piątek, 31 maja 2013

A Song for Deirdre

W Cork Vision Centre ma miejsce wystawa "A Song for Deirdre", na której swoje prace prezentuje Bill Griffin.

/Powyżej: fragment wystawy "A Song for Deirdre" w Cork Vision Centre/

Jak już pisalem 3 lata temu przy okazji wystawy "Outside The Tango" tego artysty: Bill Griffin urodził się w Cork w 1947 r. Od najmłodszych lat wykazywał zdolności do rysowania, z tego powodu jako nastolatek wyjechał do Londynu, gdzie próbował swoich sił jako artysta. Po kilku bezowocnych latach zrezygnował z marzeń zostania malarzem i rozpoczął pracę w przemyśle naftowym. Nie malował przez kolejnych 30 lat. Będąc u szczytu zawodowej kariery - zdecydował się wrócić do swojej pierwszej miłości, jaką było malarstwo.

Bill Griffin ma specyficzny sposób malowania: swoje obrazy tworzy w półmroku, malując je własnym palcem. Prace artysty są powszechnie znane, stanowiąc część wielu kolekcji w Irlandii, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Ameryce i Kanadzie.

Wystawa "A Song for Deirdre" w Cork Vision Centre będzie trwała od 28 maja do 23 czerwca b.r.

czwartek, 30 maja 2013

Gościłem w Eter.fm

Wczoraj, razem z Agnieszką, byłem gościem radia Eter.fm.

/Powyżej: w radiu Eter.fm/

Z Robertem rozmawialiśmy o blogowaniu, o MyCork, o Irlandii i o Polsce, itd., itp. Dwie godziny zleciały nie wiadomo kiedy ;-) Jeżeli ktoś ma ochotę, zapraszam do odsłuchania /moja wypowiedź rozpoczyna się od 10:25 minuty/:


Radio Eter.fm to polskie radio w Irlandii. Jak już pisałem, radio nadaje z Cork, ale w założeniu jest adresowane do wszystkich Rodaków na Zielonej Wyspie. Eter.fm nadaje przez całą dobę, oprócz muzyki możemy też wysłuchać audycji tematycznych, zaproszonych gości, itp. Radia można posłuchać bezpośrednio na stronie Eter.fm /warto na nią zajrzeć także ze względu na stale aktualizowane interesujące informacje/, oraz na telefonach i tabletach poprzez darmową aplikację TuneIn.

środa, 29 maja 2013

Trim

Trim to niewielkie miasteczko nad rzeką Boyne w hrabstwie Meath w Irlandii. Jego wizytówką jest Trim Castle, Zamek w Trim, znany jako największa "cambro-normandzka" forteca w Irlandii.


/Powyżej: Zamek w Trim/

Zamek (a właściwie to co z niego zostało) pochodzi z XII wieku. Budowano go przez 30 lat, później oczywiście był przebudowywany żeby dostosować go do bieżących potrzeb. To typowy irlandzki średniowieczny zamek: w środku wieża na planie wieloboku /w tym przypadku: krzyża/, otoczony grubym murem z bramami wypadowymi i półokrągłymi basztami. Pomijając wszystkie historyczne zaszłości, to m.in. tutaj w 1995 roku kręcono sceny do filmu "Braveheart" Mela Gibsona.

Osobiście - nieco się rozczarowałem, głównie wskutek tej "reklamy" jako największego zamku /często bez zaznaczenia tegoż "cambro-normandzkiego" wyróżnika. Rock Of Cashel jest zdaje się większy, Zamek w Cahir też chyba nie ustępuje specjalnie wielkością, no ale - niech będzie. Tak czy owak - warto zobaczyć.

wtorek, 28 maja 2013

Kells

To miasteczko słynie przede wszystkim z Księgi z Kells, średniowiecznego bogato ilustrowanego manuskryptu z około 800 roku, zawierającego treść Ewangelii. Księgi już dawno nie ma w Kells, ale zostało kilka innych, wartych zobaczenia zabytków.


 /Powyżej: Monastic Site w Kells, z tysiącletnią wieżą i kamiennym krzyżem/

Samo Kells założyli około 804 roku n.e. mnisi, uciekający przed najazdem wikingów. Do dzisiaj znajdują się tutaj liczące sobie po tysiąc lat okrągła wieża, kamienne krzyże z wyrzeźbionymi na nich biblijnymi scenami jak i oratorium zwane Domem św. Kolumbana.

/Powyżej: kopia Księgi z Kells - w Kells/

Księga z Kells, pieczołowicie wykonana przez celtyckich mnichów, znajdowała się tutaj do 1654 roku. Później trafiła do Trinity College w Dublinie, i jest tam przechowywana do tej pory. W Kells w centrum turystycznym można zobaczyć jej wierną replikę, niemniej też za szybą i bez możliwości przewracania kart. Dlatego lepiej kupić dvd, na których umieszczono cyfrowe kopie poszczególnych stronic.

poniedziałek, 27 maja 2013

Hill of Tara

Wzgórze Tary to pradawne miejsce siedziby Wysokich Królów, serce dawnej Irlandii z przed tysięcy lat. Mój krótki filmik z tego miejsca można zobaczyć na YT: LINK.

Zanim św. Patryk ochrzcił tutaj króla Laoire’a, było to miejsce także pogańskich kultów, o czym zdaje się do dzisiaj świadczy jedno z drzew zupełnie współcześnie obwieszone różnymi wstążeczkami, itp. Ostatni Wysoki Król który tutaj rezydował opuścił Tarę w 1022 roku, od tego czasu to miejsce upadło, ale nie poszło w zapomnienie, pozostając na zawsze w pamięci narodowej Irlandczyków.

Co znajduje się na Wzgórzu Tary? Fort Synodów, Fort Królów, Kopiec Zakładników, Dom Cormaca, Królewskie Miejsce, Fort Króla Laoghaire’a, Sala Bankietowa, Fort Gráinne i Zapadnięte Okopy - w których z królewskiego rozkazu miało zginąć 30 księżniczek Tary. Problem w tym, że wszystko to, czy też raczej - to co z tego zostało, znajduje się pod warstwą ziemi. To, co najważniejsze na Wzgórzu Tary, czeka zapewne na odkrycie. Z ciekawostek: na początku XX wieku grupa brytyjskich Żydów poszukiwała tutaj... Arki Przymierza.

/Powyżej: Lia Fáil na Wzgórzu Tara/

Natomiast to, co jest obecnie symbolem Tary, to Lia Fáil, kamień koronacyjny, kamień przeznaczenia. Za stroną TPI: "Kamień uznawany jest za miejsce koronacyjne królów. Jedna z wersji tłumaczy jego falliczny kształt dążeniem do płodności o obfitości jaka winna sprzyjać królowi. Inna wersja podaje, iż królowie byli w tym miejscu koronowani, a kamień miał trzykrotnie zaryczeć, gdy król był zaakceptowany." A za wikipedią: "Lia Fáil według mitologii celtyckiej został przyniesiony do Irlandii przez lud Tuatha Dé Danann i złożony w Tarze. Lia Fáil uważano za kamień magiczny. Gdy prawowity król Irlandii postawił na nim swe stopy, kamień miał ryczeć z radości. Przypisywano mu również zdolność odmładzania władcy i obdarzania go długimi rządami".

Obok Lia Fáil znajduje się obelisk upamiętniający irlandzkich powstańców, którzy zginęli tutaj w bitwie z Anglikami w 1798 roku.

niedziela, 26 maja 2013

Wystawa fotografii analogowej w Fitzgerald Park

W Lord Mayor's Pavilion w Fitzgerald Park w Cork ma miejsce wystawa fotografii analogowej: "New Moon Dance Company Photo Exhibition of Analog Photography".

/Powyżej: fragment wystawy/

Jest to nietypowa wystawa fotograficzna, bo przygotowana przez tancerki z grupy tanecznej New Moon Dance Company, pod okiem fotografa Hermanna Marbe. Dziewczęta  wykonały zdjęcia w różnych technikach i środkach fotografii analogowej, od polaroida poprzez aparaty typu holga, kamery otworkowe po aparaty średnio i wieloformatowe. Odbitki uzyskiwano w tradycyjnej i przenośnej ciemni fotograficznej, stosując różne techniki w tym np. cyjanotypię.

Wystawę można oglądać w dniach 25-29 maja b.r.

sobota, 25 maja 2013

Fossett's Circus

Dzisiaj wybraliśmy się do cyrku ;-) W Ballincollig gości właśnie Fossett's Circus.

Od razu dodam: pokaz był bez zwierząt, nie licząc dwóch kucyków, na których przed pokazem obwożono wokół areny chętne dzieciaki. Fossett's Circus, założony w 1888 roku w Mallow, działa nieprzerwanie do dzisiaj, co czyni go jednym z najdłużej działających wędrownych cyrków na świecie.

A sam pokaz świetny: żonglerzy i akrobaci zaprzeczali prawu grawitacji, ku uciesze publiczności, rzecz jasna ;-)

Poniżej - kilka zdjęć:





czwartek, 23 maja 2013

Vege lunch w McDonald's

Czy w McDonald's można zjeść wegetariańsko i zdrowo? Nie tracę nadziei i próbuję ;-)

/Powyżej: mój dzisiejszy mcdonaldowy obiad, czyli wegetariański wrap, takaż sałatka i sok pomarańczowy, wg zapewnień producenta naturalny, a nie z koncentratu ;-)/

środa, 22 maja 2013

Święcenie róż na polskiej mszy

Dzisiaj Kościół obchodzi wspomnienie św. Rity - patronki spraw trudnych i beznadziejnych. Dlatego w kościele św. Augustyna na Washington Street w Cork poświęcono róże. O ile wiem - po raz pierwszy w trakcie Mszy Św. w języku polskim.

/Powyżej: róże na ołtarzu w w kościele św. Augustyna w Cork/

Świętą Ritę nazywa się również „Świętą od róż”. To właśnie ten kwiat zakwitł dla niej pod śniegiem w górach Umbrii. Święta Rita zmarła 22 maja 1457 roku. Jej nienaruszone ciało znajduje się w Bazylice św. Ryty w Cascii we Włoszech.

Na dzisiejszą Mszę Św. w języku polskim ku czci św. Rity przyszło sporo Rodaków z różami. Bo w sumie każdy z nas ma jakieś sprawy trudne, a czasami nawet - beznadziejne...

wtorek, 21 maja 2013

Dzień Dziecka z MyCork

Trwają przygotowania do Dnia Dziecka z MyCork. W tym celu członkowie MyCork spotkali się dzisiaj, aby uzgodnić ostatnie szczegóły tego projektu. 

/Powyżej: członkowie MyCork w trakcie spotkania/

Szczegółowy plan wraz z godzinami znajdzie się wkrótce na stronie MyCork.org, jednak już teraz zapraszamy dzieci z rodzicami w sobotę, 1 czerwca b.r., do znajdującego się w samym centrum Cork - Bishop Lucey Park. Będzie sporo świetnej zabawy i dużo nagród.

Udział w zabawie organizowanej przez MyCork jest oczywiście bezpłatny.

-----------------------
uaktualnienie z 23 maja b.r.:

Poniżej plan Dnia Dziecka z MyCork, właśnie opublikowany na portalu MyCork.org:

Stowarzyszenie MyCork ma zaszczyt zaprosić na Międzynarodowy Dzień Dziecka z MyCork 1 czerwca 2013 roku, godzina 12.00 – 15.00 w Bishop Lucey Park, Cork.

Bezpłatna impreza dla najmłodszych.

W programie między innymi:

- malowanie twarzy
- pokaz robienia baniek mydlanych
- występy klauna Gapcio
- balonikowe szaleństwo
- kreatywnego rysowanie kredą
- wata cukrowa
- konkursy
- zabawy integracyjne
- dekorowanie ciasteczek
- i wiele innych atrakcji.

W czasie trwania imprezy będziemy gościć  polskich motocyklistów  z Cork i grupę Winged Riders, z którymi będzie można zrobić sobie pamiątkową fotkę oraz porozmawiać o sztuce jazdy motocyklem.

poniedziałek, 20 maja 2013

Rock of Cashel (2)

Byliśmy tutaj siedem lat temu, teraz - odwiedziliśmy to miejsce po raz drugi. Ale właściwie chyba jednak po raz pierwszy, bo poprzednio przyjechaliśmy z przyjaciółmi zbyt późno, kilka minut po zamknięciu, więc ograniczyliśmy się do spaceru wokół zamku.

Siedem lat, jak ten czas leci ;-) Jakoś mnie tam nie ciągnęło, bo znajomi opowiadali mi, że praktycznie nie ma po co wchodzić do środka, bo jest tam to samo co na zewnątrz, czyli - same mury. A ja, człowiek generalnie naiwny i ufający ludziom - uwierzyłem. Oczywiście, to jest tylko pół prawdy, a wiadomo jak to z półprawdami bywa. Tak więc nie tylko warto wejść do środka, ale wręcz trzeba. Oglądanie z zewnątrz nie oddaje nawet w części tego piękna, jakie jest w tym miejscu.

/Powyżej: Rock of Cashel/

Podobnie jak w Clonmacnoise, tak i tutaj byliśmy z Wycieczką z MyCork i z naszym przewodnikiem o. Bartłomiejem Parysem. Obejrzeliśmy film dokumentalny o Rock of Cashel a następnie o. Bartłomiej bardzo interesująco opowiedział nam o historii tego miejsca, sięgającego co najmniej IV wieku n.e. a może i znacznie dalej.

Wg powszechnie znanej legendy, skała na której stanął zamek miała zostać upuszczona przez Szatana na widok św. Patryka ;-) To tutaj św. Patryk miał zerwać koniczynę, obecnie nieoficjalny symbol Irlandii, by na jej przykładzie wytłumaczyć ideę Trójcy Świętej. To również tutaj św. Patryk miał ochrzcić króla Munsteru i tym samym rozpocząć ekspansję chrześcijaństwa na Zieloną Wyspę. To w końcu tutaj na początku XII w. król Brian Boru koronował się na króla Irlandii, a król Cormac wybudował swoją kaplicę, najstarszy przykład architektury romańskiej Irlandii. Fantastyczne, pełne historii monumentalne miejsce.

niedziela, 19 maja 2013

Clonmacnoise

Jak już pisałem, w ubiegłą sobotę byłem w Clonmacnoise, na "Wycieczce z MyCork". Piękne, pełne historii miejsce, które w dodatku w 1979 roku odwiedził Papież Jan Paweł II, specjalnie w tym celu modyfikując plan swojej pielgrzymki w Irlandii. Odwiedził - i płakał...

 /Powyżej: stoję przed tablicą w Clonmacnoise upamiętniająca miejsce, przy którym modlił się Jan Paweł II/

Wycieczka miała miejsce akurat 18 maja, w dzień urodzin naszego Papieża, więc tym bardziej warto było tam pojechać - i posłuchać opowieści naszego przewodnika, o. Bartłomieja Parysa. Jak powiedział o. Bartłomiej: "... On tutaj płakał... Ludzie myśleli że On płakał, bo wiatr zawiał i mu się oczy załzawiły. On tutaj rzeczywiście płakał. I zapytał się Go irlandzki duchowny, kiedy już wrócił do Rzymu: "Ojcze Święty, czy Ty w Clonmacnoise płakałeś?" On odpowiedział: "Tak, płakałem... płakałem z dwóch przyczyn: pierwsza przyczyna jest taka, że to miejsce jest teraz ruiną /a On wiedział jakie to miejsce miało znaczenie dla Europy, to był duchowy uniwersytet, duchowa szkoła misjonarzy, to miejsce miało naprawdę potężne znaczenie. Teraz widzimy tutaj tylko pozostałości, wydaje się to nic wielkiego, ale to kiedyś było wielkie centrum duchowe Europy/. Z drugiego powodu płakałem, bo wiem, że wiara do Krakowa w pewien sposób przyszła z Clonmacnoise..."

/Powyżej: w Clonmacnoise/

Za wikipedią: "Clonmacnoise – wczesnośredniowieczny zespół klasztorny położony nad rzeką Shannon na południe od Athlone w hrabstwie Offaly w Irlandii. Pierwszy klasztor w Clonmacnoise został założony ok. 545 przez świętego Kierana w miejscu, gdzie z rzeką Shannon krzyżował się ważny szlak handlowy wiodący na zachód. Clonmacnoise było w średniowieczu znaczącym ośrodkiem kultury i sztuki – powstawały tu liczne bogato iluminowane manuskrypty. Pochowano tu również wielu królów Connacht i Tary oraz w 1198 ostatniego wielkiego króla Irlandii, Rory’ego O’Connora. Ważniejsze budowle w obrębie zespołu to: katedra z X wieku, okrągła wieża ukończona w 1124, XII-wieczny romański kościół oraz przede wszystkim rzeźbione w kamieniu celtyckie wysokie krzyże. Najstarszy, Krzyż Północny, pochodzi z ok. 800 roku. Jednym z najciekawszych zachowanych w Irlandii krzyży jest tutejszy The Cross of the Scriptures ("Krzyż Pisma") z początku X wieku, przedstawiający religijne sceny ukrzyżowania, sądu ostatecznego i Chrystusa w grobie oraz jedną scenę świecką, ukazującą prawdopodobnie stawianie owego krzyża przez króla i opata."

/Powyżej: w muzeum w Clonmacnoise, przed Krzyżem Pisma z początku X wieku/

Wspomniany Krzyż Pisma znajduje się teraz w muzeum, na zewnątrz, z obawy przed zniszczeniem ustawiono jego kopię.

Kilka moich zdjęć z Clonmacnoise znajduje się TUTAJ.

sobota, 18 maja 2013

Wycieczka z MyCork: Clonmacnoise i Rock of Cashel

W sobotę, 18 maja b.r. miała miejsce kolejna Wycieczka z MyCork, tym razem do Clonmacnoise i Rock of Cashel. Naszym przewodnikiem po tych miejscach był o. Bartłomiej Parys, a wycieczkę koordynowała Agnieszka Chwaja.

Wybór daty nie był przypadkowy: 18 maja to dzień urodzin Jana Pawła II, a Clonmacnoise, wczesnośredniowieczny zespół klasztorny nad rzeką Shannon w irlandzkim hrabstwie Offaly - to m.in. miejsce które odwiedził nasz Papież. Żeby zobaczyć to wyjątkowe miejsce, Papież zmodyfikował program swojej pielgrzymki w Irlandii w 1979 roku. Dlatego naszą wycieczkę niejako śladami Jana Pawła II, rozpoczęliśmy od obejrzenia, jeszcze w autokarze, filmu dokumentalnego o naszym Papieżu. Ponadto tradycyjnie każdy uczestnik wycieczki otrzymał specjalnie przygotowany mini-przewodnik po miejscach, które mieliśmy zwiedzać.

Po przybyciu do Clonmacnoise również obejrzeliśmy film, tym razem o Clonmacnoise - oczywiście ze wzmianką o niespodziewanej wizycie naszego Papieża, a następnie wraz z o. Bartłomiejem, który przybliżył nam historię Clonmacnoise, zwiedziliśmy to wyjątkowe miejsce.

/Powyżej: uczestnicy wycieczki w Clonmacnoise/

Następnie udaliśmy się do Rock of Cashel, zespołu średniowiecznych budowli sakralno-obronnych w Cashel, a dokładniej - tego co z nich zostało. Podobnie jak w Clonmacnoise - najpierw tytułem wstępu obejrzeliśmy dokumentalny film o miejscu które mieliśmy zwiedzać. Monumentalne ruiny robią wrażenie a niezwykle interesujące informacje o. Bartłomieja dają pojęcie o dawnej świetności tego miejsca, w którym św. Patryk chrzcił irlandzkich władców.


/Powyżej: uczestnicy wycieczki w Rock of Cashel/

Wycieczka jak zwykle bardzo interesująca i udana, zakończona ponadto loterią fantową, w której prawie każdy coś wygrał, w szczególności vouchery na wiele usług oferowanych przez polskie firmy w Cork.

Zdjęcia z tej wycieczki można zobaczyć m.in. w galerii MyCork na FB: KLIK, a poniżej krótki, nakręcony przeze mnie filmik:


piątek, 17 maja 2013

Orzę morze

Co łączy Polskę ze Szwecją? Oprócz wspólnego króla Zygmunta III Wazy, potopu szwedzkiego i sklepów IKEA, nasze kraje zaczynają łączyć iście kabaretowe lewackie pomysły.

2 maja, w Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej oraz Dzień Polonii i Polaków za Granicą, w kRAJu zafundowano tubylcom radosny odpust, pod hasłem "Orzeł może". Jak napisali organizatorzy, "we wspólnej - Programu Trzeciego Polskiego Radia i "Gazety" - apolitycznej kampanii społecznej "Orzeł może" zamierzamy rozprawić się ze stereotypem Polaka pesymisty, malkontenta, nadętego smutasa, który ma wszystkim za złe i innym zazdrości. (...) A nasz narodowy mesjanizm i męczeństwo zamknijmy na klucz w starej rekwizytorni. Może już nigdy nie będą nam potrzebne". Podobno nie można wszystkim dogodzić, ale wkurzyć wszystkich to już żaden problem. I to się organizatorom akcji udało nad podziw...

Zacznijmy od biblijnej lekcji, kiedy to Izraelici dopiero co wyprowadzeni z egipskiej niewoli, zrobili sobie złotego cielca. Przez ten wybryk o mało nie stracili statusu Narodu Wybranego i w ogóle jakiegokolwiek narodu, bo cudem wszyscy uniknęli wówczas śmierci z powodu boskiego gniewu. Tak czy owak, trzy tysiące z nich straciło tego dnia życie, a reszta musiała się błąkać czterdzieści lat po pustyni, aby wyrosło nowe, nieskażone bałwochwalstwem pokolenie.

Wróćmy teraz do współczesności i akcji "Orzeł może". Na początek organizatorzy postanowili zastąpić nasz narodowy symbol - Orła Białego. W tym celu zlecili ulepienie z czekolady białego mrówkojada, któremu doczepiono skrzydła i postawiono na stercie, za przeproszeniem, guana, zdaje się też z czekolady. Jak to wiek temu z okładem pisał Wyspiański w "Weselu":

"Ptok ptakowi nie jednaki,
człek człekowi nie dorówna,
dusa dusy zajrzy w oczy,
nie polezie orzeł w gówna".


Na marginesie - czasy teraz takie, że nawet Wyspiańskiego cytować jest niebezpiecznie, o czym przekonał się choćby Marek Król po publikacji w 2010 roku na łamach "Wprost" swojego słynnego felietonu pt. "Nie polezie orzeł w GWna", w którym przejechał się po "salonie". Bezprawnie, jak stwierdził dwa lata później sąd, wyrzucono go za to z tygodnika, z którym był związany przez ponad ćwierć wieku.

A wracając do orła i tego, w co nie polazł: jeszcze i tym razem nie wdepnął, bo zastąpił go mrówkojad, ale jak długo ta ekwilibrystyka się uda, nie wiadomo... Tak czy owak, historia lubi się powtarzać, chociaż może się różnić w szczegółach: Izraelici drogo zapłacili za eksperymenty ze złotym cielcem - obawiam się, że Polacy również zapłacą za tę historię z czekoladowym mrówkojadem, chociaż na razie trwa jeszcze karnawał. Karnawał, w którym w Dzień Flagi, zamiast tejże flagi, rozdaje się gawiedzi różowe baloniki i okulary. Europę trzeba gonić, a Polska jak zawsze w awangardzie. Najpierw, za komuny, wolno było wieszać flagi czerwone, potem wywalczyliśmy trochę pozornej wolności, gdzie raz do roku wywieszano flagę biało-czerwoną, a dzisiaj de facto wywiesiliśmy flagę białą, symbolizowaną przez różowe baloniki. Wkrótce pewnie znowu wrócimy do flagi, tylko już tęczowej. Wtedy będzie tak, jak chcieli organizatorzy tejże akcji: w wojnie polsko-polskiej pod flagą kolorowo-tęczową wreszcie rozprawimy się ze "stereotypem Polaka pesymisty, malkontenta, nadętego smutasa, który ma wszystkim za złe i innym zazdrości".

Akcja miała być podobno społeczna i apolityczna, ale - a jakże - swoją fizjonomią firmował ją prezydent RP Bronisław Komorowski. Inna rzecz, że chyba już nikt w Polsce nie traktuje poważnie urzędu prezydenta, sprowadzonego przez Donalda Tuska - który już dawno temu powtarzał, że "prezydent nie jest mu do niczego potrzebny" - do stania pod żyrandolem.

No cóż, panta rhei jak stwierdził Heraklit, a bardziej swojsko: "należy się z postępem iść", jak z kolei uważał jeden z bohaterów niezapomnianej filmowej trylogii "Sami swoi". W Szwecji poszli już tak bardzo do przodu, że "chcąc zmniejszyć różnicę pomiędzy płciami", na poważnie rozważa się projekt "nakazujący korzystanie z toalety jedynie na siedząco". Uznano bowiem, że "kobiety są dyskryminowane w toalecie, gdyż mężczyźni mogą z niej korzystać również na stojąco". Czasami zastanawiam się, czy to wszystko się dzieje naprawdę? Zawsze mi się wydawało, że świat ma swój urok właśnie dlatego, że są różnice między płciami, czasem większe, czasem mniejsze, ale jednak. Ba, sporo kobiet wydaje niezłe sumy nawet na operacje plastyczne, żeby te międzypłciowe różnice jeszcze sobie powiększyć - no, ale może ja się nie znam.

Tak czy owak, proponuję iść za ciosem w tym zacieraniu różnic: trzeba coś zrobić też choćby z możliwością karmienia piersią, że o rodzeniu dzieci nie wspomnę. Toż to przecież z kolei dyskryminacja mężczyzn! Pomijam już fakt, że ten toaletowy problem powstał w głowie mężczyzny, chociaż co prawda lewaka. Kobiety są jednak znacznie inteligentniejsze i nie szukają na siłę rozwiązań problemów, które nie istnieją. Swoją drogą, nakaz czy zakaz, którego nie można wyegzekwować nie ma sensu, ciekawi mnie więc, w jaki sposób ci postępowi Szwedzi chcą sprawdzać, czy czasem jakiś nieuświadomiony przybysz z dalekiego kraju nad Wisłą nie będzie jednak korzystał z toalety na stojąco. Kamery poinstalują, czy jak? Nowa era Big Brothera...

Zarówno czekoladowe mrówkojady i pomysły rodem z toalety byłyby może zabawne, gdyby nie to, że mają wspólny mianownik w postaci lewactwa, które to wymyśla i co gorsze - próbuje wprowadzać w życie. Lewactwo nie od dzisiaj wierzy w teorię "walca, który przyjdzie i wyrówna", chociaż wszystkie poprzednie tego typu eksperymenty kończyły się spektakularną klapą, często pociągając za sobą tragedię całych narodów. Na razie mamy wspomniany karnawał, jest "nowocześnie" i "zabawnie", trwa chocholi taniec wokół złotego cielca albo czekoladowego mrówkojada - do wyboru.

Wiem, że łatwiej będzie zaorać morze niż przekonać co niektórych, że nie można w imię humanizmu znieść kary śmierci nawet dla największych zbrodniarzy, a jednocześnie domagać się prawa do aborcji i eutanazji, często przymusowych. Nie można domagać się praw dla zwierząt, a jednocześnie zamrażać i handlować ludzkimi zarodkami, że o przeprowadzaniu na nich eksperymentów medycznych nie wspomnę. Nie można też udawać, że nie ma różnicy pomiędzy kobietą i mężczyzną czy orłem a mrówkojadem, choćby nawet z czekolady...

Gdybym był realistą, to bym sobie zanucił: "już umiera ta kraina, tego nikt już nie powstrzyma", ale ja, niepoprawny optymista, ciągle jednak wierzę, że "jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie...".

czwartek, 16 maja 2013

Firkin Crane

Kolejnym z charakterystycznych budynków w Cork jest Firkin Crane. Dawniej handlowano tutaj masłem, teraz - naucza się tańca.

 /Powyżej Firkin Crane w Cork/

Zanim wybudowano Firkin Crane, znajdował się tutaj średniowieczny zamek Shandon, a następnie, od 1784 do 1840 roku kaplica i klasztor o. dominikanów. Okrągły budynek zbudowano w 1855 roku z przeznaczeniem na handel masłem, z którego niegdyś Cork słynął i który był głównym towarem eksportowym. Samo słowo "firkin" pochodzi z języka duńskiego i oznacza dawną jednostkę miary.

W 1924 roku słynny Rynek Masła w Cork został ostatecznie zamknięty, niemniej w Firkin Crane aż do 1970 produkowano margarynę. W 1980 roku budynek został przeznaczony na centrum kultury, ale już dwa lata później, w 1982 roku został praktycznie całkowicie zniszczony przez pożar. Odbudowano go i ponownie otworzono dziesięć lat później, w 1992 roku.

Obecnie mieści się tutaj Cork School of Dance, Szkoła Tańca w Cork. Nieopodal Firkin Crane znajduje się również Wieża Shandon i Muzeum Masła.

środa, 15 maja 2013

W szponach nałogu

Z cyklu "każde zdjęcie ma swoją historię", dzisiaj - zdjęcie wczorajsze, człowieka w szponach nałogu. Nałogu - nikotynowego.

Przechodziłem przez dworzec autobusowy w Cork, licząc na zrobienie jakiejś fotki w związku ze strajkiem Bus Eireann. Strajk, który sparaliżował sporą część Irlandii, został co prawda właśnie zawieszony, ale myślałem że zrobię przynajmniej zdjęcie oflagowanego cork-owskiego "pks"-u. Nic z tych rzeczy, dworcowe życie toczy się jakby nigdy nic.

Aparat trzymałem w ręku, gdy zobaczyłem człowieka próbującego przejść przez ulicę. Czy też raczej - przeczołgać się, chociaż nie na brzuchu a wprost przeciwnie. Zdjęcie zrobiłem niemal machinalnie, następnie podszedłem do niego i zaoferowałem pomoc. Z bliska niedomagający jegomość okazał się modelowym przykładem mocno znietrzeźwionego irlandzkiego żula, no ale - człowiek to człowiek.

/Powyżej: człowiek który pragnął papierosa... (twarz rozmazałem)/

- Potrzebujesz pomocy? Pomóc ci wstać? - zapytałem
- Masz papierosa? - wychrypiał "czołgista"
- Pomóc ci wstać? - zapytałem raz jeszcze
- Masz papierosa?! - wychrypiał jeszcze głośniej tenże jegomość

Nie mam, nie palę. I dzięki Bogu, bo widać co to nikotynowy nałóg potrafi zrobić z człowieka: w hierarchii ważności papieros jest dla niego ważniejszy od przyjęcia postawy dwunożnej. Poszedłem w swoją stroną, on poczołgał w swoją...

wtorek, 14 maja 2013

Radio tylko w internecie, czyli coś się kończy, coś zaczyna...

Dzisiaj, jak codziennie niemal, czytałem książkę jednocześnie słuchając radia. Książkę na kindle i radia internetowego przez smartfona. Dawne słowa zostały, czynności też, ale nośniki - są już zupełnie inne...

O kindlu już pisałem, rewelacyjne urządzenie, każdemu polecam. Ale dzisiaj słów kilka o radiu, bo właśnie uświadomiłem sobie, że "tradycyjnego" radiowego odbiornika nie używałem już od dobrych kilku miesięcy.

Teraz radia słucham przez smartfona, do którego /chociaż nie zawsze/ podłączam zewnętrzne głośniki. Jak to się wszystko zmienia, prawda? Tak samo się słuchało i czytało w latach 40-tych, 50-tych, 60-tych, 70-tych, itd. latach ub. wieku. W sumie tak było jeszcze z 10 lat temu, może nawet mniej. A teraz? Książka - to kindle, radio - to telefon. Ale - nie radiotelefon ;-)

/Powyżej: mój domowy zestaw radiowy, czyli modem, router, głośniki i telefon/

Fotka jest oczywiście nieco zaaranżowana, w rzeczywistości modem i router jest w jednym miejscu, a smartfon z głośnikami, dzięki wi-fi - gdzie indziej, czyli tam, gdzie mi aktualnie pasuje. Są już bez problemu dostępne, stylizowane na dawne radia, urządzenia do odbierania internetowych stacji radiowych, nawet myślałem o zakupie, ale - wybór póki co niewielki za to ceny chyba trochę wydumane. Poczekam, aż rynek "znormalnieje". Głośniki zostały w spadku po moim komputerze, stacjonarnym, kupionym lat temu z 7 i po bodajże kolejnych dwóch latach zastąpionym przez laptopa, który przejął rolę tegoż stacjonarnego komputera. Bo z kolei komputer przenośny w startfonowej postaci mam teraz w kieszeni.

Oczywiście dzięki 3G bez problemu można słuchać takiegoż radia i bez wi-fi w praktycznie dowolnym miejscu. I właśnie mobilność jest tym, co, wg mnie, zadecyduje o szybkiej absolutnej dominacji internetowych stacji radiowych, bo praktycznie zatrze różnicę pomiędzy radiem w eterze, a radiem w internecie, za to to drugie, w przeciwieństwie do pierwszego, umożliwi słuchanie nawet na drugim końcu globu małej lokalnej stacji z, dajmy na to, jakiegoś Przasnysza /oczywiście niczego nie ujmując mieszkańcom tego miasteczka/.

Wróćmy do radia: internet naprawdę zmienił bardzo wiele. Śmiem twierdzić, jest on gwoździem do trumny tradycyjnej prasy i telewizji, natomiast pozwala rozwinąć skrzydła stacjom radiowym. Radio to specyficzne medium, nie absorbuje tak uwagi jak czytanie czy oglądanie tv, można słuchać i jednocześnie robić setki innych czynności, dlatego, wbrew prognozom niektórych medialnych wróżek - nie nastąpił /i chyba nigdy nie nastąpi/ jego kres. A radio internetowe to już zupełnie inny etap. Teraz nawet jeden człowiek bez specjalistycznej wiedzy i worka pieniędzy może tworzyć własne radio i konkurować o słuchacza ze stacjami działającymi od kilkudziesięciu lat i zatrudniającymi sztab ludzi. Stacji w internecie są tysiące, pogrupowanych tak i siak, można wybierać wg języka, rodzaju muzyki, bez muzyki, itd., itp. I bardzo mi się to podoba :-)

Nie jestem jakimś zapalonym radiomaniakiem. W czasach nastoletnich, czyli w latach 80-tych ub.w. słuchałem, jak chyba wszyscy młodzi ludzie, Trójki, z kultową Listą Przebojów Programu Trzeciego na czele. Później, po Magdalenkach, Okrągłych Stołach i czerwcowych wyborach przyszło nowe, nagle pojawiło się sporo nowych stacji, z Radiem Zet i RMF na czele. Było to zupełnie inne radio, z tymże też inne - niż teraz. Do dzisiaj pamiętam reklamy "Zetki", jak np.: "słucham tylko Mamy... i Radia Zet", a przy okazji jakiegoś tam kilkugodzinnego pobytu w Stolycy kRAJu zapamiętałem też reklamowe przystanki autobusowe, z których "sączył" się program "Zetki". Było, minęło, teraz mam wrażenie że są to bloki reklamowe przerywane jedynie prorządowymi programami informacyjnymi i muzyczną sieczką bez żadnej wartości.

Czego słucham teraz? Lata lecą, chyba dlatego coraz bardziej "przesuwam" się od muzyki do publicystyki. Coraz bardziej lubię "gadane" radio, z muzyką folkową, jazzową i klasyczną, ale jednak im więcej publicystyki, tym lepiej. Człowiek już ma swoje lata ;-), a jak napisał Ewangelista, nie wlewa się młodego wina do starych bukłaków. Dla mnie muzyka /tak jak kino/, skończyła się gdzieś przy końcu lat 80-tych ub.w., z niewielkimi wyjątkami, rzecz jasna. Mając takie wymaganie wybór jest raczej niewielki, ale - jest.

Jeżeli chodzi o polskie radio w Irlandii, to sprawa jest prosta: o ile wiem, w tym momencie jest tylko jedna stacja, o której już pisałem TUTAJ, czyli - Eter.fm. Eksperymenty były wcześniej, pisałem już pięć lat temu o Radio CorkFm, ich twórców zaprosiłem na jedne z Rozmów /nie/Kontrolowanych które swego czasu prowadziłem, no ale - pierwsze koty za płoty, radio podziałało - i przestało. Istnieją też polskie audycje w irlandzkim radiu, niemniej, jak pisałem, nie ma polskich stacji radiowych w Irlandii - poza Eter.fm. Ponadto te audycje są nadawane w lokalnych stacjach, więc jeżeli ktoś z Cork chce posłuchać audycji z Dublina, to i tak musi to robić, o ile wiem, przez internet, więc różnica pomiędzy eterem a internetem praktycznie już nie istnieje.

Przyglądam się z zaciekawieniem Eter.fm i mu kibicuję. Raz, że jest to jedyne polskie radio w Irlandii, więc i tak nie ma komu innemu kibicować, dwa, że mam zaszczyt znać "prowadzącego" - i jest to przesympatyczny człowiek, a trzy - że robi się coraz ciekawsze. Z niecierpliwieniem czekam na pełną ramówkę, chociaż radio tak czy owak nadaje cały czas.

Oczywiście jestem przekonany, że w ślad za Eter.fm - szybko powstaną kolejne. Słyszałem już plotki o planach szybkiego uruchomienia trzech! kolejnych stacji. Niemniej kto pierwszy, ten... nie, niekoniecznie zawsze lepszy, ale na pewno bardziej zapamiętany. Ale w tym przypadku, kto wie - może i lepszy ;-)

Tak czy owak, jak wspomniałem na początku, tradycyjnego odbiornika radiowego nie włączałem już od miesięcy. Coś się kończy, coś zaczyna...

niedziela, 12 maja 2013

Restauracje i bary w Cork: Zam Zam

Najlepszy /wegetariański/ kebab jaki jadłem? Jak do tej pory - bezapelacyjnie w Zam Zam przy Barrack Street w Cork.

/Powyżej: Zam Zam przy Barrack Street/

W Zam Zam nie można zjeść na miejscu, trzeba zamawiać na wynos, otwierają dopiero wieczorem, ale - smak rekompensuje wszystko ;-) Najlepszy wegetariański, te nie-wegeteriańskie - podobno również świetne.

piątek, 10 maja 2013

Cork z oddali

Kolejny, tym razem błyskawiczny i niezapowiadany plenerek, przy okazji zakupów w sklepie fotograficznym nieopodal lotniska. Tym razem - kilka charakterystycznych miejsc w Cork z nieco innej, dalszej perspektywy.

O tych budynkach już pisałem, więc powtarzam się w opisach, ale - zawsze można je pominąć ;-)

 /Powyżej: Katedra św. Marii i św. Anny (ang. Cathedral of St. Mary and St. Anne), główna świątynia Kościoła Rzymskokatolickiego w Cork, oraz Wieża Shandon /St. Anne's Church/, jedna z głównych atrakcji turystycznych w Cork/

/Powyżej: Cork County Hall (czyli, w dużym uproszczeniu, odpowiednik urzędu wojewódzkiego w Polsce), mający 16 pięter i mierzący 67 metrów wysokości wieżowiec, który został otwarty w 1968 roku. W latach 2002 - 2006 biurowiec przebudowano i podwyższono (przed przebudową jego wysokość wynosiła 64 metry). Przez niemal 40 lat Cork County Hall był najwyższym budynkiem w Irlandii. Dopiero otwarcie Elysian pozbawiło go palmy pierwszeństwa/

/Powyżej: po prawej stronie Elysian, najwyższy budynek w Irlandii. Ma 17 pięter i 71 metrów wysokości. Irlandia nie jest krajem "drapaczy chmur, dla porównania - "dar narodu radzieckiego dla narodu polskiego", czyli oddany w 1955 r. Pałac Kultury i Nauki w Warszawie – liczy sobie 231 metrów/.

środa, 8 maja 2013

Spotkania MyCork

Dzisiaj miały miejsce dwa spotkania członków i sympatyków MyCork: najpierw z wicekonsulami Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Dublinie - Grzegorzem Jagielskim i Wojciechem Dzięgielem, a potem tradycyjne comiesięczne otwarte spotkanie, na które wszyscy są zaproszeni.

/Powyżej - u góry: spotkanie z wicekonsulami, u dołu: comiesięczne spotkanie otwarte/

Przedstawiciele konsulatu byli bardzo zainteresowani zarówno projektami MyCork kierowanymi do lokalnej społeczności, jak i dalszą współpracą ze stowarzyszeniem. Natomiast na spotkaniu otwartym omówiono szczegóły realizacji najbliższych projektów MyCork.

poniedziałek, 6 maja 2013

Plener z fotografią otworkową

Dzisiaj razem z Mariuszem Kalinowskim wybrałem się rankiem na mały plenerek w Cork. Tym razem - "bawiliśmy" się fotografią otworkową ;-)

Zachwyciłem się tym rodzajem fotografii po obejrzeniu albumu "Shadowlands". Od tego czasu przejrzałem sporo stron z fotografiami zrobionymi "otworkami", ale dopiero dzisiaj zrobiłem swoje pierwsze zdjęcia w tej technice. Szału nie ma, ale jak na pierwszy raz - jestem zadowolony, tym bardziej że zabawa przy tym była świetna ;-)

Poniżej kilka moich zdjęć z dzisiejszego pleneru:
 
  /Powyżej: nasze aparaty, tj. Mariusza i mój, pożyczony od Mariusza ;-)/

  /Powyżej: w trakcie pleneru. fot: Mariusz Kalinowski/

Moje pierwsze próby w fotografii otworkowej:





 

sobota, 4 maja 2013

Argonautic

W Cork Vision Centre ma obecnie miejsce wystawa "Argonautic", na której swoje prace prezentuje Michal Singer, czeski artysta. Wystawa potrwa od 27 kwietnia do 22 maja b.r.

/Powyżej: fragment wystawy "Argonautic"/

Michal Singer, ur. w 1959 roku, ukończył studia na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Karola w Pradze. Jego prace są charakterystyczne, z wyrazistymi konturami, mocnymi kolorami, często kontrowersyjne, zawierające odwołania do symbolizmu i dekadencji. Jego styl porównuje się do Van Gogha i Gauguina.

środa, 1 maja 2013

Popularność polonijnych portali w Irlandii

Czy dany portal jest popularny, czy wprost przeciwnie? Jak to sprawdzić z zewnątrz, nie opierając się tylko na statystykach publikowanych przez poszczególne portale?

Link4, jedna z firm ubezpieczeniowych reklamuje się obecnie spotem w którym występują różne, egzotyczne /dla nas/ nacje, i gdzie jesteśmy pytani m.in.: "Czy Masaj, który ma trzy woły jest bogaty czy biedny?", "Czy Eskimos, który ma 4 psy jest bogaty czy biedny?", itp. Jak stwierdza lektor w reklamie: "Nie wiesz, bo nie masz porównania".

Pal licho Link4 i wszystkich innych ubezpieczycieli, ale coś w tej reklamie jest. Chciałbym spróbować przełożyć to na popularność polonijnych portali w Irlandii, tak więc: czy dany portal jest popularny, czy nie? Jak to porównać?

Od razu dodam, że jestem laikiem, nie mam ani wykształcenia ani doświadczenia w branży reklamowej, internetowej, itp., dlatego będę wdzięczny za pomoc, jeżeli błądzę. Zdaję sobie oczywiście sprawę z istnienia alexa.com, ale jej wyniki nie są dla mnie zbyt czytelne, szczególnie gdy chodzi o proste porównanie. Tak czy owak, szukając odpowiedzi na pytanie o popularność polonijnych portali w Irlandii, trafiłem m.in. na takie dwie strony, obydwie oparte na danych z alexa.com, które być może w przybliżony sposób, ale jednak przy zachowaniu proporcji, pozwala oszacować który portal jest naprawdę popularny, a który tylko się za taki podaje.

Te dwie witryny to: http://www.vampirestat.com i www.livret.net.pl/wycena. Jest ich z pewnością więcej, mi jakoś "podpasowały" te dwie. Ta pierwsza podaje liczbę unikalnych użytkowników dziennie, ilość dziennych odsłon stron, alexa rank, google pagerank, itp., itd, a wszystko w prostej i przystępnej formie. Druga z witryn podaje liczbę unikalnych użytkowników w skali miesiąca, oraz sugerowaną wartość wyceny danej witryny.

Pokusiłem się o drobne zestawienie popularności polonijnych portali w Irlandii. W zestawieniu uwzględniłem tylko te portale które mają nie mniej niż 120 unikalnych użytkowników dziennie. Dane były aktualne na dzień 30 kwietnia 2013 roku i pozyskałem je na podstawie wyników ze strony www.vampirestat.com.



 
No i jakie są wyniki, jeżeli chodzi o polonijne witryny w Irlandii? Niespodzianek nie ma, bezwzględny prymat dzierżą gazeta.ie i mycork.org /przy czym pamiętajmy, że mycork.org to portal lokalny/. Jeżeli chodzi o lokalne polonijne strony w Cork, to tutaj dominacja mycork.org jest wprost miażdżąca - sam autentycznie byłem zaskoczony, chociaż bardzo pozytywnie ;-) Bardziej obrazowo rzecz ujmując: mycork.org jest nawet kilkadziesiąt razy popularniejszy od innych stron tego typu. Oczywiście, to nie przyszło samo: portal istnieje od lat, jest prowadzony przez autentycznych wolontariuszy a wpływy z reklam są przeznaczone na projekty dla lokalnej społeczności. Ludzie to widzą - i doceniają. Niemniej, jeszcze raz zaznaczę, opieram się na danych pochodzących z alexa.com.

Czy te dane muszą idealnie odzwierciedlać stan faktyczny? Z całą pewnością będą różnice pomiędzy wskazaniami z alexa.com a statystykami zaimplementowanymi bezpośrednio na stronie. Ba, ja sam używam na blogu statystyk pochodzących z dwóch źródeł - i dostaję różne wyniki. Nie chodzi tutaj więc o to, żeby uzyskać całkowicie idealne wyniki, bo to zapewne niemożliwe, ale żeby mieć pewien obraz sytuacji.

Zachęcam do samodzielnego sprawdzenia i porównania wyników, także zupełnie innych witryn. Ja, przyznam, miałem nieco inne wyobrażenie na temat popularności co niektórych stron i w niektórych przypadkach byłem zaskoczony ;-)

Będę wdzięczny także za info i linki do innych witryn, za pośrednictwem których można zdobyć dokładne informacje na temat ruchu generowanego do innych stron internetowych.