Za parę godzin na ścianie mojego mieszkania zawiśnie nowy kalendarz (na zdjęciu poniżej). Tym razem: w stylu retro, z widokami Cork-u sprzed 100 lat ;-)
poniedziałek, 31 grudnia 2007
piątek, 28 grudnia 2007
I'm Not Polish
Ilość naszych Rodaków w Irlandii - wbrew propagandzie mediów w Polsce - wzrasta w postępie geometrycznym. Każdy kto tutaj mieszka przez dłuższy okres czasu, dobrze zdaje sobie z tego sprawę...
Ilość naszych Rodaków jest już tak duża, że często dochodzi do kuriozalnych "językowych" sytuacji: byłem świadkiem kiedy to np. Irlandka bezskutecznie usiłowała się porozumieć się po angielsku z obsługą jednego z "polskich sklepów", jak i tej, kiedy to nasi Rodacy zwracali się do kasjerek w irlandzkim Tesco po polsku, i byli bardzo zdziwieni - i niezadowoleni - gdy okazywało się, że akurat ta kasjerka wyjątkowo nie mówi w naszym języku. Świadczy to o skali naszej obecności tutaj...
Irlandczycy, ktorzy do wszystkiego podchodzą z właściwym sobie humorem, wypuścili na rynek serię koszulek z napisem "I'm Not Polish" (na zdjęciu obok, foto pochodzi ze strony www.colours.ie), które mają im pomóc zaznaczyć swoją obecność w "polskim potopie". Koszulki są do nabycia w wybranych sklepach, przeciętnie za jedyne €14.95 ;-)
Ilość naszych Rodaków jest już tak duża, że często dochodzi do kuriozalnych "językowych" sytuacji: byłem świadkiem kiedy to np. Irlandka bezskutecznie usiłowała się porozumieć się po angielsku z obsługą jednego z "polskich sklepów", jak i tej, kiedy to nasi Rodacy zwracali się do kasjerek w irlandzkim Tesco po polsku, i byli bardzo zdziwieni - i niezadowoleni - gdy okazywało się, że akurat ta kasjerka wyjątkowo nie mówi w naszym języku. Świadczy to o skali naszej obecności tutaj...
Irlandczycy, ktorzy do wszystkiego podchodzą z właściwym sobie humorem, wypuścili na rynek serię koszulek z napisem "I'm Not Polish" (na zdjęciu obok, foto pochodzi ze strony www.colours.ie), które mają im pomóc zaznaczyć swoją obecność w "polskim potopie". Koszulki są do nabycia w wybranych sklepach, przeciętnie za jedyne €14.95 ;-)
czwartek, 27 grudnia 2007
Najstarszy "polski" sklep w Cork
... znajduje się przy North Main Street.
/Na zdjęciu: obecny wygląd pierwszego "polskiego" sklepu w Cork/
Oczywiście, tak jak w większości tego typu sklepów, poprzez przymiotnik "polski" rozumiem w takich przypadkach tylko to, że są tam sprzedawane polskie produkty. W rzeczywistości sklepy te należą w przeważającej większości do Litwinów i Ukraińców.
Kiedy w połowie 2004 r. przyjechałem do Cork, ten sklep przy North Main Street był jedynym "polskim" sklepem w tym mieście. Teraz jest ich już chyba kilkanaście, a i ten najstarszy parę razy zupełnie zmieniał wygląd, nazwę - i właścicieli...
--------------
dopisek z 08.04.2010 r.: sklep zakończył działalność, piszę o tym TUTAJ.
/Na zdjęciu: obecny wygląd pierwszego "polskiego" sklepu w Cork/
Oczywiście, tak jak w większości tego typu sklepów, poprzez przymiotnik "polski" rozumiem w takich przypadkach tylko to, że są tam sprzedawane polskie produkty. W rzeczywistości sklepy te należą w przeważającej większości do Litwinów i Ukraińców.
Kiedy w połowie 2004 r. przyjechałem do Cork, ten sklep przy North Main Street był jedynym "polskim" sklepem w tym mieście. Teraz jest ich już chyba kilkanaście, a i ten najstarszy parę razy zupełnie zmieniał wygląd, nazwę - i właścicieli...
--------------
dopisek z 08.04.2010 r.: sklep zakończył działalność, piszę o tym TUTAJ.
środa, 26 grudnia 2007
Restauracje i bary w Cork: Quay Co-op
Quay Co-op jest chyba najbardziej znaną wegetariańską restauracją w Cork. Restauracja mieści się na pierwszym i drugim piętrze, a na parterze znajduje się sklep ze zdrowa żywnością, naturalnymi kosmetykami, itp.
Quay Co-op znajduje się przy Sullivan's Quay 24. /Zdjęcia poniżej pochodzą z jednej z naszych kolejnych wizyt w tej restauracji, tj. z 16.09.2019/
Quay Co-op znajduje się przy Sullivan's Quay 24. /Zdjęcia poniżej pochodzą z jednej z naszych kolejnych wizyt w tej restauracji, tj. z 16.09.2019/
/Powyżej: restauracja Quay Co-op w Cork/
/Powyżej: nasz obiad/
S.H.A.R.E. - młodzież kwestuje dla starszych
S.H.A.R.E. (Students Harness Aid for Relief of Elderly) - to działająca w Cork od 1970 r. fundacja, mająca na celu pomoc osobom starszym znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej.
Co roku, w grudniu, na jej rzecz kwestują setki młodych ludzi z cork-owskich szkół. W zamian za wrzucony datek otrzymuje się żółta okrągłą naklejkę z napisem S.H.A.R.E.
I tak, podobnie jak w Polsce w trakcie kwesty na rzecz WOŚP, po prostu nie wypada nie mieć naklejonego na wierzchniej odzieży orkiestrowego serduszka, tak i w Cork, w drugiej połowie grudnia, po prostu nie wypada nie "obnosić" się z ww. naklejką sygnowaną przez S.H.A.R.E.
Co roku, w grudniu, na jej rzecz kwestują setki młodych ludzi z cork-owskich szkół. W zamian za wrzucony datek otrzymuje się żółta okrągłą naklejkę z napisem S.H.A.R.E.
I tak, podobnie jak w Polsce w trakcie kwesty na rzecz WOŚP, po prostu nie wypada nie mieć naklejonego na wierzchniej odzieży orkiestrowego serduszka, tak i w Cork, w drugiej połowie grudnia, po prostu nie wypada nie "obnosić" się z ww. naklejką sygnowaną przez S.H.A.R.E.
poniedziałek, 24 grudnia 2007
Tłumy Rodaków na "polskiej" pasterce w Cork
Dzisiaj w "polskim" kościele St. Augustine's przy Washington Street w Cork odbyła się kolejna, już trzecia "polska pasterka". Przypomnę, że pierwsza taka pasterka w Cork miała miejsce 2 lata temu (pisałem o tym TUTAJ).
Jakie są różnice pomiędzy tą pierwszą - a obecną? Bardzo duże. Dwa lata temu zdecydowaną większość biorących udział w nabożeństwie stanowili mężczyźni w wieku 30 - 50 lat, obecnie jest to pełny przekrój społeczny, przynajmniej pod względem wiekowym: od niemowląt po osoby w zaawansowanym wieku.
/Na zdjęciu powyżej: stoję przed ruchomą szopką wystawioną w kościele St. Augustine's przy Grand Parade w Cork/
Ksiądz Piotr Galus rozpoczynając nabożeństwo stwierdził: "Tyle się ostatnio mówi o tym, że Polacy wracają z emigracji, tymczasem do kościoła przychodzi coraz więcej osób. Będziemy chyba musieli poprosić biskupa o przydzielenie nam większego kościoła :-)". I rzeczywiście: w nabożeństwie uczestniczył dosłownie tłum naszych Rodaków.
Po mszy wiele osób przystawało na dłuższą chwilę przed ruchomą szopką znajdującą się w kościele (na zdjęciu).
Jakie są różnice pomiędzy tą pierwszą - a obecną? Bardzo duże. Dwa lata temu zdecydowaną większość biorących udział w nabożeństwie stanowili mężczyźni w wieku 30 - 50 lat, obecnie jest to pełny przekrój społeczny, przynajmniej pod względem wiekowym: od niemowląt po osoby w zaawansowanym wieku.
/Na zdjęciu powyżej: stoję przed ruchomą szopką wystawioną w kościele St. Augustine's przy Grand Parade w Cork/
Ksiądz Piotr Galus rozpoczynając nabożeństwo stwierdził: "Tyle się ostatnio mówi o tym, że Polacy wracają z emigracji, tymczasem do kościoła przychodzi coraz więcej osób. Będziemy chyba musieli poprosić biskupa o przydzielenie nam większego kościoła :-)". I rzeczywiście: w nabożeństwie uczestniczył dosłownie tłum naszych Rodaków.
Po mszy wiele osób przystawało na dłuższą chwilę przed ruchomą szopką znajdującą się w kościele (na zdjęciu).
sobota, 22 grudnia 2007
Choinka zamiast podłaźniczki
Za Wikipedia.pl:
Choinka jaką znamy pojawiła się w XVI wieku, lecz prawdopodobnie już wcześniej występowała jako rajskie "drzewo dobrego i złego" w misteriach o Adamie i Ewie. Tradycja choinek narodziła się w Alzacji, gdzie wstawiano drzewka i ubierano je ozdobami z papieru i jabłkami (nawiązanie do rajskiego drzewa). W XIX wieku drzewko zawitało do Anglii i Francji, a potem do krajów Europy Południowej.
/Na zdjęciu obok: stoje przy mojej tegorocznej choince ;-)/
Do Polski przenieśli ją niemieccy protestanci na przełomie XVIII i XIX wieku, ale spotykana była wówczas jedynie w miastach. Na wsiach — i to niezbyt często — choinka pojawiła się dopiero w latach 20. XX wieku. Wyparła tradycyjną polską ozdobę, jaką była podłaźniczka.
Podłaźniczka (podłaźnik, jutka, sad rajski, boże drzewko, wiecha) był to czubek jodły, świerka lub sosnowa gałąź wieszane pod sufitem jako ozdoba w czasie świąt. Podłaźniczka i późniejsza choinka związana jest z pogańską tradycją ludową i kultem wiecznie zielonego drzewka.
Podłaźniczki zdobione były jabłkami, orzechami, ciasteczkami, kolorową bibułą, wstążkami i przede wszystkim światami, jak nazywano kolorowe krążki opłatków. Lud wierzył w ich magiczną moc przyczyniania się do urodzaju i zapewniania powodzenia.
Obyczaj ten zachował się na wsiach jeszcze do lat 20. XX w., szczególnie w Polsce południowej: na Śląsku, Podhalu, Pogórzu, ziemi sądeckiej i krakowskiej.
Choinka jaką znamy pojawiła się w XVI wieku, lecz prawdopodobnie już wcześniej występowała jako rajskie "drzewo dobrego i złego" w misteriach o Adamie i Ewie. Tradycja choinek narodziła się w Alzacji, gdzie wstawiano drzewka i ubierano je ozdobami z papieru i jabłkami (nawiązanie do rajskiego drzewa). W XIX wieku drzewko zawitało do Anglii i Francji, a potem do krajów Europy Południowej.
/Na zdjęciu obok: stoje przy mojej tegorocznej choince ;-)/
Do Polski przenieśli ją niemieccy protestanci na przełomie XVIII i XIX wieku, ale spotykana była wówczas jedynie w miastach. Na wsiach — i to niezbyt często — choinka pojawiła się dopiero w latach 20. XX wieku. Wyparła tradycyjną polską ozdobę, jaką była podłaźniczka.
Podłaźniczka (podłaźnik, jutka, sad rajski, boże drzewko, wiecha) był to czubek jodły, świerka lub sosnowa gałąź wieszane pod sufitem jako ozdoba w czasie świąt. Podłaźniczka i późniejsza choinka związana jest z pogańską tradycją ludową i kultem wiecznie zielonego drzewka.
Podłaźniczki zdobione były jabłkami, orzechami, ciasteczkami, kolorową bibułą, wstążkami i przede wszystkim światami, jak nazywano kolorowe krążki opłatków. Lud wierzył w ich magiczną moc przyczyniania się do urodzaju i zapewniania powodzenia.
Obyczaj ten zachował się na wsiach jeszcze do lat 20. XX w., szczególnie w Polsce południowej: na Śląsku, Podhalu, Pogórzu, ziemi sądeckiej i krakowskiej.
piątek, 21 grudnia 2007
"Mój dom" - czyli nie zarzekaj się...
Święta idą, więc wziąłem się za porządki. Jak to przy porządkach bywa, człowiek znajduje wiele rzeczy, o których w ogóle nie pamiętał, ze je posiada...
I tak m.in. natrafiłem na płytę zespołu IRA, zatytułowaną "Mój dom". Musiałem ją przywieźć z Polski, ale kiedy - nie pamiętam, kompletna amnezja. No nic, zasiadłem w fotelu i zapodałem tytułowy kawałek:
"Mój dom
Mógłbym Być Teraz W USA
W Pocie Czoła Zbierać Gruby Szmal
Bawić Starsze Panie I Mieć Credit Card
Ale Nie, Nie, Nie Ucieknę Stąd
Lubię Nosić Buty Z Wielkim Czubem
Moje Długie Włosy To Jest Coś Co Lubię
Lubię Pić Piwo I Palić Skręty
Ale Nie, Nie Ucieknę Stąd
Mój Dom To Te Szare Ulice
Mój Dom To Kolejka Po Pracę
Mój Dom To Ci Smutni Ludzie
Mój Dom To Ty I Ja
(...)
To Mój Dom!"
Łza się w oku kręci, ile to już lat minęło od tej płyty? Z 15 co najmniej. Postanowiłem sprawdzić na necie, co się z tą kapelą dzieje. Oczywiście z pomocą zaraz przyszła niezawodna Wikipedia.pl, a tam czytam m.in.: "(...) Gadowski, Sujka oraz Owczarek (członkowie zespołu IRA - dop. mój: P.S.) zmuszeni sytuacją materialną wyruszają w 2000 roku do Ameryki do pracy na budowie (źródło: wywiad z IRA Teraz Rock – 1 IV 2004)". Tia... No, dalej czytam że później wrócili, itp., ale tak jakoś - dziwnie się zrobiło...
Było się zarzekać? Po tej informacji straciłem serce do tej płytki. Wymieniłem ją ze znajomym na płytę dvd z Festiwalu w Woodstock (oczywiście tego prawdziwego, z sierpnia 1969 r.).
Ta muzyka ma już 40 lat - a jej przesłanie ciągle jest aktualne.
Czego nie można powiedzieć o deklaracjach co poniektórych twórców naszej rodzimej sceny muzycznej - jak i wielu innych osób...
czwartek, 20 grudnia 2007
Pomidor z pomidorów
W całym Cork na tzw. "polskich półkach" w sklepach Tesco i Dunnes Stores, jak i w zwykłych "polskich" sklepach pojawił się importowany z Polski napój pod marką Fortuna, o wdzięcznej i jakże intrygującej nazwie: "Pomidor ze świeżych pomidorów".
Jak dla mnie, to dość surrealistyczna nazwa, tak jak "masło ze świeżego masła" czy też "śledź ze świeżego śledzia". No ale, dobrze, może po prostu autor nazwy tego produktu chodził do innej szkoły niż ja...
Bardziej od nazwy zadziwił mnie skład tego "Pomidora ze świeżych pomidorów", podany w dwóch wersjach: pierwszej - wydrukowanej na opakowaniu tego soku i drugiej, anglojęzycznej wydrukowanej na malej karteczce naklejanej na górnej części tegoż opakowania.
Na pudełku czytamy wyraźnie: "Sok ze świeżych pomidorów 100%. Sok warzywny przecierowy. Bez dodatku cukru, pasteryzowany". Natomiast na wspomnianej karteczce przyklejonej do każdego opakowania, widnieje coś zgoła innego: "Fortuna Fresh Tomato Juice 1L. Ingredients: water, sugar, condensed tomato juice, salt. Pasteurized. Product of Poland", czyli, wg tejże karteczki, w środku znajduje się: "woda, cukier, zagęszczony sok pomidorowy, sól". Jedyne, co się zgadza tu i tam, to ze sok ten poddano pasteryzacji...
No i co teraz? Komu wierzyć? Jak mawiają towarzysze Rosjanie: "biez vodki nie razbieriosz". Byleby tej wódki nie popijać "Pomidorem ze świeżych pomidorów"...
Czy na przykładzie tego soku możliwe jest, że Polakom w Polsce wmawia się coś, czego nie można wmówic Polakom za granicą? Sam nie wiem, co tym myśleć...
Jak dla mnie, to dość surrealistyczna nazwa, tak jak "masło ze świeżego masła" czy też "śledź ze świeżego śledzia". No ale, dobrze, może po prostu autor nazwy tego produktu chodził do innej szkoły niż ja...
Bardziej od nazwy zadziwił mnie skład tego "Pomidora ze świeżych pomidorów", podany w dwóch wersjach: pierwszej - wydrukowanej na opakowaniu tego soku i drugiej, anglojęzycznej wydrukowanej na malej karteczce naklejanej na górnej części tegoż opakowania.
/Na zdjęciu powyżej od lewej: pudełku soku "Pomidor ze świeżych pomidorów", skład po polsku i naklejona karteczka ze szczegółowym składem po angielsku./
Na pudełku czytamy wyraźnie: "Sok ze świeżych pomidorów 100%. Sok warzywny przecierowy. Bez dodatku cukru, pasteryzowany". Natomiast na wspomnianej karteczce przyklejonej do każdego opakowania, widnieje coś zgoła innego: "Fortuna Fresh Tomato Juice 1L. Ingredients: water, sugar, condensed tomato juice, salt. Pasteurized. Product of Poland", czyli, wg tejże karteczki, w środku znajduje się: "woda, cukier, zagęszczony sok pomidorowy, sól". Jedyne, co się zgadza tu i tam, to ze sok ten poddano pasteryzacji...
No i co teraz? Komu wierzyć? Jak mawiają towarzysze Rosjanie: "biez vodki nie razbieriosz". Byleby tej wódki nie popijać "Pomidorem ze świeżych pomidorów"...
Czy na przykładzie tego soku możliwe jest, że Polakom w Polsce wmawia się coś, czego nie można wmówic Polakom za granicą? Sam nie wiem, co tym myśleć...
środa, 19 grudnia 2007
Pierwsza polska szkoła w Cork
Od 14 października b.r. działa pierwsza polska szkoła w Cork.
Na stronie internetowej ww. placówki czytamy m.in.:
/Powyżej: pierwsza witryna www polskiej szkoły w Cork/
Kształcenie w Zespole Szkół jest nieodpłatne. Daje możliwość kontynuowania nauki, poznania języka ojczystego, historii i geografii Polski, kontaktu z polską kulturą i tradycją.
Dbamy o to, aby uczniowie mieli świadomość związków polsko-europejskich jak i odrębności narodowej.
Uczniowie uczęszczają do Szkoły Polskiej jeden raz w tygodniu i realizują uzupełniający plan nauczania. Po spełnieniu wymogów formalnych zostają klasyfikowani i otrzymują polskie świadectwo. Jednocześnie uczniowie uczęszczają do szkół irlandzkich."
Adres szkoły: St. Patrick's Boys National School, Gardiner's Hill, Cork. Kierownikiem szkoły jest p. Joanna Szczotkowska.
Witryna internetowa Polskiej Szkoły w Cork znajduje się pod adresem: www.polskaszkolawcork.pl.
"(...)Realizujemy uzupełniający plan nauczania w zakresie szkoły podstawowej, gimnazjum i liceum ogólnokształcącego. Uzupełniający plan nauczania obejmuje język polski, historię Polski, geografię Polski, wiedzę o społeczeństwie. Ponadto nauczana jest matematyka w znacznie ograniczonym zakresie. Nauka odbywa się jeden raz w tygodniu w sobotę lub niedziele.
wtorek, 18 grudnia 2007
Kwestowanie poprzez granie
Grudzień to w Irlandii tradycyjnie miesiąc przeróżnych akcji charytatywnych.
Ich organizatorzy mają nadzieję, że w tym okresie, gdy ludzie szeroko otwierają portfele aby dokonać świątecznych zakupów, nie poskąpią też choćby skromnego datku dla naprawdę potrzebujących.
Ich organizatorzy mają nadzieję, że w tym okresie, gdy ludzie szeroko otwierają portfele aby dokonać świątecznych zakupów, nie poskąpią też choćby skromnego datku dla naprawdę potrzebujących.
Na zdjęciu powyżej: grająca wczoraj przy Patrick Street w Cork orkiestra, której członkowie kwestowali na rzecz Cork Simon Community - organizacji która niesie pomoc osobom bezdomnym i zagrożonym bezdomnością. W ciągu ostatnich paru lat pomogła także olbrzymiej liczbie naszych Rodaków w Irlandii...
poniedziałek, 17 grudnia 2007
Guinness kapcie
Sprzedaż pamiątek to w Irlandii potężny biznes. Praktycznie w każdej miejscowości istnieje sklep z pamiątkami czy to ogólnie - z kraju, czy w szczególności związane z wybraną miejscowością.
Pomysłowość wytwórców pamiątek jest wprost zdumiewająca: od symboli religijnych, poprzez swetry, portfele, breloczki, kryształy, biżuterie, alkohol - po odzież. Więcej o tego typu przedmiotach, świetnie nadających się na upominki z Irlandii, do przeczytania tutaj: "Pamiątki z Irlandii".
Szczególnie aktywnie w tej "branży" działa... słynny Guinness, chyba najbardziej rozpoznawalna marka piwa na świecie, który swoim logo sygnuje wiele przedmiotów, czasami o przeznaczeniu baaardzo odległym od swojego sztandarowego produktu. Ostatnio znalazłem m.in. zwykle domowe kapcie stylizowane na... pinty* Guinness'a.
*Za Wikipedia.pl: "Półkwarta (ang. pint) - jednostka objętości lub pojemności stosowana głównie w Stanach Zjednoczonych, Wiekiej Brytanii oraz Irlandii. (...) 1 imperialna pinta (ang. Imperial pint) = 20 brytyjskich uncji płynu (ang. UK fluid ounces) ≈ 568 mL (0.56826125 litra)"
Pomysłowość wytwórców pamiątek jest wprost zdumiewająca: od symboli religijnych, poprzez swetry, portfele, breloczki, kryształy, biżuterie, alkohol - po odzież. Więcej o tego typu przedmiotach, świetnie nadających się na upominki z Irlandii, do przeczytania tutaj: "Pamiątki z Irlandii".
/Na zdjęciu powyżej: po lewej - stoję przy "maskotce" ;-) reklamującej pamiątki związane z piwem Guinness w jednym ze sklepów pamiątkarskich w Dublinie, po prawej: dzierżę w dłoni właśnie nabyte kapcie stylizowane na pinty* Guinness'a :-)/
Szczególnie aktywnie w tej "branży" działa... słynny Guinness, chyba najbardziej rozpoznawalna marka piwa na świecie, który swoim logo sygnuje wiele przedmiotów, czasami o przeznaczeniu baaardzo odległym od swojego sztandarowego produktu. Ostatnio znalazłem m.in. zwykle domowe kapcie stylizowane na... pinty* Guinness'a.
*Za Wikipedia.pl: "Półkwarta (ang. pint) - jednostka objętości lub pojemności stosowana głównie w Stanach Zjednoczonych, Wiekiej Brytanii oraz Irlandii. (...) 1 imperialna pinta (ang. Imperial pint) = 20 brytyjskich uncji płynu (ang. UK fluid ounces) ≈ 568 mL (0.56826125 litra)"
niedziela, 16 grudnia 2007
Pierwsze polskie jasełka w Cork
Dzisiaj, tj. 16.12.2007 w kościele St. Augustine's przy Washington Street w Cork, odbyły pierwsze w historii tego miasta polskie jasełka ;-) W przedstawieniu wzięły udział dzieci z młodszych klas Polskiej Szkoły w Cork.
Za Wikipedia.pl: "Jasełka to widowiska o Bożym Narodzeniu wzorowane na średniowiecznych misteriach franciszkańskich. Za twórcę przedstawień bożonarodzeniowych uważany jest św. Franciszek z Asyżu. Ich treścią była historia narodzenia Jezusa w Betlejem i spisku Heroda. (...) Dały one początek wędrownym teatrzykom ludowym o świeckim charakterze."
/Na zdjęciu powyzej: pierwsze polskie jasełka w Cork/
Za Wikipedia.pl: "Jasełka to widowiska o Bożym Narodzeniu wzorowane na średniowiecznych misteriach franciszkańskich. Za twórcę przedstawień bożonarodzeniowych uważany jest św. Franciszek z Asyżu. Ich treścią była historia narodzenia Jezusa w Betlejem i spisku Heroda. (...) Dały one początek wędrownym teatrzykom ludowym o świeckim charakterze."
piątek, 14 grudnia 2007
Tyskie. Obcy element...
"Tyskie. Nasze najlepsze." - oznajmia reklama tegoż piwa. Jednak patrząc na puste butelki po polskim piwie, znajdujące się na irlandzkim przystanku autobusowym, jakoś bardziej pasuje mi: "Tyskie. Obcy element." Obcy - pomimo że takie widoki są już w Irlandii codziennością...
/Na zdjęciu: przystanek autobusowy przy Summerhill North w Cork. Wokół - puste butelki po polskim piwie "Tyskie"/
czwartek, 13 grudnia 2007
Restauracje i bary w Cork: Cafe Mexicana
Amatorzy kuchni meksykańskiej powinni odwiedzić Cafe Mexicana przy Carey's Lane w Cork.
/Na zdjęciu powyżej: jestem w restauracji Cafe Mexicana/
Z tego co zauważyłem, po kuchni krząta się prawdziwy Meksykanin, wiec chyba zna się na rzeczy. Obsługa jest za to polska (przynajmniej ja tak trafiłem), niemniej - w stosunku do gości używają nienagannej angielszczyzny. W menu znajdziemy tradycyjne dania kuchni meksykańskiej, ale także i tzw. europejskiej ;-)
Jak wspomniałem, Cafe Mexicana mieści się przy Carey's Lane w Cork - jest to centrum Cork, tuż obok Tesco przy Paul Street.
Jak wspomniałem, Cafe Mexicana mieści się przy Carey's Lane w Cork - jest to centrum Cork, tuż obok Tesco przy Paul Street.
poniedziałek, 10 grudnia 2007
Polski kościół w Cork - jest już w internecie
"Polski kościół" w Cork ma już swoja stronę www: jest to wydzielony fragment z witryny internetowej St. Augustine's Church w Cork, gdzie odbywają się msze w j. polskim. Adres polskiej części tej witryny to: http://www.staugustinescork.ie/sekcjapolska
/Obok: zrzut ekranu z polskiej części witryny www St. Augustine's Church w Cork/
Na ww. stronie znajduje się szereg informacji, istotnych dla Polaków biorących udział w nabożeństwach celebrowanych przez polskiego księdza.
Z ciekawostek: dzięki kamerom internetowym znajdującym się w tym kościele, możemy za pośrednictwem ww. witryny oglądać msze "na żywo", obraz z kamery dostępny jest pod linkiem: http://www.churchservices.tv/augustinians.
/Obok: zrzut ekranu z polskiej części witryny www St. Augustine's Church w Cork/
Na ww. stronie znajduje się szereg informacji, istotnych dla Polaków biorących udział w nabożeństwach celebrowanych przez polskiego księdza.
Z ciekawostek: dzięki kamerom internetowym znajdującym się w tym kościele, możemy za pośrednictwem ww. witryny oglądać msze "na żywo", obraz z kamery dostępny jest pod linkiem: http://www.churchservices.tv/augustinians.
niedziela, 9 grudnia 2007
Polacy w Irlandii: Ewa Rybka
Ewa Rybka, jedna z osób aktywnie działających na rzecz cork-owskiej Polonii w Irlandii, jest m.in. założycielką działających w Cork "Warsztatów Rękodzieła".
/Na zdjęciu obok: Ewa Rybka w trakcie prowadzenia jednego z warsztatów/
Jak sama pisze: "Dawno dawno temu, aby uniknąć namolnych wnuczek, moja kochana babcia, niecierpiąca wręcz, towarzystwa w kuchni, postanowiła przenieść wszelkie dziecięce zajęcia do innego pomieszczenia. Urządzając zawody w haftach krzyżykowych daleko od kuchennych sprzętów, raczej nie miała pojęcia jak poważne będą tego konsekwencje w przyszłości. Podobno zamiłowanie do rękodzieła nabywa się z wiekiem i doświadczeniem. Ja zakochałam się w "ćwiczeniu palcy" wlanie wtedy, pod babcinym okiem.
Dalsze moje zmagania to nastoletnie farbowanie koszulek a la Flower Power, naszyjniki z kości szyjki kurczaka, haftowane spodnie. Tysiące rzeczy, o które się otarłam i w których kocham się do dziś.
Dziś kontynuuję moją pasję rękodzielniczą prowadząc Warsztaty Rękodzieła. Spotykamy się w każdy piątek o 19 w siedzibie NASC przy Mary Street w Cork.
Dzierganie, szydełkowanie, ciecie, platanie, mazanie, babranie, wszystko co można stworzyć rekami, to rzeczy, którymi się zajmujemy. I tak spotykamy się już kolejny raz. Dziewczyny, które muszą odetchnąć na chwile od dzieci, mężów, pracy, domu...
Przez te dwie godziny jakie trwa każdy warsztat, odbijamy sobie cały tydzień pracy, stresu. Tak naprawdę to prócz konstruktywno - twórczego zajęcia, zawiązały się miedzy nami prawdziwe przyjaźnie. Gadamy, radzimy, plotkujemy, ot jak to baby maja w zwyczaju."
Więcej o warsztatach rękodzieła można przeczytać na stronie: www.warsztaty.blogspot.com.
/Na zdjęciu obok: Ewa Rybka w trakcie prowadzenia jednego z warsztatów/
Jak sama pisze: "Dawno dawno temu, aby uniknąć namolnych wnuczek, moja kochana babcia, niecierpiąca wręcz, towarzystwa w kuchni, postanowiła przenieść wszelkie dziecięce zajęcia do innego pomieszczenia. Urządzając zawody w haftach krzyżykowych daleko od kuchennych sprzętów, raczej nie miała pojęcia jak poważne będą tego konsekwencje w przyszłości. Podobno zamiłowanie do rękodzieła nabywa się z wiekiem i doświadczeniem. Ja zakochałam się w "ćwiczeniu palcy" wlanie wtedy, pod babcinym okiem.
Dalsze moje zmagania to nastoletnie farbowanie koszulek a la Flower Power, naszyjniki z kości szyjki kurczaka, haftowane spodnie. Tysiące rzeczy, o które się otarłam i w których kocham się do dziś.
Dziś kontynuuję moją pasję rękodzielniczą prowadząc Warsztaty Rękodzieła. Spotykamy się w każdy piątek o 19 w siedzibie NASC przy Mary Street w Cork.
Dzierganie, szydełkowanie, ciecie, platanie, mazanie, babranie, wszystko co można stworzyć rekami, to rzeczy, którymi się zajmujemy. I tak spotykamy się już kolejny raz. Dziewczyny, które muszą odetchnąć na chwile od dzieci, mężów, pracy, domu...
Przez te dwie godziny jakie trwa każdy warsztat, odbijamy sobie cały tydzień pracy, stresu. Tak naprawdę to prócz konstruktywno - twórczego zajęcia, zawiązały się miedzy nami prawdziwe przyjaźnie. Gadamy, radzimy, plotkujemy, ot jak to baby maja w zwyczaju."
Więcej o warsztatach rękodzieła można przeczytać na stronie: www.warsztaty.blogspot.com.
piątek, 7 grudnia 2007
Restauracje i bary w Cork: Indian Palace Restaurant
Miłośnicy egzotycznych smaków znajda coś dla siebie w Indian Palace Restaurant - indyjskiej restauracji w centrum Cork.
/Na zdjęciu obok: Indian Palace Restaurant/
Wnętrze pełne klimatu, spory wybór potraw (na szczęście także wegetariańskich) - które możemy popić indyjskim piwem, przystępne ceny - i polska obsługa (a przynajmniej ja tak trafiłem :-).
Indian Palace Restaurant miesci sie w centrum Cork przy Princes Street.
/Na zdjęciu obok: Indian Palace Restaurant/
Wnętrze pełne klimatu, spory wybór potraw (na szczęście także wegetariańskich) - które możemy popić indyjskim piwem, przystępne ceny - i polska obsługa (a przynajmniej ja tak trafiłem :-).
Indian Palace Restaurant miesci sie w centrum Cork przy Princes Street.
poniedziałek, 3 grudnia 2007
MyCork - czas zmian
Przed tygodniem odbyło się Walne Zgromadzenie Członków Stowarzyszenia MyCork - polonijnej organizacji działającej w Cork. W trakcie tego zebrania m.in. zostały wybrane nowe władze Stowarzyszenia.
Grzegorz Borys, nowy prezes Stowarzyszenia MyCork, rozpoczął serie spotkań z członkami Stowarzyszenia (do którego również nalezę), podczas których w indywidualnych rozmowach zastanawiamy się wspólnie nad drogą, którą powinna kroczyć nasza polonijna organizacja.
MyCork zajmuje wyjątkowe miejsce wśród innych stowarzyszeń polonijnych działających w Irlandii, zarówno pod względem ilości zrealizowanych - i będących w trakcie realizacji - projektów, jak i dotychczasowych osiągnięć.
Stowarzyszenie MyCork działa od września 2005 r. Jest organizacją non – profit mającą na celu dostarczanie informacji polskim emigrantom żyjącym w Cork i okolicach, a także promowanie polskiej kultury i tradycji oraz tworzenie silnych więzi między polską i irlandzką społecznością.
Wszystkich zainteresowanych zapraszam na stronę Stowarzyszenia MyCork: www.mycork.org
Grzegorz Borys, nowy prezes Stowarzyszenia MyCork, rozpoczął serie spotkań z członkami Stowarzyszenia (do którego również nalezę), podczas których w indywidualnych rozmowach zastanawiamy się wspólnie nad drogą, którą powinna kroczyć nasza polonijna organizacja.
/Na zdjęciu od lewej: prezes Stowarzyszenia MyCork - Grzegorz Borys oraz ja, członek tegoż Stowarzyszenia, w trakcie dzisiejszego spotkania;-)/
MyCork zajmuje wyjątkowe miejsce wśród innych stowarzyszeń polonijnych działających w Irlandii, zarówno pod względem ilości zrealizowanych - i będących w trakcie realizacji - projektów, jak i dotychczasowych osiągnięć.
Stowarzyszenie MyCork działa od września 2005 r. Jest organizacją non – profit mającą na celu dostarczanie informacji polskim emigrantom żyjącym w Cork i okolicach, a także promowanie polskiej kultury i tradycji oraz tworzenie silnych więzi między polską i irlandzką społecznością.
Wszystkich zainteresowanych zapraszam na stronę Stowarzyszenia MyCork: www.mycork.org
niedziela, 2 grudnia 2007
Poezja na Bagnisku - pierwszy polski konkurs poetycki w Cork!
Stowarzyszenie MyCork organizuje pierwszy w historii Cork polski konkurs poetycki "Poezja na Bagnisku". Na zaproszenie koordynatora tego projektu, Krzysztofa Wolnego, będę brał udział w pracach jury.
Jak na stronie MyCork napisał Krzysztof:
"Wszystkich, w których proza emigranckiego życia nie zabiła lirycznych uniesień, zapraszam do udziału w konkursie jednego wiersza pod tytułem: „Poezja na Bagnisku”. Jego przesłanie jest proste: niech każdy, kto ma kilka strofek w szufladzie lub jeszcze w sercu, podzieli się tą chwilą melancholii z innymi, którzy w pędzie XXI wieku nie znajdują już na „takie rzeczy” czasu.
Zwyciężyć może tylko jedna osoba. Warunkiem przystąpienia do konkursu jest przesłanie na adres per4mer@mycork.org :
- jednego wiersza własnego autorstwa ( w formie załącznika w programie Word ) z adnotacją: „Jako autor zgadzam się na publikację wiersza w prasie i Internecie”;
- danych osobowych, jak imię, nazwisko, wiek, miejscowość, numer telefonu ( ten ostatni tylko do wiadomości organizatora ) z adnotacją: „Zgadzam się na upublicznienie moich danych w prasie i Internecie w materiałach związanych z konkursem „Poezja na Bagnisku”.
Dodam, iż publikacja danych będzie dotyczyła tylko osoby, która zwycięży. Jako ostatni dzień konkursu został wyznaczony 2 stycznia 2008.
Potem pracę rozpocznie jury w składzie: Ewa Stolarczyk – nauczycielka języka polskiego w corkowskiej szkole; Piotr Słotwiński – autor jednego z najpopularniejszych blogów w Irlandii oraz moja skromna osoba.
Zwycięską lirykę i jej autora/autorkę poznamy podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Cork, czyli 13 stycznia. Nagrodami będą: tomy poezji ufundowane przez Salon Prasowy „Badacz” z Cork oraz publikacje na łamach tygodnika Anons i stronie MyCork - patronów konkursu.Niech każdy to mam na względzie – konkurs „Poezja na Bagnisku” może być pierwszym krokiem do… A kto nie spał na lekcjach o Słowackim czy Miłoszu, ten wie, że na obczyźnie też rodziły się „wielkie biografie”.Zatem do dzieła, Corkowiacy!"
Nie pozostaje mi nic innego, jak dołączyć do apelu Krzysztofa: do dzieła!
Jeżeli macie jakiekolwiek pytania zwiazane z konkursem, kierujcie je prosze bezposrednio do Krzysztofa na adres e-mail umieszczony w tekście.
---------------------
dopisek z 14.01.2007r.:
Jak napisał Krzysztof Wolny na stronie www.mycork.org:
Zgodnie z obietnicą podczas corkowskiego "Finału z głową" w sali klubu Savoy miałem przyjemnośc ogłosić rozstrzygnięcia konkursu "Poezja na Bagnisku". Razem ze mną na scenie znaleźli się jurorzy: p. Ewa Stolarczyk i p. Piotr Słotwiński oraz sponsorzy z Salonu Prasowego "Badacz".
Spośród siedemnastu zgłoszonych wierszy ( znalazły się nawet z Krakowa oraz Londynu ) postanowiliśmy wybrać jeden. (...)
Jego autorem jest p. Andrzej Chudziński, 44 lata, obecnie mieszkający w Dublinie. Zwycięzca nie jest poetą z przypadku. Pisze już od dawna, a w najbliższym czasie ukaże się jego tomik tu, w Irlandii. Mam nadzieję, że autor zaprezentuje go również w Cork.
Ponieważ wśród wszystkich wierszy jeszcze cztery szczególnie się wyróżniały postanowiliśmy przyznać nagrodę specjalną. Uhonorowaliśmy w ten sposób utwór "Znik" 19-letniej Euniki Sot z Nenagh w Tipperary, która zresztą też nie jest nowicjuszką.
Tomiki poezji ufundowane przez "Badacza" zostaną przesłane do laureatów. Wszystkim bardzo dziękuję za udział w pierwszym konkursie "Poezja na Bagnisku".
Poniżej - filmik z tego wydarzenia:
Jak na stronie MyCork napisał Krzysztof:
"Wszystkich, w których proza emigranckiego życia nie zabiła lirycznych uniesień, zapraszam do udziału w konkursie jednego wiersza pod tytułem: „Poezja na Bagnisku”. Jego przesłanie jest proste: niech każdy, kto ma kilka strofek w szufladzie lub jeszcze w sercu, podzieli się tą chwilą melancholii z innymi, którzy w pędzie XXI wieku nie znajdują już na „takie rzeczy” czasu.
Zwyciężyć może tylko jedna osoba. Warunkiem przystąpienia do konkursu jest przesłanie na adres per4mer@mycork.org :
- jednego wiersza własnego autorstwa ( w formie załącznika w programie Word ) z adnotacją: „Jako autor zgadzam się na publikację wiersza w prasie i Internecie”;
- danych osobowych, jak imię, nazwisko, wiek, miejscowość, numer telefonu ( ten ostatni tylko do wiadomości organizatora ) z adnotacją: „Zgadzam się na upublicznienie moich danych w prasie i Internecie w materiałach związanych z konkursem „Poezja na Bagnisku”.
Dodam, iż publikacja danych będzie dotyczyła tylko osoby, która zwycięży. Jako ostatni dzień konkursu został wyznaczony 2 stycznia 2008.
Potem pracę rozpocznie jury w składzie: Ewa Stolarczyk – nauczycielka języka polskiego w corkowskiej szkole; Piotr Słotwiński – autor jednego z najpopularniejszych blogów w Irlandii oraz moja skromna osoba.
Zwycięską lirykę i jej autora/autorkę poznamy podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Cork, czyli 13 stycznia. Nagrodami będą: tomy poezji ufundowane przez Salon Prasowy „Badacz” z Cork oraz publikacje na łamach tygodnika Anons i stronie MyCork - patronów konkursu.Niech każdy to mam na względzie – konkurs „Poezja na Bagnisku” może być pierwszym krokiem do… A kto nie spał na lekcjach o Słowackim czy Miłoszu, ten wie, że na obczyźnie też rodziły się „wielkie biografie”.Zatem do dzieła, Corkowiacy!"
Nie pozostaje mi nic innego, jak dołączyć do apelu Krzysztofa: do dzieła!
Jeżeli macie jakiekolwiek pytania zwiazane z konkursem, kierujcie je prosze bezposrednio do Krzysztofa na adres e-mail umieszczony w tekście.
---------------------
dopisek z 14.01.2007r.:
Jak napisał Krzysztof Wolny na stronie www.mycork.org:
Zgodnie z obietnicą podczas corkowskiego "Finału z głową" w sali klubu Savoy miałem przyjemnośc ogłosić rozstrzygnięcia konkursu "Poezja na Bagnisku". Razem ze mną na scenie znaleźli się jurorzy: p. Ewa Stolarczyk i p. Piotr Słotwiński oraz sponsorzy z Salonu Prasowego "Badacz".
Spośród siedemnastu zgłoszonych wierszy ( znalazły się nawet z Krakowa oraz Londynu ) postanowiliśmy wybrać jeden. (...)
Jego autorem jest p. Andrzej Chudziński, 44 lata, obecnie mieszkający w Dublinie. Zwycięzca nie jest poetą z przypadku. Pisze już od dawna, a w najbliższym czasie ukaże się jego tomik tu, w Irlandii. Mam nadzieję, że autor zaprezentuje go również w Cork.
Ponieważ wśród wszystkich wierszy jeszcze cztery szczególnie się wyróżniały postanowiliśmy przyznać nagrodę specjalną. Uhonorowaliśmy w ten sposób utwór "Znik" 19-letniej Euniki Sot z Nenagh w Tipperary, która zresztą też nie jest nowicjuszką.
Tomiki poezji ufundowane przez "Badacza" zostaną przesłane do laureatów. Wszystkim bardzo dziękuję za udział w pierwszym konkursie "Poezja na Bagnisku".
Poniżej - filmik z tego wydarzenia:
Subskrybuj:
Posty (Atom)