Strony

piątek, 30 października 2009

XIV wizyta w Polsce (1): w Krakowie kontrolują - i aresztują

Dzisiaj na kilka dni przyleciałem do Krakowa.

/Na zdjęciu: jestem na lotnisku w Shannon. Za chwilę wylecę do Krakowa./

Pojechałem autobusem do Shannon, następnie lot do Krakowa. Ciągle nie ma bezpośrednich lotów Cork - Kraków. W Cork padało, w Shannon przestało. Odprawa, lot. Niemal natychmiast zasnąłem, chociaż budziłem się co chwilę.

W samolocie dwie stewardessy i jeden steward. One - Irlandki, on - Polak, chociaż próbował udawać że Polakiem nie jest, szczególnie gdy go parę osób pytało po polsku o to czy tamto. Zdemaskował się kompletnie gdy zagoniono go do rozwożenia wózka z jedzeniem, kiedy chcąc nie chcąc informował po polsku że sprzedaje piwo i kanapki. Irlandczycy to pragmatyczny naród, a biznes to biznes i tutaj sentymentów nie ma: Polaków do obsługi pasażerów w samolotach w których lecą sami Polacy zatrudnia się ze względu na język, więc nie jest to miejsce do strojenia się w cudze piórka. Swoją drogą, myślałem że takie historie zdarzają się tylko w irlandzkich fastfoodach, gdzie pracownicy z polskimi imionami na plakietkach rozmawiający z innymi pracownikami z takimiż samymi plakietkami po polsku - nagle zapominają tego języka kiedy klient próbuje złożyć po polsku zamówienie. Po polsku - z grzeczności, bo teraz zamówienie po angielsku już każdy złożyć potrafi. To zupełnie inne czasy...

Przy odprawie paszportowej już w Krakowie - stojącego dokładnie przede mną w kolejce faceta zatrzymała straż graniczna. Delikwent najpierw podał w okienku paszport, potem - poproszono go o dowód osobisty, następnie zaczęto odpytywać z nazwiska panieńskiego matki, itp. "Pan ma sprawę w sądzie" - poinformował go w końcu funkcjonariusz. "Tak, ale to już jest zakończone" - odparł ów jegomość. "Pan pozwoli z kolegą" - odrzekł na to celnik i po chwili obydwaj - tj. delikwent i kolega celnika - gdzieś zniknęli. Kiedy już byłem z drugiej strony bramki, usłyszałem jeszcze, jak z kolei znajomy tego zatrzymanego dopytuje się funkcjonariusza: "Czy puścicie go zaraz? Bo ojciec na niego czeka", na co otrzymał odpowiedź, że ów pan "jest zatrzymany i nie można określić, jak długo zatrzymanie potrwa". Ot, taką to ktoś miał przygodę...

Na lotnisku czekał na mnie kolega, który odwiózł mnie do domu. Jutro - ruszam "w miasto" ;-)

2 komentarze:

  1. To się minęliśmy, ja właśnie z Krakowa wyleciałem i doleciałem, gdzie trzeba :) Miłego pobytu, choć może być ciężko w Krakowie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Piotrus, wytrwalosci i nie daj sie - tys czlowiek prawy, a to narod parszywy! Uwazaj na siebie.
    Pozdro

    OdpowiedzUsuń