W ubiegłym miesiącu cały Uśmiechnięty kRAJ obiegła wstrząsająca wiadomość: oto Jerzemu Owsiakowi, naszemu naczelnemu orkiestrowemu Filantropowi, ktoś groził śmiercią na facebooku, pisząc: "giń człeku". Służby zareagowały błyskawicznie: do mieszkania emerytki, która taki wpis popełniła, udał się sam komendant z naczelnikiem, ale że nie zastali jej w domu, to następnego dnia, o 6:00 rano, poważnie schorowaną kobietę, zatrzymali już zwykli policjanci, bo przecież naczelnicy i komendanci nie wstają do roboty o tej porze.
Brawo policja, w końcu udało się wam "przyjechać na facebooka". Schorowanej emerytki bronić nie zamierzam, napisała co napisała i na pewno ma prawo dowodzić swoich racji przed polskim sądem, stosującym przepisy "tak, jak my je rozumiemy". Nie jest ubezwłasnowolniona, ma prawa wyborcze, więc powinna odpowiadać za swoje czyny tak, jak każdy zwykły obywatel. Tyle tylko, że zwykły obywatel nie może liczyć na taką policyjną ochronę, jaką ma nasz umiłowany Filantrop.
Ja sam, będąc tylko malutkim internetowym żuczkiem, tworzącym jak najbardziej "family-friendly content", takie pogróżki dostaję regularnie kilka razy w roku. Najłagodniejsze z nich to życzenie, żebym, cytuję: "wrócił do Polski i zdechł tam pod krzyżem". Tych mniej łagodnych w żaden sposób cytować się nie da, bo to zwykły ściek, chociaż ich autorami są często osoby, których w życiu byście Państwo o takie zachowanie nie podejrzewali. Co z tym robię? Od dawna zakładam, że ludzi, którym odklejają się klepki, będzie przybywało w postępie geometrycznym, więc chamskie komentarze po prostu kasuję a bałwanów banuję, i tyle. Nigdy nie przyszło mi do głowy wzywać policji, chociaż niektóre sytuacje, jakie miałem przez ćwierć wieku mojej obecności w Sieci, kwalifikowałyby się jak najbardziej do sądu, a gdyby to ode mnie zależało, to również do ucięcia paluszków, jednego po drugim, tak, żeby następnym razem taki internetowy chojrak, stukał w klawiaturkę własnym nosem. Na szczęście takiej władzy nie posiadam, jak również nie mam takich znajomości, żeby po jakimś chamskim wpisie na mój temat, od razu reagował choćby zwykły stójkowy, o naczelniku z komendantem nie wspominając. Podejrzewam, że u Państwa wygląda to podobnie. Oczywiście, naszego umiłowanego Filantropa trzeba chronić, ale czy nie obowiązuje zasada, że wszyscy jesteśmy równi wobec prawa? Naprawdę po każdym chamskim wpisie na facebooku, reaguje naczelnik z komendantem, czy może nasz Filantrop ma specjalne względy, których nie ma szary zjadacz chleba?
Wszystko to pytania retoryczne, człowiek żyje już na tyle długo, że zna w praktyce wartość polskich przysłów ludowych, na czele z tym, że "co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie!". Filantrop może hejtować, ale Filantropowi złego słowa napisać nie można, bo to przecież nasze Dobro Narodowe. Tak na poważnie: równość wobec prawa jest fikcją, celebryta może więcej, chociaż przykład Palikota, który pomimo politycznych koneksji i minionych zasług dla obecnego rządu, jednak przez kilka miesięcy oglądał świat w kratkę, napawa pewnym optymizmem. Hamowanym jednak przez fakt, że jego wspólnik, przez cały ten czas, jednak bawi na wolności, bez zakłóceń prowadząc swoje telewizyjne show. No cóż, zbliżają się wybory prezydenckie, więc może trzymają go w rezerwie, gdyby znowu trzeba było ratować sytuację przez udział w programie, jak to zrobiono z Bronisławem Komorowskim.
Generalnie, za tę sprawę z naszym Filantropem i wycieczkami pod drzwi emerytki naczelnika z komendantem, powinny spaść głowy. Nie dosłownie, rzecz jasna, żeby nie było, że teraz ja nawołuję do "giń człeku", ale w cywilizowanym kraju media by ich rozszarpały, a oni sami zostaliby oddelegowani do kierowania ruchem ulicznym. W naszym Uśmiechniętym kRAJu, zostali, zdaje się, awansowani. No cóż, nie ma woli politycznej, żeby nasz kraj cywilizować, pomijając już fakt, że obecna władza ma wobec Filantropa dług wdzięczności, za aktywną pomoc w wygranych wyborach. Sama władza jest, niestety, emanacją Narodu, więc jaki Naród, taka władza, chciałoby się napisać.
Zostawmy już, zblatowanego z częścią środowiska politycznego naszego naczelnego Filantropa, bez którego, w urojeniu jego wyznawców, cała polska służba zdrowia natychmiast by runęła, a pochylmy się nad samym hejtem. Internetowy hejt istnieje od samego początku internetu. Wiadomo, sprzyjała temu anonimowość. Myślałem, że facebook trochę to zmieni, w końcu tam większość ludzi pisze pod własnym imieniem i nazwiskiem, często ze zdjęciem profilowym i informacjami o aktualnej pracy, ale gdzie tam. Ludzie naprawdę myślą, że wolno im więcej, a później jest zdziwienie gdy "ofiara" się broni, często nawet ich własną bronią. Bo przecież oni ewentualnie "tylko krytykują", a w odpowiedzi zderzają się z hejtem, no jak tak można? Dla ciebie hejt, dla innego krytyka, i vice versa. Ludzie hejtują wszystkich i za wszystko, ale przede wszystkim za poglądy polityczne. Przykre jest to, że polityczne podziały przenosimy na Zieloną Wyspę, jakby w kRAJu było tego za mało. Rodacy potrafią zakończyć nawet wieloletnią znajomość, tylko dlatego, że ktoś inny głosował na inną partię. Serio? To co z tą demokracją, działa tylko wtedy, gdy wybory wygrywają "nasi", a kto nie idzie z nami, ten przeciwko nam? Z falą hejtu można się spotkać, gdy ktoś przyzna, że słucha Radia Maryja. Poważnie? Świetne radio, dużo ciekawych audycji o zdrowiu, jeszcze więcej modlitwy. Dla wielu starszych, samotnych osób to jedyne okno na świat. Ale nie, bo Rydzyk, bo polityka. A co ci to przeszkadza? Ochłoń, nie chcesz, nie słuchaj, a katolicy też mają prawo do swoich mediów, takie są reguły demokracji.
Na hejt szczególnie muszą być uodpornieni ci, którym przyjdzie do głowy organizować jakiś event dla Rodaków w Irlandii. Nie daj Panie Boże zaprosić jakiegoś polityka z prawej strony, artysty, który nie bierze udziału w paradach równości i jeszcze ma czelność o tym mówić, albo nawet zespołu, którego lider udzielił wywiadu w tv Republika. Nieważne, że następnego dnia udzielił podobnego wywiadu na Onecie - on zdradził tęczowe ideały i okrył się hańbą. Zmycie tego będzie wymagało długiego czasu, ale jest do zrobienia, co udowodnili np. Roman Giertych, niegdyś Wszechpolak i przykładny katolik, a obecnie tęczowy euroentuzjasta, czy Michał Kamiński, niegdyś twardy endek z ZChN, obecnie, jak jego wyżej wymieniony kolega, prawdziwy europejski demokrata. Da się? Da - jak mawiają Rosjanie.
Będąc na emigracji, zdarza się niektórym z nas być hejtowanym przez Polaków w Polsce. Bo "uciekliśmy", więc generalnie nie powinniśmy się wypowiadać na polskie tematy. Nie znam nikogo, kto by z Polski "uciekł", każdy normalnie wyjechał, robiąc tym samym miejsce dla innych. Wyjechał, więc nie zabrał ci pracy, za to z reguły zostawia sporo pieniędzy, kiedy do Polski przyjeżdża. Tak na marginesie, niedawno czytałem dosyć gorzką w wymowie wypowiedź jednego z "wyjechanych", a ilość wspierających go komentarzy, była ogromna. Otóż stwierdził on, cytuję z pamięci: "Od kiedy wyjechałem, nikt mnie tutaj nie odwiedził. Zawsze to ja mam bliżej do Polski, niż rodzina czy przyjaciele do mnie. Zawsze to ja dzwonię, chociaż telefon działa w obie strony. Kiedy jestem w Polsce, wszyscy oczekują prezentów, chociaż ja sam nic nie dostaję. Kiedy jesteśmy w restauracji, to ja mam za wszystkich płacić, bo przecież zarabiam w euro. Rodzinę muszę odwiedzać każdą z osobna, chociaż lepiej byłoby zorganizować jedno większe spotkanie, ale nie - muszę chodzić od domu do domu, a jeżeli gdzieś nie pójdę, to jest obraza majestatu. Poświęcam na to cały swój urlop, chociaż mógłbym wyjechać w jakieś ciekawe miejsce, ale i tak nikt tego nie docenia". Oczywiście były kontrargumenty, że w Polsce mniej się zarabia a bilety lotnicze i rozmowy drogie, urlop trzeba brać, itp. Bilety lotnicze, szczególnie na bliskie loty w Europie, w dodatku kupione z wyprzedzeniem, są naprawdę tanie, rozmawiać można za darmo przez internet, itp. Nie chodzi tutaj o koszty, ale o jakieś takie poczucie, że skoro ktoś wyjechał, to niejako jest coś "winien" tym, którzy zostali. Swój czas, atencję, no i najchętniej - pieniądze. Oczywiście, nikt nie jest nikomu nic winien, a m.in. poprzez takie zachowania, coraz więcej takich emigrantów, zamiast odwiedzin u rodziny w Polsce, wybiera się na urlop w bardziej egzotyczne miejsca, co znowu nakręca falę krytyki bliższych lub dalszych im osób.
Wracając do internetowego hejtu: osobiście najwięcej facebokowych "znajomych" potraciłem wtedy, gdy w pamiętnym pandemicznym okresie napisałem, że się zaszczepiłem. Broń Panie Boże nie nawoływałem nikogo do szczepień, napisałem tylko, że sam się zaszczepiłem - bo tak radziła większość lekarzy, no i z uwagi na to, że jestem gruby i po 50-tce, a więc znalazłem się w grupie podwyższonego ryzyka. Ze zdziwieniem patrzyłem, jak licznik moich "znajomych" pikuje w dół. Mała strata, krótki żal, ale przy okazji dostałem sporo naprawdę niefajnych wiadomości. Oczywiście, niczego nie żałuję, dzisiaj też bym się zaszczepił i też bym o tym napisał, a jak.
Jak sobie radzić z internetową nagonką? Generalnie rozwiązanie zastosowane przez naszego, przytoczonego na wstępie, umiłowanego Filantropa, byłoby godne naśladowania, gdyby udało się je wcielić w życie na masową skalę. Ot, ktoś ci źle życzy w internecie, to następnego dnia o 6:00 rano policja wyciąga go z łóżka. Piękna wizja, tylko skąd tylu policjantów nabrać, skoro już ich brakuje nawet do zwykłych patroli? Pozostaje więc kasować, banować i się nie przejmować. W zdecydowanej większości przypadków to są nieszczęśliwi ludzie, którzy za własne nieudane życie obwiniają wszystkich dookoła. Najczęściej sprawdza się też tutaj nieładne stwierdzenie, za które przepraszam, ale które celnie oddaje sedno sprawy, że "chojrak w necie, pi*da w świecie". Mocni w gębie na internecie, ale już pokorni w realnym świecie.
Chyba że nie, bo trafi się ktoś, kto naprawdę przeniesie nienawiść z wirtualnej rzeczywistości do prawdziwego życia i spowoduje kłopoty w pracy, zagrozi bezpieczeństwu Twojemu lub Twoich bliskich. Skoro tak, to witamy w realnym świecie i stosujemy realne, dozwolone prawem środki. Tylko wtedy to nie jest już internetowy hejt czy wirtualne pogróżki, tylko zwykły kryminał, a za swoje czyny trzeba zapłacić. Swoją drogą, za plotki rozsiewane w pracy powinni wyrzucać na zbity pysk, za próbę udaremnienia legalnego, artystycznego występu - powinno się zasądzać zwroty wszelkich kosztów jego organizacji. Wtedy błyskawicznie by oprzytomnieli co niektórzy, bo nic tak nie działa na wyobraźnię, jak wizja sięgnięcia do własnej kieszeni.
Do tego potrzeba jednak politycznej woli i sprawnych sądów. Żyjemy na przełomie dziejów, ewidentnie widać, że, jak to śpiewał kiedyś Bob Dylan, "czas zmian nadchodzi". Do tego wspomnijmy słowa Jana Pawła II, które za nim powtórzył viceprezydent USA J.D. Vance, praktycznie mieszając z błotem europejskie elity: "Nie lękajcie się". Czego Państwu i sobie życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz