Upraszczając znacznie II zasadę termodynamiki można stwierdzić, że każde ciało dąży do posiadania jak najmniejszych energii. Podobnie jest chyba z odbiorcami współczesnych mediów: oni dążą do posiadania jak najmniejszej ilości wiedzy, ale że życie z kolei nie znosi próżni - implikują sobie w to miejsce lekkostrawną medialną papkę. Współczesne media nie kształtują gustów odbiorców, przeciwnie - będąc czystko komercyjnym przedsięwzięciem schlebiają gustom tłuszczy, dostosowując się do jej poziomu. A poziom przeciętnego zjadacza tescowego chleba jest niestety z każdą dekadą, ba - rokiem wręcz, niższy. Stąd taka popularność telenowel i innych telewizyjnych bzdur, które pozwalają wyłączyć i tak mało używany mózg i przez kolejne godziny przed szklanym ekranem żyć wymyślonym życiem innych. Szczególnie gdy tym innym za bardzo się nie wiedzie, czyli inaczej rzecz ujmując: gdy bliźni mają przerąbane a my wygodnie przed tv z herbatką w dłoni zapadając się w miękki fotel możemy czuć się lepsi.
Ostatnio polskojęzyczne media w Polsce przez ładnych parę tygodni żyły tragedią dwojga młodych ludzi z Sosnowca, którzy stracili dziecko, a matka dziecko usiłując ukryć nieszczęśliwy wypadek (?) wymyśliła bajeczkę o porwaniu córeczki. O ile na początku zainteresowanie można było zrozumieć a nagłośnienie mogłoby pomóc w odnalezieniu dziecka, o tyle po wyjaśnieniu sprawy dalsze grzebanie w tym nie ma sensu. Ale polskojęzyczne media nie odpuszczają, dalej zapełniając łamy swoim pisemek informacjami z życia tych dwojga młodych ludzi. Zapełniają, bo są tacy którzy chcą to czytać. Tak swoją drogą: w tym samym czasie gdy rozegrała się ta tragedia, wydarzyły się w Polsce też inne, nie mniej wstrząsające. No ale - nie były tak "medialne"...
Do tego dochodzi swoiście pojmowana dziennikarska "rzetelność" co niektórych mediów, zwłaszcza polskojęzycznej prasy /czy też nazywając rzecz po imieniu: niemieckich gazet dla Polaków w Polsce/.
Ot, przykład mój osobisty: kilka dni temu szukając czegoś w internecie ze zdumieniem odkryłem w nim artykuł dotyczący Irlandii, opublikowany przed rokiem w jednym z takich "wiodących" prasowych tytułów, w którym pani redaktor pyta mnie - a ja odpowiadam - o pewne kwestie związane z urokami Zielonej Wyspy. Problem w tym, że ja tej pani redaktor na oczy nie widziałem jak również z nią nie rozmawiałem, chociaż wynika to z tekstu. Moja wypowiedź została wyjęta z tego bloga, rzecz jasna bez podania źródła i sprytnie wkomponowana w tekst o czym oczywiście nie zostałem poinformowany, za to czytelnik ma wrażenie że pani redaktor osobiście pofatygowała się z Warszawy do Cork, żeby porozmawiać o tym i owym. To tylko pierwszy z brzegu przykład, a jest ich znacznie więcej. Jeżeli takie rzeczy spotykają nawet mnie, w końcu "małego żuczka", to można zapytać - jak powszechne jest to zjawisko? Jak widać, dziennikarze piszący dla zdawałoby się poważnych "drukowanych" tytułów nie mają już nawet czasu na osobisty kontakt z tymi z którymi "rozmawiają". Jeszcze gorzej jest w przypadku internetowych portali, tam ilość generowanych bzdur woła o pomstę do nieba.
Na marginesie: śp. Ryszard Kapuściński, król reportażu, człowiek który pracę mediów poznał jak nikt inny, stwierdził swego czasu: "Trzeba oderwać się na chwilę od tego szumu medialnego, którego codzienną dawką jesteśmy bombardowani. Doświadczenie człowieka podróżującego po wszystkich kontynentach przeczy temu, co widzimy w telewizji." Ja od siebie mogę tylko dodać, że np. co innego czytam w niemieckich gazetach dla Polaków o Irlandii, a co innego widzę mieszkając tutaj. Na wszelki wypadek - wybiorę się do okulisty...
Ta popularność tego współczesnego "opium dla ludu" wynika również z zagubienia i wyobcowania ludzi współczesnej cywilizacji, dla której większość z tych ludzi jest zupełnie zbędna... Podobno przy obecnym systemie zautomatyzowania do poprawnego funkcjonowania państw i społeczeństw wystarczy nie więcej jak 20% jego obywateli. Inaczej rzecz ujmując: tylko 20% ludzi wykonuje pracę rzeczywiście niezbędną i konieczną. Cala reszta zajmuje się zaspokajaniem potrzeb które nie są niezbędne do w miarę normalnego życia. Stąd rosnące zatrudnienie i popularność coraz bardziej wydumanego sektora usług wszelakich, od artystycznego strzyżenia psów poprzez pedicure przy pomocy ryb Garra Rufa po choćby podróżowanie. Cały potężny przemysł turystyczny tak naprawdę zaspokaja mniej lub bardziej, w dużym cudzysłowie "wydumane fanaberie" mniej lub bardziej zamożnych osób, którym nie wystarczą filmy dokumentalne czy przyrodnicze, ale chcą na własne oczy zobaczyć, dotknąć, poczuć smak i zapach innych, często egzotycznych krajów. Ale można bez tego żyć? Ano można... W końcu zdecydowana większość Rodaków w kRAJu urlopy spędza przed telewizorem, chociaż nie wiem, czy sobie to chwali, czy może wolałaby na własne oczy zobaczyć w tym czasie Rzym i Krym, ale niestety, fundusze pozwalają jedynie na podróże palcem po mapie. I tutaj powraca słynne pytanie: "Jak żyć, panie premierze?"... Bo oczywiście przepustką i jednocześnie barierą do skorzystania z takich usług jest posiadanie odpowiednich środków pieniężnych, a z tym jak wiadomo jest coraz bardziej krucho. Rozwarstwienie społeczne zaczyna przyśpieszać: bogaci się bogacą, biedni biednieją, a po klasa średnia równa w dół do biednych.
Ale przecież można inaczej. Obcowanie z kulturą na wyższym poziomie nie jest wcale trudno dostępne ani kosztowne. Wprost przeciwnie: w takim niewielkim Cork z powodzeniem co tydzień można trafić na interesującą wystawę, pokaz filmu, przedstawienie, itp. Działają koła zainteresowań, od fotograficznego po miłośników poezji. Oczywiście - wszystko to tworzą Irlandczycy, nasz polonijny wkład jest póki co minimalny, niemniej - można z tego korzystać bez ubytków w portfelu. Podobnie jest w innych miastach, że nie wspomnę o Dublinie. Tymczasem wielu Rodaków twierdzi że "nic się tutaj nie dzieje". Jak to nic??? Ponieważ mieszkam w Cork, wiec siłą rzeczy ten region jest mi najbliższy, kilka słów o tym co będzie się działo tylko w marcu b.r., i to tylko największe wydarzenia: Cork French Film Festival, West Cork Drama Festival, Cork St. Patrick’s Festival a na deser: Golden Age of Polish Animation i jubileuszowy występ Cezarego Pazury. W Dublinie - można to spokojnie pomnożyć przez trzy. Nawet domatorzy przekładający nad wszystko domowy fotel i monitor laptopa, zamiast sączyć internetową papkę - mogą np. obejrzeć już kilkaset polskich filmów artystycznych zgromadzonych i udostępnionych na stronie internetowej Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie /artmuseum.pl/filmoteka/. Zresztą o czym tu pisać - przecież wystarczy chcieć i korzystać. Póki to nie zabronione...
Mam wrażenie, że jesteśmy świadkami tworzenia się "drugiego obiegu" informacji kulturalnych /i nie tylko/, chociaż, przynajmniej na razie, funkcjonującego w ramach obowiązującego porządku prawnego. Mainstream tłoczy ogłupiającą rozrywkę skrupulatnie pomijając to co mogłoby zmusić odbiorcę do głębszej refleksji, często na jego własne zresztą życzenie.
Ale czy taka powinna być rola i misja współczesnych mediów?
Pokolenie MTV, hmmm... Moi koledzy niegdys "rozszyfrowali ten skrot" jako "Mnie To Vali" i jest to czesta obecnie postawa wsrod mlodego pokolenia.
OdpowiedzUsuń...zaczęłam czytać...10 i pół linijki przeczytałam z zainteresowaniem bo temat, który poruszasz a raczej wydawało mi się, że chcesz poruszyć, jest ciekawy i chętnie bym z Tobą podyskutowała;-), ale nie...nie da polemizować z urazami... Rozwijasz temat i kończysz jak zwykle...media są w obcych rękach a to,że Pan od pytania..."Jak żyć, panie premierze?"... nie chodzi do teatru to wina Tuska;-)))...nudne;-) i wcale nieprawdziwe...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Renato:
Usuń1. spora część (a może - zdecydowana większość?) choćby znanych polskojęzycznych lokalnych dzienników prasowych w Polsce jest w obcych rękach. Verlagsgruppe Passau wydająca m.in. takie tytuły jak: Dziennik Bałtycki, Dziennik Łódzki, Dziennik Zachodni, Gazeta Krakowska, Głos Wielkopolski, Gazeta Wrocławska, Express Ilustrowany, Kurier Lubelski, Dziennik Polski, Echo Miasta - i sporo innych, to chyba nie polska firma?
2. Ja nie twierdzę, że to /tylko/ wina Tuska. To także wina wielu /jak nie wszystkich/ jego poprzedników.
Niestety, nasz kRAJ nie ma szczęścia do włodarzy...
Szanowna Renato, myślę że wiele odpowiedzi na twoje pytania znajdziesz w tym oto zabawnym wierszu:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=PCUmmMrR3tU
...Szanowny Anonimie; ja nie zadaję żadnych pytań w swoim komentarzu;-) a gdybym jakieś pytania miała, skierowałabym je do osoby mądrej...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Bo teraz dziennikarze miast rzeczywistość opisywać i wyjaśniać zostali zatrudnieni do jej "tworzenia".
OdpowiedzUsuńDrugi obieg istniał jak świat światem i był potrzebny i kreatywny. Teraz zaś drugi obieg wygląda jak podziemna walka o przetrwanie.
Ta 'polskojezyczna prasa w obcych (niemieckich) rekach' to kopia z propagandy 'czysto polskiego' naszegodziennika, po prostu kon by sie usmial. W Polsce jest swoboda dzialania na rynku wiec kazdy moze zalozyc gazete i jak bedzie mial kase na jej wydawanie to moze sobie drukowac. Monopole sa zakazane i to chroni konsumentow przed monopolem szmatlawcow w rodzaju naszego czy gazet polskich. Jak ktos ma ochote to moze sobie te gazety kupowac ale wiekszosc nie ma na to ochoty.
OdpowiedzUsuń@ Anonimowy: "W Polsce jest swoboda dzialania na rynku"
UsuńWiesz to z własnego doświadczenia, czy kopiujesz propagandę kogoś innego?
Może @Anonimowy miał na mysli szara strefę albo czarny rynek?
UsuńTytuł tematu bardzo ciekawy i chętnie bym podyskutował ale po trzecim zdaniu Pisze już Pan o czymś zupełnie innym...Tak wiemy co to Verlagsgruppe Passau, Mecom i Orkla, baaa znamy nawet dzienniki które wydawali lub wydają ale myślałem, że temat będzie dotyczył właśnie pokolenia MTV i tego co obecnie dzieje się w tej stacji...Co skłania ludzi do zmiany formatu telewizji, komu opłaca się zidiocenie młodzieży nawet kosztem spadku oglądalność...czym było pokolenie MTV i dlaczego dziś tego określenia nie można przypisać do współczesnej młodzieży? Jest ktoś chętny do dyskusji?
OdpowiedzUsuń