Ostatni tydzien (a dokladnie: miedzy 9 a 16 bm) bylem w Polsce. I coz tam w Polsce? Bez wiekszych zmian. Sa plusy dodatnie - i plusy ujemne, jakby powiedzial to nasz byly prezydent...Troche "na kolanie" spisalem co najwazniejsze, czesc rzeczy jednak pomijajac, zeby nie bylo, zem skrajny malkontent, ktoremu nie tylko belka - ale i zdzblo w oku przeszkadza... Jezeli pominalem jakies zmiany w kierunku normalnosci, to pewnie dlatego - ze normalnie w naszym, sredniej wielkosci kraju lezacym w srodku Europy, powinno byc juz co najmniej od dekady. A ciagle nie jest...
LOTNISKOMajac troche czasu do odlotu, pozwiedzalem sobie oddany niedawno do uzytku nowy terminal lotniska w Cork. Ktos kiedys na moim blogu narzekal, ze lotnisko w Cork przypomina mu kurnik ;-) No, to juz raczej czas przeszly...
Na chwile zatrzymalem sie przed kantorem: jak sie okazuje,
swoja walute moga tutaj wymienic m.in. Czesi i Wegrzy. Ale nie my, mimo ze to nas jest tutaj najwiecej... Jak widac, zlotowka jest ciagle waluta wymieniana "wewnetrznie" - w przeciwienstwie do korony czy forinta. O czyms to chyba jednak swiadczy...
Przy odprawie bagazowej podchodzi do nas czlowiek w zoltej kamizelce i rozdaje chetnym ulotki (po polsku - lot jest do Polski wiec wiadomo, ze wiekszosc stojacych w kolejce - to Polacy) informujace o nowych obostrzeniach dotyczacych bagazu podrecznego. M.in. nie mozna w takim bagazu przewozic napojow w opakowaniach wiekszych niz 100 ml (ale napoje w wiekszych objetosciach mozna bez problemu kupic w sklepie - po odprawie paszportowej, czy wrecz w samolocie). Kilku naszych Rodakow nie chcac przepakowac napojow do bagazu glownego - w desperacji wypija je "na miejscu". Na szczescie - chodzi o zwykle tescowe soczki :-)
LOTTym razem polecialem liniami Centralwings (to ci od ochydnej, aczkolwiek prawdziwej reklamy: "Bo my, Polacy, lubimy latac TANIO"), ktore rozpoczely obslugiwanie bezposrednich polaczen m.in. z Cork do Krakowa. Co prawda na forach dyskusyjnych przestrzegano przed notorycznymi zmianami godzin odlotow u tego przewoznika (dodajmy: Centralwings to polska firma), ale poniewaz bilet kupilem 2 miesiace wczesniej, wiec coz - zaryzykowalem. I jak bylo? W polowie - dobrze. Z Cork do Krakowa lot odbyl sie normalnie. Fantastyczne widoki na miasta w dole, fantastyczne widoki sklebionych chmur. Nad Polska - sklebionych tego dnia szczegolnie. Lecimy ponad chmurami, przez ktore nie widac absolutnie nic. Tylko sniezno - chmurno - bialy krajobraz dookola. Zaczalem sie zastanawiac,
czy moze Pan Bog juz nawet nie chce patrzec z gory na nasz Kraj? Od takich mysli oderwala mnie stewardessa, ktora przy ladowaniu zaczela rozdawac nam po cukierku - co jest raczej niespotykane w innych tanich liniach. Zeby jednak nie bylo tak dobrze - powrotny lot z Krakowa do Cork byl opozniony o... 4 godziny - i juz nie dostalismy cukierkow :-( Trzeba jednak oddac sprawiedliwosc, ze Centralwings rozeslal 4 dni przed terminem wylotu z Krakowa info (sms-em i e-malem) o planowanym opoznieniu. Tyle tylko, ze - ja je otrzymalem, bo mam telefon z roamingiem, natomiast moja znajoma, w dodatku z malym dzieckiem, ktora takiego roamingu nie miala, a przypadkowo tez wracala tym samym lotem - odczekala te cztery godziny na lotnisku...
/Na zdjatku powyzej stoje przed nowo wybudowanym na moim osiedlu centrum handlowym "Pasaz Ruczaj". Projektanci nowych krakowskich osiedli pamietaja oczywiscie o lokalach komercyjnych. Szkoda - ze nie pamietaja za bardzo o placach zabaw dla dzieci czy odrobiny zieleni.../ WYBORYTrafilem akurat na wybory samorzadowe. Oczywiscie - nie glosowalem. Jest to dla mnie oczywiste, bo
skoro nie mieszkam w danym miejscu, uwazam ze nie mam moralnego prawa wybierac ludziom mieszkajacym tam stale - kto ma nimi rzadzic. Inna rzecz, ze wybor byl, jak mawia klasyk, "pomiedzy tyfusem a cholera". Z nudow popatrzylem tylko z okna tramwaju na plakaty wyborcze. Czesc z kandydatow miala wyraznie kryminalna fizjonomie, czesc - twarze nieskazone mysla - a reszta byla przynajmniej nieogolona. Tak - ja wiem, ze moja fotka mozna z kolei dzieci (i nie tylko) straszyc, ale ja przeciez nie startuje w zadnych wyborach ;-)
Napisalem o fizjonomiach, bo o programach politycznych nawet nie ma co wspominac: kazdy z kandydatow jest wspanialy, ma wizje rozwoju,
ma pomysly na kase (z reguly - chodzi o
wyciagniecie tej
kasy z UE, a nie o zwiekszenie dochodow wlasnych), i wie co ma zrobic, zeby Polska rosla w sile a ludziom zylo sie dostatniej. W Krakowie dodatkowo do chetnych "robienia ludziom dobrze" dolaczyli tez ci, ktorzy miastem rzadzili poprzednio.
Czemu wtedy tym ludziom dobrze nie zrobili, i dlaczego chca zeby im znowu uwierzyc - nie wiadomo. A jak nie wiadomo o co chodzi - to zapewne chodzi o pieniadze...
MPKPrzy okazji jazdy tramwajem:
zastanawialiscie sie moze, dlaczego w polskiej komunikacji miejskiej z reguly zawsze jest tlok? Do tej pory myslalem, ze zachodzi tu zaleznosc: jest duzo ludzi, a malo autobusow i tramwaji, bo decydenci tak kradna, ze na te autobusy i tramwaje nie wystarcza. Tymczasem - nie. Autobusow, itp. jest wystarczajaco. Jest ich tak duzo, ze gdyby je wypuscic na trase, to kazdy pasazer moglby spedzic podroz siedzac, tak jak jest to w normalnych krajach. Skad wiem o tej liczbie? Ano stad, ze zrodla masowego przekazu zapodaly, ze w Krakowie (a jest tak pewnie i w innych miastach) w czasie ciszy wyborczej nie wyjechaly autobusy i tramwaje oblepione reklamami kandydatow (a po miescie jezdzilo ich mnostwo). Zostaly w zajezdniach. Wyjechaly za to inne, obslugujac jakby nigdy nic wszystkie linie...
Czyli - tabor jest znacznie wiekszy, niz nam sie wydaje. A to znaczy - ze
nie musimy stac w scisku. A dlaczego jest jak jest? Pewnie dlatego, ze wlodarze MPK maja swoich "klientow" gleboko w "poszanowaniu". Po co wypuszczac wiecej autobusow? Beda sie psuc, spalac benzyne, i jeszcze kierowcom trzeba placic. A ze ludzie przez to gniota sie w niemilosiernym tloku? A kto by tam sie w Polsce ludzmi przejmowal. Jak im nie pasuje - niech jezdza taksowkami...
PKPPojechalem tez odwiedzic moich Rodzicow. Pociag mialem w srodku nocy, dworzec PKP w Krakowie jest wtedy zamkniety, wiec cala lumpiarnia gromadzi sie w przejsciach pod peronami, gdzie ulokowano tez kasy biletowe. Normalny czlowiek wytrzymuje tam na bezdechu ze 2 minuty. Duszac sie w odorze niemytych cial, udalo mi sie kupic bilet - od obrazonej na mnie (i chyba caly swiat) z nieznanego mi powodu Pani Kasjerki. Co ciekawe -
wracajac, zaplacilem u konduktora w pociagu (bo kasa na stacji z ktorej wyjezdzalem byla nieczynna)
za bilet na ta sama trase o... 12,0 zl mniej - niz za taki sam bilet w krakowskiej kasie... Ot, po prostu konduktor sam, nie proszony, wynalazl dla mnie jakas znizke. I zaznaczam: nie jestem mlodzieza do lat 16 ani osoba po 70 - tce, kobieta w ciazy czy z dzieckiem na reku, jak rowniez nie posiadam widocznego kalectwa (a o ukrytym - poki co nic nie wiem). I nie bylo to w weekend... Czy ktos jest to w stanie mi wytlumaczyc?
Po wyjsciu z pociagu - juz z powrotem w Krakowie, o 4 rano, -
przyczepia sie do mnie dwoch byczkow proszac o "uzyczenie impulsika" bo do dziewczyny chca zadzwonic. "Nie mam komorki" - rzucam burkliwie, chociaz w kieszeni mam ich dwie (z polska i irlandzka karta). Klamac nieladnie, jednak jestem pewien ze po wyjeciu komorki i przekazaniu "byczkowi" juz bym jej wiecej nie zobaczyl.
Czemu w takich miejscach, gdzie wiadomo ze kreci sie podejrzany element
nie ma w zasiegu wzroku policjanta lub sok-isty czy ochroniarza?
PRACA W POLSCEJak jest z praca? Praca w Polsce jest. Zreszta, zawsze byla. Glownie
dla dziewczyn w agencjach towarzyskich i dla akwizytorow (roznie zwanych). Ponadto: dla wyspecjalizowanych specjalistow (wiem: maslo maslane). A co z reszta? Reszty nie trzeba, jak lubia slyszec kelnerzy i taksowkarze. A na powaznie: dla reszty jest praca za pareset zlotych. Ewentualnie: jest taka sama praca za granica, za kilka razy wiecej, nawet przy wyzszych kosztach zycia. Rachunek jest prosty. Co prawda bezrobocie w Polsce nadal jest najwieksze w UE, ale
pracodawcy placza, ze brakuje im ludzi do pracy. Tia, za 600 zl - brakuje. Jakby zaplacili chociaz z 600 euro, toby sie chetni znalezli. W koncu - ceny produktow sa i tu - i tam - porownywalne (za wyjatkiem moze wodki i papierosow). A tak - wciska sie ludziom ze brakuje rak do pracy, pewnie po to, aby przygotowac grunt pod inwazje tanszych robotnikow z bratniej Ukrainy, ktorzy beda szczesliwi pracujac za 2 zl na godzine... Niemniej - widzialem na miescie sporo ogloszen poprzyklejanych do witryn: szukaja sprzedawcow, kelnerek, zmywajacych, itp...
ZAKUPYCos mi odbilo i postanowilem wesprzec polski przemysl. W tym celu nabylem na prezent
wyprodukowany w Polsce "stacjonarny" odtwarzacz plyt kompaktowych i mp3 wraz z radiem. Gwoli prawdy, poczatkowo chcialem taki sprzet kupic w Irlandii i przywiezc z soba do Polski, bo jednak taniej, ale mialem tak zapchany bagaz, ze stwierdzilem ze kupie to juz na miejscu. I kupilem. Cos firmy z nazwa na "E" - znanej jeszcze za komuny (nie chce tu robic negatywnej reklamy podajac pelna nazwe - moze po prostu jakis pechowiec ze mnie?). Za cene wyzsza niz podobnej klasy odtwarzacze znanych w swiecie firm. Pomyslalem, ze moze jest lepsze - bo polskie, nawet bez domieszki zagranicznego kapitalu... Niestety - blad. Po powrocie do domu okazalo sie, ze dziala tylko radio... Na szczescie wymienilem bez zbednego handryczenia sie (prosze, idzie nowe...) na podobny sprzet bardzo znanej firmy i w tej samej cenie... No coz -
zarobil polski sklep, ale juz nie polska fabryka... Ale ja naprawde chcialem dobrze...
Za to - udalo mi sie kupic sluchawki do mojego telefonu. Sluchawki - niby zwykla rzecz, tyle ze mi chodzilo raczej o sluchawke, taka na jedno ucho. Bo kiedy w pracy slucham sobie ksiazek (nagranych w mp3, ktore wrzucam do mojej komorki), to jednak wypada miec tez minimalny chocby kontakt ze swiatem zewnetrznym, a wkladanie jednej sluchawki w ucho a drugiej do kieszeni jest mi troche nieporeczne. W sklepach w Cork sprzedawcy rozkladali rece zdziwieni w ogole moim pytaniem. Wg nich - nic takiego do mojego modelu telefonu (SE k750i) nie istnieje. A tu prosze - taka sluchawke kupilem bez problemu w byle punkciku zdejmowania simlockow w Polsce. I to oryginalna :-)
Co ponadto kupilem w Polsce? Niewiele. Przeciez
niemal wszystko jest tutaj - i to czesto znacznie tansze. Kupilem jedynie to - czego tutaj kupic nie moglem: oprocz rzeczonych sluchawek - troche polskich ksiazek (i to raczej bardziej, hm, "specjalistycznych") i plyt, oraz suvenirow z polskimi akcentami dla znajomych.
CENY (MIESZKAN)
Swoja droga - jestem zszokowany cenami w Kraju. Wszystkiego - od zywnosci po rtv i agd. W Krakowie sa praktycznie niemal takie same jak w Cork. Tyle ze tu - zarabia sie znaaacznie wiecej... W zasadzie w Polsce sa tansze, jak wspominialem, jedynie wodka i papierosy. No - i mieszkania. Z tymze te ostatnie - to pewnie juz niedlugo zrownaja sie z cenami z tymi irlandzkimi. W Krakowie mieszkania w ciagu ostatnich 3 lat podrozaly... 3 razy. Mysle, ze to jakis kant, ze ktos tych biednych ludzi oszukuje. Ze to jakas banka mydlana, ktora moze peknac z hukiem.
To normalne, ze mieszkania drozeja. Ale - w normalnych krajach, gdzie gospodarka sie rozwija, gdzie praktycznie nie ma bezrobocia, gdzie przepisy sa dla ludzi i gdzie ci ludzie dobrze zarabiaja a nadwyzki kapitalu lokuja w nieruchomosciach. Tymczasem Polska ma najwyzsze bezrobocie w UE (i nie pomogl wyjazd setek tysiecy, czy wrecz paru milionow - nikt nie ma dokladnych danych - ludzi za granice), przepisy sa wredne, panstwo jest nieprzyjazne dla obywateli - premiujac rentami i zasilkami obibokow i dajac po lapach tym bardziej aktywnym, a wszystko - mimo ze komuna zdechla 17 lat temu - nadal opiera sie na lokalnych ukladach i ukladzikach oraz centralnym TKM (teraz, k... My! - jak to swego czau powiedzial milosciwie panujacy Polakom w Polsce Jaroslaw K.)... Wiec dlaczego w takiej sytuacji w Polsce mieszkania drozeja, i to w chwili gdy setki tysiecy mlodych Polakow calymi rodzinami opuszcza Polske z zamiarem "niepowrotu"? Doprawdy - nie wiem...
POWROTPowrot z Polski odbyl sie w miare normalnie. Czyli - tylko
czterogodzinne opoznienie polskich linii Centralwings, pozniej - odprawa, gdzie od razu jakis wasacz z bronia przy pasku (po co im te pistolety?) kazal mi
zdjac buty i wyjac pasek ze spodni przy przechodzeniu przez bramke (tylko w Polsce mi sie to zdarza...), po drugiej stronie bramki,
stojac w skarpetkach i ze spodniami w garsci zostaje nagle poddany przesluchaniu na okolicznosc tego, co mam w torbie podroznej, mimo ze katem oka widze, ze przepytywacz widzi na swoim monitorze jak na dloni, co tez ludzie w tych torbach maja. "Nie pamietam - odpowiadam juz troche wk... - jak pan masz ochote, to mozesz pan sobie otworzyc i zobaczyc" - proponuje. Pan ochoty nie mial. Najwidoczniej to bylo pytanie retoryczne...
Jeszcze odprawa paszportowa. Szklana budka podkreslajaca dystans, kolejny umundurowany i uzbrojony wasacz dlugo i nieufnie porownuje moja fizjonomie z tym co jest w paszporcie,
patrzac na mnie wzrokiem w ktorym istnieje glebokie przekonanie, ze jestem seryjnym morderca usilujacym za pomoca dobrze sfalszowanych dokumentow uciec z Polski. Tyle tylko - ze dokumenty mam prawdziwe i morderca, przynajmniej na razie, nie jestem, wiec uzbrojony funkcjonariusz z wyraznym zalem odpycha od siebie moj paszport. Takich slow jak "dzien dobry", "prosze", "dziekuje" i "do widzenia" - umundurowany polski wasacz, z bronia przy pasku siedzacy w szklanej budce - po prostu nie zna...
Dalej - tez normalnie. Poniewaz tymi liniami leca niemal wylacznie nasi Rodacy, wiec zachowanie jest do przewidzenia: musi byc
galop, przepychanie sie w kolejce, wyscig do samolotu (nie wiem po co, skoro miejsca sa numerowane, a numery na biletach), pozniej
picia piffka w trakcie lotu, znowu przepychanie sie przy wyjsciu i galop do odprawy (tez nie wiem po co, skoro i tak trzeba czekac na bagaze).
Sama odprawa paszportowa przy wlocie, to po prostu - w porownaniu z tym co bylo w Krakowie - sama przyjemnosc. Irlandzki urzednik (niesamowite,
patrzcie Panstwo - bez broni!!! i nieodgrodzony tafla szkla) uwija sie bardzo szybko, nie zapominajac usmiechnac sie do kazdego, rzucic jakis zart czy wrecz nieporadne "
dzien dobry" (uczcie sie - polscy wasacze, skoro taki Ajrisz lamie sobie jezyk zeby nas, Polakow, powitac w swojej Ojczyznie w naszym jezyku, to wy moglibyscie wydusic z siebie tych pare grzecznosciowych zwrotow...).
Pozniej jeszcze stadne tloczenie sie przy odbiorze bagazu (
ludzie, po co to? chcecie jakies lepsze walizki sobie wybrac, czy jak?), taksowka (place w przeliczeniu niemal tyle samo, co z lotniska w Krakowie, a i trasa jest podobnej odleglosci) - i juz.
Jestem z powrotem w domu...
Reasumujac, zeby nie bylo tak pesymistycznie: milo jest spedzic troche czasu w Polsce, pod warunkiem ze sie pracuje gdzie indziej i za inne pieniadze... Bo
Polska - to piekny Kraj, to nasza Ojczyzna, to nasza Historia...Wiec dlaczego jest jak jest?