Jeżeli mogę czegoś zazdrościć Rodakom w kRAJu - to dzienników, prasowych i telewizyjnych. Przynajmniej coś się w nich dzieje, afera goni aferę, chociaż każdy wie, że są to jedynie tematy zastępcze mające odwrócić uwagę społeczeństwa od prawdziwych problemów.
Tym razem, po tragedii małej Madzi, tematem zastępczym nr 1 jest afera Amber Gold. Nie wiem doprawdy, czym tu się ekscytować? Podobne historie zdarzają się w Polsce co chwilę a rozpoczął je ponad 20 lat temu Lech Grobelny swoją Bezpieczną Kasą Oszczędności. No, przy Amber Gold trafił się jednak pewien ewenement w postaci zamieszanego mniej lub bardziej pośrednio syna premiera - i ewentualnie to jest jedynie godne uwagi. Świadczy to bowiem dobitnie o tym, że Słońce Peru jest jedynie marionetką, której się już nawet nie informuje o przekrętach, jakie kręci dawna ubecja lub obecna mafia, co zresztą na jedno wychodzi. Nikt bowiem chyba nie da wiary, że taki Koszałek Opałek sygnujący nazwiskiem żony swój złoty przekręt, sam na to wpadł, podobnie jak nikt już chyba również w kRAJu nie wierzy, że premieru Donaldu Tusku ma cokolwiek do powiedzenia. No, może poza wyjątkiem wiary co niektórych gastarbeiterów z Polski, którzy dwa razy ochoczo ustawiali się do urn żeby POprzeć obecny establishment.
Oprócz tegoż syna marnotrawnego, który nie chciał słuchać ojca swego, w Amber Gold są umoczeni również politycy kilku partii, kilku sędziów i jeden Bóg wie kto jeszcze, stąd taka ich solidarna niechęć do komisji śledczej. Jak się skończy całe to zamieszanie, trudno zgadnąć, obawiam się jednak o życie pana Marcina P. Niechże chłopina przynajmniej głośno zadeklaruje, że nie chce popełnić samobójstwa, zawsze to trochę wykonawcom tegoż "samobójstwa" pomiesza szyki i odwlecze w czasie jego spotkanie ze Stwórcą.
Ale są również inne głosy. Jeden z moich przyjaciół usilnie mi dowodził, że tam gdzie ja widzę specsłużby i mafię, jest po prostu zwykła nieudolność polskiego rządu. Nie wiem doprawdy, co jest gorsze. Jeżeli dajmy na po zderzeniu się prezydenckiego samolotu z pancerną brzozą ten pierwszy rozpada się na kawałki, to brak porządnie przeprowadzonego śledztwa po którym nie byłoby żadnych wątpliwości /a teraz jest tak, że wątpliwości mnożą się jak bakterie wąglika/ jest wynikiem działania specsłużb - z innego kraju, czy tejże nieudolności rządu kRAJowego? Bo wersja pijanego generała w kokpicie ku rozpaczy co niektórych - upadła na pysk. W sumie można by rzec, że to bez znaczenia, bo efekt ten sam: kompletna utrata wiary w polskie państwo rządzone przez obecnych politykierów.
Ale jednak - to ma znaczenie. Jeżeli bowiem Polską rządzi mafia i specsłużby, to jest nadzieja: można ich przekupić, można też powiesić. Ale jeżeli to wszystko wynika z nieudolności rządu Słońca Peru, to nadziei nie ma. To znaczy, że Polska jest bezbronna, że gdyby się historia jakaś działa, to zanim, jak wieszczył Żeromski, "rozdzióbią nas kruki, wrony", wcześniej ogryzą nas do samej kości. Jak Państwo sądzą, co się stanie, jeżeli Polska stałaby się stroną w ostrym konflikcie z którymkolwiek z sąsiadów? Może to już nie czasy na czołgi, przynajmniej w Europie, niemniej teraz każda agresja jest poprzedzona atakiem na rządowe serwery. Jak zapewne Państwo pamiętają, w styczniu tego roku Grupa Anonumous zablokowała większość polskich witryn rządowych, w tym Prezydenta RP, Sejmu i Kancelarii Premiera. Jeżeli coś takiego potrafią zrobić hakerzy - wolontariusze, to co potrafią zawodowcy? Jeżeli za pomocą Map Google my, cywile, możemy oglądać najbardziej niedostępne zakątki tego czy innego kraju, to co widzą wojskowi za pomocą satelitów szpiegowskich? Stąd jestem przekonany, że nasze wnuki jednak obejrzą film z katastrofy rządowego Tupolewa, chociaż mała to pociecha. Idźmy dalej: co się stało z naszą armią? Ano, jak szacują specjaliści, nasi obrońcy granic są w stanie zapewnić bezpieczeństwo około... 20% powierzchni kRAJu. Resztę mają obronić najemnicy z NATO, w co trudno teraz uwierzyć gdy się zobaczyło - i usłyszało - co szeptał Obama na ucho Miedwiediewowi do przekazania carowi Putinowi. Z dumy dawnych Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej nie pozostało już zgoła nic, za to Matuszka Rosija ma się coraz lepiej, co, zważając na nasze doświadczenia historyczne, nie powinno nas cieszyć. A co do Żeromskiego, warto czasami wrócić do tej jego nowelki. Niby ponad sto lat minęło, a proszę - jak aktualne...
Skoro o klasykach mowa, warto też sięgnąć po ponownie szczególnie aktualną książkę Józefa Mackiewicza: "Optymizm nie zastąpi nam Polski". Historia jak widać lubi się powtarzać, ale nasi politycy porażeni tym optymizmem wypływającym ze Słońca Peru nie dostrzegają tego swoistego déja vu. Niemcy i Rosja znowu się zbliżają ponad głową Polski, czego namacalnym dowodem na który nie można pozostać ślepym jest choćby budowa Gazociągu Północnego. I nic to, że i my, i Niemcy jesteśmy w UE, bowiem, jak mawiał tow. Stalin, "w polityce nie ma sentymentów". Nasi pożyteczni idioci sprawujący obecnie najwyższe funkcje państwowe zapomnieli o geopolityce, a także o tym, że panta rhei, wszystko płynie, w związku z czym Rosja tow. Jelcyna to nie ta sama Rosja co kgb-isty Putina. Jedynie Niemcy, jako państwo poważne, niemal się nie zmieniają, krok za krokiem realizując swoją hegemonistyczną politykę nakreśloną jeszcze przez Bismarcka.
Ale, szczególnie tutaj, na Zielonej Wyspie, nasza chata z kraja, mało kto się nad tym zastanawia, jeszcze mniej osób cokolwiek to obchodzi. Korzyść z tego wszystkiego jednie taka, że mainstreamowi polskojęzyczni dziennikarze w niemieckich gazetach i portalach dla Polaków są zajęci maskowaniem nieudolności tzw. polskiego rządu, przynajmniej na jakiś czas zostawili w spokoju polską emigrację w Irlandii. Na razie ciągle jesteśmy na etapie głodnych bezpańskich koni wałęsających się po ulicach Dublina. Inna rzecz, że tu u nas nuda, a jeżeli chodzi o Polonię, to nuda do kwadratu. Nawet porządnych przekrętów już się za bardzo nie chce nikomu robić. Nie to, co kiedyś, chociażby gdy ludzie masowo kupowali bilety na koncert tego czy owego zespołu z Polski - tylko zespołu nikt nie poinformował, że w weekend zamiast grać gdzieś w Wygwizdowie, ma lecieć do Irlandii, tudzież inne hece tego typu. Teraz to już tylko jakieś drobne geszefciki, a to podszycie się pod kogoś, a to oszkalowanie zza węgła, jakieś co najwyżej anonimowe pomówienie, ale jakoś nigdy w twarz, nigdy z otwartą przyłbicą. Wszystko przez ten internet który z jednej strony nie zapomina, a z drugiej pozwala błyskawicznie zweryfikować, kto dużo robi, a kto tylko dużo mówi. Dzięki temu można na przykład sobie przypomnieć, kto tak ochoczo zapisywał się do różnych honorowych komitetów poparcia miłościwie nam panującego prezydenta. Teraz co niektórym trochę wstyd, ale inni nadal robią dobrą minę do złej gry.
Ale, jak proroczo pisał Miłosz, "spisane będą czyny i rozmowy", stąd na wszelki wypadek - zawsze dobrze jest zachowywać się porządnie. Czego sobie i Państwu życzę, a polskim politykom - w szczególności, chociaż tym ostatnim już niestety bez żadnej wiary...