Strony

środa, 30 marca 2011

Spis Ludności Republiki Irlandii 2011

10 kwietnia b.r. odbędzie się w Irlandii kolejny Powszechny Spis Ludności (Census of Population of Ireland). Wczoraj wieczorem do moich drzwi zastukała pani rachmistrz i zostawiła stosowny formularz.

Formularz który otrzymałem (na zdjęciu obok) ma 24 strony i zawiera szereg pytań związanych ze stanem cywilnym i rodzinnym, zajmowanym lokalem i miejscem zamieszkania, wykształceniem, kwalifikacjami, znajomością języka (w tym irlandzkiego), przynależnością etniczna i kulturową, wyznaniem, stanem zdrowia, itd., itp. Oczywiście należy w nim podać dane aktualne dokładnie na dzień (czy też, jak napisano - na noc) 10.04.b.r. Formularze zostaną zebrane przez rachmistrzów po 10 kwietnia.

Poprzedni spis w Irlandii, w którym już brałem udział, miał miejsce 23 kwietnia 2006 r. Tegoroczny - będzie 24-tym spisem od 1841 roku.

wtorek, 29 marca 2011

Sean Scully: Walls of Aran

To fascynujący album fotograficzny przedstawiający czarno - białe zdjęcia charakterystycznych "murków" na irlandzkich Wyspach Aran.

Sean Scully, malarz i fotograf, przebywał na Wyspach Aran w lecie 2005 r. W tym czasie wykonał setki zdjęć tradycyjnych arańskich murków układanych z kamieni i oddzielających poszczególne partie terenu.

Artystę zafascynowały różnego rodzaju wzory i układ kamieni. I trzeba przyznać - jest na co popatrzeć :-)

Wprowadzenie do książki napisał Colm Tóibín, uważany za jednego z najlepszych współczesnych irlandzkich pisarzy.

niedziela, 27 marca 2011

Nic osobistego

„Nothing Personal” z 2009 r. to debiut reżyserski Urszuli Antoniak, Polki na co dzień mieszkającej w Holandii. A akcja filmu - toczy się w Irlandii.

Film opowiada o... samotności? Główna bohaterka zostawia wszystko co miała w Holandii. Nie wiemy co konkretnie było powodem tej decyzji, możemy tylko się domyślać. Wyjeżdża do Irlandii gdzie z plecakiem i namiotem przemierza najbardziej odległe i bezludne tereny Wyspy. W końcu poznaje kogoś równie samotnego jak ona.

Film ascetyczny, nieco poetycki, ale na pewno dający do myślenia.

piątek, 25 marca 2011

Dzień Żonkila

Dzisiaj w Irlandii ma miejsce Daffodil Day, czyli Dzień Żonkila.

W tym dniu tysiące wolontariuszy na całej Wyspie sprzedają żonkile, przypinki, breloczki, itp. aby wspomóc Irish Cancer Society, czyli ogólnokrajową organizację dobroczynną działającą na rzecz pomocy osobom chorym na raka.

/Powyżej: zdobiąca od kilku godzin moją kurtkę przypinka z żonkilem/

czwartek, 24 marca 2011

A Scrapbook Through Time

Wybrałem się do biblioteki przy Grand Parade żeby oddać jedne a wypożyczyć inne książki - i natknąłem się tam na wystawę "A Scrapbook Through Time".

/Powyżej: fragment wystawy "A Scrapbook Through Time"/

Na wystawę składa się kilkadziesiąt zdjęć pokazujących te same miejsca w Cork dawniej - i dzisiaj. Fantastyczna rzecz, można zobaczyć jak Cork się zmieniał, jak przebudowano niektóre budynki, etc. Dodatkowo wystawie towarzyszy prezentacja video na której autorka wystawy omawia poszczególne zdjęcia. A wspomnianą autorką - jest 12 Eabha Landers, natomiast wystawa powstała w ramach projektu "Odkryj Cork", który ma miejsce już od 9 lat w cork-owskich szkołach.

Wystawę "A Scrapbook Through Time" można zobaczyć w Cork City Library przy Grand Parade w Cork.

środa, 23 marca 2011

John X Miller: "Emerging Cork"

W kwietniu 2007 r. został wydany album "Emerging Cork" z fotografiami z Cork.

Na 98 stronach możemy obejrzeć kilkaset zdjęć budynków które zostały wybudowane w Cork już w XXI w., oraz wizualizacje tych, które były - a niektóre z nich są nadal - w planie.

Bardzo ciekawy album dla architektów - i miłośników Cork ;-)

poniedziałek, 21 marca 2011

Pierwszy Dzień Wiosny

21 marca obchodzimy pierwszy dzień wiosny. Ale - nie w Irlandii. Tutaj pierwszy dzień wiosny już był - 1 lutego ;-)

Irlandzki kalendarz, wywodzący się z przedchrześcijańskiego celtyckiego pomiaru czasu, nie przestrzega terminów astronomicznych pór roku jakie obowiązują np. w naszym kraju. Tutaj wiosna trwa od lutego do kwietnia, lato od maja do lipca, jesień od sierpnia do października a zima - od listopada do stycznia.

Niemniej, chrześcijaństwo wywarło swój wpływ na irlandzki kalendarz poprzez wymianę świętych. Pierwotnie 1 lutego odbywało się Imbolc, pogańskie święto celtyckie poświęcone Brigid, irlandzkiej bogini wiosny. Obecnie, w wyniku chrystianizacji, tego dnia obchodzi się Dzień św. Świętej Brygidy, założycielki jednego z najstarszych w Irlandii klasztoru w Kildare.

Tak czy owak - obecnie mamy wiosnę. I w Irlandii - i w Polsce ;-)

niedziela, 20 marca 2011

Wielka Gala w Dublinie: Polish Person of 2010 oraz Miss Polonia in Ireland 2011

W sobotę, 19 marca b.r. w Teatrze Liberty Hall w Dublinie odbyła się pierwsza Wielka Gala zorganizowana przez stowarzyszenie Polish Community in Ireland. W trakcie Gali ogłoszono wyniki konkursu Polish Person of 2010, odbył się pierwszy w historii finał konkursu Miss Polonia w Irlandii, a także wystąpili polscy artyści.

W Gali m.in. wzięła udział reprezentująca władze Dublina p. Mary O'Shea oraz wiele znanych osób ze środowiska dublińskiej Polonii, zarówno tej przed - jak i po-unijnej. Jednym ze szczególnie wyróżnionych gości był p. Jan Kamiński, człowiek-legenda, m.in. współzałożyciel Irish Polish Society, najstarszej polonijnej organizacji w Dublinie. Z Polski przybył p. dr Krzysztof Pawłowski - założyciel i prezydent Wyższej Szkoły Biznesu – National-Louis University w Nowym Sączu. Nie zabrakło również właścicieli polonijnych mediów w Irlandii, jak p. Wojciech Szmigielski właściciel Kuriera Polskiego, a całość Gali zarejestrowała telewizja polska i irlandzka.

/Powyżej: przemawia Mary O'Shea, po lewej - Bogdan Węgrzynek//

Gala okazała się ogromnym sukcesem. Na jej zakończenie publiczność wypełniająca Teatr Liberty Hall gromkimi brawami nagrodziła p. Bogdana Węgrzynka, pomysłodawcę Gali, założyciela i Honorowego Prezesa Polish Community in Ireland, który powiedział m.in.: "Jesteśmy Polish Community in Ireland, najmłodszą organizacją tutaj! Ale pokazujemy że możemy dawać radę bez wsparcia Ambasady Rzeczpospolitej w Dublinie! Dziękuję bardzo!"

Polish Community in Ireland zostało założone w ubiegłym roku, jego prezesem jest p. Agata Szczyrbowska.

/Powyżej: zwycięzcy konkursu Polish Person of 2010/


W konkursie Polish Person of 2010 w różnych kategoriach nagrodzeni i wyróżnieni zostali (w kolejności alfabetycznej): Wojciech Białek, Monika Cimochowska, Justyna Cwojdzińska, Hubert Gocek, Mirosław Karczmarczyk, Marcin Klinkosz, Radosław Szagański, Marcin Szczerbiński, Krzysztof Wiśniewski, Wojciech Wrona, Magdalena Wrońska-Sudoł i Tomasz Wybranowski.

Wyróżnienia otrzymali również: Tim Madden, Patrick O’Sullivan, Martin Reynolds, Veronica Dunne i Verena Cornwall.

/Powyżej: pokaz akrobatyczny w wykonaniu Lisette Krol i Adriano Santos/

Po wręczeniu nagród dla wyróżnionych osób, publiczność zabawił duet akrobatyczny - Lisette Krol i Adriano Santos, prezentujący ciekawy program akrobatyczno-taneczny.

/Powyżej: uczestniczki konkursu Miss Polonia w Irlandii/

Uczestniczki konkursu Miss Polonia in Ireland przedstawiły się publiczności oraz zaprezentowały wspólny taniec.

/Powyżej: duet gitarowy "Swan": Adam Łabędzki i Krzysztof Szmul/


Publiczność mogła wysłuchać koncertu duetu gitarowego "Swan" tworzonego przez Adama Łabędzkiego i Krzysztofa Szmula.


/Powyżej: uczestniczki konkursu Miss Polonia w Irlandii/

W kolejnym wejściu kandydatki do tytułu Miss Polonii prezentowały się m.in. w strojach kąpielowych.

/Powyżej: Dorota Konczewska/


Między poszczególnymi wejściami mogliśmy posłuchać także rewelacyjnego koncertu Doroty Konczewskiej wraz z zespołem jazzowym.

/Powyżej: Michał Masłoń/

Kolejny świetny koncert: Michał Masłoń wykonał aż siedem utworów, dwa covery oraz 5 własnych piosenek. Publiczność nie kryła zachwytu.

/Powyżej: uczestniczki i laureatki konkursu Miss Polonia w Irlandii/

Po obradach jury, którego składzie zasiedli m.in.: prof. Paweł Soroka, prezes Polish Community in Ireland Agata Szczyrbowska oraz wiceprezes Biura Miss Polonia Witold Asminowicz - jurorzy ogłosili werdykty. Tytuł Miss Polonia Irlandii 2011 otrzymała Joanna Zimnoch, I vice Miss Polonia Irlandii została Ewelina Jędrzejewska natomiast II vice Miss - Magdalena Żuchowska. Ponadto przyznano następujące tytuły: Miss Fotoreporterów została Izabela Twardowska, Miss Wirtualnej Polski - Paula Bułat a tytuły Miss Publiczności i Miss Polish Community in Ireland otrzymała Joanna Zimnoch.

piątek, 18 marca 2011

Testy na IQ dla wyborcy

Za nami Dzień św. Patryka. To irlandzkie święto, wypromowane przez Irlandię na całym świecie, powinno być dla nas świetnym przykładem jak powinniśmy promować Polskę. Niestety, mam wrażenie że polscy "urzędnicy od kultury" nie są tym kompletnie zainteresowani, pomimo że biorą tłuste pensje. Być może jest to nasza, wyborców wina, że wybieramy osoby kompletnie niekompetentne, które z kolei później zatrudniają równie niekompetentnych krewnych i znajomych królika?

Dzień św. Patryka jest obecnie obchodzony w każdym większym polskim mieście, pomimo że dla Polaków święty Patryk - to święty bardzo lokalny, działający półtora tysiąca lat temu gdzieś na skraju Europy. Jednak irlandzka ambasada we współpracy z polskimi organizacjami skutecznie promuje w naszej Ojczyźnie święto swojego patrona, a przy okazji swoją kulturę i sztukę. Mamy więc pokazy irlandzkich tańców, projekcje irlandzkich filmów czy koncerty zespołów grających irlandzką muzykę. Zauważmy, ze w drugą stronę to nie działa, a przynajmniej mi takich działań nie udało się zaobserwować.

Przeciętny obcokrajowiec zapytany o Polskę odpowie prostymi skojarzeniami: Jan Paweł II, Lech Wałęsa, wódka i kiełbasa. I to pod warunkiem że nie kosztował ostatnio tejże wódki i kiełbasy, chyba że w wersji wybitnie eksportowej. Czy to naprawdę wszystko co Polska, średniej wielkości kraj europejski leżący w samym sercu Europy, ma do zaoferowania innym nacjom?

No dobrze, nie mamy swojego U2, nasi naukowcy nie zdobywają Nobli a filmy Oscarów. Ale mamy się czym pochwalić a Polska jest pięknym krajem, mającym ogromne walory turystyczne. Problemem jest to, że od dwudziestu lat, kiedy naprawdę możemy wybierać - wybieramy na rządzących nami ludzi kompletnie niekompetentnych. Skoro tak się dzieje, to może problem tkwi nie w tych którzy zostali wybrani, a w tych - którzy wybierają?

Coraz częściej dochodzę do wniosku, że zdecydowana większość naszych Rodaków powinna w interesie nas wszystkich wstrzymać się od wrzucania głosów do urny. Broń Panie Boże nie chcę nawoływać do odbierania komukolwiek prawa do głosu, jednak z drugiej strony - to nie w porządku żeby głos osiedlowego pijaczka miał taką samą wagę co głos wybitnego uczonego. Z jednej strony mamy dumną (chociaż o wypaczonym sensie) maksymę że Vox populi, vox Dei, ale z drugiej strony na co dzień widzimy, że są to dwa różne głosy, sacrum i profanum. Jak pisał OP Józef Bocheński w swojej książce "Sto zabobonów": "Rozpowszechniony dzisiaj zabobon głosi, że lud jest szczególnie mądry, cnotliwy i kulturalny, że jego przedstawiciele mają więcej wiedzy od uczonych, więcej szlachetności niż członkowie elity, więcej kultury niż artyści i poeci. Otóż zdarza się wprawdzie, że człowiek z ludu jest rzeczywiście mądry, szlachetny i kulturalny; takie wypadki zdają się być nawet liczne, gdy chodzi o moralność. Ale z reguły jest przeciwnie: lud jako przeciwieństwo elity jest zespołem ludzi głupich, mało szlachetnych i prostackich. Wiara w wyższość ludu nad elitą pod tym względem jest zaiste dziwnym głupstwem. Jeżeli tyle ludzi przyznaje się do tego zabobonu, to dlatego, że mają na myśli fałszywą elitę, ale przede wszystkim dlatego, że ludu jest znacznie więcej niż elity, że więc opłaca się mu schlebiać, zwłaszcza gdy jest się politykiem. Co nie przeszkadza, że chodzi o szkodliwy zabobon."

Jeżeli o. Bocheński miał rację, to tym gorzej dla nas, bowiem skoro lud jest z reguły głupszy od elit które nimi rządzą, a polskie polityczne elity to ludzie o wyjątkowo niskich kwalifikacjach (chyba że chodzi o nabijanie własnej kiesy), to oznacza że osiągnęliśmy dno. I pukamy w nie od spodu...

Czy naprawdę to takie dobre żeby wszyscy mogli głosować, bez względu na posiadane doświadczenie i wykształcenie? Przecież w ten sposób zdecydowana większość pospólstwa wybiera niekoniecznie tego polityka, który ma ku temu kwalifikacje, tylko tego kto smuklejszy, gładszy i z bujną czupryną. Nawet, jeżeli tak jak obecnie miłościwie nam panujący Prezydent RP - robi rażące błędy ortograficzne we własnym języku rzecz jasna, bo znajomości jakiegokolwiek innego próżno by było wymagać... O dziwo, inne kryteria stosujemy przy wyborze dentysty, hydraulika czy opiekunki do dzieci, żądając odpowiedniego wykształcenia, doświadczenia czy referencji, a zupełnie inne przy wyborze osób które będą decydowały co jest dla nas dobre, a co niekoniecznie. Tymczasem w Polsce przekonuje się że WSZYSCY powinni wziąć udział w wyborach, nawet ci którzy kompletnie nie mają pojęcia o otaczającej ich rzeczywistości.

Jakie może być rozwiązanie? Być może należałoby wprowadzić jakieś egzaminy na wyborcę? Oraz - na polityka? Przecież to niedorzeczne, żeby współdecydować o losach państwa mógł absolutnie każdy, kto tylko osiągnął określony wiek. Głosy do urny powinni wrzucać nie ci, którzy w myśl obowiązujących przepisów są "pełnoletni" i posiadają dowód lub paszport z orzełkiem (w koronie, ale nadal gołym), ale ci, którzy osiągnęli pewien poziom inteligencji. Podobnie z politykami: żeby zostać np. prezydentem wystarczy osiągnąć odpowiedni wiek. Oraz oczywiście przekonać tłuszczę, że jest się lepszym od swoich kontrkandydatów, co akurat w Polsce wcale trudne nie jest, bowiem jak obserwowaliśmy przez ostatnie dwie dekady "ciemny lud kupił" wiele rzeczy kompletnie odległych od rzeczywistości.

Być może sytuacja diametralnie by się zmieniła, gdybyśmy zaczęli wymagać od polityków przygotowania do pełnienia takich funkcji, a od wyborców - minimum inteligencji? Może wprowadźmy obowiązujący dla polityków poziom wykształcenia, oczywiście weryfikowany przez niezależną instytucję (tak, wiem że słowo "niezależny" w Polsce brzmi jak ponury żart), bowiem przy ilości szkół średnich i wyższych jakie się namnożyły w Polsce ich poziom jest wybitnie nierówny? Oraz dla wyborców przynajmniej podstawowe testy sprawdzające iloraz inteligencji? I kto ma IQ poniżej przeciętnej, niech się zajmie czymś innym niż stawianiem znaczków na wyborczych kartach?

Oczywiście zdaję sobie sprawę że być może sam bym się wtedy "nie załapał" do wybierania sobie i innym kto ma nad nami dzierżyć władzę. Ale, na Boga, nie miałbym absolutnie do nikogo pretensji, wiedząc że wyboru dokonali ludzie mądrzejsi ode mnie...

czwartek, 17 marca 2011

Parada w Dniu św. Patryka w Cork 2011

Dzisiaj, tradycyjnie jak co roku w Dniu św. Patryka, w Irlandii odbywają się uroczyste parady. W Cork tegorocznym tematem parady było "Happiness" (Szczęście).

W Paradzie w Cork wzięły udział m.in. dwie polskie grupy: Polska Szkoła i Stowarzyszenie MyCork. W tym roku, podobnie jak w 2008 i w 2010 r., Stowarzyszenie MyCork zostało wybrane najlepszą grupą na paradzie i otrzymało nagrody "Best Overall Entry"!

/Powyżej: fragment Parady w Cork/

/Powyżej: film z całej Parady w Cork. Polska Szkoła w Cork pojawia się w 22:33 minucie filmu, Stowarzyszenie MyCork - w 23 minucie/

Zdjęcia z całej Parady w Cork (słaba jakość, bo robione komórką, ale zawsze coś ;-): http://picasaweb.google.com/poloniawirlandii/ParadaWDniuSwPatrykaWCork2011

Film With Me In It

Od pewnego czasu planowałem obejrzenie "Film With Me In It" (reżyser: Ian Fitzgibbon, polski tytuł: "Film, w którym gram"). W końcu udało się wczoraj wieczorem ;-)

Film With Me In It z 2008 r. to czarna irlandzka komedia. Główni bohaterowie - to dwaj kumple, życiowi nieudacznicy mieszkający w jednej z kamienic w Dublinie. W mieszkaniu jednego z nich w ciągu kilku godzin dochodzi do serii wypadków, w których przypadkowo giną kolejno: pies, brat jednego z bohaterów, landlord który przyszedł naprawić usterki, dziewczyna głównego bohatera, a w końcu funkcjonariuszka Gardy, która zjawiła się tam wskutek skargi na hałas. Lokator i jego przyjaciel podejrzewają że policja nie uwierzy w ich wyjaśnienia - i zaczynają działać ;-)

wtorek, 15 marca 2011

Przygotowania w Cork do Dnia św. Patryka

Przygotowania do Dnia św. Patryka w Cork idą pełną parą: ustawiono już sporą część barierek wzdłuż rzeki Lee przepływającej przez Cork, żeby chronić licznie przybyłe tego dnia osoby, dodam: niekoniecznie trzeźwe - przed wpadnięciem do wody ;-)

/Powyżej: barierki na moście Brian Boru/

poniedziałek, 14 marca 2011

James Joyce: Dublińczycy

James Joyce jest uważany za jednego z najwybitniejszych pisarzy XX w. Właśnie przebrnąłem przez jego "Dublińczyków", zbiór opowiadań opublikowanych w 1914 r.

Podobno gdyby nie "Dublińczycy", Joyce nie napisałby "Ulissesa". Piętnaście opowiadań składających się na "Dublińczyków" miało być dla pisarza "ćwiczeniem palców" przed "Ulissesem".

"Dublińczycy" - są dla mnie dziwną książką. Z jednej strony wierne, reporterskie wręcz portrety ówczesnych mieszkańców Dublina, z drugiej strony - opowiadania są jakby przerwane w połowie, niedokończone, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie...

Z ciekawostek: w Dublinie znajduje się pomnik Jamesa Joyce'a, a w Cork - dom w którym mieszkał jego dziadek.

niedziela, 13 marca 2011

University College Cork

Jedną z najbardziej znanych uczelni w Cork jest University College Cork.

University College Cork powstał w 1845 r., pierwotnie pod nazwą Queen's College Cork. Pierwsi studenci, mężczyźni w liczbie niespełna dwustu, rozpoczęli naukę u 23 profesorów 7 listopada 1849 r., pierwsze studentki zostały dopuszczone do nauki w 1885 r., pierwsza kobieta objęła katedrę w 1910 r. Jednym z najsławniejszych profesorów wykładających na uniwersytecie był genialny matematyk George Boole (1815-1864).

/Powyżej: jeden z budynków UCC/

Obecnie na UCC, będącym jednym z z wiodących instytutów badawczych w Irlandii, studiuje ponad 17 tysięcy studentów prowadzonych przez ponad 1100 nauczycieli akademickich i ponad 700 innych pracowników naukowych. Studenci UCC działają w ponad 85 aktywnych stowarzyszeniach i w 50 klubach sportowych. Na terenie UCC znajduje się m.in. Lewis Glucksman Gallery.

sobota, 12 marca 2011

Centrum Together Razem i impreza ze stritpizem

Wczoraj Centrum Together - Razem w jednym z pubów zorganizowało Dzień Kobiet. Wcześniej na kolportowanym przez siebie plakacie zaznaczyli że "wstęp jest tylko dla pań", ale gdy na internetowym forum zarzucono im seksism i dyskryminowanie ze względu na płeć, szybko to zmieniono. Na imprezie była loteria z nagrodami, zawody w lepieniu z modeliny /co konkretnie lepiono - zostawiam domysłom Czytelnikom, ale tak, właśnie to ;-) / no i gwóźdź programu: męski stritpiz w wykonaniu dwóch panów. 

To tak, dla odnotowania faktu takiej imprezy, bo pamięć ludzka bywa zawodna. 

Otwartym pozostaje pytanie, czy polonijna organizacja wpisująca sobie do statutu szczytne cele i utrzymywana z pieniędzy polskich podatników powinna organizować zakrapiane imprezy ze striptizem, obojętnie: męskim, damskim czy nijakim? I żeby nie było: chcącemu nie dzieje się krzywda, nie mam nic przeciwko takim formom zabawy jeżeli odpowiadają one dorosłym biorącym w niej udział uczestnikom. Pytanie tylko - czy organizator jest na pewno właściwy?

A - zdjęć i fimików z tego wydarzenia mam sporo ale nie nadają się one do publikacji tutaj. 

piątek, 11 marca 2011

Lazik w The Roundy Bar

Dzisiaj byłem na koncercie bandu Lazik w The Roundy Bar w Cork. Lazik to założony w 2005 r. w Cork zespół folkowy. Tworzący go muzycy pochodzą z różnych krajów i środowisk muzycznych, z których czerpią inspirację. Koncert - świetny, chociaż w pubie było tłoczno i głośno :-)

/Powyżej: Lazik w The Roundy Bar/

Poniżej - mój filmik z fragmentem koncertu:

środa, 9 marca 2011

Darling I Lowe Ju

Kolejny świetny polski dokument (czy też może jednak - paradodokument) jaki zobaczyłem ostatnio - to "Darling I Lowe Ju" Anny Bałszczyk.

W tym godzinnym filmie przeniesiemy się do Egiptu, który już od dłuższego czasu jest jednym z ulubionych celów wakacyjnych wojaży Polaków. Nic dziwnego, skoro wyjazd tam jest o wiele tańszy niż np. nad polskie morze czy w góry, za to komfort o wiele wyższy no i pogoda gwarantowana. Jak zresztą i inne atrakcje, i o te "atrakcje" właśnie chodzi, bowiem film p. Bałszczyk traktuje, w dużym uproszczeniu, o polskiej "seksturystyce" do tego kraju.

Sexturystyka to nic nowego, panie mają m.in. Egipt, panowie - Tajlandię lub Kubę, tyle że wyjazd do tych dwóch ostatnich jest znacznie droższy niż do rzeczonego Egiptu, który to z kolei, jak wspomniałem, jest często tańszy od wypadu na Mazury czy w inne Bieszczady. Takie czasy. Pokazuje to oczywiście jasno, że nie tyle w Egipcie jest tanio - co w Polsce jest drogo...

Na stronie HBO które wyprodukowało film czytamy opis: "Szczere i prawdziwe spojrzenie na polskich turystów odpoczywających w egipskiej Hurghadzie. Czy na pewno szukają tylko słońca i odpoczynku? Dwie młode, zauroczone Egipcjanami dziewczyny, dojrzała, doświadczona przez życie kobieta, szukający rozrywki mężczyźni - wszyscy spędzają wakacje na Riwierze Egipskiej. Przyjechali tam odpocząć od pracy, opalić się i zabawić. Ale czy na pewno tylko po to? Wakacje okazują się doskonałym momentem, by kogoś poznać, poflirtować, przeżyć romans. Dokument Anny Błaszczyk przedstawia różnorodnych bohaterów, których dzieli wiek, pochodzenie i światopogląd, a łączy jedno - chęć przeżycia ekscytującej, wakacyjnej przygody, o której trudno będzie zapomnieć po powrocie do kraju."

W filmie występuje pięcioro polskich bohaterów: pani w średnim wieku, dwie młode dziewczyny i dwóch mężczyzn w różnym wieku. Panie omawiają wady i przywary polskich mężczyzn, jednocześnie komplementując Egipcjan, panowie z kolei nie mogą zrozumieć w czym ich "egzotyczni" rywale są lepsi od nich. Panie są zachwycone tym że Egipcjanie obsypują je komplementami i tak szybko chcą się z nimi żenić (chyba nie do końca rozumiejąc że tak naprawdę wcale nie chodzi o prawdziwy ślub tylko o tzw. "orfi", które dla Egipcjanina jest niczym więcej jak kartką papieru, natomiast dla Europejki może być bardzo mocnym potwierdzeniem rzekomo "poważnych zamiarów" absztyfikanta), panowie nie mogąc zdobyć względów żadnej z pań (miejscowe muzułmanki są absolutnie poza ich zasięgiem a turystki z kolei wolą miejscowych) spacerują po mieście, oczywiście w obowiązkowych białych skarpetach do sandałów, głośno i dość wulgarnie komentując to i owo oraz usiłując kupić od ulicznego sprzedawcy podrabiane Rolexy, żądając przy tym by porozumiewał się z nimi po polsku - "nie mów do mnie po rosyjsku, polskiego się ucz!" - żąda jeden z nich. Taaaak...

Pani w średnim wieku jest zachwycona tym, że jest adorowana przez miejscowych 20-latków, którzy z kolei w oddzielnych wypowiedziach jasno stwierdzają, że chodzi tylko o pieniądze, podając jako wzór do naśladowania przykład swojego kolegi, któremu udało się związać z 60-letnią Szwajcarką i nakłonić ją do wybudowania mu własnego hotelu. Trochę zabawna jest sytuacja, gdy paru egipskich żigolaków nazywa Europejki "dziwkami", gdy sami są niczym więcej jak tylko męskimi prostytutkami, nie wiem skąd więc ich poczucie wyższości - i pewnie tego nie zrozumiem. Różnice kulturowe...

Film można oglądać na kilku płaszczyznach: od tej najprostszej, gdzie mamy do czynienia z dwiema, nomen omen, "blondynkami" jak i dwoma facetami wyrwanymi z jakiejś wioski (choćby nawet ta wioska nazywała się Warszawa), poprzez refleksje znacznie głębsze, ale - to już samodzielne zadanie dla każdego widza ;-)

"Darling I Lowe Ju" nie odkrywa niczego nowego - wszyscy wiemy że seksturystyka Polek (i nie tylko, rzecz jasna) do Egiptu (i znowu - nie tylko, rzecz jasna) jest faktem, ale wskazuje na niebezpieczeństwa, gdy ktoś pomyli wakacyjną przygodę z miłością, a podobno dość często to się zdarza. Pokazuje też zachowania naszych Rodaków (i po raz kolejny - nie wszystkich, rzecz jasna) podczas wypoczynku za granicą, gdy znikają krępujące ich normy i czujne oko sąsiadów ;-)

Tak swoją drogą, przez pierwszy rok-dwa w Irlandii zobaczyłem tutaj tyle różnego rodzaju "scenek obyczajowych", przy których "Darling I Lowe Ju" to grzeczna bajeczka ;-) Teraz to się zmieniło, emigracja zaczyna krzepnąć, chociaż i tak jest tutaj znacznie większa swoboda obyczajowa - niż w Polsce. Wszystko jest w końcu dla ludzi, oczywiście - dla ludzi mądrych ;-)

Tak czy owak - w wolnej chwili można obejrzeć ten (para)dokument.

Pancake Day

Dzisiaj jest 8 marca, czyli w Irlandii obchodzimy... Dzień Naleśnika :-)

/Powyżej: moje naleśniki którymi się dzisiaj objadam ;-)/

Pancake Day, czyli Dzień Naleśnika jest obchodzony we wtorek przed Środą Popielcową, tak więc jego data jest ruchoma. W tym roku, traf chciał, Dzień Naleśnika wypadł właśnie dzisiaj :-)

Pancake Day (znany również jako Pancake Tuesday lub Shrove Tuesday) jest nie tyle odpowiednikiem naszego Tłustego Czwartku, co "śledzika", czyli dnia kończącego Ostatki. Dlaczego naleśnik? Dlatego, że dawniej do jego przyrządzenia wykorzystywano resztki produktów które trzeba było zużyć przed nadchodzącym Wielkim Postem.

W irlandzkich sklepach od kilku dni naleśniki są znacznie bardziej wyeksponowane niż zazwyczaj: można je kupić gotowe, bądź w postaci płynnej do samodzielnego smażenia, etc.

niedziela, 6 marca 2011

Solaris

"Solaris", wybitna powieść Stanisława Lema doczekała się trzech ekranizacji. Właśnie obejrzałem dwie z nich - z 1972 i z 2002 roku.

/Obok: "Solaris" Tarkowskiego i Soderbergha/

Dla tych co nie czytali (są tacy?): "Solaris" to powieść Stanisława Lema po raz pierwszy opublikowana w 1961 r. Opowiada o próbach kontaktu ludzi z obcą inteligentną formą życia, którą jest... ocean, czy też raczej coś co w naszym wyobrażeniu najbardziej przypomina ocean i pokrywa odległą planetę. Po więcej - odsyłam do książki, bo streścić się jej nie da, zresztą każda taka próba będzie co najwyżej kompletnym strywializowaniem głębokich rozważań Lema.

"Solaris" 2-krotnie kręcono w ZSRR, pierwszy raz w 1970 r. (reż. Nikołaj Nirenburg), po raz drugi w 1972 r. (reż. Andriej Tarkowski). Po raz trzeci przeniesiono go na ekran w USA w 2002 r. (reż. Steven Soderbergh). Pierwsza ekranizacja, 2-częściowy film telewizyjny, z tego co wyczytałem była kompletnie nieudana i przepadła gdzieś bez śladu. Druga wzbudziła już spore zainteresowanie, chwalił ją m.in. Ingmar Bergman, ale Lem był bardzo niezadowolony z tego co zrobił z jego książką radziecki reżyser, twierdząc że Tarkowski nie nakręcił "Solaris" tylko "Zbrodnię i karę". Do ekranizacji Soderbergh'a pisarz również odniósł się z dużą rezerwą, ale, jak stwierdził w jednym z wywiadów prasowych: "Rozgrzeszam Soderbergha i daję mu - w pewnym sensie - błogosławieństwo." Należy pamiętać, że Stanisław Lem zazwyczaj negatywnie wypowiadał się o ekranizacjach jego książek - nie ma w tym nic dziwnego, wybitny filozof-pisarz bardzo wysoko stawiał poprzeczkę, więc może dlatego niewielu reżyserów odważyło się zmierzyć z jego dziełami.

Jak wspomniałem na wstępie, obejrzałem dwie ekranizacje "Solaris": z 1972 r. i z 2002 r.

Wersja Tarkowskiego z 1972 r. wydała mi się co najmniej 2 razy za długa. Przeciągnięte sceny, manieryzm kina moralnego niepokoju, bohaterowie spacerujący po stacji kosmicznej w ciuchach prosto z Centralnego Domu Towarowego w Moskwie i porozumiewający się za pomocą archaicznych telefonów z początku lat 70-tych ub.w., itp. Oczywiście, nie o rekwizyty tutaj chodzi, chociaż warto by zadbać o więcej realizmu. Za to dodano elementy których w książce nie było, jak sowiecka dacza gdzieś w rosyjskiej dierewni.

W wersji Soderbergh'a z 2002 r. widać o wiele większą dbałość o realizm i szczegóły techniczne, za to reżyser po prostu poszedł na skróty spłycając dzieło Lema niemal do jednego wątku i robiąc z tego przede wszystkim miłosną, chociaż nietypową, historyjkę osadzoną w konwencji s-f. Ale - da się obejrzeć ;-)

Tak czy owak, ze względu na Lema polecam obydwa filmy. Ale książkę - przede wszystkim.

piątek, 4 marca 2011

Koncert Andy McKee w Cork

Dzisiaj byłem na koncercie Andy McKee w Cyprus Avenue w Cork.

/Powyżej: Andy McKee w Cyprus Avenue/

Andy McKee to urodzony w 1979 r. amerykański gitarzysta akustyczny. Grę na gitarze rozpoczął mając lat 13, mając lat 20 zaczął komponować. Sławę przyniosły mu jego klipy umieszczone na YouTube, na których gra swoje utwory. Obecnie koncertuje na całym świecie.


/Powyżej: fragment koncertu Andy McKee w Cyprus Avenue w Cork/

Koncert - rewelacyjny, Andy McKee to prawdziwy wirtuoz w dodatku mający świetny kontakt z publicznością ;-)

Arcydzieła. Najlepsze opowiadania science fiction stulecia

Właśnie skończyłem czytać "Arcydzieła. Najlepsze opowiadania science fiction stulecia" pod redakcją Orsona Scotta Carda.

Książka jest podzielona wg chronologii na trzy części: “Złoty Wiek” - opowiadania powstałe od początku ub. stulecia do jego lat 60-tych, “Nowa Fala” - od połowy lat 60 do połowy lat 70-tych ub.w. i “Pokolenie Mediów” - obejmujące pozostały okres.

Tytuł wg mnie jest bardzo na wyrost. Z pewnością, jak przeczytałem w jednej z recenzji: "nie jest to antologia SF XX wieku, a jedynie prześlizgnięcie się po SF anglosaskiej". Oczywiście, wszystko jest kwestią gustu: niektóre opowiadania są dla mnie rewelacyjne, niektóre - bardzo zwyczajne i do tytułowych "arcydzieł" im daleko.

Niemniej, fani s-f na pewno znajdą tam coś dla siebie ;-)

środa, 2 marca 2011

Cork Camera Group Exhibition

Od 1 do 29 marca b.r. w Cork Vision Centre można obejrzeć wystawę zdjęć Cork Camera Group.

/Powyżej: oglądam wystawę prac Cork Camera Group w Cork Vision Centre/

Tematyka wystawy bardzo zróżnicowana, są to po prostu prace członków grupy uznane przez nich za interesujące. Niektóre z nich są wystawione na sprzedaż.

Cork Camera Group to grupa fotograficzna założona w Cork w 1986 r. Obecnie liczy 60 członków. Uczestnicy grupy spotykają się co tydzień z wyjątkiem przerwy wakacyjnej, organizują wspólne wycieczki plenerowe, warsztaty, konkursy, zapraszają interesujących gości, itp.

wtorek, 1 marca 2011

Polski chleb w Cork (28): "Polski Domowy"

Po kolejnej półrocznej przerwie w moim blogowym cyklu o polskich chlebach w Cork, dzisiaj zdjęcie chleba o nazwie "Polski Domowy".

Chleb jest pieczony przez Allex Bakery w Renmore k. Galway.

Tradycyjnie też zainteresowanym "chlebowym tematem" polecam - oprócz serii "polskich chlebów w Cork" - również notkę: "Irlandzki chleb i masło".