Od czasu do czasu zaglądam do tej miejskiej galerii przy Emmet Place, czyli w w samym centrum Cork, ale, przyznaję, raczej przypadkowo, w przeciwieństwie do Cork Vision Centre. Chyba dlatego, że dość często, szczególnie przy nowych wystawach, są zakazy robienia zdjęć, a jakoś zawsze mnie to drażniło. Zresztą w czasach gdy zdjęcie można zrobić długopisem, breloczkiem lub otwieraczem do konserw - takie zakazy są bez sensu, bo nie ma ich jak wyegzekwować.
/Powyżej: "Sunny Day, Dublin" w Crawford Municipal Art Gallery w Cork/
No ale - wracając: przystanąłem jak napisałem przed "Sunny Day, Dublin" z 1943 roku. Na obrazie biednie, ale beztrosko i pogodnie. W Warszawie też były wtedy na pewno słoneczne dni. Tak sobie pomyślałem: być może akurat wtedy, gdy autor malował swoje dzieło, dogasało palone getto? A może w czasie, gdy działa się ta scena na dublińskiej ulicy, "prosto do nieba czwórkami szli, żołnierze z Westerplatte. (A lato było piękne tego roku)" - jak to pisał Konstanty Ildefons... No dobrze, teraz trochę nagiąłem czasoprzestrzeń, chociaż scena mogła dziać się wcześniej, a odmalowana zostać później.
Ale generalnie nie idzie mi wcale o irlandzką neutralność w tych wojennych latach, która, gdy się choćby pobieżnie liznęło historii zielonej Wyspy, nie może dziwić, ale o to, że zawsze gdzieś są słoneczne dni, a dokładnie w tym samym czasie, "prosto do nieba czwórkami idą..." choćby ci, którym nie udało się ukryć przed maczetą, dla nas gdzieś hen, na końcu świata... O czym świat wie, ale milczy, nagłaśniając za to inne problemy, które aż takiego nagłośnienia nie są warte.
No cóż, Ziemia, planeta ludzi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz