Właśnie przeczytałem "Wysoki Zamek" Stanisława Lema.
Na okładce czytamy notę od Wydawcy: "Wysoki Zamek" powstał w okresie największych triumfów pisarskich Lema jako autora fantastyki, ale do niej nie należy. Jest autoportretem pisarza z okresu dzieciństwa, dociekliwą, nie oszczędzająca siebie, ale też pełną humoru historią o rodzeniu się i kształtowaniu jego osobowości, inteligencji i wyobraźni. Na tle panoramy międzywojennego Lwowa Lem czyni siebie samego bohaterem opowieści o dojrzewaniu - nie mniej atrakcyjnej i pełnej zaskoczeń niż fantastyczne fabuły. Bo też po co zagląda się w dzieciństwo? Najpierw z przyczyn sentymentalnych i dla rekonstrukcji minionego świata. Potem jednak po to, by siebie - dojrzałego - zrozumieć i w centrum panoramy zbudować Wysoki Zamek sensu, pomnik przymierza miedzy dawnymi a nowymi laty."
Rewelacyjna książka, jak zresztą każda książka Lema. Nie tyle jako książka autobiograficzna, bo raczej trudno o tym mówić, ale jako fascynujący zapis sięgania przez Autora do najdalszych zakamarków pamięci.
Jako 'Krakauer' musisz chwalić Lema...
OdpowiedzUsuńDoceniam Jego twórczość; był czas, ze zaczytywałem sie Lemem, Boruniem, Trepką... Ale jakoś fantastyka mi przeszła...
"Dzienniki Gwiazdowe" Lema były jedyną książką, jaką zabrałem z sobą do Irlandii. Później oczywiście dokupiłem czy przywiozłem znacznie więcej, ale - jednak "Dzienniki" były pierwsze ;-)
OdpowiedzUsuń