Jak dobrze mieć sąsiada,
On wiosną się uśmiechnie,
Jesienią zagada,
- śpiewały swego czasu Alibabki, wyliczając zalety posiadania sąsiadów. Między nami mówiąc, różnie to bywa, chociaż nie ma co ukrywać że sąsiedzi mają niebagatelny wpływ na nasze życie.
Ot, taki nasz ukochany kRAJ, umiłowany kRAJ, ukochane i miasta i wioski - doświadczył wraz ze swoimi mieszkańcami ciężkich losów z powodu swojego geopolitycznego położenia. Tu nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, tam - hajda na Moskala. Czesi i Szwedzi też nie lepsi, chociaż z nimi stosunkowo mniej problemów było - ale było. O wartości sąsiadów mogą w szczególności sporo powiedzieć ci, którzy za emigracyjnym chlebem trafili miedzy innymi do naszej Krainy Deszczowców.
Początkowo większość z przecierających pierwsze poakcesyjno-unijne emigracyjne szlaki wynajmowała mieszkania wspólnie z zupełnie przygodnymi osobami. I tak filozof stykał się z fizjologiem, intelektualista z brygadzistą, a fizyk z pracownikiem fizycznym. Z takiego wspólnego mieszkania często zapewne wynikały zabawne i pouczające historie, ale chyba jeszcze częściej okazje do ciężkiej nerwicy i pomstowania na współlokatorów. Czasami, gdy już kompletnie nie mam co robić i wyjątkowo mi się nudzi /tylko ludzie inteligentni się nie nudzą, więc świadczy to o tym, że do nich nie należę/ wyobrażam sobie, jak musi wyglądać takie wspólne mieszkanie? Nie wiem, bo nie doświadczyłem. Nie mieszkałem nigdy w żadnym internacie czy akademiku, chociaż zdarzało mi się pomieszkiwać w jakimś hoteliku czy hosteliku, ale z reguły bardzo krótko. Zawsze wolałem żeby było skromniej i biedniej, ale jednak z zachowaniem należytej prywatności. Tymczasem gdy czytałem tutaj ogłoszenia, że ktoś tam odnajmie 1 miejsce w czteroosobowym pokoju, to wiedziałem że mam do czynienia z hardcorem. Ale gdyby nawet sam w jednym pokoju, to jak dzielić łazienkę, livingroom, lodówkę w kuchni? Co zrobić, gdy ktoś w nocy po kryjomu wyje mortadelę lub wymydli mydło? Jak zasnąć, gdy obok łóżko rytmicznie skrzypi lub wręcz uderza o ścianę, a dobiegające odgłosy świadczą o miłosnym uniesieniu - lub o wyrafinowanych torturach? Szczęściem, nigdy takie problemy mnie jak do tej pory nie spotykały, bo zawsze wolałem zapłacić więcej, ale mieszkać sam.
Mieszkam w Cork w jednym miejscu od ośmiu lat, co jest chyba swego rodzaju emigracyjnym ewenementem. Sąsiedzi się zmieniają, ja trwam. Wśród tej plejady sąsiadów którzy się przewinęli przez "moją" kamienicę, były bardzo ciekawe przypadki. Ot na przykład sympatyczna irlandzka para gejów, którzy żyli sobie zgodnie do momentu, aż gdzieś przed którymś ze świtów, gdy jeden spal, drugi poderżnął mu gardło nożem. Dlaczego - nie wiem, podobno z zazdrości, zdrady, czy innego rodzaju miłosnego rozczarowania. Sprawca, chociaż uciekł, został od samego początku trafnie wytypowany, pomimo to, gdy policja na jeden dzień wysiedlała nas wszystkich z kamienicy (zapewniając nam jednak bezpłatny nocleg w pobliskim b&b), przy wyjściu czyhała na nas garstka fotoreporterów, robiąc każdemu z nas zdjęcie - tak na wszelki wypadek. Wtedy też po raz pierwszy, i jak na razie jedyny, miałem okazję być przesłuchiwany przez Gardę. Pełna kultura i profesjonalizm, nawet do domu odwieźli.
Był nasz rodak, który miał wyjątkowo pecha pośliznąć się w Irlandii na lodzie, upaść nieszczęśliwie i umrzeć. Jeszcze wiele miesięcy później przychodziły do niego listy z różnych firm i urzędów. Człowieka już nie ma, a nadal figuruje w bazach danych płacących rachunki...
Był mieszkający nade mną Czech, miłośnik gitary klasycznej, który doprowadzał mnie do białej gorączki, nawet nie tyle brzdąkaniem, co mocnym przytupywaniem sobie do rytmu.
Najmilej wspominam dwóch sąsiadów, Irlandczyków. Pierwszy, mieszkający swego czasu w mieszkaniu nade mną, był studentem, drugi, mieszkający pode mną, był ćpunem. Właściwie, ściślej rzecz biorąc, lekomanem, ale efekt chyba ten sam. Pierwszego niemal nigdy nie było w domu, zgaduję więc, że imprezował gdzie indziej, drugi przez całe tygodnie tkwił w swoim narkotyczno-lekowym otępieniu, a więc panowała idealna cisza. Niestety, pierwszy się wyprowadził, bo i tak nie mieszkał, a drugi podjął leczenie - i wkrótce zmarł.
Jak to śpiewał Kazik Staszewski:
"Sąsiedzi moi znają mnie i ja ich trochę znam
Spotykam ich codziennie, czasem z nimi rozmawiam
Racja to, co słyszałem, ja nie żyję w chaszczach
Jest tu jeszcze kilku, to było o ciekawszych"
Długo by więc tak jeszcze można ciągnąć, ale, co ważniejsze, po tych ośmiu latach postanowiłem się przeprowadzić. Powód? Sąsiad kolejny, Rodak nasz, 40-letni miłośnik hip-hopu i właściciel psa wyjącego przez wiele godzin, gdy "pana" nie było w domu. Landlord nie reagował, więc stwierdziłem że moje pieniądze są równie dobre dla kogoś innego.
Nowego lokum szukałem przez kilka miesięcy. Albo ceny z kosmosu, gdy niektórzy właściciele lokali mieszkalnych nie przyjęli do wiadomości, że mamy koniec roku 2012 a nie początek 2008, albo rudery, które mogłyby się świetnie nadać na plan filmowy kolejnego remake'u "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną". W dodatku kłamstwa w ogłoszeniach: miał być parking - nie ma, miał być duży livingroom, a tu jakaś klitka o powierzchni dawnego kiosku Ruch-u, itd., itp. Tak czy owak, przeprowadzka wkrótce. Pytanie tylko - jacy będą sąsiedzi? Czy tacy z piosenki Alibabek, czy z "Sąsiadów" Kazika Staszewskiego?
A skoro o piosence Kazika mowa, to warto zacytować jeszcze jeden jej fragment:
"Niebezpiecznych mam sąsiadów na moim piętrze
Najbardziej się obawiam, gdy podają sobie w zgodzie ręce
Jeden trzyma orła w czerni, drugi ma niedźwiedzia
Gdy kłócą się, jesteś bezpieczny - tata mi powiedział"
Jednostka ma wpływ na dobór sąsiadów, ostatecznie - może się wyprowadzić. Cały Naród takiej możliwości nie ma, chociaż jeżeli emigracja z Polski będzie postępowała w takim tempie, to za dekadę, dwie - może się okazać że Polska została bez Polaków. Dlatego tak ważna jest rozsądna geopolityka. Niestety, nasi POlitycy chyba nigdy o niej nie słyszeli, pomimo wielu bolesnych lekcji historii. Albo, co gorsze, słyszeli i nawet lekcje z historii odrobili, wówczas to co robią świadczy o tym że poszli drogą judaszowych srebrników.
Zapomnieli jednak, że ten apostoł skończył wyjątkowo marnie...
O mnie zapomniałeś, chwile mieszkałem w tej kamienicy cudów :P
OdpowiedzUsuńNie zapomniałem, tylko chcę żebyśmy nadal pozostali kolegami ;-)
Usuńchyba tak źle ze mną nie było :P
UsuńAle gdyby nawet sam w jednym pokoju, to jak dzielić łazienkę, livingroom, lodówkę w kuchni?
OdpowiedzUsuńAutorze, dramatyzujesz, znajdziesz ludzi na poziomie, to bedzie do zrobienia bez problemu. Mieszkam juz parenascie miesiecy z dobrym kumplem, zadnego problemu z tym nie mamy. Ale fakt, trzeba sobie ufac, z obcymi, albo nawet znajomymi, a nie przyjaciolmi, to przydalby sie co najmniej klucz do pokoju - tak mieszkalem wczesniej, ale szczesliwie rzeczy z lodowki nie ginely :)
Przekleństwo z tymi Judaszami. Sąsiedzi podglądają sąsiadów przez judasza w drzwiach... A przez judasza zawsze wygląda się dziwnie, nierealnie, nieprawdziwie. Władze też coraz chętniej podpatrują nas przez judasza. Chyba wyglądamy tam nieco dziwnie, bo drzwi coraz bardziej zatrzaśnięte ;)
OdpowiedzUsuńDom blizniaczy,my polacy sąsiedzi polacy mlodsi ok 8-10 lat.Znajomosc miła,pogawedki,czasami kawa,oni u nas kilka razy i td... grzecznie az do pewnego momentu...dobry zwyczaj nie pozyczaj,nie dziel sie z sasiadem,nie rob przysług jakies naprawy itp... bo potem jestes najgorszy.Pokazali sie z jak najgorszej strony,obrazili nas uczciwych ludzi i na dodatek maja w sobie cos takiego,ze nie potrafia słuchac tylko widzą swoją racje.Na pewno się wyprowadzimy,wiem,ze wolałabym miec sasiadow np.Irlandczyków bo to co nas spotkało i jakie jest pokolenie 30-latków przeraza nas...ale nie ma co genarilzowac ..jedno jest pewne .Z sasiadem dobrze na odległosc!!!!
OdpowiedzUsuńPamiętam Luke's Cross i pamiętam zdarzenie z podcięciem gardła, Zdaje się, że jakies plany ci pokrzyżowało ;) Na pewno dobrze się o tym rozmawiało przy wódeczce :)
OdpowiedzUsuń