Wczoraj spotkałem się z moim kolegą, który przez trzy tygodnie był w Polsce. Nerwowo palił papierosa za papierosem (przed wyjazdem - nie palił) i klął na czym świat stoi...
Mój kolega przed wyjazdem na urlop był prawdziwym patriotą: kochał Ojczyznę i swoje rodzinne miasto, za Irlandią nie przepadał a Irlandczyków ledwie tolerował. Po trzech tygodniach pobytu w Polsce - diametralnie zmienił nastawienie: już wszystko mu się tutaj podoba, za to zdecydowanie nie chce wracać do Polski.
Co spowodowało taką gwałtowną przemianę? Zapewne całokształt o którym do końca nie chciał mówić, ale punktem kulminacyjnym była wizyta w polskim urzędzie skarbowym, gdzie kolega chciał zgłosić, że mieszka za granicą ale posiada w Polsce mieszkanie które wynajmuje najemcom za opłatą, w związku z czym chciałby - dla świętego spokoju - płacić od tego podatki. Oczywiście jego dobre chęci rozbiły się o mur biurokratycznych przeszkód jakie przed nim błyskawicznie spiętrzono, wskutek czego kolegę cholera wzięła, odwrócił się na pięcie - i wyszedł.
Oprócz tego wystąpił o świadectwo niekaralności - i nie mógł zrozumieć, dlaczego opłata skarbowa za wydanie przez państwowy urząd świstka papieru wynosi tyle, co dniówka pracownika hipermarketu?
Z kolei jego dziewczyna, Belgijka, rozpłakała się oglądając ponure blokowiska jednego z miast na Śląsku. "Jak ludzie mogą tak żyć?" - pytała. Przewrażliwiona jakaś ;-)
Nasi dzielni i znani już sołdaci na lotnisku w Pyrzowicach też nie próżnowali: prawdopodobnie nie pasowało im że ona, będąc obywatelką Belgii, wyrobiła sobie ID na którym przekraczała granicę, w belgijskiej ambasadzie w Irlandii. Prawdopodobnie, bo sołdaci oczywiście nie mieli zamiaru informować ich o powodach swojej decyzji, niemniej - przez pół godziny przetrzymali ich do wyjaśnienia. Z dokumentem wszystko oczywiście było w porządku. Czy padło grzecznościowe "przepraszam" lub "dziękuję" ze strony sołdatów? No skądże, niby dlaczego?
Mój kolega przez kilka lat mieszkania na emigracji zostawił w swojej pamięci nieco przekoloryzowany obraz pięknego rynku w swoim mieście, a zupełnie wyparł z pamięci powody, dla których wyjechał, a które to powody ciągle trwają, i zetknięcie z nimi dla osoby rozpieszczonej irlandzką rzeczywistością - nawet tą w dobie kryzysu - może być terapią szokową. Wskutek tego, mamy o kolejnego polskiego patriotę mniej, niestety...
Szkoda, bo Polska to naprawdę piękny kraj. Gdyby tylko nie było tak, jak jest...
P Piotrze,
OdpowiedzUsuń...wg mnie patriotyzmu nie mierzy się wytrzymałością i cierpliwością do urzędnika, który nie potrafi nas załatwić...ani też zrozumieniem nieporadnych funkcjonariuszy na lotnisku...patriotyzm to też nie wspomnienia "przekoloryzowanego obrazu pięknego rynku"...
Mogę zrozumieć ulgę,którą odczuł Pana kolega...że jest znowu w kraju, w którym wszystko jest prostrze, łatwiejsze,życzliwsze i bardziej oczywiste( przecież ja też to czuję będąc tam:-) )...trudno wymagać aby ludzie nie dążyli do lepszego bytu...do lepszego życia, ale to nie przeszkadza w byciu PATRIOTĄ...w kochaniu swojego kraju, w pomaganiu mu w miarę swoich możliwości...
Dlaczego musi to być od razu wiadro pomyj... krytycyzm i utrata patriotyzmu?...
Ojczyzny się nie wybiera...jak rodziców, którym czasem tyle musimy wybaczyć...
pozdrawiam serdecznie :-)))
P.S.
…o kochaniu ojczyzny pisałam też u Pana na blogu 25.08 brz.
Polscy urzędnicy potrafią nas "załatwić". I to na cacy... Oczywiście, że należy kochać swój kraj, tyle tylko - że często jest to miłość bez szans na wzajemność. Emigranci też pomagają swojemu krajowi jak nikt inny - pompując do niego rzekę waluty, niestety - kraj nie chce pomagać emigrantom... Niemniej, jest to wszystko kwestia nastawienia. Ja wiem, że Polska to fantastyczny kraj, ale pamiętam też biurwy, które mi w nim skutecznie przeszkadzały żyć...
OdpowiedzUsuńRzucam ponownie moje zasadnicze pytanie - "Do czego potrzebna nam jest Polska?"
OdpowiedzUsuńInaczej - "Do czego Polakowi, mieszkającemu w Polsce, potrzebna jest Polska?"
Moim zdaniem - do niczego! Polska istnieje tylko i wyłącznie dlatego, że utrzymywane są państwowe urzędy. Ale życie nie składa się z urzędów. Pracy w Polsce nie dają Polacy, sklepy, banki, stacje benzynowe, kawiarnie, kina, etc. - też już nie są polskie. Nawet drogi w okolicach Katowic remontuje czeska firma, a za parking pod szpitalem w moim mieście płacę Słowakom.
Wyłączając głupie i przeszkadzające nam w życiu urzędy - Polski już nie ma!
A patriotyzm? Brzucha nie napełni. Szkoda, że MUSZĘ żyć w Polsce... To smutne...
...przewrotna teza a...jej udowodnienie... poprostu naciągane...trudno z tymi słowami polemizować...rzeczywiście szkoda,że musi Pan żyć w Polsce...i po co tak się męczyć?...żyć w kraju, którego już nie ma?;-)... Ja, żyję w POLSCE! i dobrze mi tu...i stad patrzę na problemy Anglii,Francji,Ameryki,Włoch czy Irlandii...:-)
OdpowiedzUsuń