niedziela, 27 października 2024

Spotkanie modlitewno - integracyjne, irlandzko - polskie

Dzisiaj Ojcowie Sercanie z Sacred Heart w Cork zaprosili naszą polską wspólnotę na spotkanie modlitewno - integracyjne, irlandzko - polskie. Była wspólna Eucharystia, a także występy polskiej młodzieży, wspólne śpiewanie i prezentacja polskiej kuchni.

Poniżej kilka zdjęć, filmik z tego wydarzenia można zobaczyć na moim YT: LINK.






piątek, 25 października 2024

4 urodziny Patryczka - w przedszkolu

Patryczek w przyszłym tygodniu będzie świętował swoje 4 urodziny. Właściwą imprezę będzie miał później, ale dzisiaj /bo w przyszłym tygodniu przedszkole będzie nieczynne/ podaliśmy do przedszkola tort i sporo innych smakołyków, żeby dzieci odśpiewały mu "100 lat!". A właściwie: "Happy birthday" ;-) Sam tort oczywiście w kształcie Spidermana, obecnie ulubionego superbohatera Patryczka.

/Powyżej: Patryczek w przedszkolu/

poniedziałek, 21 października 2024

Groundwork: Climate awareness in the UCC Art Collection

Od 29 marca do 3 listopada b.r. w Glucksman Gallery w Cork ma miejsce m.in. wystawa "Groundwork: Climate awareness in the UCC Art Collection". Główny temat, to ekologia i zmiany w środowisku i klimacie.

/Powyżej: fragment wystawy/

czwartek, 17 października 2024

Patryczek odrabia lekcje

Patryczek chodzi już do irlandzkiego przedszkola, i póki co jest bardzo zadowolony. Ale, ponieważ różnie może nam się jeszcze ułożyć, jednocześnie "odrabia lekcje" z książeczki którą miał w polskim przedszkolu, tak żeby przyswajał tę samą wiedzę co jego koleżanki i koledzy w Polsce.

/Powyżej: Patryczek "odrabia lekcje" pod nadzorem Agnieszki ;-)/

środa, 16 października 2024

Halloweenowa choinka

Poszliśmy do Lidla na zakupy, a tam, zaskoczenie: choinka /a przypomnę, mamy 16 października/, tyle że ubrana w halloweenowe ozdoby, a zamiast gwiazdki na szczycie drzewka, założono tam kapelusz wiedźmy. Oto jak Irlandczycy połączyli sobie dwie tradycje. Idę o zakład, że zaraz po Halloween, choinkę rozbiorą i ubiorą raz jeszcze, tym razem już w świąteczne ozdoby. Swoją drogą, już widziałem w sprzedaży tutejsze ciasta świąteczne ;-)

/Powyżej: halloweenowa choinka/

wtorek, 15 października 2024

Prawda ekranu i piramidalne biznesy

"Jest prawda czasu i jest prawda ekranu" – twierdził Zagajny, reżyser "Ostatniej paróweczki Hrabiego Barry Kenta" w filmie Miś. Od premiery tej komedii minęło ponad 40 lat, ale film stał się kultowy, ze względu na swoją ponadczasowość. Nadal mamy prawdę czasu i prawdę ekranu, przynajmniej tego w naszych smartfonach, tyle że sami reżyserujemy swoje własne filmy, choćby w postaci instagramowych rolek, z nami w roli głównej.

Życie w realu w większości przypadków mocno różni się od tego na social mediach, o czym doskonale wiedzą na przykład działacze polonijni w Irlandii, którzy niejednokrotnie tworzą fikcję aktywnej działalności na rzecz swoich Rodaków, gdy w rzeczywistości prawda czasu jest zupełnie inna. Takie fikcje są jeszcze stosunkowo niegroźne, co najwyżej "uśmiechnięta Polska" straci kolejne kilkaset tysięcy euro na wspieranie projektów zbędnych i niepotrzebnych, którymi, poza wspomnianymi działaczami, pies z kulawą nogą się nie interesuje, chociaż w sprawozdaniach słanych do ambasady, zawsze jest odtrąbiony pełny sukces. Wiadomo, że cudze pieniądze wydaje się łatwo, a rotacyjni dyplomaci na Zielonej Wyspie chyba jeszcze nie wiedzą, że istnieją granice absurdu.

Znacznie gorsi są twórcy przeróżnych "prawd ekranu", którzy obiecują łatwe i dostatnie życie, które czeka tuż za rogiem. Ostatnio nastąpił prawdziwy wysyp takich ofert i powoli staje się to plagą. Oto wystarczy smartfon i wykupienie subskrypcji w tej czy innej "globalnej platformie inwestycyjnej", świadczącej "usługi edukacyjne". Coraz więcej młodych ludzi się na to nabiera, bo kto nie chciałby żyć lekko i przyjemnie, spędzać czas na podróżach, a to wszystko opłacać zyskami generowanymi z "inwestycji na rynkach finansowych", na które poświęca się co najwyżej 1-2 godziny dziennie, klikając w ekran smartfona? Oczywiście, wszystko to pic na wodę i fotomontaż, otrzeźwienie przychodzi w ciągu co najwyżej dwóch lat, gdy ludzie zrozumieją, że z tego "piniendzy nie ma i nie będzie". Do tego czasu, miesiąc miodowy trwa, uczestnicy piramidy wciągają w to kolejne osoby, bo tylko z rekrutacji następnych naiwnych można mieć jakikolwiek niewielki zysk, i sami przed sobą udają, że osiągnęli jakiś sukces.

Gdy spojrzy się na instagramowe fotki takich ludzi, to widzimy, że jeżdżą drogimi samochodami, spędzają nieustające wakacje w egzotycznych krajach, na przegubach mają drogie zegarki. Tyle że samochody są najczęściej z wypożyczalni, na egzotyczne wakacje jadą w 15 osób, wynajmując najtańszy apartament, a następnie godzinami kręcą filmiki, które będą wrzucali przez kolejne pół roku. O zegarkach się nie wypowiadam, bo każdy, kto potrafi łączyć kropki, już wie, skąd i za ile te chronometry. Po co tacy młodzi ludzie roztaczają wokół siebie atmosferę rzekomego bogactwa? Cel jest jeden: żeby zwabić kolejnych, bez których piramida się zawali.

Prawda jest taka, że pieniądze lubią ciszę, i ktoś, kto jest naprawdę bogaty, raczej się z tym nie afiszuje. Wiadomo, że im więcej masz, tym bardziej wzrasta prawdopodobieństwo, że znajdą się chętni, żebyś się z nimi podzielił. Pół biedy, jeżeli jest to tylko urząd skarbowy, który poprosi cię o wyjaśnienie, dlaczego twoje bogate instagramowe życie nie znajduje odzwierciedlenia w deklaracjach podatkowych? Tak, proszę Państwa, coraz częściej docierają sygnały, że skarbówka już umie w socjal media. Gorzej, gdy wieczorową porą odwiedzi cię kilku silnych panów, którzy łamaną polszczyzną poproszą o zapłatę za "ochronę" tak bogatej persony, a w przypadku odmowy, złożą propozycję nie do odrzucenia, w postaci wypicia szklanki wrzątku. Ale spokojnie, takich instagramowych biznesmenów nikt nie porywa dla okupu, bo nawet bandziory nie wierzą w bajki o złotych górach, zakopanych gdzieś w internecie.

Kiedy przychodzi otrzeźwienie, z reguły rodzina i przyjaciele zdążyli już się odsunąć od takiego wirtualnego milionera, który naopowiadał im, że przegrali życie, bo co rano odbijają kartę w fabryce sztucznych kwiatów w Irlandii. Wtedy chyłkiem znikają z social mediów i z podkulonym ogonem wracają do pracy w McDonald's, która przecież nie jest niczym złym.

Żeby nie było: ja nie twierdzę, że nie da się robić "biznesu online". Da się, ba, sam to robię w swojej mikroskali, chociażby pisząc i przesyłając online ten felieton do MiRa, w którym był pierwotnie opublikowany. Wykonałem online jakąś pracę, czy może bardziej usługę, otrzymałem za to wynagrodzenie. Jak najbardziej istnieją całkowicie internetowe biznesy, jak chociażby księgarnie z e-bookami, gdzie handluje się czymś, co istnieje tylko w cyfrowej postaci i co można kopiować nieograniczoną ilość razy, wskutek czego magazyny takiej firmy zawsze będą pełne. Nie twierdzę też, że nie da się zarabiać na giełdowych inwestycjach czy nawet handlu kryptowalutami, bo da się, mając odpowiednią wiedzę i kapitał i niejedna fortuna tak powstała.

Słowo klucz, to: wiedza - i kapitał. Tymczasem zwerbowani uczestnicy piramidalnych internetowych platform "edukacyjno-inwestycyjnych", z reguły nie mają ani jednego, ani tym bardziej drugiego. Zazwyczaj to bardzo młodzi ludzie, którymi najłatwiej manipulować. Ich szkolenia, to w zdecydowanej większości motywacyjne slogany, umiejące im jednak zrobić sieczkę w głowie. Kiedy wmówi im się, że są lepsi od takich dziadersów jak ich rodzice, i już za chwilę odnajdą Świętego Graala, są gotowi naprawdę wszystko rzucić na jedną szalę i za pomocą "marketingu sieciowego, inwestować na globalnych rynkach finansowych". Tak, wiem, jak głupio to brzmi, ale są tacy, którzy w to wierzą.

Pół biedy, kiedy tylko porzucą, załatwioną im przez mamę i tatę, posadę pakowacza we wspomnianej fabryce sztucznych kwiatów. Gorzej, gdy oślepieni blaskiem nadchodzącego sukcesu i omamieni obietnicami swoich "edukatorów", zdążą poważnie się zadłużyć w tej czy innej instytucji, działającej na granicy prawa, lub w ogóle poza prawem. Konsekwencje takich decyzji będą się ciągnęły latami, a może być jeszcze gorzej. Nawet w takiej wiecznie Zielonej Irlandii są osoby, które chętnie pożyczą pieniądze, nie pytając na co, ale niech nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby ich z nawiązką nie zwrócić. Nawet ewakuacja do Polski, może na niewiele się zdać.

Gdy kończy się Sen o Warszawie, zaczyna się Sen o Dolinie, z proroczym: "znowu w życiu mi nie wyszło, sam wiem że zbyt późno jest, by zaczynać wszystko znów. Znowu szarych dni pagóry, znów codziennych rzeczy las"... Oczywiście wtedy wkraczają przywoływani już "edukatorzy", którzy tłumaczą, że "to tylko twoja wina, bo miałeś niewłaściwe nastawienie. Patrz, innym się udało, mają drogie samochody i zegarki i są na nieustających wakacjach". Tyle tylko, że ty już wiesz, skąd te samochody i jak wyglądają te wakacje. O zegarkach znowu nie będę się wypowiadał...

Jak to pisał mój ulubiony Kohelet: "Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: «Patrz, to coś nowego» - to już to było w czasach, które były przed nami". Tego typu biznesy "online" istniały już wiele lat przed internetem, tyle że wtedy nazywano to chałupnictwem. Tak, wiem, zbyt duże uproszczenie, ale schemat ten sam: chodziło o to, żeby zarabiać z domu, nie posiadając stałego etatu. Jeszcze w latach 80. ub.w. faktycznie takie oferty były: prywatni producenci sami robiąc coś mniej lub bardziej chałupniczo, zlecali np. nasączanie tuszem wkładów we flamastrach, szycie odzieży, i takie tam.

W latach 90. ub.w. jeszcze chałupniczo przepisywano na przykład teksty na maszynie do pisania, czy później - komputerze. Pamiętają to tacy matuzaleni jak ja, piszący w tym czasie swoje prace magisterskie. Później, było już znacznie gorzej. Prawdziwych ofert pracy domowej już praktycznie nie było, za to pełną parą weszły do Polski przeróżne mml-owe firmy, bardziej skupione na werbowaniu kolejnych członków, opłacających co miesiąc swoje uczestnictwo w tym czy innym programie, wydający pieniądze na szkolenia, spotkania, książki i płyty motywacyjne, rozprowadzane przez organizację, niż na rzeczywistej sprzedaży produktów, które nie były dostępne w sklepach, za to kosztowały trzy razy więcej, niż ich odpowiedniki z najbardziej znanych globalnych marek. Teraz gdy wszyscy już od dobrych 20 lat mamy internet, doszło do fuzji dawnego chałupnictwa i mml, gdy już nawet żaden realny produkt nie jest potrzebny.

Sam kilka razy byłem zapraszany do takich mml-owych przedsięwzięć. Za każdym razem przez osoby, które znałem wcześniej i byłem pewien, że są trochę mądrzejsze. Schemat był zawsze ten sam: zaproszenie do kawiarni, rysowanie słupków i wykresów, przekonywanie o wyjątkowych i fantastycznych produktach, nigdzie indziej nie dostępnych, wizja szybkiego i łatwego zysku. Później dochodziło do płacenia za herbatę i żaden z tych mml-owych biznesmenów nie miał pieniędzy, więc standardowo płaciłem za wszystkich. Jakie to firmy? A różne, od dystrybuujących witaminy i detergenty, po soki, co to wszystkie choroby leczyły, łącznie z rakiem. Dzięki Panu Bogu Najwyższemu, nigdy mamona nie oślepiła mnie na tyle, żebym uwierzył w te bzdury, a tym bardziej kogoś w to wciągnął. Jestem człowiekiem starszej daty i wierzę w to, że są tylko dwie płcie a bogactwo bierze się z pracy. No, chyba że z dziedzictwa, ale w bajki o bogatej, chociaż nie znanej do tej pory krewnej, umierającej gdzieś za granicą i chcącej przekazać Wam majątek, o czym donosi z podejrzanego mejla jej "prawnik", sugerowałbym raczej nie wierzyć.

Pamiętajmy też, że jak mówi stare polskie przysłowie: kto chce się wzbogacić w tydzień, tego powieszą w ciągu roku. Pozostaje irlandzka fabryka sztucznych kwiatów, w której naprawdę nie jest źle, o ile nie pracuje z Wami zbyt wielu Rodaków, którym włączyło się współzawodnictwo pracy, i jeden przed drugim chcą się wykazać, jak szybko wyrobią i o ile przekroczą target. Irlandzki pan oczywiście poklepie po ramieniu, a ich dzisiejszy rekord uczyni waszą jutrzejszą normą.

Dlatego, jeżeli marzysz o własnym biznesie, to zrób go, ale z głową. Najpierw warto dokształcić się w danej dziedzinie, później zarobić i odłożyć na to trochę pieniędzy, pamiętając też, że zyski nie pojawią się od razu i że możesz je w całości stracić, co w ciągu roku spotyka średnio nawet 4 na 5 nowych biznesów. Ważne też, żebyś robił to, co lubisz i na czym się naprawdę znasz, wtedy twoja szansa na sukces zdecydowanie wzrasta. Bylebyś nie kpił z tych, którzy wstają co rano, żeby podbijać kartę w fabryce sztucznych kwiatów. Oni być może bardziej cenią sobie święty spokój, którego ty, jako prowadzący własny biznes, szybko nie zaznasz. Jak to swego czasu rapowała Paktofonika: "wszystko ma swoje priorytety, niestety, wszystko ma swoje wady, zalety, hierarchia wartości, obowiązki, przyjemności"...

niedziela, 13 października 2024

Zabawa dla dzieci, Patryczek na scenie

Wybraliśmy się na przedstawienie dla dzieci, które miało miejsce w Community Sports Hall w Glanmire, k. Cork. Występowały w nim postacie z bajek /Świnka Pepe, Psi Patrol, Spiderman, itp.,/ ale również dinozaury i - Charlie Chaplin. Ten ostatni zaprosił Patryczka na scenę i razem z nim prowadził swój pokaz ;-)

Poniżej - kilka zdjęć, filmik z tego wydarzenia można zobaczyć na moim YT: LINK.





poniedziałek, 7 października 2024

Pierwszy dzień Patryczka w irlandzkim przedszkolu

Dwa tygodnie temu Patryczek po raz ostatni poszedł do przedszkola w Polsce, a dzisiaj  był jego pierwszy dzień w przedszkolu irlandzkim. Wyszedł bardzo zadowolony, jeszcze w trakcie zajęć dostaliśmy od Pani Przedszkolanki jego zdjęcie z uśmiechniętą buzią, więc można by rzec, że aklimatyzacja poszła błyskawicznie. Zobaczymy, jak będzie dalej. My, nie ukrywam, też byliśmy bardzo przejęci, chociaż już nie tak zestresowani jak wtedy, gdy szedł po raz pierwszy do przedszkola w Krakowie: LINK.

/Powyżej: Agnieszka z Patryczkiem po wyjściu z przedszkola/

niedziela, 6 października 2024

Wracamy do irlandzkiej rzeczywistości

Minęło już prawie 2-tygodnie od naszego powrotu do Cork, powoli wtapiamy się z powrotem w irlandzką rzeczywistość, chociaż, po tych praktycznie dwóch latach pobytu w Polsce, który to pobyt wymusiło na nas załatwianie naszych Bardzo Ważnych Spraw, mamy poważne wątpliwości, czy to nie czas na koniec irlandzkiej przygody? Zobaczymy. Na razie ogarniamy podstawowe sprawy urzędowe, z przedszkolem Patryczka na czele. Jutro po raz pierwszy do niego pójdzie, zobaczymy jak sobie da radę, ale - ostatni rok chodził do polskiego przedszkola, oprócz tego bardzo dbaliśmy żeby miał kontakt z innymi dziećmi, więc - nie powinno być źle. Póki co - jesteśmy na placu zabaw w Ballincollig ;-)

/Powyżej: Agnieszka i ja, wyjątkowo zabrakło Patryczka, był pochłonięty ważniejszymi rzeczami ;-)/

sobota, 5 października 2024

Kool Kidz Korner w Monkstown

Pogoda niezmiennie deszczowa, więc wybraliśmy się do Kool Kidz Korner w Monkstown, gdzie spotkaliśmy się z naszymi przyjaciółmi, Sandrą i Rafałem. Świetne miejsce, również pod kątem zorganizowania urodzin dla dzieci.

/Powyżej: w Kool Kidz Korner/