Z przykroscia donosze, ze zakonczyl sie kolejny polski biznes w irlandzkim Cork: swoje podwoje zamknela "Gospoda", pierwsza i jedyna polska restauracja w tym miescie.
"Gospoda" zaistniala na gastronomicznym rynku Cork niemal dokladnie rok temu, o czym pisalem tutaj:
http://piotrslotwinski.blogspot.com/2006/07/polska-gospoda-od-tygodnia-polacy-i-nie.html
Dlaczego "Gospoda" zamknela swoje podwoje - nie wiadomo, ale gdy nie wiadomo o co chodzi, zapewne chodzi o pieniądze...
"Gospode" znali chyba wszyscy Polacy w Cork: mozna bylo tam zjesc duzo i tanio, w dodatku potrawy niedostepne gdzie indziej, od barszczu czerwonego po placki ziemniaczane. To, ze wszyscy "Gospode" znali nie oznacza zaraz, ze sie tam stolowali. Co prawda w weekend bywalo trudno o stolik (inna rzecz, ze bylo tych stolikow raptem pare...), ale na tygodniu lokal czesto swiecil pustkami...
/Powyzej: lokal po zamknietej polskiej "Gospodzie"/
"Gospoda" to drugi po pubie
"Bialo Czerwoni", o ktorym pisalem tutaj:
http://piotrslotwinski.blogspot.com/2005/08/polski-pub-pare-dni-temu-powstal-w-cork.html polski lokal ktory w Cork ktory - pomimo olbrzymiej rzeszy mieszkajacych tutaj naszych Rodakow - zostal zamkniety.
Jezeli do tego dolozymy zawieszenie wydawania
"Emigracji..." - pierwszego polskiego lokalnego pisma w Cork (o niej z kolei pisalem tutaj:
http://piotrslotwinski.blogspot.com/2007/02/emigracja.html ) to mozna sie zastanowic, czy w ogole jest sens otwierac w Cork jakikolwiek
legalny biznes adresowany do Polakow?
Polskie sklepy co prawda ciagle dzialaja, chociaz nie wiem ile z nich jest naprawde polskich? Moze jeden, a moze zaden? Glownie - sa to sklepy prowadzone przez Ukraincow i Litwinow...
Co sie dzieje?
Czy Polacy nie sa dobrymi klientami dla wlasnych Rodakow? Wszystko wskazuje na to - ze to prawda... O ile "polskie" biznesy jeszcze jako tako wychodza byc moze w Dublinie, o tyle w Cork - drugim pod wzgledem wielkosci miescie w Irlandii - juz "niezazbytnio"...
A moze to tylko przypadek? Zobaczymy...
Wczoraj ze znajomymi zastanawialismy sie, czy - pomimo zamkniecia "Gospody" - polski lokal gastronomiczy w Cork nie jest jednak skazany na sukces? Oczywiscie, przy spelnieniu odpowiednich zalozen... Starly sie 2 koncepcje: jeden z kolegow udowadnial, ze szanse powodzenia mialby taki lokal, gdzie polozono by nacisk na jakosc potraw: mogloby byc drogo pod warunkiem ze np., cytuje: "
barszcz czerwony bylby robiony z prawdziwych, polskich burakow - a nie z torebki", a z kolei jego kolezanka oponowala, ze nacisk nalezy polozyc np. na podkreslenie ze, znowu cytuje: "
lokal nalezy do Polki, i ze jest tutaj tanio".
Szybko padly propozycje nazw dla tych lokali: koledze ktory jest amatorem "
czerwonego barszczu z prawdziwych polskich burakow" zaproponowalismy, aby nazwal swoj lokal
"Polski Burak" :-), a z kolei dla kolezanki, ktora jest zwolenniczka
"podkreslenia polskiej narodowosci wlascicielki lokalu oraz oferowanych przez nią wyjatkowo niskich cen" padla propozycja, aby na szyldzie umiescila napis:
"Tania Polka" ;-)
Ciekawe, jaki bylby efekt marketingowy tych nazw? ;-)