Strony

niedziela, 30 września 2007

V wizyta w Polsce (7): PKP, czyli 2 w 1

Dzisiaj na dworcu glownym PKP w Krakowie zauwazylem zdumiewajacą osobliwosc: otoz w tym samym wagonie jednego z pociagów miescila sie zarowno klasa I, jak i II... W dodatku ten sam pociąg jechał do dwoch roznych miejscowosci...

Niewiarygodne, prawda? A jednak -) Byl to pociąg relacji Wroclaw - Przemyśl/Zamość. Czyli wyjechal z Wrocławia i jechal jednoczesnie do Przemysla i Zamoscia. To akurat żadna nowosc, PKP od dawna dzieli w ten sposob składy, "rozczepiajac" je po drodze.

Dla mnie zaskoczeniem był, jak napisalem na wstepie, jeden z wagonow, w ktorym znajdowaly sie zarowno przedzialy I jak i II klasy. Az zajrzalem do srodka - i faktycznie, przedzialy roznia sie iloscia miejsc, standardem, itp.

/Na zdjeciu powyzej: opisany przeze mnie wagon podzielony na dwie klasy: I i II/

Od kiedy siegam pamiecia, wagony I klasy byly wagonami I klasy, a wagony klasy II - wagonami klasy II... Wniosek z tego taki, ze coraz mniej Polakow podrozuje I klasa, dlatego PKP zastosowala takie rozwiazanie...

Zmienia sie rowniez okolica wokoł krakowskiego dworca PKP. Od frontu - juz Europa, a z tyłu - ciagle wschod z pamietnymi bazarowymi budkami. A na samym dworcu - praktycznie bez zmian: wyglada wszystko niemal tak samo, jak za pamietnego PRL-u.

Coz ponadto? Nie pisalem prawie przez tydzien, bo - rozłozylo mnie przeziebienie. W chwili gdy pisałem ostatnia notke - juz bylem chory, a dzisiaj w sumie pierwszy raz "na dluzej" wyszedlem z domu. Jeszcze jestem co prawda mocno "pociągajacy" (chodzi oczywiscie o pociąganie nosem z powodu ostrego kataru ;-) - ale juz dochodze do siebie.

Przez ponad 3 lata nigdy, ani razu, nie rozlozyla mnie tak irlandzka pogoda. Polskiej - udalo sie powalic mnie w tydzien - na tydzien...

wtorek, 25 września 2007

V wizyta w Polsce (6): politycy z piaskownicy

W Polsce trwa kampania wyborcza. W imie Boga, Ojczyzny, a tak naprawde: Honor-arium, ktore z honorem nie ma nic wspolnego, ale z wypchanym portfelem - i owszem. Kampania pozbawiajaca reszty zludzen, ze polscy politycy chca zrobic cokolwiek dla obywateli, a nie wylacznie dla siebie...

Cala Polska jest obwieszona wyborczymi plakatami, na ktorych partie - zamiast przekonywac wyborcow do swojego programu, piętnują partie konkurencyjne. Zapewne slusznie zreszta - niemniej chodzi o przekazanie komunikatu: musisz glosowac na "nas", bo w przeciwnym razie beda rzadzic "oni". Czyli - wybor mniejszego zła... Ale zło, chocby i mniejsze, jest nadal złem...

/Na zdjeciu: jeden z opisanych wyzej plakatow wiszacy na scianie budynku przy Placu Bohaterow Getta w Krakowie. Fatalny stan budynkow stojacych czesto w samym centrum Krakowa, to temat na oddzielna notke.../

Niestety, przez prawie 20 lat po upadku tzw. "komuny" nie doczekalismy sie w Polsce politykow europejskiego formatu. I patrzac na obecny polityczny narybek, smiem twierdzic, ze nie doczekamy sie takich politykow przez kolejnych lat 20...

Jakie jest wiec wyjscie dla Polski? Skoro polscy politycy sa ciagle na etapie piaskownicy, to Polską, wg mnie, powinien rzadzic komisarz wyznaczony przez UE. W koncu: Polacy masowo emigruja do krajow UE - i to nie tylko z powodu lepszych zarobkow, UE pompuje olbrzymie pieniadze do Polski, to moze i jej przedstawiciel, nie powiazany zadnymi układami, zobowiazaniami, nie zaslepiony polityczno - religijnym fanatyzmem, zaprowadzi wreszcie porzadek w naszym kraju?

A nawet jezeli nie, to i tak wyszloby nam to na dobre. Dlaczego? Ano dlatego, ze jestesmy spoleczenstwem podzielonym i zwasnionym, a Polacy, jak wiadomo, potrafia sie wspaniale jednoczyc tylko wobec "obcych".

Wiec tak czy owak, takie rozwiazanie byłoby najbardziej korzystne dla Polski i Polakow: dzieki rzadom przedstawicieli UE w Polsce albo w koncu wyszlibysmy na prosta, albo przynajmniej - znowu stalibysmy sie narodem zjednoczonym ;-)

niedziela, 23 września 2007

V wizyta w Polsce (5): polska bieda

W Polsce jest bieda. Oczywiscie, nikt tutaj nie umiera z glodu, w koncu - Polska jest sredniej wielkosci krajem nalezacym do UE. Niemniej - Polska jest krajem biednym...

Krakow, ul. Florianska. Podchodzi do mnie mlody czlowiek i wrecza mi obrazek z Janem Pawłem II. Za chwile, do kompletu, doklada drugi - tym razem ze sw. Krzysztofem. W tym czasie zasypuje mnie lawina słow z ktorych wyłapuje, ze jest biednym studentem i prosi mnie o wsparcie. Wyciagam z kieszeni garsc drobnych, tak na oko z 10 zl. "Biedny student" patrzy, czy aby sie nie pomylilem. Za chwile szczesliwy oddala sie szybko ode mnie, moze z obawy - ze sie rozmysle? Takich sytuacji w ciagu ostatnich paru dni mialem tutaj mnostwo. Powie ktos, to nie zebracy - tylko cwaniacy, trzepiacy kase na takich naiwniakach jak ja. Moze tak, moze nie... A raczej na pewno nie wszyscy zebrzacy, ktorych jest mnostwo...

Tesco, ul. Kapelanka, Krakow. Na jednej z półek własnie umieszczono przeceniona zywnosc. Natychmiast rusza w tym kierunku istny tłum. Przepychanie, kotlowanina. Jak za komuny we wczesnych latach 80-tych, kiedy rzucono do sklepu cos innego niz przyslowiowy ocet.

/Na zdjeciu powyzej: 20 wrzesnia b.r., Krakow, ul. Dietla. Kolejka ludzi przed sklepem sprzedajacym odziez na wage.../

Krakow, ul. Dietla: czekajac na tramwaj ze zdumieniem widze kolejka ludzi przed sklepem sprzedajacym odziez na wage (zobacz zdjecie powyzej).

"Gazeta w Krakowie" (lokalny dodatek do G.W.) pisze o głodnych dzieciach w szkole. Po artykule, na obiady dla nich składaja sie czytelnicy gazety. Płacone przez mieszkancow podatkow poszly zapewne na odprawy dla posłow i kampanie wyborczą - dla przyszłych posłow. Najprawdopodobniej zreszta tych samych...

Kwitna za to firmy udzielajace "chwilowek" - ulotkami z ich reklamami jest obklejony kazdy słup sygnalizacji swietlnej. Zreszta, co tu kryc, caly ten nasz "boom mieszkaniowy" powstaje na kredyt. Wieksze inwestycje - ze srodkow UE. Itd, itp...

W Polsce nie ma praktycznie rodziny, z ktorej by ktos z jej blizszych lub dalszych czlonkow nie wyjechal do pracy za granice. Dzieki przesylanym funtom i euro - udaje sie wiązac koniec z koncem...

Oczywiscie, sa wyjatki. Sa w Polsce osoby, ktore zarabiaja godziwie, sa tacy, ktorych stac na zagraniczne wakacje. Zawsze byli. Ale nie ma ich zbyt wielu...

Ludzie głosuja nogami - masowo wyjezdzajac... Spotkalem sie ze znajomym, ktory byl na Wyspie - i wrocil. Uwierzyl w propagande sukcesu. Owszem, ma prace. Ale, "powrot był błędem" - stwierdza. Teraz znowu chce wyjechac z Polski...

W Polsce jest praca. Ale przy "zachodnich" cenach - płace nadal sa "wschodnie". Dopoki to sie nie zmieni, Polska bedzie krajem biednym...

piątek, 21 września 2007

V wizyta w Polsce (4): wyjeżdżają najzdolniejsi Polacy...

Z uwagi na trwajacą w Polsce kampanie wyborcza - nie włączam telewizora. Gdybym to zrobil, to pewnie od razu zmienilbym date wylotu na znacznie wczesniejsza. Wystarcza mi billboardy ktore widze na miescie, a z ktorych to wyzieraja cyniczne twarze polskich politykow. Wybory co prawda nowe, ale wybor od lat - ten sam, niestety...

Kupilem za to pare lokalnych, krakowskich, polskojezycznych gazet (dlatego "polskojezycznych", poniewaz w sytuacji gdy wiekszosc "polskiej" prasy nalezy do nie-polskich koncernow wydawniczych, uzywanie slowa "polska prasa" jest co najmniej naduzyciem. Okazuje sie, ze prawdziwie polska prasa jest w tej chwili wydawana chyba tylko za granica...).

No ale, wracajac: praktycznie w kazdej z tych polskojezycznych lokalnych gazet krakowskich - jest cos o emigracji. W zasadzie - nic nowego: ze emigracja jest, ze rosnie, ze fachowcy powyjezdzali, ze trzeba bedzie ściągac do pracy Chinczykow (zapewne nie baczac na kary, jakie w takim przypadku UE oblozy Polske, kraj o jednym z najwyzszych wskaznikow bezrobocia w Europie). Oczywiscie, nikt z tym nie zamierza nic zrobic, kazdy tylko mowi ze "coś" nalezy z tym zrobic, i na tym sie (s)kończy.

/Obok: pierwsza strony wczorajszej "Gazety Krakowskiej" z nizej omawianym tekstem/

W sumie rzecz nawet nie warta wspominania, gdyby nie tekst na jaki natrafilem we wczorajszej "Gazecie Krakowskiej". Otoz w utrzymanym w alarmujacym tonie artykule pt.: "Zachód kradnie geniuszy z Krakowa" autorstwa Katarzyny Kachel, czytamy m.in.(skróty i podkreslenia w tekscie pochodza ode mnie):

"Uczelnie z Anglii, Francji, USA, Belgii i Danii potrafią sprzątnąć nam sprzed nosa najlepszych licealistów. Dają im stypendia naukowe, socjalne i obiecują dobrą pracę. Olimpijczycy i zwycięzcy międzynarodowych konkursów zamiast błyszczeć w polskich uczelniach, jadą za granicę. – Jest ich coraz więcej – oceniają dyrektorzy krakowskich prestiżowych liceów, do których trafiają przedstawiciele europejskich i amerykańskich szkół wyższych. Najczęściej zarzucają sieci na geniuszy matematycznych i fizycznych. (...)
Trudno się oprzeć takim ofertom. Tym bardziej, że innych, równie atrakcyjnych, nie mają. W Krakowie programu dla utalentowanych uczniów brak. O najzdolniejszych absolwentów nie biją się żadne polskie uniwersytety czy akademie.
– Za granicą od razu dają im stypendia socjalne, naukowe, stwarzają możliwości pracy naukowej – wymienia Marek Stępski, dyrektor II LO im. Sobieskiego w Krakowie.
W Polsce z geniuszami kłopot zawsze był – przyznaje Jerzy Lackowski, były kurator małopolskiej oświaty, dyrektor Studium Pedagogicznego Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Źle były widziane klasy dla orłów i programy dla najzdolniejszych. Wszystko zawsze było uśredniane, a ci ponadprzeciętni musieli sobie sami radzić. (...) W polskich liceach zdolni uczniowie wciąż na niewiele mogą liczyć. Nie ma możliwości zorganizowania dla nich indywidualnego toku nauczania, bo brakuje na to pieniędzy. Podobnie jest na uczelniach: stypendia naukowe są żenująco niskie, trzeba się nagimnastykować i szukać pomocy w różnych fundacjach."

No coz, pomijajac naduzycie, jakim jest zastosowanie slowa "kradziez" - gdy mowa o godnych ofertach rozwoju dla wybitnie uzdolnionych Polakow jakie wysuwaja zagraniczne uczelnie, w sytuacji gdy, ponownie cytuje: "W Krakowie programu dla utalentowanych uczniów brak. O najzdolniejszych absolwentów nie biją się żadne polskie uniwersytety czy akademie.(...)" - to ww. tekst jasno wskazuje, ze polski eksodus trwa i obejmuje juz nie tylko zwyklych zjadaczy chleba jak nizej podpisany, ale i osoby szczegolnie uzdolnione.

O ile w pierwszym przypadku co niektorzy pozwalaja sobie na drwiny, ze wyjezdzaja "nieudacznicy", o tyle w drugim - cyniczne uwagi powinny ustapic miejsca glebszym refleksjom. Oczywiscie, nie licze na taka refleksje u polskich politykow, bo ci, jak napisalem na wstepie, maja teraz wazniejsze dla siebie problemy...

I tak na koniec, w zwiazku z tym eksodusem nie tylko pospolitego polskiego ludu, ale i tego nie-pospolitego, z mała dedykacja dla polskich politykow, cytat z "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego (ktore - nomen-omen - mialo miejsce ponad 100 lat temu w podkrakowskich Bronowicach):

Miałeś, chamie, złoty róg,
miałeś, chamie, czapkę z piór:
czapkę wicher niesie,
róg huka po lesie,
ostał ci sie ino sznur,
ostał ci sie ino sznur...

czwartek, 20 września 2007

V wizyta w Polsce (3): duzo pracy, malo płacy...

O tym, ze w Polsce jest juz sporo ofert pracy, pisalem przy okazji relacji z mojej poprzedniej wizyty w Polsce w kwietniu b.r. (zobacz notke: IV wizyta w Polsce: jest duzo pracy...). W sumie od tamtego czasu - praktycznie nic sie nie zmienilo. Pracy jest sporo - ale place nadal bardzo niskie...

Na co drugim sklepie w centrum Krakowa wisza ogloszenia o poszukiwaniu pracownikow. W lokalnych gazetach rowniez mnostwo ofert, niektore nawet - sa dosc interesujace. Niestety, przecietne place sa nadal mizerne.

/Na zdjeciu powyzej: jedno z licznych ogloszen wiszacych na witrynach krakowskich sklepow/

Pomijam fakt, ze zdecydowana wiekszosc pracodawcow w Polsce nie podaje w swoich ogloszeniach wynagrodzenia. Nie rozumiem, dlaczego? Wstydza sie? Szkoda, bo zaoszczedzilo by to sporo czasu i poszukujacym pracy - i im samym. Popytalem tu i owdzie o zarobki. Owszem, nieznacznie wzrosly: tak od 100 do 200 zl na miesiac. Przy czym ceny - wzrosly jeszcze bardziej...

Spojrzmy prawdzie w oczy: ceny w Polsce juz dorownaly cenom na Wyspach. Szczegolnie zywnosc - jest po prostu droga (jezeli chce sie jesc normalnie, a nie tylko i wylacznie "biale tesco"). Tansze w Polsce sa ciągle jedynie gorzała - i papierosy. Nie pale, a co do polskiej wódki - to w ciagu ostatnich 3 lat podniebienie zrobilo mi sie bardziej delikatne... No coz, w koncu - nie przyjechalem do Polski, zeby oszczedzac.

Reasumujac: ceny wzrosly, płace - stoją w miejscu. I nie zanosi sie, zeby te ostatnie miały w najblizszej przyszlosci wzrosnac...

środa, 19 września 2007

V wizyta w Polsce (2): polska pogoda i irlandzkie piwo

Wczorajszy dzien spedzilem glownie na zakupach polskich ksiazek, irlandzkiego piwa i chowaniu sie przed deszczem ;-)
 

 Zaczne od pogody, poniewaz jest to temat najczesciej poruszany przez "polskich narzekaczy" w Irlandii. A wiec: wczoraj w Krakowie od rana do popoludnia bylo goraco. Az do przesady. Nie chce nawet myslec, co czuli tutaj ludzie w lecie... W kazdym razie - ja mialem dosc. Po poludniu, znienacka - ulewa. I to nie taki tam irlandzki deszczyk, tylko typowa polska pompa... Dzisiaj rano - wyszedlem z domu w zwyklej koszuli, tak jak wczoraj. Naiwny bylem... Natychmiast musialem sie cofnac do domu po kurtke - bo bylo zimno...

Irlandzka pogoda - jaka jest taka jest, ale przynajmniej jest w miare jednostajna i przewidywalna. Wiadomo, ze bedzie w miare cieplo, bedzie swiecilo slonce i lekko kropil deszczyk. Tutaj: bedzie najpierw upalnie, pozniej - strugi deszczu, a potem - zimno...

Odwiedzilem moja ulubiona ksiegarnie na Kazimierzu, zakupilem nieco interesujacych mnie ksiazek zostawiajac w kasie ladnych pareset zlotych, ale to jeszcze nie koniec przewidywanych "ksiazkowych" zakupow :-) Chyba bede mial nadbagaz...


/Na zdjeciu powyzej demonstruje moje zakupy: irlandzkie piwko kupione w Polsce ;-)/

No i - zajrzalem do sklepu z alkoholem upatrujac tam irlandzkie piwko ;-) Co prawda zawsze uwazalem, ze nalezy korzystac z lokalnych produktow, bo tylko wtedy mozna poczuc ich prawdziwy smak: dlatego bedac w Cork preferuje piwo warzone w Cork i zdecydowanie uwazam, ze picie polskiego piwa w Irlandii - jest nie na miejscu. Oczywiscie: o gustach, szczegolnie smakowych, sie nie dyskutuje, niemniej - jest to moje zdanie... Ale dziala to tez na odwrot: picie irlandzkiego piwa w Polsce rowniez jest pozbawione sensu. Nie wiem, z jakiego powodu, ale irlandzkie piwo pite w Polsce juz w trakcie poprzednich wizyt przypominalo mi jedynie cien tego smaku - jaki ma w Irlandii...

Niemniej - skusilem sie. Dlaczego? Ano dlatego, ze zobaczylem eksportowa wersje czerwonego... Murphys'a (o "czerwonych" odmianach znanych irlandzki piw pisalem tutaj: http://piotrslotwinski.blogspot.com/2007/08/czerwony-beamish-beamish-to-kultowe.html). Tego typu "czerwone" odmiany sa bardzo trudno dostepne w Irlandii, niemal cala produkcja jest eksportowana. Przy okazji wzialem tez kilka Kilkenny - to rowniez irlandzkie piffko, ale nieco mniej znane niz slynna trojca (Guinness, Murphy's i najbardziej lubiany przeze mnie Beamish).

No i - niestety, to nie to... Owszem, dobre, wg mnie lepsze niz wiele polskich "flagowych" marek, ale jednak - nie. Moze dlatego, ze to "czerwone" odmiany, a moze dlatego, ze to odmiany "eksportowe", a moze jedno i drugie? Tak czy owak: prawdziwe irlandzkie piwo ma byc czarne, geste ;-) i smakuje najlepiej w tradycyjnym irlandzkim pubie - znajdujacym sie w Irlandii, rzecz jasna ;-)

A to, ze coraz czesciej barmanami sa tam Polacy, ktorzy nalewaja to piwo klientom - Polakom, to juz zupelnie inna historia ;-)

wtorek, 18 września 2007

V wizyta w Polsce (1): funkcjonariusze bez wąsów i szalony kurs euro

Wrocilem do Polski. Co prawda na niespelna 3 tygodnie, ale zawsze ;-)

Wylecialem z Cork liniami Centralwings, we wtorek, o 2 w nocy czasu irlandzkiego, przylecialem do Krakowa o 6 rano - czasu polskiego. Na lotnisku spotkalem znajoma Irlandke z pracy - leciala do Krakowa na pare dni wraz z mama - i jej przyjaciolka, coby przepuscic troche euro ;-)

Mialem zamiar kupic, jak zwykle, pare upominkow w sklepie na lotnisku (ze szczegolnym uwzglednieniem irlandzkiej whiskey), niestety - sklep byl juz zamkniety. Czyzby uznano, ze Polacy (o tej godzinie jest tylko jeden lot - do Krakowa) nie sa dobrymi klientami? Nie wiem... Za to otwarty byl bar m.in. z piffkiem, z czego czesc naszych Rodakow skwapliwie skorzystala. Efektem tego byly niekonczace sie pielgrzymki do toalety - juz w trakcie lotu.

Wczesniej - odprawa. Zapomnialem wyjac kluczy z kieszeni, bramka "zapiszczala"- wiec musialem oprocz kluczy wyjac tez pasek ze spodni i poddac sie pobieznej kontroli osobistej. I tak dobrze, ze mnie w skarpetkach nie puscili, jak to poprzednio ciagle robili w Krakowie. Sam lot bez wiekszych atrakcji. W samolocie komplet pasazerow - i - goraco, kazdy wysiadal mokry...

Odprawa paszportowa na lotnisku w Krakowie bardzo mile mnie zaskoczyla: jak byc moze czesc z moich Czytelnikow pamieta, podczas poprzednich moich wizyt niemal do szalu doprowadzali mnie umundurowani i uzbrojeni wąsaci funkcjonariusze. Teraz - zobaczylem ze chyba idzie nowe. Raz, ze nie mieli wąsow, a dwa - ze swoje zgnilozielone mundurki zastapili bialymi koszulami z czyms tam na pagonach. I - najwazniejsze - chociaz jeszcze przy sprawdzaniu paszportu nie uzywaja słow: "prosze" i "dziekuje", ale juz przynajmniej - nie patrza spode łba, jak to bywalo poprzednio. A moze po prostu tak udalo mi sie trafic? Zobaczymy - przy wylocie...

Zeby nie bylo tak milo: w kantorze na krakowskim lotnisku wymienilem 50 euro. Na taksowke, i takie tam - pierwsze wydatki. Najpierw - odczekalem swoje, bo, jak glosila kartka - trwalo "liczenie pieniedzy" (pan liczyl, pani sie zachwycala swoim plaszczykiem). Kiedy zrobila sie juz za mna spora kolejka, pan zaszczycil mnie spojrzeniem i wymienil mi rzeczone euro po... 3,28 zl za sztuke. Normalny, dzisiejszy kurs w kantorach to ok. 3,75. Zeby bylo zabawniej, w ogole nie dostrzeglem tablicy z kursem walut. Byla na pewno, tylko pewnie w takim, nie rzucajacym sie w oczy - miejscu... Totez - uwazajcie na lotniskowe kantory.

Pozniej: taksowka do domu, szybki prysznic - i ruszam na miasto ;-) Wsiadam do autobusu, ktory wkrotce po ruszeniu staje z powodu... awarii. Wysiadamy. Mijaja nas dwa autobusy, zaden sie nie zatrzymuje: pierwszemu wyswietla sie na przedniej szybie napis: "Wyjazd na linie", a drugiemu: "Zjazd do zajezdni". Moj autobus, po wyswietleniu napisu "Awaria" - ruszyl dziarsko zaraz po opuszczeniu przez niego ostatniego pasazera. Poszedlem na tramwaj...

W sumie - dzien sie dopiero zaczal ;-)

sobota, 15 września 2007

Polski fryzjer w Cork (3)

O polskich fryzjerach w irlandzkim Cork pisalem juz TUTAJ i TUTAJ. Dzisiaj, niejako "do kolekcji" polskich dzialan biznesowych na tym rynku - kolejny polski zaklad fryzjerski: "Amandii".

 /Na zdjeciu powyzej - witryna Studia Fryzjerskiego "Amandii", ktore miesci sie przy Devonshire Street/

czwartek, 13 września 2007

Trafilem... na okładke ;-)

Z pewna taka niesmialoscia ;-) pragne poinformowac moich Czytelnikow, ze po raz pierwszy moje zdjecie (tj. przedstawiajace moja (nie)skromna osobe) trafilo na okladke gazety ;-)

/Na zdjeciu obok: okladka 2-tygodnika "Nasz Głos" z moja (nie)skromna osoba/

Ta gazeta jest "Nasz Głos" (nr 7 z 8 wrzesnia b.r.), bezplatny 2-tygodnik wydawany w Dublinie, a moje zdjecie w ksiegarni Waterstones przy Patrick Street w Cork, na ktorym demonstruje zestaw do nauki j. polskiego - dla Irlandczykow ;-) - jest ilustracja do tekstu numeru pt.: "Polski dla Irlandczyka".

O "Naszym Głosie" pisalem juz w notkach: "Nasz Głos" - polski bezpłatny 2-tygodnik z Dublina" oraz "Debiutuje w "Naszym Głosie"

Dla zainteresowanych: kopie moich tekstow dotychczas publikowanych w polonijnej prasie w Irlandii znajduja sie tutaj: http://picasaweb.google.com/piotr.slotwinski/Prasa

środa, 12 września 2007

Pomnik Forda

W poblizu miejscowosci Ballinscarthy /8 km od Clonakilty/ znajduje sie nietypowy pomnik... samochodu: jest to Ford, legendarny "Model T".

Z Ballinscarthy w 1847 r. wyemigrowal do Ameryki John Ford, ktorego wnuk - Henry Ford - przeszedl do historii jako tworca samochodow nazwanych jego nazwiskiem.

/Na zdjeciu: pomniku: pomnik Forda T/

Historia Henry Forda ma jednak rowniez drugie oblicze i jest dobrym przykladem na dwoistosc ludzkiej natury. Z jednej strony - byl on niezwykle zdolnym wynalazca, dbal o swoich pracownikow, zalozyl fundacje dobroczynna, ba - byl nawet, jak ja ;-) - wegetarianinem ;-) Z drugiej strony, jak podaje Wikipedia: "Ford wykorzystywał profity dla propagandy swojego antysemityzmu wśród zatrudnianych robotników. (...) Zwróciły one (artykuly prasowe publikowane przez H.Ford'a - dop. moj: P.S.) uwagę Adolfa Hitlera, dla którego Ford stał się inspiracją. Po dojściu do władzy Hitlera, obaj zostali przyjaciółmi (Ford miał zwyczaj dawać urodzinowy prezent Hitlerowi – czek na 100 tysięcy marek). Ford założył fabrykę ciężarówek w Kolonii, która jako jedyna fabryka posiadana przez kapitał zagraniczny nie została przejęta przez państwo podczas II wojny światowej. Po wojnie Ford złożył roszczenie wobec rządu USA o odszkodowanie za zbombardowanie fabryki w Kolonii w czasie wojny i otrzymał 10 milionów dolarów rekompensaty."

No coz, mozna napisac: nie on jeden sfinansowal militarna potege III Rzeszy. Ten grzech popelnilo sporo duzych, znanych i swietnie dzialajacych do dzisiaj koncernow. Na szczescie teraz, w dobie internetu i dostepu do ogromnej ilosci informacji - mozemy, chocby i w niewielkim stopniu, ale zgodnie z wlasnym sumieniem - decydowac o losach tych firm wlasnym portfelem. A takze, czy wrecz - przede wszystkim, tych firm, ktore dzisiaj osiagaja zysk poprzez nieludzka eksploatacje swoich pracownikow.

Bo majac wybor, decydowac trzeba. W imie zasad, po prostu...

wtorek, 11 września 2007

Mallow

Mallow jest niewielkim miastem w hrabstwie Cork w Irlandii - wg spisu ludności w 2006 r. mieszkało tutaj 7.864 osób. Niemniej - znajduje się w nim wiele interesujących zabytków i miejsc wartych zobaczenia.

/Powyżej: stoję przed Clock House w Mallow/

Jednoznacznie kojarzącym się z Mallow jest pochodzący z 1855 r. charakterystyczny budynek The Clock House. Z kolei robiącym największe wrażenie jest bez wątpienia Mallow Castle, czyli pochodzący z XIII wieku zamek (obecnie - są to już tylko malownicze ruiny). W 1928 r. uznano pozostałości z zamku za pomnik narodowy.

/Powyżej: Mallow Castle/

Bedąc w Mallow należy również koniecznie odwiedzić Spa House - pochodzace z 1828 r. sanatorium, gdzie oferowano lecznicze kąpiele. Do interesujących zabytków należą również kościoły: katolicki St. Mary's Catholic Church z 1818 r. i protestancki: St. James's Protestant Church pochodzący z 1824 r., które są świetnym przykladem wczesnego, XIX wiecznego budownictwa sakralnego. W Mallow urodził się m.in. William O'Brien (1852 - 1928), znany irlandzki działacz polityczny, dziennikarz i wydawca.

poniedziałek, 10 września 2007

Mój blog - w pracy magisterskiej

Pani Alicja Bobek w swojej pracy magisterskiej: "Polscy migranci w Irlandii. Rola sieci migracyjnych i zbiorowosci etnicznej" (czerwiec 2007) napisanej w Instytucie Amerykanistyki i Studiow Polonijnych na Wydziale Stosunkow Miedzynarodowych i Etnicznych Uniwersytetu Jagiellonskiego w Krakowie, poruszajac kwestie internetowych blogow "polskich migrantow" wspomniala m.in. o mojej skromnej stronce;-)

Autorka jest obecnie doktorantka na wydziale socjologii Trinity College Dublin.

Zanim zaprosze Was do lektury, male wyjasnienie: "Obywatel" - to internetowy nick jakiego uzywam na polonijnych forach dyskusyjnych (niemniej - zawsze tez podpisuje sie imieniem i nazwiskiem pod kazda moja wypowiedzia w necie).

A teraz wspomniany cytat (wszelkie wytluszczenia i skroty tekstu pochodza ode mnie):

"c. Blogi internetowe
Indywidualne blogi internetowe imigrantów są kolejną formą przekazywania i dzielenia się informacjami na temat Irlandii. Co ciekawe, wielu autorów najbardziej popularnych blogów to właśnie aktywni użytkownicy dwóch opisywanych powyżej forów. Autorzy blogów zamieszczają także w dziale „linki” odnośniki do blogów innych użytkowników, z którymi sympatyzują i nierzadko utrzymują kontakty. Warto zaznaczyć, iż znaczna część tych znajomości (jak wynika z analizy treści wpisów i komentarzy pod nimi umieszczonych) nawiązana została poprzez blog, a nie w sposób niezależny.

Dwa moim zdaniem najciekawsze i oferujące najwięcej informacji polsko - irlandzkie blogi to „Obywatel” (...) oraz „Zielono mi” (...), przy czym pierwszy z nich zdecydowanie bardziej nastawiony jest na wiedzę praktyczną dotyczącą życia w Irlandii. Autor bloga „Obywatel”, Piotr Słowiński, jest także aktywnym użytkownikiem forum „Mojej Irlandii”. W swoim blogu zamieszcza on szereg informacji dotyczących życia i pracy w Irlandii oraz udziela porad osobom planującym emigrację do tego kraju. Autor redaguje bloga w Cork (drugim co do wielkości mieście w Irlandii) i na bieżąco informuje o nowych inicjatywach polonijnych w tym mieście, wydarzeniach, nowych polskich pubach i sklepach, czy wydawanych tam polskich gazetach. Blog ma konstrukcje artykułów tematycznych, każdy z nich jest ilustrowany adekwatnym to treści zdjęciem autora. Może on służyć także jako przewodnik turystyczny po Irlandii, gdyż autor dokumentuje także swoje podróże po tym kraju, zamieszczając dodatkowo rys historyczny miejsc, które odwiedza. Niektóre wpisy są także swoistymi felietonami, w których „Obywatel” opisuje swoje refleksje na temat imigrantów i Irlandii.(...)"

niedziela, 9 września 2007

Irlandzki chleb i masło

Temat smaku irlandzkiego chleba - powraca jak bumerang.

Dostałem pare e-maili z zapytaniem o to, dyskutuje sie o tym na polonijnych forach, z analizy statystyk zapytan i wyswietlen stron na moim blogu rowniez jasno wynika, ze jest to temat frapujacy wielu moich Czytelnikow.


Napisze wiec jeszcze raz (bo po raz pierwszy wspominalem o tym juz 2 lata temu w notce "Chleba naszego, powszedniego...", a i pozniej parokrotnie przy roznych okazjach): w Irlandii mozna bez problemu kupic swietnej jakosci chleb. Doprawdy nie wiem, skad ta utrzymujaca sie ciagle opinia, ze "nie ma tutaj dobrego chleba"?

Od połowy 2004 r. mieszkam w Cork, i nigdy nie mialem problemow z zakupem dobrej jakosci pieczywa. Skad wiec takie powtarzajace sie plotki o irlandzkim chlebie? Nie ukrywajmy: część osób które tak krycznie wypowiadają się o jakości tutjeszego pieczywa tak naprawdę nie kupuje chleba, tylko najtansze wyroby chlebopodobne. Ot, i wszystko.

Jezeli w Irlandii placisz za chleb ponizej 2,5 -3 euro (za standardowy bochenek), nie oczekuj dobrej jakosci. Czy ww. cena jest wysoka? Wg mnie - nie, to przeciez wartosc ok. 15 minut pracy (przy niskiej placy). Jednak wiekszosc Rodakow placi za "chleb" 50-90 centow. Wiec dostaje to, co mozna dostac za 50-90 centow: czyli marnej jakosci produkt przeznaczony do opiekania w tosterze, a nie do bezposredniego spozycia. No ale - toster to kolejny wydatek (najprostszy model kosztuje mniej, niz godzina pracy) , wiec spora część Rodakow nie zawraca sobie glowy jego zakupem, za to ma kolejny powod do narzekania...

Pomijam juz fakt, ze czesc Irlandczykow preferuje chleb sodowy, ktorego smak wybitnie rozni sie od tego znanego z Polski, niemniej, powtarzam: bez problemow mozna kupic tutaj takze "normalny" chleb, o smaku znanym z Polski. I wcale nie trzeba tegoz dobrego chleba szukac w "polskich" sklepach. Rzeklbym wrecz - ze wprost przeciwnie ;-)

/Na zjeciu powyzej umiescilem 2 zwykle "zestawy" irlandzkiego chleba z irlandzkim maslem (a nie wyrobu chlebopodobnego z maslopodobnym) kupione w: (1) tesco i (2) moim lokalnym sklepiku:
1. po lewej: recznie robiony chleb o typowo "polskim smaku", krojony, dostepny w praktycznie kazdym sklepie spozywczym w Cork. Pod nim: znane na calym swiecie irlandzkie maslo Kerrygold, wg mnie bijace swym smakiem na glowe popularne polskie masla
2. po prawej: preferowany przeze mnie chleb (zawsze wybieram taki mocno "przypieczony ;-), a pod nim: uwielbiane przeze mnie maslo, robione na jednej z podcorkowskich farm. /

Ale nie samym chlebem czlowiek zyje, wiec pare slow tez - o masle ;-) Doprawdy zdumiewa mnie to, ze sporo Polakow biega przez pol miasta do "polskiego" sklepu po polskie maslo (ktore jest najczesciej maslem tylko z nazwy), kiedy w kazdym sklepie moze bez problemu kupic np. znane w calym swiecie z wysmienitego smaku irlandzkie maslo Kerrygold.

I znowu: jezeli smaruje sie chleb wyrobem maslopodobnym, sprzedawanym w tesco najczesciej pod wlasna "marką", to faktycznie, polskie maslo wydaje sie byc rewelacja. Ale, jezeli ma to byc uczciwa rywalizacja, sprobujcie prawdziwego irlandzkiego masla.

Irlandzkie wyroby mleczarskie sa naprawde swietne. Dlaczego? Kazdy kto choc troche podrozowal po Wyspie, a nie zyl jedynie w tzw. polskim Trójkącie Bermudzkim (tj. dom-praca-tesco), zna odpowiedz na to pytanie. Po prostu ze wzgledu na klimat (ktory dla wielu Polakow jest rowniez powodem do narzekania) irlandzkie krowy spedzaja na pastwiskach praktycznie caly rok.

Swieza trawa i otwarta przestrzen, to naprawde cos innego niz zamknieta obora i pasza
z cala tablica Mendelejewa, a to z kolei ma proste przelozenie na smak mleka - i jego przetworow.

Smacznego irlandzkiego chleba z masłem ;-)

sobota, 8 września 2007

Cork: Kent Station

W Kent Station - budynku dworca kolejowego w Cork otwartym 2 lutego 1893 roku - znajduje się niezwykły eksponat: XIX - wieczny parowóz ;-)

/Powyżej: Kent Station/

/Powyżej: parowóz w hali dworca/

piątek, 7 września 2007

Radio Museum Experience

W budynku Cork City Gaol miescilo sie, jak juz pisalem w notce: "Cork City Gaol" - wiezienie. Po uwolnieniu w 1923 r. ostatnich wiezniow otworzono tam wkrotce pozniej... rozglosnie radiową.

Cork Broadcasting Station zostal oficjalnie otwarty 25 kwietnia 1927 r. W 1950 r. stacje radiowa przeniesiono do nowego studia przy Union Quay.

/Powyżej: Radio Museum Experience/

Obecnie w Cork City Gaol znajduje sie zarowno muzeum dawnego wiezienia, jak i muzeum radia.

W muzeum radia zgromadzono m.in. imponujaca ilosc dawnych odbiornikow radiowych, jak rowniez prezentuje sie liczne eksponaty zwiazane z mieszczaca sie niegdys tutaj radiowa stacja nadawcza.

Pełny adres muzeum to: Cork City Gaol, Convent Avenue, Sunday's Well, Cork City.

Zdjecia z moich wycieczek m.in. do Cork City Gaol (tj. muzeum wiezienia i muzeum radia) znajduja sie tutaj: http://picasaweb.google.com/piotr.slotwinski/CorkMuzea

czwartek, 6 września 2007

Polski fryzjer w Cork (2)

Wczoraj pisalem m.in. o polskich fryzjerach w Cork adresujacych swoja oferte do Polakow. Dzisiaj trafila w moje rece ulotka reklamujaca "Studio fryzjersko - kosmetyczne "Anna" przy Georges Quay w Cork.

/Na zdjeciu obok: szyld polskiego gabinetu fryzjerskiego "Anna" przy Georges Quay w Cork/

To chyba pierwszy - legalny - polski zaklad fryzjerski w Cork. Mam nadzieje, ze nasi Rodacy chetnie korzystaja z uslug polskich fryzjerek, i ten, kolejny juz polski biznes w Cork, rozwinie skrzydla ;-)

-----------------------
dopisek z 19.02.2008 r.: dzisiaj na forum MyCork.org przecztałem informację o przeniesieniu tego zakładu na South Mall.

środa, 5 września 2007

Polski fryzjer w Cork (1)

Wraz z masowym naplywem Polakow do Cork, pojawily sie takze adresowane specjalnie do nich oferty.

I nie chodzi tutaj wylacznie o "polskie" sklepy czy nieudane biznesy typu lokalna gazeta "Emigracja", pub "Bialo Czerwoni" czy "Gospoda". Chodzi bardziej o typowe uslugi swiadczone przez Polakow i adresowane do Polakow w ich narodowym jezyku.

Nie trzeba dodawac, ze z reguly sa to uslugi "pokątne", typu "polska taksowka" - kiedy uslugi przewozu swiadcza osoby faktycznie taksowkarzami nie bedacy, za to posiadajacy auto czesto na polskich numerach (co w wiekszosci przypadkow jest nielegalne), czy tez "polski fryzjer", gdzie mamy do czynienia z oferowaniem uslug fryzjerskich po prywatnych domach czy wrecz z dojazdem do klienta ;-)

Ale - na szczescie nie zawsze tak jest. Coraz czesciej chodzi tutaj bardziej o to, ze dana firma czy zaklad uslugowy zatrudnia Polaka, dzieki czemu moze oferowac swoje uslugi takze grupie Polakow, ktorzy nie wladajaja jezykiem angielskim nawet w podstawowym stopniu (jak to bylo np. w przypadku Abrakebabry, o czym niedawno pisalem).

I tak np. wczoraj natknalem sie na taka "fryzjerska" oferte wiszaca przy wejsciu do salonu fryzjerskiego przy Paul Street w Cork:

/Na zdjeciu powyzej: info o polskim fryzjerze przy wejsciu do salonu fryzjerskiego przy Paul Street w Cork/

Czy Polacy korzystaja z takich uslug fryzjerskich w Cork? Jezeli musza - to tak. Niemniej, spora czesc pan dokonuje jedynie niezbednych i doraznych zabiegow fryzjerskich, a te bardziej skomplikowane wykonuje podczas wizyty w Polsce.

Z panami jest o tyle inaczej, ze w zdecydowanej wiekszosci w ich przypadku chodzi o proste strzyzenie, ktore to proste strzyzenie jest - znowu w zdecydowanej wiekszosci - przeprowadzane za pomoca najprostszej maszynki do strzyzenia wlosow, zakupionej w tanim sklepie z artykulami agd, wiec i do fryzjera nie ma po isc ;-)
Obiad w autobusie...

Pisalem juz o kilku punktach w Cork, w ktorych instytucje charytatywne wydaja bezplatne posilki, m.in. dla naszych Rodakow. Kolejnym z nich jest autobus, parkujacy przez kilka godzin w ciagu dnia naprzeciwko St Mary's Church przy Pope's Quay...

/Na zdjeciu powyzej: autobus w ktorym potrzebujacy moga zjesc bezplatny goracy posilek/

Wnetrze autobusu jest przystosowane do wydawania i spozywania posilkow - m.in. znajduja sie w nim stoliki, przy ktorych mozna spokojnie zjesc. Bezplatne obiady sa wydawane w godzinach popoludniowych. Korzysta z nich sporo Polakow...

Przeczytaj rowniez notki:
Cork Simon Community oraz Kolacja pod FAS-em...

wtorek, 4 września 2007

Cork City Gaol

Cork City Gaol - to obecnie muzeum urzadzone w dawnym, XIX - wiecznym wiezieniu w Cork.

/Powyżej: Cork City Gaol/

Ww. wiezienie wybudowano w 1824 r. Poczatkowo bylo przeznaczone dla kobiet i mezczyzn, pozniej mezczyzn przeniesiono, a w wiezieniu osadzano wylacznie kobiety. Po raz ostatni wiezniowie trafili do cel tego wiezienia w czasie wojny w 1922 r. Wkrotce pozniej - wiezienie zostalo zamkniete.

W trakcie zwiedzania mozemy obejrzec m.in. dawne cele z umieszczonymi w nich manekinami stylizowanymi na wiezniow, pomieszczenia straznikow, itp., mozemy zapoznac sie z rodzajami przewinien za ktore trafili tutaj skazancy, rozkladem dnia osadzonych tutaj ludzi, itp.

Cena biletu do muzeum obejmuje rowniez wypozyczenie walkmana zawierajacego kasete audio - takze w jezyku polskim (!), na ktorej lektor opowiada nam o prezentowanych eksponatach, o zyciu w wiezeniu, jego historii, itp.

UWAGA: w budynku Cork City Gaol znajduje sie rowniez muzeum radia. Pelny adres muzeum to: Cork City Gaol, Convent Avenue, Sunday's Well, Cork City.

Zdjecia z Cork City Gaol znajdują sie w galerii na moim fb: LINK.

niedziela, 2 września 2007

Lost Industries...

Spacerujac po Cork mozna sie natknac na wiele interesujacych miejsc lub rzeczy, nie wymienionych w przewodnikach. Drobnym przykladem moze byc rzezba "Lost Industries". Upamietnia dawny przemysl, ktoremu energie dostarczala... rzeka. Rzezba znajduje sie przy Leitrim Street.

 /Powyżej: "Lost Industries"

sobota, 1 września 2007

Polska Chata

Niespełna miesiąc temu został otworzony w Cork kolejny "polski" sklep: "Polska Chata". Sklep mieści się przy Gerald Griffin St. (Blackpool).

/Powyżej: "Polska Chata w Cork/