wtorek, 3 lipca 2012

XXIII wizyta w Polsce (1): nieoczekiwana zmiana miejsc

Od 3 do 16 lipca jestem w Polsce. Kraków, Giżycko, Mrągowo, Pisz, dalej - zobaczymy.

Lot Wizzairem z Cork do Pyrzowic. W samolocie zajmujemy z Agnieszką miejsca obok siebie. Po chwili okazuje się, że przy naszych fotelach... nie ma pasów. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem. Okazało się, że takich foteli było znacznie więcej, stewardessy każą się przesiadać, wszystkim, którzy mieli pecha takie miejsca zająć, miejsc zaczyna brakować, robi się zamieszanie. Obsługa w 100% polska zaczyna być opryskliwa.
- Jak przy fotelach może nie być pasów? - pyta jeden z pasażerów
- To ci państwo z poprzedniego lotu je ukradli - odpowiada stewardessa.
Nie wiem, po co komu pasy od samolotowych foteli, tym bardziej że brakowało ich co najmniej w kilku, może kilkunastu fotelach rozmieszczonych w różnych miejscach. Może to bzdura a może faktycznie - Polak potrafi?

Dostrzegamy wolne miejsca, ale jedna ze stewardess jak lwica broni nam dostępu do nich. Nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
- Tutaj nie wolno siadać!
- Dlaczego? Przecież są wolne?
- To są miejsca za dodatkową opłatą (
chodziło pewnie o miejsca z dodatkową przestrzenią na nogi, taka namiastka biznesklasy dla pasażerów tanich linii lotniczych ;-) i byłoby to nie fair w stosunku do osób, które za nie zapłaciły!
- Ale przecież nikt nie zapłacił, skoro są puste i nikt tutaj nie siedzi?
- Powiedziałam, że nie wolno!
- Nie rozumiem? Zajęliśmy inne miejsca, okazało się ze nie ma pasów. Chcemy się przesiąść, ale nie ma już praktycznie wolnych miejsca. Tutaj jest wolnych co najmniej kilka foteli, ale nie możemy usiąść, bo to byłoby nie fair w stosunku do osób które zapłaciły, chociaż nie zapłaciły, bo miejsca są puste?
- Proszę usiąść gdzie indziej!
- Gdzie?
- Zaraz coś państwu znajdziemy!


Faktycznie, znalazły. Trafiliśmy w dwa różne miejsca do dwóch rodzin z małymi dziećmi, które przez to musiały trzymać dzieci na kolanach. Oczywiście, spotkało to nie tylko nas, bo jak wspomniałem, pasów brakowało co najmniej na kilku/kilkunastu fotelach. Kilku pasażerów "zbuntowało" się w czasie lotu - i przesiadło się na te miejsca, na których siedzenie byłoby "nie fair".

W Krakowie upał. Wieczorem - gdzieniegdzie, bo nie w całym mieście, gradowa burza. Generalnie: gorąco.

Kolejne notki postaram się pisać z komórki. Nie wiem jak to będzie wychodziło, więc proszę o wyrozumiałość. Poprawię po powrocie ;-)

4 komentarze:

  1. Heh, Giżyco (kończyłem tam szkołę średnią), Mrągowo - tam się urodziłem.... Zapraszam do Piecek - 11-cie kilometrów od Mrągowa, a jest to moja rodzinna miejscowość.
    Pozdrawiam
    Świtek

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie korzystałem dotychczas z Wizzaira i widzę, że omija mnie niezła jazda. Pozostaję w stanie szoku. Miłego pobytu Piotrze. Pisz dalej, zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W Mragowie spędziłem pół roku życia nie z własnej i z przymuszonej woli. Tez miało to związek z samolotami, choć o Wizzair nikt wtedy jeszcze nawet nie myślał. Ładne jezioro.
    Za to leciałem kiedyś Centralwings... Wnuki będę straszył ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie latam z tymi liniami, nie dlatego, żem taka mądra, one po prostu do 'mojego' miasta nie latają. No i dobrze, chyba by mnie szlag trafił, gdyby się to mnie przytrafiło

    OdpowiedzUsuń