naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami". Ja bym doprecyzował: nie tyle tacy sami, ile wręcz ci sami, przynajmniej jeżeli chodzi o miłościwie nam panujących w rządzie i publicznej telewizji. Najbardziej realne déjà vu: te same twarze, ta sama "uśmiechnięta Polska" z czekoladowym orłem i to samo stwierdzenie, że "piniendzy nie ma i nie będzie". To też nie miało prawa drugi raz się wydarzyć, ale jednak.

No cóż, nie chcę rozpisywać się o polityce, bo wybory moich Rodaków nieraz wprawiają mnie w osłupienie i nie potrafię ich sensownie wytłumaczyć. Jak dla mnie, to syndrom sztokholmski w czystej postaci, co powinno na długie lata dać zajęcie psychologom i socjologom, a być może i księżom w konfesjonałach, bo głupota też jest grzechem. Szczególnie w dzisiejszych czasach, gdy wiedzę całego świata ma się na wyciągnięcie smartfona z kieszeni. Tym samym ignorancja to wybór, a jak wiadomo, Stwórca dał człowiekowi wolną wolę.

Szymborska w swoim wierszu nawiązała do filozofii Heraklita, który twierdził, że panta rhei i nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki. Ja tam wolę starego dobrego Koheleta, z jego stwierdzeniem, że nie ma nic nowego pod Słońcem i wszystko już było. Zostawmy politykę, chociaż polityka z pewnością nie zostawi nas. Na naszych oczach zmieniają się bieguny polityczne świata, nową potęgą gospodarczą stały się Chiny. Czy to coś nowego? Chiny mają za sobą dosłownie tysiące lat historii i przez jej większość - były potęgą. Żartobliwie można stwierdzić, że nawet Wyspiański pisał w Weselu, że "Chińcyki trzymają się mocno!", chociaż akurat wtedy stawały się kolonią państw zachodnich. Cóż to jest 100 czy nawet 200 lat, przy historii mierzonej w tysiącleciach? Ot, epizod ledwie. Po 120 latach od wydarzeń opisywanych w Weselu możemy stwierdzić, że "Chińcyki" nie tylko nadal trzymają się mocno, to do tego kolonizują swoich dawnych kolonizatorów. Ale to też nic nowego, bo spójrzmy na kraje zachodnie, które coraz bardziej przypominają swoje dawne afrykańskie kolonie. Jak to mawiają złośliwi, teraz, żeby zobaczyć jak wygląda przeciętne afrykańskie muzułmańskie państwo, wystarczy pojechać do Paryża.

Świat, który znaliśmy, kończy się na naszych oczach, w dużej części na nasze życzenie. Może niekoniecznie nasze, ale kolejnego pokolenia Jak to z kolei śpiewał zespół Kombii /tak, ten drugi, przez dwa "i", co to się porobiło, proszę Państwa/, "każde pokolenie ma własny czas, każde pokolenie chce zmienić świat". Na razie zmieniają świat tak, że jest to, co było, ale może wkrótce "nie będzie niczego", jak twierdził internetowy klasyk, Krzysztof Kononowicz. Mieszkamy w Europie, więc jest siłą rzeczy jesteśmy przesiąknięci europocentryzmem. Przyjmujemy jeszcze do wiadomości istnienie Stanów Zjednoczonych i Rosji, która dla większości z nas kulturowo znajduje się w Azji, oraz Izraela, który, chociaż rzeczywiście znajduje się w Azji, to umieszczamy go, zupełnie niepotrzebnie zresztą, w kulturze europejskiej. Pewnie, że wiemy o istnieniu "reszty świata", ale nie odgrywa ona dla nas większego znaczenia. Tymczasem jeżeli utrzymają się obecne trendy, to najdalej za dekadę, szeroko rozumiana Azja na czele z Chinami, będzie nadawała ton całemu światu. Europa pozostanie skansenem, jednym wielkim disneylandem dla azjatyckich turystów, i to raczej tych biedniejszych.

Na razie, jesteśmy być może w przededniu większej konfrontacji Zachodu ze Wschodem. Nawet nasi politycy dają jasno sygnały, że przyszła wojna z Rosją jest bardzo prawdopodobna. Jak widzimy po tym co się dzieje na Ukrainie, wbrew buńczucznym zapowiedziom i medialnym relacjom, Rosja nie tylko nie przegrywa, ale krok za krokiem się umacnia. Nie pomagają miliardy euro i dolarów pompowane w Ukrainę. Oczywiście bez tej pomocy, Ukraina już dawno musiałaby skapitulować. Kwestia tej wojny to temat daleko szerszy, ścierają się tam różne interesy i o wielu rzeczach nie mamy pojęcia, a medialny teatrzyk, jaki się dla nas odgrywa, to zwykły dym w oczy. Niemniej, jesteśmy Polakami i mamy obowiązki polskie. Przyjąć uchodźców to jedno, ale przy okazji /nawet takiej jak wojna/ upomnieć się o prawdę historyczną - to drugie. Tymczasem przyznanie się Ukrainy do bestialskiego ludobójstwa Polaków i zgoda na ekshumację pomordowanych, to jest absolutne minimum, jakiego powinniśmy żądać. Do tego definitywny koniec czczenia Bandery, Szuchewycza i innych odpowiedzialnych za zbrodnie na naszych Rodakach. Jeżeli Ukraińcy chcą budować swój mit narodowy na tych zbrodniarzach, to powinniśmy się zastanowić, jakim państwem będzie dla nas Ukraina po wojnie. Bo każda wojna kiedyś się skończy, ale graniczyć z sobą będziemy nadal.

Ewentualna wojna z Rosją, do której mam nadzieję nigdy nie dojdzie, to oczywiście element innej geopolitycznej układanki. Jednak wielu Rodaków, patrząc na powolny rozkład Europy, opętanej szaleństwem poprawności politycznej i ekologicznej, widząc realne zagrożenia wojną a jednocześnie nie wierząc w to, że Ameryka będzie jeszcze kiedykolwiek "great again", coraz częściej spogląda w kierunku Azji. Są tam kraje, które pozwalają nie tylko bezpiecznie przetranferować swój majątek, poza obszar zainteresowania polskiego fiskusa, co jeszcze zapewniają spore możliwości zarobku dla osób przedsiębiorczych. O ile mogą być problemy z zakupem ziemi przez obcokrajowców, to raczej bez przeszkód można kupić mieszkanie czy biuro, położone już na pierwszym piętrze. Co kraj, to obyczaj. W przeciwieństwie do Polski, o takiej Hiszpanii i ich słynnych "okupas" nie wspominając, lokatora, który nie chce płacić za wynajem, po prostu wyrzuca się na zbity pysk, bo prawo własności jest tam święte. Sam, gdybym miał do wyboru, zakupić mieszkanie we wspomnianej Hiszpanii czy takiej Kambodży, prawdopodobnie nie zastanawiałbym się ani chwili. Na szczęście mnie takie dylematy nie dotyczą, ale coraz więcej osób rozważa i takie kierunki emigracji.

Osobiście odpowiada mi irlandzki klimat, w Polsce też jest pięknie, poza tym ma już człowiek tyle lat, że wypadałoby się rozglądać za kupnem jakiegoś własnego miejsca, ale już raczej na cmentarzu. Nawet tam ziemia zawsze będzie w cenie, bo jej, w przeciwieństwie do ludzi, nie przybędzie. Jednak młodszym Czytelnikom zostawiam pod rozwagę, czy lepiej być kustoszem we wspomnianym europejskim skrzyżowaniu skansenu z disneylandem, czy może wyjechać tam, gdzie ludzie jeszcze zachowali zdrowy rozsądek. A może czas na kubeł zimnej wody, zakasanie rękawów i ratowanie tego, za co poprzednie pokolenia oddawały życie?

To nie są łatwe dylematy, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo, a dobrze - już było. Samych trafnych decyzji Państwu życzę.

4 komentarze:

  1. Nie chcę być nietaktowna, wybacz więc, jeśli to zbyt osobiste, ale nie bardzo rozumiem, dlaczego uważasz, że Ciebie takie dylematy nie dotyczą? Mieszkacie w dwóch krajach, kiedyś chyba będziecie musieli zdecydować się na jeden konkretny, macie teraz malutkie dziecko, rodzinę w kraju, a tymczasem ani w Polsce (nad którą wisi widmo wojny), ani w Irlandii (zalewanej przez nielegalnych imigrantów) nie dzieje się dobrze.

    Mnie również odpowiada tutejszy klimat, ale przyznam szczerze, że coraz bardziej obawiam się, że jednak kiedyś nadejdzie taki dzień, kiedy trzeba będzie rozważyć "ucieczkę". Najgorsze jest to, że nie bardzo jest dokąd uciekać, bo cała Europa imploduje. Swoją drogą, skoro mowa o powolnym rozkładzie tego kontynentu, to chciałabym Ci tu polecić świetną książkę Douglasa Murraya- "The Strange Death of Europe". Dostępny jest również polski przekład pod tytułem "Przedziwna śmierć Europy". Zdecydowanie jest to najlepsza pozycja, jaką przeczytałam w tym roku. Douglas jest w naszym chorym, politycznie poprawnym świecie jak ostatni Mohikanin.

    Chciałabym zakończyć ten wpis pozytywną nutka, ale chyba się nie da. Bo, jeśli mam być szczera, to nie pokładam zbyt dużych nadziei w naszym społeczeństwie. Mam wrażenie, że dobrobyt i postęp technologiczny mocno je ogłupiły. Nastąpiła degrengolada i dewaluacja systemu wartości. Nie kopiemy do tej samej bramki, walczymy między sobą. I nie widzimy niczego poza czubkiem własnego nosa, o czym dobitnie parę dni temu przypomniała nam kolejna bezsensowna śmierć młodego człowieka - Marcina skatowano na imprezie w Sosnowcu, na której były tysiące osób.

    Bóg, honor i ojczyzna to hasła, które dziś nic już nie znaczą. Teraz w cenie są lajki, obserwatorzy i internetowy fejm. Czasami mam wrażenie, że nasi przodkowie, którzy polegli za wolny kraj, przewracają się w grobie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisząc, że mnie to nie dotyczy, miałem na myśli to, że mam już swoje lata. Pożyję jeszcze nie więcej niż 20, może znacznie mniej. Nie dla mnie zaczynać wszystko od nowa, gdzieś w Azji, do tego jeszcze w gorącym klimacie. Ale dla młodszych ode mnie, jest to jakaś opcja. Do całego Twojego komentarza, pełna zgoda. Degenerujemy się jako społeczeństwo, na życzenie większości, której musimy się podporządkować, bo jesteśmy w mniejszości, a takie są reguły demokracji. . Ale - historia zna różne przypadki nagłych zwrotów akcji, w wyniku których społeczeństwo multi-kulti, wielonarodowościowe, nagle ponownie stawało się jednolite narodowo. Oczywiście, z reguły wiązało się to z wojną, czystkami etnicznymi, itp. i oby nigdy u nas do tego nie doszło.

      Usuń
  2. A może to tylko nostalgia starszego pokolenia nie nadążającego za zmianami? Czyż Nasi rodzice nie mówili nam, ze nic z nas nie wyrośnie widząc nas non-stop z walkman-em na uszach. A mimo to raczej każdy z Nas wyrósł na ludzi.
    … po prostu idą zmiany, a centrum świata jest dynamiczne ( kiedyś było ono w Iraku, dawnym centrum Jedwabnych Szlaków handlowych)…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam mam nawet tiktoka, więc uważam że nadążam za zmianami ;-) oczywiście, że idą zmiany, Chiny znowu będą potęgą a my skansenem. Wolałbym, żeby było odwrotnie, ale jest, jak jest...

      Usuń