Z mieszkania pode mną dochodzą odgłosy wiercenia. Dobrze, że już nie śpię. Wstaję, ubieram się, idę do kuchni, zaparzam kawę. Pukanie do drzwi. Otwieram. W progu stoi dwóch panów z gaśnicą...
Po wymianie zwyczajowych uprzejmości, podczas których pytamy się wzajemnie o to, jak się mamy i zgodnie oświadczamy, że nigdy nie mieliśmy się lepiej, panowie oświadczają mi, że przynieśli gaśnicę do zamontowania w wynajmowanym przeze mnie mieszkaniu.
Co kraj, to obyczaj, więc bez zbędnych pytań wpuszczam ich do środka, i po krótkim ustaleniu miejsca zamontowania tejże gaśnicy (podobno ze względów bezpieczeństwa przedpokój jest najlepszym miejscem), zostawiam ich, coby nie przeszkadzać.
/Na zdjęciu obok: rzeczona gaśnica w przedpokoju mojego mieszkania/
Już wiem, skąd był ten odgłos wiercenia, jak się okazuje montują je w każdym mieszkaniu w mojej kamienicy. Po chwili - oznajmiają że gotowe, pytają o nieobecnych sąsiadów, którym zostawiają gaśnicę pod drzwiami - i żegnamy się. Oczywiście - nie kwituję żadnego odbioru tejże gaśnicy, w końcu kraj podpisów i pieczątek zostawiłem daleko stąd.
Gaśnica w mieszkaniu? Ha, dlaczego nie. Zapewne jakieś nowe przepisy przeciwpożarowe, czy coś. Do tej pory gaśnice wisiały tylko na każdym piętrze korytarza "mojej" kamienicy.
W Irlandii zwraca się na szczególną uwagę na tego typu sprawy - każdemu, kto tu przyjeżdża po raz pierwszy, od razu rzucają się w oczy czujniki antypożarowe znajdujące się na suficie każdego pokoju w mieszkaniu.
Czasami dochodzi nawet do lekko absurdalnych sytuacji, gdy alarm można wywołać zwykłym gotowaniem obiadu czy wręcz... zapaleniem papierosa ;-)
Z drugiej strony, lepiej dmuchać na zimne...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz