/Kukurydza z wody - moje pierwsze śniadanie w Krakowie, na rogu Szewskiej i Karmelickiej ;-)/
Widać to nawet po... krakowskich obwarzankach. Jeszcze kilka/naście lat temu obwarzanek był obwarzankiem. "Z makiem czy ze solą?" - pytała pani stojąca za przeszklonym wózkiem. Potem zaczęli dokładać sezam, ser, i Bóg wie co jeszcze. A na koniec, śmiem twierdzić, dołożyli chemię, przez co obwarzanki stały się watowano - bułkowate, chociaż zapewne tańsze w produkcji. Dla turysty na jeden raz - może być, ale dla Krakusa na codzień, już niezazbytnio. Acha, i jeszcze votum separatum muszę, żeby nie było: ja Krakusem absolutnie nie jestem.
Dlatego zamiast obwarzanka z dodatkiem chemii kupuję od stojącego obok pana gorącą kukurydzę z wody z dodatkiem soli. Pychota! Coraz częściej dochodzę do wniosku, że rzeczy najprostsze - zazwyczaj są też najlepsze.
Czyli najprościej jak się da, byleby nie prostacko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz