Kolejka linowa łącząca Dursey Island ze stałym lądem została zbudowana w 1969 r. Wyspa ma 6,5 km długości i 1,5 km szerokości, mieszka na niej tylko 6 mieszkańców oraz spora liczba owiec, krów i ptaków. Nie ma tam pubu, b&b, banku, szkoły czy policji, są za to piękne widoki i idealny spokój.
Wg tablicy informacyjnej umieszczonej przed "stacją" kolejki w Ballaghboy, kursy na Dursey Island odbywają się codziennie od poniedziałku do soboty w godzinach: 9.00 - 11.00, 14.30-17.00 i 19.00-20.00, a niedzielę: 9.00 - 10.30, 13.00 - 14.30, 19.00-20.00. Jednak najlepiej przed wyjazdem sprawdzić informacje o ww. godzinach, ponieważ mogą one ulec zmianie. Jak głosi informacja również znajdująca się na ww. budynku, do kolejki może wsiąść 6 osób, pierwszeństwo wsiadania mają: mieszkańcy wyspy, zwierzęta i ładunek, nie można przewozić rowerów, oraz że bilet w obydwie strony dla dorosłego kosztuje 4 euro, a dla dziecka 1 euro.
Po zakupie biletu wsiadam do kolejki. Ruszamy. Jakie środki bezpieczeństwa do dyspozycji dla pasażerów znajdują się wewnątrz kabiny? Dwa: buteleczka z wodą święconą i kartka z Psalmem 91 który mówi o zapewnieniu Bożej opieki: "(...)bo swoim aniołom dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach. Na rękach będą cię nosili, abyś nie uraził swej stopy o kamień". No cóż, podobno wiara czyni cuda i góry przenosi, więc może i z kolejkowym wagonikiem da sobie radę ;-) Podróż trwa niespełna 10 minut. Kolejka przejeżdża przed dwie "wieże", chwilami trochę trzęsie.
Po wyjściu już na Dursey Island od razu trafiamy na złomowisko starych samochodów. Dalej jest już jednak coraz lepiej: cmentarz z ruinami dawnej kaplicy, wyludniona wioska, ale przede wszystkim świetne widoki. Do wyboru mamy trzy trasy spacerowe, ja udaję się trasą górską - Mountain Route. Nieco zbaczam ze szlaku żeby wyjść na najwyższy szczyt w okolicy, skąd roztaczają się fantastyczne widoki. Pogoda prawdziwie wyspiarska, zmieniała się dosłownie kilkanaście razy w trakcie mojego krótkiego tam pobytu.
Byłem na wyspie ok. 4 godzin, więc nie zdążyłem zobaczyć jej całej, ale to nic - na pewno jeszcze tam wrócę ;-)
Bombowe widoczki.
OdpowiedzUsuńwow super wycieczka :)
OdpowiedzUsuńCiekawe. Niesztampowe. Ty masz lewą nogę krótszą? To żaden wstyd.
OdpowiedzUsuńŻe co? Nic o tym nie wiem. Trzeba będzie chyba pomiarów dokonać ;-)
OdpowiedzUsuńDobre zdjęcia :)
OdpowiedzUsuń...fajna wycieczka:-)...choć ta irlandzka "bylejakość"...odstrasza. Ta kolejka może przecież poprostu spaść:-)...jak półka(zabijając psa) albo żyrandol(zabijając landlorda) w filmie irlandzkim pt. "Film, w którym gram"...dawno tak się nie uśmiałam...do obowiązkowego obejrzenia...ku przestrodze:-)) pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń