Strony

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Politycznie poprawni ignoranci i tchórze

W wyspiarskich mediach co jakiś czas pojawiają się informacje szkalujące nas, imigrantów z Polski. Co gorsze, ci oszczercy mogą liczyć na polskojęzyczną piątą kolumnę umieszczoną w naszej Ojczyźnie. Dzieje się to przy kompletnej bierności polskich władz, czy to w kraju, czy w jego reprezentacji w ambasadach.

Jak ostatnio podał "The Polish Observer", polonijny tygodnik ukazujący się w Londynie: "Metropolitan Police aresztowała 34-letnią mieszkankę New Addington za rasistowskie obelgi rzucane wobec współpasażerów podróżujących tramwajem na trasie Croydon Wimbledon.
- Co się dzieje z tym krajem, pełno tu pier*** Polaków i czarnych - skarżyła się głośno młoda kobieta z małym chłopcem na kolanach.
Kiedy ktoś zwrócił jej uwagę, ta wypaliła: - Nie jesteś Anglikiem. Ty też nie jesteś Anglikiem! Żaden z was nie jest pier*** Anglikiem. (...)
Później powtórzyła kilkakrotnie: - Mój kraj jest pier*** dziurą.
- Są tu małe dzieci, proszę zachowywać się kulturalnie i z szacunkiem - zwróciła jej uwagę czarnoskóra kobieta objuczona siatkami.
- Pier*** się! Ja też mam małe dziecko! - wykrzykiwała w odpowiedzi inicjatorka całego zajścia.(...)"

U nas by to pewnie przeszło bez echa, bo wiadomo że w Polsce za wszystkie niepowodzenia odpowiedzialni są Żydzi i cykliści, ale w Wielkiej Brytanii nieco inaczej do tego podchodzą. Kobieta została wkrótce aresztowana za "rasistowskie zakłócenie porządku publicznego", a na forach internetowych zawrzało. Przy czym na forach polskich spora część naszych Rodaków - jeżeli w tej sytuacji można ich w ogóle Rodakami nazywać - przyklasnęła tejże wypowiedzi. Polacy popierający wypowiedź przeciwko Polakom? U nas jest to na porządku dziennym. Piotr Czerwiński, pisząc w swojej książce "Przebiegum życiae" o Polsce i Polakach, stwierdził m.in.: "Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata." Trudno nie przyznać mu racji, podobno nikt tak dobrze nie dokopie Polakowi jak drugi Polak, i nikt bardziej nienawidzi Polaków od ich własnych Rodaków. O ile, jak wspomniałem, takich ludzi występujących ramię w ramię z innymi nacjami przeciwko własnemu narodowi można nazywać Polakami. Goszczący we wrześniu b.r. w Cork Grzegorz Braun, reżyser wielu znanych filmów dokumentalnych, podczas spotkania z publicznością powiedział m.in. że "w Polsce mieszka bardzo niewielu Polaków". Kiedy zapytałem go, kim są w takim razie ci ludzie mieszkający między Odrą i Bugiem, Bałtykiem i Tatrami, odpowiedział: "To tubylcy". Polska bez Polaków? Kiedy czyta się takie antypolskie wypowiedzi, sprokurowane przez polskojęzycznych internautów, nie można wykluczyć, że być może ma rację...

Ale w jednym Brytyjka z tramwaju ma zdaje się rację: jej kraj staje się, jeżeli już nie jest, "pier*** dziurą". Wielka Brytania już od co najmniej od zakończenia II wojny światowej nie jest "wielką". Właściwie to powinno się teraz pisać już tylko "Brytania", bez żadnych ozdobnych przymiotników, które są li tylko nędznym wspomnieniem po dawnym światowym mocarstwie, nad którym "słońce nigdy nie zachodziło". Z II wojny światowej tak naprawdę zwycięsko wyszły tylko dwa państwa - USA i ZSRR, które na długo określiły nowy podział sił na świecie. Szczególnie USA zdeklasowały niegdyś Wielką, obecnie Brytanię, otwierając dla siebie nowe rynki zbytu, wcześniej blokowane przez ten kraj, i uzależniając ją od pożyczek: Brytania dopiero w końcu 2006 (!) roku zakończyła spłatę swojego wojennego zadłużenia. Po dawnym mocarstwie pozostało tylko wspomnienie i skradzione, wywiezione z dawnych krajów "kolonialnych" eksponaty w muzeach, których zwrotu te kraje coraz głośniej się domagają.

Co do niektórych Brytyjczyków i ich lamentów na temat "masy czarnych", to sami są sobie winni - jeżeli można to w ogóle rozpatrywać w takich kategoriach. Podobnie zresztą jak inne kraje, mające swego czasu kolonialne apetyty. Teraz dawni koloniści kolonizują swoich byłych kolonizatorów, ot - sprawiedliwość dziejowa. Natomiast uwagi na temat Polaków świadczą tylko o pustocie umysłowej tego rodzaju pasażerek tramwajów, kształtowanej głównie przez media z byłej Wielkiej, a obecnie Brytanii.

Dwa miesiące temu turystycznie bawiłem w Londynie przez tydzień. Krótko bo krótko, więc zrozumiałym jest, że chciałem najpierw zobaczyć to, co "londyńskie", stąd nie skupiałem się na poszukiwaniu "polskich śladów" w tym mieście, niemniej mogę stwierdzić, że w mojej prywatnej opinii informacje o zalewie Londynu przez Polaków są co najmniej bardzo przesadzone. Polacy w tej "mieszance londyńskiej" wcale nie są widoczni. Polski język, na który choćby z racji tego że jest to mój język ojczysty jestem szczególnie słuchowo wyczulony, słyszałem bardzo rzadko, o wiele rzadziej niż np. rosyjski, że o innych z mniej lub bardziej dalekiego wschodu czy południa nie wspominając. I o wiele, wiele rzadziej niż w Cork... W ciągu tego tygodnia trafiłem na 1 (słownie: jeden) polski sklep i znajdującą się tuż przy nim również polską, hm, restauracjo - cukiernię. Za to widziałem całe mnóstwo "narodowych" sklepów, fryzjerów, fastfoodów, itp. prowadzonych przez inne nacje. Proszę mnie dobrze zrozumieć: to nie znaczy, że Polaków w Londynie "nie ma", bo to nieprawda. To znaczy tylko, że z mojego punktu widzenia tygodniowego turysty, w dodatku, śmiem twierdzić, dobrze znającego język polski, nie spotkałem tak wielu śladów polskiej obecności jakby to wynikało z informacji w choćby polskojęzycznych mediach w Polsce. Ba, trafiłem nawet na Victoria Coach, dworzec autobusowy na którym, wg tychże informacji, mają koczować bezdomni Polacy. Może i koczowali, ale na pewno nie podczas mojej wizyty.

Skąd więc te uwagi w tabloidowych mediach brytyjskich, tak chętnie podchwytywane przez podobne polskojęzyczne media w Polsce, o rzekomym zalewie Wielkiej Brytanii przez Polaków? Z trzech powodów: prostactwa dziennikarzy, politycznej pseudopoprawności oraz z powodu kompletnej ignorancji i tchórzostwa polskich władz, które mają gdzieś swoich obywateli za granicą Najświętszej Rzeczpospolitej. Tych w granicach - zresztą też.

Zacznijmy od prostactwa: nie da się ukryć, że osobom które do szkoły miały pod górkę, trzeba prosto objaśniać świat, bo bardziej skomplikowanego komunikatu nie zrozumieją. Prosto, ale nie prostacko, a tymczasem tak właśnie co niektóre brytyjskie dziennikarskie hieny objaśniają swoim czytelnikom przyczyny ich problemów. Wszystkiemu winni imigranci, zabierają pracę, siedzą na socjalu, a najczęściej - jedno i drugie. Oni to są powodem utraty zarobków, przez nich dawne kolonie uzyskały niepodległość i to oni są winni śmierci księżnej Diany, która jak wiadomo po rozwodzie z mężem, którym był Charles Philip Arthur George Mountbatten-Windsor /może trudno w to uwierzyć, ale chodzi o jedną tylko osobę, niejakiego Karola/ związała się... z imigrantem z Egiptu. W dodatku, jak wiadomo, imigranci piją, a jak piją, to kradną, bo każdy pijak to złodziej. Dlaczego jednak w brytyjskich mediach obrywa się głownie Polakom? Z drugiego powodu, tj. politycznej pseudopoprawności. Nie miejmy złudzeń, Brytyjkę z tramwaju aresztowano wyłącznie za uwagi pod adresem "czarnych", a nie "pier... Polaków". W nas można walić jak w bęben, bo jesteśmy biali, ciężko pracujemy, świetnie się integrujemy, nikomu nie podskakujemy, ale przede wszystkim - bo nikt się za nami nie wstawi. Stąd takie głosy w brytyjskich szmatławcach: gdy Polacy przyjeżdżali do Wielkiej, ehm, do Brytanii, to pisano że "zalewamy" ten kraj, kiedy wyjeżdżali - to że "uciekamy". I kto im, bidulom, będzie te kanapki robił? Oczywiście, nie jesteśmy święci i niejeden z nas ma to i owo na sumieniu. Ale, na miły Bóg, to nie my plądrowaliśmy i paliliśmy Tottenham, za to w obronie niegdyś Wielkiej obecnej Brytanii lała się także polska krew, pomimo że zostaliśmy przez nich zdradzeni i zostawieni sami sobie we wrześniu 1939 roku, a następnie sprzedani Stalinowi. O tym wielu Brytyjczyków chciałoby zapomnieć, więc w naszym interesie jest im to jak najczęściej przypominać...

Tak na marginesie, znacie Państwo ten dowcip? W pewnej firmie szef zebrał pracowników i mówi:
- Mam złą wiadomość. Ze względów oszczędnościowych muszę zwolnić jedną osobę.
- Jestem mniejszością i jeśli mnie zwolnisz oskarżę cię o rasizm - powiedział Murzyn.
- Jestem kobietą, oskarżę cię o seksistowskie traktowanie - zagroziła sekretarka.
- Jak mnie zwolnisz, oskarżę cię o dyskryminacje ze względu na wiek - oznajmił 70 letni pracownik.
Zwolniono więc młodego, zdrowego i białego mężczyznę, który jak jedyny "popychał" pracę całej firmy do przodu.

Dowcip jak dowcip, balansuje na granicy dobrego smaku, niemniej pokazuje do czego doszliśmy w imię politycznej poprawności. Czyli do tego, że w imię tejże poprawności można w Wielkiej..., tj. - w Brytanii - robić kozła ofiarnego z Polaków, bo z nikogo innego się nie da. Także, a może przede wszystkim dlatego, że nikt się w naszej obronie nie wstawi, no bo kto niby? Polski rząd? Śmiechu warte. Zresztą, jaki rząd? Ta sprzedajna banda darmozjadów, czołobitna i służalcza wobec Niemców i Rosjan, za to twarda i bezwzględna wobec własnych obywateli? Mając taki rząd i jego reprezentantów, trudno mieć pretensje do obcych pseudodziennikarzy.

Ale najgorszym jest to, że ci pseudodziennikarze mogą liczyć na wsparcie naszych Rodaków w Polsce. W takiej sytuacji naprawdę opadają ręce, gdy znikąd pomocy, czy wręcz - nóż w plecy...

5 komentarzy:

  1. Nic dodac, nic ujac, swieta prawda panie Piotrze

    OdpowiedzUsuń
  2. A tu jeden Portugalczyk skarzy sie, ze jest dyskryminowany z powodu Polakow:
    http://praca.wp.pl/title,Ma-byc-zwolniony-z-pracy-bo-nie-mowil-po-polsku,wid,14073877,wiadomosc.html

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest właśnie to o czym napisałem. Czyli: bezprzykładny atak na Polakow przez brytyjskiego szmatlawca, a następnie przedruki tegoż paszkwilu przez polskojęzyczne media - i przyklaśnięcie temu.

    Najpierw popatrzmy na źródło: "Daily Mail", chyba najbardziej "polakożerny" tytuł w Brytanii. Ale czytamy dalej:

    "- Pracownicy naszej firmy przechodzą testy na znajomość języka w trakcie rekrutacji. Nie możemy zmienić tego, że ludzie mogą porozumiewać się w swoim rodzimym języku. Nie można przecież tego zakazać - powiedział Paul Barret, manager firmy Fyffes, do której należy pakownia. Jak dodał, firma przeprowadza wewnętrzną ocenę problemów, o których mówił Portugalczyk. - Franco, skoncentrował się na swojej wersji wydarzeń. Niestety, musieliśmy skontaktować się z agencją pośrednictwa pracy i powiedzieć, że nasza współpraca się nie układa - dodał. "

    Czyli wynika z tego, że Polacy jednak angielski znają, a problemy najprawdopodobniej wynikają z czegoś innego, co p. Franco pominął. A pominał najprawdopodobniej to, o czym napisali pracujący tam Polacy w komentarzach: ten facet nie nadawal się na menagera, nie mial ku temu żadnych umiejetności, po okresie probnym zostal zwolniony. Wg mnie, p. Franco chce wyrwać trochę kasy, bo wiadomo, o pracę trudno.

    Ale dla szmatławców typu "Daily Mail" sprawa jest prosta. Rzekłbym wręcz: prostacka...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to tez dokladnie tak odczytalem. Z tekstu wynika, ze Portugalczyk pracowal przez agencje, wiec przy zwolnieniu nie dostal zadnej odprawy. I wymyslil sposob, zeby te odprawe wyludzic w inny sposob...

    OdpowiedzUsuń
  5. To juz nie jest Great Britain, to jest Little Britain.

    Pozdrawiam,

    Armagh (Little Britain's resident)

    OdpowiedzUsuń