Dzisiaj pojechałem pociągiem niemal na drugi koniec Polski.
Jadąc, przyglądałem się mijanym stacjom PKP. Im bardziej na wschód, tym gorzej. Mniejsze stacyjki już od wielu lat są zamknięte a ich budynki zdewastowane. Przyroda zaczyna znowu wygrywać - tereny wokół zdewastowanych budynków kolejowych, łącznie z peronami na których kiedyś panował ruch, porosły trawą i krzakami. Za 10 - 15 lat nie będzie śladu po tych małych stacyjkach. Nie było nas - był las, nie będzie nas - będzie las...
Na większych stacjach też niewiele lepiej. Ot, taki dworzec PKP i PKS w Jarosławiu: pamiętam że gdy byłem dzieckiem ten dworzec zachwycał mnie rosnącą w środku prawdziwą palmą. Dookoła szara rzeczywistość PRL-u, a tam - kilkumetrowa palma. To było coś ;-) Była tam też świetna dworcowa restauracja. Teraz nie ma już palmy a w miejscu restauracji jest sklep z używaną odzieżą. Ba, po godz. 19.00 nie ma tam nawet toalety, bo prywatny ajent po tej godzinie wiesza kłódkę i idzie do domu. No cóż, jak kapitalizm - to kapitalizm...
Z drugiej strony, jaki kapitalizm, skoro wygląd zdecydowanej większości dworców PKP (jak i samych pociągów) nie zmienił się od czasów głębokiego PRL-u, a jeżeli już - to na gorsze? Ale może to i tak nie ma większego znaczenia, skoro już zlikwidowano mnóstwo kursów pociągów, a w planach jest likwidacja kolejnych?
Byłem też mimowolnym świadkiem rozmowy spokrewnionych ze sobą współpasażerów, którzy opowiadali sobie co słychać u bliższej lub dalszej rodziny. Jak się okazało, z młodych ludzi tej familii większość przebywa już za granicą: w Niemczech, we Włoszech, w Anglii - i w Irlandii...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz