Irlandzka komedia kryminalna z 2011 roku, z Irlandią w treści i w tle.
Akcja dzieje się w Galway i w okolicach. Policja otrzymuje informację, że do Irlandii ma przybyć drogą morską duży ładunek narkotyków. W grę wchodzą spore kwoty, więc mafia skorumpowała wszystkich gardzistów biorących udział w tej sprawie. Wszystkich - oprócz jednego. Jedyny sprawiedliwy, sierżant Gerry Boyle, zgorzkniały i podstarzały, dzieli swój czas pomiędzy odwiedzinami u umierającej matki, piciem whisky oraz wizytami dojeżdżających z Dublina prostytutek. Nie pogardzi też okradaniem ofiar wypadków drogowych z posiadanych przez nie narkotyków, do zażywania których zresztą otwarcie się przyznaje. Jego parterem w tej sprawie zostaje czarnoskóry agent FBI, wobec którego sierżant czyni rasistowskie uwagi /"jestem Irlandczykiem, rasizm mam we krwi"/, a okoliczna ludność odmawia z nim współpracy, bo nie mówi w Gaeilge /"Jesteśmy w Irlandii. Po angielsku gadaj sobie w Anglii"/.
Świetne dialogi ze specyficznym irlandzkim humorem ;-)
Świetny film a główny aktor jest niesamowity - polecam
OdpowiedzUsuńTego aktora pamietam z filmu "General" z 1998 roku.
OdpowiedzUsuńRowniez goraco polecam, jesli ktos nie widzial :)
O tak, film faktycznie bardzo fajny :) Byłam na nim w kinie, a w czasie oglądania sceny z ukrytym pistoletem i "fungie" z Dingle cała sala ryczała ze śmiechu :)
OdpowiedzUsuńUśmiać się można z samych min Gleesona :)
Miłej niedzieli, Piotrze.