Strony

niedziela, 31 lipca 2011

Phoenix Street Festival 2011

Wczoraj i dzisiaj w Cork trwał Phoenix Street Festival 2011, uliczny festiwal w centrum miasta. Na dwóch ulicach, tj. Phoenix Street i Pembroke Street, ustawiono 2 sceny na których łącznie wystąpiło 18 zespołów. Oprócz tego publiczność zabawiali swoimi pokazami fani skateboardingu, tworzono graffiti, itd.

Na moim kanale na YT można zobaczyć filmik z pierwszej godziny festiwalu: LINK, a poniżej - kilka zdjęć:





sobota, 30 lipca 2011

Vibes & Scribes Lee Swim 2011

Dzisiaj w Cork na rzece Lee odbyły się zawody pływackie "Vibes & Scribes Lee Swim 2011". Co roku do udziału w zawodach staje ok. 300 pływaków, którzy płyną rzeką Lee przez centrum Cork, na dystansie do 2000 m. Zawodnicy są podzieleni na kategorie wiekowe, od poniżej 20 lat /z tym że minimalny wymagany wiek to 12 lat/ - do powyżej 80-ciu. Pierwsze takie zawody odbyły się w 1914 r. "Vibes & Scribes" w tytule zawodów to nazwa obecnego głównego sponsora. Cały dochód z imprezy jest przeznaczony dla lokalnych instytucji charytatywnych.

Na moim kanale na YT znajduje się krótki filmik z tych zawodów - LINK, a poniżej kilka zdjęć:





piątek, 29 lipca 2011

Wigwamy

Dokument w reżyserii Bartłomieja Krata i Michała Otłowskiego "Wigwamy" z 2008 r. pokazuje życie lumpenproletariatu w polskich slamsach.

"Wigwamy" to slangowe określenie jednego z osiedli w Nidzicy, gdzie toczy się akcja filmu. Wchodzimy do domu dwóch braci, poznajemy ich najbliższe otoczenie, posłuchamy ich "barwnych" opowieści. Alkohol leje się strumieniami, przemoc, agresja, konflikty z prawem. Codzienne kombinacje niezbędne by zdobyć jakikolwiek alkohol i papierosy.

Współczesny obraz części Polski.

czwartek, 28 lipca 2011

Timoleague

Timoleague jest to malownicza wioska w hrabstwie Cork, położona pomiędzy Kinsale a Clonakilty, niecałe 50 km od Cork. Jej nazwa w języku irlandzkim oznacza "Dom Molaga" i pochodzi od imienia irlandzkiego mnicha, św. Molaga, który wprowadził do Irlandii hodowlę pszczół.

/Powyżej: ruiny Timoleague Abbey/

Św. Molaga w VI w. (lub VII - różne źródła różnie podają) założył tutaj klasztor. W 1240 r., na miejscu dawnego klasztoru, Franciszkanie założyli swoje opactwo. Mnisi zostali rozproszeni w czasie Reformacji, ale wrócili do opactwa w 1604 roku. W 1612 klasztor został zwolniony przez angielskich żołnierzy, ktorzy m.in. rozbili wszystkie witraże. Franciszkanie pozostali w klasztorze aż do 1629 roku.

Warto zobaczyć także usytuowany na wzniesieniu katolicki kościół Church of the Nativity of Our Lady (Kościół Narodzenia NMP) z 1912 r. z wieżą zbudowaną w stylu romańskim oraz anglikański kościół który pochodzi z początku XIX wieku.

środa, 27 lipca 2011

Leszek Kołakowski: Mini wykłady o maxi sprawach

Ta stosunkowo niewielka, 300-stronicowa książka, zawiera aż 41 wykładów Leszka Kołakowskiego na mnóstwo tematów związanych zagadnieniami filozofii kultury.

W 1996 roku Kołakowski nagrał dla tv całą serię mini-wykładów, trwających po kilkanaście minut. Książka zawiera ich drukowaną wersję, uzupełnioną o wykłady filozofa publikowane w innych mediach. Tematyka naprawdę szeroka: od Boga i świętych po sprawy seksu i lenistwa ;-)

Nie jest to lektura trudna, ale, przynajmniej w moim przypadku, wymagała raczej kosztowania i powolnego przyswajania niż przeczytania jej całej od razu.

wtorek, 26 lipca 2011

Połów tylko z kartą członkowską...

W okolicy Timoleague natknąłem się na taki oto budyneczek z m.in. tablicą w języku polskim (kliknij na zdjęcie, żeby powiększyć):


O podobnej, tj. skierowanej do polskich wędkarzy tablicy, pisałem kiedyś TUTAJ. Z kolei TUTAJ opisałem inny przykład tablicy z zakazami, adresowanej także do naszych Rodaków.

niedziela, 24 lipca 2011

Australia Day w Cobh

Dzisiaj, w związku zawinięciem do Cobh statku wycieczkowego Dawn Princess płynącego z Australii, miał tam miejsce "Australia Day".

/Powyżej: stoję przed Dawn Princess/

Dawn Princess wypłynął z Sydney i jest w 105-dniowej podróży dookoła świata. To potężny statek, ma 261 m długości, zabiera na pokład 2 tysiące pasażerów, a wraz załogą - płynie nim ok. 3 tysięcy osób.

Przypłynięcie tego statku było okazją do przypomnienia nieco historii, kiedy to Anglicy w latach 1791 - 1853 uwięzili i wysłali do kolonii karnych w Australii ponad 26 tysięcy Irlandczyków, aresztowanych często pod błahymi zarzutami.

Poniżej - mój krótki filmik z Australia Day w Cobh:

sobota, 23 lipca 2011

Damhsafest 2011 w Fermoy

Wybrałem się dzisiaj do Fermoy, żeby obejrzeć zespoły taneczne które wzięły udział w tegorocznym "Damhsafest 2011" - Cork International Folk Dance Festival, czyli w międzynarodowym festiwalu tańców ludowych. W Fermoy Town Park, czyli w parku w centrum miasta wystąpiły cztery grupy: "Les Compagnons de la Claire Fontaine" z Francji, "Sõprus" z Estonii, "Anfoushi Cultural Group" z Egiptu i "Owenabue Valley Traditional Group" z Irlandii, a konkretnie - z pobliskiego Carrigaline.

Po występach tych zespołów - podjęto także próbę bicia rekordu świata w tzw. "Brush Dance" - tj. tradycyjnym irlandzkim tańcu z miotłą, ale - raczej nic z tego wyszło. Może następnym razem ;-) Na koniec - zaproszono do wspólnej zabawy wszystkich tancerzy - oraz publiczność. 

Na moim koncie na YT można zobaczyć nakręcony przeze mnie filmik z tego wydarzenia: LINK. Grupę z Francji można oglądać od 1:05 minuty filmu, grupę z Estonii - od 9:30 minuty, grupę z Egiptu - od 17:40 minuty, a z kolei grupę z Irlandii od 33:25 minuty. Próba bicia rekordu w Brush Dance znajduje się od 38:50 minuty, a wspólna zabawa tancerzy i publiczności - od 40:20 minuty filmu.

Poniżej - kilka zdjęć z Damhsafest 2011:








piątek, 22 lipca 2011

Damhsafest 2011 - występ Sõprus z Estonii

Od 20 do 24 lipca b.r. w Cork trwa Damhsafest 2011 - Cork International Folk Dance Festival, międzynarodowy festiwal tańca ludowego. 

W festiwalu wezmą udział m.in. grupy z Egiptu, Francji, Estonii i Afryki, które będzie można podziwiać w Cork, Blarney, Mallow, Carrigaline i Fermoy. Codziennie przed Opera Lane mają miejsce występy poszczególnych grup tanecznych. Dzisiaj udało mi się zobaczyć pokaz zespołu "Sõprus" z Estonii. Sõprus to po estońsku "przyjaźń", zespół istnieje od 65 lat i tańczy w nim 150 osób, do Cork przyjechała tylko jego część.

Sõprus zademonstrował świetny, półgodzinny uliczny występ przed Opera Lane w Cork, prezentując estońskie tańce ludowe. Udało im się nawet wciągnąć do wspólnej zabawy Irlandczyków, którzy jak wiadomo muzykę i taniec mają we krwi. Licznie zgromadzeni przechodnie nagrodzili estoński zespół długimi brawami. 

Na moim kanale na YT znajduje się nakręcony przeze mnie filmik z całego występu zespołu Sõprus przy Opera Lane w Cork: LINK, a poniżej kilka zdjęć:



Bardzo dziki zachód

Film nie najnowszy, bo z 1999 r., niemniej sięgnąłem po niego dopiero teraz. Głównie dlatego, że stał się kultowy dla miłośników steampunku, a, nie ma co ukrywać, podoba mi się jego estetyka ;-)

Akcja tej komedii s-f toczy się w XIX-wiecznej Ameryce, tuż po zakończeniu wojny secesyjnej. Szalony milioner porywa naukowców i zmusza ich do zbudowania dla siebie swego rodzaju Wunderwaffe - "cudownej broni" z pomocą której zdoła pokonać zwycięskie wojska Unii.

Film jak film, ale ciekawe jest zademonstrowanie kilku zaawansowanych technicznie gadżetów, przy założeniu że do ich użycia można użyć jedynie napędu parowego, pola magnetycznego - lub siły ludzkich mięśni.

czwartek, 21 lipca 2011

Wakacyjny desant z Polski

W ciągu ostatnich kilku tygodni przyleciało z Polski do Cork (a zapewne i do innych irlandzkich miast) mnóstwo naszych Rodaków. W poszukiwaniu pracy, rzecz jasna...

/St. Patrick Street w Cork. Od początku szkolnych wakacji praktycznie dominuje tutaj język polski/

Wystarczy przejść się w ciągu dnia po centrum miasta, żeby usłyszeć niemal wszechobecny język polski. Naszych Rodaków wszędzie widać, słychać, i... I mam wrażenie że tegoroczny "wakacyjny desant" jest o wiele liczniejszy niż w latach poprzednich, także wtedy gdy ofert pracy było zdecydowanie więcej.

Trochę to dziwne, bo przecież polskojęzyczne media w Polsce wieszczą upadek Irlandii oraz odmalowują obrazki jakobyśmy tutaj niemal już zostali zmuszeni do zjadania tych bezpańskich koni, które podobno całymi stadami wałęsają się po Irlandii, a których nikt z mieszkających tutaj jeszcze nie widział. Skoro wg polskojęzycznych mediów jest tak źle, to co robi tutaj taka rzesza młodych Polaków, która właśnie przyjechała z kRAJU i usiłuje złapać jakąś wakacyjną pracę, choćby na osławionym zmywaku? Czyżby nie czytali, nie słuchali, nie oglądali tychże mediów? A może, o zgrozo, nie chcą dawać im wiary?

A przecież są to "młodzi, wykształceni, z dużych miast"...

środa, 20 lipca 2011

Przygotowania MyCork do V Festiwalu Kultury Polskiej

Stowarzyszenie MyCork rozpoczęło przygotowania do kolejnego, już V Festiwalu Kultury Polskiej w Cork. W tym roku koordynatorem tego wydarzenia jest Paweł Świtaj. Dzisiaj w The Market Tawern miało miejsce spotkanie, w trakcie którego koordynator przedstawił wstępny zarys planu festiwalu.

/Powyżej: uczestnicy dzisiejszego spotkania/

V Festiwal Kultury Polskiej w Cork ma trwać od 5 do 20 listopada b.r., a w jego trakcie ma mieć miejsce m.in.: pokaz polskich filmów (z angielskimi napisami), wystawa fotografii, śpiewogranie (piosenki polskie i irlandzkie), turniej piłki nożnej, impreza taneczna, zabawa integracyjna dla dzieci, biesiada śląska oraz gala finałowa. W trakcie gali organizatorzy planują przyznanie wyróżnień od Stowarzyszenia MyCork w kilku kategoriach, m.in. dla najchętniej słuchanego przez użytkowników forum MyCork radia, najchętniej czytanej gazety, itp., ale także np. dla autora najzabawniejszego cytatu na forum. Jak napisałem, jest to na razie wstępny plan, więc jego poszczególne elementy mogą ulec zmianie.

wtorek, 19 lipca 2011

Cork Cycling Festival 2011: wystawa "Crossbar"

W Cork trwa właśnie Cork Cycling Festival (16-24.07.b.r.), coroczny festiwal dla miłośników rowerów. W ramach tego festiwalu zorganizowano szereg wydarzeń, w tym m.in. wystawę "Crossbar".

Wystawa mieści się w Princes Street Church i trwa od wczoraj - do niedzieli 24 lipca b.r. Znajdują się tam fotografie, obrazy i instalacje, oczywiście - inspirowane rowerami ;-) Jednocześnie w holu biblioteki przy Grand Parade można obejrzeć wystawę najmłodszych artystów pt.: "Kids love Bikes!".

Poniżej - kilka zdjęć z wystawy "Crossbar":





poniedziałek, 18 lipca 2011

Polski folwark zwierzęcy

4 czerwca 1989 r. miał skończyć się w Polsce komunizm. Komunizm i owszem, formalnie się skończył, ale w wyniku braku dekomunizacji szybko okazało się, że Polacy "nie o taką Polskę walczyli". Teraz sprawy zaszły już tak daleko, że oprócz dekomunizacji, należałoby przeprowadzić także desolidaryzację...

Tego dnia nie głosowałem w pamiętnych wyborach, bowiem do pełnoletności brakowało mi pięciu miesięcy. Ale przyglądałem się temu z mieszanymi uczuciami. Nie dlatego, broń Panie Boże, że taki był ze mnie prorok, tylko dlatego że demontaż systemu komunistycznego zaczął się znacznie wcześniej. Biznes w postaci dzisiaj już nieco zapomnianych spółek polonijnych działał od dobrych kilku lat, i widziałem, nawet z perspektywy niewielkiej miejscowości w której wtedy mieszkałem, kto w ten biznes wchodził i jak się zachowywał. Bowiem nieprawdą jest, że nomenklatura uwłaszczyła się dopiero po 1989 r. - ona zaczęła to robić od wczesnych lat 80-tych ub.w. Widząc takich "kapitalistów", nie byłem do końca pewny, co jest lepsze. Z kolei to co się stało w ciągu kilku lat po 1989 r., kiedy pod pretekstem prywatyzacji błyskawicznie rozwalono niemal cały przemysł w Polsce, tylko tę moją niepewność pogłębiło.

Jako młody chłopak podjąłem wkrótce pierwszą pracę w redakcji jednej z gazet. Były to czasy jeszcze przed internetem i telefonami komórkowymi, żeby o czymkolwiek napisać trzeba było udać się osobiście na miejsce i rozmawiać z ludźmi. Napatrzyłem się wtedy na opuszczone zakłady pracy, na "panów kapitalistów", co to, powtarzając za Tuwimem "mieszkają dzisiaj w pałacu a sr.ć chodzili za chałupę", i w końcu na zwykłą ludzką biedę, która nieuchronnie nadeszła. Widziałem całe bloki w popegeerowskich wsiach odłączane od prądu, bo mieszkający w nich, często już starsi ludzie, nie mieli pieniędzy na zapłacenie rachunków. Ale bywałem także na różnego rodzaju zebraniach rad gmin i przyglądałem się, jak biznes zaczyna się stykać z polityką, nawet na takim najmniejszym, samorządowym szczeblu.

Tym, którzy nie pamiętają, przypomnę że w latach 90-tych ub.w. uważano że połączenie biznesu i polityki to nic złego, ba, to wręcz rzecz pożądana. Ówcześni politycy, także z pierwszej półki, chętnie bywali na rautach organizowanych przez świeżo upieczonych biznesmenów i równie chętnie fotografowali się z nimi, co pewnie niektórym z tych polityków odbija się czkawką po dzień dzisiejszy. Na niższym szczeblu wyglądało to tak, że np. lokalny bandzior w drogim garniturze, prowadzący lewe interesy za fasadą oficjalnie zarejestrowanej firmy, fundował niedofinansowanej milicji /pośpiesznie przerobionej na policję/, paliwo do samochodów, w zamian za to panowie mili..., tfu, poli-cjanci przymykali oko i odwracali się w drugą stronę, żeby nie zobaczyć tego, czego w opinii darczyńcy widzieć nie powinni. To nie jest jakaś bajka o żelaznym wilku, tak przez kilka lat się działo dosłownie wszędzie. Widziałem też mnóstwo innych obrazków, którymi nie chcę Was teraz epatować, żebyście nie uznali mnie za wcielenie Ikonowicza, bo jednak poglądy obydwaj mamy diametralnie różne. Dziennikarz to świetny zawód, szczególnie dla młodego człowieka, ale dojrzewa się przy tym znacznie szybciej. Siwieje też.

Odbiegłem nieco od tematu, niemniej powyższe kilkanaście autobiograficznych zdań było niezbędnych, żeby nakreślić mój punkt, z którego obserwowałem nadciągającą nową rzeczywistość. Upadek komuny i powstanie... czego? Na pewno nie był to kapitalizm, a jeżeli już, to jakaś jego wynaturzona wersja. Stanisław Michalkiewicz model gospodarczy III RP określił jako „kapitalizm kompradorski”, w którym tworzy się nieliczna warstwa uprzywilejowanych, zawdzięczająca swoją pozycję bliskiej współpracy z wpływowymi politykami. To pozwala z jednej strony na pozyskanie lukratywnych kontraktów, a z drugiej - na dekapitację konkurencji.

Dlaczego jest jak jest, dlaczego po 1989 r. nie powstał w Polsce ustrój ekonomiczny oparty na zdrowych podstawach? Zapewne dlatego, że znowu dotykamy problemu styku biznesu i polityki. To jest prostą pochodną braku dekomunizacji. Wszystkie osoby czynnie "umoczone" w tamten ustrój należało odsunąć, przynajmniej na dekadę, od wszelkich decyzyjnych stanowisk. Wtedy byłaby szansa na wytworzenie się nowych elit, które kierowałyby Polską. Teraz już oczywiście jest na to za późno, czy też - sama dekomunizacja byłaby nie wystarczająca. Należałoby jednocześnie przeprowadzić także desolidaryzację.

Dlaczego? Każdy kto czytał "Folwark zwierzęcy" Orwella pamięta zapewne ten fragment: "Słychać było dwanaście wściekłych głosów, a wszystkie brzmiały jednakowo. Nie było już żadnych wątpliwości, co się zmieniło w ryjach świń. Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł rozpoznać, kto jest kim". I tak mamy teraz, niestety, w Polsce. "Elyty" postkomunistyczne tak się zlały z "elytami" postsolidarnościowymi, że trudno rozpoznać, kto jest kim. I jedni i drudzy mają w pogardzie zwykłych ludzi, i jedni i drudzy wysyłają podległe sobie służby do pałowania niepokornych, i jedni i drudzy trwonią czas na "dworskie" intrygi zamiast zajmować się tym, do czego zostali przez Naród powołani.

Jedynym wyjściem byłoby więc odsunięcie CAŁEJ tej skompromitowanej warstwy narodowej, tych szumowin które wypłynęły na wierzch naszej polskiej zupy. Trzeba sięgnąć chochlą głębiej, licząc że w tym naszym narodowym garnku stojącym na ogniu historii znajdują się jednak normalni, odpowiedzialni i dobrze wykształceni ludzie, którzy udźwignęliby jarzmo odpowiedzialności za nasz kraj.

Ale, prawdę pisząc, obawiam się że albo chochla okaże się za krótka, albo garnek - pusty...

niedziela, 17 lipca 2011

Najstarszy mur w Cork

Do jednych z najstarszych budowli w Cork zaliczają się pozostałości XIII wiecznych murów miejskich. Nie trzeba ich szukać daleko, znajdują się w samym centrum miasta, tuż przy wejściu do Bishop Lucey Park. O szacowności tego zabytku zaświadcza niewielka tabliczka umieszczona na środku tego muru, który obecnie jest na poziomie gruntu.

/Powyżej na pierwszym planie: pozostałość XIII wiecznych murów miejskich, obecnie znajdujących się na terenie Bishop Lucey Park/

sobota, 16 lipca 2011

Globalfest w Cork

Dzisiaj w Bishop Lucey Park w Cork miał miejsce "Belong" - Globalfest Youth Arts Festival. Można było posłuchać młodzieżowych zespołów, młodzi artyści prowadzili różnego rodzaju warsztaty, naukę tańca, itp.

Generalnie, z racji wieku rzecz kompletnie nie dla mnie, niemniej, ponieważ park w centrum miasta, a ja akurat wybrałem się z Agnieszką na Cork Cycling Festival, wstąpiliśmy na chwilę. Super, że są takie rzeczy i że młodzież ma jakieś zainteresowania ;-) 

Na moim kanale na YT znajduje się krótki filmik z tego wydarzenia: LINK, a poniżej kilka zdjęć:



piątek, 15 lipca 2011

Wmurowana skrzynka pocztowa

Irlandzkie skrzynki pocztowe nie są podobne do tych znanych nam z Polski. Sześć lat temu, w notce "Ludzie listy piszą..." pisałem m.in. o jednym z ich rodzajów. Dzisiaj na chwilę wrócę do tematu ;-)

Oprócz takich, nazwijmy to "wolno stojących" skrzynek (jak na zdjęciu w notce linkowanej we wstępie), o których, jak pisałem, kilka lat temu była debata w prasie na temat ich ewentualnej wymiany, ponieważ niektórzy ludzie mylili je z... koszami na śmieci, są też inne, jak np. takie umieszczone w murze. A murów ci tutaj dostatek...

/Powyżej: jedna ze skrzynek pocztowych w Cork/

Takie skrzynki jak ta powyżej łatwo przeoczyć, ale miejscowi doskonale znają ich miejsce. Tym bardziej, że często tkwią tam od niemal stu lat. Nieopodal domu w którym mieszkam znajduje się właśnie żeliwna skrzynka pocztowa ze zdjęcia powyżej, którą umieszczono w murze w latach 20-tych ub.w.

Historia się toczy, pokolenia przychodzą i odchodzą, ale od 90 lat ludzie ciągle wrzucają do niej listy:-)

czwartek, 14 lipca 2011

RajUstopy

Wczoraj obejrzałem polską komedię z 2005 r. "RajUstopy" w reżyserii Roberta Wista.

Głównym bohaterem (granym przez Cezarego Żaka) jest 40-letni producent rajstop, który opowiada w niby-talkshow (dlaczego "niby" - wyjaśni się na końcu filmu) o swoim życiu i perypetiach związanych z biznesem który wybrał. Dlaczego rajstopy? Bo jak się dowiadujemy: "Rajstopy - to towar lekki, szybko zbywalny, klientki urocze... Co jak co, ale rajstopy to kobitka kupić musi!"

Z jednej strony jest to zabawna opowieść, okraszona sporą ilością obrazów zgrabnych damskich nóg ;-), a z drugiej - jest to historia o kulisach prowadzenia biznesu w Polsce. Jak nie trudno się domyśleć, gdy mowa o Polsce i biznesie, to - pomimo że to komedia - happy endu być nie może.

Zabawna komedia, można obejrzeć ;-)

środa, 13 lipca 2011

Umberto Eco: "Rakiem. Gorąca wojna i populizm mediów"

Kolejna książka Umberto Eco, włoskiego naukowca, pisarza, filozofa i felietonisty, to świetny zbiór tekstów komentujących naszą teraźniejszość i rzeczywistość w której żyjemy. Autor, chociaż w dużej mierze nawiązuje do sytuacji jego rodzimych Włoch, porusza jednak sprawy ważne dla całej europejskiej cywilizacji.

Tematyka poszczególnych felietonów, esejów czy zapisów wykładów i przemówień zamieszczonych w "Rakiem..." jest naprawdę szeroka, stąd trudno omówić choćby poszczególne części książki, niemniej, jak na jej odwrocie podaje wydawca: "Spisywane na gorąco począwszy od 2000 roku komentarze dotyczą głównie regresu cywilizacyjnego, ogarniające zdaniem Eco, nie tylko Włochy pod rządami Berlusconiego i populistycznych mediów, lecz całą kulturę Zachodu." Jest tak, ale nie do końca, bowiem w "Rakiem..." znajdują się też eseje i rozważania stricte filozoficzne.

Nawet jeżeli nie we wszystkich kwestiach można się zgodzić z autorem, to jednak książkę przeczytać warto ;-) Można się także przekonać, że nie tylko w Polsce politycy - to dno i wodorosty, ale i słoneczna Italia też ostatnimi czasy nie miała do nich szczęścia.

Co akurat teraz zdaje się tam wychodzić...

wtorek, 12 lipca 2011

Google +

Od trzech dni "testuję" nowy serwis społecznościowy: Google Plus. I, muszę przyznać, zaczyna mi się podobać :-)

Serwis, jak nazwa mówi, należy do Google. Wkrótce wszyscy będą mogli się w nim zarejestrować, na razie Google "wpuszcza" do serwisu tylko za zaproszeniami. Pierwsze moje wrażenia - to oczywiście porównania do Facebook'a. Porównań uniknąć się nie da, bo w końcu wszystko już było, ale G+ wprowadza kilka nowych rozwiązań, jak np. "kręgi" do których możemy dodawać naszych znajomych w zależności od stopnia bliskości - i co się z tym wiąże publikować na naszej "ścianie" informacje przeznaczone wybiórczo do takiej a nie innej grupy, jak rodzina, przyjaciele, znajomi, etc.

Ponadto w G+ automatycznie znajdą się nasze galerie umieszczone na Picasie, co np. dla mnie od kilku lat korzystającego z tej strony jest bardzo wygodne.

Poza tym, wg mnie, jest dużo przejrzyściej, szybciej i chyba łatwiej niż w FB. Na temat innych funkcjonalności na razie trudno mi się wypowiadać, bo z racji tego że serwis jest w fazie testów i nie jest jeszcze dostępny dla wszystkich mam raptem kilku "znajomych" w G+, ale wydaje mi się że serwis ma olbrzymi potencjał.

Zobaczymy ;-)

poniedziałek, 11 lipca 2011

Carrigtwohill Medieval Festival

W miniony weekend tuż przy Barryscourt Castle miał miejsce Carrigtwohill Medieval Festival. Nazwa bardzo umowna, bowiem organizowano przeróżne pokazy z różnych epok.

Na stoisku archeologicznym można było obejrzeć kości dawno wymarłych zwierząt, w namiotach Wikingów można było z kolei obserwować naprawę oręża, sieci rybackich, itp. Przeróżne grupy rekonstrukcyjne odtwarzały pokazy walk i zastosowania różnego rodzaju broni z poszczególnych okresów historii. Ponadto była wystawa zwierząt, starych samochodów, maszyn rolniczych, pokazy tradycyjnego wyrobu garnków - i masła, gry w polo oraz tresury psów, itd, itp. Nie zabrakło oczywiście wesołego miasteczka i kiermaszu z przeróżnymi produktami. A to wszystko w rytm granej na żywo świetnej muzyki folkowej.

/Powyżej: jestem przy namiocie jednej z grup rekonstrukcyjnych/

Poniżej - mój krótki filmik z Carrigtwohill Medieval Festival:

niedziela, 10 lipca 2011

Więźniarki - film i spotkanie z reżyserem Piotrem Zarębskim

Dzisiaj w salce kościoła St. Augustine's Church w Cork miał miejsce pokaz filmu "Więźniarki". Po filmie było spotkanie z reżyserem Piotrem Zarębskim.

/Powyżej: Piotr Zarębski w trakcie spotkania w St. Augustine's Church w Cork/

Film opowiada o losach 7 kobiet, aresztowanych i skazanych w stanie wojennym za działalność na rzecz "Solidarności". Po latach dwie z nich zostały w Polsce, a pozostałe wyemigrowały - do USA, Kanady, Australii, Francji i Niemiec.

Po projekcji filmu jego reżyser Piotr Zarębski opowiedział m.in. o problemach z jakimi spotykają się obecnie niezależni twórcy w Polsce, chcący realizować filmy które z punktu widzenia obecnych decydentów są "niepoprawne politycznie".

Salka, dość obszerna, była pełna osób chcących obejrzeć ten film i wziąć udział w dyskusji. Organizatorami spotkania były osoby związane z NiepoprawneRadio.pl.

sobota, 9 lipca 2011

The Flights of Irish Aviators

Na lotnisku w Cork od 5 do 30 lipca b.r. można obejrzeć wystawę "The Flights of Irish Aviators". Autorem wystawy, składającej się z 20 rysunków wraz ze szczegółowymi opisami, jest Keith Wright.

/Powyżej: "The Flights of Irish Aviators" w Cork Airport/

Ekspozycja przybliża nam osiągnięcia irlandzkich lotników od roku 1910, kiedy to Robert Loraine jako pierwszy usiłował przelecieć nad Morzem Irlandzkim, po czasy współczesne. Wystawa odbywa się w ramach zbliżających się obchodów 50-tej rocznicy otwarcia lotniska w Cork, co miało miejsce 16 października 1961 roku.

"The Flights of Irish Aviators" można obejrzeć w Cork Airport na poziomie odlotów, przy restauracjach.

czwartek, 7 lipca 2011

Mahon Point Farmers Market

W każdy czwartek od 10.00 do 15.00 przy Mahon Point Shopping Centre w Cork ma miejsce Farmers Market - czyli swego rodzaju targ, na którym farmerzy sprzedają swoje produkty.

/Powyżej: baner z informacją o Mahon Point Farmers Market/

Można tam kupić produkty które, jak przynajmniej głosi reklama, są wytwarzane lokalnie w County Cork. Można tam kupić również m.in. mnóstwo różnego rodzaju świeżych owoców i warzyw, jaja "free range", dżemy, sery, pieczywo, ciasta, itp.

W pogodne dni Farmers Market rozkłada się przed wejściem do centrum handlowego, w pochmurne - na położonym tuż obok parkingu.

Poniżej mój krótki, dość chaotyczny filmik z dzisiejszego Mahon Point Farmers Market:




poniedziałek, 4 lipca 2011

Truskawki

W Irlandii trwa pełnia sezonu na truskawki :-)

Oczywiście te z dużych sklepów można omijać szerokim łukiem - najczęściej, pomimo nalepki 100% Irish, są importowane z Holandii i napompowane chemikaliami. Ale przy każdej niemal drodze swoje stoiska rozłożyli okoliczni farmerzy, m.in. sprzedający truskawki. I te - są pyszne.

/Powyżej: truskawki kupione przeze mnie od irlandzkiego farmera gdzieś przy drodze do Waterford ;-)/

niedziela, 3 lipca 2011

Flower Festival w Fermoy

Dzisiejsze popołudnie spędziliśmy w Fermoy. Z okazji 200-lecia istnienia tam Kościoła św. Patryka - od 1 do 3 lipca b.r. w budynku kościoła miał miejsce Festiwal Kwiatów.

Można było oglądać bukiety przygotowane na różne okazje, wziąć udział w loterii dobroczynnej, a po zakończeniu festiwalu - kupić "upatrzone" kwiaty. Każdy uczestnik festiwalu otrzymał bezpłatną broszurę z opisem wszystkich wykonanych kompozycji. Organizatorami Flower Festival były Fermoy Flower i Garden Club.

Na moim kanale na YT znajduje się krótki filmik z tej wystawy: LINK a poniżej - kilka zdjęć: