Strony
środa, 28 grudnia 2005
Kafejki jak grzyby...
A teraz? Na tej samej ulicy sa trzy duze kafejki, w kazdej po 30 komputerow i tyle telefonow - ze przynajmniej na razie nie ma juz do nich kolejek. Skad ten kafejkowy boom? Co - lub kto - spowodowal, ze w irlandzkim Cork nowe internetowe kafejki wyrastaja jak przyslowiowe grzyby po deszczu? To my, Polacy :-)
Tak naprawde - te kafejki powstaly dla nas. To my stanowimy 90% ich klientow. Mlodsi - korzystaja glownie z "gadu-gadu" (ciekawe - czy jest jeszcze w jakiejkolwiek kafejce internetowej w Irlandii choc jeden komputer bez zainstalowanego standardowo tego komunikatora?), starsi - preferuja rozmowy telefoniczne z tanich kafejkowych telefonow. Jedni i drudzy sprawdzaja terminy lotow do - i z - Polski.
A ja? No coz, w kafejkach pisze m.in. mojego bloga :-) Ale coraz powazniej mysle o kupnie laptopa i zalozeniu neta w mieszkaniu. Wczesniej tego nie rozwazalem, poniewaz ma slaba silna wole :-) - i prawdopodobnie spedzalbym cale noce na buszowaniu po necie, a rano - hm, kto za mnie pojdzie do pracy? Jednak teraz - postanowilem zaryzykowac... Dlaczego? Pozwole sobie zacytowac niezyjacego juz Tomasza Beksinskiego, ktory stwierdzil, ze mimo ze jest zapalonym kinomanem, to jednak filmy oglada glownie w zaciszu domowym, gdyz: "(...) chodzenie do kina oznacza bezposredni kontakt z hołota zraca popcorn."
No niestety... Pomijam juz rozmowy przez rozne internetowe komunikatory "glosowe", gdzie chcac - niechcac musze byc swiadkiem ubarwianych opowiesci tego i innego mlodziana, ktory "rzucil Irlandie na kolana" (a prawda jest taka, ze aby "pokazac sie" rodzinie i znajomym w Polsce - on sam czesto zyje tutaj wlasnie "na kolanach") no to jeszcze... Hm... Napisze tylko - ze zachowania czesci naszych Rodakow sa czasami naprawde barwne :-( Co dziwne: nie zauwazalem tego w Polsce. Zapewne dlatego, ze naprawde za granica co niektorzy sie zmieniaja...
poniedziałek, 26 grudnia 2005
Pierwsza polska Pasterka w Cork
Jak wiadomo, Pasterka - msza św. w noc Bożego Narodzenia tradycyjnie odbywa się o północy. Tym razem jednak - było inaczej, bowiem rozpoczęła się o 21.30. Ale poza tym - wszystko już było tradycyjnie. Oprócz mszy celebrowanej przez polskiego księdza, wyraźnym polskim akcentem była znajdująca się w Kościele - choinka. Została ona "ubrana" przez naszych Rodaków, którzy nie zapomnieli nawet o umieszczeniu na niej dwóch małych, biało - czerwonych flag :-)
Pierwsza polska procesja w Cork 29 maja 2005 roku (inaczej niż w Polsce) w Irlandii, a wiec i w Cork, obchodzono święto Bożego Ciała. Po raz pierwszy w Cork znalazła się także "polska grupa".
Dla przypomnienia: msze po polsku odbywają się co niedziele o godz. 18.00 w Kościele oo. Augustynów przy Washington Street w Cork.
niedziela, 18 grudnia 2005
Swiateczna rzez indykow
Tak, ja wiem ze pojecie "bezplatnego obiadu"(podobnie jak sniadania czy kolacji) nie istnieje, bo w koncu tak czy owak ktos musi za niego zaplacic. Chodzi mi o to, ze to nie MY placilismy.
Na obiad podano tradycyjnego karp... nie, Prosze Panstwa, nie karpia. W Irlandii tradycyjnym wigilijnym daniem jest... indyk oczywiscie. Zanim sie zorientowalem, juz go mialem na talerzu :-( A przypominam, zem wegetarianin...
Indyka oczywiscie nie tknalem... Zadowolilem sie ziemniakami z marchewka :-)
środa, 14 grudnia 2005
Język, ktory zrozumiesz
Jak sie okazalo - wszystko bylo w porzadku. Z radiem tez. Wszystkich Polakow mieszkajacych w Cork porazila juz ta nowina: oto lokalne Radio Red Fm rozpoczelo nadawanie czesci komunikatow - po polsku. Pojawily sie tez polskie reklamy.
W zasadzie - to bylo do przewidzenia. W koncu jestesmy tutaj druga - po Irlandczykach - grupa narodowa. Co bardziej przedsiebiorczy szefowie wiekszych i mniejszych irlandzkich firm widzac nasza niechec do uczenia sie jezykow obcych - a jednoczesnie zdajac sobie sprawe ze jestesmy grupa konsumentow z ktora glupota byloby sie nie liczyc - wzieli sprawy w swoje rece.
Ot, chocby taki Bank of Ireland (najwiekszy i najbardziej znany bank w Irlandii). Przechodze sobie raz kolo niego (specjalnie nim nie zainteresowany, bo konto mam w AIB - drugim irlandzkim banku, ale jak dla mnie - o wiele bardziej "przyjaznym" niz ten pierwszy), mysle - jak to sie mowi "o swoim" - ale, gdzies w podswiadomosci zaswieca sie jakas lampka. Wewnetrzny glos mi mowi: "dzieje sie cos dziwnego" :-)) Wiec przystaje. Rozgladam sie, szukam anomalii - i po chwili - mam... Duzy napis na plakacie wiszacym w oknie tegoz jak najbardziej irlandzkiego banku glosi: "Bank of Ireland: bankowosc ktora zrozumiesz bez trudu". Napis - oczywiscie po polsku...
Taaak... No coz, Bank of Ireland troche zasypal gruszek w popiele, co wykorzystal wlasnie AIB (Allied Irish Bank) przejmujac prowadzenie kont wiekszosci Polakow w Irlandii. Totez teraz probuje to odrobic, przyciagajac naszych Rodakow reklamami i informacjami w naszym narodowym jezyku.
To nie wszystko oczywiscie. Garda - irlandzka policja - planuje wcielic w swoje szeregi m.in. mlodych Polakow. Powod jest prozaiczny: coraz wiecej naszych Rodakow popelnia mniej lub bardziej powazne wykroczenia, a sciaganie za kazdym razem tlumacza jest czasochlonne. A tak - bedzie pod reka. Dodam, ze przy przyjeciach do irlandzkiej policji m.in. dla Polakow ma byc zniesiony obowiazek znajomosci jezyka irlandzkiego - pierwszego jezyka urzedowego w Irlandii. Czyli wkrotce nawet z policjantem w Irlandii bedziemy mogli rozmawiac - po polsku.
Idzmy dalej: niedawno rozpoczalem prace w EMC. Pierwszy dzien w nowej pracy spedzilem na szkoleniu i ogladaniu filmow instruktazowych. I - uwaga - w szczegolnie istotnych fragmentach czesci z tych filmow pojawialy sie napisy... po polsku - oczywiscie :-) Ale to nie wszystko. Niepoprawna skladnia tychze napisow pozwala sadzic, ze to nie Polak byl autorem tlumaczenia, ale - Irlandzyk wlasnie, ktory to biedak ze slownikiem polsko-angielskim w garsci mozolil sie nad tlumaczeniem poszczegolnych terminow... Nie od rzeczy bedzie dodac, ze w stolowce mojej firmy naleznosci za wybrany posilek kasuje m.in. polska kasjerka. Posilek - przygotowany m.in. przez polskiego kucharza...
Ale to nie wszystko: bez problemu znajdziemy polskojezyczna obsluge w kazdym wiekszym sklepie w Cork, oraz zamowimy posilek - po polsku - w niemal kazdym "fast-food"-ie. Jedna z lokalnych gazet planuje w najblizszym czasie dolaczac wkladke po polsku. Zreszta - polska prase - wydawana w Polsce - bez problemu kupimy takze w Cork... O takich drobnostkach, jak mozliwosci zamieszczenia ogloszen po polsku - juz nie wspomne. Ba, teraz nawet safe-pass mozna zrobic po polsku. I z lektury ogloszen wnioskuje, ze niemal wylacznie - po polsku...
Co jeszcze? Mamy w Cork coniedzielne msze po polsku, mamy polski pub, mamy tez dwie organizacje polonijne (Stowarzyszenie MyCork i Polskie Centrum w Cork).
No i nawet Cork Simon Community - organizacja pomagajaca bezdomnym (i nie tylko) przyjela w swoje szeregi polskich wolontariuszy... Przede wszystkim dlatego, ze coraz wiecej zglaszajacych sie - to Polacy, niestety...
O tym, ze na ulicach - przynajmniej w weekend - dominuje polski jezyk, juz pisalem :-) Jezeli dodamy do tego niemal masowy "import" z Polski dekoderow Cyfry + - dzieki ktorej mozna w Irlandii odbierac polska telewizje - to to mamy niemal pelny przekroj sytuacji.
Problem komunikacji werbalnej przy zakupie towarow i uslug dla czesci naszych wylacznie polsko-jezycznych Rodakow praktycznie przestal istniec...
I to tyle - co moglem zaobserwowac w moim niezbyt duzym (jak na polskie warunki, choc duzym - jak na Irlandie) - Cork...
W Dublinie jest podobno jeszcze ciekawiej :-)
Czy dobrze, ze jest jak jest? Nie mnie oceniac. Jest to zjawisko ktorego i tak sie nie da powstrzymac, wiec o czym tu debatowac? Chcialbym tylko podac przyklad pewnego Polaka z USA, ktory mimo ze mieszkal tam 30 lat - nie nauczyl sie j. angielskiego... Jak to mozliwe? A jednak - mozliwe. Mieszkal caly czas z Polakami, pracowal z Polakami, kupowal w polskich sklepach, czytal polskie gazety, itp.
Ale czy to o to chodzi?Co do mnie: polskich gazet wydawanych w Polsce - nie kupuje. Tym bardziej nie mam zamiaru zakladac polskiej tv. W koncu - wszystko ma swoje granice...
środa, 7 grudnia 2005
Dwa kamienie...
Panie i Panowie: jest takie proste pytanie: "jeżeli jesteś taki mądry, to czemu jesteś taki biedny?" No, chyba - ze z ta nasza "mądrością" - to tak nie do końca..
Skąd wśród części naszych Rodaków w ogóle wzięła sie opinia o jakoby niskim stopniu inteligencji przeciętnego Irlandczyka? Po części zapewne stad, ze zdecydowana większość naszych Rodaków (na czele z piszącym te słowa) rozpoczęła swój pobyt na Wyspie od wykonywania prostych (chociaż jednocześnie - najcieższych) prac (typu: praca na budowie, przy zmywaniu naczyń w restauracjach, sprzątaniu, itp.) pracując wraz z Irlandczykami, którym do szkoły było wyraźnie pod górkę. Po prostu: wykształcony Irlandczyk nie będzie pracował jako robotnik na budowie. Proste. Nic więc dziwnego, ze jeżeli porównamy przeciętnego Polaka po maturze lub studiach z Irlandczykiem praktycznie bez żadnego wykształcenia, to porównanie to wypadnie niekorzystnie dla tegoż Irlandczyka...
Ale jeżeli porównamy podobnie wykształconych przedstawicieli tych dwóch narodów, to juz sprawa nie jest taka oczywista...
Nie zapominajmy, ze to my przyjeżdżamy do pracy do nich, a nie oni do nas. I zresztą nie tylko nie my. Również Hiszpanie, Włosi, Niemcy, itp. Irlandia błyskawicznie sie przekształca z biednego rolniczo - pasterskiego kraju lat 80-tych XX w. w nowoczesne państwo XXI wieku. A my? Stoimy w miejscu, czy sie cofamy? Nawet jeżeli stoimy - to i tak sie cofamy, bo wyprzedzają nas inni.
Nie potrafię zrozumieć tego, ze mimo ze tzw. "komuna" skończyła sie 16 lat temu, to tak naprawdę - zmieniło sie niewiele. Pustki w sklepach zamieniliśmy jedynie na pustki w portfelu. Z dwojga złego - nie wiem co gorsze... Jednak najgorsze - są pustki w głowach. Te są ciagle takie same...
Gdzie tkwi problem? W polityce? Ekonomii? W jednym i w drugim oczywiście - ale przede wszystkim: w mentalności. W naszej mentalności...
Ot, weźmy taki przykład: jakiś czas temu bylem w Blarney. Cóż to jest to Blarney? Tak naprawdę, to są zdewastowane ruiny zamku, w którym wg legendy znajduje sie magiczny kamień, którego pocałowanie umożliwia zdobycie daru wypowiedzi i konwersacji.
/Na zdjeciu obok: stoje przed zamkiem w Blarney/
Dzięki świetnemu marketingowi zamek (czy tez raczej: to co z niego zostało) jest oblegany przez turystów z całego świata. Tłumy stoją w kolejce aby pocałować ten cudny kamień.. Oczywiście: wejście do tych ruin jest płatne
A u nas? Na wawelskim Zamku w Krakowie znajduje sie podobno czakram. Cóż to jest ten czakram? Jak podaje internetowa encyklopedia Wikipedia: " (...)Wśród hindusów panuje przekonanie, że w czakramy ziemskie emitują skumulowaną energią pochodzącą z ziemi i z kosmosu. Przy nich właśnie ludzkie życie rozwija się najlepiej. Główne czakry są rozmieszczone u podnóża piramid egipskich, w pasie gór między Eufratem i Tygrysem i innych miejscach. Jeden z nich jest umiejscowiony na Wawelu, a centrum miejsca mocy leży w kaplicy św. Gedeona."
Rewelacja - prawda? Pomińmy nawet wszystko to, co znajduje sie na Zamku, przecież pieniądze można zarabiać na samym czakramie! Sam pamiętam kolejkę osób które choć na chwile chciały dotknąć ściany ( przy krużganku wawelskiego dziedzińca przy zachodnim skrzydle zamku (zaraz na lewo, po przejściu przez bramę, prowadzącą na dziedziniec) z której podobno emanowało to promieniowanie czakramu. Ba, sam sie do tej ściany mocno "przylepiłem". Nic nie czułem, niestety - ale to pewnie dlatego, ze ja zawsze jestem do wszystkiego sceptycznie nastawiony :-( Bo pozostałe osoby podobno jakieś mrowienie czuły. Hm, może to przez moja gruboskórność?
Ale - wróćmy do wawelskiego czakramu. Niedługo przed moim wyjazdem ściana za którą rzekomo znajdował sie ten czakram została ogrodzona - żeby uniemożliwić turystom jej dotykanie i pojawił sie taki oto napis:
,,Dyrekcja Zamku Królewskiego na Wawelu i Zarząd Katedry Krakowskiej ostrzegają przed dawaniem wiary plotkom na temat istnienia na Wawelu cudownego kamienia (czakramu), nie opartym na jakichkolwiek przesłankach naukowych i religijnych.
Informujemy, że:
– na Wawelu nie działają żadne niezwykłe siły mogące mieć pozytywny wpływ na stan psychiczny i fizyczny człowieka;
– uprawianie praktyk okultystycznych nie licuje z godnością Wawelu, jako miejsca o najwyższych wartościach historycznych i religijnych;
– udział w tego rodzaju praktykach jest sprzeczny z zasadami wiary katolickiej.
Prosimy nie gromadzić się na krużganku, gdyż powoduje to tamowanie ruchu turystów i prowadzi do uszkodzeń zabytkowej ściany zamku”.
Taaak... No to teraz porównajmy tych "niezbyt rozgarniętych" Ajriszy, którzy "trzepią kase" nawet na ruinach jakiegoś zameczku w Blarney, wmawiając turystom ze znajduje sie tam jakiś magiczny kamień, i ci turyści ustawiają sie tam w kolejce (wcześniej płacąc za wstęp) by ten kamień pocałować, a potem nabyć rożne pamiątki z zamku w Blarney, zjeść tam obiad, itp. - dając z kolei prace wielu ludziom, i działania "Dyrekcji Zamku Królewskiego na Wawelu" - która podjęła wszelkie kroki, aby tych turystów odstraszyć (a wielu z nich przyjeżdzało na Wawel nie dla muzealnych zbiorów sie tam znajdujących - ale dla tegoż czakramu właśnie)...
Czy "Dyrekcja Zamku Królewskiego na Wawelu" nadal prowadzi swoje dywersyjne działania - nie wiem. Wyjechałem z Krakowa w czerwcu 2004 roku...
Takich przykładów można mnożyć. Podałem akurat ten, bo w Krakowie mieszkałem ostatnie 10 lat przed przyjazdem do Irlandii. No i Kraków to - wiadomo. Podobno ostoja polskiej inteligencji, nauki, kultury i sztuki. A tu taki... czakram :-(
Teraz juz rozumiesz Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku mojego skromnego bloga, co miałem na myśli pisząc o tym, ze nasz problem tkwi w mentalności...
Wg Tory Bóg prowadził Izraelitów 40 lat przez pustynie do Ziemi Obiecanej (mimo ze pewnie mógłby ich wszystkich teleportować :-) w ciągu 1 sekundy raptem) aż wymarło cale pokolenie które pamiętało czasy egipskiej niewoli. Do Ziemi Obiecanej dotarło juz nowe, odrodzone pokolenie... Może i tak musi być w naszej Ojczyźnie... Może dopiero pokolenie urodzone po 1989 r. doczeka czasów, kiedy to inne nacje (i to nie tylko ze Wschodu) będą przyjeżdzały pracowac do nas.
A na razie... nie pozostaje nic innego niż zanucic piosenkę Wojciecha Młynarskiego: "Róbmy swoje!". W końcu naprawdę: " niejedna jeszcze paranoje, przetrzymać przyjdzie - robiąc swoje!"...
poniedziałek, 21 listopada 2005
Dorożką po Killarney
Podajac za onetowym przewodnikiem:
"W Killarney trudno o ciekawe zabytki architektury, ale warto tu przyjechac ze wzgledu na piekno najblizszych okolic. Zapowiedzia wrazen, jakie czekaja na turystow sa trzy jeziora: Lough Leane (Jezioro Dolne), Muckross Lake (albo Middle Lake, Jezioro Srodkowe) i Upper Lake (Jezioro Gorne). Za nimi majacza wzniesienia Macgillycuddy Reeks, najwyższych gor Irlandii, ktorych wysokosc tylko gdzieniegdzie przekracza 900 m; ich wieksza czesc wyrasta w granicach rozleglego Killarney National Park (Park Narodowy Killarney) (...) Killarney odznacza sie nieco chaotyczna zabudowa, a jedynym wyrozniajacym sie budynkiem jest strzelista neogotycka katedra, wzniesiona w 1855 r. przez Augustusa Pugina. W czasie Wielkiego Glodu, kiedy na piec lat przerwano wszystkie prace murarskie, jej zadaszona czesc sluzyla jako szpital dla ofiar glodu i chorob; drzewo na trawniku wyznacza miejsce masowego grobu z tego okresu."
Bazujac na onet-owym przewodniku - oraz na doswiadczeniach mojego kolegi z pracy, poczatkowo postanowiliśmy szerokim lukiem omijac dorozkarzy oferujacych przejazdzke. Przed wygorowanymi cenami ostrzegal zarowno internetowy przewodnik, jak i moj kolega, ktory w ubieglym roku zaplacil 30 euro za raptem 15 minutowa przejazdzke po kilku uliczkach. Jednak - troche sie zmienilo (moze dlatego, ze to poza sezonem - i o klienta trudniej? Nie wiem.)
"Moj" dorozkarz za 35 euro zaoferowal nam poltoragodzinna przejadzke po najciekawszych miejscach - wraz z relacjonowaniem "na zywo" tego co to po drodze mijalismy. Ba, nawet zchodził z dorozki zeby nam zdjecia zrobic :-) Totez - ja osobiscie polecam.
Jednak pamietajcie, aby najpierw dokladnie zapytac o dlugosc podrozy. Bo moze sie okazac, ze znowu traficie na jakiegos 15-minutowca... Dodam, ze podana kwota jest oplata za wynajecie dorozki, a nie od kazdej osoby.
Pojezdziliśmy po parku, zawiezieni zostaliśmy na malowniczy zamek Ross Castle, posluchaliśmy irlandzkich opowiesci, podziwialiśmy piekno przyrody. Warto bylo!
czwartek, 17 listopada 2005
Pracuję w EMC
poniedziałek, 14 listopada 2005
Zagraj (w) to jeszcze raz, Sam :-)
Pamietacie w ogole te dobre, stare gry, ktorych przejscie wymagalo zrecznosci i logicznego myslenia, czy tez odeszly dla Was na zawsze w niepamiec wraz z epoka gier typu: "idz caly czas w prawo - i strzelaj"? Jezeli nie pamietacie - proponuje odwiedzic np. strone http://www.staregry.pl - wtedy zobaczycie o co mi chodzi... Nie jestem specjalnie fanem gier, ot, czasami dla zabicia czasu zagram w cos na mojej komorce, ale - pacman to pacman :-)
To jak moja ulubiona "Casablanca" - film z 1942 roku, ktory mimo uplywu lat - chyba nigdy sie nie zestarzeje...
Na zdjęciu powyzej za chwile rozpoczne nowa partyjke w jedna z tych "starych" gier, ktorych przejscie wymaga jednak wiekszej zdolnosci logicznego myslenia niz wszystkie "Doom"-y razem wziete :-)
niedziela, 13 listopada 2005
Wysoki Urzedniku Polskiego Rzadu...
Pomijam fakt, ze obdarzenie funkcja "ambasadorow" ludzi ktorzy emigrowali z wlasnej Ojczyzny z powodow ekonomiczno - politycznych (tak, politycznych rowniez, komuny co prawda nie ma, ale kolejne rzady biora obywateli coraz mocniej za uzde...) jest co najmniej nietrafione, to jeszcze dodac musze - ze jest to funkcja najzupelniej spoleczna. Czyli: Ty polski emigrancie opowiadaj naookolo, ze Polska jest kraina mlekiem i miodem plynaca, a na irlandzkiej budowie pracujesz dla rozrywki, bo w sumie to Ty tylko na wakacje tu przyjechales i juz nie mozesz doczekac sie chwili kiedy to urlop Ci sie skonczy i wyrwiesz sie z tej Krainy Deszczowcow do tych pol malowanych zbozem rozmaitem, wyzlacanych pszenica, posrebrzanych zytem, gdzie bursztynowy swierzop, gryka jak snieg biala, gdzie panienskim rumiencem dziecielina pala, trala lala... - to jeszcze masz te rzeczy robic za free calkowicie, bo przecie nikt Ci za to placic nie zamierza.
No dobrze. W porzadku. Zgadzam sie. To znaczy: o mojej Ojczyznie mowie tylko to co dobre, a na to co dobre nie jest - spuszczam zaslone milczenia. Ale ostatnio - malo mnie krew nie zalala. Ot, spotykam na ulicy znajomego Irlandczyka, a ten mi z wypiekami na twarzy zaczyna opowiadac, ze pare dni temu widzial w tv film z Krakowa. No, to super, i co? Piekne miasto, prawda? - pytam. A on mnie zasypuje gradem pytan. M.in.: czy to prawda - pyta, ze na glownej krakowskiej ulicy starsze kobiety nielegalnie ser sprzedaja - i musza czesto uciekac przed policja? Ze co? - sie pytam. Starsze kobiety? Ser? Na ulicy? Nielegalnie? Uciekaja przed policja? Zanim zdazylem popukac sie w czolo i poradzic znajomemu Ajriszowi, aby dla zabicia czasu pomyslal raczej nad Belfastem i szlifowaniem swojego irlandzkiego - to taka mysl mi przyszla: a jesli to prawda? I po chwili: no tak... To prawda, niestety...
Znajomy Irlandczyk mial na mysli goralki sprzedajace oscypki na Florianskiej i przy dworcu PKP w Krakowie. Oscypek to - w duzym skrocie - ser wytwarzany na Podhalu, najczesciej ma wrzecionowany ksztalt, teoretycznie powinien byc z mleka owczego, w praktyce - ten sprzedawany na krakowskich ulicach jest z mleka krowiego - wszak cepry i tak roznicy nie poczuja... Goralki sprzedaja je "na lewo" z wiklinowych koszykow. W razie patrolu strazy miejskiej lub policji - blyskawicznie sie ulatniaja. I tak jest od zawsze od kiedy pamietam (chociaz nie jestem krakowiakiem z pochodzenia, ale w Krakowie mieszkalem ostatnie 10 lat przed wyjazdem do Irlandii). No i co mam odpowiedziec temu mojemu zadziwionemu Irlandczykowi?
Wiec teraz ja pozwole sobie zaapelowac z tego miejsca: Wysoki Urzedniku Polskiego Rzadu: jezeli chcesz abym ja za darmo godnie reprezentowal kraj, ktorego rzad placi Tobie - a nie mnie - tlusta pensje - to Ty mi przynajmniej w tym nie przeszkadzaj. A jeszcze lepiej: pomoz choc troche i zrob cos z tymi goralkami i tymi oscypkami. Albo (lepiej) niechze te kobieciny sobie spokojnie te serki sprzedaja - i niech to bedzie taki lokalny koloryt, albo (gorzej) - zostaw na tej Florianskiej i przy dworcu PKP po jednym pieszym patrolu strazy miejskiej, i niechze sie ten handel raz na dobre sie skonczy... I nie dopusc wiecej do takich sytuacji, zebym ja musial tlumaczyc Irlandczykowi zawilosci polskiego systemu prawno - podatkowego i tlumaczyc, dlaczego te starsze, Bogu ducha winne kobieciny chcace dorobic pare groszy musza uciekac przed polska policja. I dlaczego ta polska policja nie moze ich - starszych kobiet - dogonic... I niechze takie sytuacje nie beda wiecej tematem dla zagranicznych programow tv traktujacych o Polsce...
wtorek, 8 listopada 2005
Dokumenty
Moi Drodzy :-) Zabrac nalezy ze soba przede wszystkim: paszport + drugi dokument tozsamosci wraz ze zdjeciem (czyli np. dowod osobisty, prawo jazdy, itp). Co prawda granice w obrebie UE mozemy teraz w teorii przekraczac na dowod osobisty, w praktyce jednak roznie to bywa... Paszport to jest paszport.
Ot, dla przykladu: jeden z moich kolegow przyjechal tutaj na "starym" dowodzie osobistym (w formie zielonej ksiazeczki :-), a drugi, ktory jechal 2 tygodnie po nim - mial problemy z wjazdem do Irlandii na "nowym" dowodzie (w formie plastikowej karty). Kategorycznie zazadano od niego paszportu...
W Irlandii na pewno pod wzgledem wiarygodnosci irlandzkie ID (czyli tzw. age card) wydawane przez tutejsza policje - Garde jest notowane bardzo wysoko. Czasami - nawet wyżej niż paszport.
Na poparcie tego historyjka: syn znajomego, mlody chlopak niespelna 22-letni chcial zakupic w Tesco pare piw. Ekspedientka zazadala od niego dokumentu tozsamosci (chciala sie upewnic czy jest on pelnoletni). Tenze chlopak wylegitymowal sie paszportem. Jednak ekspedientke to nie przekonalo, uznala ze wyglada on za mlodo i odmowla sprzedazy. Kiedy tenze amator pifka zaczal robic afere, pokazano mu jakas wiszaca tabliczke informujaca, ze jezeli ekspedientka ma watpliwosci co do pelnoletnosci klienta, jedynym niepodwazalnym dowodem jest dla niej ID wydane przez Garde...
Jezeli chodzi o pisemne umowy o prace: to juz jest temat nieco zagmatwany. Teoretycznie, w mysl obowiazujacych przepisow, pracodawca ma 2 miesiace na sporzadzenie takiej umowy (2 miesiace - a nie ja w Polsce: 7 dni), ale... pracuje tu juz ponad rok, w 2 firmach - i umowy jeszcze nie widzialem. Podobnie zreszta jak moi znajomi. Czy to znaczy ze pracuje "na czarno"? Nic podobnego. Tak naprawde dowodem na to, ze pracuje sie legalnie sa wydawane przez pracodawce co tydzien tzw. pay slip-y (czyli dokument w postaci malej kartki papieru, na ktorej oprocz naszych danych itp. znajduje sie kwota nalezna nam do zaplaty, wysokosc potracenego podatku, itp.) - oraz przelewy na konto w banku (ewentualnie - czeki).
Dopiero gdy ktos nie otrzymuje tychze pay slip-ow, a wyplate odbiera w kopercie - ma prawa sadzic ze cos jest nie tak. Na zakonczenie pracy pracodawca jest zobowiazany do wydania dokumentow P45 i P60.
Jeszcze inaczej wyglada sprawa z "zameldowaniem"... Nie ma tutaj czegos takiego jak w Polsce "obowiazek meldunkowy". Panstwo nie wtraca sie w zycie obywatela - bardziej niz powinno. Jednak zeby otworzyc np. konto w banku, wyrobic sobie karte w wypozyczalni dvd :-) czy tez zakupic telefon na abonament, itd, itp. musimy udowodnic ze mieszkamy pod podanym adresem. Dowodami takimi sa z reguly: rachunki za prad (jezeli sa wystawione na nasze nazwisko), pismo z tutejszej "skarbowki" czy tez banku, itp.
Ot, co kraj - to obyczaj :-)
niedziela, 6 listopada 2005
Drobne ogłoszenia - urok kilku slow...
Miejmy nadzieje, ze ta tablica pozostanie jedynie miejscem wymiany informacji - a nie stanie się przysłowiową "ścianą płaczu" - tak dobrze znana choćby z Londynu...
Obecnie tablica jest znowu dostępna, w nieco innej "wersji". Powyższe ogłoszenia - pomimo regularnego monitoringu przez pracowników Tesco - ciągle się pojawiają...
środa, 2 listopada 2005
Nie tylko o PRL-owskich komediach...
I - tak jakos lza sie w oku kreci...
/Powyżej: trzymam 3 kultowe polskie komedie. Chociaz ogladalem je juz po pare razy, zawsze smiesza :-) Niestety, nie moge tego powiedziec o wspolczesnych polskich "dzielach".../
W koncu - urodziłem się w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Urodzilem sie i wychowalem w niej. Do dzisiaj zachowalem moj zielony dowod osobisty jaki wyrobilem sobie zaraz po ukonczeniu 18-lat, gdzie na okladce wyraznie pisze: "Polska Rzeczpospolita Ludowa"...
Nie, nie jestem zadna "sierota po PRL" - chociaz moje dziecinstwo i wczesna mlodosc na ten okres przypadly. Udzialu w pamietnych wyborach 4 czerwca 1989 r. co prawda nie bralem, ale to dlatego ze do pelnoletnosci brakowalo mi paru miesiecy (z perspektywy czasu mysle ze - to dobrze...). Takze decyzje o zmianie ustroju panstwa podjeto bez mojego udzialu, o zdanie mnie nie pytajac. Pierwsza prace podjalem juz w "kapitalistycznej" Polsce, pozniej wlasna DG - do czasu az stwierdzilem ze pauperyzacja polskiego spoleczenstwa polaczona z mentalnoscia urzednikow i coraz bardziej idiotycznymi przepisami tworzonymi przez kolejne rzady nie pozwalaja mi juz godnie zyc w Kraju.Totez wyjechalem.
Co do polskich PRL-owskich komedii: pamietajmy, ze rzeczywistosc byla w nich przedstawiona wkrzywym zwierciadle. Wierzcie mi: nie bylo takich barow mlecznych (jaki pokazano w "Mis"-iu), w ktorych talerze byly przykrecane do stolow a lyzki i widelce przytwiedzone do tych stolow lancuchami :-)
Niemniej jednak - komedie te ukazuja szereg paranoi jakie mialy miejsce w okresie PRL (ale pamietajmy tez: ze wladza pozwalala na krecenie takich komedii...). Tyle tylko, ze... czy w obecnej "wolnej i niepodleglej" juz Polsce - jest tych paranoi mniej? Nie wydaje mi sie... Oczywiscie: nie sa to te same paranoje, tylko - inne, ale jednak - paranoje...
Ale do komedii wracajac: usmialem sie jak nigdy :-) Co prawda wiekszosc wspolczesnej mlodziezy bedzie juz miala problemy ze zrozumieniem pelnego przekazu i slownych kruczkow zawartych np. w "Kingsajz"-ie, ale... dla nich sa inne komedie.
Na marginesie, powiedzcie sami, jak to jest, ze kazdy potrafi natychmiast wymienic z pamieci co najmniej kilka - kilkanascie polskich PRL-owskich komedii, seriali i filmow, a ma trudnosci z wymienieniem takiej samej liczby filmow nakreconych po 1989 r.? Czy nie wydaje sie Wam, ze pauperyzacja siega nie tylko kieszeni przecietnych obywateli, ale i glow tworcow polskiej wspolczesnej kinematografii?
Zreszta, nie tylko o filmy tu chodzi... Ot, wezmy muzyke (rozrywkowa). Za PRL co niektorzy tworcy polskich zespolow muzycznych przebakiwali pod nosem, ze gdyby nie komuna, to oni by swiat zawojowali... Taaa... Paru nawet probowalo. Konczylo sie zalosnie. W Polsce byli na piedestale, bozyszczami tlumow itp. a w USA - kierowcami ciezarowek, jak dobrze poszlo... (nie ujmujac nic kierowcom ciezarowek).
No ale - komuna juz sie skonczyla, i to 16 lat temu... Dorasta nowe pokolenia urodzone juz po 4 czerwca 1989 r. No i co? Czy o polskich tworcach jest glosno w swiecie? Hm, nie slyszalem... Ot, wezmy taka mala Irlandie, gdzie teraz mieszkam: zyje w niej aktualnie 4 mln Irlandczykow i... caly swiat slyszal o Shinead O'Connor i U2. W Polsce zyje 40 mln Polakow, czyli 10 razy wiecej obywateli niz w Irlandii - wiec swiat powinien slyszec - proporcjonalnie - przynajmniej o 20 wspolczesnych polskich piosenkarzach i zespolach rockowych. Czy tak jest? Odpowiedz sami znacie...
Pytanie: dlaczego tak jest? Tylko prosze juz niczego nie zwalac na nieboszczke komune... Czy jestesmy mniej inteligentnym, wyksztalconym, itp. Narodem niz tacy Irlandczycy? Nic podobnego. Wiec dlaczego?
Nie mam pojecia...
wtorek, 1 listopada 2005
poniedziałek, 31 października 2005
Jack Lynch w Dunnes Stores
niedziela, 30 października 2005
Halloween
Coz to jest Halloween? Podaje za jednym z serwisow Wirtualnej Polski: "Halloween wywodzi się od celtyckiego obyczaju Allhallow Even. W wigilię 1 listopada palono ogniska dla dusz zmarłych, gdyż wierzono, że w tę noc duchy zmarłych wracają na ziemię. Aby przegnać demony, wkładano maski mające je odstraszyć oraz przeraźliwie hałasowano. Wszystkie te działania miały zniechęcić duchy do pobytu na ziemi i skłonić je do powrotu tam, skad przybyły.
W XIX wieku obyczaj zawędrował wraz z irlandzkimi emigrantami do Ameryki i tam zmienił nazwę na Halloween. W Irlandii za czasów pogańskich ludzie przebrani w kolorowe kostiumy odprowadzali złe duchy aż do granic miasta. Biedni proponowali wówczas zamożnym interes, polegający na tym, że mieli się modlić za dusze zmarłych w zamian za chleb.
Przez lata tradycja uległa przekształceniu. W ciągu dnia grupki dzieci przebranych za bajkowe cudaki wędrują od domu do domu i gdy drzwi się otworzą, wołają do gospodarzy: "Psota albo poczęstunek". Kiedyś wydrążona dynia ze światełkiem w środku dla irlandzkich chłopców oznaczała błędne ogniki uważane za dusze zmarłych. Teraz służy wyłącznie zabawie.
31 października 2003 roku Wirtualna Polska przeprowadziła na swoich stronach ankietę. Wzięło w niej udział 5588 Internautów. 63% spośród nich uznało, że Halloween zdecydowanie nie przystaje do polskiej obyczajowości Święta Wszystkich Świętych; Sporej grupie Internautów (17%) Halloween jest całkowicie obojętny. 15% głosujących uważało, ze zostanie on zaakceptowany i stopniowo stanie się częścią obchodów Święta Wszystkich Świętych, a 5% sądzi, że przewartościuje nasze spojrzenie na śmierć."
Co jest lepsze: polska tradycja, gdzie pelni zadumy pochylamy sie nad grobami przodkow, czy tez tutejsza nieskrepowana zabawa? Mi osobiście trochę niezręcznie się na ten temat wypowiadać. Dlaczego? Ano dlatego, ze ja 1 listopada mam... urodziny :-) W Polsce nie bardzo miałem jak je świętować tego dnia. Pomimo tego uważam, że lepiej zostać przy swojej tradycji, z której powinnismy byc dumni.
czwartek, 27 października 2005
Polski chleb (1): Chleba naszego, powszedniego...
Hm... No coz, wg mnie wynika to z pewnego... nieporozumienia. Kiedy mowie, ze w Cork (i w innym miastach w Irlandii z cala pewnoscia rowniez) mozna nabyc bardzo dobry chleb - nawet w Tesco, to niektorzy patrza na mnie jakos dziwnie :-)
Dlaczego tak jest? Ano dlatego, ze wiekszosc Rodakow nabywa tutaj najtanszy krojony chleb, ktory miesci sie w przedziale cenowym 35-65 centow. Tymczasem jest to chleb ktory swietnie smakuje - ale w postaci bardzo popularnych tutaj tostow. Czy polski chleb tostowy naprawdę smakuje inaczej niż irlandzki chleb tostowy? Próbowałem jednego i drugiego - nie znalazłem żadnej różnicy.
Natomiast chleb do ktorego smaku teskni wiekszosc Rodakow rowniez mozna nabyc tutaj bez trudu - ale jego cena oscyluje w granicach 2,5 - 4 euro. To i tak niewielka cena w porownaniu z wczesniejsza deklaracja oddania "wszystkiego" za kromke tegoz chleba...
Ale - wiadomo, deklaracje deklaracjami, a w praktyce czesc Rodakow chcialaby miec chleb za 35 centow, ktory by smakowal jak ten za 3,5 euro... Tak sie nie da, niestety...
Ale jest proste rozwiazanie: aklimatyzacja do tutejszej kulinarnej kultury - i nabycie tostera :-) Ceny tosterow zaczynaja sie od 8 euro - wwzyz. Jednorazowy wydatek - a radykalnie "poprawia" smak pieczywa :-)
Moi drodzy, czy ktoś z Was wyobraża sobie spożywanie ziemniaków bez wcześniejszego przygotowania ich (poprzez gotowanie, pieczenie czy smażenie)? Dlaczego inaczej ma być z chlebem tostowym?
niedziela, 23 października 2005
Zimno, coraz zimniej...
Co prawda zim w Irlandii praktycznie nie ma (temperatura z reguly nie spada ponizej 0 stopni C, wiec opad snieg jest tu wydarzeniem :-) ale za to czesciej w tym okresie pada.
czwartek, 20 października 2005
Jestem irlandzkim podatnikiem
Czujecie roznice? Nie ja informuje fiskusa ile zarobilem - tylko fiskus mnie :-) Podoba mi sie :-)) Na marginesie - pismo jest ladnie napisane na komputerze, ale nie ma zadnej pieczatki. Pieczatek sie tu praktycznie nie uzywa, bo i po co? W Polsce - bez pieczatki - NIEWAZNE! Mimo ze taka pieczatke o dowolnej tresci mozna sobie zrobic w godzine. No ale - pieczatka to rzecz swieta!
W tutejszej skarbowce bylem tylko raz. Porownanie z polskimi "skarbowkami" wypada bardzo na niekorzysc - tych ostatnich... Tutaj urzednik jest dla mnie, a nie ja dla niego. O rozniacach mozna by dluzo pisac, ale po co...?
Pismo od tutejszej "skarbowki" - oprocz funkcji, hm - informujacej - pelni tez inna wazna role. Jest to bowiem bardzo "mocne" potwierdzenie adresu pod ktorym sie mieszka. W Irlandii - w przeciwienstwie do Polski - nie ma czegos takiego jak "obowiazek meldunkowy" - itp. Wiec potwierdzeniem adresu (potrzebnym np. do otwarcia konta bankowego, zapisania sie do wypozyczalni dvd, itp) jest np. rachunek za prad - czy pismo ze "skarbowki" :-)
Na zdjeciu powyzej jestem z moim pierwszym pismem od tutejszego fiskusa, ktory mnie w nim m.in. informuje o wysokosci podatkow jakie zaplacilem do tej pory na rzecz rzadu Irlandii, i jakie bede placil obecnie.
Na marginesie: pracownicy polskiego fiskusa swego czasu dolozyli naprawde wiele staran, zeby mnie przekonac do zmiany kraju zamieszkania, i tym samym do zmiany rzadu - na rzecz ktorego bede placil podatki...
Dodane po paru dniach: kiedy poszedlem do bankomatu po moja cotygodniowa wyplate, ze zumieniem zauwazylem ze na koncie mam o kilkaset euro wiecej - niz byc powinno... Coz sie stalo? Ano fiskus rozliczyl moje podatki jakie placilem pracujac w poprzedniej firmie - i zwrocil mi nadplate... Dacie wiare? Bez zadnych dzialan z mojej strony (tzn. nie musialem chodzic do "skarbowki", skladac jakichkolwiek pism czy wrecz o ten zwrot wystepowac, nie mowiac juz o czekaniu miesiacami...). Tutaj fiskus sam, bez "proszenia" natychmiast zwraca to, co mial zwrocic...
czwartek, 13 października 2005
Drogo czy tanio w tej Irlandii?
Kiedy korzystam z kafejki internetowej, np. zeby napisac pare slow na tym blogu :-) (bo internetu jeszcze w domu nie mam :-( - czesto slysze Rodakow dzwoniacych do domu (w wiekszosci kafejek sa tez telefony do tanich rozmow za granice) i skarzacych sie na tutejsze ceny... Podobne pytania czesto padaja tez na forach dyskusyjnych, ba - zdarzylo mi sie tez spotkac wlasnie przybylych Rodakow z olbrzymimi plecakami wypakowanymi zywnoscia, bo: "w Polsce jest tanio - a tu drogo...". Czy rzeczywiscie jest tutaj drogo?
Ja najczesciej robie zakupy w tesco (bo mam je w srodku miasta, bo mam tam dobre zaopatrzenie - i dobre ceny, w Polsce tez kupowalem w tesco :-)
Paptrzmy wiec na niektore tylko ceny. Na poczatek - na najtansze produkty:
Zywnosc: chleb - od 35 centow margaryna do chleba - od 45 centow 1 kg bananow - od 75 centow 2 litrowa cola - od 30 centow zolty ser (10 plasterkow) - od 50 centow puszka spagetti - od 23 centow pizza - od 75 centow mleka nie pijam, "mleko" sojowe - od 95 centow za 1 litr 4 tescowe jogurty (sprzedawane razem, rozne smaki) - od 45 centow Cen miesa nie znam, bom wegetarianin :-) Koledzy ktorzy jedza twierdza ze jest b.tanie...
Inne: tv 14 cali - od ok. 70 euro, 21 cali - od 100 (nowe, bo uzywane mozna kupic za grosze...); odtwarzacz dvd (philipsa) - 69 euro (+ bony o wartosci 50 euro do wypozyczalni dvd); telefony komorkowe "na karte": od 49 euro (jedna z noki - bardzo prosty model) (+ kredyt w wysokosci 25 euro), przecietnie: ok. 100 euro + kredyt w wysokosci ok. 80 euro; uzywane samochody - ale w dobrym stanie (wielu Polakow je tu nabywa) - od 300 (trzystu) euro (to czesto mniej niz przecietna tygodniowka)
Ubrania: spodnie "jensy' w tesco - od 4 euro; bluzy, kurtki - od 5 do 20 euro (te tansze, mozna i majatek wydac...)
Teraz pomnozcie prosze te ceny przez aktualny kurs euro - i ocencie sami, drogo tu - czy tanio? Dodajmy: minimalna placa za godzine pracy w Irlandii - to aktualnie 7,65 euro.
wtorek, 11 października 2005
Krakowskie obwarzanki w irlandzkim Cork
niedziela, 25 września 2005
Język
Nikt z nas nie urodzil sie od razu ze znajomoscia j. angielskiego, wiec zadzieranie glowy przez co niektorych "poliglotow" i okazywanie wyzszosci innym z powodu swojej np. lepszej znajomosci tegoz jezyka - jest co najmniej nie na miejscu (a czesto mozna sie z tym tutaj spotkac, niestety...)
Na pocieszenie: wszystkiego mozna sie nauczyc, a ja sam jestem tego zywym przykladem :-) W koncu juz nawet tow. Lenin podobno radzil: "Ucit sia, ucit sia - i jescio raz - ucit sia" :-)
Jezeli macie staly dostep do internetu, polecam bezplatny kurs zamieszczony na stronie http://www.bbc.co.uk/polish/learningenglish/ Mozna tam m.in. posluchac "zywej" wymowy - niestety, jest to wymowa czysto angielska, w Irlandii mowi sie troche inaczej...
Mimo ze jezyk angielski jest jeden, to inaczej mowi sie w Anglii, inaczej w USA, jeszcze inaczej w Irlandii, itp. Mialem okazje pracowac - i przysluchiwac sie - anglojezycznym obywatelom roznych panstw, i jak dla mnie - najbardziej zrozumiale po angielsku mowia... Anglicy :-) Pewnie nic dziwnego, w koncu to ich jezyk.
Jak mowia Irlandczycy? Zalezy gdzie. Ja mieszkam w Cork, gdzie latwo nie jest. Podobno mieszkancy Cork mowia 2 razy szybciej niz Irlandczycy z innych miast :-(
Ale dla przykladu: wezmy takie slowo jak "poniedzialek". Po angielsku piszemy je "Monday". Anglik przeczyta je jako "mandej". A jak to zrobi Irlandczyk (a przynajmniej: Irlandczyk z Cork)? Ano, on wypowie cos na ksztalt "munde"...
Kilka historii z zycia wzietych: mam tutaj kilku znajomych, ktorzy mieszkaja w Cork od paru lat. Mimo dosc intensywnej nauki jezyka, czasami w ogole nie rozumieja Irlandczykow... Mam tez kolege, ktory w Polsce byl nauczycielem j. angielskiego. Byl pare razy w Anglii, nie mial zadnych problemow z komunikacja. Kiedy przyjechal do Cork, przez pierwszych pare tygodni byl doslownie zalamany... Bardziej sie domyslal co do niego mowia - niz to rozumial. Pracowalem tez z jednym Irlandczykiem ktory cale zycie mieszkal w Dublinie, a niecaly rok temu z powodow osobistych przeniosl sie do Cork. Twierdzi, ze rozumie swoich rodakow z Cork ledwie w polowie... I na koniec: obecnie pracuje z jednym mlodym Irlandczykiem, ktorego brat mieszka w innej czesci Irlandii. Kiedy tenze brat przyjezdza w odwiedziny do mojego znajomego i np. rozmawia z mieszkajaca po sasiedzku mlodzieza, to ten moj znajomy musi wystepowac w roli... tlumacza :-)
Takze nie przejmujcie sie, jezeli nie do konca rozumiecie angielski Irlandczykow - bo oni czesto siebie nawzajem nie rozumieja :-)
Niedawno kupilem dolaczany do jednej z tutejszych gazet film pt: "The most fertile man in Ireland" - jest to nienajgorszy przyklad angielskiego po irlandzku :-) Poszukajcie w wypozyczalniach dvd - moze akurat sie trafi.
I na koniec jeszcze raz: nie wpadajmy w kompleksy. My przynajmniej po polsku mowimy lepiej, niz Irlandczycy po irlandzku (angielski nie jest dla Irlandczykow jezykiem narodowym, tylko tak naprawde - jezykiem najezdzcow. Narodowym jezykiem Irlandczykow jest irlandzki, w ktorym mowi ledwie pare procent Irlandczykow...).
czwartek, 22 września 2005
Wysyłam w świat komputery Apple
Teraz pracuje w firmie spedycyjnej. Wysylam w swiat (chociaz dokladnie: po Europie) komputery Apple.
Co dokladnie robie? Odbieram zamowienia, wyszukuje dane kompy, skanuje umieszczone na nich kody paskowe, wklepuje dane do komputerka (ale o dziwo - zwyklego pc, w dodatku dzialajacego pod starym dobrym dos-em), itp., itd.
Pracuje praktycznie z samymi Irlandczykami, wiec jest luz. Ta prace ktora w Polsce wykonywalo by moze z 7 osob, tutaj wykonuje 20. Irlandczyk to Irlandczyk: w swojej wlasnej ojczyznie poganiac sie nie da, ma czas na rozmowe, kawke i papieroska...
Jest tu tez dotowana pracownicza stolowka z bardzo tanimi posiłami (ceny sa kilka razy nizsze niz "na miescie"), w czasie przerw mozna tez bezplatnie korzystac z internetowej kafejki (oczywiscie - sa w niej komputery Apple :-)
czwartek, 15 września 2005
Praca
Jak wiadomo - od 1 maja 2004 r. Polacy moga bez zadnych ograniczen podejmowac prace w Anglii, Irlandii i Szwecji. Wkrotce rynki pracy otworza dla nas kolejne panstwa UE. W swoich e-mailach pytacie czesto, "czy latwo jest o prace w Irlandii" - lub konkretnie - w Cork wlasnie (gdzie mieszkam)?
Odpowiem tak: sa osoby ktore przyjezdzaja tu "w ciemno", bez zadnego doswiadczenia z bardzo podstawowym angielskim - i niemal natychmiast znajduja prace. Sa osoby - ktore mimo bieglej znajomosci jezyka, kwalifikacji, doswiadczenia, itp. bezkutecznie tej pracy poszukiwaly - i po wyczerpaniu oszczednosci - musialy wrocic do Polski... W zyciu roznie bywa.
Osobiscie odradzam przyjazd "w ciemno". Najlepiej sprobowac zalatwic sobie prace jeszcze bedac w Polsce (np. korzystajac z ofert Wojewodzkich Urzedow Pracy lub godnych zaufania prywatnych agencji). Wtedy macie ten komfort psychiczny, ze przyjezdzacie niejako "na gotowe" (firma rowniez przygotowuje dla Was dom lub mieszkania). Jezeli jednak decydujecie sie na poszukiwanie pracy juz na miejscu, to polecam przede wszystkim strone http://www.fas.ie - jest to strona "rzadowego" biura pracy. Na ww. witrynie mozecie rowniez zorientowac sie (wybierajac odpowiednie miasto lub region) w ktorym miejscu w Irlandii jest aktualnie najwieksze zapotrzebowanie na pracownikow (nie da sie ukryc, ze palme pierwszenstwa z bezwzgledna przewaga dzierzy stolica - czyli Dublin).
Tak na marginesie: jezeli mimo wszystko decydujecie sie na przyjazd "w ciemno" - zdecydowanie odradzam przyjazd do malych miejscowosci. Pracy nalezy szukac tam, gdzie jest najwiecej fabryk, budow, sklepow, pubow, itp. W duzych miastach tez latwiej otrzymacie pomoc, gdyby sprawy poszly nie tak - jak powinny. W zadnym wypadku nie sugerujcie sie np. opiniami typu: "w Dublinie jest juz mnostwo Polakow, poszukajcie pracy tam, gdzie jest ich mniej...". Nie odbierajcie innych Rodakow jako konkurentow, bo to do niczego dobrego nie prowadzi. Popatrzcie raczej przez analogie: jezeli szukalibyscie pracy w Polsce, to gdzie statystycznie rzecz biorac szybciej ja znajdziecie: w Warszawie czy - dajmy na to - w Zamosciu? Nie inaczej jest w Irlandii. Podobnie jest tez w Anglii: jezeli najwiecej Polakow jest w Londynie, to znaczy tez, ze jest tam najwiecej miejsc pracy dla Polakow. Oczywiscie: od kazdej reguly sa wyjatki, wiec moze sie zdarzyc, ze ktos np. nie mogl znalezc pracy w Dublinie - a znalazl ja np. w Galway. Ale wyjatki sa dlatego wyjatkami - ze zdarzaja sie wyjatkowo :-) Wiec regula jest taka: jezeli ktos nie znalazl pracy w Galway, byc moze znajdzie ja w Dublinie, ale jezeli ktos nie mogl znalezc pracy w Dublinie, to tym bardziej w Galway nie ma czego szukac...
Jak wspomnialem, powyzsze moje "rady" dotycza wylacznie osob ktore przyjezdzaja "w ciemno". Jezeli macie znajomych w mniejszych miejscowosciach (ale takich znajomych - ktorzy chca i moga Wam pomoc), no to oczywistym jest, ze latwiej Wam bedzie w tychze miejscowosciach.
I tak na zakonczenie: w kontaktach z Irlandczykami nie popadajmy w kompleksy. Irlandzka gospodarka rozwija sie teraz bardzo dynamicznie, ale jeszcze 20 lat temu bylo tu bardzo biednie (a slady tej biedy widac ciagle tu i owdzie...) W latach 50-tych i 80-tych XX w. (a takze w stuleciu poprzednim) Irlandczycy sami masowo emigrowali "za chlebem": do Anglii, Niemiec, Australii - a przede wszystkim - do Ameryki.
niedziela, 11 września 2005
Wynajęcie mieszkania w Irlandii
W swoich e-mailach pytacie czesto m.in. o sprawy zwiazane z mieszkaniem w Irlandii. Tak pokrotce: aby zorientowac sie np. w cenach wynajmu zarowno pojedynczych pokoi, jak i mieszkan oraz domow - najlepiej odwiedzic najbardziej chyba znana strone z ofertami, tj.: http://www.daft.ie Wymagana jest do tego naprawde minimalna znajomosc j. angielskiego. Na ww. stronie mozemy sobie dokladnie okreslic: gdzie i w jakim miescie szukamy mieszkania, ile zamierzamy przeznaczyc na czynsz, itp. - po chwili otrzymamy dokladne oferty odpowiadajace naszym wymaganiom.
Warto tez skorzystac z ofert zamieszczonych w lokalnej prasie, czesto interesujace oferty pojawiaja sie np. na tablicach ogloszeniowych w duzych sklepach, dobrze jest tez udac sie do agencji posrednictwa nieruchomosci. Uwaga: regula jest, ze to nie my placimy za uslugi agencji - ale wlasciciel mieszkania. Z reguly przy wynajmie musimy sie liczyc z koniecznoscia wplacenia tzw. depozytu (czyli inaczej - kaucji) w wysokosci ok. 1-miesiecznego czynszu ktory powinien zostac nam zwrocony przy wyprowadzce (o ile nie wyrzadzimy jakis szkod w mieszkaniu). Umowy o wynajem sa z regulu zawierane na okres 1 roku - jezeli zerwiemy ja wczesniej - przepada nam depozyt. Czynsz placimy co tydzien - lub co miesiac (zalezy to od indywidualnych ustalen z wlascicielem mieszkania). Powinnismy otrzymac tzw. rent book (czyli ksiazeczke czynszowa) w ktorej wlasciciel bedzie potwierdzal dokonane przez nas wplaty.
Za prad placi sie tu bardzo malo, za wode - w ogole (jest za darmo). Mieszkanie otrzymujemy z reguly w pelni wyposazone w podstawowe przedmioty, czyli: oprocz mebli powinna w nim znajdowac sie takze pralka, lodowka, kuchenka mikrofalowa, czajnik - a nawet naczynia kuchenne, jak rowniez kubki, talerze, lyzki itp., itd. TV niestety nie nalezy do standardowego wyposazenia (ale telewizory sa tu bardzo tanie).
środa, 7 września 2005
Dublin
Pierwszy autobus z Cork do Dublina wyjezdza o 8.00. Przezornie przyszedlem 10 minut wczesniej. Kolejka. Po chwili wszystkie miejsca siedzace zajete. Pozostalo kilka osob. Czy musieli stac? Czy odeszli z kwitkiem? Nie. Za chwile dla tych paru osob podstawiono drugi autobus... Niby normalna rzecz, ale mnie, "świeżego" przybysza z Polski, ciągle to zaskakuje...
W autobusie 1/3 to nasi Rodacy. Irlandczycy siedza cicho, bezwzglednie dominuje jezyk polski. Podroz autobusem do Dublina ma trwac ok. 4,5 godziny (z 20 minutowa przerwa po drodze). Przyjezdzamy z typowym polgodzinnym poslizgiem. W koncu to Irlandia, nikomu sie nie spieszy.
Sam Dublin - duze miasto. Przy nim Cork (mimo ze piastuje zaszczytne drugie miejsce pod wzgledem wielkosci) wyglada jak prowincjonalna miescina :-(
Na ulicznym stoisku z prasa nabywam droga kupna wychodzaca w Dublinie "Polska Gazete". Na pierwszej stronie artykul pt: "Zloty interes" o naszym rodaku, zreszta bylym mieszkancu Cork, ktory oszukal innych Polakow na pare tysiecy euro i uciekl do Dublina. Wlasnie tu szukaja go pokrzywdzeni. Przykre.
Zrobiłem trochę zdjęć, ale tutaj umieszczam jedno, teoretycznie z dosc waznego miejsca dla czesci Polakow w Dublinie, chociaż nie wiem, jak to wyglada w praktyce...
Na zdjeciu obok stoje wraz z "Polska Gazeta" w reku przed wejsciem do Polskiego Centrum Informacji i Kultury, mieszczacym sie przy Manor Street 74 w Dublinie. Przed wejsciem, ale... tędy nie wejdziemy. Wejście jest z drugiej strony, i prawdę pisząc, jego widok jest opłakany, zupełnie nie pasujący do nazwy. Będę szczery - byłem zawiedziony całym tym "centrum", wybitny przerost nazwy - nad treścią.
Coz jeszcze? Napisze szczerze: czytajac rozne informacje na forach dyskusyjnych, spodziewalem sie ogromnej rzeszy Polakow w Dublinie. Tymczasem - przez kilka godzin napotkalem ledwie kilkanascie osob, co do ktorych nie mialem watpliwosci, ze to Polacy. W tym samym czasie w Cork mozna spotkac co najmniej kilkudziesieciu... To oczywiscie nie znaczy, ze w Dublinie jest mniej naszych Rodakow niz w Cork, na pewno jest ich znacznie wiecej. Ale to oznacza, ze np. na 100 mieszkancow Dublina przypada mniej - moze nawet znacznie mniej - Polakow niz np. na 100 mieszkancow Cork. Oczywiscie - moglem minac sporo naszych Rodakow, o ktorych nie wiedzialem ze sa Rodakami, bo - np. nie rozmawiali. Ale przeciez tak samo jest i w Cork - nie kazdy manifestuje swoja narodowosc...
Takze Drodzy Dublinscy Rodacy - nie narzekajcie ze jest Was "za duzo". Gdzie indziej - statystycznie rzecz biorac - jest nas wiecej. Przynajmniej w obecnej chwili... Taka jest moja opinia wysnuta na podstawie "obserwacji uczestniczacej" :-) Oczywiscie - nie mam monopolu na prawde - i moge sie mylic. Najlepiej - sprawdzic samemu.
Wracajac poczytalem sobie w autobusie wspomniana juz "Polska Gazete" (nr 14). Szczegolnie zapadla mi w pamiec anegdota (?) zamieszczona w artykule "Zbudowali Warszawe" autorstwa Igora Kochajkiewicza, cytuje: "Na pytanie o problemy wsrod polskiej solecznosci Robert odpowiada anegdota: - W czerwcu pojechalem na urlop do kraju, w mojej dzielnicy spotkalem funkcjonariusza policji. Pamietam, ze dawniej chodzil ze zwieszona glowa, smutny i apatyczny. Teraz widze: dzielnicowy usmiechniety, razno spaceruje po chodnikach, wiec pytam, co sie takiego stalo. Co odpowiada dzielnicowy? "Od wejscia do Unii prawie nie ma juz problemow! Wszystkie męty powyjezdzaly!"Przypominam - ze powyzsza "opinia" nie nalezy do mnie, tylko jest cytatem prasowym...
sobota, 27 sierpnia 2005
Palenie zabija!
Ceny za paczke papierosow w Irlandii sa w granicach 6 euro (za 20 sztuk papierosow, sa tez paczki zawierajace 10 sztuk). Mozna tez - skrecac papierosy samemu, co wychodzi znacznie taniej niz za "gotowe". W kazdym sklepie mozna kupic tyton, bibulki i - dla wymagajacych :-) filterki do papierosow.
wtorek, 23 sierpnia 2005
Polski Wieczorek w Cork
/Na zdjęciu powyżej demonstruję rzeczone polskie piwo "Żywiec" + zaproszenie./
Polski Wieczorek w Cork został w całości "wymyślony" i zorganizowany przez Panią Monikę Nowakowską. Wszyscy uczestnicy spotkania mogli skosztować m.in. polskiego "Żywca", krokietów, sałatki, sernika, barszczu, itp., oraz posłuchać polskiej muzyki :-)
sobota, 20 sierpnia 2005
Na najwyższą idę górę...
Cork jest to drugie pod względem wielkości miasto w Republice Irlandii. Jego historia się VII w., kiedy św. Finbarr wzniósł tutaj pierwszy klasztor. W XII w. Cork stał się ważnym centrum handlowym i otrzymał prawa miejskie. Następny wiek to okres dynamicznego rozwoju miasta, przerwanego w połowie XIV w. epidemią dżumy i pożarem. Zahamowało to rozwój miasta na kolejne dwa stulecia.
Dopiero w XVII w. Cork ponownie wszedł na drogę szybkiego rozwoju i stał się ważnym portem handlowym oraz eksporterem wołowiny i masła, o czym przypomina nawet jedyne w swoim rodzaju Muzeum Masła znajdujące się w mieście. W kolejnym stuleciu, po osuszeniu bagna i zasypaniu kanałów rzecznych powstały tak znane dzisiaj ulice jak St. Patrick's Street i Grand Parade. Wtedy też centrum miasta przybrało kształt jaki bez większych zmian przetrwał do dzisiaj.
W XIX w. powstała pierwsza gazeta - Cork Examiner, zaczęły działać University College Cork, Crawford School of Art i Crawford Gallery, latarnie gazowe rozświetliły miasto, zaczęły kursować tramwaje.
Najgorszym dniem miasta w XX w. to 12 grudnia 1920 r., kiedy brytyjskie oddziały wojskowe wywołały pożar w centrum miasta, w czasie którego spłonęło ponad 300 budynków, w tym miejski ratusz i biblioteka a w niej miejskie archiwa. Jednak po odzyskaniu niepodległości Irlandii, powoli ale systematycznie miasto ponownie zaczęło się rozwijać.
Współczesny Cork to ważny ośrodek akademicki, miasto wielu festiwali oraz dom dla tysięcy naszych Rodaków.
czwartek, 18 sierpnia 2005
Pomysły na biznes
1. Polski sklep
W Cork istnieja juz 3 sklepy oferujace pewna game typowo polskich produktow. Jednak tak naprawde, sa to tzw. "ruskie" sklepy, prowadzone przez osoby rosyjskojezyczne. W sklepach tych mozna kupic lub wypozyczyc rosyjskojezyczne filmy na dvd, kupic rosyjska prase i rosyjskie produkty zywnosciowe. Polskie produkty sa tylko dodatkiem... Tymczasem w Cork mieszka juz co najmnije kilku - kilkunasto-tysieczna rzesza Polakow - potencjalnych klientow...
2. Polska gazeta
Dublin ma juz swoja "Polska Gazeta". Cork jest drugim pod wzgledem wielkosci miastem w Irlandii. Mieszka tu juz kilkunatotysieczna rzesza Polonii - przyszlych czytelnikow. Na poczatek moglaby to byc nawet czarno-biala gazetka formatu A4, powielana na ksero i kosztujaca np. 1 euro. W Cork jest kilka miejsc gdzie gromadza sie Polacy, tam tez moglaby byc kolportowana. Mozna by liczyc na pozyskanie reklam np. od: firm oferujacych tanie loty i przewozy do Polski, firm kurierskich, pubow oferujacych polskie piwo, itp.
3. Polska witryna internetowa
Istnieje juz co prawda kilka witryn adresowanych do Polonii w Irlandii, ale mi osobiscie brakuje witryny skupiajacej sie przede wszystkim na Cork. Porzadnie prowadzonej, z informacjami co, gdzie i kiedy, ze zdjeciami, itp. Witryna powinna byc 2-jezyczna, tak zeby firmy irlandzkie rowniez mogly sie w niej reklamowac. Wplywy jak wyzej: od: firm oferujacych tanie loty i przewozy do Polski, firm kurierskich, pubow oferujacych polskie piwo, itp.
4. Polska agencja pracy
Agencji pracy jest tu mnostwo, w niektorych juz mozna nawet po polsku sie porozumiec (za sprawa pracujacych tam Rodakow :-) ale - wg mnie brakuje typowo polskiej agencji. Problemem wielu Rodakow jest niewystarczajaca znajomosc j. angielskiego. Nie jest to przeszkoda w samej pracy (widzialem juz duety polsko - irlandzkie, gdzie Polak nie znal slowa po angielsku a Irlandczyk po polsku co nie przeszkadzalo w komunikacji pozawerbalnej i wspolnej pracy :-) ale stanowi przeszkode w poszukiwaniu i znalezieniu pracy (w koncu trzeba wydukac ze sie pracy szuka - i zrozumiec odpowiedz...) Na brak klientow taka agencja narzekac z pewnoscia nie bedzie... Dodatkowo moze sluzyc pomoca przy pisaniu i tlumaczeniu cv itp.
5. Polski fryzjer
Jest tutaj sporo "zakladow fryzjerskich" :-) - i ciagle sa do nich kolejki. Dodam, ze ceny sa raczej wysokie... W jednym z ogloszen w tutejszej gazecie widzialem nawet wzmianke po polsku: "Mamy polska fryzjerke" :-) Nie zapominajmy: w Cork mieszka kilkanascie tysiecy Polakow...
6. Polski dentysta
Ceny za uslugi stomatologiczne sa tutaj bardzo wysokie, nawet dla rodowitych Irlandczykow (niektorzy z nich podobno nawet wyjezdzaja na specjalne "wycieczki" do Czech i Wegier - nie wiem dlaczego nie do Polski, aby wyleczyc kilka zebow jednoczesnie lub wstawic proteze). "Tani" - jak na tutejsze warunki dentysta jest po prostu skazany na sukces...
7. Polski bar
W Cork powstal juz polski pub. Mysle ze jest tu miejsce jeszcze na kilka takich pubow :-) Ale ciagle nie ma - polskiego baru. Z barszczem, "ruskimi" pierogami, itp. Czeka kilkanascie tysiecy potencjalnych konsumentow (chociaz mysle ze sporo Irlandczykow tez by sprobowalo egzotycznych dla nich potraw - stajac sie stalymi klientami).
-----------------------
Po 3 latach, - a dokladnie 30.07.2008r. :-) postanowilem uaktualnic ta notke, dopisujac co ponizej:
1. Sklepow juz ci u nas dostatek. Zreszta, polskie produkty sa juz sprzedawana na specjalnych "polskich polkach" w wiekszosci sklepow wiekszych sieci handlowych2. Mielismy przez pare miesiecy. Niestety - upadla...
3. Juz mamy. Jest to witryna prowadzona przez Stowarzyszenie MyCork.
4. Nie mamy.
5. Mamy juz kilka.
6. Mamy
7. Mamy ;-)
Za czas jakis ponownie uaktualnie ta notke :-)
wtorek, 16 sierpnia 2005
Polskie puby i restauracje w Irlandii: "Biało - Czerwoni" w Cork
Polakow w Cork jest coraz wiecej, wiec wlasciciele pubow odpowiadajac na potrzeby rynku, coraz czesciej w swoich pubach oferuja polskie piwo. Jednak ten pub jest typowo polskim pubem na obczyznie :-) - cokolwiek by przez to rozumiec.
Bylem tam wczoraj wieczorem. Pustki - ale to chyba przez to ze poniedzialek. Wystroj w barwach narodowych, na scianach polskie widoczki + socrealistyczne propagandowe plakaty z minionej ery tzw. komunizmu. W tle slychac polska muzyke popowo - rockowa.
Ogolnie rzecz biorac - pojsc mozna chocby z ciekawosci. Nie wiem czy bedzie to ciekawe miejsce spotkan dla Polakow w Cork, czy typowa polska "mordownia" - czas pokaze.
Dopisek z 10 marca 2006 r.: jak sie dowiedzialem, ww. pub zostal zamkniety na poczatku b.r.
niedziela, 14 sierpnia 2005
Telefony komórkowe znacznie tańsze niż w Polsce
Obecnie ponizej 100 euro (wraz z 80 - eurowym kredytem - mowa oczywiscie o telefonach "na karte" - i innymi bonusami zawartymi w tej cenie, czyli rzeczywisty koszt telefonu to czesto... 0 euro :-) kosztuja tutaj telefony za pomoca ktorych mozna krecic filmiki, sluchac mp3, itp., itd., o robieniu zdjec oczywiscie nie wspominajac.
100 euro - to przecietnie 1 dzien pracy na budowie. Minimalna placa w Irlandii to obecnie 7,65 euro na godzine... Czyli: za 1-2 dni pracy kupisz sobie tutaj porzadny telefon "na karte" - w dodatku z wysokim kredytem na rozmowy i sms-y.
czwartek, 11 sierpnia 2005
Hurling
Za Wikipedia.pl:
"Hurling to gra zespołowa, do której używa się kijów i piłki. Uważana za najszybszy zespołowy sport świata. Grana głównie w Irlandii, gdzie jest obok futbolu galickiego sportem narodowym i cieszy się ogromnym powodzeniem wśród Irlandczyków. Kobieca odmiana tego sportu nazywa się camogie.
(...)
Każda drużyna składa się z piętnastu graczy: bramkarza, 6 obrońców, 2 pomocników i 6 napastników. Pole ma wymiary 140m na 80-90m. Mecz trwa 70 minut i dzieli się na dwie połowy. Kij robi się z drzewa jesionowego; ma on 64-97 cm. Piłka jest ze skóry i ma średnicę 65 mm.
W czasie meczu gracze atakują bramkę przeciwnika i chronią swoją własną. Piłkę można chwytać w rękę, kopać lub przenosić na kiju. Jednak po czterech sekundach lub czterech wykonanych przez posiadacza piłki krokach, musi być podana dalej."
wtorek, 9 sierpnia 2005
Teatr
poniedziałek, 1 sierpnia 2005
Bezdomni w Irlandii
Irlandia otacza swoich obywateli wszechstronna opieka. Irlandzki bezrobotny moze liczyc nie tylko na cotygodniowy zasilek pieniezny, ale takze na pokrycie np. kosztow wynajmu mieszkania (w tym takze depozytu), itp. Czesc Irlandczykow korzysta z tego, pracujac jednoczesnie "na czarno".
Ponadto sa tutaj dla bezrobotnych specjalne tanie hostele (placi sie ok. 40 euro za tydzien, w zamian otrzymuje sie 1-osobowy pokoj + pelne wyzywienie, z tymze dla irlandzkich bezrobotnych taki hostel jest bezplatny, wystarczy im okazac stosowne zaswiadczenie z FAS-u), a takze - bezplatne noclegownie (w irlandzkiej noclegowni pokoje sa rowniez jednoosobowe - ale nie mozna w nich przebywac w ciagu dnia) w ktorych mozna rowniez najesc sie do syta. Jedynym warunkiem korzystania z ww. hostelu i noclegowni jest to - ze trzeba przyjsc trzezwym.
A pijani lub pod wplywem narkotykow? Lub ci, ktorzy wola spac pod chmurka? Ci otrzymuja codziennie czyste koce i koldry - i spia tam, gdzie im pasuje. W ostatecznosci - zawsze mozna pojsc na policje, a ta pomocy nie odmowi.
sobota, 30 lipca 2005
Cobh - ostatni port Titanica
I teraz cytat za jedna ze stron internetowych (nie mogę niestety wyszczególnić jednej, ponieważ ten sam tekst znajduje się na co najmniej kilku...): "Cobh, ważny port, baza floty wojennej, a jednocześnie jeden z najważniejszych portów, z których emigrowały tysiące Irlandczyków do Ameryki. Szacuje się, że stąd udało się w poszukiwaniu lepszego życia za oceanem około 4 milionów Irlandczyków w XIX w.
Z tym portem wiążą się również losy takich znanych statków jak Titanic, który właśnie tutaj zawinął po raz ostatni przed swoją tragiczną podróżą przez Atlantyk, to właśnie tutaj wsiedli ostatni pasażerowie. Nieopodal Cobh został storpedowany w czasie I wojny światowej statek pasażerski Lusitania, który stał się symbolem okrucieństwa wojny na morzu. Warto pamiętać, że to właśnie stąd w 1838 r. wypłynął w pierwszy udany rejs transatlantycki SS SIRIUS."
W Cobh warto zobaczyć m.in. Ogród Biblijny, znajdujący się nieopodal St Colman's Cathedral.
czwartek, 21 lipca 2005
O narzekaniu...
Pracowalem kiedys razem z jednym Rodakiem, ktory naszemu przelozonemu, Irlandczykowi, caly czas wmawial, ze polska cebula jest lepsza od irlandzkiej a poslski cukier - bardziej slodszy od tego tutaj :-)
Napisze tak: czasami mnie wk... takie narzekanie. Czasami mam ochote powiedziec takiemu jednemu czy drugiemu: "Nie smakuje ci? Wracaj!".
Bo narzekania mam dosc. Na jedzenie, pogode, prace, itp. Ten kraj daje kazdemu z nas szanse. Tutaj zarabiajac najnizsza ustawowa pensje stac Cie na godne i normalne zycie... Jesli wiec komus jest tu zle, to moze naprawde nie jest to miejsce dla niego?