piątek, 30 grudnia 2011
Twenty One Week
Od 29 do 31 grudnia b.r. w Vision Cafe przy 10a Clontarf Street w Cork ma miejsce wystawa "Twenty One Week". Swoje prace prezentuje tam Rytis S Teresko.
czwartek, 29 grudnia 2011
Spotkanie wolontariuszy WOŚP w Cork
Dzisiaj w The Old Oak w Cork miało miejsce kolejne spotkanie wolontariuszy, chcących wspomóc organizację Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
W trakcie spotkania szczegółowo omówiono plan wośp-owych wydarzeń w Cork, a także m.in. zebrano zdjęcia do identyfikatorów od wolontariuszy, którzy będą kwestowali w trakcie finału.
Wg informacji umieszczonych na stronie WOŚP, zostało zarejestrowanych 51 sztabów zagranicznych. W Irlandii są cztery sztaby: dwa w Dublinie i po jednym w Cork i Limerick. W Cork, jak co roku, sztab jest zarejestrowany przy Stowarzyszeniu MyCork.
/Powyżej: Izabela Krygiel-Kozłowska, prezes MyCork i koordynator sztabu WOŚP w Cork, demonstruje kalendarz wydany z okazji XX-lecia istnienia WOŚP/
W trakcie spotkania szczegółowo omówiono plan wośp-owych wydarzeń w Cork, a także m.in. zebrano zdjęcia do identyfikatorów od wolontariuszy, którzy będą kwestowali w trakcie finału.
Wg informacji umieszczonych na stronie WOŚP, zostało zarejestrowanych 51 sztabów zagranicznych. W Irlandii są cztery sztaby: dwa w Dublinie i po jednym w Cork i Limerick. W Cork, jak co roku, sztab jest zarejestrowany przy Stowarzyszeniu MyCork.
środa, 28 grudnia 2011
Ryszard Kapuściński: Heban
W czasie Świąt przeczytałem kolejną reporterską książkę Ryszarda Kapuścińskiego - tym razem "Heban".
Jest to zapis podróży autora po Afryce, także w "najgorętszym" jeżeli można tak określić - okresie, kiedy afrykańskie kolonie odzyskiwały niepodległość, ale poruszona problematyka jest znacznie szersza. Poznajemy przede wszystkim mieszkających tam ludzi i zagłębimy się w ich mentalność i pojmowanie świata, które momentami są diametralnie odmienne od naszych. Jak napisał sam autor: "(...) Nie jest to więc książka o Afryce, lecz o kilku ludziach stamtąd, o spotkaniach z nimi, czasie wspólnie spędzonym. Ten kontynent jest zbyt duży, aby go opisać. To istny ocean, osobna planeta, różnorodny, przebogaty kosmos. Tylko w wielkim uproszczeniu, dla wygody, mówimy - Afryka. W rzeczywistości, poza nazwą geograficzną, Afryka nie istnieje."
Jest to zapis podróży autora po Afryce, także w "najgorętszym" jeżeli można tak określić - okresie, kiedy afrykańskie kolonie odzyskiwały niepodległość, ale poruszona problematyka jest znacznie szersza. Poznajemy przede wszystkim mieszkających tam ludzi i zagłębimy się w ich mentalność i pojmowanie świata, które momentami są diametralnie odmienne od naszych. Jak napisał sam autor: "(...) Nie jest to więc książka o Afryce, lecz o kilku ludziach stamtąd, o spotkaniach z nimi, czasie wspólnie spędzonym. Ten kontynent jest zbyt duży, aby go opisać. To istny ocean, osobna planeta, różnorodny, przebogaty kosmos. Tylko w wielkim uproszczeniu, dla wygody, mówimy - Afryka. W rzeczywistości, poza nazwą geograficzną, Afryka nie istnieje."
niedziela, 25 grudnia 2011
Boże Narodzenie 2011
Na kilka godzin przed Wigilią skończyliśmy ubierać choinkę. Wigilia - z przyjaciółmi. Po Wigilii - Pasterka w St. Augustine's Church. A pod choinką: mój pierwszy smartfon z androidem. No, to mam co robić w Święta ;-)
Poniżej - kilka zdjęć:
piątek, 23 grudnia 2011
Plakat na WOŚP w Cork
wtorek, 20 grudnia 2011
Marlon Brando, Robert Lindsey: Piosenki, których nauczyła mnie matka
Wczoraj skończyłem czytać autobiografię Marlona Brando, jednego z najbardziej znanych amerykańskich aktorów, m.in. odtwórcy postaci Vito Corleone w kultowym "Ojcu chrzestnym".
W swojej autobiografii pt.: "Piosenki, których nauczyła mnie matka" spisanej razem z dziennikarzem Robertem Lindseyem, Brando opisuje całe swoje bujne życia, od zagubionego chłopca wychowywanego przez rodziców alkoholików, poprzez pobyt w szkole wojskowej, pierwsze występy w teatrze i filmie, po swoje największe życiowe role. Poznajemy ludzi których spotkał na swojej drodze - a byli to m.in. aktorzy z najwyższej półki, liczne romanse w które się wdawał, ale także sprawy które popierał, gdy m.in. walczył o prawa Indian. W książce znalazło się również sporo zdjęć aktora, od wczesnych lat dziecięcych po starość.
W swojej autobiografii pt.: "Piosenki, których nauczyła mnie matka" spisanej razem z dziennikarzem Robertem Lindseyem, Brando opisuje całe swoje bujne życia, od zagubionego chłopca wychowywanego przez rodziców alkoholików, poprzez pobyt w szkole wojskowej, pierwsze występy w teatrze i filmie, po swoje największe życiowe role. Poznajemy ludzi których spotkał na swojej drodze - a byli to m.in. aktorzy z najwyższej półki, liczne romanse w które się wdawał, ale także sprawy które popierał, gdy m.in. walczył o prawa Indian. W książce znalazło się również sporo zdjęć aktora, od wczesnych lat dziecięcych po starość.
niedziela, 18 grudnia 2011
Pokaz filmu "Towarzysz Generał"
Dzisiaj w salce przy St. Augustine's Church (czyli tzw. "polskim kościele") w Cork, miał miejsce pokaz filmu "Towarzysz Generał". Pokaz zorganizowało NiepoprawneRadio.pl.
"Towarzysz Generał" to film dokumentalny Roberta Kaczmarka i Grzegorza Brauna z 2009 roku, który przedstawia sylwetkę Wojciecha Jaruzelskiego, od jego najmłodszych lat poprzez poszczególne dekady PRL-u po czas teraźniejszy. Po pokazie filmu miała miejsce dyskusja o tym dokumencie, a także na inne, zbliżone tematycznie zagadnienia.
Organizatorzy już dzisiaj zapraszają na kolejne spotkanie w styczniu. Zostanie wówczas wyemitowany film "Towarzysz Generał idzie na wojnę" oraz odbędzie się kolejne spotkanie z jego reżyserem, Grzegorzem Braunem.
/Powyżej: organizatorzy pokazu/
sobota, 17 grudnia 2011
Irish Shopfronts
Witryny niektórych sklepów, pubów a nawet aptek i urzędów pocztowych w Irlandii bywają naprawdę interesujące. Właśnie przeglądam poświęcony nim album fotograficzny ;-)
Jest to "Irish Shopfronts". Wprowadzenie do niego napisał Patrick O'Donovan a zdjęcia wykonał John Murphy. Książka została wydana w 1981 roku, liczy sto stron i zawiera niewiele większą liczbę kolorowych fotografii. Zobaczymy tam wspomniane na wstępie witryny, czy też ściślej - frontowy kolorowy wygląd - wielu sklepików, pubów, niewielkich urzędów pocztowych i aptek z całej Irlandii.
Jest to "Irish Shopfronts". Wprowadzenie do niego napisał Patrick O'Donovan a zdjęcia wykonał John Murphy. Książka została wydana w 1981 roku, liczy sto stron i zawiera niewiele większą liczbę kolorowych fotografii. Zobaczymy tam wspomniane na wstępie witryny, czy też ściślej - frontowy kolorowy wygląd - wielu sklepików, pubów, niewielkich urzędów pocztowych i aptek z całej Irlandii.
Nowa strona MyCork
Wczoraj późnym wieczorem Stowarzyszenie MyCork /www.mycork.org/ udostępniło w sieci nową wersję swojej witryny. Poprzednia pochodziła sprzed kilku lat.
Poniżej od lewej: poprzednia i nowa wersja strony MyCork:
Witryna i forum MyCork od początku swojego istnienia pełnią ważną rolę informacyjną i integrującą polską społeczność w Cork. Dzięki możliwości umieszczenia bezpłatnych drobnych ogłoszeń, wiele polskich biznesów pozyskuje klientów. Natomiast dzięki płatnym reklamom Stowarzyszenie MyCork może pozyskiwać środki na swoją działalność, w tym na tak duże projekty jak Festiwal Kultury Polskiej czy finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, i dzięki temu nie jest uzależnione - jak większość innych organizacji - od grantów i dotacji.
Sam swego czasu sam brałem udział w spotkaniach dotyczących pracy nad stroną MyCork w 2010 i 2007 roku, tym bardziej więc się cieszę, że witryna nadal się rozwija ;-)
Poniżej od lewej: poprzednia i nowa wersja strony MyCork:
Witryna i forum MyCork od początku swojego istnienia pełnią ważną rolę informacyjną i integrującą polską społeczność w Cork. Dzięki możliwości umieszczenia bezpłatnych drobnych ogłoszeń, wiele polskich biznesów pozyskuje klientów. Natomiast dzięki płatnym reklamom Stowarzyszenie MyCork może pozyskiwać środki na swoją działalność, w tym na tak duże projekty jak Festiwal Kultury Polskiej czy finały Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, i dzięki temu nie jest uzależnione - jak większość innych organizacji - od grantów i dotacji.
Sam swego czasu sam brałem udział w spotkaniach dotyczących pracy nad stroną MyCork w 2010 i 2007 roku, tym bardziej więc się cieszę, że witryna nadal się rozwija ;-)
czwartek, 15 grudnia 2011
Spisek żarówkowy
"Spisek żarówkowy - nieznana historia zaplanowanej nieprzydatności" - to dokument pokazujący nam, konsumentom, jak producenci różnych dóbr podejmują celowe działania, by niektóre urządzenia przestały funkcjonować zaraz po upływie określonego czasu, po to - by zmusić nas do kupna kolejnych produktów.
Niejako symbolem filmu jest historia słynnej amerykańskiej żarówki, znajdującej się w jednym z budynków straży pożarnej w Teksasie, świecącej bez przerwy od 1901 roku, czyli od 110 lat. Tyle że wtedy nikt nie słyszał o planowym projektowaniu żywotności danego produktu. Ale to właśnie od żarówek zaczęły się niecne praktyki producentów, ograniczających okres działania danych urządzeń.
Jedną z takich praktyk przedstawionych w filmie, jest montowanie specjalnych chipów w układach scalonych drukarek atramentowych, które mają za zadanie tylko i wyłącznie unieruchomienie drukarki i zasygnalizowanie że jest "zepsuta" po wykonaniu określonej przez producenta ilości wydruków. Oczywiście nikt nie oddaje drukarek do naprawy, bo koszt naprawy kilkakrotnie przewyższa wartość nowej drukarki. Trzeba kupić kolejną. Ale okazuje się, że po zainstalowaniu odpowiedniego oprogramowania, "zepsuta" drukarka nagle żwawo rusza do dalszej pracy. Takich przykładów jest w filmie znacznie więcej.
Film porusza również kwestię odpowiedzialności człowieka za środowisko naturalne (odpady elektroniczne są przez bogate kraje zachodnie wywożone do krajów afrykańskich), a także podpowiada inne rozwiązania.
Niejako symbolem filmu jest historia słynnej amerykańskiej żarówki, znajdującej się w jednym z budynków straży pożarnej w Teksasie, świecącej bez przerwy od 1901 roku, czyli od 110 lat. Tyle że wtedy nikt nie słyszał o planowym projektowaniu żywotności danego produktu. Ale to właśnie od żarówek zaczęły się niecne praktyki producentów, ograniczających okres działania danych urządzeń.
Jedną z takich praktyk przedstawionych w filmie, jest montowanie specjalnych chipów w układach scalonych drukarek atramentowych, które mają za zadanie tylko i wyłącznie unieruchomienie drukarki i zasygnalizowanie że jest "zepsuta" po wykonaniu określonej przez producenta ilości wydruków. Oczywiście nikt nie oddaje drukarek do naprawy, bo koszt naprawy kilkakrotnie przewyższa wartość nowej drukarki. Trzeba kupić kolejną. Ale okazuje się, że po zainstalowaniu odpowiedniego oprogramowania, "zepsuta" drukarka nagle żwawo rusza do dalszej pracy. Takich przykładów jest w filmie znacznie więcej.
Film porusza również kwestię odpowiedzialności człowieka za środowisko naturalne (odpady elektroniczne są przez bogate kraje zachodnie wywożone do krajów afrykańskich), a także podpowiada inne rozwiązania.
środa, 14 grudnia 2011
Chleb Życia
Wczoraj w jednym z "polskich sklepów" w Cork kupiłem... Chleb Życia ;-)
Najpierw cytat z Ewangelii: "Odpowiedział im Jezus: "Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie." (Ew. Jana 6:35, BT). Ci, którzy przynajmniej od czasu do czasu chodzą do kościoła na msze, pamiętają, że po Przeistoczeniu kapłan mówi: "ofiarujemy Tobie, Boże, Chleb Życia i Kielich Zbawienia".
Wydawałoby się więc, że Chleb Życia można otrzymać tylko w trakcie Mszy Św. A tutaj proszę, wystarczy wizyta w "polskim sklepie" ;-):
A chleb jak chleb. Normalny, krojony, nawet dobry. No dobrze, Chleb Życia już mam. Pytanie, gdzie w Cork można nabyć Kielich Zbawienia? ;-)
Najpierw cytat z Ewangelii: "Odpowiedział im Jezus: "Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie." (Ew. Jana 6:35, BT). Ci, którzy przynajmniej od czasu do czasu chodzą do kościoła na msze, pamiętają, że po Przeistoczeniu kapłan mówi: "ofiarujemy Tobie, Boże, Chleb Życia i Kielich Zbawienia".
Wydawałoby się więc, że Chleb Życia można otrzymać tylko w trakcie Mszy Św. A tutaj proszę, wystarczy wizyta w "polskim sklepie" ;-):
/Powyżej: paragon z moimi wczorajszymi zakupami/
A chleb jak chleb. Normalny, krojony, nawet dobry. No dobrze, Chleb Życia już mam. Pytanie, gdzie w Cork można nabyć Kielich Zbawienia? ;-)
wtorek, 13 grudnia 2011
Irlandzkie kamienne krzyże
Irlandia słynie m.in. z wysokich, charakterystycznych kamiennych krzyży sprzed tysiąca lat. O tych wspaniałych zabytkach pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa opowiadają dwie książki, które właśnie pożyczyłem z biblioteki: Elinor D.U. Powell - "The High Crosses of Ireland: Inspirations in Stone" i Hilary Richardson & John Scarry - "An introduction to Irish high crosses".
Książki zawierają niezbędne kompendium wiedzy na temat irlandzkich krzyży, ich historii, rodzaju ornamentów, itd., itp. W późniejszych wiekach krzyże z charakterystycznym pierścieniem stały się dla Irlandczyków silnym symbolem narodowym, takie krzyże stanęły na grobach Irlandczyków po obydwu stronach Atlantyku.
/Powyżej: "The High Crosses of Ireland: Inspirations in Stone" i "An introduction to Irish high crosses"/
Książki zawierają niezbędne kompendium wiedzy na temat irlandzkich krzyży, ich historii, rodzaju ornamentów, itd., itp. W późniejszych wiekach krzyże z charakterystycznym pierścieniem stały się dla Irlandczyków silnym symbolem narodowym, takie krzyże stanęły na grobach Irlandczyków po obydwu stronach Atlantyku.
poniedziałek, 12 grudnia 2011
Politycznie poprawni ignoranci i tchórze
W wyspiarskich mediach co jakiś czas pojawiają się informacje szkalujące nas, imigrantów z Polski. Co gorsze, ci oszczercy mogą liczyć na polskojęzyczną piątą kolumnę umieszczoną w naszej Ojczyźnie. Dzieje się to przy kompletnej bierności polskich władz, czy to w kraju, czy w jego reprezentacji w ambasadach.
Jak ostatnio podał "The Polish Observer", polonijny tygodnik ukazujący się w Londynie: "Metropolitan Police aresztowała 34-letnią mieszkankę New Addington za rasistowskie obelgi rzucane wobec współpasażerów podróżujących tramwajem na trasie Croydon Wimbledon.
- Co się dzieje z tym krajem, pełno tu pier*** Polaków i czarnych - skarżyła się głośno młoda kobieta z małym chłopcem na kolanach.
Kiedy ktoś zwrócił jej uwagę, ta wypaliła: - Nie jesteś Anglikiem. Ty też nie jesteś Anglikiem! Żaden z was nie jest pier*** Anglikiem. (...)
Później powtórzyła kilkakrotnie: - Mój kraj jest pier*** dziurą.
- Są tu małe dzieci, proszę zachowywać się kulturalnie i z szacunkiem - zwróciła jej uwagę czarnoskóra kobieta objuczona siatkami.
- Pier*** się! Ja też mam małe dziecko! - wykrzykiwała w odpowiedzi inicjatorka całego zajścia.(...)"
U nas by to pewnie przeszło bez echa, bo wiadomo że w Polsce za wszystkie niepowodzenia odpowiedzialni są Żydzi i cykliści, ale w Wielkiej Brytanii nieco inaczej do tego podchodzą. Kobieta została wkrótce aresztowana za "rasistowskie zakłócenie porządku publicznego", a na forach internetowych zawrzało. Przy czym na forach polskich spora część naszych Rodaków - jeżeli w tej sytuacji można ich w ogóle Rodakami nazywać - przyklasnęła tejże wypowiedzi. Polacy popierający wypowiedź przeciwko Polakom? U nas jest to na porządku dziennym. Piotr Czerwiński, pisząc w swojej książce "Przebiegum życiae" o Polsce i Polakach, stwierdził m.in.: "Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata." Trudno nie przyznać mu racji, podobno nikt tak dobrze nie dokopie Polakowi jak drugi Polak, i nikt bardziej nienawidzi Polaków od ich własnych Rodaków. O ile, jak wspomniałem, takich ludzi występujących ramię w ramię z innymi nacjami przeciwko własnemu narodowi można nazywać Polakami. Goszczący we wrześniu b.r. w Cork Grzegorz Braun, reżyser wielu znanych filmów dokumentalnych, podczas spotkania z publicznością powiedział m.in. że "w Polsce mieszka bardzo niewielu Polaków". Kiedy zapytałem go, kim są w takim razie ci ludzie mieszkający między Odrą i Bugiem, Bałtykiem i Tatrami, odpowiedział: "To tubylcy". Polska bez Polaków? Kiedy czyta się takie antypolskie wypowiedzi, sprokurowane przez polskojęzycznych internautów, nie można wykluczyć, że być może ma rację...
Ale w jednym Brytyjka z tramwaju ma zdaje się rację: jej kraj staje się, jeżeli już nie jest, "pier*** dziurą". Wielka Brytania już od co najmniej od zakończenia II wojny światowej nie jest "wielką". Właściwie to powinno się teraz pisać już tylko "Brytania", bez żadnych ozdobnych przymiotników, które są li tylko nędznym wspomnieniem po dawnym światowym mocarstwie, nad którym "słońce nigdy nie zachodziło". Z II wojny światowej tak naprawdę zwycięsko wyszły tylko dwa państwa - USA i ZSRR, które na długo określiły nowy podział sił na świecie. Szczególnie USA zdeklasowały niegdyś Wielką, obecnie Brytanię, otwierając dla siebie nowe rynki zbytu, wcześniej blokowane przez ten kraj, i uzależniając ją od pożyczek: Brytania dopiero w końcu 2006 (!) roku zakończyła spłatę swojego wojennego zadłużenia. Po dawnym mocarstwie pozostało tylko wspomnienie i skradzione, wywiezione z dawnych krajów "kolonialnych" eksponaty w muzeach, których zwrotu te kraje coraz głośniej się domagają.
Co do niektórych Brytyjczyków i ich lamentów na temat "masy czarnych", to sami są sobie winni - jeżeli można to w ogóle rozpatrywać w takich kategoriach. Podobnie zresztą jak inne kraje, mające swego czasu kolonialne apetyty. Teraz dawni koloniści kolonizują swoich byłych kolonizatorów, ot - sprawiedliwość dziejowa. Natomiast uwagi na temat Polaków świadczą tylko o pustocie umysłowej tego rodzaju pasażerek tramwajów, kształtowanej głównie przez media z byłej Wielkiej, a obecnie Brytanii.
Dwa miesiące temu turystycznie bawiłem w Londynie przez tydzień. Krótko bo krótko, więc zrozumiałym jest, że chciałem najpierw zobaczyć to, co "londyńskie", stąd nie skupiałem się na poszukiwaniu "polskich śladów" w tym mieście, niemniej mogę stwierdzić, że w mojej prywatnej opinii informacje o zalewie Londynu przez Polaków są co najmniej bardzo przesadzone. Polacy w tej "mieszance londyńskiej" wcale nie są widoczni. Polski język, na który choćby z racji tego że jest to mój język ojczysty jestem szczególnie słuchowo wyczulony, słyszałem bardzo rzadko, o wiele rzadziej niż np. rosyjski, że o innych z mniej lub bardziej dalekiego wschodu czy południa nie wspominając. I o wiele, wiele rzadziej niż w Cork... W ciągu tego tygodnia trafiłem na 1 (słownie: jeden) polski sklep i znajdującą się tuż przy nim również polską, hm, restauracjo - cukiernię. Za to widziałem całe mnóstwo "narodowych" sklepów, fryzjerów, fastfoodów, itp. prowadzonych przez inne nacje. Proszę mnie dobrze zrozumieć: to nie znaczy, że Polaków w Londynie "nie ma", bo to nieprawda. To znaczy tylko, że z mojego punktu widzenia tygodniowego turysty, w dodatku, śmiem twierdzić, dobrze znającego język polski, nie spotkałem tak wielu śladów polskiej obecności jakby to wynikało z informacji w choćby polskojęzycznych mediach w Polsce. Ba, trafiłem nawet na Victoria Coach, dworzec autobusowy na którym, wg tychże informacji, mają koczować bezdomni Polacy. Może i koczowali, ale na pewno nie podczas mojej wizyty.
Skąd więc te uwagi w tabloidowych mediach brytyjskich, tak chętnie podchwytywane przez podobne polskojęzyczne media w Polsce, o rzekomym zalewie Wielkiej Brytanii przez Polaków? Z trzech powodów: prostactwa dziennikarzy, politycznej pseudopoprawności oraz z powodu kompletnej ignorancji i tchórzostwa polskich władz, które mają gdzieś swoich obywateli za granicą Najświętszej Rzeczpospolitej. Tych w granicach - zresztą też.
Zacznijmy od prostactwa: nie da się ukryć, że osobom które do szkoły miały pod górkę, trzeba prosto objaśniać świat, bo bardziej skomplikowanego komunikatu nie zrozumieją. Prosto, ale nie prostacko, a tymczasem tak właśnie co niektóre brytyjskie dziennikarskie hieny objaśniają swoim czytelnikom przyczyny ich problemów. Wszystkiemu winni imigranci, zabierają pracę, siedzą na socjalu, a najczęściej - jedno i drugie. Oni to są powodem utraty zarobków, przez nich dawne kolonie uzyskały niepodległość i to oni są winni śmierci księżnej Diany, która jak wiadomo po rozwodzie z mężem, którym był Charles Philip Arthur George Mountbatten-Windsor /może trudno w to uwierzyć, ale chodzi o jedną tylko osobę, niejakiego Karola/ związała się... z imigrantem z Egiptu. W dodatku, jak wiadomo, imigranci piją, a jak piją, to kradną, bo każdy pijak to złodziej. Dlaczego jednak w brytyjskich mediach obrywa się głownie Polakom? Z drugiego powodu, tj. politycznej pseudopoprawności. Nie miejmy złudzeń, Brytyjkę z tramwaju aresztowano wyłącznie za uwagi pod adresem "czarnych", a nie "pier... Polaków". W nas można walić jak w bęben, bo jesteśmy biali, ciężko pracujemy, świetnie się integrujemy, nikomu nie podskakujemy, ale przede wszystkim - bo nikt się za nami nie wstawi. Stąd takie głosy w brytyjskich szmatławcach: gdy Polacy przyjeżdżali do Wielkiej, ehm, do Brytanii, to pisano że "zalewamy" ten kraj, kiedy wyjeżdżali - to że "uciekamy". I kto im, bidulom, będzie te kanapki robił? Oczywiście, nie jesteśmy święci i niejeden z nas ma to i owo na sumieniu. Ale, na miły Bóg, to nie my plądrowaliśmy i paliliśmy Tottenham, za to w obronie niegdyś Wielkiej obecnej Brytanii lała się także polska krew, pomimo że zostaliśmy przez nich zdradzeni i zostawieni sami sobie we wrześniu 1939 roku, a następnie sprzedani Stalinowi. O tym wielu Brytyjczyków chciałoby zapomnieć, więc w naszym interesie jest im to jak najczęściej przypominać...
Tak na marginesie, znacie Państwo ten dowcip? W pewnej firmie szef zebrał pracowników i mówi:
- Mam złą wiadomość. Ze względów oszczędnościowych muszę zwolnić jedną osobę.
- Jestem mniejszością i jeśli mnie zwolnisz oskarżę cię o rasizm - powiedział Murzyn.
- Jestem kobietą, oskarżę cię o seksistowskie traktowanie - zagroziła sekretarka.
- Jak mnie zwolnisz, oskarżę cię o dyskryminacje ze względu na wiek - oznajmił 70 letni pracownik.
Zwolniono więc młodego, zdrowego i białego mężczyznę, który jak jedyny "popychał" pracę całej firmy do przodu.
Dowcip jak dowcip, balansuje na granicy dobrego smaku, niemniej pokazuje do czego doszliśmy w imię politycznej poprawności. Czyli do tego, że w imię tejże poprawności można w Wielkiej..., tj. - w Brytanii - robić kozła ofiarnego z Polaków, bo z nikogo innego się nie da. Także, a może przede wszystkim dlatego, że nikt się w naszej obronie nie wstawi, no bo kto niby? Polski rząd? Śmiechu warte. Zresztą, jaki rząd? Ta sprzedajna banda darmozjadów, czołobitna i służalcza wobec Niemców i Rosjan, za to twarda i bezwzględna wobec własnych obywateli? Mając taki rząd i jego reprezentantów, trudno mieć pretensje do obcych pseudodziennikarzy.
Ale najgorszym jest to, że ci pseudodziennikarze mogą liczyć na wsparcie naszych Rodaków w Polsce. W takiej sytuacji naprawdę opadają ręce, gdy znikąd pomocy, czy wręcz - nóż w plecy...
Jak ostatnio podał "The Polish Observer", polonijny tygodnik ukazujący się w Londynie: "Metropolitan Police aresztowała 34-letnią mieszkankę New Addington za rasistowskie obelgi rzucane wobec współpasażerów podróżujących tramwajem na trasie Croydon Wimbledon.
- Co się dzieje z tym krajem, pełno tu pier*** Polaków i czarnych - skarżyła się głośno młoda kobieta z małym chłopcem na kolanach.
Kiedy ktoś zwrócił jej uwagę, ta wypaliła: - Nie jesteś Anglikiem. Ty też nie jesteś Anglikiem! Żaden z was nie jest pier*** Anglikiem. (...)
Później powtórzyła kilkakrotnie: - Mój kraj jest pier*** dziurą.
- Są tu małe dzieci, proszę zachowywać się kulturalnie i z szacunkiem - zwróciła jej uwagę czarnoskóra kobieta objuczona siatkami.
- Pier*** się! Ja też mam małe dziecko! - wykrzykiwała w odpowiedzi inicjatorka całego zajścia.(...)"
U nas by to pewnie przeszło bez echa, bo wiadomo że w Polsce za wszystkie niepowodzenia odpowiedzialni są Żydzi i cykliści, ale w Wielkiej Brytanii nieco inaczej do tego podchodzą. Kobieta została wkrótce aresztowana za "rasistowskie zakłócenie porządku publicznego", a na forach internetowych zawrzało. Przy czym na forach polskich spora część naszych Rodaków - jeżeli w tej sytuacji można ich w ogóle Rodakami nazywać - przyklasnęła tejże wypowiedzi. Polacy popierający wypowiedź przeciwko Polakom? U nas jest to na porządku dziennym. Piotr Czerwiński, pisząc w swojej książce "Przebiegum życiae" o Polsce i Polakach, stwierdził m.in.: "Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata." Trudno nie przyznać mu racji, podobno nikt tak dobrze nie dokopie Polakowi jak drugi Polak, i nikt bardziej nienawidzi Polaków od ich własnych Rodaków. O ile, jak wspomniałem, takich ludzi występujących ramię w ramię z innymi nacjami przeciwko własnemu narodowi można nazywać Polakami. Goszczący we wrześniu b.r. w Cork Grzegorz Braun, reżyser wielu znanych filmów dokumentalnych, podczas spotkania z publicznością powiedział m.in. że "w Polsce mieszka bardzo niewielu Polaków". Kiedy zapytałem go, kim są w takim razie ci ludzie mieszkający między Odrą i Bugiem, Bałtykiem i Tatrami, odpowiedział: "To tubylcy". Polska bez Polaków? Kiedy czyta się takie antypolskie wypowiedzi, sprokurowane przez polskojęzycznych internautów, nie można wykluczyć, że być może ma rację...
Ale w jednym Brytyjka z tramwaju ma zdaje się rację: jej kraj staje się, jeżeli już nie jest, "pier*** dziurą". Wielka Brytania już od co najmniej od zakończenia II wojny światowej nie jest "wielką". Właściwie to powinno się teraz pisać już tylko "Brytania", bez żadnych ozdobnych przymiotników, które są li tylko nędznym wspomnieniem po dawnym światowym mocarstwie, nad którym "słońce nigdy nie zachodziło". Z II wojny światowej tak naprawdę zwycięsko wyszły tylko dwa państwa - USA i ZSRR, które na długo określiły nowy podział sił na świecie. Szczególnie USA zdeklasowały niegdyś Wielką, obecnie Brytanię, otwierając dla siebie nowe rynki zbytu, wcześniej blokowane przez ten kraj, i uzależniając ją od pożyczek: Brytania dopiero w końcu 2006 (!) roku zakończyła spłatę swojego wojennego zadłużenia. Po dawnym mocarstwie pozostało tylko wspomnienie i skradzione, wywiezione z dawnych krajów "kolonialnych" eksponaty w muzeach, których zwrotu te kraje coraz głośniej się domagają.
Co do niektórych Brytyjczyków i ich lamentów na temat "masy czarnych", to sami są sobie winni - jeżeli można to w ogóle rozpatrywać w takich kategoriach. Podobnie zresztą jak inne kraje, mające swego czasu kolonialne apetyty. Teraz dawni koloniści kolonizują swoich byłych kolonizatorów, ot - sprawiedliwość dziejowa. Natomiast uwagi na temat Polaków świadczą tylko o pustocie umysłowej tego rodzaju pasażerek tramwajów, kształtowanej głównie przez media z byłej Wielkiej, a obecnie Brytanii.
Dwa miesiące temu turystycznie bawiłem w Londynie przez tydzień. Krótko bo krótko, więc zrozumiałym jest, że chciałem najpierw zobaczyć to, co "londyńskie", stąd nie skupiałem się na poszukiwaniu "polskich śladów" w tym mieście, niemniej mogę stwierdzić, że w mojej prywatnej opinii informacje o zalewie Londynu przez Polaków są co najmniej bardzo przesadzone. Polacy w tej "mieszance londyńskiej" wcale nie są widoczni. Polski język, na który choćby z racji tego że jest to mój język ojczysty jestem szczególnie słuchowo wyczulony, słyszałem bardzo rzadko, o wiele rzadziej niż np. rosyjski, że o innych z mniej lub bardziej dalekiego wschodu czy południa nie wspominając. I o wiele, wiele rzadziej niż w Cork... W ciągu tego tygodnia trafiłem na 1 (słownie: jeden) polski sklep i znajdującą się tuż przy nim również polską, hm, restauracjo - cukiernię. Za to widziałem całe mnóstwo "narodowych" sklepów, fryzjerów, fastfoodów, itp. prowadzonych przez inne nacje. Proszę mnie dobrze zrozumieć: to nie znaczy, że Polaków w Londynie "nie ma", bo to nieprawda. To znaczy tylko, że z mojego punktu widzenia tygodniowego turysty, w dodatku, śmiem twierdzić, dobrze znającego język polski, nie spotkałem tak wielu śladów polskiej obecności jakby to wynikało z informacji w choćby polskojęzycznych mediach w Polsce. Ba, trafiłem nawet na Victoria Coach, dworzec autobusowy na którym, wg tychże informacji, mają koczować bezdomni Polacy. Może i koczowali, ale na pewno nie podczas mojej wizyty.
Skąd więc te uwagi w tabloidowych mediach brytyjskich, tak chętnie podchwytywane przez podobne polskojęzyczne media w Polsce, o rzekomym zalewie Wielkiej Brytanii przez Polaków? Z trzech powodów: prostactwa dziennikarzy, politycznej pseudopoprawności oraz z powodu kompletnej ignorancji i tchórzostwa polskich władz, które mają gdzieś swoich obywateli za granicą Najświętszej Rzeczpospolitej. Tych w granicach - zresztą też.
Zacznijmy od prostactwa: nie da się ukryć, że osobom które do szkoły miały pod górkę, trzeba prosto objaśniać świat, bo bardziej skomplikowanego komunikatu nie zrozumieją. Prosto, ale nie prostacko, a tymczasem tak właśnie co niektóre brytyjskie dziennikarskie hieny objaśniają swoim czytelnikom przyczyny ich problemów. Wszystkiemu winni imigranci, zabierają pracę, siedzą na socjalu, a najczęściej - jedno i drugie. Oni to są powodem utraty zarobków, przez nich dawne kolonie uzyskały niepodległość i to oni są winni śmierci księżnej Diany, która jak wiadomo po rozwodzie z mężem, którym był Charles Philip Arthur George Mountbatten-Windsor /może trudno w to uwierzyć, ale chodzi o jedną tylko osobę, niejakiego Karola/ związała się... z imigrantem z Egiptu. W dodatku, jak wiadomo, imigranci piją, a jak piją, to kradną, bo każdy pijak to złodziej. Dlaczego jednak w brytyjskich mediach obrywa się głownie Polakom? Z drugiego powodu, tj. politycznej pseudopoprawności. Nie miejmy złudzeń, Brytyjkę z tramwaju aresztowano wyłącznie za uwagi pod adresem "czarnych", a nie "pier... Polaków". W nas można walić jak w bęben, bo jesteśmy biali, ciężko pracujemy, świetnie się integrujemy, nikomu nie podskakujemy, ale przede wszystkim - bo nikt się za nami nie wstawi. Stąd takie głosy w brytyjskich szmatławcach: gdy Polacy przyjeżdżali do Wielkiej, ehm, do Brytanii, to pisano że "zalewamy" ten kraj, kiedy wyjeżdżali - to że "uciekamy". I kto im, bidulom, będzie te kanapki robił? Oczywiście, nie jesteśmy święci i niejeden z nas ma to i owo na sumieniu. Ale, na miły Bóg, to nie my plądrowaliśmy i paliliśmy Tottenham, za to w obronie niegdyś Wielkiej obecnej Brytanii lała się także polska krew, pomimo że zostaliśmy przez nich zdradzeni i zostawieni sami sobie we wrześniu 1939 roku, a następnie sprzedani Stalinowi. O tym wielu Brytyjczyków chciałoby zapomnieć, więc w naszym interesie jest im to jak najczęściej przypominać...
Tak na marginesie, znacie Państwo ten dowcip? W pewnej firmie szef zebrał pracowników i mówi:
- Mam złą wiadomość. Ze względów oszczędnościowych muszę zwolnić jedną osobę.
- Jestem mniejszością i jeśli mnie zwolnisz oskarżę cię o rasizm - powiedział Murzyn.
- Jestem kobietą, oskarżę cię o seksistowskie traktowanie - zagroziła sekretarka.
- Jak mnie zwolnisz, oskarżę cię o dyskryminacje ze względu na wiek - oznajmił 70 letni pracownik.
Zwolniono więc młodego, zdrowego i białego mężczyznę, który jak jedyny "popychał" pracę całej firmy do przodu.
Dowcip jak dowcip, balansuje na granicy dobrego smaku, niemniej pokazuje do czego doszliśmy w imię politycznej poprawności. Czyli do tego, że w imię tejże poprawności można w Wielkiej..., tj. - w Brytanii - robić kozła ofiarnego z Polaków, bo z nikogo innego się nie da. Także, a może przede wszystkim dlatego, że nikt się w naszej obronie nie wstawi, no bo kto niby? Polski rząd? Śmiechu warte. Zresztą, jaki rząd? Ta sprzedajna banda darmozjadów, czołobitna i służalcza wobec Niemców i Rosjan, za to twarda i bezwzględna wobec własnych obywateli? Mając taki rząd i jego reprezentantów, trudno mieć pretensje do obcych pseudodziennikarzy.
Ale najgorszym jest to, że ci pseudodziennikarze mogą liczyć na wsparcie naszych Rodaków w Polsce. W takiej sytuacji naprawdę opadają ręce, gdy znikąd pomocy, czy wręcz - nóż w plecy...
niedziela, 11 grudnia 2011
Boże Narodzenie w Bishop Lucey Park /1/
Znajdujący się w centrum Cork Bishop Lucey Park, niewielki miejski park, został z okazji świąt udekorowany światełkami, choinkami i bajkowymi postaciami. Szczególnie uradowane są z tego dzieci ;-)
/Powyżej: Bishop Lucey Park/
sobota, 10 grudnia 2011
Wywiad w "Kurierze Polskim"
W grudniowym, świątecznym numerze, Kurier Polski opublikował wywiad p. Dagmary Adwentowskiej z moją (nie)skromną osobą.
Kurier Polski jest to obecnie bezpłatny miesięcznik, dostępny na terenie Irlandii i Irlandii Północnej. Na polonijnym rynku prasowym tytuł istnieje od 2006 roku. Publikowane są w nim informacje o bieżących wydarzeniach w Irlandii, dotyczących Polaków, tłumaczenia wybranych artykułów z prasy irlandzkiej, wiadomości kulturalne, wieści z Polski i ze świata oraz sport.
W tym wywiadzie, zatytułowanym "Polak tymczasowo w Irlandii", rozmawiamy - jak napisała p. Dagmara - "o Świętach, o Polakach którzy wyjechali, o tych którzy w ojczyźnie zostali, a także o różnicy pomiędzy emigrantem prawdziwym i zarobkowym." Okładka i wywiad poniżej:
Kurier Polski jest to obecnie bezpłatny miesięcznik, dostępny na terenie Irlandii i Irlandii Północnej. Na polonijnym rynku prasowym tytuł istnieje od 2006 roku. Publikowane są w nim informacje o bieżących wydarzeniach w Irlandii, dotyczących Polaków, tłumaczenia wybranych artykułów z prasy irlandzkiej, wiadomości kulturalne, wieści z Polski i ze świata oraz sport.
W tym wywiadzie, zatytułowanym "Polak tymczasowo w Irlandii", rozmawiamy - jak napisała p. Dagmara - "o Świętach, o Polakach którzy wyjechali, o tych którzy w ojczyźnie zostali, a także o różnicy pomiędzy emigrantem prawdziwym i zarobkowym." Okładka i wywiad poniżej:
piątek, 9 grudnia 2011
Przygotowania w Cork do XX Finału WOŚP
Dzisiaj w The Market Tavern w Cork miało miejsce pierwsze spotkanie wolontariuszy organizujących przyszłoroczny Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jak co roku, finał w Cork organizuje sztab przy Stowarzyszeniu MyCork. Koordynatorką obecnego Finału WOŚP w Cork jest Prezes MyCork Izabela Krygiel-Kozłowska.
W trakcie spotkania wstępnie uzgodniono, że: XX Finał WOŚP w Cork będzie trwał dwa dni: 7 (sobota) i 8 (niedziela) stycznia 2012 r. W sobotę o 19.00 w Cyprus Avenue będzie miało miejsce Śpiewogranie, a o 22.00 w tym samym miejscu - impreza przy polskiej muzyce. W niedzielę o 10.30 zaplanowano bal przebierańców dla dzieci, o 12.30 kolędowanie/jasełka (jeszcze do uzgodnienia) w wykonaniu uczniów Polskiej Szkoły w Cork, o 13.00 pokaz Capoeiry. Tegoroczny finał WOŚP w Cork uświetni występ Closterkeller oraz polskich kapel: Ciernie, Deepend Mind, Emigra i Hallo Jacky. Planowany jest również bal karnawałowy z którego dochód przeznaczony będzie na WOŚP. Wstępnie odbędzie się on w hotelu Montenotte w sobotę 21 stycznia, połączony będzie z licytacjami. W planie jest również: spotkanie z położną, kurs pierwszej pomocy, zumboparty.
Organizatorzy poszukują sponsorów, wolontariuszy i zapraszają do pomocy wszystkich, którzy chcą wesprzeć Finał WOŚP w Cork.
/Powyżej: spotkanie wolontariuszy w The Market Tavern/
W trakcie spotkania wstępnie uzgodniono, że: XX Finał WOŚP w Cork będzie trwał dwa dni: 7 (sobota) i 8 (niedziela) stycznia 2012 r. W sobotę o 19.00 w Cyprus Avenue będzie miało miejsce Śpiewogranie, a o 22.00 w tym samym miejscu - impreza przy polskiej muzyce. W niedzielę o 10.30 zaplanowano bal przebierańców dla dzieci, o 12.30 kolędowanie/jasełka (jeszcze do uzgodnienia) w wykonaniu uczniów Polskiej Szkoły w Cork, o 13.00 pokaz Capoeiry. Tegoroczny finał WOŚP w Cork uświetni występ Closterkeller oraz polskich kapel: Ciernie, Deepend Mind, Emigra i Hallo Jacky. Planowany jest również bal karnawałowy z którego dochód przeznaczony będzie na WOŚP. Wstępnie odbędzie się on w hotelu Montenotte w sobotę 21 stycznia, połączony będzie z licytacjami. W planie jest również: spotkanie z położną, kurs pierwszej pomocy, zumboparty.
Organizatorzy poszukują sponsorów, wolontariuszy i zapraszają do pomocy wszystkich, którzy chcą wesprzeć Finał WOŚP w Cork.
czwartek, 8 grudnia 2011
"Echos Of The Past" i "Scoil Mhuire, Cork"
W Cork Vision Centre mają obecnie miejsce dwie wystawy: "Echos Of The Past" i "Scoil Mhuire, Cork".
"Echos Of The Past" to wystawa już chyba niemal stała, pisałem o niej już w marcu 2009 r., więc powtórzę za tamtą notką: na wystawę składa się szereg zdjęć pochodzących z archiwum lokalnej popołudniówki "Evening Echo". Zdjęcia, datowane od początku ub.w. po lata 80-te minionego stulecia, dokumentują ważne chwile w życiu miasta, a także pokazują codzienne chwile mieszkańców Cork żyjących tutaj kilkadziesiąt lat temu.
Natomiast na górnym poziomie galerii znajduje się wystawa "Scoil Mhuire, Cork", która celebruje 60 rocznicę istnienia Scoil Mhuire, katolickiej szkoły podstawowej w Cork.
"Echos Of The Past" to wystawa już chyba niemal stała, pisałem o niej już w marcu 2009 r., więc powtórzę za tamtą notką: na wystawę składa się szereg zdjęć pochodzących z archiwum lokalnej popołudniówki "Evening Echo". Zdjęcia, datowane od początku ub.w. po lata 80-te minionego stulecia, dokumentują ważne chwile w życiu miasta, a także pokazują codzienne chwile mieszkańców Cork żyjących tutaj kilkadziesiąt lat temu.
/Powyżej: kilka fotografii z wystawy "Echos Of The Past"/
Natomiast na górnym poziomie galerii znajduje się wystawa "Scoil Mhuire, Cork", która celebruje 60 rocznicę istnienia Scoil Mhuire, katolickiej szkoły podstawowej w Cork.
/Powyżej: wystawa "Scoil Mhuire, Cork"/
środa, 7 grudnia 2011
Spotkania z Katechizmem
Od ubiegłego tygodnia wszyscy chętni mogą uczestniczyć w Cork spotkaniach modlitewno - formacyjnych , w trakcie których m.in. szczegółowo jest omawiany Katechizm Kościoła Katolickiego.
Obecny Katechizm powstał na polecenie Papieża Jana Pawła II w 1992 r., a poprzedni i pierwszy zarazem - ponad 400 lat wcześniej, w 1562 r. Spotkania /w języku polskim/ prowadzi werbista o. Bartłomiej Parys, w każdy wtorek o godz. 20.00 w kaplicy przy kościele Holy Trinity Church przy Father Matthew Quay w Cork.
Wybrałem się tam wczoraj, m.in. z racji tego, że teraz właśnie, i to od kilku tygodni, czytam... Katechizm. Niesamowity przypadek - a może wcale nie przypadek? Powoli mi to co prawda to czytanie idzie, bo też nie jest to lektura łatwa, ale im dalej - tym ciekawiej, cokolwiek to znaczy. Skoro więc trafiła się okazja posłuchać o tym od, było nie było, profesjonalisty ;-), musiałem tam być. Katechizm w najbardziej precyzyjny i metodyczny sposób systematyzuje wiedzę o katolicyzmie.
Dla katolików jest to lektura obowiązkowa, dla innych - bardzo wartościowa.
Obecny Katechizm powstał na polecenie Papieża Jana Pawła II w 1992 r., a poprzedni i pierwszy zarazem - ponad 400 lat wcześniej, w 1562 r. Spotkania /w języku polskim/ prowadzi werbista o. Bartłomiej Parys, w każdy wtorek o godz. 20.00 w kaplicy przy kościele Holy Trinity Church przy Father Matthew Quay w Cork.
/Powyżej: kaplica w Holy Trinity Church w Cork w której odbywają się spotkania/
Wybrałem się tam wczoraj, m.in. z racji tego, że teraz właśnie, i to od kilku tygodni, czytam... Katechizm. Niesamowity przypadek - a może wcale nie przypadek? Powoli mi to co prawda to czytanie idzie, bo też nie jest to lektura łatwa, ale im dalej - tym ciekawiej, cokolwiek to znaczy. Skoro więc trafiła się okazja posłuchać o tym od, było nie było, profesjonalisty ;-), musiałem tam być. Katechizm w najbardziej precyzyjny i metodyczny sposób systematyzuje wiedzę o katolicyzmie.
Dla katolików jest to lektura obowiązkowa, dla innych - bardzo wartościowa.
wtorek, 6 grudnia 2011
Mikołajki
Dzisiaj są Mikołajki, czyli Dzień Świętego Mikołaja, obchodzony na pamiątkę św. Mikołaja z Miry, biskupa żyjącego na przełomie III i IV wieku. Jednym ze zwyczajów - jest obdarowywanie się w tym dniu drobnymi prezentami.
Z tego święta najbardziej cieszą się dzieci, ale zwyczaj przekazywania sobie drobnych upominków dotyczy też dorosłych. U mnie św. Mikołaj już był ;-) Oprócz kilku drobiazgów dostałem też to, co cieszy najbardziej, czyli rzecz zrobioną samodzielnie przez osobę obdarowującą. Tym razem - jest to Aniołek z masy solnej ;-)
Z tego święta najbardziej cieszą się dzieci, ale zwyczaj przekazywania sobie drobnych upominków dotyczy też dorosłych. U mnie św. Mikołaj już był ;-) Oprócz kilku drobiazgów dostałem też to, co cieszy najbardziej, czyli rzecz zrobioną samodzielnie przez osobę obdarowującą. Tym razem - jest to Aniołek z masy solnej ;-)
/Powyżej: mój mikołajkowy Aniołek ;-)/
poniedziałek, 5 grudnia 2011
Świąteczny kiermasz na Grand Parade
Święta coraz bliżej. Jak co roku na Grand Parade w Cork stanął świąteczny kiermasz.
W każdy weekend od 26 listopada do 21 grudnia b.r. można tam kupić artystyczne i rzemieślnicze wyroby, świąteczne przysmaki, ozdoby choinkowe, itp. Można również posłuchać kolęd.
/Powyżej: świąteczny kiermasz na Grand Parade/
W każdy weekend od 26 listopada do 21 grudnia b.r. można tam kupić artystyczne i rzemieślnicze wyroby, świąteczne przysmaki, ozdoby choinkowe, itp. Można również posłuchać kolęd.
niedziela, 4 grudnia 2011
Historia III RP
Wczoraj obejrzałem kolejny świetny polski dokument: "Historia III RP".
Dokument podzielony jest na trzy części, pierwsza opowiada o latach 80-tych ub.w., druga - o Okrągłym Stole, trzecia o wyborach w czerwcu 1989 roku i jego konsekwencjach trwających do dzisiaj. O układach, które poszły za daleko, o uwłaszczeniu nomenklatury, która dzięki środkom z państwowych instytucji zakładała działające do dzisiaj banki i umieściła w nich wiernych towarzyszy partyjnych, itd., itp.
Świetna lekcja najnowszej historii Polski - w pigułce.
Dokument podzielony jest na trzy części, pierwsza opowiada o latach 80-tych ub.w., druga - o Okrągłym Stole, trzecia o wyborach w czerwcu 1989 roku i jego konsekwencjach trwających do dzisiaj. O układach, które poszły za daleko, o uwłaszczeniu nomenklatury, która dzięki środkom z państwowych instytucji zakładała działające do dzisiaj banki i umieściła w nich wiernych towarzyszy partyjnych, itd., itp.
Świetna lekcja najnowszej historii Polski - w pigułce.
sobota, 3 grudnia 2011
Piotr Czerwiński w "BaDaCZ"-u
Dzisiaj w Saloniku Prasowy "BadaCZ" w Cork gościł Piotr Czerwiński, który podpisywał swoją najnowszą książkę "Międzynaród".
Piotr Czerwiński mieszka obecnie w Dublinie. W 2005 r. zadebiutował książką "Pokalanie", w 2009 r. ukazała się jego druga książka "Przebiegum Życiae". Szerszej grupie czytelników autor jest także znany jako felietonista piszący dla Wirtualnej Polski. Piotra miałem zaszczyt poznać dwa lata temu w Cork, gdy był tutaj z okazji premiery "Przebiegum Życiae". A teraz - miałem przyjemność gościć go u siebie, gdzie toczyliśmy "nocne Polaków rozmowy" ;-)
Piotr Czerwiński mieszka obecnie w Dublinie. W 2005 r. zadebiutował książką "Pokalanie", w 2009 r. ukazała się jego druga książka "Przebiegum Życiae". Szerszej grupie czytelników autor jest także znany jako felietonista piszący dla Wirtualnej Polski. Piotra miałem zaszczyt poznać dwa lata temu w Cork, gdy był tutaj z okazji premiery "Przebiegum Życiae". A teraz - miałem przyjemność gościć go u siebie, gdzie toczyliśmy "nocne Polaków rozmowy" ;-)
/Powyżej: Piotr Czerwiński w "BaDaCZ"-u./
czwartek, 1 grudnia 2011
David James, Courtney Davis: The Celtic Image
Sztuka celtycka pasjonuje do dzisiaj. "The Celtic Image" zabiera nas w podróż przez galerię sztuki dawnych Celtów, od starożytnych artefaktów po czasy nam współczesne.
W książce autorzy omawiają i ilustrują szereg tematów, którymi zajmowali się dawni celtyccy artyści, a których prace są inspiracją dla wielu artystów współczesnych. Mamy więc wizerunki wojowników, świętych miejsc - od starożytnych gajów i świątyń do klasztorów, nawiązania do sił natury i cyklicznego upływu czasu, a także słynne celtyckie krzyże i pięknie ozdabiane egzemplarze Ewangelii które powstawały w irlandzkich klasztorach.
W książce autorzy omawiają i ilustrują szereg tematów, którymi zajmowali się dawni celtyccy artyści, a których prace są inspiracją dla wielu artystów współczesnych. Mamy więc wizerunki wojowników, świętych miejsc - od starożytnych gajów i świątyń do klasztorów, nawiązania do sił natury i cyklicznego upływu czasu, a także słynne celtyckie krzyże i pięknie ozdabiane egzemplarze Ewangelii które powstawały w irlandzkich klasztorach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)