Do Irlandii wracam we wtorek, ale chciałem "na spokojnie" przetestować funkcjonujące od pewnego połączenie kolejowe z krakowskiego dworca PKP na podkrakowskie lotnisko. Dojazd tą linią kolejową zajmuje 15 minut, co jest czasem znacznie krótszym niż osiągnęli wszyscy krakowscy taksówkarze z których usług dotychczas zdarzyło mi się korzystać. Dodatkowo, zawsze byli niezdecydowani, nie wiedząc - czy mają jechać tędy - bo krócej, czy owędy - bo mniejsze korki. Tego typu dylematy było nie było profesjonalistów (?) zawsze doprowadzają mnie niemal do szału, stąd kiedy tylko mogę, przekładam transport szynowy - nad kołowy.
No ale - na dworcu głównym wsiadłem w tenże pociąg, wcześniej kupując bilet w automacie na peronie. Sam pociąg na europejskim poziomie, nieco mniej - widoki za oknem, jakie jawią się wkrótce po ruszeniu. Po dotarciu do celu na podróżnych czeka bezpłatny autobus, który dowozi ich pod sam budynek lotniska.

Wstyd przyznać, ale dopiero teraz odkryłem, że podkrakowskie lotnisko posiada taras widokowy, na który każdy może się dostać po uiszczeniu 2 zł. Z drugiej strony wstyd jest może nieco mniejszy, bo na tym tarasie nie ma za bardzo czego oglądać z tego względu, że najciekawsze widoki, tj. moment startowania i lądowania samolotu zasłaniają rosnące tam krzaki.
Znacznie ciekawszym widokiem, przynajmniej dla mnie, była spotkana na tymże lotnisku słynna para: Jan Maria i Nelli Rokita, tym razem oboje w słomkowych kapeluszach. Znowu gdzieś wylatywali. Mam nadzieję, ze tym razem znajdzie się miejsce na ich garderobę i Niemcy nie będą musieli bić p. Jana...
Wróciłem tak jak przyjechałem, tylko odwrotnie: czyli najpierw autobus, później pociąg. Do automatu w pociągu ustawiła się spora kolejka, więc kupiłem bilet u konduktora, który się natychmiast pojawił, oczywiście - jeszcze przed ruszeniem pociągu. O dziwo, bilet u niego zakupiony i wydrukowany z jego podręcznej drukarenki był o złotówkę droższy, niż ten sam bilet kupiony w automacie. "Takie mamy oprogramowanie" - stwierdził konduktor pokazując na swoją podręczną "kasę biletową". Ha, a ja już myślałem że to opłata "za wypisanie biletu w pociągu".
Konduktor okazał się dodatkowo patriotą, który na każde pytanie przez pasażerów po angielsku o cenę biletu(ów) niewzruszenie odpowiadał po polsku ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz