Zjednoczyliśmy się tak w kilkanaście osób i zrobiliśmy wspólna wigilie. Gospodarze przyjęcia postanowili połączyc tradycyjne polskie kulinarne zwyczaje - serwując rybę, oraz zwyczaje irlandzkie - podając drób.
Gwoli ścisłości: nie zabrakło tez potraw jak najbardziej tradycyjnie polskich.
Mieliśmy plany tez wybrać się na tradycyjna Pasterkę (jak tradycja, to tradycja), niestety - nie udało się. W wigilijny wieczór ustaje w Cork wszelka komunikacja, czy to miejska czy taksówkowa (a mieliśmy spooory kawałek...). Telefony w korporacjach taksówkarskich albo milczały, albo głos automatycznej sekretarki zapraszał nas po świętach... Gwoli ścisłości pragnę jedynie odnotować, ze w Cork, jak i w całej Irlandii ta msza odbywa się nie o północy, a - o 22.00. Dlaczego? Ano dlatego, ze sporo Irlandczyków zjawiało się o północy już mocno w stanie wskazującym, wiec podjęto decyzje o zmianie tychże godzin...
Pozostaliśmy wiec na miejscu, tocząc tradycyjne, nocne Polaków rozmowy :-)
/Na zdjęciu powyżej jestem na udekorowanej świątecznie Patrick Street. Zmierzam właśnie po wigilijnej kolacji do domu :-)
Ponieważ, jako się rzekło, wszelka komunikacja dla ludności ustała, po spałaszowaniu sporej części (wszystkiego nie daliśmy rady) wigilijnych potraw, już niemal nad ranem pożegnaliśmy się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz