Przywiozłem z Polski najnowszy numer "W Sieci" z filmem "Polacy" Marii Dłużewskiej. Wczoraj go obejrzałem.
W dokumencie autorka przedstawia sylwetki czterech Polaków - naukowców mieszkających za granicą i związanych z Zespołem Parlamentarnym ds. Zbadania Przyczyn Katastrofy Tu-154M z 10 kwietnia 2010 roku. Są to: prof. Wiesław Binienda, dr Wacław Berczyński, dr Kazimierz Nowaczyk i dr Grzegorz Szuladziński.
Film pokazał się w dobrym momencie, chociaż szkoda że nie 2-3 tygodnie wcześniej, kiedy rozpoczęła się w kRAJu medialna nagonka podważająca kwalifikacje tych naukowców. No cóż, całą ścianę prestiżowych nagród jakie zdobią np. biuro prof. Biniendy - podważyć trudno.
W dokumencie jest też mowa o próbach zastraszenia naukowców, którzy mają odmienne zdanie na temat przyczyn Katastrofy Smoleńskiej, niż ta podawana przez Rosjan.
Trzeba obejrzeć, także żeby jeszcze raz zobaczyć dowody, które przeczą tezie o pancernej brzozie, za to wprost wskazują inną przyczynę katastrofy...
Strony
▼
czwartek, 31 października 2013
środa, 30 października 2013
XXVII wizyta w Polsce (13): Polska nie dla Polaków...
Ze słonecznego Krakowa i Lubelszczyzny czas wracać do deszczowego Cork. Coraz trudniej mi się wraca, bo piękna nasza Polska cała, z roku na rok piękniejsza, tylko, powtórzę się z pierwszej notki, jak żyć, Panie Premierze?
Wylatuję wieczorem, w kiosku na lotnisku większość dzienników już wykupionych. Zostały tylko niemieckie gazety dla Polaków no i Wyborcza. Biorę więc "Dziennik Gazeta Prawna", zdaje się że jeszcze polskie wydawnictwo, chociaż profilowo nie w moim stylu, no ale - w Polsce chcę przeczytać polską gazetę.
Na pierwszej stronie, a jakże, artykuł: "Polska nie dla Polaków. Emigracja jak najbardziej". W środku - kolejne dwa teksty, z jasnym przesłaniem że nie ma po co wracać, a wprost przeciwnie - ludzie będą wyjeżdżać...
Szkoda, naprawdę szkoda że jest tak, jak jest...
Wylatuję wieczorem, w kiosku na lotnisku większość dzienników już wykupionych. Zostały tylko niemieckie gazety dla Polaków no i Wyborcza. Biorę więc "Dziennik Gazeta Prawna", zdaje się że jeszcze polskie wydawnictwo, chociaż profilowo nie w moim stylu, no ale - w Polsce chcę przeczytać polską gazetę.
Szkoda, naprawdę szkoda że jest tak, jak jest...
wtorek, 29 października 2013
XXVII wizyta w Polsce (12): Górecko Kościelne
Malownicza wioska na Roztoczu, otoczona Puszczą Solską, założona w 1582 roku. Miejsce objawienia w 1648 roku św. Stanisława, który uratował wioskę przed spaleniem przez Kozaków. Górecko Kościelne było pacyfikowane przez Niemców w 1943 i 1944 roku. Miejsce relikwii św. Stanisława, podarowanych w 1968 roku przez kardynała Karola Wojtyłę.
Warto zobaczyć modrzewiowy kościół parafialny pw. św. Stanisława z XVIII w., kapliczkę "Na Wodzie" z XIX w., oraz "Pod Dębami" i znajdujące się przy niej stacje drogi krzyżowej.
/Powyżej: stoję przed XVIII-wiecznym modrzewiowym kościołem pw. św. Stanisława/
Warto zobaczyć modrzewiowy kościół parafialny pw. św. Stanisława z XVIII w., kapliczkę "Na Wodzie" z XIX w., oraz "Pod Dębami" i znajdujące się przy niej stacje drogi krzyżowej.
XXVII wizyta w Polsce (11): Osada Słowian w Rabinówce
Szukając turystycznych atrakcji, natrafiłem na info, że w 2011 r. w na terenie stadniny Rogowe Kopce w miejscowości Rabinówka k. Tomaszowa Lubelskiego powstała Osada Słowian.
Jak przeczytałem: "Osada składa się z palisady, wałów obronnych, ostrokołu oraz budynków gospodarczych zbudowanych na wzór wczesnośredniowiecznych budynków Słowian. W centralnym miejscu zagościł starodawny bóg Światowid dumnie spoglądający w cztery strony świata. Osada ma na celu ukazywanie w ciekawy sposób historii naszych przodków. (...) Drużyna Wojów Algiz wspierana jest przez Agencję Rozwoju Roztocza, Majątek Rogowe Kopce oraz Wójta Gminy Tomaszów Lubelski." I w innym miejscu: "Wczesnośredniowieczna osada Słowian z przełomu IX i X wieku powstaje w Rabinówce koło Tomaszowa Lubelskiego. Wojowie z Drużyny Algis samodzielnie budują z drewna chaty,zagrody i potrzebne im sprzęty. Na terenie obozu będą prowadzić warsztaty historyczne, organizować pokazy walk i biesiady przy ognisku. Wojowie osiedlili się na terenie stadniny koni Rogowe Kopce. Wszystkie budowle wznoszą własnymi rękami. Wizyta w osadzie ma być żywą lekcją historii, będą się tu odbywać warsztaty rzemieślnicze, pokazy tkania ozdobnych krajek,bicia monet i wyrobu oręża. Jak na drużynę wojów przystało nie zabraknie turniejów i walk rycerskich. Dla pokonanych przygotowano już specjalne miejsce tortur."
Problem w tym, że wszystkie informacje pochodziły tylko z 2011 roku. Później na ten temat nie ma w necie nic, a skoro czegoś tam nie ma, to znaczy - że nie istnieje ;-) Niemniej postanowiłem to sprawdzić, tym bardziej że byłem w okolicy. Pojechałem do Rabinówki, odnalazłem stadninę Rogowe Kopce. Osada - niby nadal istnieje. Jest palisada, wały obronne, ostrokół, jakiś budynek gospodarczy a nawet - Światowid. Tyle, że to wszystko jest zaniedbane, praktycznie w ruinie. Jak powiedział mi pan ze stadniny: "dopóki były fundusze, to coś tutaj młodzież robiła. Jak się skończyły dotacje, to wyjechali".
Miejmy nadzieję, że ten pomysł jednak nie upadnie... Kilka zdjęć z Osady Słowian: KLIK.
/Powyżej: stoję przed wejściem do Osady Słowian w Rabinówce/
Jak przeczytałem: "Osada składa się z palisady, wałów obronnych, ostrokołu oraz budynków gospodarczych zbudowanych na wzór wczesnośredniowiecznych budynków Słowian. W centralnym miejscu zagościł starodawny bóg Światowid dumnie spoglądający w cztery strony świata. Osada ma na celu ukazywanie w ciekawy sposób historii naszych przodków. (...) Drużyna Wojów Algiz wspierana jest przez Agencję Rozwoju Roztocza, Majątek Rogowe Kopce oraz Wójta Gminy Tomaszów Lubelski." I w innym miejscu: "Wczesnośredniowieczna osada Słowian z przełomu IX i X wieku powstaje w Rabinówce koło Tomaszowa Lubelskiego. Wojowie z Drużyny Algis samodzielnie budują z drewna chaty,zagrody i potrzebne im sprzęty. Na terenie obozu będą prowadzić warsztaty historyczne, organizować pokazy walk i biesiady przy ognisku. Wojowie osiedlili się na terenie stadniny koni Rogowe Kopce. Wszystkie budowle wznoszą własnymi rękami. Wizyta w osadzie ma być żywą lekcją historii, będą się tu odbywać warsztaty rzemieślnicze, pokazy tkania ozdobnych krajek,bicia monet i wyrobu oręża. Jak na drużynę wojów przystało nie zabraknie turniejów i walk rycerskich. Dla pokonanych przygotowano już specjalne miejsce tortur."
Problem w tym, że wszystkie informacje pochodziły tylko z 2011 roku. Później na ten temat nie ma w necie nic, a skoro czegoś tam nie ma, to znaczy - że nie istnieje ;-) Niemniej postanowiłem to sprawdzić, tym bardziej że byłem w okolicy. Pojechałem do Rabinówki, odnalazłem stadninę Rogowe Kopce. Osada - niby nadal istnieje. Jest palisada, wały obronne, ostrokół, jakiś budynek gospodarczy a nawet - Światowid. Tyle, że to wszystko jest zaniedbane, praktycznie w ruinie. Jak powiedział mi pan ze stadniny: "dopóki były fundusze, to coś tutaj młodzież robiła. Jak się skończyły dotacje, to wyjechali".
Miejmy nadzieję, że ten pomysł jednak nie upadnie... Kilka zdjęć z Osady Słowian: KLIK.
poniedziałek, 28 października 2013
XXVII wizyta w Polsce (10): Wieprzów Ordynacki
Niewielka wioska w województwie lubelskim. Swoją nazwę wzięła się od nazwy rzeki Wieprz, która wypływa z położonego w centrum miejscowości Wieprzowego Jeziora.
Za roztoczewita.pl/wieprzow: "Według legendy to niesforny wieprz uciekł z zagrody kmiecia i zaczął ryć w ziemi, a gdy z dołu, który wyrył wytrysnęła woda wieprz uciekł, a drobna strużka wody stworzyła jezioro. Woda szukając ujścia skierowała się w stronę Wisły, tworząc jedną z największych rzek Polski – rzekę Wieprz.
Dzisiaj z Wieprzowego Jeziora, które jeszcze w latach 60-tych XX w. było okazałym zbiornikiem wodnym na skutek niewłaściwej melioracji zostało jedynie małe oczko wodne, lecz nadal wypływa stąd woda i jest to ciągle źródło rzeki. (...) W miejscowości funkcjonuje również „Muzeum Olejarskie”, gdzie można zobaczyć dawne maszyny i urządzenia służące do wyrobu oleju świątecznego, zobaczyć proces jego wytwarzania oraz skosztować tego lokalnego produktu. Czasy zamierzchłe pamięta biegnący krawędzią miejscowości zwany przez mieszkańców „Trakt Królewski”. Tędy to jeszcze w XIX wieku prowadziła jedyna droga do Lwowa, którą wędrowali królowie oraz kupcy wiozący towary na wschód. Dzisiaj służy jedynie do wędrówek pieszych i rowerowych. (...) Ciekawostką jest również to, że w samej miejscowości do chwili obecnej funkcjonuje 4 zakłady kowalskie oraz w odległości 3 km w na zachód w Dąbrowie Tarnawackiej zakład garncarski.
Aby upamiętnić niesfornego wieprza, który przyczynił się według legendy do powstania rzeki Wieprz przez co i Wieprzowa u źródeł rzeki został postawiony jego pomnik, który przyciąga turystów oraz jest jedną z atrakcji miejscowości. Z wieprzem jest również związany co roku organizowany w przedostatnią niedzielę sierpnia festyn zwany „Dniami Wieprza”, podczas którego prezentują swój dorobek artystyczny lokalne zespoły oraz wystawiają się przedstawiciele ginących zawodów."
/Powyżej: pomnik Wieprza, tablica z dziejami wioski i Wieprzowe Jezioro, skąd bierze początek rzeka Wieprz/
Za roztoczewita.pl/wieprzow: "Według legendy to niesforny wieprz uciekł z zagrody kmiecia i zaczął ryć w ziemi, a gdy z dołu, który wyrył wytrysnęła woda wieprz uciekł, a drobna strużka wody stworzyła jezioro. Woda szukając ujścia skierowała się w stronę Wisły, tworząc jedną z największych rzek Polski – rzekę Wieprz.
Dzisiaj z Wieprzowego Jeziora, które jeszcze w latach 60-tych XX w. było okazałym zbiornikiem wodnym na skutek niewłaściwej melioracji zostało jedynie małe oczko wodne, lecz nadal wypływa stąd woda i jest to ciągle źródło rzeki. (...) W miejscowości funkcjonuje również „Muzeum Olejarskie”, gdzie można zobaczyć dawne maszyny i urządzenia służące do wyrobu oleju świątecznego, zobaczyć proces jego wytwarzania oraz skosztować tego lokalnego produktu. Czasy zamierzchłe pamięta biegnący krawędzią miejscowości zwany przez mieszkańców „Trakt Królewski”. Tędy to jeszcze w XIX wieku prowadziła jedyna droga do Lwowa, którą wędrowali królowie oraz kupcy wiozący towary na wschód. Dzisiaj służy jedynie do wędrówek pieszych i rowerowych. (...) Ciekawostką jest również to, że w samej miejscowości do chwili obecnej funkcjonuje 4 zakłady kowalskie oraz w odległości 3 km w na zachód w Dąbrowie Tarnawackiej zakład garncarski.
Aby upamiętnić niesfornego wieprza, który przyczynił się według legendy do powstania rzeki Wieprz przez co i Wieprzowa u źródeł rzeki został postawiony jego pomnik, który przyciąga turystów oraz jest jedną z atrakcji miejscowości. Z wieprzem jest również związany co roku organizowany w przedostatnią niedzielę sierpnia festyn zwany „Dniami Wieprza”, podczas którego prezentują swój dorobek artystyczny lokalne zespoły oraz wystawiają się przedstawiciele ginących zawodów."
XXVII wizyta w Polsce (9): Józefów /Biłgorajski/
Józefów w woj. lubelskim to miasto założone przez Tomasza Józefa Zamoyskiego w 1725 roku.
W pierwszej połowie XIX w. działała tutaj słynna w całym kraju drukarnia ksiąg hebrajskich, należąca do żydowskiej rodziny Waxów, w której znalazło zatrudnienie ponad połowa mieszkańców miasteczka. W 1864 roku okupanci rosyjscy za pomoc powstańcom odebrali Józefowowi prawa miejskie. Jednak najcięższy okres w swojej historii Józefów i jego mieszkańcy przeżyli podczas II wojny światowej.
Za Wikipedią: "Podczas okupacji niemieckiej w okolicach działały bardzo liczne oddziały partyzanckie. Miasteczko leżało na terenie objętym "powstaniem zamojskim", zaś najbliższe okolice uzyskały miano "Rzeczypospolitej Józefowskiej". Odbyło się tu bardzo wiele akcji dywersyjnych – m.in. brawurowe odbicie z niewoli Konrada Bartoszewskiego "Wira" 26 lutego 1942 roku. Niemieccy dowódcy raportowali, iż Zamojszczyzna to "centralny ośrodek bandytyzmu w Polsce, natomiast jego głównym punktem jest Józefów lub Aleksandrów. (...) 1 czerwca 1943 roku Józefów został zbombardowany za zamordowanie dwóch oficerów SS. Następnie Niemcy chcieli zamordować resztę mieszkańców miasteczka, lecz udaremnił to atak partyzantów na miasto. (...) Podczas wojny Niemcy dokonali zagłady żydowskiej społeczności Józefowa."
Dotarłem tutaj późnym wieczorem, więc niewiele udało mi się zobaczyć. Byłem na baszcie widokowej, z której rozpościera się fantastyczny widok na pobliskie kamieniołomy. Samą basztę wybudowano w 2011 roku, ma nieco ponad 18 metrów wysokości /taras widokowy jest na 12 metrach/, a waży - 550 ton. Centrum miasteczka pięknie wygląda w nocy. Na rynku jest pomnik z 2003 roku upamiętniający bohaterów z 1863 roku i z 1939-1944, postawiony w 60-rocznicę hitlerowskich wysiedleń i pacyfikacji.
Na pewno tu jeszcze wrócę ;-) Kilka zdjęć z Józefowa: KLIK.
/Powyżej: stoję przed basztą widokową w Józefowie/
W pierwszej połowie XIX w. działała tutaj słynna w całym kraju drukarnia ksiąg hebrajskich, należąca do żydowskiej rodziny Waxów, w której znalazło zatrudnienie ponad połowa mieszkańców miasteczka. W 1864 roku okupanci rosyjscy za pomoc powstańcom odebrali Józefowowi prawa miejskie. Jednak najcięższy okres w swojej historii Józefów i jego mieszkańcy przeżyli podczas II wojny światowej.
Za Wikipedią: "Podczas okupacji niemieckiej w okolicach działały bardzo liczne oddziały partyzanckie. Miasteczko leżało na terenie objętym "powstaniem zamojskim", zaś najbliższe okolice uzyskały miano "Rzeczypospolitej Józefowskiej". Odbyło się tu bardzo wiele akcji dywersyjnych – m.in. brawurowe odbicie z niewoli Konrada Bartoszewskiego "Wira" 26 lutego 1942 roku. Niemieccy dowódcy raportowali, iż Zamojszczyzna to "centralny ośrodek bandytyzmu w Polsce, natomiast jego głównym punktem jest Józefów lub Aleksandrów. (...) 1 czerwca 1943 roku Józefów został zbombardowany za zamordowanie dwóch oficerów SS. Następnie Niemcy chcieli zamordować resztę mieszkańców miasteczka, lecz udaremnił to atak partyzantów na miasto. (...) Podczas wojny Niemcy dokonali zagłady żydowskiej społeczności Józefowa."
Dotarłem tutaj późnym wieczorem, więc niewiele udało mi się zobaczyć. Byłem na baszcie widokowej, z której rozpościera się fantastyczny widok na pobliskie kamieniołomy. Samą basztę wybudowano w 2011 roku, ma nieco ponad 18 metrów wysokości /taras widokowy jest na 12 metrach/, a waży - 550 ton. Centrum miasteczka pięknie wygląda w nocy. Na rynku jest pomnik z 2003 roku upamiętniający bohaterów z 1863 roku i z 1939-1944, postawiony w 60-rocznicę hitlerowskich wysiedleń i pacyfikacji.
Na pewno tu jeszcze wrócę ;-) Kilka zdjęć z Józefowa: KLIK.
sobota, 26 października 2013
XXVII wizyta w Polsce (8): Dublin - Rzeszów, miasta partnerskie? ;-)
Z Krakowa - czas pojechać dalej. Mijam m.in. Rzeszów. Jeden z Rzeszowian mieszkający obecnie w Cork powiedział mi swego czasu, że wg niego Rzeszów powinien być partnerskim miastem Dublina. Dlaczego? Z powodu pomników stojących w centrum tych dwóch miast. Acha, co wrażliwszych lub nieletnich Czytelników, prosiłbym o ominięcie tej notki ;-)
W centrum Dublina stoi jak wiadomo Szpila, /oficjalnie: Monument of Light/, która przez część Dublińczyków zwana jest "Penisem Dublina". Z kolei w Rzeszowie w centralnym punkcie znajduje się Pomnik Czynu Rewolucyjnego. Jak czytamy na Wikipedii: "Awangardowy kształt pomnika wzbudzał od początku liczne kontrowersje w odbiorze społecznym, budził różne skojarzenia, nie związane z jego oficjalną symboliką, m.in. kojarzono go z oślimi uszami lub kobiecymi genitaliami". Nieformalnie Rzeszowianie nazywają ten pomnik "Wielką C..." - KLIK.
Stąd zapewne pomysł o partnerstwie miast ;-)
/Powyżej: po lewej - Monument of Light w Dublinie, po prawej Pomnik Czynu Rewolucyjnego w Rzeszowie/
W centrum Dublina stoi jak wiadomo Szpila, /oficjalnie: Monument of Light/, która przez część Dublińczyków zwana jest "Penisem Dublina". Z kolei w Rzeszowie w centralnym punkcie znajduje się Pomnik Czynu Rewolucyjnego. Jak czytamy na Wikipedii: "Awangardowy kształt pomnika wzbudzał od początku liczne kontrowersje w odbiorze społecznym, budził różne skojarzenia, nie związane z jego oficjalną symboliką, m.in. kojarzono go z oślimi uszami lub kobiecymi genitaliami". Nieformalnie Rzeszowianie nazywają ten pomnik "Wielką C..." - KLIK.
Stąd zapewne pomysł o partnerstwie miast ;-)
piątek, 25 października 2013
XXVII wizyta w Polsce (7): Maczeta zabija
Kolejny seans w kinie, tym razem na pozycji obowiązkowej dla fanów dawnych filmów kina klasy B ;-) Robert Rodriguez w świetnej formie, sam film w zamyśle jest sequelem "Maczety", o którym wspomniałem TUTAJ, ale można go śmiało oglądać jako samodzielny obraz.
W filmie zagrali m.in.: Danny Trejo, Mel Gibson, Antonio Banderas, Jessica Alba i Lady Gaga. Przy tych nazwiskach /no, może za wyjątkiem tej ostatniej pani ;-)/ musiał powstać dobry obraz. Oczywiście - cały czas mówimy o starych dobrych filmach klasy B.
Treść filmu nie ma w sumie znaczenia, chodzi przecież o zabawę w starym stylu, no ale: Machete ratuje świat przed szaleńcem, który wszedł w posiadanie rakiety którą wycelował w Biały Dom a której zapalnik połączył z własnym sercem. Za tym szaleńcem stoi jeszcze większy, który chce doprowadzić do swoistego "resetu" na Ziemi, poprzez zniszczenie całej ludzkości i ponowne zasiedlenie naszej planety przez grupkę ludzi która przetrwa w kosmosie.
Świetny film /jak na kino klasy B, rzecz jasna ;-)/
Treść filmu nie ma w sumie znaczenia, chodzi przecież o zabawę w starym stylu, no ale: Machete ratuje świat przed szaleńcem, który wszedł w posiadanie rakiety którą wycelował w Biały Dom a której zapalnik połączył z własnym sercem. Za tym szaleńcem stoi jeszcze większy, który chce doprowadzić do swoistego "resetu" na Ziemi, poprzez zniszczenie całej ludzkości i ponowne zasiedlenie naszej planety przez grupkę ludzi która przetrwa w kosmosie.
Świetny film /jak na kino klasy B, rzecz jasna ;-)/
XXVII wizyta w Polsce (6): spacer po Krakowie
Pogoda rewelacyjna, więc wybrałem się z moją analogową Minoltą na Rynek, i na spacer brzegiem Wisły.
/Powyżej: fragment napisu na Rynku: "Kraków Miasto Literatury
UNESCO". Fotografującym się turystom najbardziej do gustu przypadł
oczywiście sam "Kraków" ;-)/
/Powyżej: Bazylika Mariacka w Krakowie/
/Powyżej: balon widokowy nad Wisłą/
czwartek, 24 października 2013
XXVII wizyta w Polsce (5): MOCAK (2)
Obowiązkowa wizyta w MOCAK-u ;-) Nowe wystawy, trzy godziny zleciały błyskawicznie, a i tak nie zdążyłem zobaczyć wszystkiego. Fantastyczne miejsce...
/Powyżej: część dzieł w MONAC-u/
XXVII wizyta w Polsce (4): Spółdzielnia Organic Bar
Coraz więcej jest miejsc w Krakowie, w których można zjeść wegetariańsko/wegańsko. Jednym z nich jest Spółdzielnia Organic Bar przy ul. Meiselsa.
Zjadłem tam obiad popity sokiem z jęczmienia. Może być ;-) Mam nadzieję, że takich miejsc będzie przybywać.
Zjadłem tam obiad popity sokiem z jęczmienia. Może być ;-) Mam nadzieję, że takich miejsc będzie przybywać.
/Powyżej: Spółdzielnia Organic Bar/
środa, 23 października 2013
XXVII wizyta w Polsce (3): staram się o papier, że jestem Polakiem...
Data ważności paszportu wkrótce mi się kończy. Tak, to już prawie 10 lat od czasu, gdy wyjechałem...
Paszport wyrobię sobie chyba przez ambasadę, bo plotki głoszą że tak jest lepiej, jeżeli chce się wyjechać poza Unię, np. do USA, podobno łatwiej dostać wizę, etc. Nie wiem czy to prawda czy nie, do USA się nie wybieram, ale - kto wie, gdzie los rzuci. Polak, wieczny tułacz. Postanowiłem jednak wyrobić sobie też dowód osobisty. Zawsze to lepiej jest mieć dwa dokumenty do przekraczania granicy, choćby tylko wewnątrz UE.
Dowód oczywiście kiedyś tam miałem, ale jeszcze stary, zielony, książeczkowy. Kiedy wszedł obowiązek wymiany na nowy, byłem już w Irlandii i paszport mi wystarczał, a dodatkowo wyrobiłem sobie Garda Age Card. Teoretycznie Age Card jest niezbędna jedynie przy zakupie alkoholu przez osoby wyglądające zbyt młodo /czyli mnie to nie dotyczy od czasu gdy skończyłem jakieś 13 lat/, ale jak podejrzewałem i się przekonałem - jest ona jak najbardziej honorowana jako ID także w innych sytuacjach.
No dobrze, podjechałem do urzędu właściwego dla miejsca w którym byłem po raz ostatni zameldowany, złożyłem niezbędne dokumenty, wypełniłem formularz, dołączyłem dwie fotki wykonane przez ulokowanego obok urzędu fotografa, wyjaśniłem dlaczego nie jestem zameldowany, pani poinformowała mnie że dostanę dowód bez adresu i otrzymałem kwit z którym mam się zgłosić po jego odbiór. Acha, opłaty za jego wydanie - zniesiono /zresztą wprowadzenie ich przy obowiązkowej wymianie było zwykłą grandą, i nie chodzi tutaj o te 20 czy 30 złotych - tylko o zasady/.
- Ma pan szczęście - powiedziała mi pani przyjmująca dokumenty. Zdążył pan prawie w ostatniej chwili. Gdyby pana paszport stracił ważność, miałby pan duże problemy.
- Dlaczego? Przecież wpuścić mnie do kraju musicie, nawet na nieważnej karcie rowerowej, bo jestem Polakiem? - się zapytałem
- No niby tak, ale gdyby nie miał pan ważnych dokumentów, to najpierw by pan musiał udowodnić że jest Polakiem, czy też ściślej - że ma pan polskie obywatelstwo - odpowiedziała pani.
- No a niby jakie mam mieć? - zapytałem w swojej naiwności
- Mógł się pan go na przykład zrzec - odpowiedziała pani
- No, zrzec się podobno nie tak łatwo... - stwierdziłem po lekturze problemów z tym związanych opisywanych przez Polonusów z USA
- Tak czy owak, musiałby pan nam przedstawić szereg dokumentów, być może także od swoich rodziców, żeby potwierdzić obywatelstwo. Jeżeli byłby pan zameldowany, trwało by to krócej, ale w pana przypadku, gdy pan od lat zameldowany nie jest - to jednak byłoby to zdecydowanie dłużej... - poinformowała mnie pani...
No to dzięki Bogu, że jednak zdążyłem. A końcu nikt nie mówił że ma być łatwo, gdy chce się być Polakiem. I jeszcze mieć na to papier...
Paszport wyrobię sobie chyba przez ambasadę, bo plotki głoszą że tak jest lepiej, jeżeli chce się wyjechać poza Unię, np. do USA, podobno łatwiej dostać wizę, etc. Nie wiem czy to prawda czy nie, do USA się nie wybieram, ale - kto wie, gdzie los rzuci. Polak, wieczny tułacz. Postanowiłem jednak wyrobić sobie też dowód osobisty. Zawsze to lepiej jest mieć dwa dokumenty do przekraczania granicy, choćby tylko wewnątrz UE.
Dowód oczywiście kiedyś tam miałem, ale jeszcze stary, zielony, książeczkowy. Kiedy wszedł obowiązek wymiany na nowy, byłem już w Irlandii i paszport mi wystarczał, a dodatkowo wyrobiłem sobie Garda Age Card. Teoretycznie Age Card jest niezbędna jedynie przy zakupie alkoholu przez osoby wyglądające zbyt młodo /czyli mnie to nie dotyczy od czasu gdy skończyłem jakieś 13 lat/, ale jak podejrzewałem i się przekonałem - jest ona jak najbardziej honorowana jako ID także w innych sytuacjach.
/Powyżej: budynek urzędu miasta, w którym staram się o papier, że jestem Polakiem/
No dobrze, podjechałem do urzędu właściwego dla miejsca w którym byłem po raz ostatni zameldowany, złożyłem niezbędne dokumenty, wypełniłem formularz, dołączyłem dwie fotki wykonane przez ulokowanego obok urzędu fotografa, wyjaśniłem dlaczego nie jestem zameldowany, pani poinformowała mnie że dostanę dowód bez adresu i otrzymałem kwit z którym mam się zgłosić po jego odbiór. Acha, opłaty za jego wydanie - zniesiono /zresztą wprowadzenie ich przy obowiązkowej wymianie było zwykłą grandą, i nie chodzi tutaj o te 20 czy 30 złotych - tylko o zasady/.
- Ma pan szczęście - powiedziała mi pani przyjmująca dokumenty. Zdążył pan prawie w ostatniej chwili. Gdyby pana paszport stracił ważność, miałby pan duże problemy.
- Dlaczego? Przecież wpuścić mnie do kraju musicie, nawet na nieważnej karcie rowerowej, bo jestem Polakiem? - się zapytałem
- No niby tak, ale gdyby nie miał pan ważnych dokumentów, to najpierw by pan musiał udowodnić że jest Polakiem, czy też ściślej - że ma pan polskie obywatelstwo - odpowiedziała pani.
- No a niby jakie mam mieć? - zapytałem w swojej naiwności
- Mógł się pan go na przykład zrzec - odpowiedziała pani
- No, zrzec się podobno nie tak łatwo... - stwierdziłem po lekturze problemów z tym związanych opisywanych przez Polonusów z USA
- Tak czy owak, musiałby pan nam przedstawić szereg dokumentów, być może także od swoich rodziców, żeby potwierdzić obywatelstwo. Jeżeli byłby pan zameldowany, trwało by to krócej, ale w pana przypadku, gdy pan od lat zameldowany nie jest - to jednak byłoby to zdecydowanie dłużej... - poinformowała mnie pani...
No to dzięki Bogu, że jednak zdążyłem. A końcu nikt nie mówił że ma być łatwo, gdy chce się być Polakiem. I jeszcze mieć na to papier...
wtorek, 22 października 2013
XXVII wizyta w Polsce (2): Grawitacja (3D)
Wybrałem się do kina na "Grawitacja" - w 3D.
Film świetny. Niezły aktorski duet Sandra Bullock - George Clooney /który nosi w filmie swojsko brzmiące nazwisko "Kowalski" ;-)/.
Rzecz się dzieje na ziemskiej orbicie, gdzie wskutek błędu Rosjan /a jakże/ dochodzi do zniszczenia satelity na którym znajdują się dwoje głównych bohaterów. Jak przetrwać w kosmosie i wrócić na Ziemię?
Fantastyczne widoki, świetne ujęcia. Warto zobaczyć.
Rzecz się dzieje na ziemskiej orbicie, gdzie wskutek błędu Rosjan /a jakże/ dochodzi do zniszczenia satelity na którym znajdują się dwoje głównych bohaterów. Jak przetrwać w kosmosie i wrócić na Ziemię?
Fantastyczne widoki, świetne ujęcia. Warto zobaczyć.
poniedziałek, 21 października 2013
XXVII wizyta w Polsce (1): jak żyć, Panie Premierze...
I znowu tydzień w Polsce. Trochę spraw urzędowych, trochę rodzinnych i innych.
Lot Cork - Kraków tramwajem zwanym Ryanairem, samolot pełny, w samolocie - połowa pasażerów /czy też ściślej - pasażerek, bo tatusiów niewielu/ z dziećmi, a więc dzietność Polek za granicą jest spora, tylko tylko że wszystkie te dzieci podróżują już z irlandzkimi paszportami, a kim będą w przyszłości, to już Pan Bóg jeden wie... Trochę Polek z Irlandczykami, chyba zawożących narzeczonych coby ich rodzinie w Polsce z dumą zaprezentować. W odwrotną stronę to raczej nie działa, czyli - w porównaniu ledwie chyba promil par jest polsko - irlandzkich, gdzie głową rodziny jest Polak. Zresztą, nieważne, byleby się kochali ;-)
Lot jak lot, dzieci płaczą, bo zmiana ciśnienia, bo nudno, bo... Jedno za mną, już nieco wyrośnięte, z sadystycznym samozaparciem kopie w mój fotel. Dziecko to dziecko, niewinne, ale rodzica można by obstorcować. Odpuszczam, nie chcę wszczynać awantur jeszcze przed wylądowaniem, w końcu przyleciałem tutaj, do kraju tego gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów Nieba, nie po to, żeby się wkurzać na dzień dobry...
Lądowanie, klaskanie, odprawa paszportowa, celnik po raz kolejny długo ogląda mój paszport, zdecydowanie za długo, coś tam wstukuje, sprawdza w komputerku ze trzy razy, krzywi się, w duchu robię rachunek sumienia, ale jednak paszport oddaje. Dużo bym dał żeby wiedzieć, co oni w tych komputerkach na mój temat mają. Chyba za mało, żeby zatrzymać, ale wystarczająco, żeby się krzywić. No nic, też Was kocham, panie i panowie celnicy z Polski z bronią za paskiem, która powinni Wam definitywnie odebrać, bo do niczego, oprócz straszenia pasażerów z zagranicy, nie jest wam ona potrzebna.
Drobne zakupy w Tesco, na kolację. Tesco duże, a jaki wybór tego i owego... Niestety, Irlandia, pomimo całej mojej miłości do niej, to jednak kulinarny zaścianek. Kiedy zobaczyłem te długie półki owoców, warzyw, sałatek, etc., to byłbym gotów wrócić.
Tylko - jak żyć, Panie Premierze?
Lot Cork - Kraków tramwajem zwanym Ryanairem, samolot pełny, w samolocie - połowa pasażerów /czy też ściślej - pasażerek, bo tatusiów niewielu/ z dziećmi, a więc dzietność Polek za granicą jest spora, tylko tylko że wszystkie te dzieci podróżują już z irlandzkimi paszportami, a kim będą w przyszłości, to już Pan Bóg jeden wie... Trochę Polek z Irlandczykami, chyba zawożących narzeczonych coby ich rodzinie w Polsce z dumą zaprezentować. W odwrotną stronę to raczej nie działa, czyli - w porównaniu ledwie chyba promil par jest polsko - irlandzkich, gdzie głową rodziny jest Polak. Zresztą, nieważne, byleby się kochali ;-)
Lot jak lot, dzieci płaczą, bo zmiana ciśnienia, bo nudno, bo... Jedno za mną, już nieco wyrośnięte, z sadystycznym samozaparciem kopie w mój fotel. Dziecko to dziecko, niewinne, ale rodzica można by obstorcować. Odpuszczam, nie chcę wszczynać awantur jeszcze przed wylądowaniem, w końcu przyleciałem tutaj, do kraju tego gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów Nieba, nie po to, żeby się wkurzać na dzień dobry...
/Powyżej: lotnisko w Krakowie/
Lądowanie, klaskanie, odprawa paszportowa, celnik po raz kolejny długo ogląda mój paszport, zdecydowanie za długo, coś tam wstukuje, sprawdza w komputerku ze trzy razy, krzywi się, w duchu robię rachunek sumienia, ale jednak paszport oddaje. Dużo bym dał żeby wiedzieć, co oni w tych komputerkach na mój temat mają. Chyba za mało, żeby zatrzymać, ale wystarczająco, żeby się krzywić. No nic, też Was kocham, panie i panowie celnicy z Polski z bronią za paskiem, która powinni Wam definitywnie odebrać, bo do niczego, oprócz straszenia pasażerów z zagranicy, nie jest wam ona potrzebna.
Drobne zakupy w Tesco, na kolację. Tesco duże, a jaki wybór tego i owego... Niestety, Irlandia, pomimo całej mojej miłości do niej, to jednak kulinarny zaścianek. Kiedy zobaczyłem te długie półki owoców, warzyw, sałatek, etc., to byłbym gotów wrócić.
Tylko - jak żyć, Panie Premierze?
niedziela, 20 października 2013
Alternatywy 4
Przez weekend zobaczyłem po raz któryś cały serial "Alternatywy 4". Obejrzany po latach, budzi nieco inne refleksje...
Każdy chyba zna przygody lokatorów z ulicy Alternatywy 4 /nie mylić z Ćwiartki 3/4 ;-)/ i upiornego ciecia, wróć, Gospodarza Domu Stanisława Anioła, więc streszczać nie ma powodu. Serial w reż. Stanisława Barei nakręcono w 1983 roku, ale był zbyt odważny jak na tamten okres, a słowo "Solidarność" przemycono chyba w każdym odcinku. Trzy lata przeleżał na półce, w końcu pokazano go /i tak po okrojeniu przez cenzurę/ w 1986 roku, czyli rok po tym gdy ówczesny wódz Sowieckiego Sojuza, Michaił Gorbaczow, ogłosił "pieriestrojkę'.
Wtedy towarzysze połapali się, że to już koniec PRL-u i zaczęli, wicie rozumicie, puszczać oko do ludu i poklepywać po plecach "demokratyczną" część opozycji, dzięki czemu w nowej rzeczywistości odnaleźli się całkiem dobrze urządzonymi i często ze sporą władzą. No ale - to już inna historia.
Gdyby serial emitowano w roku jego nakręcenia - byłby sensacją, trzy lata później później powoli wiał już wiatr zmian. Niemniej dialogi bawią do tej pory, a niektóre - są nawet aktualne ;-)
Każdy chyba zna przygody lokatorów z ulicy Alternatywy 4 /nie mylić z Ćwiartki 3/4 ;-)/ i upiornego ciecia, wróć, Gospodarza Domu Stanisława Anioła, więc streszczać nie ma powodu. Serial w reż. Stanisława Barei nakręcono w 1983 roku, ale był zbyt odważny jak na tamten okres, a słowo "Solidarność" przemycono chyba w każdym odcinku. Trzy lata przeleżał na półce, w końcu pokazano go /i tak po okrojeniu przez cenzurę/ w 1986 roku, czyli rok po tym gdy ówczesny wódz Sowieckiego Sojuza, Michaił Gorbaczow, ogłosił "pieriestrojkę'.
Wtedy towarzysze połapali się, że to już koniec PRL-u i zaczęli, wicie rozumicie, puszczać oko do ludu i poklepywać po plecach "demokratyczną" część opozycji, dzięki czemu w nowej rzeczywistości odnaleźli się całkiem dobrze urządzonymi i często ze sporą władzą. No ale - to już inna historia.
Gdyby serial emitowano w roku jego nakręcenia - byłby sensacją, trzy lata później później powoli wiał już wiatr zmian. Niemniej dialogi bawią do tej pory, a niektóre - są nawet aktualne ;-)
sobota, 19 października 2013
Plan VII Festiwalu Kultury Polskiej w Cork
Przed nami VII Festiwal Kultury Polskiej w Cork, jak co roku organizowany przez Stowarzyszenie MyCork.
Poniżej - program VII FKP w Cork /kliknij na grafikę, żeby powiększyć/:
Poniżej - program VII FKP w Cork /kliknij na grafikę, żeby powiększyć/:
piątek, 18 października 2013
Szada i Wyszki oraz inne Borzyszki
Kolejny dokument Piotra Zarębskiego, tym razem: "Szada i Wyszki oraz inne Borzyszki" z 1996 r.
Podobnie jak w przypadku "By nie zapomnieć mowy ojców" tematyka
kaszubska i w części w języku kaszubskim /z polskimi napisami/. Tym
razem film opowiada o rodzinie Borzyszkowskich, związanej z dziejami
Kaszub, Pomorza i Polski. Początki rodu sięgają XIV wieku, czyli ponad 600 lat
wstecz.
/Powyżej: "Szada i Wyszki oraz inne Borzyszki"/
czwartek, 17 października 2013
Spotkanie Zarządu MyCork
Wczoraj miało miejsce spotkanie Zarządu MyCork, w trakcie którego m.in. omówiono kolejne projekty realizowane przez Stowarzyszenie MyCork, tj. nadchodzący Festiwal Kultury Polskiej, Mikołajki, WOŚP i Paradę w Dniu św. Patryka.
/Powyżej: członkowie Zarządu MyCork/
środa, 16 października 2013
Zygmunt Miernik w Cork!
Na zaproszenie Polskiego Klubu Patriotycznego w
Cork, w dniach 9-16 października b.r. w Irlandii gości Zygmunt
Miernik, znany opozycjonista i więzień polityczny.
Zygmunt Miernik jest prezesem Ogólnopolskiego Ruchu Obrony Bezrobotnych, działa również w Ruchu Byłych i Przyszłych Więźniów Politycznych "Niezłomni". Ostatnio znany w mainstreamowych mediach m.in. z "protestu tortowego" na procesie gen. Czesława Kiszczaka.
9 października b.r.
W późnych godzinach wieczornych Zygmunt Miernik wylądował w Cork. W imieniu wolontariuszy PKP - przywitał go koordynator klubu, Andrzej Młynarek, wraz z moją /nie/skromną osobą. Po drodze z lotniska - dowiedzieliśmy się, jak to z tym tortem było ;-)
12 października
Wolontariusze i sympatycy Polskiego Klubu Patriotycznego w Cork spotkali się z Zygmuntem Miernikiem na nieformalnym, prywatnym spotkaniu. Długo rozmawialiśmy o Polsce, o tym - dlaczego tam jest tak, jak jest i co zrobić, żeby było inaczej...
13 października
O godz. 19:00 w "salce na górze" St. Augustine's Church przy Washington Street w Cork odbyło się otwarte spotkanie z p. Miernikiem.Wstęp był wolny.
Na spotkanie z Zygmuntem Miernikiem otrzymaliśmy fantastyczny /w formie i w smaku/ tort, ufundowany przez Aleksandra Cakes - bardzo dziękujemy! Tort zrobił furorę ;-) Oprócz tortu którym obdzieliliśmy uczestników zebrania, rozdaliśmy również Kałasznikowy /napoje energetyczne/ ufundowane przez sklep Mercury, który zasponsorował również ciastka do kawy i herbaty.
Samo spotkanie trwało ok. trzech godzin, które zleciały błyskawicznie. Dyskutowaliśmy, podobnie jak dzień wcześniej na prywatnym spotkaniu, przede wszystkim o Polsce, o systemie polskiego sądownictwa i o wielu problemach polskiej polityki.
Zygmunt Miernik jest prezesem Ogólnopolskiego Ruchu Obrony Bezrobotnych, działa również w Ruchu Byłych i Przyszłych Więźniów Politycznych "Niezłomni". Ostatnio znany w mainstreamowych mediach m.in. z "protestu tortowego" na procesie gen. Czesława Kiszczaka.
9 października b.r.
W późnych godzinach wieczornych Zygmunt Miernik wylądował w Cork. W imieniu wolontariuszy PKP - przywitał go koordynator klubu, Andrzej Młynarek, wraz z moją /nie/skromną osobą. Po drodze z lotniska - dowiedzieliśmy się, jak to z tym tortem było ;-)
/Powyżej: Zygmunt Miernik /w środku/, Andrzej Młynarek /po prawej/ + ja/
12 października
Wolontariusze i sympatycy Polskiego Klubu Patriotycznego w Cork spotkali się z Zygmuntem Miernikiem na nieformalnym, prywatnym spotkaniu. Długo rozmawialiśmy o Polsce, o tym - dlaczego tam jest tak, jak jest i co zrobić, żeby było inaczej...
/Powyżej: nieformalne spotkanie z Zygmuntem Miernikiem/
13 października
O godz. 19:00 w "salce na górze" St. Augustine's Church przy Washington Street w Cork odbyło się otwarte spotkanie z p. Miernikiem.Wstęp był wolny.
/Powyżej: plakat zapraszający na spotkanie/
Na spotkanie z Zygmuntem Miernikiem otrzymaliśmy fantastyczny /w formie i w smaku/ tort, ufundowany przez Aleksandra Cakes - bardzo dziękujemy! Tort zrobił furorę ;-) Oprócz tortu którym obdzieliliśmy uczestników zebrania, rozdaliśmy również Kałasznikowy /napoje energetyczne/ ufundowane przez sklep Mercury, który zasponsorował również ciastka do kawy i herbaty.
/Powyżej: tort ufundowany przez Aleksandra Cakes/
Samo spotkanie trwało ok. trzech godzin, które zleciały błyskawicznie. Dyskutowaliśmy, podobnie jak dzień wcześniej na prywatnym spotkaniu, przede wszystkim o Polsce, o systemie polskiego sądownictwa i o wielu problemach polskiej polityki.
/Powyżej: uczestnicy spotkania w St. Augustine's Church/
Więcej zdjęć z dzisiejszego spotkania /i pobytu Zygmunta Miernika w Cork/ znajduje się tutaj: KLIK. A poniżej, nakręcony przez mnie filmik z tego spotkania:
14 października
Dzisiaj oprowadziłem Zygmunta Miernika po Cork, pokazując mu chyba większość najbardziej znanych atrakcji turystycznych w mieście.
14 października
Dzisiaj oprowadziłem Zygmunta Miernika po Cork, pokazując mu chyba większość najbardziej znanych atrakcji turystycznych w mieście.
/Powyżej: Zygmunt Miernik w trakcie zwiedzania Cork/
16 października
Zygmunt Miernik odleciał z Cork. Wolontariusze Polskiego Klubu Patriotycznego odprowadzili go na lotnisko. Nasz Gość pragnie podziękować wszystkim za bardzo udany pobyt i miłe przyjęcie :-)
Zygmunt Miernik odleciał z Cork. Wolontariusze Polskiego Klubu Patriotycznego odprowadzili go na lotnisko. Nasz Gość pragnie podziękować wszystkim za bardzo udany pobyt i miłe przyjęcie :-)
/Powyżej: Zygmunt Miernik przed odlotem z Cork/
wtorek, 15 października 2013
Okręt podwodny w Cork
W porcie w Cork przez kilka dni był zacumowany holenderski okręt podwodny, HNLMS Dolfijn. Wczoraj - opuścił port.
Okręt podwodny, jak podano w prasie, wpłynął do Cork "z kurtuazyjną wizytą". Ma ok. 70 metrów długości i 55-cio osobową załogę. Okręty tej klasy mogą pozostawać długi czas w zanurzeniu, są ciche i trudne do wykrycia przez inne statki lub samoloty.
Pierwszy raz w życiu widziałem z tak bliska okręt podwodny, i w dodatku trafiłem na chwilę kiedy dwa holowniki obracały go i wyprowadzały w morze.
/Powyżej: HNLMS Dolfijn w porcie w Cork/
Okręt podwodny, jak podano w prasie, wpłynął do Cork "z kurtuazyjną wizytą". Ma ok. 70 metrów długości i 55-cio osobową załogę. Okręty tej klasy mogą pozostawać długi czas w zanurzeniu, są ciche i trudne do wykrycia przez inne statki lub samoloty.
Pierwszy raz w życiu widziałem z tak bliska okręt podwodny, i w dodatku trafiłem na chwilę kiedy dwa holowniki obracały go i wyprowadzały w morze.
piątek, 11 października 2013
Rafał Gan-Ganowicz: "Kondotierzy"
Po filmie Piotra Zarębskiego "Pistolet do wynajęcia czyli prywatna wojna Rafała Gan-Ganowicza", sięgnąłem po książkę tego ostatniego - "Kondotierzy".
Rafał Gan-Ganowicz /1932-2002/, polski żołnierz RP na uchodźstwie, korespondent Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa /występował tam pod pseudonimem Jerzy Rawicz/, działacz polityczny i społeczny, członek Rady Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej - jako organu konsultacyjnego i opiniodawczego prezydenta i rządu RP na uchodźstwie, był znany także jako najemnik, walczący w Kongo i w Jemenie przeciwko Sovietom. I właśnie przede wszystkim o tych kilku latach jego wojennej epopei jest ta książka.
Wydana w 1988 roku, początkowo w drugim obiegu przez Solidarność Walczącą, dotyczy wydarzeń z drugiej połowy lat 60-tych ub.w. Warto przeczytać żeby zobaczyć tamtą rzeczywistość oczami Polaka - najemnika i zadeklarowanego antykomunisty. Czyta się bardzo dobrze, co najmniej jak Kapuścińskiego, który swoje sympatie polityczne lokował zdaje się po drugiej stronie.
Rafał Gan-Ganowicz /1932-2002/, polski żołnierz RP na uchodźstwie, korespondent Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa /występował tam pod pseudonimem Jerzy Rawicz/, działacz polityczny i społeczny, członek Rady Narodowej Rzeczypospolitej Polskiej - jako organu konsultacyjnego i opiniodawczego prezydenta i rządu RP na uchodźstwie, był znany także jako najemnik, walczący w Kongo i w Jemenie przeciwko Sovietom. I właśnie przede wszystkim o tych kilku latach jego wojennej epopei jest ta książka.
Wydana w 1988 roku, początkowo w drugim obiegu przez Solidarność Walczącą, dotyczy wydarzeń z drugiej połowy lat 60-tych ub.w. Warto przeczytać żeby zobaczyć tamtą rzeczywistość oczami Polaka - najemnika i zadeklarowanego antykomunisty. Czyta się bardzo dobrze, co najmniej jak Kapuścińskiego, który swoje sympatie polityczne lokował zdaje się po drugiej stronie.
czwartek, 10 października 2013
Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy
Kilka razy się przymierzałem, w końcu - obejrzałem ;-) "Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy" - czyli jeden dzień z życia socjalistycznego lumpenproletariatu. Film z 1973 roku, wg scenariusza Jana Himilsbacha, w reżyserii Jerzego Gruzy i z główną rolą Zdzisława Maklakiewicza.
Kwiat osiedlowego menelstwa zostaje skierowany do pośredniaka. Tam odmawiają podjęcia jakiejkolwiek pracy, ale dają się nabrać człowiekowi, który podjeżdża żukiem i zgłasza zapotrzebowanie na 10 silnych mężczyzn do ciężkiej pracy. Zabiera ich do swojego zakładu, gdzie okazuje się że mają rozładować wagony, ale za śmieszna stawkę, obowiązującą bez zmian od 20 lat. Kiedy odmawiają, kierownik wpada na pomysł zorganizowania dla nich przyjęcia po pracy, sfinansowanego z funduszu reprezentacyjnego przedsiębiorstwa, a dodatkowo otrzymają oni kompletnie losowe nagrody...
Film miał być w zamyśle komedią, faktycznie pokazuje absurdy tamtej rzeczywistości, ale z drugiej strony - wydaje się też być trochę obrazem propagandowym, szczególnie przy hasłach wygłaszanych przez kierownika i w ogóle - nieco moralizatorskim wydźwiękiem. Z trzeciej jednakże strony, 7 lat przeleżał na półce, swój debiut miał dopiero w 1980 roku.
Kwiat osiedlowego menelstwa zostaje skierowany do pośredniaka. Tam odmawiają podjęcia jakiejkolwiek pracy, ale dają się nabrać człowiekowi, który podjeżdża żukiem i zgłasza zapotrzebowanie na 10 silnych mężczyzn do ciężkiej pracy. Zabiera ich do swojego zakładu, gdzie okazuje się że mają rozładować wagony, ale za śmieszna stawkę, obowiązującą bez zmian od 20 lat. Kiedy odmawiają, kierownik wpada na pomysł zorganizowania dla nich przyjęcia po pracy, sfinansowanego z funduszu reprezentacyjnego przedsiębiorstwa, a dodatkowo otrzymają oni kompletnie losowe nagrody...
Film miał być w zamyśle komedią, faktycznie pokazuje absurdy tamtej rzeczywistości, ale z drugiej strony - wydaje się też być trochę obrazem propagandowym, szczególnie przy hasłach wygłaszanych przez kierownika i w ogóle - nieco moralizatorskim wydźwiękiem. Z trzeciej jednakże strony, 7 lat przeleżał na półce, swój debiut miał dopiero w 1980 roku.
wtorek, 8 października 2013
Przygotowania do FKP w Cork
Wczoraj miało miejsce kolejne spotkanie wolontariuszy Stowarzyszenia MyCork dotyczące przygotowań do Festiwalu Kultury Polskiej.
Organizatorzy planują m.in.: Konferencję o Janie Pawle II, Konkurs Piosenki Polskiej, pokazy filmów, turniej siatkówki, Biesiadę Śląską i zabawę dla dzieci, a także - występ znanego artysty z Polski. W Festiwal Kultury Polskiej włączą się również wolontariusze Polskiego Klubu Patriotycznego w Cork, którzy zorganizują pokaz dwóch filmów Piotra Zarębskiego w języku kaszubskim, przybliżających kaszubskie zwyczaje i tradycje. Szczegółowy plan festiwalu będzie wkrótce dostępny.
Festiwal Kultury Polskiej w Cork jest organizowany przez MyCork od 2007 roku. Koordynatorką tegorocznego, już siódmego festiwalu jest Izabela Krygiel-Kozłowska.
/Powyżej: wolontariusze MyCork podczas wczorajszego spotkania/
Organizatorzy planują m.in.: Konferencję o Janie Pawle II, Konkurs Piosenki Polskiej, pokazy filmów, turniej siatkówki, Biesiadę Śląską i zabawę dla dzieci, a także - występ znanego artysty z Polski. W Festiwal Kultury Polskiej włączą się również wolontariusze Polskiego Klubu Patriotycznego w Cork, którzy zorganizują pokaz dwóch filmów Piotra Zarębskiego w języku kaszubskim, przybliżających kaszubskie zwyczaje i tradycje. Szczegółowy plan festiwalu będzie wkrótce dostępny.
Festiwal Kultury Polskiej w Cork jest organizowany przez MyCork od 2007 roku. Koordynatorką tegorocznego, już siódmego festiwalu jest Izabela Krygiel-Kozłowska.
poniedziałek, 7 października 2013
By nie zapomnieć mowy ojców
Obejrzałem dokument Piotra Zarębskiego z 1995 roku - "By nie zapomnieć mowy ojców". W filmie poznajemy tradycje i zwyczaje kaszubskie. Dokument - w części w języku kaszubskim /z polskimi napisami/. Film niespełna 25 minutowy, ale - interesujący, warto zobaczyć.
/Powyżej: "By nie zapomnieć mowy ojców"/
niedziela, 6 października 2013
"Informator" - gazeta PKP w Cork
Dzisiaj ukazał się pierwszy numer bezpłatnej gazety "Informator" Polskiego Klubu Patriotycznego w Cork. "Informator" był kolportowany po Mszy Św. przed St. Augustine's Church, wkrótce trafi też do polskich sklepów w Cork.
W pierwszym, na razie dość skromnym numerze, możemy przeczytać zapowiedź wizyty Zygmunta Miernika w Cork, Oświadczenie Federacji Stowarzyszeń zebranych w Warszawie w dniu 29 września b.r., Deklarację Forum Obywatelskich Ruchów - Polska, a także - o dotychczasowej działalności Polskiego Klubu Patriotycznego w Cork.
Btw, to była druga gazetka w życiu, którą złożyłem ;-) Pierwszą - złożyłem chyba ze 20 lat temu.
/Powyżej: członkowie PKP przy kolportażu "Informatora/
W pierwszym, na razie dość skromnym numerze, możemy przeczytać zapowiedź wizyty Zygmunta Miernika w Cork, Oświadczenie Federacji Stowarzyszeń zebranych w Warszawie w dniu 29 września b.r., Deklarację Forum Obywatelskich Ruchów - Polska, a także - o dotychczasowej działalności Polskiego Klubu Patriotycznego w Cork.
Btw, to była druga gazetka w życiu, którą złożyłem ;-) Pierwszą - złożyłem chyba ze 20 lat temu.
piątek, 4 października 2013
Kamil Bednarek w Cork
Dzisiaj byłem na koncercie Kamila Bednarka w City Limits w Cork. Wokalista i większość publiczności co prawda o dwie dekady młodsi ode mnie, ale - było o.k. ;-)
Laureat telewizyjnych programów "Mam talent!" i "Bitwa na głosy" dał świetny, energetyczny koncert w rytmach reggae. Wczoraj i dzisiaj w Cork, jutro w Dublinie, pojutrze w Galway.
/Powyżej: Kamil Bednarek w Cork/
Laureat telewizyjnych programów "Mam talent!" i "Bitwa na głosy" dał świetny, energetyczny koncert w rytmach reggae. Wczoraj i dzisiaj w Cork, jutro w Dublinie, pojutrze w Galway.
czwartek, 3 października 2013
Independent Stories
W Cork Vision Centre w dniach 28 września - 12 października b.r. ma miejsce wystawa "Independent Stories", na której swoje prace, którymi są artystyczne interpretacje flag państw Unii Europejskiej, prezentuje grupa artystów litewskich.
Jest tam oczywiście i polska flaga, której autorami są Grigaliūnas i Dalia Kasciūnaite, i jest to wg mnie interpretacja bardzo nam przychylna ;-)
Jest tam oczywiście i polska flaga, której autorami są Grigaliūnas i Dalia Kasciūnaite, i jest to wg mnie interpretacja bardzo nam przychylna ;-)
/Powyżej: część prac na wystawie "Independent Stories"/
Przy okazji wystawy, ma tam miejsce promocja Litwy za pomocą profesjonalnych materiałów drukowanych - i audiowizualnych.
środa, 2 października 2013
Duszpasterstwo dla Niesakramentalnych w Cork
W Cork powstaje grupa duszpasterska dla osób żyjących w związkach niesakramentalnych. Jak poinformował na profili FB Duszpasterstwa Polskiego w Cork ks. Piotr Galus:
"Odpowiadając na prośbę części parafian, wychodzimy z propozycją założenia grupy duszpasterskiej, która skupiała by osoby żyjące w związkach niesakramentalnych. Takie grupy działają w wielu diecezjach w Polsce. Duszpasterstwa osób niesakramentalnych skupiają katolików, których sakramentalny związek małżeński rozpadł się, a oni zawarli ponowny związek, tym razem tylko cywilny, lub też w ogóle go nie sformalizowali. Jako chrześcijanie tęsknią za spowiedzią i Komunią św., szukają nadal swojej drogi do Pana Boga, w czym pragnie im dopomóc wspólnota Kościoła poprzez tę formę duszpasterstwa specjalistycznego. Osoby zainteresowane udziałem w tej formie duszpasterstwa prosimy o kontakt bezpośredni z ks. Piotrem Galusem, lub poprzez e-mail: gpiotr@msn.com."
"Odpowiadając na prośbę części parafian, wychodzimy z propozycją założenia grupy duszpasterskiej, która skupiała by osoby żyjące w związkach niesakramentalnych. Takie grupy działają w wielu diecezjach w Polsce. Duszpasterstwa osób niesakramentalnych skupiają katolików, których sakramentalny związek małżeński rozpadł się, a oni zawarli ponowny związek, tym razem tylko cywilny, lub też w ogóle go nie sformalizowali. Jako chrześcijanie tęsknią za spowiedzią i Komunią św., szukają nadal swojej drogi do Pana Boga, w czym pragnie im dopomóc wspólnota Kościoła poprzez tę formę duszpasterstwa specjalistycznego. Osoby zainteresowane udziałem w tej formie duszpasterstwa prosimy o kontakt bezpośredni z ks. Piotrem Galusem, lub poprzez e-mail: gpiotr@msn.com."