Kolejny dzień, czy też raczej - pół dnia, spędziłem w Lublinie. Fantastyczne miasto, w którym m.in. studiowałem.
Najpierw odwiedziłem Zamek Królewski, którego początki sięgają XII w. Byłem tutaj jako dziecko, wtedy, jak to na dziecku, największe wrażenie wywarła na mnie legenda o Czarciej Łapie i stół z wypalonym odciskiem dłoni. W skrócie: w 1637 roku w lubelskim Trybunale Koronnym odbył się proces pewnej ubogiej wdowy, której przeciwnikiem był bogaty szlachcic. Chociaż dowody ewidentnie wskazywały na niewinność kobiety, przekupiony sąd wydał wyrok korzystny dla bogacza. Wówczas wdowa zwróciła się w stronę wiszącego krucyfiksu i zawołała: "Gdyby diabli sądzili, wydaliby sprawiedliwszy wyrok!". Jeszcze tej samej nocy diabli zjawili się w sądzie i rozstrzygnęli spór na korzyść wdowy, a jeden z nich wypalił odcisk swojej dłoni na drewnianym pulpicie stołu. Chrystus wiszący na krucyfiksie spuścił głowę, nie mogąc patrzeć na to, że diabelskie sądy są sprawiedliwsze od ludzkich. Tyle legenda, stół z wypaloną czarcią dłonią można obejrzeć w holu lubelskiego zamku, a rzeczony krucyfiks - w jednej z kaplic Archikatedry Lubelskiej.
Zwiedziłem także rzeczoną Archikatedrę Lubelską. Znajduje się tam m.in. kopia Całunu Turyńskiego. Godna uwagi jest także m.in. Zakrystia Akustyczna: gdy jedna osoba mówi coś szeptem będąc odwróconą do ściany - możemy to bardzo wyraźnie usłyszeć będą w po przeciwnej stronie sporych rozmiarów pomieszczenia. W archikatedrze znajdują się również krypty w których spoczywają biskupi lubelscy.
Na koniec odwiedziłem moją dawną uczelnię, a konkretnie - udałem się na Plac Litewski, gdzie znajduje się budynek Wydziału Politologii UMCS. Ostatni raz byłem tutaj 15 lat temu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz