Strony

wtorek, 31 stycznia 2012

XXII wizyta w Polsce (7): promocja w Tesco...

Przed wyjazdem wstąpiłem na chwilę do Tesco, żeby zrobić drobne zakupy. Przypadkowo trafiłem na sprzedaż produktów spożywczych bliskich przeterminowania. Byłem świadkiem niemal regularnej bitwy o nie...

/Powyżej: w krakowskim Tesco grupa ludzi wydziera sobie z rąk przeterminowane produkty.../

Pracownik sklepu wiózł te produkty na palecie, za nim podążała grupa ludzi z których część wybierała artykuły już "w biegu". Kiedy się zatrzymał, ludzie dosłownie rzucili się na te produkty, popychając się wzajemnie i wydzierając je sobie z rąk. Przyznam, że byłem kompletnie zaskoczony. Takie rzeczy widziałem co prawda na YT, ale były to filmiki ze sprzedaży po promocyjnych cenach telewizorów - czy świątecznych karpi. Ale żeby - dosłownie - walczyć o niemal przeterminowaną butelkę mleka? Zanim sięgnąłem po komórkę żeby zrobić zdjęcie (bo nie wiem czy ktoś uwierzyłby mi "na słowo"), było już niemal po wszystkim...

To jest po prostu wstyd, że w Polsce cięgle jest taka bieda, że sporo ludzi, zwłaszcza starszych, musi oglądać każdą złotówkę wydaną na zakup podstawowych produktów spożywczych...

poniedziałek, 30 stycznia 2012

XXII wizyta w Polsce (6): zamrożony Kraków

Wybrałem się na krakowski Rynek. Spacerowałem po nim niemal sam, chociaż było to w samo południe... Jest słonecznie, ale bardzo mroźnie, ludzi dosłownie wymiotło. A ma być jeszcze gorzej, zapowiadają że za kilka dni temperatura spadnie nawet do -30 stopni C. Ale ja - jutro wracam do Cork ;-)

/Powyżej: niemal pusty Rynek Główny w Krakowie/

niedziela, 29 stycznia 2012

XXII wizyta w Polsce (5): Krynica-Zdrój

Weekend spędziłem w Krynicy-Zdroju.

W pierwszej kolejności odwiedziłem oczywiście... Park Słotwiński i przespacerowałem się ulicą Słotwińską ;-)

/Powyżej: Park Słotwiński i ulica Słotwińska/

Później zwiedziłem Muzeum Nikifora znajdujące się w drewnianej willi "Romanówka". Muzeum skromne, ale interesujące, z pamiątkami i pracami tego wybitnego malarza.

/Powyżej: muzeum i pomnik Nikifora/

Następnie udałem się do pijalni wód mineralnych, gdzie spróbowałem m.in. - Słotwinki ;-)

/Powyżej: w pijalni wód mineralnych/

Zaraz potem pojechałem kolejką na Górę Parkową. Jest to pierwsza taka kolej w Polsce wybudowana w 1937 roku i niezmieniona do dzisiaj.

/Powyżej: w kolejce i na Górze Parkowej/

Spacerowałem także po mieście, oglądając charakterystyczne budynki:

/Powyżej: budynki w Krynicy-Zdroju/

... i pomniki:

/Powyżej: pomniki w Krynicy-Zdroju/

Następnego dnia wybrałem się kolejką gondolową na Jaworzynę Krynicką. Piękne widoki ;-)

/Powyżej: Jaworzyna Krynicka/

sobota, 28 stycznia 2012

XXII wizyta w Polsce (4): piwo w stylu retro

Pamiętacie butelki z których pito piwo np. w kultowym "Misiu", w scenie gdy Stanisław Paluch w barze z wybitą szybą żalił się koledze, że prawdziwa miłość nie istnieje? Pojawiły się znowu ;-)

/Powyżej: piwo w charakterystycznej butelce/

Może na zdjęciu tego nie widać, ale jej objętość to 330 ml. Sam takich butelek nawet nie pamiętam, chociaż zdaje się że były bardzo popularne do lat 70-tych ub.w. Potem wypadły z łask. A tutaj, proszę, niespodzianka z tescowej półki, w dodatku z całkiem dobrym niepasteryzowanym piffkiem, jak to drzewiej bywało ;-)

piątek, 27 stycznia 2012

XXII wizyta w Polsce (3): tak nas... rysują

Przeglądam sobie lokalną małopolską prasę sprzed paru dni i oto trafiam na taki rysunek: siedzący na obłoku Pan Bóg zwraca się do człowieka siedzącego na rusztowaniu: "Kiedy cię stwarzałem myślałem, że będziesz kimś więcej niż robotnikiem w Irlandii..."

Rysunku nie chcę tutaj publikować /prawa autorskie, itd/, ale jeżeli ktoś chce go odszukać, to został on opublikowany w wydawanym w Krakowie "Dzienniku Polskim" nr 18 z 23 b.m., a jego autorem jest Andrzej Lichota.

I tak sobie myślę: czy to jeszcze śmieszne, czy - już nie? Nie wiem co jest złego w byciu robotnikiem w Irlandii? Lepiej jest chyba być zwykłym "robolem" gdzieś na Zielonej Wyspie", niż bezrobotnym magistrem w kRAJu? Nie wiem też, po co pogłębiać wystarczająco bezsensowne stereotypy o "zmywakach"?

Nie wiem też, dlaczego obiektem żartów w naszym kRAJu stają się robotnicy w Irlandii, a nie np. absolwenci wyższych uczelni pracujący na kasach w Tesco w Polsce? To, a nie tamto, jest dopiero "śmieszne", chociaż dla wielu jest to śmiech przez łzy...

A może ja po prostu nie mam poczucia humoru?

czwartek, 26 stycznia 2012

XXII wizyta w Polsce (2): apteki i leki

W kRAJu rzuca mi się w oczy rosnąca ilość aptek. Jest ich znacznie więcej niż przed kilkoma miesiącami, nie mówiąc już o stanie sprzed roku-dwóch. Mam wrażenie, że aptek jest więcej niż sklepów spożywczych. W tv też niemal bez przerwy reklamy lekarstw - adresowane już nawet do studentów, którym zalecają to czy owo do zażycia przed sesją w celu lepszej koncentracji. Świat się kręci...

Czy staliśmy się nagle tak słabowitym narodem? Czy po prostu sprzedaż leków to świetny biznes?

środa, 25 stycznia 2012

XXII wizyta w Polsce (1): zima zaskoczyła lotników

Przez najbliższy tydzień będę w Polsce. Dwa dni na Lubelszczyźnie, trzy dni w Krynicy-Zdroju, dwa dni w Krakowie.

Plan był taki: lot do Pyrzowic, stamtąd bus dla odmiany - do Katowic, następnie pociąg i autobus "w Lubelskie". Wyszło trochę inaczej: kapitan poinformował nas, że z powodu dużych opadów śniegu lądowanie w Pyrzowicach jest niemożliwe. Polecimy więc do Krakowa, tam zatankujemy paliwo i przylecimy z powrotem do Przyrzowic. Po wylądowaniu zaczął się tradycyjny rozgardiasz, część Rodaków nie rozumiejących chyba po polsku zaczęła się ubierać i wyciągać walizki, część tkwiła na swoim miejscu, stewardessy i kapitan oczywiście pochowani w swoich kanciapach. Po kilkunastu minutach komunikat, że jednak pogoda się nie poprawia i wysiadamy w Krakowie, skąd autobusy przewiozą wszystkich chętnych do Pyrzowic.

Ja chętny nie byłem, bo i tak przez Kraków miałem przejeżdżać, tyle że pociągiem za kilka godzin. No nic, zastanawiam się, co teraz? Nie ma sensu jechać na dworzec PKP w Krakowie o 2 w nocy, skoro pociąg mam dopiero o 6. W zasadzie nie pozostaje nic innego, niż poczekać kilka godzin na lotnisku w Krakowie, ciepło i bezpiecznie, czego nie można powiedzieć o krakowskim dworcu w nocy...

/Powyżej: puste lotnisko w podkrakowskich Balicach, 3 rano.../

Otwarty kantor, nauczony doświadczeniem mam złotówki, ale z ciekawości zerkam na kurs: euro sprzedają po 4,60 zł, ale skupują po... 3,60. Ot, centusie. Na lotnisku w Pyrzowicach kurs jest niemal "normalny", ale tutaj jak widać aż się palą z chęci oskubania kogo się da, a przyjezdnych w szczególności. Nie tym razem ;-)

W jedynej czynnej o tej porze lotniskowej jadłodajni, nie wiem dlaczego zwanej "restauracją", wypijam kawę i sprawdzam czy jest wi-fi. Jest, a jakże, nawet dwie sieci, Orange i T-mobile, obie płatne. Wybieram web-kiosk w którym przyjmują nawet w monetach euro, i tutaj właśnie piszę pierwszą część pierwszej notki z mojej kolejnej wizyty w Polsce ;-) W międzyczasie komp się sam zresetował, ale o dziwo nie połknął kredytu. Później - coś zjem, obejrzę jakiś film (na szczęście ściągnąłem kilka na komórkę), i jak się zrobi bardziej cywilizowana godzina (bo teraz jest przed trzecią w nocy) - ruszę dalej ;-)

-------------------
Po kilkunastu godzinach i kilkuset kilometrach:

Z ciekawostek: w kasie nie mogłem kupić biletu na I klasę, ponieważ, jak mi powiedziała pani kasjerka pokazując stosowny monit na monitorze swojego komputera, pozostało mniej niż 30 minut do odjazdu pociągu. Ale na II klasę - komputerowy program pozwala nabyć bilet bez problemu... Poza tym PKP chyba za bardzo wzięło sobie do serca biblijne zalecenia z Apokalipsy św. Jana o byciu "zimnym albo gorącym, ale nie letnim", wskutek czego w połowie wagonów panował syberyjski ziąb, za to w drugiej połowie afrykański ukrop. Umieszczone w przedziałach skrzeczące głośniku informujące do jakiej stacji się zbliżamy skutecznie uniemożliwiały drzemkę po zarwanej nocy.

Ale najważniejsze - że dotarłem do celu ;-)

wtorek, 24 stycznia 2012

Poland for Europe

W miejskiej bibliotece przy Grand Parade w Cork ma obecnie miejsce wystawa "Poland for Europe", która prezentuje wkład Polski w europejskie dziedzictwo.

/Powyżej: wystawa w Cork City Library/

Wystawa została przygotowana z okazji objęcia przez Polskę Prezydencji w Unii Europejskiej przez Bibliotekę Główną Województwa Mazowieckiego. Na stronie tej biblioteki czytamy m.in.: "Wystawa prezentuje najznamienitsze postaci polskiej historii, od Mikołaja Kopernika po Jana Pawła II. Przedstawia sylwetki wielkich pisarzy – polskich noblistów, a także portrety wybitnych artystów, takich jak Fryderyk Chopin, Henryk Górecki i Tadeusz Kantor. Przypomina dorobek naukowców i wynalazców, wśród nich Marii Skłodowskiej-Curie i Jacka Karpińskiego, a wreszcie zasługi społeczników i myślicieli, których praca zmieniła bieg historii współczesnej Europy. Ekspozycja prezentuje zdobycze Komisji Edukacji Narodowej i Konstytucji 3 Maja. Ukazuje także pierwowzór bibliotek narodowych – książnicę Załuskich. Wystawa "Polska Europie" zostanie pokazana w 7 stolicach europejskich. Oprócz warszawiaków, zobaczą ją mieszkańcy takich miast, jak Bruksela, Madryt, Moskwa, Nikozja, Berlin i Dublin."

Jak widać, trafiła także do Cork :-)

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Pete McCarthy: Bar McCarthy'ego

Autor jest synem Irlandki i Anglika. Kim więc jest naprawdę? Ta książka to pełen humoru opis podróży po Irlandii, w celu odszukania własnej tożsamości.

Pierwsze wydanie "Bar McCarthy'ego" miał w 2000 roku. Celtycki ekonomiczny tygrys jeszcze silnie prężył muskuły, a na Wyspę większość z nas miała przyjechać dopiero za kilka lat. Byli za to już inni: Niemcy, Anglicy, Włosi, Hiszpanie i Amerykanie. Część z nich to turyści, część próbuje zapuścić korzenie. Autor podróżuje po Irlandii, przypominając sobie swoje dzieciństwo, które przypadało na okres kiedy w szkołach prowadzonych przez duchownych panowała spora dyscyplina, puby były naprawdę wiekowe a nie tylko stylizowane na takie, a wstęp do większości miejsc wartych zobaczenia, dzisiaj szczelnie ogrodzonych z ustawionymi kasami, był bezpłatny. A wszystko to okraszone irlandzkim humorem połączonym z refleksją nad szybko zmieniającą się Zieloną Wyspą i samym podejściem do Irlandczyków. "Anglików ludzie lubią za to, że nie są Niemcami, a Irlandczyków za to, że nie są Anglikami" - wyjaśnia autor.

W książce jest też sporo opisów miejsc które odwiedził autor, ale chyba nie wszystkie, bo jak sam wyjaśnia: "Nigdy nie rozpowiadaj naokoło jaki to uroczy dziewiczy zakątek znalazłeś, bo na drugi raz się nie dopchasz." ;-)

Warto przeczytać, żeby poznać Irlandię jeszcze z innej perspektywy.

Pokaz filmu "Towarzysz generał idzie na wojnę" i spotkanie z reżyserem Grzegorzem Braunem

Dzisiaj w salce przy St. Augustine's Church w Cork (czyli tzw. "polskim kościele") miał miejsce pokaz filmu "Towarzysz generał idzie na wojnę" oraz spotkanie z jego reżyserem, Grzegorzem Braunem.

/Powyżej: uczestnicy pokazu filmu w Cork/

Po pokazie filmu, traktującego o kulisach wprowadzenia stanu wojennego, miała miejsce dyskusja na najbardziej aktualne tematy związane z Polską. Grzegorz Braun już po raz drugi gościł w Cork, poprzednio był tutaj we wrześniu ubiegłego roku, podczas pokazu jego filmów "Eugenika – w imię postępu" i "New Poland", o czym pisałem TUTAJ.

Spotkanie zostało zorganizowane przez NiepoprawneRadio.pl.

niedziela, 22 stycznia 2012

XX Finał WOŚP w Cork

Jak co roku już od pięciu lat, także w Cork zagrała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Tegoroczny finał orkiestry miał miejsce w Cork po raz szósty, od 2007 roku. Sztab WOŚP tradycyjnie został zorganizowany przez Stowarzyszenie MyCork, a szefem sztabu była, podobnie jak w roku ubiegłym, prezes MyCork Izabela Krygiel-Kozłowska. W tym roku sztab został umieszczony w Cyprus Avenue przy Caroline Street.

Niekwestionowaną rekordzistką wśród tegorocznych kwestujących wolontariuszy była Ewa Piwońska, która uzbierała dokładnie... 1900 euro!!! Ewa kwestowała m.in. wspólnie z HusaRRią, grupą polskich motocyklistów w Irlandii, która zebrała w sumie 2460 euro.

Ja sam w tym roku, podobnie jak w 2008 r., nie kwestowałem, ograniczając swoje wsparcie, przynajmniej na razie, do wrzucenia datku do puszki, chociaż tym razem z nieco innych powodów: chciałem się skupić na fotograficznym udokumentowaniu tego wydarzenia, a trudno łączyć jedno z drugim, o czym się już przekonałem w poprzednich latach. Ale wolontariuszy, z tego co zauważyłem, nie brakowało, ponadto wyrosło już w Cork nowe pokolenie ;-)

Finał WOŚP w Cork rozpoczął się w sobotę, 7 stycznia b.r. o godz. 19.30 od Śpiewogrania, koncertu Davida Crowleya i imprezy tanecznej. /kliknij na zdjęcia, żeby je - nieco - powiększyć/:

/Powyżej: Śpiewogranie/
W trakcie Śpiewogrania każdy chętny za datek wrzucony do wośp-owej puszki mógł zamówić wykonanie wybranej piosenki. Z kolei, gdyby śpiewający zbytnio fałszowali ;-), za kolejny datek można było przerwać wykonywanie danego utworu.

/Powyżej: koncert Davida Crowleya/
David Crowley, artysta mieszkający w Cork, zagrał komponowane przez siebie piosenki.

/Powyżej: wośp-owa impreza taneczna/
Imprezę taneczną, m.in. przy polskiej muzyce, z humorem poprowadzili DJ Sridżej i DJ Lipa.

W niedzielę 8 stycznia b.r. wszyscy chętni mogli wziąć także udział w pokazie motocykli grupy HusaRRia, dzieci - w balu przebierańców a dorośli w wieczornym koncercie.

/Powyżej: HusaRRia przed Cork Opera House/

Niedzielne wielkoorkiestrowe granie rozpoczęła o godz. 10.00 HusaRRia, czyli grupa polskich motocyklistów w Irlandii, którzy prezentowali swoje maszyny przed Cork Opera House.

/Powyżej: wośp-owa kwesta po polskiej mszy w St. Augustine's Church/

Wiele osób złożyło datki do wośp-owych puszek po Mszy Św. w języku polskim w St. Augustine's Church.

/Powyżej: bal przebierańców dla dzieci/

O 11.30 w Cyprus Avenue rozpoczął się Bal Przebierańców dla Dzieci, a o 17.00 wielki Finał WOŚP, w trakcie którego zagrali: Paulina Drozd, Ciernie, Hello Jackie i Emigra, a gwiazdą wieczoru, koncert której sobie odpuściłem, był zespół Closterkeller. W trakcie finału miał miejsce pokaz break dance, Capoeiry, oraz, przede wszystkim, licytacje.

/Powyżej: finałowa impreza WOŚP/

Jak wspomniałem, nie czekałem do koncertu Closterkeller. Raz, że cztery koncerty i to pod samą sceną to było dla mnie aż nadto, dwa, że zaczęło robić się tłoczno bo przyszło naprawdę sporo ludzi, a trzy - różnimy się z liderka tej grupy bardzo mocno w kwestiach światopoglądowych. Z Anją Orthodox minąłem się jedynie w wejściu: ona wychodziła po próbie, a ja wchodziłem na początek imprezy. Z tego co mówili znajomi którzy byli do końca - koncert był świetny. Ja mogę tylko powiedzieć, ze nasi emigracyjni artyści również, jak zwykle, byli rewelacyjni :-)

/Powyżej: finałowy koncert/

Ostatnim wydarzeniem WOŚP w Cork był Bal Karnawałowy, który miał miejsce w hotelu Montenotte, w sobotę, 21 stycznia b.r. W trakcie balu miały miejsce m.in. wośp-owe licytacje. Sam bal był świetnie przygotowany i poprowadzony.

/Powyżej: WOŚP-owy Bal Karnawałowy/

Więcej zdjęć z XX Finału WOŚP w Cork można zobaczyć
TUTAJ. Poniżej - nakręcony przeze mnie krótki filmik z części wydarzeń XX Finału WOŚP w Cork:



Jak wspomniałem, Finał WOŚP został zorganizowany w Cork już po raz szósty. O dotychczasowych finałach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Cork można przeczytać tutaj: WOŚP 2011, WOŚP 2010, WOŚP 2009, WOŚP 2008 i WOŚP 2007.

Dotychczasowe wyniki zbiórki w Irlandii:
Dublin: 28 000 euro (kwota częściowa);
Cork: 12 715,71 euro (kwota ostateczna);
Limerick: 8 534,46 euro (kwota ostateczna)

piątek, 20 stycznia 2012

Miliard szczęśliwych ludzi

Dokument z 2011 roku w reżyserii Macieja Bochniaka, o próbach wejścia disco-polowego zespołu Bayer Full na rynek chiński.

Bayer Full, pomimo wydania 19 płyt w łącznym nakładzie 16,5 milionów (!) egzemplarzy /przy czym należy dodać, że jest to wyłącznie nakład oficjalny, "piratów" - nikt nie zliczy.../, w polskojęzycznych mediach jest zespołem wręcz undergroundowym. Z jednej strony nie ma się co dziwić, z drugiej - dziwne że te mendia promują innych "artystów" na dokładnie tym samym poziomie, chociaż może "robiących" w innym pop-nurcie, za to ze sprzedażą wielokrotnie niższą. Gdzie logika? Nie wiem...

O Bayer Full przez chwilę głośno zrobiło się niedawno, kiedy to niemal wszystkie największe mendia podały informację o podpisaniu przez zespół umowy na wydanie płyty w Chinach, w 67 milionach egzemplarzy. Jest to pierwszy w historii przypadek, że polski zespół ma wydać płytę w tak kolosalnym nakładzie, i to w dodatku w Państwie Środka. Skąd wziął się pomysł na Chiny, jak do tego doszło - i czy w ogóle doszło, a także o zderzeniu i różnicy dwóch kultur - mówi właśnie "Miliard szczęśliwych ludzi".

Ale być może nie mówi wszystkiego, być może nie znamy do końca racji obydwu stron, bo jeżeli tak, to można znowu zawołać za Chochołem: "Miałeś, chamie, złoty róg, miałeś, chamie, czapkę z piór...". Na razie z całego tego przedsięwzięcia został przebój wśród chińskiej społeczności w Polsce: "Bo Polak i Chińczyk to jedna rodzina", śpiewany po mandaryńsku przez polską kapelę...

niedziela, 15 stycznia 2012

Dáithí Ó hÓgáin: Historic Ireland. 5000 Years of Ireland's Heritage

Esencja Irlandii na 140 stronach albumu z kolorowymi fotografiami.

Album jest podzielony na prowincje i omawia to, co w Irlandii koniecznie trzeba zobaczyć. Od form geologicznych, poprzez zabytki z epoki kamienia i średniowieczne zamki po wyroby jubilerskie. Oprócz zdjęć - także szczegółowe opisanie tego, co na zdjęciu.

Warto zobaczyć.

The Guard

Irlandzka komedia kryminalna z 2011 roku, z Irlandią w treści i w tle.

Akcja dzieje się w Galway i w okolicach. Policja otrzymuje informację, że do Irlandii ma przybyć drogą morską duży ładunek narkotyków. W grę wchodzą spore kwoty, więc mafia skorumpowała wszystkich gardzistów biorących udział w tej sprawie. Wszystkich - oprócz jednego. Jedyny sprawiedliwy, sierżant Gerry Boyle, zgorzkniały i podstarzały, dzieli swój czas pomiędzy odwiedzinami u umierającej matki, piciem whisky oraz wizytami dojeżdżających z Dublina prostytutek. Nie pogardzi też okradaniem ofiar wypadków drogowych z posiadanych przez nie narkotyków, do zażywania których zresztą otwarcie się przyznaje. Jego parterem w tej sprawie zostaje czarnoskóry agent FBI, wobec którego sierżant czyni rasistowskie uwagi /"jestem Irlandczykiem, rasizm mam we krwi"/, a okoliczna ludność odmawia z nim współpracy, bo nie mówi w Gaeilge /"Jesteśmy w Irlandii. Po angielsku gadaj sobie w Anglii"/.

Świetne dialogi ze specyficznym irlandzkim humorem ;-)

piątek, 13 stycznia 2012

Filmy z Cork sprzed pół wieku

Trafiłem na stronę CorkCam.com, na której znajdują się m.in. kolorowe filmy z Cork /miasta i hrabstwa/ z 1962 r. - i niewiele młodsze.

Poniżej - przejażdżka po Grand Parade w 1962 roku:



Po więcej filmów zapraszam na CorkCam.com

czwartek, 12 stycznia 2012

Sklepy z tradycyjnymi irlandzkimi słodyczami

Pomimo makdonaldyzacji - tradycja znowu zaczyna być w cenie. W Cork w ostatnich miesiącach zobaczyłem przynajmniej dwa nowe sklepy, oferujące tradycyjne irlandzkie słodycze, w dawnym stylu ;-)

/Powyżej: sklep ze słodyczami przy North Main Street/

środa, 11 stycznia 2012

Creative Juices

W Cork Vision Centre ma miejsce kolejna wystawa: "Creative Juices", na której swoje obrazy prezentuje Kevin Sanquest.

/Powyżej: kilka prac z wystawy "Creative Juices"/

Są to współczesne portrety miasta, jeżeli można tak napisać. Najstarszy z tematów dotyczy dawnego budynku Cork Opera House, a najnowszy - wizyty w Cork królowej Elżbiety II w maju ubiegłego roku.

Wystawa trwa od 3 do 28 stycznia b.r.

wtorek, 10 stycznia 2012

Thomas Lane: Ofiary Stalina i Hitlera

Książka o ludziach, których totalitarne reżimy zmusiły do opuszczenia własnego domu, rodziny, kraju. Historia polskich i bałtyckich uchodźców w Wielkiej Brytanii.

Autor przybliża czas wojny, okupację niemiecką i radziecką, a na niektórych ziemiach zmieniającą się jedną i drugą. Poznajemy politykę deportacyjną obydwu reżimów, w wyniku której miliony ludzi zostało wywiezionych bądź w głąb Niemiec na roboty przymusowe, bądź w głąb Sowieckiego Sojuza - również do ciężkiej, katorżniczej pracy. Formowanie się Polskich Sił Zbrojnych, rekrutowanych z Polaków przymusowo wywiezionych z okupowanej przez Sowietów Polski. A następnie - trudny los tych, którzy nie chcieli po wojnie wrócić do Polski, a w przypadku Bałtów - także do swoich krajów, opanowanych przez komunistów. Co ciekawe, ci którzy doświadczyli tylko okupacji niemieckiej, wracali o wiele chętniej od tych, którzy poznali okupację sowiecką. Ci drudzy wiedzieli już, jaki ustrój został przyniesiony do ich ojczyzn na bagnetach czerwonoarmistów. Obserwujemy tworzenie się powojennej emigracji, jej pierwsze i drugie pokolenie oraz różnice między nimi. Co ciekawe, z tego co zauważyłem, niektóre mechanizmy kształtowania się obecnej emigracji są takie same, jak tej sprzed pół wieku temu ;-)

Naprawdę interesująca lektura.

sobota, 7 stycznia 2012

Podatki.ie

1 grudnia ub.r. powstała nowa strona dla przedsiębiorców - i nie tylko - traktująca przede wszystkim o podatkach w Irlandii: Podatki.ie.

Jak napisał jej twórca, Tomasz Kaplan, "Celem portalu jest popularyzacja wiedzy na tematy związane z podatkami, księgowością oraz biznesem w Irlandii."

/Powyżej: fragment głównej strony Podatki.ie/

piątek, 6 stycznia 2012

Pożegnanie z Orange

Klamka zapadła: po 13 latach rozstaję z Orange, siecią komórkową w której "od zawsze" miałem telefon.

Pierwszy telefon w tej sieci, wówczas nazywało to się "Idea", kupiłem w 1998/1999 r. /nie pamiętam już dokładnie, starość nie radość, młodość - nie wesele ;-)/. Moja pierwsza komórka był to dość toporny model Boscha, z trudem mieszczący się w kieszeni, za to nadający się idealnie do rozbicia komuś głowy. No ale, dało się też z tego dzwonić i wysyłać sms-y. Kiedy tylko mogłem uwolniłem się od abonamentu, ale wierny sieci pozostałem, pomimo że była to wybitnie miłość bez wzajemności, o czym Orange nie raz dawało mi do zrozumienia.

Najbardziej wystawiony na próbę zostałem tuż po przyjeździe do Irlandii, w 2004 roku. W Polsce byłem wówczas w jakiejś ofercie mix, czyli coś tam płaciłem co miesiąc, ale i doładowywałem, itp. Z racji wyjazdu chciałem, po zakończeniu tego "mix"-owania, przejść ponownie na pre-paid ale zachować numer, co jak mnie solennie zapewniano w biurze obsługi klienta - przejdzie bezproblemowo. Nie przeszło, w dniu w którym skończyła mi się oferta "mix" której nie przedłużyłem - wyłączyli mi telefon, pomimo że umawialiśmy się inaczej... Po interwencji kazali pisać jakieś pisma, oczywiście - nic to nie dało, numer straciłem.

Pomimo tego, gdy tylko po raz pierwszy przyjechałem do Polski, kupiłem kolejną kartę sim w tej sieci. Gdy byłem w Polsce, doładowywałem, i jakoś to działało. Do teraz. Ponieważ wkrótce znowu zawitam na kilka dni do Ojczyzny, chciałem sprawdzić czy wszystko o.k. z telefonem. I to raczej z rezerwowym aparatem, a nie z samym numerem, bo przez myśl mi nie przeszło, że coś może być nie tak. Ale - jest. Okazało się, że numer znowu został przez Orange zdeaktywowany. Zadzwoniłem do BOK z pytaniem - dlaczego? W końcu bylem w Polsce w maju i w sierpniu ub.r., telefon doładowywałem i korzystałem z niego, więc o co chodzi? Ano, jak wyjaśniła mi pani, w sierpniu doładowałem za mało i ważność się skończyła.

Ręce opadają. No nic, wiem że od niemal 8 lat klient ze mnie żaden, ale trudno oczekiwać ode mnie nie wiadomo czego, gdy mieszkam za granicą i, nazwijmy to "główny" telefon mam w jednej z tutejszych sieci, niemniej, zawsze te kilka doładowań w roku zostawiałem. Spojrzałem na pierwszą z brzegu ofertę konkurencji: "konto ważne rok, bez doładowań, każda czynność przedłuża ważność konta", itd., itp. Czyli - można inaczej?

No to, drogie Orange, z dedykacją od wieloletniego, już byłego klienta, "To ostatnia niedziela" oczywiście w nieśmiertelnym wykonaniu Mieczysława Fogga. Żal nieco i nostalgia, bo w końcu to była moja pierwsza sieć, której w dodatku byłem, w Polsce, wierny. Bo tutaj to przeszedłem już przez niemal wszystkie. No ale, nic nie może przecież wiecznie trwać, coś się kończy, coś zaczyna ;-)

Pytanie, co dalej? Myślę nad T-mobile albo Heyah. Obydwie należą do jednego operatora, ale Heyah ma lepsze reklamy ;-) I, co najważniejsze, w żadnej z nich nikt mi nie wyłączy telefonu, jeżeli chociaż raz na rok napiszę sms-a. O doładowaniu nie wspominając...

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Michał Komar: Władysław Bartoszewski. Wywiad rzeka.

Wywiad z człowiekiem - legendą, którego życiorysem można by obdarzyć co najmniej kilka osób. Więzień Auschwitz, żołnierz AK, uczestnik Powstania Warszawskiego, więzień PRL-u, odznaczony medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, opozycjonista, współpracownik m.in. polskiej sekcji Radia Wolna Europa, internowany, szef dyplomacji w III RP.

300 stron, sporo fotografii, dołączona płyta cd z fragmentami wywiadu. Władysław Bartoszewski opowiada o całym swoim życiu, od czasu dzieciństwa po rok 2005. Wspaniała lekcja polskiej historii i patriotyzmu. Jak powiedział Bartoszewski o Polsce i Polakach: "Jeśli Sodoma musiała ulec zagładzie, bo zabrakło w niej dziesięciu sprawiedliwych, to my zasłużyliśmy na istnienie jako społeczność, z której wyrosły tysiące sprawiedliwych."

Szkoda tylko, że człowiek tak zasłużony, z tak pięknym życiorysem, ostatnio wdał się w jakieś polityczne pyskówki na temat "bydła" czy "zwierząt futerkowych". Jemu, wg mnie, taki język nie przystoi. Ale - może ja się nie znam...