Niejako siłą inercji kontynuuję cykl "polskich chlebów w Cork", tym razem demonstrując "chleb jęczmienny" (na zdjęciu).
Obawiam się, czy ten cykl, w którym od 2007 r. dokumentuję różnego rodzaju "polskie" pieczywo dostępne w irlandzkim Cork - nie robi się już nudny? Jego zamysł, który powstał jeszcze wcześniej, bo w roku 2005, miał na celu wykazanie, że wbrew twierdzeniu różnej maści malkontentów narzekających, że "nie ma tutaj polskiego chleba" - w Irlandii naprawdę można kupić dobrej jakości pieczywo. Z drugiej strony, dobre pieczywo - to wcale niekoniecznie "polskie" pieczywo. Niemniej, kiedy nawet w takim dość prowincjonalnym Cork można nabyć kilkadziesiąt rodzajów chleba (ile ich jest w Dublinie?) oznaczonego jako "polski", to chyba każdy znajdzie coś dla siebie?
Ja i tak się będę upierał, że irlandzki chleb i masło - naprawdę mogą być świetne ;-)
Strony
▼
wtorek, 30 czerwca 2009
poniedziałek, 29 czerwca 2009
I Dni Kultury Chrześcijańskiej w Cork
W Cork w dniach 25 - 28 czerwca b.r. miały miejsce Dni Kultury Chrześcijańskiej, organizowane przez Stowarzyszenie MyCork. Koordynatorami tego projektu byli Iza Krygiel - Kozłowska i Bartosz Sokołowski.
czwartek, 25 czerwca
Dni Kultury Chrześcijańskiej rozpoczęły się w Carmelirte Friary w Kinsale. Wykład o Edycie Stein poprowadził karmelita o. Mariusz Placek, referując na przemian kolejne akapity w języku polskim i angielskim.
Bardzo duże wrażenie zrobiła także pantomima "Everything".
piątek, 26 czerwca
W kościele oo. Augustianów przy Washington Street miała miejsce modlitwa w duchu Taizé. Spotkanie było prowadzone w języku polskim i angielskim. Półmrok świątyni rozświetlony świecami i przepełniony charakterystycznymi pieśniami ze wspólnoty w Taizé sprzyjają modlitwie i wyciszeniu, które przydają się w dzisiejszym zabieganym świecie.
sobota, 27 czerwca
W pubie The Franciscan Well miało miejsce spotkanie pt.: "Chrześcijanin na emigracji", prowadzone przez o. Mariusza Lisaka, dominikanina, dziennikarza, socjologa i teologa, który od kilku lat mieszka w Dublinie i jest duszpasterzem Polaków oraz Irlandczyków. O. Mariusz Lisak jest m.in. autorem znanej książki pt.: "Dwie fale. Przewodnik duchowy emigranta." W trakcie spotkania o. Lisak przedstawił m.in. wyniki swoich badań uzyskanych za pomocą ankietowania Polaków biorących regularnie udział w mszach św. w Dublinie.
Po spotkaniu miał miejsce pokaz specjalny filmu "Anioł w Krakowie" - film był w języku polskim z angielskimi napisami. Po projekcji filmu wśród uczestników pokazu rozlosowano nagrody.
niedziela, 28 czerwca
Po porannej mszy św. w kościele oo. Augustianów wszystkie dzieci mogły wziąć udział w konkursach i zabawach przygotowanych przez organizatorów.
W trakcie wszystkich wydarzeń w ramach Dni Kultury Chrześcijańskiej można było skorzystać z oferty prasy i książki religijnej, którą przygotował Salonik Prasowy "BaDaCZ". Do nabycia były m.in. książki o. o. Mariusza Lisaka, w tym "Dwie fale. Przewodnik duchowy emigranta", płyta Krzysztofa Cyrana "The Exclusive Guitar Club", a także okolicznościowe koszulki z logo Dni Kultury Chrześcijańskiej.
Reasumując: Dni Kultury Chrześcijańskiej były fantastycznym wydarzeniem, bez precedensu w historii Polonii w Cork a także - w całej Irlandii. Całość została przygotowana przez wolontariuszy, w dodatku przygotowana w pełni profesjonalnie, udział we wszystkich wydarzeniach w ramach "Dni..." był bezpłatny dla publiczności.
Miejmy nadzieję, że Dni Kultury Chrześcijańskiej, podobnie jak Festiwal Kultury Polskiej, na stałe wpiszą się w pejzaż polonijnych wydarzeń w Cork.
O przygotowaniach do Dni Kultury Chrześcijańskiej pisałem na blogu TUTAJ i TUTAJ.
/Na zdjęciu: Iza Krygiel - Kozłowska i Bartosz Sokołowski, koordynatorzy Dni Kultury Chrześcijańskiej/
czwartek, 25 czerwca
Dni Kultury Chrześcijańskiej rozpoczęły się w Carmelirte Friary w Kinsale. Wykład o Edycie Stein poprowadził karmelita o. Mariusz Placek, referując na przemian kolejne akapity w języku polskim i angielskim.
Bardzo duże wrażenie zrobiła także pantomima "Everything".
piątek, 26 czerwca
W kościele oo. Augustianów przy Washington Street miała miejsce modlitwa w duchu Taizé. Spotkanie było prowadzone w języku polskim i angielskim. Półmrok świątyni rozświetlony świecami i przepełniony charakterystycznymi pieśniami ze wspólnoty w Taizé sprzyjają modlitwie i wyciszeniu, które przydają się w dzisiejszym zabieganym świecie.
sobota, 27 czerwca
W pubie The Franciscan Well miało miejsce spotkanie pt.: "Chrześcijanin na emigracji", prowadzone przez o. Mariusza Lisaka, dominikanina, dziennikarza, socjologa i teologa, który od kilku lat mieszka w Dublinie i jest duszpasterzem Polaków oraz Irlandczyków. O. Mariusz Lisak jest m.in. autorem znanej książki pt.: "Dwie fale. Przewodnik duchowy emigranta." W trakcie spotkania o. Lisak przedstawił m.in. wyniki swoich badań uzyskanych za pomocą ankietowania Polaków biorących regularnie udział w mszach św. w Dublinie.
Po spotkaniu miał miejsce pokaz specjalny filmu "Anioł w Krakowie" - film był w języku polskim z angielskimi napisami. Po projekcji filmu wśród uczestników pokazu rozlosowano nagrody.
niedziela, 28 czerwca
Po porannej mszy św. w kościele oo. Augustianów wszystkie dzieci mogły wziąć udział w konkursach i zabawach przygotowanych przez organizatorów.
/Na zdjęciu: zabawy dla dzieci/
Z kolei wieczorem w The Roundy Bar miał miejsce koncert gitarowy w wykonaniu Krzysztofa Cyrana, organizatora wieczorów gitarowych w krakowskim kościele św. Piotra i Pawła, który specjalnie na ten występ przyleciał z Polski.
W trakcie wszystkich wydarzeń w ramach Dni Kultury Chrześcijańskiej można było skorzystać z oferty prasy i książki religijnej, którą przygotował Salonik Prasowy "BaDaCZ". Do nabycia były m.in. książki o. o. Mariusza Lisaka, w tym "Dwie fale. Przewodnik duchowy emigranta", płyta Krzysztofa Cyrana "The Exclusive Guitar Club", a także okolicznościowe koszulki z logo Dni Kultury Chrześcijańskiej.
Reasumując: Dni Kultury Chrześcijańskiej były fantastycznym wydarzeniem, bez precedensu w historii Polonii w Cork a także - w całej Irlandii. Całość została przygotowana przez wolontariuszy, w dodatku przygotowana w pełni profesjonalnie, udział we wszystkich wydarzeniach w ramach "Dni..." był bezpłatny dla publiczności.
Miejmy nadzieję, że Dni Kultury Chrześcijańskiej, podobnie jak Festiwal Kultury Polskiej, na stałe wpiszą się w pejzaż polonijnych wydarzeń w Cork.
O przygotowaniach do Dni Kultury Chrześcijańskiej pisałem na blogu TUTAJ i TUTAJ.
niedziela, 28 czerwca 2009
Ballymaloe Cookery School
Ballymaloe Cookery School - to chyba najbardziej znana w Irlandii szkoła gotowania. W niedzielę, 28 czerwca b.r. wraz z członkami Stowarzyszenia MyCork miałem okazję pomóc tam wolontaryjnie w kweście na rzecz Sirius Arts Centre, a przy okazji - zwiedzić ten ogród.
Jak już pisałem przy okazji kwesty w Ronan's Garden w Cuskinny, Sirius Arts Centre jest to centrum sztuki powstałe w 1988 r. w Cobh i działające na zasadach non - profit. Miało tam miejsce wiele wystaw polskich artystów (o jednej z nich piszę TUTAJ).
Ogród jest dostępny do zwiedzania dla publiczności, bilety upoważniające do wstępu na jego teren są sprzedawane w sklepie z m.in. produktami wytwarzanymi na miejscu który znajduje się na terenie szkoły.
Ballymaloe Cookery School mieści się w Shanagarry, Co. Cork
/Na zdjęciu: wolontariuszki z MyCork wraz z autorem bloga/
Jak już pisałem przy okazji kwesty w Ronan's Garden w Cuskinny, Sirius Arts Centre jest to centrum sztuki powstałe w 1988 r. w Cobh i działające na zasadach non - profit. Miało tam miejsce wiele wystaw polskich artystów (o jednej z nich piszę TUTAJ).
Sam ogród należący do Ballymaloe Cookery School to rozległy teren, na którym znajduje się m.in. uprawa różnego rodzaju warzyw, ziół, itp. Na jego terenie hoduje się także kury i - świnie ;-), można też natknąć się na oczka wodne w których pływają ozdobne rybki. Jednak na mnie największe wrażenie wywarł Shell House, z zewnątrz niepozorna niemal altanka ogrodowa, ale wewnątrz oszałamiająca wystrojem: podłogę wyłożono drobnymi kamyczkami, natomiast ściany i sufit - morskimi muszelkami. Ich wzory, kolory, a przede wszystkim liczba - są imponujące.
Ogród jest dostępny do zwiedzania dla publiczności, bilety upoważniające do wstępu na jego teren są sprzedawane w sklepie z m.in. produktami wytwarzanymi na miejscu który znajduje się na terenie szkoły.
Ballymaloe Cookery School mieści się w Shanagarry, Co. Cork
czwartek, 25 czerwca 2009
MyCork: spotkanie redakcji portalu
Jak co miesiąc, redakcja portalu www.MyCork.org należącego do Stowarzyszenia MyCork miała swoje spotkanie.
W trakcie spotkania oprócz bieżących spraw redakcyjnych poruszono m.in. kwestię wymiany artykułów z innymi mediami, ponieważ w związku z rosnącą popularnością portalu www.MyCork.org redakcja otrzymuje coraz więcej takich propozycji współpracy.
W trakcie spotkania oprócz bieżących spraw redakcyjnych poruszono m.in. kwestię wymiany artykułów z innymi mediami, ponieważ w związku z rosnącą popularnością portalu www.MyCork.org redakcja otrzymuje coraz więcej takich propozycji współpracy.
środa, 24 czerwca 2009
Skąd się biorą plotki wśród Polaków w Irlandii?
Mieszkając przez 5 lat w Irlandii nasłuchałem się wielu plotek bezmyślnie powtarzanych przez naszych Rodaków. Plotka - to nawet za duże słowo. To po prostu bzdury wyssane z brudnych paluchów...
Przez kolejne 3 lata jak bumerang powracała plotka, że: "irlandzki rząd wstrzymał wydawanie numerów pps dla Polaków". Kompletna bzdura, której jednak mnóstwo ludzi z niewiadomego powodu dawała wiarę...
Po tych 3 latach i przy pierwszym objawie kryzysu w Irlandii pojawiła się kolejna plotka: "można oddać przyznany nr pps i obiecać że się do Irlandii nie wróci, a wtedy irlandzki rząd wypłaci kasę za tego pps-a - ok. 7 tysięcy euro". Bzdura jeszcze większa od poprzedniej, ale znalazło się paru cymbałów, którzy w podskokach pobiegli do socjala chcąc "oddać" swój pps - za pieniądze. Chciałbym zobaczyć wyraz twarzy irlandzkich urzędników, do których się nasze polskie orły zwróciły z tą sprawą...
Kolejna plota: "Polacy wylatujący i przylatujący do Irlandii są sprawdzani na odprawie, czy przypadkiem nie figurują w rejestrze osób bezrobotnych. Jeżeli są w tym rejestrze - socjal cofnie im świadczenia, bo bezrobotnym nie wolno opuszczać Irlandii". Oj, pamiętam, blady strach padł wtedy na "zasiłkowiczów"...
Dalej: "Age Card można wyrobić tylko do 25 roku życia. Osobom starszym nie wydaje się tego dokumentu". No proszę, a ja wyrobiłem sobie Age Card w wieku lat 36...
I na koniec: "samochodem na polskich numerach rejestracyjnych można się poruszać po Irlandii 3 miesiące (inna wersja: 6 miesięcy)". A nawet na stronie polskiej ambasady w Dublinie wyraźnie napisano, że samochód należy zarejestrować w ciągu 24 godzin, chyba że przyjechało się tutaj turystycznie - wówczas można się nim poruszać nie dłużej niż 14 dni.
To tylko kilka z brzegu przykładów, można przytoczyć ich znacznie więcej. Skąd się bierze takie bezmyślne dawanie wiary w tego typu bzdury, które przecież można bardzo łatwo zweryfikować? Wg mnie stąd, że jesteśmy Narodem który najlepiej zna się na prawie (także irlandzkim) i medycynie, a w czasach świetności Małysza - dodatkowo na skokach narciarskich. Czyli: na wszystkim znamy się najlepiej. I o dziwo - chyba sami w to wierzymy, stąd jeżeli coś nam powie jakiś Rodak, to przyjmujemy to niemal za prawdę objawioną...
Ale kto to wszystko wymyśla? I po co?
/Plakat Zbigniewa Lengrena z kalendarza aktualnie wiszącego w mojej kuchni ;-): "Zamiast radzić się gromady słucha co mu szepczą baby", 1954/
Przez kolejne 3 lata jak bumerang powracała plotka, że: "irlandzki rząd wstrzymał wydawanie numerów pps dla Polaków". Kompletna bzdura, której jednak mnóstwo ludzi z niewiadomego powodu dawała wiarę...
Po tych 3 latach i przy pierwszym objawie kryzysu w Irlandii pojawiła się kolejna plotka: "można oddać przyznany nr pps i obiecać że się do Irlandii nie wróci, a wtedy irlandzki rząd wypłaci kasę za tego pps-a - ok. 7 tysięcy euro". Bzdura jeszcze większa od poprzedniej, ale znalazło się paru cymbałów, którzy w podskokach pobiegli do socjala chcąc "oddać" swój pps - za pieniądze. Chciałbym zobaczyć wyraz twarzy irlandzkich urzędników, do których się nasze polskie orły zwróciły z tą sprawą...
Kolejna plota: "Polacy wylatujący i przylatujący do Irlandii są sprawdzani na odprawie, czy przypadkiem nie figurują w rejestrze osób bezrobotnych. Jeżeli są w tym rejestrze - socjal cofnie im świadczenia, bo bezrobotnym nie wolno opuszczać Irlandii". Oj, pamiętam, blady strach padł wtedy na "zasiłkowiczów"...
Dalej: "Age Card można wyrobić tylko do 25 roku życia. Osobom starszym nie wydaje się tego dokumentu". No proszę, a ja wyrobiłem sobie Age Card w wieku lat 36...
I na koniec: "samochodem na polskich numerach rejestracyjnych można się poruszać po Irlandii 3 miesiące (inna wersja: 6 miesięcy)". A nawet na stronie polskiej ambasady w Dublinie wyraźnie napisano, że samochód należy zarejestrować w ciągu 24 godzin, chyba że przyjechało się tutaj turystycznie - wówczas można się nim poruszać nie dłużej niż 14 dni.
To tylko kilka z brzegu przykładów, można przytoczyć ich znacznie więcej. Skąd się bierze takie bezmyślne dawanie wiary w tego typu bzdury, które przecież można bardzo łatwo zweryfikować? Wg mnie stąd, że jesteśmy Narodem który najlepiej zna się na prawie (także irlandzkim) i medycynie, a w czasach świetności Małysza - dodatkowo na skokach narciarskich. Czyli: na wszystkim znamy się najlepiej. I o dziwo - chyba sami w to wierzymy, stąd jeżeli coś nam powie jakiś Rodak, to przyjmujemy to niemal za prawdę objawioną...
Ale kto to wszystko wymyśla? I po co?
wtorek, 23 czerwca 2009
Rostellan Wood
Rostellan Wood jest to jeden z irlandzkich lasów. Miejsce warte wzmianki, bo na Zielonej Wyspie lasów nie ma zbyt wiele.
Rostellan Wood znajduje się ok. 12 km od Midleton, został zasadzony w 1948 r., 20 lat później dosadzono kolejne drzewa. Pierwotnie teren na którym znajduje się las należał do Rostellan Castle, niestety, zamek został zburzony w 1920 r. Rostellan Wood - to świetne miejsce na spacer szlakiem o długości 2 km. Rosną tam m.in. świerki, sosny, dęby, brzozy, olchy, leszczyny i wiele innych gatunków drzew. Przed wejściem do lasu znajduje się parking.
/Na zdjęciu: stoję przed tablicą z informacją o datach zalesiania poszczególnych części Rostellan Wood/
Rostellan Wood znajduje się ok. 12 km od Midleton, został zasadzony w 1948 r., 20 lat później dosadzono kolejne drzewa. Pierwotnie teren na którym znajduje się las należał do Rostellan Castle, niestety, zamek został zburzony w 1920 r. Rostellan Wood - to świetne miejsce na spacer szlakiem o długości 2 km. Rosną tam m.in. świerki, sosny, dęby, brzozy, olchy, leszczyny i wiele innych gatunków drzew. Przed wejściem do lasu znajduje się parking.
poniedziałek, 22 czerwca 2009
KilkennyNews.pl - dwutygodnik polskiej społeczności w Kilkenny
Od niedawna Polonia w Kilkenny ma własną gazetę: "KilkennyNews.pl".
KilkennyNews.pl - to lokalny i w dodatku bezpłatny dwutygodnik, adresowany do Polonii w Kilkenny. Tytuł "KilkennyNews.pl" - to jednocześnie adres strony internetowej, na której można bezpłatnie pobrać archiwalne numery gazety w postaci plików pdf.
Redaktor Naczelny tej gazety, p. Tomasz Kaluba, udostępnił mi dotychczas wydrukowane numery. Jestem pod wrażeniem. Na razie "KilkennyNews.pl" to gazeta drukowana na domowej drukarce komputerowej w liczbie kilkuset egzemplarzy, które są kolportowane m.in. w polskich sklepach, Lidlu i Citizen Information w Kilkenny, ale p. Tomasz nie zamierza na tym poprzestać ;-)
Jest coś niesamowicie pozytywnego w takich, nazwijmy to całkowicie "oddolnych" inicjatywach, do których potrzeba olbrzymiej pasji i chęci zrobienia czegoś dla innych.
Zapraszam na stronę www.KilkennyNews.pl i do pobrania oraz przeczytania dotychczas wydanych numerów.
KilkennyNews.pl - to lokalny i w dodatku bezpłatny dwutygodnik, adresowany do Polonii w Kilkenny. Tytuł "KilkennyNews.pl" - to jednocześnie adres strony internetowej, na której można bezpłatnie pobrać archiwalne numery gazety w postaci plików pdf.
Redaktor Naczelny tej gazety, p. Tomasz Kaluba, udostępnił mi dotychczas wydrukowane numery. Jestem pod wrażeniem. Na razie "KilkennyNews.pl" to gazeta drukowana na domowej drukarce komputerowej w liczbie kilkuset egzemplarzy, które są kolportowane m.in. w polskich sklepach, Lidlu i Citizen Information w Kilkenny, ale p. Tomasz nie zamierza na tym poprzestać ;-)
Jest coś niesamowicie pozytywnego w takich, nazwijmy to całkowicie "oddolnych" inicjatywach, do których potrzeba olbrzymiej pasji i chęci zrobienia czegoś dla innych.
Zapraszam na stronę www.KilkennyNews.pl i do pobrania oraz przeczytania dotychczas wydanych numerów.
niedziela, 21 czerwca 2009
Polskie Karaoke - trzecia odsłona
W sobotę, 20.06.b.r., w klubie Mardyke w Cork, miała miejsce już trzecia impreza "Polskie Karoke".
Frekwencja i atmosfera były rewelacyjne, organizator zapewnił również szereg nagród dla osób które wystąpiły przed mikrofonem śpiewając znane polskie przeboje. Dodatkowo, dla uczestników imprezy udostępniono do grania stoły bilardowe.
Organizatorem polskich wieczorów karaoke jest Dj Versall, stały patronat medialny nad tym wydarzeniem objęło Stowarzyszenie MyCork, które przekazało również jako nagrody w konkursie karaoke podwójne wejściówki do kina.
Organizatorem polskich wieczorów karaoke jest Dj Versall, stały patronat medialny nad tym wydarzeniem objęło Stowarzyszenie MyCork, które przekazało również jako nagrody w konkursie karaoke podwójne wejściówki do kina.
/Powyżej: Dj Versall i jedna z uczestniczek "Polskiego Karaoke"/
sobota, 20 czerwca 2009
XXI Rozmowy (nie)Kontrolowane
W sobotę, 20 czerwca b.r., w pubie Slate w Cork miały miejsce XXI "Rozmowy (nie)Kontrolowane". Tym razem moim Gościem Specjalnym była Magdalena Graszk, redaktor naczelna „Munster Wizjer”, bezpłatnej dwujęzycznej gazety ukazującej się w Irlandii, czytanej przez Polaków i Irlandczyków.
Kilka słów o naszym Gościu:
Magdalena Graszk urodziła się 20 lutego 1981 roku. Swoją zawodową karierę zaczynała jako agent celny, ale szybko zorientowała się, że to nie jest to, czym chciałaby się zajmować. Już jako mała dziewczynka uwielbiała pisać wiersze i opowiadania, ale całkowicie spełniona w tej dziedzinie poczuła się dopiero w 2002 roku, gdy rozpoczęła pracę jako dziennikarka w „7 Dni Powiatu Stargardzkiego”, największej z gazet w mieście, w którym mieszkała. Jako redaktor „7 Dni” zajmowała się sprawami społecznymi, oświatowymi, interwencyjnymi, a później także politycznymi. Oprócz pisania zajęła się promocją i organizacją imprez takich jak np. wystawy psów nierasowych, jarmark tradycji miejskich i wiejskich itd. W tym czasie rozpoczęła również współpracę z miesięcznikiem „Teraz Stargard” oraz „Gazetą Wyborczą”. Jej dodatkowym zajęciem było pisanie przemówień dla znanych lokalnych polityków. Po przyjeździe na Zieloną Wyspę w 2006 roku rozpoczęła współpracę z gazetą „Polski Express”, a w późniejszym czasie także z „Życiem w Irlandii”. Od 2007 roku jej teksty publikowała także „Polska Gazeta” i różne portale internetowe. W grudniu 2008 została naczelną dwujęzycznej gazety "Munster Wizjer", którą czytają zarówno Polacy, jak i Irlandczycy.
/Powyżej: Magdalena Graszk/
Magdalena Graszk urodziła się 20 lutego 1981 roku. Swoją zawodową karierę zaczynała jako agent celny, ale szybko zorientowała się, że to nie jest to, czym chciałaby się zajmować. Już jako mała dziewczynka uwielbiała pisać wiersze i opowiadania, ale całkowicie spełniona w tej dziedzinie poczuła się dopiero w 2002 roku, gdy rozpoczęła pracę jako dziennikarka w „7 Dni Powiatu Stargardzkiego”, największej z gazet w mieście, w którym mieszkała. Jako redaktor „7 Dni” zajmowała się sprawami społecznymi, oświatowymi, interwencyjnymi, a później także politycznymi. Oprócz pisania zajęła się promocją i organizacją imprez takich jak np. wystawy psów nierasowych, jarmark tradycji miejskich i wiejskich itd. W tym czasie rozpoczęła również współpracę z miesięcznikiem „Teraz Stargard” oraz „Gazetą Wyborczą”. Jej dodatkowym zajęciem było pisanie przemówień dla znanych lokalnych polityków. Po przyjeździe na Zieloną Wyspę w 2006 roku rozpoczęła współpracę z gazetą „Polski Express”, a w późniejszym czasie także z „Życiem w Irlandii”. Od 2007 roku jej teksty publikowała także „Polska Gazeta” i różne portale internetowe. W grudniu 2008 została naczelną dwujęzycznej gazety "Munster Wizjer", którą czytają zarówno Polacy, jak i Irlandczycy.
MyCork: wspólne grillowanie
W piątek, 19 czerwca b.r., członkowie Stowarzyszenie MyCork spotkali się przy grillu ;-)
W trakcie tego nieformalnego, aczkolwiek bardzo sympatycznego spotkania, był także czas na przedyskutowanie kilku spraw związanych z naszym stowarzyszeniem.
Jak już pisałem przy okazji poprzedniego takiego wspólnego grilla, członkowie MyCork oprócz wspólnej wolontaryjnej działalności w naszym stowarzyszeniu, chcą także podtrzymywać więzy przyjaźni, biorąc udział w tego typu towarzyskich spotkaniach ;-)
W trakcie tego nieformalnego, aczkolwiek bardzo sympatycznego spotkania, był także czas na przedyskutowanie kilku spraw związanych z naszym stowarzyszeniem.
Jak już pisałem przy okazji poprzedniego takiego wspólnego grilla, członkowie MyCork oprócz wspólnej wolontaryjnej działalności w naszym stowarzyszeniu, chcą także podtrzymywać więzy przyjaźni, biorąc udział w tego typu towarzyskich spotkaniach ;-)
czwartek, 18 czerwca 2009
Polska zupa chińska
Dzisiaj w jednym z "polskich sklepów" w Cork kupiłem zupę, zachęcony reklamowym hasłem "kuchnia polska " umieszczonym na opakowaniu.
"Zupa" - to może przesada na określenie tego produktu, no ale... Wrzuciłem szybko do koszyka kilka torebek zupy warzywnej, tymczasem w domu okazało się, że jest też wśród nich zupa... chińska (na zdjęciu powyżej).
Niewiarygodne, nie miałem pojęcia, że zupy chińskie należą do kanonu polskiej kuchni - przynajmniej wg firmy "Amino" ;-)
"Zupa" - to może przesada na określenie tego produktu, no ale... Wrzuciłem szybko do koszyka kilka torebek zupy warzywnej, tymczasem w domu okazało się, że jest też wśród nich zupa... chińska (na zdjęciu powyżej).
Niewiarygodne, nie miałem pojęcia, że zupy chińskie należą do kanonu polskiej kuchni - przynajmniej wg firmy "Amino" ;-)
środa, 17 czerwca 2009
Golasy
Uwielbiam kino niskobudżetowe. Pisałem już o tym przy okazji notki "Kino klasy B". Wg mnie nie jest dużym problemem nakręcenie przez średniej klasy reżysera kinowego hitu, kiedy dysponuje się praktycznie nieograniczonym budżetem. Ale nakręcić film którego akcja toczy się w jednym pomieszczeniu i który da się oglądać i - to już coś ;-) Jednym z takich filmów są nasze polskie "Golasy".
"Golasy" - to film sprzed prawie 10 lat, ale dopiero teraz udało mi się go obejrzeć. Akcja filmu ma miejsce w jednym biurowym pokoju i rozgrywa się w ciągu jednego dnia pracy. Są tam urzędniczki - dla jednej z nich to pierwszy dzień w pracy - jest kierownik, konserwator, są petenci, itp. Nie wiemy, co to za biuro, wiemy jedynie że nie szczepi się tam psów i nie wpłaca się tam bankowych oszczędności - bowiem petenci przychodzący z tymi sprawami są bezwzględnie wyrzucani za drzwi. W ogóle - petenci nie są tam mile widziani. Urzędniczki mentalnie tkwią jeszcze w minionej epoce. Żadna z nich - poza świeżo przyjętą do pracy - nie potrafi obsługiwać komputera, za to cały dzień spędzają na plotkach, kierowniczka ucina sobie w pracy drzemkę, ba - nawet na wyniesionym z pokoju przełożonego telewizorze oglądają kolejny odcinek bzdurnego serialu o lekarzach ;-) Ot, typowe polskie biuro w jakiejś państwowej instytucji.
Ale - twórcy filmu ukazując tę nagą prawdę poszli krok dalej: wszyscy aktorzy występujący w filmie grają nago. Oczywiście, nie ma tu mowy o jakichkolwiek seksualnych podtekstach. Jak powiedział w jednym z wywiadów Witold Święcicki, reżyser tego filmu: "Golasy nie mają nic wspólnego z pornografią. Pomysł jest szalony, ale uważam że w tym szaleństwie jest metoda. Jeśli występujący w filmie ludzie będą nadzy, nawet proste prawdy nabiorą specjalnego znaczenia." Twórcy filmu przyznali również, że "do nakręcenia "Golasów" zainspirowały ich wielokrotne, dostarczające niezapomnianych wrażeń wizyty w polskich urzędach". I tak jest w istocie: nagość urzędników i petentów potęguje absurdalność istnienia tego biura, a tym samym - chyba większości polskich urzędów. Dodatkowo, pomimo że wszyscy grający tam aktorzy to amatorzy, możemy obserwować cały szereg masek, jakie większość z nas na co dzień przybiera.
Z ciekawostek, za filmweb.pl: film kręcono w dawnych biurach PKP na Dworcu Świebodzkim we Wrocławiu. Zdjęcia do filmu trwały od 28 kwietnia do 9 maja 2000. Świadomą decyzją reżysera było niezatrudnienie ani jednego charakteryzatora/-rki, chodziło o to, żeby pokazać ludzkie ciało takim, jakie naprawdę jest. Castingi trwały prawie 2 miesiące, a wzięło w nich udział ponad 300 mieszkańców Dolnego Śląska. Odtwórca jednej z głównych ról w filmie został zwolniony z pracy - pracował w Sądzie Rejonowym w Lubaniu. Film kręcono jedną kamerą w jednym wnętrzu.
Polecam, film jest z całą pewnością inny od tego plastiku który możemy obejrzeć w tv.
"Golasy" - to film sprzed prawie 10 lat, ale dopiero teraz udało mi się go obejrzeć. Akcja filmu ma miejsce w jednym biurowym pokoju i rozgrywa się w ciągu jednego dnia pracy. Są tam urzędniczki - dla jednej z nich to pierwszy dzień w pracy - jest kierownik, konserwator, są petenci, itp. Nie wiemy, co to za biuro, wiemy jedynie że nie szczepi się tam psów i nie wpłaca się tam bankowych oszczędności - bowiem petenci przychodzący z tymi sprawami są bezwzględnie wyrzucani za drzwi. W ogóle - petenci nie są tam mile widziani. Urzędniczki mentalnie tkwią jeszcze w minionej epoce. Żadna z nich - poza świeżo przyjętą do pracy - nie potrafi obsługiwać komputera, za to cały dzień spędzają na plotkach, kierowniczka ucina sobie w pracy drzemkę, ba - nawet na wyniesionym z pokoju przełożonego telewizorze oglądają kolejny odcinek bzdurnego serialu o lekarzach ;-) Ot, typowe polskie biuro w jakiejś państwowej instytucji.
Ale - twórcy filmu ukazując tę nagą prawdę poszli krok dalej: wszyscy aktorzy występujący w filmie grają nago. Oczywiście, nie ma tu mowy o jakichkolwiek seksualnych podtekstach. Jak powiedział w jednym z wywiadów Witold Święcicki, reżyser tego filmu: "Golasy nie mają nic wspólnego z pornografią. Pomysł jest szalony, ale uważam że w tym szaleństwie jest metoda. Jeśli występujący w filmie ludzie będą nadzy, nawet proste prawdy nabiorą specjalnego znaczenia." Twórcy filmu przyznali również, że "do nakręcenia "Golasów" zainspirowały ich wielokrotne, dostarczające niezapomnianych wrażeń wizyty w polskich urzędach". I tak jest w istocie: nagość urzędników i petentów potęguje absurdalność istnienia tego biura, a tym samym - chyba większości polskich urzędów. Dodatkowo, pomimo że wszyscy grający tam aktorzy to amatorzy, możemy obserwować cały szereg masek, jakie większość z nas na co dzień przybiera.
Z ciekawostek, za filmweb.pl: film kręcono w dawnych biurach PKP na Dworcu Świebodzkim we Wrocławiu. Zdjęcia do filmu trwały od 28 kwietnia do 9 maja 2000. Świadomą decyzją reżysera było niezatrudnienie ani jednego charakteryzatora/-rki, chodziło o to, żeby pokazać ludzkie ciało takim, jakie naprawdę jest. Castingi trwały prawie 2 miesiące, a wzięło w nich udział ponad 300 mieszkańców Dolnego Śląska. Odtwórca jednej z głównych ról w filmie został zwolniony z pracy - pracował w Sądzie Rejonowym w Lubaniu. Film kręcono jedną kamerą w jednym wnętrzu.
Polecam, film jest z całą pewnością inny od tego plastiku który możemy obejrzeć w tv.
MyCork: spotkanie Zarządu Stowarzyszenia
We wtorek, 16 czerwca b.r., miało miejsce kolejne spotkanie członków Zarządu Stowarzyszenia MyCork.
W trakcie spotkania poruszyliśmy szereg spraw bieżących, m.in. związanych z obsługą reklamodawców oraz obsługą techniczną naszego portalu i forum: www.mycork.org. Poruszyliśmy także kwestie związane z organizacją przez Stowarzyszenie MyCork kolejnego, już trzeciego Festiwalu Kultury Polskiej.
/Na zdjęciu: uczestnicy dzisiejszego spotkania. Jak widać - rośnie już nowe pokolenie członków MyCork ;-)/
W trakcie spotkania poruszyliśmy szereg spraw bieżących, m.in. związanych z obsługą reklamodawców oraz obsługą techniczną naszego portalu i forum: www.mycork.org. Poruszyliśmy także kwestie związane z organizacją przez Stowarzyszenie MyCork kolejnego, już trzeciego Festiwalu Kultury Polskiej.
wtorek, 16 czerwca 2009
Polski chleb w Cork (21): "Chleb Polski"
Ponownie na chwilę wracam do cyklu "polskich chlebów w Cork", tym razem - z "Chlebem Polskim" ;-)
Na etykiecie czytamy info w języku angielskim, że "chleb jest ręcznie robiony w Irlandii z użyciem najlepszych składników przy zastosowaniu tradycyjnych metod pieczenia". Z kolei w dwóch językach zamieszczono info, które po polsku informuje nas że: "NAJLEPIEJ SPOZYWAC: Wlozyc Do Piekarnika Rozgrzarego Do 180 C Na 5 Minutes." (pisownia oryginalna).
Chleb jest pieczony przez Nevilles Bakery w Dublinie, kupiłem go w Cork na English Market.
Na etykiecie czytamy info w języku angielskim, że "chleb jest ręcznie robiony w Irlandii z użyciem najlepszych składników przy zastosowaniu tradycyjnych metod pieczenia". Z kolei w dwóch językach zamieszczono info, które po polsku informuje nas że: "NAJLEPIEJ SPOZYWAC: Wlozyc Do Piekarnika Rozgrzarego Do 180 C Na 5 Minutes." (pisownia oryginalna).
Chleb jest pieczony przez Nevilles Bakery w Dublinie, kupiłem go w Cork na English Market.
poniedziałek, 15 czerwca 2009
Mahon Point Shopping Centre
Wybrałem się do centrum handlowego Mahon Point. Tego samego, które budowałem 5 lat temu.
Jak ten czas leci. 5 lat. I jakie to dziwne uczucie spacerować po takim sklepie jako klient, mając jednocześnie przed oczami obraz tego sklepu sprzed 5 lat, kiedy jeszcze trwały w nim prace budowlane.
Dla porównania, zdjęcia poniżej to te zrobione przeze mnie 5 lat temu - i obecne:
Jak ten czas leci. 5 lat. I jakie to dziwne uczucie spacerować po takim sklepie jako klient, mając jednocześnie przed oczami obraz tego sklepu sprzed 5 lat, kiedy jeszcze trwały w nim prace budowlane.
Dla porównania, zdjęcia poniżej to te zrobione przeze mnie 5 lat temu - i obecne:
/Foto powyżej: wejście do Mahon Point Shopping Centre, po lewej jeszcze trwają prace budowlane, po prawej - już w pełnej krasie/
niedziela, 14 czerwca 2009
Procesja Bożego Ciała w Cork 2009
W niedzielę, 14 czerwca b.r., w Irlandii miały miejsce procesje Bożego Ciała. W Cork także polska grupa wzięła udział w procesji.
/Na zdjęciu: polska grupa w procesji Bożego Ciała w Cork/
sobota, 13 czerwca 2009
Beach Party - Polska Impreza na Plaży
W sobotę, 13 czerwca b.r., miała miejsce Beach Party - Polska Impreza na Plaży.
Imprezę zaplanowano początkowo na 6 czerwca, niestety, z powodu deszczu organizatorzy musieli przesunąć termin o tydzień. Trzynastka okazała się tym razem szczęśliwa - i "Beach Party" odbyła się już bez żadnych przeszkód 13 czerwca b.r. Impreza miała miejsce na plaży w okolicy Clonakilty. Od godz. 18.00 w sobotę - do godz. 5 rano w niedzielę bawiło się na niej nawet do 300 osób, w tym także Irlandczycy.
Pomysłodawcą i głównym organizatorem "Beach Party" był dj Malolo i jego przyjaciele. Przy muzyce granej z gramofonów bawiono się przy różnych stylach muzycznych, tj.: drumandbass, dubstep, trance , techno, minimal i electro. Zagrali polscy dj-e z Cork i okolic w najsilniejszym składzie: Man-g: world bass republic - organizator cyklicznych imprez drumandbass w Cyprus Avenue, Algi + Spetz znani jako spektrum kru: utalentowany duet dubstepowo - breakbeatowy, dj David Duran - znany polski dj z Cork, wystepował przed wieloma sławami w Savoy-u, dj Malolo - dj i organizator imprez techno, Frekativ Bros - znany polski duet: dwoch braci dj-ow grających breaks/minimal, dj Cube - najmłodszy z ekipy, od roku na polskiej scenie tanecznej w Cork, Martin Alder - styl trance, zadebiutował na Beach Party.
Wstęp na imprezę był bezpłatny, organizatorzy pokryli koszty z własnej kieszeni, ale, jak mówią, muzyka jest ich największą pasją.
Organizatorzy zadbali także o zaplecze kulinarne - w postaci serwowanych kiełbasek z grilla, a także o transport "polskimi taksówkami". Dodatkowo, szereg firm w Cork prowadzonych przez naszych Rodaków, przekazało do rozlosowania przez organizatorów wśród najlepiej bawiących się osób bezpłatne vouchery na swoje usługi.
Poniżej - krótki filmik z imprezy:
Imprezę zaplanowano początkowo na 6 czerwca, niestety, z powodu deszczu organizatorzy musieli przesunąć termin o tydzień. Trzynastka okazała się tym razem szczęśliwa - i "Beach Party" odbyła się już bez żadnych przeszkód 13 czerwca b.r. Impreza miała miejsce na plaży w okolicy Clonakilty. Od godz. 18.00 w sobotę - do godz. 5 rano w niedzielę bawiło się na niej nawet do 300 osób, w tym także Irlandczycy.
Pomysłodawcą i głównym organizatorem "Beach Party" był dj Malolo i jego przyjaciele. Przy muzyce granej z gramofonów bawiono się przy różnych stylach muzycznych, tj.: drumandbass, dubstep, trance , techno, minimal i electro. Zagrali polscy dj-e z Cork i okolic w najsilniejszym składzie: Man-g: world bass republic - organizator cyklicznych imprez drumandbass w Cyprus Avenue, Algi + Spetz znani jako spektrum kru: utalentowany duet dubstepowo - breakbeatowy, dj David Duran - znany polski dj z Cork, wystepował przed wieloma sławami w Savoy-u, dj Malolo - dj i organizator imprez techno, Frekativ Bros - znany polski duet: dwoch braci dj-ow grających breaks/minimal, dj Cube - najmłodszy z ekipy, od roku na polskiej scenie tanecznej w Cork, Martin Alder - styl trance, zadebiutował na Beach Party.
Wstęp na imprezę był bezpłatny, organizatorzy pokryli koszty z własnej kieszeni, ale, jak mówią, muzyka jest ich największą pasją.
Organizatorzy zadbali także o zaplecze kulinarne - w postaci serwowanych kiełbasek z grilla, a także o transport "polskimi taksówkami". Dodatkowo, szereg firm w Cork prowadzonych przez naszych Rodaków, przekazało do rozlosowania przez organizatorów wśród najlepiej bawiących się osób bezpłatne vouchery na swoje usługi.
Poniżej - krótki filmik z imprezy:
piątek, 12 czerwca 2009
Wybory w Irlandii: wielka porażka Polonii
Jak już pisałem, 5 czerwca b.r. odbyły się w Irlandii wybory do władz lokalnych - i do parlamentu europejskiego. Dodatkowo, 7 czerwca b.r. ci Rodacy, którzy nie chcieli wybierać irlandzkich przedstawicieli do europarlamentu, mogli zagłosować w wyborach organizowanych przez Ambasadę RP i wybrać polskich polityków. I jedne i drugie wybory zakończyły się kompletną porażką Polonii w Irlandii...
W Irlandii po raz pierwszy w historii do władz lokalnych startowali Polacy - w sumie 8 osób. Do samorządu nie dostała się żadna z nich. Polacy nie tylko nie wzięli udziału w wyborach, ale jeszcze agitowali przeciwko własnym Rodakom. Jak pisze Tomasz Wybranowski w "Kurierze Polskim", nr 68 z 11.06.b.r. w artykule pt.: "Rodak niszczy rodaka... - jakie to "polskie": "(...) spora grupa Polaków zamieszkałych w tym regionie (chodzi o Co. Tipperary - dop. mój, P.S.) nawoływała do całkowitego bojkotu wyborów, a w najlepszym razie do "nie głosowania na rodaków". Od siebie dodam, że nie tylko tam było słychać takie głosy... Jak pisze "Kurier", "takie zachowanie rodaków zszokowało irlandzkich lokalnych polityków".
Ale porażka Polonii nie dotyczy tylko faktu, że żaden z 8 kandydatów nie został wybrany do samorządu - to można by przeboleć. Znacznie większą porażką irlandzkiej Polonii jest to, że do wyborów lokalnych poszła garstka osób. Jak podaje ww. "Kurier Polski", w "Register of Election" zarejestrowało się niespełna 9 tysięcy Rodaków, z czego do urn poszło niecałe 15% z nich. Czyli z wielotysięcznej Polonii w Irlandii do wyborów lokalnych poszło zagłosować raptem nieco ponad tysiąc osób. Jakieś pół procenta Polaków mieszkających w Irlandii...
Jeszcze gorzej było w wyborach do europarlamentu zorganizowanych 7 czerwca b.r. przez Ambasadę RP: w Irlandii utworzono dla Polaków 7 okręgów wyborczych: 3 w Dublinie i po 1 w: Cork, Waterford, Sligo i Limerick. W tych wyborach glosowało raptem 433 osoby, z czego 331 - w Dublinie. W Sligo głos oddało 13 osób, gdzie sam skład komisji wyborczej liczył 7 osób.
Panie i Panowie: nie ma ŻADNEGO wytłumaczenia dla tego, co się stało. Ja sam od polityki trzymam się jak najdalej, ale taka bierność nawet mi nie mieści się w głowie. Przecież interes Polonii był aż nadto oczywisty: w tych irlandzkich lokalnych wyborach koniecznie trzeba było głosować. Niekoniecznie na Rodaków jeżeli byli lepsi kandydaci, ale - głosować trzeba było, nawet oddając nieważne głosy.
Informacji o wyborach w Irlandii było tak dużo, że każdy Polak czy chciał - czy nie chciał - zetknął się z nimi. Tytaniczną pracę związaną z przekazywaniem informacji i ułatwianiem rejestracji do wyborów wykonali ludzie związani z Forum Polonia. Info o wyborach pojawiło się na większości polonijnych portali w Irlandii, w tym i na portalu i forum Stowarzyszenia MyCork. O wyborach pisała m.in. polonijna prasa w Irlandii. Przez myśl mi nie przeszło, że mogą być wśród nas tacy ludzie, którzy będą, cytując jeszcze raz za "Kurierem Polskim": "nawoływali do całkowitego bojkotu wyborów, a w najlepszym razie do "nie głosowania na rodaków".
Dla mnie szokujące jest także to, że Polacy w Irlandii ustawiali się w kolejach do lokali wyborczych 21 października 2007 r. glosując za tym, kto będzie rządził w Polsce (czyli wybierając innym ludziom kto ma nimi rządzić - takim wyborom zawsze bylem zdecydowanie przeciwny), a nie poszli tutaj do wyborów lokalnych, pomimo ze właśnie tutaj mieszkają, pracują, płacą podatki i w końcu pomimo tego, że zaapelowali o to do nas sami Irlandczycy.
I o ile jeszcze od biedy mogę zrozumieć zwykłych gastarbeiterów, którzy nie poszli głosować, bo przyjechali tutaj tylko po trochę euro, ale docelowo chcą stąd wyjechać jak najszybciej więc mało ich obchodzą inne rzeczy ważne dla lokalnej społeczności (ale wtedy powinni przynajmniej wziąć udział w wyborach organizowanych przez polską ambasadę), o tyle nie mogę zrozumieć tych, którzy wiążą z Irlandią swoje losy na dłużej, tych, którzy zaciągnęli tutaj kredyty na domy, tych, którzy posłali tutaj dzieci do szkoły czy wręcz złożyli - lub mają zamiar złożyć - wnioski o przyznanie im irlandzkiego obywatelstwa, ale głosować nie poszli. Po co im obywatelstwo, skoro nie potrafią zachować się jak obywatele?
Tym samym, dla Irlandczyków staliśmy się tylko i wyłącznie siłą roboczą. Pokazaliśmy irlandzkim politykom, że nie warto do nas kierować swoich działań, ponieważ nie jesteśmy żadnym elektoratem, a dla polityków tylko elektorat się liczy. A innym Irlandczykom pokazaliśmy, że nie chcemy integracji, nie chcemy współdecydować o losach naszej ulicy czy miasta, bo jesteśmy tutaj tylko przejazdem...
Panie i Panowie: ja - w lokalnych wyborach w Irlandii głosowałem. Dlatego, przytaczając jeden z cytatów z "Psów": mnie zamiećcie na oddzielną stertę...
O ostatnich wyborach w Irlandii pisałem również w notkach: "Wybory w Irlandii" i "Głosowałem w irlandzkich wyborach".
W Irlandii po raz pierwszy w historii do władz lokalnych startowali Polacy - w sumie 8 osób. Do samorządu nie dostała się żadna z nich. Polacy nie tylko nie wzięli udziału w wyborach, ale jeszcze agitowali przeciwko własnym Rodakom. Jak pisze Tomasz Wybranowski w "Kurierze Polskim", nr 68 z 11.06.b.r. w artykule pt.: "Rodak niszczy rodaka... - jakie to "polskie": "(...) spora grupa Polaków zamieszkałych w tym regionie (chodzi o Co. Tipperary - dop. mój, P.S.) nawoływała do całkowitego bojkotu wyborów, a w najlepszym razie do "nie głosowania na rodaków". Od siebie dodam, że nie tylko tam było słychać takie głosy... Jak pisze "Kurier", "takie zachowanie rodaków zszokowało irlandzkich lokalnych polityków".
Ale porażka Polonii nie dotyczy tylko faktu, że żaden z 8 kandydatów nie został wybrany do samorządu - to można by przeboleć. Znacznie większą porażką irlandzkiej Polonii jest to, że do wyborów lokalnych poszła garstka osób. Jak podaje ww. "Kurier Polski", w "Register of Election" zarejestrowało się niespełna 9 tysięcy Rodaków, z czego do urn poszło niecałe 15% z nich. Czyli z wielotysięcznej Polonii w Irlandii do wyborów lokalnych poszło zagłosować raptem nieco ponad tysiąc osób. Jakieś pół procenta Polaków mieszkających w Irlandii...
Jeszcze gorzej było w wyborach do europarlamentu zorganizowanych 7 czerwca b.r. przez Ambasadę RP: w Irlandii utworzono dla Polaków 7 okręgów wyborczych: 3 w Dublinie i po 1 w: Cork, Waterford, Sligo i Limerick. W tych wyborach glosowało raptem 433 osoby, z czego 331 - w Dublinie. W Sligo głos oddało 13 osób, gdzie sam skład komisji wyborczej liczył 7 osób.
Panie i Panowie: nie ma ŻADNEGO wytłumaczenia dla tego, co się stało. Ja sam od polityki trzymam się jak najdalej, ale taka bierność nawet mi nie mieści się w głowie. Przecież interes Polonii był aż nadto oczywisty: w tych irlandzkich lokalnych wyborach koniecznie trzeba było głosować. Niekoniecznie na Rodaków jeżeli byli lepsi kandydaci, ale - głosować trzeba było, nawet oddając nieważne głosy.
Informacji o wyborach w Irlandii było tak dużo, że każdy Polak czy chciał - czy nie chciał - zetknął się z nimi. Tytaniczną pracę związaną z przekazywaniem informacji i ułatwianiem rejestracji do wyborów wykonali ludzie związani z Forum Polonia. Info o wyborach pojawiło się na większości polonijnych portali w Irlandii, w tym i na portalu i forum Stowarzyszenia MyCork. O wyborach pisała m.in. polonijna prasa w Irlandii. Przez myśl mi nie przeszło, że mogą być wśród nas tacy ludzie, którzy będą, cytując jeszcze raz za "Kurierem Polskim": "nawoływali do całkowitego bojkotu wyborów, a w najlepszym razie do "nie głosowania na rodaków".
Dla mnie szokujące jest także to, że Polacy w Irlandii ustawiali się w kolejach do lokali wyborczych 21 października 2007 r. glosując za tym, kto będzie rządził w Polsce (czyli wybierając innym ludziom kto ma nimi rządzić - takim wyborom zawsze bylem zdecydowanie przeciwny), a nie poszli tutaj do wyborów lokalnych, pomimo ze właśnie tutaj mieszkają, pracują, płacą podatki i w końcu pomimo tego, że zaapelowali o to do nas sami Irlandczycy.
I o ile jeszcze od biedy mogę zrozumieć zwykłych gastarbeiterów, którzy nie poszli głosować, bo przyjechali tutaj tylko po trochę euro, ale docelowo chcą stąd wyjechać jak najszybciej więc mało ich obchodzą inne rzeczy ważne dla lokalnej społeczności (ale wtedy powinni przynajmniej wziąć udział w wyborach organizowanych przez polską ambasadę), o tyle nie mogę zrozumieć tych, którzy wiążą z Irlandią swoje losy na dłużej, tych, którzy zaciągnęli tutaj kredyty na domy, tych, którzy posłali tutaj dzieci do szkoły czy wręcz złożyli - lub mają zamiar złożyć - wnioski o przyznanie im irlandzkiego obywatelstwa, ale głosować nie poszli. Po co im obywatelstwo, skoro nie potrafią zachować się jak obywatele?
Tym samym, dla Irlandczyków staliśmy się tylko i wyłącznie siłą roboczą. Pokazaliśmy irlandzkim politykom, że nie warto do nas kierować swoich działań, ponieważ nie jesteśmy żadnym elektoratem, a dla polityków tylko elektorat się liczy. A innym Irlandczykom pokazaliśmy, że nie chcemy integracji, nie chcemy współdecydować o losach naszej ulicy czy miasta, bo jesteśmy tutaj tylko przejazdem...
Panie i Panowie: ja - w lokalnych wyborach w Irlandii głosowałem. Dlatego, przytaczając jeden z cytatów z "Psów": mnie zamiećcie na oddzielną stertę...
O ostatnich wyborach w Irlandii pisałem również w notkach: "Wybory w Irlandii" i "Głosowałem w irlandzkich wyborach".
czwartek, 11 czerwca 2009
"Głos Kerry" - polonijny miesięcznik katolicki
"Głos Kerry" - to pierwszy w Irlandii bezpłatny polonijny miesięcznik katolicki.
/Na zdjęciu: okładka nr 3 "Głosu Kerry", datowanego na 1.06.b.r./
Redaktorem naczelnym "Głosu Kerry" jest o. Marceli Gęśla, redakcja mieści się w Killarney. Gazeta ma 24 strony, drukowana jest w pełnym kolorze. Miesięcznik jest bezpłatnie dostępny w tzw. polskich sklepach, m.in. w Cork.
O innych tytułach polonijnej prasy w Irlandii piszę TUTAJ.
/Na zdjęciu: okładka nr 3 "Głosu Kerry", datowanego na 1.06.b.r./
Redaktorem naczelnym "Głosu Kerry" jest o. Marceli Gęśla, redakcja mieści się w Killarney. Gazeta ma 24 strony, drukowana jest w pełnym kolorze. Miesięcznik jest bezpłatnie dostępny w tzw. polskich sklepach, m.in. w Cork.
O innych tytułach polonijnej prasy w Irlandii piszę TUTAJ.
środa, 10 czerwca 2009
Madame Figaro - polski salon piękności w Cork
Przy Oliver Plunkett Street znajduje się Madame Figaro - polski salon piękności.
Plakat wiszący w witrynie, informuje, że mieści się tam fryzjer damski i męski, jest też solarium, a także, że można tam sobie zrobić tipsy akrylowe i żelowe - cokolwiek by to miało znaczyć ;-)
O innych firmach prowadzonych przez Polaków w Cork piszę TUTAJ. Proszę pamiętać, że podawane przeze mnie informacje były aktualne w dniach publikowania poszczególnych notek. Siłą rzeczy, część z firm może działać pod innym adresem, lub zakończyła już działalność.
Plakat wiszący w witrynie, informuje, że mieści się tam fryzjer damski i męski, jest też solarium, a także, że można tam sobie zrobić tipsy akrylowe i żelowe - cokolwiek by to miało znaczyć ;-)
O innych firmach prowadzonych przez Polaków w Cork piszę TUTAJ. Proszę pamiętać, że podawane przeze mnie informacje były aktualne w dniach publikowania poszczególnych notek. Siłą rzeczy, część z firm może działać pod innym adresem, lub zakończyła już działalność.
Restauracje i bary w Cork: Spice Route
Indyjski bar "Spice Route" przy McCurtain Street jest ciekawą alternatywą dla innych wszechobecnych fastfood-ow w Cork.
Zajrzałem tam kilka dni temu. Zamówiłem vegetable korma, potrawę pochodzącą z południowych Indii. Składa się z warzyw: ziemniaków, grochu, fasoli, marchwi, itp. z gęstym sosem z orzechów kokosowych doprawionym indyjskimi przyprawami. Dodatkowo poprosiłem o porcję różnokolorowego ryżu, a do popicia - sok z mango.
Jak dla mnie - świetne, ale pamiętajmy, że kuchnia orientalna nie każdemu musi przypaść do gustu ;-)
O innych odwiedzanych przeze mnie barach i restauracjach w Cork piszę TUTAJ, a o polskich barach i restauracjach w Irlandii - TUTAJ.
Zajrzałem tam kilka dni temu. Zamówiłem vegetable korma, potrawę pochodzącą z południowych Indii. Składa się z warzyw: ziemniaków, grochu, fasoli, marchwi, itp. z gęstym sosem z orzechów kokosowych doprawionym indyjskimi przyprawami. Dodatkowo poprosiłem o porcję różnokolorowego ryżu, a do popicia - sok z mango.
Jak dla mnie - świetne, ale pamiętajmy, że kuchnia orientalna nie każdemu musi przypaść do gustu ;-)
O innych odwiedzanych przeze mnie barach i restauracjach w Cork piszę TUTAJ, a o polskich barach i restauracjach w Irlandii - TUTAJ.
wtorek, 9 czerwca 2009
Strona internetowa Dni Kultury Chrześcijańskiej w Cork
Jak już pisałem TUTAJ, Stowarzyszenie MyCork współorganizuje odbywające się po raz pierwszy w Cork Dni Kultury Chrześcijańskiej.
Powstała już strona internetowa tego projektu: www.dnikulturychrzescijanskiej.com - na którą serdecznie zapraszam.
Powstała już strona internetowa tego projektu: www.dnikulturychrzescijanskiej.com - na którą serdecznie zapraszam.
poniedziałek, 8 czerwca 2009
Polski chleb w Cork (20): chleb orkiszowy
Kontynuując cykl "polskich chlebów w Cork" - trafiamy na chleb orkiszowy ;-)
Na etykiecie najpierw czytamy o wyjątkowych właściwościach orkiszu, żeby za chwilę, czytając skład, doznać rozczarowania, bo pomimo nazwy "chleb orkiszowy", jest to w rzeczywistości chleb z ziarnami orkiszu, których ma być w tym chlebie 2%. Producent* co prawda wymienia w składzie też mąkę orkiszową, ale daleko w tyle za mąką żytnią, pszenną i innymi dodatkami. No ale - niech będzie ;-)
*Danych o producencie - ostatnio tradycyjnie brak.
Na etykiecie najpierw czytamy o wyjątkowych właściwościach orkiszu, żeby za chwilę, czytając skład, doznać rozczarowania, bo pomimo nazwy "chleb orkiszowy", jest to w rzeczywistości chleb z ziarnami orkiszu, których ma być w tym chlebie 2%. Producent* co prawda wymienia w składzie też mąkę orkiszową, ale daleko w tyle za mąką żytnią, pszenną i innymi dodatkami. No ale - niech będzie ;-)
*Danych o producencie - ostatnio tradycyjnie brak.
sobota, 6 czerwca 2009
Głosowałem w irlandzkich wyborach
Wczoraj w Irlandii miały miejsce wybory do władz lokalnych - i do parlamentu europejskiego. Głosowałem.
Powyżej: właśnie wychodzę z lokalu wyborczego w moim okręgu
Dla nas, Polonii w Irlandii, bardzo ważną rzeczą jest to, żebyśmy byli postrzegani przez irlandzkich polityków jako aktywny elektorat, z którym powinno się współpracować.
Równie ważną rzeczą jest fakt, że o udział w wyborach zaapelowali do nas sami Irlandczycy. Jawne odrzucenie ich zaproszenia do współdecydowania o losach kraju w którym razem mieszkamy -może być przez niektórych naszych Gospodarzy odebrane jako afront. Podobnie - jak brak udziału Polonii choćby w takiej Paradzie z okazji Dnia św. Patryka, gdzie ramię w ramię z Irlandczykami idą inne nacje, ale Polacy jakby niechętnie. Na szczęście - w tym temacie przynajmniej w Cork stajemy na wysokości zadania ;-)
Jeżeli Polacy w Irlandii do wyborów nie poszli (a jeszcze nie ma wyników, więc nie wiem, jaka była frekwencja naszych Rodaków), to pomimo że jesteśmy drugą pod względem wielkości grupą narodowościową w Irlandii, zostaniemy zepchnięci na margines, i nikt się z nami liczył nie będzie. Ale - ja do tego ręki nie przyłożyłem.
Dla nas, Polonii w Irlandii, bardzo ważną rzeczą jest to, żebyśmy byli postrzegani przez irlandzkich polityków jako aktywny elektorat, z którym powinno się współpracować.
Równie ważną rzeczą jest fakt, że o udział w wyborach zaapelowali do nas sami Irlandczycy. Jawne odrzucenie ich zaproszenia do współdecydowania o losach kraju w którym razem mieszkamy -może być przez niektórych naszych Gospodarzy odebrane jako afront. Podobnie - jak brak udziału Polonii choćby w takiej Paradzie z okazji Dnia św. Patryka, gdzie ramię w ramię z Irlandczykami idą inne nacje, ale Polacy jakby niechętnie. Na szczęście - w tym temacie przynajmniej w Cork stajemy na wysokości zadania ;-)
Jeżeli Polacy w Irlandii do wyborów nie poszli (a jeszcze nie ma wyników, więc nie wiem, jaka była frekwencja naszych Rodaków), to pomimo że jesteśmy drugą pod względem wielkości grupą narodowościową w Irlandii, zostaniemy zepchnięci na margines, i nikt się z nami liczył nie będzie. Ale - ja do tego ręki nie przyłożyłem.
Uliczny malarz
Przechodnie zmierzający Patrick Street, główną ulicą w Cork, niemal codziennie mogą spotkać artystę malującego panteon znanych irlandzkich postaci: polityków, sportowców, muzyków, itp.
czwartek, 4 czerwca 2009
White Bay
White Bay w hrabstwie Cork to plaża przy skałach z jaskiniami, dostępnymi tylko w czasie odpływu. Na zdjęciu - wejście do jednej z kilku jaskiń przy White Beach. To wejście jest o tyle charakterystyczne, że swoim kształtem, przynajmniej z daleka, przypomina serce ;-) Jaskinie są dostępne tylko w czasie odpływu. White Bay jest położona niedaleko Roche's Point.
środa, 3 czerwca 2009
Lato w Irlandii
Od kilku dni jest w Irlandii wyjątkowo słonecznie, ba - wręcz upalnie. Plaże w okolicy Cork zaroiły się od amatorów słonecznych kąpieli.
/Na zdjęciu: plaża White Bay/
Jest cieplej niż w Polsce - chociaż trudno w to uwierzyć. Na szczęście - wg prognozy pogody - wkrótce ma to się zmienić. Nigdy nie ukrywałem, że nie lubię upałów, jak również - zimy. Umiarkowany klimat - to jest to, i mam nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do normy ;-)
Na marginesie: dzisiaj mija dokładnie 5 lat od dnia w którym przyjechałem do Cork...
Na marginesie: dzisiaj mija dokładnie 5 lat od dnia w którym przyjechałem do Cork...
wtorek, 2 czerwca 2009
KierunekIrlandia.eu
KierunekIrlandia.eu - to nowy, obiecujący portal adresowany do Polonii w Irlandii. Milo mi poinformować, że nawiązałem z nim współpracę ;-)
Zapraszam do odwiedzin: www.KierunekIrlandia.eu
Zapraszam do odwiedzin: www.KierunekIrlandia.eu
Innishannon: pokaz maszyn parowych
W dniach 31 maja i 1 czerwca b.r. w okolicy Innishannon miał miejsce wielki pokaz m.in. dawnych maszyn parowych.
Poniżej - kilka zdjęć:
Sam pokaz odbywa się corocznie od 1998 r. Wszystkie wpływy z tej imprezy są przeznaczane na cel charytatywny - trafiają do Irish Cancer Society. W ciągu ostatnich 11 lat przekazano w ten sposób ponad 645 tysięcy euro.
W trakcie pokazu publiczność może podziwiać m.in. parowozy i różnego rodzaju maszyny napędzane parą, ale również stare traktory, samochody i motocykle. Niektóre z nich - można kupić. Oprócz pokazu maszyn można skorzystać z szeregu atrakcji przygotowanych przez organizatorów: od wystaw rękodzieła - po wesołe miasteczko.
poniedziałek, 1 czerwca 2009
XX Rozmowy (nie)Kontrolowane
W sobotę, 30 maja b.r., w pubie Slate w Cork, miały miejsce XX "Rozmowy (nie)Kontrolowane". Zaprosiłem na nie Katarzynę Chmarę, aktorkę.
Kilka słów o naszym Gościu:
Katarzyna Chmara, urodzona w 1976 roku, aktorka po Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Od 6 lat, przez zupełny przypadek, związana z Irlandią. Póki co, w czasie oczekiwania na upragniony powrót do kraju, stara się robić to i owo w tutejszej rzeczywistości. W historii Polonii w Irlandii zapisała się m.in. jako koordynatorka 16 Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Cork (a drugiego - w historii tego miasta), podczas którego zebrano największą w 2008 r. kwotę w Irlandii. Zagrała m.in. w produkcjach filmowych irlandzko - polskich. Prowadziła Warsztaty Teatralne przy Stowarzyszeniu MyCork. Marzenia Kasi to: wrócić na stałe do Polski, pracować w swoim zawodzie - aktora, śpiewać...
Filmografia Katarzyny Chmary w internecie:
Etiudy szkolne PWSFTviT: www.filmpolski.pl/fp/index.php/318015
Film fabularny: www.filmpolski.pl/fp/index.php/1128553
Teatr Tv: www.filmpolski.pl/fp/index.php/518030
W trakcie spotkania uczestnicy "Rozmów..." mieli m.in. unikalną możliwość obejrzenia filmu "A song for Rebecca" w reżyserii Norah McGettigan - z udziałem Kasi.
/Powyżej: uczestnicy XX "Rozmów..."/
Katarzyna Chmara, urodzona w 1976 roku, aktorka po Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Od 6 lat, przez zupełny przypadek, związana z Irlandią. Póki co, w czasie oczekiwania na upragniony powrót do kraju, stara się robić to i owo w tutejszej rzeczywistości. W historii Polonii w Irlandii zapisała się m.in. jako koordynatorka 16 Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Cork (a drugiego - w historii tego miasta), podczas którego zebrano największą w 2008 r. kwotę w Irlandii. Zagrała m.in. w produkcjach filmowych irlandzko - polskich. Prowadziła Warsztaty Teatralne przy Stowarzyszeniu MyCork. Marzenia Kasi to: wrócić na stałe do Polski, pracować w swoim zawodzie - aktora, śpiewać...
Filmografia Katarzyny Chmary w internecie:
Etiudy szkolne PWSFTviT: www.filmpolski.pl/fp/index.php/318015
Film fabularny: www.filmpolski.pl/fp/index.php/1128553
Teatr Tv: www.filmpolski.pl/fp/index.php/518030
W trakcie spotkania uczestnicy "Rozmów..." mieli m.in. unikalną możliwość obejrzenia filmu "A song for Rebecca" w reżyserii Norah McGettigan - z udziałem Kasi.