"Solaris", wybitna powieść Stanisława Lema doczekała się trzech ekranizacji. Właśnie obejrzałem dwie z nich - z 1972 i z 2002 roku.
Dla tych co nie czytali (są tacy?): "Solaris" to powieść Stanisława Lema po raz pierwszy opublikowana w 1961 r. Opowiada o próbach kontaktu ludzi z obcą inteligentną formą życia, którą jest... ocean, czy też raczej coś co w naszym wyobrażeniu najbardziej przypomina ocean i pokrywa odległą planetę. Po więcej - odsyłam do książki, bo streścić się jej nie da, zresztą każda taka próba będzie co najwyżej kompletnym strywializowaniem głębokich rozważań Lema.
"Solaris" 2-krotnie kręcono w ZSRR, pierwszy raz w 1970 r. (reż. Nikołaj Nirenburg), po raz drugi w 1972 r. (reż. Andriej Tarkowski). Po raz trzeci przeniesiono go na ekran w USA w 2002 r. (reż. Steven Soderbergh). Pierwsza ekranizacja, 2-częściowy film telewizyjny, z tego co wyczytałem była kompletnie nieudana i przepadła gdzieś bez śladu. Druga wzbudziła już spore zainteresowanie, chwalił ją m.in. Ingmar Bergman, ale Lem był bardzo niezadowolony z tego co zrobił z jego książką radziecki reżyser, twierdząc że Tarkowski nie nakręcił "Solaris" tylko "Zbrodnię i karę". Do ekranizacji Soderbergh'a pisarz również odniósł się z dużą rezerwą, ale, jak stwierdził w jednym z wywiadów prasowych: "Rozgrzeszam Soderbergha i daję mu - w pewnym sensie - błogosławieństwo." Należy pamiętać, że Stanisław Lem zazwyczaj negatywnie wypowiadał się o ekranizacjach jego książek - nie ma w tym nic dziwnego, wybitny filozof-pisarz bardzo wysoko stawiał poprzeczkę, więc może dlatego niewielu reżyserów odważyło się zmierzyć z jego dziełami.
Jak wspomniałem na wstępie, obejrzałem dwie ekranizacje "Solaris": z 1972 r. i z 2002 r.
Wersja Tarkowskiego z 1972 r. wydała mi się co najmniej 2 razy za długa. Przeciągnięte sceny, manieryzm kina moralnego niepokoju, bohaterowie spacerujący po stacji kosmicznej w ciuchach prosto z Centralnego Domu Towarowego w Moskwie i porozumiewający się za pomocą archaicznych telefonów z początku lat 70-tych ub.w., itp. Oczywiście, nie o rekwizyty tutaj chodzi, chociaż warto by zadbać o więcej realizmu. Za to dodano elementy których w książce nie było, jak sowiecka dacza gdzieś w rosyjskiej dierewni.
W wersji Soderbergh'a z 2002 r. widać o wiele większą dbałość o realizm i szczegóły techniczne, za to reżyser po prostu poszedł na skróty spłycając dzieło Lema niemal do jednego wątku i robiąc z tego przede wszystkim miłosną, chociaż nietypową, historyjkę osadzoną w konwencji s-f. Ale - da się obejrzeć ;-)
Tak czy owak, ze względu na Lema polecam obydwa filmy. Ale książkę - przede wszystkim.
The Congress (2013) - może wreszcie ten film na motywach powieści "Kongres Futurologiczny" będzie udaną ekranizacja prozy Lema :) tym bardziej że reżyserem jest Ari Folman autor świetnego filmu "Walc z Bashirem"
OdpowiedzUsuń