Strony

niedziela, 22 lipca 2007

Polski Burak czy Tania Polka?

Z przykroscia donosze, ze zakonczyl sie kolejny polski biznes w irlandzkim Cork: swoje podwoje zamknela "Gospoda", pierwsza i jedyna polska restauracja w tym miescie.

"Gospoda" zaistniala na gastronomicznym rynku Cork niemal dokladnie rok temu, o czym pisalem tutaj: http://piotrslotwinski.blogspot.com/2006/07/polska-gospoda-od-tygodnia-polacy-i-nie.html

Dlaczego "Gospoda" zamknela swoje podwoje - nie wiadomo, ale gdy nie wiadomo o co chodzi, zapewne chodzi o pieniądze... "Gospode" znali chyba wszyscy Polacy w Cork: mozna bylo tam zjesc duzo i tanio, w dodatku potrawy niedostepne gdzie indziej, od barszczu czerwonego po placki ziemniaczane. To, ze wszyscy "Gospode" znali nie oznacza zaraz, ze sie tam stolowali. Co prawda w weekend bywalo trudno o stolik (inna rzecz, ze bylo tych stolikow raptem pare...), ale na tygodniu lokal czesto swiecil pustkami...

/Powyzej: lokal po zamknietej polskiej "Gospodzie"/

"Gospoda" to drugi po pubie "Bialo Czerwoni", o ktorym pisalem tutaj: http://piotrslotwinski.blogspot.com/2005/08/polski-pub-pare-dni-temu-powstal-w-cork.html polski lokal ktory w Cork ktory - pomimo olbrzymiej rzeszy mieszkajacych tutaj naszych Rodakow - zostal zamkniety.

Jezeli do tego dolozymy zawieszenie wydawania "Emigracji..." - pierwszego polskiego lokalnego pisma w Cork (o niej z kolei pisalem tutaj: http://piotrslotwinski.blogspot.com/2007/02/emigracja.html ) to mozna sie zastanowic, czy w ogole jest sens otwierac w Cork jakikolwiek legalny biznes adresowany do Polakow?

Polskie sklepy co prawda ciagle dzialaja, chociaz nie wiem ile z nich jest naprawde polskich? Moze jeden, a moze zaden? Glownie - sa to sklepy prowadzone przez Ukraincow i Litwinow...

Co sie dzieje? Czy Polacy nie sa dobrymi klientami dla wlasnych Rodakow? Wszystko wskazuje na to - ze to prawda... O ile "polskie" biznesy jeszcze jako tako wychodza byc moze w Dublinie, o tyle w Cork - drugim pod wzgledem wielkosci miescie w Irlandii - juz "niezazbytnio"...

A moze to tylko przypadek? Zobaczymy...

Wczoraj ze znajomymi zastanawialismy sie, czy - pomimo zamkniecia "Gospody" - polski lokal gastronomiczy w Cork nie jest jednak skazany na sukces? Oczywiscie, przy spelnieniu odpowiednich zalozen... Starly sie 2 koncepcje: jeden z kolegow udowadnial, ze szanse powodzenia mialby taki lokal, gdzie polozono by nacisk na jakosc potraw: mogloby byc drogo pod warunkiem ze np., cytuje: "barszcz czerwony bylby robiony z prawdziwych, polskich burakow - a nie z torebki", a z kolei jego kolezanka oponowala, ze nacisk nalezy polozyc np. na podkreslenie ze, znowu cytuje: "lokal nalezy do Polki, i ze jest tutaj tanio".

Szybko padly propozycje nazw dla tych lokali: koledze ktory jest amatorem "czerwonego barszczu z prawdziwych polskich burakow" zaproponowalismy, aby nazwal swoj lokal "Polski Burak" :-), a z kolei dla kolezanki, ktora jest zwolenniczka "podkreslenia polskiej narodowosci wlascicielki lokalu oraz oferowanych przez nią wyjatkowo niskich cen" padla propozycja, aby na szyldzie umiescila napis: "Tania Polka" ;-)

Ciekawe, jaki bylby efekt marketingowy tych nazw? ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz