Wczoraj wieczorem wróciłem do Cork. Lot do Dublina, autobus do Cork.
W Krakowie zdziwiło mnie, że nikt się za bardzo nie przepycha do odprawy. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to dlatego że w Airlingusie, którym tym razem leciałem, miejsca są numerowane. Po wejściu do autobusu przewożącego pasażerów do samolotu drzwi zostały zamknięte i trzymano nas w nim, stłoczonych, niemal kwadrans, bo samolot nie był jeszcze gotowy. Dzieci płaczą, dorośli psioczą. W końcu wsiadamy do samolotu i startujemy. Siedzący obok mnie Rodak usiłował kupić kawę za złotówki - nie udało mu się, przyjmują tylko euro. Trochę czytam krakowską prasę, trochę drzemię.
Lądujemy, odprawa, zaraz mam autobus do Cork. Jest w nim oczywiście wi-fi, więc w czasie jazdy spędzam trochę czasu na czytaniu zaległych e-maili oraz serwisów informacyjnych. Trochę rozprasza mnie głośne chrapanie rozwalonego dwa siedzenia dalej pana Araba, do którego co chwilę przychodzą sms-y anonsowane dźwiękiem którym jest donośne nawoływanie muezina do modlitwy w meczecie.
W końcu - dotarłem do domu ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz