Strony
niedziela, 27 lutego 2011
Polscy migranci w Irlandii: wokół środowiska duszpasterstwa polonijnego. Szkice teologiczne i socjologiczne
Jak czytamy na stronie Dominikanie.pl: "Książka zawiera zbiór artykułów popularno-publicystycznych oraz kilka opracowań teologicznych i socjologicznych. Znajdziemy w niej opis problemów Polaków widzianych z perspektywy pracownika Konsulatu RP, dyrektora szkoły polonijnej, promotorki organizacji pozarządowych, które stowarzyszają polskich imigrantów w Irlandii. Swoiste raporty o stanie życia imigrantów i o pracy duszpasterskiej przedstawiają polscy księża z północy (Ulster) i południa (Cork) Zielonej Wyspy."
Dla mnie osobiście bardzo istotny jest rozdział napisany przez ks. Piotra Galusa pt.: "Polskie Duszpasterstwo w Cork", tym bardziej że byłem, nazwijmy to "naocznym świadkiem" tej tworzącej się historii. Ba, w książce jest nawet wzmianka o mnie ;-)
Książkę, pomimo że jest to naukowe opracowanie, włącznie z tabelami, danymi statystycznymi, itp., przeczytałem w ciągu kilku godzin - tak mnie wciągnęła. Niemniej, nie da się ukryć, że poza kilkoma wyjątkami, skupiono się przede wszystkim na Dublinie, opisując działalność tamtejszego duszpasterstwa, organizacji społecznych czy polskiej szkoły. Mam nadzieję, że wkrótce doczekamy się równie obszernej monografii dotyczącej Polonii w Cork, chociaż oczywiście idealnie by było gdyby udało się w jednej pozycji zawrzeć całą historię polskiej "pounijnej" emigracji do Irlandii.
Publikację polecam wszystkim zainteresowanym polską emigracją w Irlandii, tym bardziej - że jest to pierwszy taki dokument.
czwartek, 24 lutego 2011
Internet integruje Polonię w Irlandii
I tak, w ogromnym uproszczeniu rzecz jasna, można przyjąć że dla Polonii mieszkającej w Dublinie źródłem wymiany informacji jest portal Gazeta.ie, dla Polonii zamieszkującej Cork - portal MyCork.org, Polonia w Galway ma portal Galway.pl, Polonia z Limerick z kolei NaszLimerick.pl, a Polacy mieszkający w Waterford mają swój Waterpol.org.
Jak zaznaczyłem, wymienienie tylko powyższych stron należy traktować jako duże uproszczenie, bowiem aktywnych polonijnych witryn internetowych skierowanych do Polonii w Irlandii jest w tej chwili co najmniej czterdzieści, a przynajmniej tyle mi się udało naliczyć: są to inne mniejsze portale, strony organizacji polonijnych, polskiego duszpasterstwa, strony wydawnictw polonijnych, itp. Część z nich, chociaż istnieje w sieci, nie jest już od dawna aktualizowana. Niemniej największe znaczenie mają te witryny, którym udało się skupić jakąś część polonijnej społeczności. Każda z tych stron ma trzy te same funkcjonalności: posiada główną witrynę na której publikowane są artykuły, podstronę z ogłoszeniami drobnymi, oraz co najważniejsze, forum dyskusyjne z aktywnymi użytkownikami.
Co ważne podkreślenia, nie wszystkie obecnie najbardziej znane polonijne strony w Irlandii powstały zaraz po napływie naszych Rodaków na Zieloną Wyspę - część z nich została założona stosunkowo niedawno: 2-3 lata temu. Każda z tych stron jest też na swój sposób wyjątkowa i posiada swoją własną historię, że wspomnę o MyCork.org - jednym z nielicznym portali informacyjnych prowadzonych przez polonijne stowarzyszenie a nie przez osoby prywatne, przez co wszystkie wpływy z reklam są przeznaczone na projekty skierowane do Polonii w Cork, czy o Galway.pl, który to portal powstał w 2009 r. z połączenia trzech oddzielnych witryn internetowych, co jest dobrym przykładem na to, że Polacy za granicą potrafią świetnie współpracować i łączyć siły.
Natomiast do dzisiaj nie powstała żadna strona, wokół której skupiłaby się irlandzka Polonia jako taka, bez względu na lokalne miejsce zamieszkania. Oczywiście na niektórych forach dyskusyjnych znajdziemy wyodrębnione działy przeznaczone do dyskusji dla Rodaków zamieszkujących konkretne irlandzkie hrabstwo, ale bądźmy szczerzy - zainteresowanie jest raczej znikome, bowiem użytkowników przyciągają przede wszystkim lokalne portale i fora.
Warto też wspomnieć, że portale i witryny powstałe przed 2004 r., które były niezwykle popularne i będące jednymi z nielicznych źródeł informacji dla Rodaków tłumnie przyjeżdżających na Wyspę zaraz po 1 maja 2004 r. - dzisiaj praktycznie już nie istnieją lub funkcjonują zupełnie na obrzeżach, nazwijmy to "polonijnego internetu" w Irlandii. Jest to nieco niezrozumiałe, dlaczego portale mające ogromną przewagę na starcie, założone długo przed akcesem Polski do UE, nie wykorzystały swojej szansy, dając się zdystansować witrynom powstałym znacznie później. Niemniej w każdym z tych przypadków decydował czynnik ludzki.
Coraz szerszy dostęp do internetu przyczynia się też do zmiany roli polonijnej prasy w Irlandii. Jeszcze do niedawna poszczególne tytuły kładły duży nacisk na publikowanie krótkich informacji i to głównie z Polski, dzisiaj - coraz częściej odchodzą w kierunku publicystyki i komentowania rzeczywistości, zmieniając także częstotliwość swoich publikacji. Tutaj akurat sprawa jest prosta: zdecydowana większość tych informacji to były przedruki wiadomości publikowanych w internecie, więc w końcu nadszedł czas gdy Czytelnicy przestali sięgać po gazety w których mogą na papierze przeczytać to, co tydzień wcześniej przeczytali na monitorach swoich komputerów. Kończy się era newsów ściągniętych z netu, za to nadszedł czas na dłuższe artykuły, reportaże i felietony, chociaż wydawałoby się że żyjemy w epoce komiksowej...
Coraz większą rolę zaczyna ogrywać także Facebook, który przynajmniej wśród polskich emigrantów zdziesiątkował Naszą Klasę. Nic dziwnego, FB gromadzi międzynarodową społeczność, co pozwala utrzymywać kontakt zarówno ze znajomymi z Polski, jak i z nowymi przyjaciółmi z Irlandii, pochodzącymi także z innych krajów.
Czy FB za jakiś czas zdystansuje także lokalne polonijne portale w Irlandii? Kto wie...
wtorek, 22 lutego 2011
James N. Healy: The Castles of County Cork
Na 450 stronach książki autor opisał ponad 460 zamków (!), zamieścił 72 rysunki i 10 map. Książka została wydana w 1988 r., materiały do niej James N. Healy zbierał przez 7 lat, odwiedzając każde miejsce i gromadząc setki opisów i historii związanych z tymi budowlami.
Fantastyczne dzieło.
niedziela, 20 lutego 2011
Plener fotograficzny z Photography Team Cork w Gougane Barra
Tworzona przez naszych Rodaków Photography Team Cork skupia wokół siebie pasjonatów fotografii zainteresowanych m.in. systematycznym udziałem w plenerach fotograficznych. Jednym z filarów PTC jest Mariusz Kalinowski, który m.in. prowadził II Kurs Fotografii z MyCork.
Ja co prawda fotografem nie jestem, udałem się tam bardziej wiedziony ciekawością, jak taki plener wygląda :-) Wyjechaliśmy o 6.30 rano, wróciliśmy ok. 13.00. Pogoda niestety nie dopisała, padał deszcz momentami dość intensywny, ale w niczym nam to nie przeszkodziło.
Udział w takim plenerze to znakomita okazja do poznania ludzi których pasją jest fotografia, do wspólnych dyskusji na jej temat i wymiany doświadczeń na tym polu. Jak mówią osoby tworzące Photography Team Cork: "Dużą zaletą wspólnych plenerów jest możliwość przetestowania sprzętu z plecaka kolegi bez konieczności kupowania." Plenery fotograficzne są organizowane przez PTC zazwyczaj raz w miesiącu.
sobota, 19 lutego 2011
Jan z Drzewa
Fabuła: główny bohater jest lekarzem, który przechodzi kryzys. Teoretycznie ma wszystko: żonę, dziecko, dom, etc, ale uświadamia sobie - że bierze udział w wyścigu szczurów. Podejmuje decyzję o wyprowadzeniu się z domu i zamieszkaniu na drzewie.
Wątek "emigracyjny", chociaż zupełnie poboczny, jest widoczny w kilku miejscach: pracownicy fizyczni pilnie uczą się angielskiego planując wyjazd do Cork, żona głównego bohatera ma problem z wezwaniem hydraulika - bo wszyscy wyjechali za granicę (został tylko jeden, dość ociężały umysłowo), szwagier głównego bohatera właśnie wrócił z Irlandii gdzie zarobił na nowe porządne auto, ale użala się nad sobą że on, doktor historii, musiał sortować krewetki, z drugiej strony gdy wrócił do Polski - szlag go trafia że jest w niej tak, jak jest, wypowiadając filozoficzne: "Tam zawsze cię zżera tęsknota. Zawsze. Tylko że jak wrócisz, to znowu cię ogarnia wkurwienie! I sam już nie wiesz co jest gorsze!!!"
Ale, jak napisałem, film traktuje o czymś zupełnie innym. Momentami dość zabawny, ciepły, w epizodach zagrało kilku znanych aktorów. W wolnym czasie - można obejrzeć.
piątek, 18 lutego 2011
Przekładaniec
35 minutowy film został oparty na opowiadaniu Stanisława Lema: "Czy pan istnieje, Mr Jones?" Poruszona problematyka, chociaż przedstawiona w lekkiej formie, stawia jednak jak zwykle u Lema ważne pytania dotyczące być może już nie tak odległej przyszłości.
Fabuła: Richard Fox, kierowca rajdowy, odniósł kilka groźnych wypadków, jednak wraca do formy dzięki serii przeszczepów od różnych dawców. Jak można się domyśleć, nie chodzi tylko o przeszczep kończyn, organów wewnętrznych, itp., ale także o "sztukowanie" fragmentów mózgu w wyniku czego zmienia się także osobowość głównego bohatera. Rodzi się pytanie, także natury prawnej i moralnej, na ile jest on jeszcze tą samą osobą a na ile - kimś zupełnie innym?
Sam Lem po obejrzeniu filmu napisał do Wajdy: "Drogi Panie, przedwczoraj oglądałem w telewizji film Przekładaniec. Zarówno robota Pana, jak dzieło aktorów oraz wystrój scenograficzny wydały mi się bardzo dobre. Zwłaszcza już dobry był w swojej roli adwokat, sympatyczny bardzo chirurg, no a Kobiela nie wymaga pochwał specjalnych. Jedyne zastrzeżenia moje merytoryczne dotyczyły niepewności, czy wskutek bardzo szybkiego tempa całości rzecz nie jest aby dla przeciętnego widza trudno zrozumiała? Ale nie jestem w stanie osądzać tego, ponieważ ja znałem przecież scenariusz. "Przyszłość" bliska a nieokreślona została zrobiono bardzo pomysłowo, biorąc pod uwagę to zwłaszcza, jak szczupłymi środkami Pan tego dokonał. (...)"
Oczywiście - polecam :-)
czwartek, 17 lutego 2011
Polska potrzebuje autorytetów
Brak autorytetów jest szczególnie widoczny wśród naszej, pożal się Panie Boże, klasy politycznej. W 1968 r. śp. Stefan Kisielewski użył w odniesieniu do cenzorów, które to jednak odniesienie szybko przeszło także na ówczesną komunistyczną kastę władców, określenia "dyktatura ciemniaków". Niestety, pomimo upływu 40 lat niewiele się zmieniło. Dyktatury co prawda już nie ma, chociaż i tak od 20 lat wybieramy "mniejsze zło", które przecież nadal pozostaje złem, ale ciemniacy pozostali. Spójrzmy prawdzie w oczy: Polską rządzą intelektualne miernoty, bez klasy, bez kasy (tę dopiero próbują zgromadzić gdy dorwą się do władzy) i często bez wykształcenia.
Przykład idzie z góry: to jest wprost niepojęte, żeby wśród całego 40 milionowego Narodu przez 20 lat nie znalazł się na stanowisku Prezydenta Przenajświętszej Reczpospolitej chociaż jeden człowiek, który miałby nienaganny życiorys, porządne wykształcenie i biegle władał przynajmniej językiem angielskim. Jak już się trafił taki co to "przeskoczył przez płot i obalił komunę", to miał do szkoły pod górkę, jak z kolei prezydencki, z przeproszeniem, stolec objął ktoś po szkołach i z właściwym życiorysem, to z kolei w obcych językach "ani be, ani me, ani kukuryku", etc. Stąd nic dziwnego że chyba uznanym za najlepszego prezydenta, bo wybranego na dwie kadencje, okazał się facet nie dość że z komunistycznym rodowodem, to jeszcze z "wyższym" wykształceniem - chociaż studiów nie skończył i cierpiący na "chorobę filipińską", objawiającą się szczególnie w trakcie wizyt w Rosji.
O obecnym Prezydencie RP nawet nie będę się wypowiadał, żeby nie podnosić ciśnienia i sobie - i co niektórym Czytelnikom, którzy po lekturze moich przemyśleń mają zwyczaj pisać na mnie donosy tu i ówdzie ;-) Napomknę tylko, że nie jest normalną sytuacja, gdy miliony Polaków biegle włada językiem angielskim bo bez tego nie mogłoby nawet marzyć o dostaniu podrzędnej pracy w... Polsce (tak, to nie pomyłka), a miłościwie nam panujący obecny Prezydent RP nie potrafi uciąć sobie w tym języku pogawędki z "szefem wszystkich szefów", którym po zmianie orientacji z Moskwy na Waszyngton jest najważniejszy lokator Białego Domu. Brak takiej umiejętności powoduje konieczność polegania na tłumaczach, a jak to się kończy przekonaliśmy się niedawno, gdy nieudolne próby przełożenia rubasznych żartów damsko-męskich naszego Umiłowanego Przywódcy o mało co nie zakończyły się dyplomatycznym skandalem. No ale jak wiemy z wypowiedzi Miłościwie Nam Panującego, w czasie gdy inni mieli czas na naukę on siedział w więzieniu walcząc "o takie Polskie", że zacytuję kolejnego z naszych prezydenckich klasyków...
Jak mówi stare chińskie przysłowie: "Z dobrego żelaza nie robi się gwoździ, z dobrych ludzi - wojowników", w Polsce możemy to przysłowie śmiało rozciągnąć także na polityków. Nie mogę uwierzyć patrząc na zakazane twarze tych samych indywiduów rządzących naszą Ojczyzną od 20 lat, że tacy ludzie potrafili się tak mocno przyspawać do partyjnych stołków i przyssać do budżetowego koryta. I co najgorsze - nie ma nich siły. Tajemnicą poliszynela jest fakt istnienia swoistych gwarancji jakie sobie nawzajem udzielają poplecznicy tej czy innej partyjki: jeżeli my wygramy - nie ruszamy waszych pozwalając im objąć profitowe stanowiska poza główną linią decyzyjną, a jeżeli wy wygracie - nie ruszacie naszych, pozwalając im do następnych wyborów objąć państwowo-samorządowe stołki w różnych instytucjach.
O co tak naprawdę chodzi? Czy naprawdę nie ma w Polsce odpowiednich, godnych osób, np. z kręgów naukowych czy ludzi sztuki, którym na sercu leżałoby dobro Ojczyzny? Na pewno chętnych by nie zabrakło. Sam pamiętam telewizyjne występy artystów przeróżnych którzy w 1989 r. ze łzami w oczach nawoływali Bryllowym: "Jesteśmy wreszcie we własnym domu. Nie stój, nie czekaj. Co robić? Pomóż!”. O ile autorowi powyższej rymowanki udało się przynajmniej w 1991 r. zostać pierwszym ambasadorem RP w Irlandii, to już jego kolegom nawołującym do pomocy - nie za bardzo. Problem w tym, że aby dostać się do odpowiedniego szczebla władzy, trzeba najpierw przejść procedurę lustracyjną. I tu klops, bowiem okazało się, że zdecydowana większość tuzów naszej polskiej nauki i sztuki - jest umoczona po uszy. Jeżeli nawet nie kablowali na swoich kolegów i koleżanki po fachu za pieniądze, to robili to z czystej bezinteresownej zawiści. A nawet jak nie kablowali, to przynajmniej podpisywali lojalki żeby dostać paszport i móc się wyrwać na imperialistyczny zgniły Zachód, coby zarobić nieco dolarów, marek czy franków, dając wykłady w podrzędnych uniwersytetach czy występując dla Polonii w podrzędnych tancbudach. W końcu już Rzymianie wiedzieli że pecunia non olet, problem w tym, że po powrocie trzeba się było swojemu oficerowi prowadzącemu wyspowiadać z tego i owego. Tak, wiem, zaraz odezwą się święte głosy oburzenia, że zapomniałem o realiach wtedy panujących, że większość kolaborowała tylko "na niby" (przynajmniej teraz wszyscy jak jeden mąż tak twierdzą) bo nie było innego wyjścia żeby w miarę normalnie egzystować, etc. No cóż, ja jednak bardziej skłaniam się do stwierdzenia Rafała Ziemkiewicza, który napisał: "Agenci pozyskiwani szantażem czy groźbami nigdy nie stanowili więcej niż 1,5 procenta ogólnego pogłowia kapusiów. To logiczne: z niewolnika nie ma pracownika. Agenta też. Agent pozyskany przemocą to agent kiepski – będzie oszukiwał, kombinował, próbował się urwać. 99 procent kapusiów kapowało dobrowolnie: dla pieniędzy, dla awansów, wyjazdów zagranicznych, dobrych recenzji, przekładów na obce języki... I wielu z nich, jak sądzę, dzięki porobionym przy wsparciu SB karierom robi dziś za autorytety, pryncypialnie krytykujące lustrację."
Jednym z nielicznych prawdziwych autorytetów w Polsce powojennej był Jan Paweł II, chociaż pewnie niektórzy, szczególnie ateiści (chociaż lepiej byłoby ich zwać anty-teistami) już krzywią się z niesmakiem. Do dzisiaj jego słowa wypowiedziane 2 czerwca 1979 r. na ówczesnym plac Zwycięstwa w Warszawie, mieście w którym podpisano Układ Warszawski, robią niesamowite wrażenie: "Ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!" Dekadę później komunistyczny blok rozleciał się jak domek z kart. Przypadek? Cud? Nie wiem, ale na pewno - fakt. Chociaż faktem jest też to, że większość Rodaków Papieża kochała, ale niewielu go słuchało. Kremówkami objadał się każdy, ale Jego encykliki czytali nieliczni. Parafrazując znane stwierdzenie, najtrudniej jest być autorytetem we własnym kraju. Przekonał się o tym chociażby Lech Wałęsa, jeden z niewielu Polaków znanych na całym świecie i na całym świecie, poza Polską, jednoznacznie pozytywnie kojarzonym. Hołubiony na świecie, u nas już chyba dożywotnio dostał etykietkę "Bolka". Jak pisałem, na każdego znajdzie się u nas teczka.
Porobiły się nam więc różnego rodzaju "autorytety zastępcze", które, niczym w platońskiej jaskini, są jedynie cieniem, podłą imitacją autorytetów prawdziwych. I tak mamy pana senatora dorabiającego sobie jako "autorytet moralny", który lubi się malować i przebierać w damskie ciuszki w towarzystwie pań niezbyt ciężkich obyczajów, dodatkowo wciągając to czy tamto nosem z czego filmik trafił do netu. Mamy panów (p)osłów rozbijających się po pijanemu wózkami golfowymi gdzieś w dalekich krajach, chociaż nie wiadomo po co aż tam, skoro wiemy że posłowie Przenajświętszej Reczpospolitej tak sumiennie przykładają się do swoich obowiązków, że nawet złożeni "chorobą filipińską" potrafią zjawić się w Sejmie - swoim miejscu pracy. Ba, mam wrażenie że niektórzy przychodzą tam wyłącznie wtedy, gdy ich ta "filipińska niemoc" dopadnie... I taki stan utrzyma się pewnie jeszcze długo, bo na każdego znajdzie się teczka z lojalką, która z powodu braku powszechnej lustracji w Polsce jest w odpowiednich rękach narzędziem umożliwiającym pełną kontrolę nad każdym, kto cokolwiek próbował robić w PeeReLu.
Cała nadzieja w młodszym pokoleniu, nie powiązanym siecią misternych układów z minionej epoki. Tyle, że jest to już pokolenie MTV i McDonalda, więc pewnie też nic z tego nie będzie...
Otwarcie wystawy malarstwa "Półton"
Dzisiaj w CIT Cork School of Music miał miejsce wernisaż wystawy malarstwa "Półton". Na wystawie swoje prace prezentuje troje artystów pochodzących z Polski lub też mocno z Polską związanych: Telemach Pilitsidis, Magdalena Wiśniewska i Grzegorz Rękas.
Na moim kanale na YT można zobaczyć krótki filmik z otwarcia tej wystawy: LINK.
Kilka słów o artystach wystawiających swoje prace:
Telemach Pilitsidis - urodził się 7 stycznia 1941 roku w Kivotos – Grecja. W latach 1961-1967 studiował na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, uzyskując tytuł magistra sztuki, dyplom z malarstwa w pracowni profesora Jerzego Nowosielskiego. Jest niezwykle aktywny twórczo, brał udział w wielu wystawach krajowych i zagranicznych – 56 wystaw indywidualnych, ponad 300 wystaw zbiorowych. Jego prace znajdują się w muzeach i kolekcjach prywatnych na całym świecie. Za jego wkład w rozwój Kultury i upowszechnianie Sztuki został nagrodzony najwyższymi honorami. Dwukrotnie tytułem Zasłużony dla Miasta Głogowa, Zasłużony dla Województwa Legnickiego, Złotą Odznaką Zasłużony dla Polskiej Kultury, Srebrnym Krzyżem Zasługi i wieloma innymi. Tych artystycznych było ponad czterdzieści m.in. medale, nagrody, listy pochwalne, wyróżnienia. Najważniejszą zostaje zawsze ta pierwsza: Brązowy Medal i Nagroda Ministra Kultury i Sztuki w „Bielskiej Jesieni” (1971 r.) na Ogólnopolskiej Wystawie Malarstwa.
Magdalena Wiśniewska – ukończyła studia na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu w 2004 roku tytułem Magistra Sztuk Pięknych na wydziale Malarstwa i Grafiki. Rok później laureatka nagrody Prezydenta Miasta Poznań – Najlepszy Młody Artysta. Magdalena w swoich pracach czerpie inspiracje z otaczającej ją natury - zmiennej, jednak niezniszczalnej i wiecznie trwającej Stąd obrazy jakby zatrzymane w czasie. Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość nie istnieją.
Grzegorz Rękas - ukończył studia na Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu w 2004 roku tytułem Magistra Sztuk Pięknych na wydziale Komunikacji Multimedialnej. W czasie studiów laureat Pierwszej Nagrody w Ogólnopolskim Konkursie Fotograficznym pod Patronatem Edwada Hartwiga. Grzegorz w swej twórczości podejmuje temat człowieka. Forma zostaje przetworzona, wpisana w kontekst społecznej świadomości. Nacechowana -ogółem- odzwierciedla drzemiący indywidualizm jednostki.
Wystawę "Półton" w CIT Cork School of Music przy Union Quay w Cork będzie można oglądać do 12 marca b.r.
wtorek, 15 lutego 2011
Rzymskie wakacje
Jest to, hm, "romantyczna komedia" z 1953 r. w reżyserii Williama Wylera. Opowiada o spotkaniu księżniczki i amerykańskiego dziennikarza. Księżniczka podczas swojego pobytu w Rzymie daje nogę z pałacu, poznaje tegoż reportera który na początku nie wie kim ona jest, ale szybko odkrywa jej tożsamość, z czego ona oczywiście niemal do końca nie będzie zdawała sobie sprawy. Początkowo dziennikarz wraz z kolegą - fotografem planuje zrobić reportaż o wyczynach księżniczki, ale potem, jak to w romantycznych komediach bywa, zakochują się w sobie, i - bla, bla, bla ;-) Całe szczęście że chociaż zakończenie jest bardziej realne niż wynikałoby to z konwencji gatunku - tak więc NIE będą żyli razem długo i szczęśliwie.
Atutami filmu byli na pewno aktorzy: Audrey Hepburn i Gregory Peck, sama data nakręcenia filmu: 1953 r. /teraz już tak się tego nie robi/, oraz to, że mogliśmy zobaczyć Rzym sprzed prawie 60 lat. W sklepach z pamiątkami w Rzymie do dzisiaj można kupić kalendarze, widokówki, breloczki, itp. z kadrami z filmu.
W filmie dziennikarz wraz z księżniczką odwiedzają najbardziej znane miejsca w Rzymie m .in. Schody Hiszpańskie, Koloseum, Victorianum, Bazylikę Santa Maria in Aracoeli, Pałac Senatorów na Kapitolu, Usta Prawdy, etc.
poniedziałek, 14 lutego 2011
Włochy: powrót do Cork
Rzym - to fantastyczne miasto. Współcześni Rzymianie i Rzymianki to na pewno również wspaniali ludzie, o ile nie siedzą za kierownicą. Oczy mi nie raz wychodziły ze zdumienia gdy obserwowałem co niektóre manewry na drodze. Myliłby się jednak ten kto twierdzi że Włosi na drodze jeżdżą bez zasad, otóż oni mają przynajmniej jedną zasadę, tj. zasadę pierwszeństwa: im większy samochód - tym większe pierwszeństwo.
Mnóstwo sprzedawców pamiątek i innego ustrojstwa. Momentami zbyt nachalni jak dla mnie. Jeszcze więcej skuterów - w sumie to jedyna rozsądna alternatywa dla braku miejsc parkingowych.
Pierwszy raz dane mi spróbować pieczonych kasztanów sprzedawanych przez ulicznych sprzedawców (nawet dobre ;-), za to pizza - rewelacja i to w ogromnej liczbie wariacji, np. po raz pierwszy jadłem pizzę z... ziemniakami, karczochami czy kwiatem dyni ;-)
Ogólnie rzecz biorąc - będę ten wyjazd długo i mile wspominał :-)
Moje zdjęcia z pobytu w Rzymie można zobaczyć tutaj: http://picasaweb.google.com/piotr.slotwinski/Wlochy
niedziela, 13 lutego 2011
Cerveteri: grobowce Etrusków
Cmentarz Etrusków w Cerveteri znajduje się ok. 2 km od tego miasteczka, a w samym miasteczku jest niewielkie, ale interesujące muzeum - Museo Nazionale Cerite. Grobowce pochodzą od VII do I w. p.n.e, liczą więc sobie ponad 2 tysiące lat.
Starożytna nekropolia jest dość rozległa, na jej zwiedzanie warto zarezerwować sobie 2-3 godziny czasu. Przy wejściu otrzymujemy plan cmentarzyska, co znacznie ułatwia zwiedzanie.
W centrum turystycznym przy nekropolii możemy zakupić dwa rodzaje biletów: do zwiedzania samego cmentarzyska oraz do muzeum w Cerveteri, gdzie są prezentowane eksponaty związane z kulturą i sztuką etruską.
Rzym: Pomnik Wiktora Emanuela II /Victorianum/
Prace przy pomniku rozpoczęto w roku 1885, ale ukończono go dopiero 40 lat później. Centralne schody prowadzą do Ołtarza Ojczyzny i Grobu Nieznanego Żołnierza. Pośrodku wznosi się pomnik Wiktora Emanuela II na koniu. Cały pomnik ozdobiony jest bogatą symboliką.
sobota, 12 lutego 2011
Rzym: Schody Hiszpańskie
Mają 138 stopni, ich budowę ukończono w 1725 r. Nazwa schodów i placu jest związana z lokalizacją ambasady hiszpańskiej. Na Schodach Hiszpańskich odbywają się pokazy mody, wiosną zdobi je dekoracja z kwiatów z okazji Festiwalu Kwiatów, a zimą w czasie Bożego Narodzenia na ich tarasie umieszcza się szopkę.
Rzym: Bazylika Santa Maria in Aracoeli
Do bazyliki prowadzą monumentalne schody. Sama bazylika jest podzielona na trzy nawy za pomocą pochodzących z różnych antycznych budowli 22 kolumn. Świątynia słynęła przede wszystkim z Santo Bambino – piętnastowiecznej figurki Dzieciątka Jezus, która według tradycji była wyrzeźbiona z drzewa oliwnego pochodzącego z Ogrójca. Figurka została skradziona w 1994 r., obecnie w kościele wystawiona jest jej kopia.
Rzym: Pałac Senatorów na Kapitolu
Fasadę Pałacu Senatorów zdobią schody które są dziełem Michała Anioła. Pośrodku placu stoi wykonany z brązu pomnik Marka Aureliusza na koniu, pochodzący z II w.n.e. Pomnik zachował się do naszych czasów tylko dlatego, ponieważ uważano że przedstawia cesarza Konstantyna.
Na tym samym placu znajdują się Muzea Kapitolińskie.
piątek, 11 lutego 2011
Rzym: Muzea Kapitolińskie
Rzeźba wykonana przez Etrusków jest datowana na V w. p.n.e., postacie chłopców dodano w XV w. Jak głosi legenda, wilczyca miała wykarmić Romulusa i Remusa, założycieli Rzymu.
czwartek, 10 lutego 2011
Rzym: Bazylika Santa Maria in Cosmedin
Rzym: Usta Prawdy
Usta Prawdy pojawiły się m.in. w słynnym filmie "Rzymskie wakacje", gdzie w jednej ze scen bohater włożył dłoń w usta bóstwa udając następnie, że ją stracił ;-) Obecnie przed rzeźbą gromadzą się kolejki turystów chcących zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie.
Rzym: Tempi di Vesta
Później mieścił się tutaj kościół. Tempi di Vesta znajduje się naprzeciwko bazyliki Santa Maria in Cosmedin ze słynnymi Ustami Prawdy.
środa, 9 lutego 2011
Rzym: Caffe Greco
Bywali tutaj m.in. Adam Mickiewicz, Cyprian Kamil Norwid, Henryk Sienkiewicz, Stefan Żeromski, Włodzimierz i Kazimierz Temtajerowie, itp.
Przy tej ulicy mieści się również wiele sklepów najbardziej znanych marek. Obecni Rzymianie uwielbiają spacery tą ulicą i oglądanie sklepowych wystaw, bo na zakupy sukienki czy torebki za kilka tysięcy euro - stać raczej niewielu ;-) Via dei Condotti znajdują się na wprost Hiszpańskich Schodów.
wtorek, 8 lutego 2011
Rzym: Piramida Cestiusza
Rzym: Bazylika św. Pawła za Murami
Bazylika, zgodnie z tradycją, została wybudowana na miejscu pochowku św. Pawła. Najpierw nad grobem Apostoła powstała kapliczka, która przetrwała do czasu wybudowania w latach 386-440 bazyliki. W 1823 r. wskutek zaprószenia ognia bazylika spłonęła niemal w całości, jednak została odbudowana zgodnie z pierwotnym kształtem. W 1980 roku Bazylika św. Pawła za Murami została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
W centralnym punkcie bazyliki znajduje się sarkofag ze szczątkami św. Pawła, aby do niego dotrzeć trzeba zejść kilka schodków poniżej poziomu posadzki. Nad grobowcem Apostoła znajduje się też przeszklona urna z umieszczonym w niej łańcuchem, którym wg tradycji był skuty św. Paweł gdy przebywał w Rzymie jako więzień.
Z bazyliką wiąże się także inna ciekawostka: umieszczono w niej portrety wszystkich papieży, od św. Piotra do Benedykta XVI. Powtarzana turystom legenda głosi, że gdy w bazylice zabraknie miejsca na kolejne portrety - nastąpi koniec świata. Sprawdziłem - jest miejsce jeszcze na 7 wizerunków kolejnych papieży ;-)
poniedziałek, 7 lutego 2011
Rzym: Panteon
Świątynię ufundował cesarz Hadrian w 125 r. n.e., na miejscu wcześniejszej, z 27 r. p.n.e. która została zniszczona podczas pożaru Rzymu w 80 r.n.e. Przez kolejnych 1300 lat Panteon był największą budowlą kopułową na świecie. W 609 r. cesarz Fokas podarował Panteon papieżowi Bonifacemu IV, który przekształcił go w kościół chrześcijański pw. Santa Maria ad Martyres – Najświętszej Marii Panny od Męczenników, dzięki czemu świątynia nie podzieliła on losu innych świątyń starożytnego Rzymu.
Rzym: Fontanna Czterech Rzek
Elementem fontanny jest egipski obelisk pochodzący z ruin Cyrku Maksencjusza. Fontanna została wzniesiona na zlecenie papieża Innocentego X.
sobota, 5 lutego 2011
Rzym: Circus Maximus
Nazwa "cyrk" jest może nieco myląca, szczególnie w odniesieniu do jego dzisiejszego znaczenia. Bliższym nam słowem byłby hipodrom, bowiem miały tam miejsce przede wszystkim wyścigi rydwanów. Początki Circus Maximus (czyli: Cyrku Największego) sięgają VI w.p.n.e., natomiast ostatnie igrzyska zostały tam rozegrane w 550 r.n.e. W cyrku mogło się pomieścić 250 tysięcy widzów.
Rzym: Łuk Konstantyna Wielkiego
Ten pomnik chwały Konstantyna Wielkiego jest budowlą o szerokości 25,7 m, wysokości 21,0 m i murach grubości 7,4 m. Łuk ten był inspiracją dla wielu późniejszych monumentów.
piątek, 4 lutego 2011
Rzym: Koloseum
Był to amfiteatr w którym odbywały się m.in. walki gladiatorów i polowania na dzikie zwierzęta. Wg tradycji, miały w nim też miejsce masowe mordy na pierwszych chrześcijanach. Po raz ostatni igrzyska w Koloseum odbyły się w 528 r., później budynek zaczął popadać w ruinę zarówno wskutek trzęsień ziemi, jak i - chyba głownie - wskutek pozyskiwania z niego materiału budowlanego. 7 lipca 2007 Koloseum zostało ogłoszone jednym z "siedmiu nowych cudów świata".
Spore kolejki do kasy biletowej, na szczęście wykupiona wcześniej Roma Pas (szerzej napiszę o niej później) pozwala mi od razu podejść do bramki biletowej. Zaplanowanie i konstrukcja tego budynku budzi podziw. Warto sobie choćby uzmysłowić, że kiedy nasz Mieszko I przyjmował chrzest, to Koloseum stało w tym miejscu już od tysiąca lat...
Na zewnątrz - sporo sprzedawców pamiątek, momentami nieco nachalnych, "Rzymianie" w strojach z epoki cesarstwa rzymskiego z którymi można zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie, itp. Niesamowite wrażenie Koloseum robi także w nocy - gdy jest podświetlone i gdy nie ma wokół niego niekończących się pochodów wycieczek.
Rzym: Łuk Tytusa
Łuk Tytusa jest został zbudowany z białego marmuru, ma wysokość 15,4 m, szerokość 8,30 m i głębokość 3,35 m, z jedną bramą przejazdową.
czwartek, 3 lutego 2011
Rzym: Forum Romanum
Początki Forum Romanum sięgają VII w. p.n.e., swój rozkwit osiągnęło w okresie cesarstwa rzymskiego, upadło po najeździe Wizygotów w 410 r., chociaż jeszcze do VIII w. stanowiło miejsce zebrań mieszkańców Rzymu. Później stało się miejscem pozyskiwania budulca dla innych nowo wznoszonych budynków w mieście, następnie służyło za pastwisko dla bydła. Dopiero w XIX w. rozpoczęto badania archeologiczne i prace wykopaliskowe, które są prowadzone do dzisiaj.
środa, 2 lutego 2011
Watykan: Poczta Watykańska
Watykan posiada m.in. własną telewizję, radio i gazetę. Ma również własną pocztę, która podobno działa wzorowo. Na poczcie możemy kupić oprócz kartek i znaczków także różnego rodzaju numizmaty, itp. Ja ograniczyłem się do tych pierwszych, wysyłając kartki do najbliższych mi osób ;-)
Watykan: Muzea Watykańskie
Na zwiedzanie muzeów trzeba zarezerwować sobie cały dzień, chociaż i tak na pewno zabraknie czasu. Ilość zgromadzonych eksponatów robi oszałamiające wrażenie. Większość najbardziej znanych dzieł sztuki o których uczyliśmy się w szkołach - jest tam na wyciągnięcie ręki. Co ciekawe - można bez żadnych problemów robić zdjęcia, chociaż w niektórych salach nie można używać lampy błyskowej. Jedyny wyjątek gdzie jest zakaz fotografowania - to Kaplica Sykstyńska.
Natknąłem się także na polski akcent - a konkretnie na Salę Sobieskiego, w której eksponowany jest obraz Jana Matejki: "Jan III Sobieski pod Wiedniem", przekazany przez artystę w grudniu 1883 papieżowi Leonowi XIII jako dar narodu polskiego.
Watykan: Bazylika św. Piotra
Zwiedzanie Rzymu rozpoczęliśmy od Watykanu, najmniejszego państwa na świecie, które jednak co roku przyciąga miliony pielgrzymów i turystów.
Sercem Watykanu jest oczywiście Bazylika św. Piotra, która wg tradycji stanęła na miejscu ukrzyżowania i grobu Apostoła. W grotach pod bazyliką znajdują się również groby innych papieży, w tym Jana Pawła II.
Na centralnym miejscu Placu św. Piotra przed bazyliką stoi Obelisk Watykański, który wg tradycji był świadkiem męczeńskiej śmierci św. Piotra i pierwszych chrześcijan. Na tym placu 13 maja 1981 został postrzelony przez zamachowca Papież Jan Paweł II.
Zwiedzanie samej bazyliki jest bezpłatne, przed wejściem do niej trzeba przejść przez bramki kontrolne. Już od wejścia ze stacji metra na turystów czekają przewodnicy, niemniej wolimy wypożyczyć audioprzewodnik i zwiedzać w swoim tempie. Właśnie, "zwiedzać" to właściwe słowo. W Bazylice czuję się bardziej jak w muzeum, a nie w świątyni. Tłumy turystów, całe wycieczki z przewodnikiem, ochroniarze, itp...
Odwiedziliśmy również tzw. Nowe Groty Watykańskie, gdzie znajdują się groby niektórych papieży, w tym - grób Jana Pawła II. Tylko przed grobem Papieża-Polaka bez przerwy gromadzą się ludzie, aby zatrzymać się na chwilę w zadumie. Zwiedziliśmy również skarbiec watykański oraz kopułę bazyliki, z której rozpościera się fantastyczny widok na Rzym.