W Irlandii obecnie tematem zastępczym nr 1 jest kwestia dostępu do aborcji. Oficjalnie powodem rozpoczęcia tej dyskusji jest śmierć Savity Halappanavar, która zmarła w irlandzkim szpitalu z powodu sepsy. W rzeczywistości, wg mnie, jest to tylko pretekst dla irlandzkich /i nie tylko/ lewaków, którzy usilnie chcą nam narzucić swoją wizję świata...
Savita Halappanavar była w ciąży, zgłosiła się do szpitala z bólem pleców i podejrzewając poronienie, poprosiła o dokonanie aborcji, ale lekarze odmówili ponieważ, jak twierdzili, ciągle wyczuwali bicie serca dziecka. Dopiero po zatrzymaniu akcji serca dziecka - płód został abortowany. Jej mąż utrzymuje, że bezpośrednim powodem śmierci żony jest zbyt późno przeprowadzona aborcja. Dodaje także, że lekarze odmówili wcześniej aborcji stwierdzając że "jest pani w katolickim kraju", czy też "Irlandia to kraj katolicki" - tutaj już różne źródła różnie podają. Dla mnie - ta sprawa jest co najmniej podejrzana...
/Przeciwnicy aborcji protestujący w Cork/
Zacznijmy od tego: jestem absolutnie pełen współczucia dla męża i rodziny tej kobiety, rozumiem ich ból i szukanie sprawiedliwości. Ale kilka rzeczy tutaj mi nie pasuje.
Po pierwsze: kobieta zmarła 28 października, a o całej sprawie zaczęło się mówić głośno niemal 2 tygodnie później, po 10 listopada. Skąd ta zwłoka? Ano 10 listopada b.r. w Irlandii miało miejsce tzw. Children’s Referendum, które dotyczyło praw dzieci w Irlandii, a w szczególności zmian w konstytucji zezwalających na przejęcie opieki nad dzieckiem przez państwo w sytuacji, gdy rodzice z różnych przyczyn nie są w stanie jej sprawować. Referendum przyjęto przewagą ledwie 58% głosujących, przy rekordowo niskiej frekwencji (np. w Cork zadecydowała o tym przewaga ledwie kilkudziesięciu osób). Wg mnie celowo wstrzymano się z nagłośnieniem tej sprawy do zakończenia referendum. Czyli - już mamy pewną manipulację. W jakim celu?
Po drugie: tak naprawdę ferowanie wyroków w sytuacji gdy trwa drobiazgowe śledztwo, jest co najmniej nie na miejscu. Sprawę bada irlandzki rząd, cały szpital jest dokładnie "prześwietlany", zdania lekarzy na temat związku ciąży, aborcji i śmierci kobiety - są podzielone. Poczekajmy na wyniki śledztwa a później wypisujmy bzdurne tytuły, że "kobieta zmarła bo Irlandia to kraj katolicki". Tytuł jest bzdurny m.in. dlatego, że każdy kto tutaj mieszka chociaż kilka miesięcy ten wie, że obecna Irlandia i katolicyzm, to dwie zupełnie różne historie. Po katolicyzmie w Irlandii pozostała
Księga z Kells, sporo klasztornych ruin, nieco kleru z którego większość należałoby przegnać na cztery wiatry za głoszenie herezji niezgodnych z nauką Kościoła oraz trochę pseudokatolickich szkół organizujących zabawy halloweenowe. To niemal wszystko. Twierdzenie więc że "Irlandia to kraj katolicki" jest bzdurą do potęgi n-tej. To w końcu tutaj niedawno wybrany irlandzki prezydent ogłosił wszem i wobec, że (cytuję z pamięci) "nie wierzy w Boga, ale jest bardzo uduchowioną osobą", a premier doprowadził do zamknięcia ambasady Irlandii przy
Watykanie. Jaki jest to więc katolicki kraj?
Wreszcie po trzecie: nawet jeżeli w tym konkretnym przypadku i w tym konkretnym szpitalu lekarze popełnili błąd, który w rezultacie kosztował ludzkie życie - to nie jest to powodem do tego, żeby uchwalać prawo umożliwiające odbieranie życia innym. I żeby nie było niejasności: ja sam uważam się za człowieka o naprawdę liberalnych poglądach, wzorem cnót moralnych z pewnością nie jestem, ale - są pewne granice. Nie ma dla mnie dyskusji na temat tego, "kiedy zaczyna się człowiek", oraz czy można zabijać dzieci, narodzone lub jeszcze nie, obojętnie z jakiego powodu. Koniec, kropka.
Sprawa Savity Halappanavar, która jest ogromną tragedią dla jej rodziny, jest wg mnie wykorzystywana przez zwolenników aborcji do "włożenia stopy w drzwi". Kiedy drzwi pozostaną niedomknięte, łatwiej będzie je można z czasem otworzyć na całą oścież. Tymczasem zamiast skupiać się na "prawie do aborcji", należałoby się raczej zastanowić nad tym, w jaki sposób państwo mogłoby pomóc kobietom, często pozostawionym samym sobie. Ale trzeba też zaznaczyć, że Irlandia jest krajem który zapewnia samotnym rodzicom szereg osłon socjalnych: dom, zasiłek, dofinansowania do wielu rzeczy. Ten system jest tak szczodry, że wielu Irlandczyków go wykorzystuje, gdy np. kobieta zgłasza się jako samotna matka, mimo że faktycznie ma partnera, itp. Fakt jest faktem, że dzięki takiej prorodzinnej polityce Irlandia przeżywa babyboom. Być może to komuś przeszkadza?
Nieco z innej beczki, chociaż ciągle w tym temacie: kilka dni temu, zupełnym przypadkiem, natrafiłem w Cork na grupę protestującą właśnie przeciwko aborcji. Ludzie ustawili się przy ulicy i rozwinęli transparent: "SAY NO TO ABORTION!". Przystanąłem, żeby zrobić zdjęcie /widniejące w tym poście/. W tym czasie minęły mnie dwie Polki, z których jedna rzekła do drugiej: "
ja jestem za aborcją", a następnie ryknęła w kierunku tej grupy ludzi: "
I say yes!". Pro-lifowcy uśmiechnęli się do niej łagodnie. Dwa światy. Zresztą, nie tylko nasze Rodaczki dały wyraz swojemu "oburzeniu". Do tej spokojnie stojącej grupy ludzi natychmiast podbiegły dwie kobiety, które gorączkowo gestykulując dosłownie wywrzaskiwały swoje racje. Pro-lifowcy niezmiennie odpowiadali łagodnie. Jeszcze raz - dwa światy.
Wracając do naszych Rodaczek, podobną sytuację widziałem w 2003 roku, na Rynku w Krakowie. Były wtedy agitacje i różne wiece wyborcze zachęcające lub zniechęcające Rodaków do głosowania za wstąpieniem Polski do UE. Również obok mnie przystanęły dwie panie, i jedna demonstracyjnie oznajmiła drugiej: "
Ja jestem za Unią, ale nie za Polską". No cóż, młodzi, wykształceni, z dużych miast. Nie za Polską, ale za Unią, nie pro-life, ale za aborcją.
Z jednej strony - niby idzie nowe, z drugiej - wszystko już było, bo to przecież kolejna próba wcielenia w życie wizji tow. Lenina, który i aborcję popierał i Kraj Rad budował. Jak to się skończyło - wiemy.
Chociaż
, być może, wcale się nie skończyło...
p.s. Już po publikacji tego tekstu na blogu,
o. Bartłomiej Parys zwrócił mi słuszną uwagę w komentarzu na fb /cytuję za Jego zgodą/:
"
Przeczytałem komentarz i podzielam większość myśli. Chyba jednak w śledzeniu sprawy Savity umknęła Ci bardzo ważna rzecz. Otóż okazało się iż dziennikarka po 2 tygodniach zaczęła się wycofywać z tego iż Savita i mąż prosili o aborcję dziecka - sam ojciec/mąż zaczął motać się w zeznaniach. Fakt jest prosty - gdyby wysunęli taką prośbę wobec lekarzy - to owa prośba powinna być odnotowana w kartotekach - a ponoć jej tam nie ma, a są zapisywane dużo bardziej bzdurne sprawy akcydentalne jak drobne życzenia pacjenta itd.
Sprawa Savity to klasyczny przykład stworzenia ciepłego medialnego gruntu pod zmianę. Kobiety na 2 dzień po opublikowaniu artykułu w Irish Times które stały pod Leinster House z transparentami iż to księża zabili Savitę były klasycznym przykładem objawów działania lemingozy.
Warto też by przefiltrować skąd organizacje pro-kill mają kasę wieloletnią na promocję swoich działań. Polecam też artykuł mojego współbrata z Indii na ten temat, jeszcze zanim obecna sytuacja o zeznaniach wyszła na jaw: http://www.asianage.com/columnists/missing-child-right-abort-264
W Indiach tak samo - bardzo dziwnie głośno wzmocniono tę sprawę, mój współbrat to też zauważa w tekście."