Paszport wyrobię sobie chyba przez ambasadę, bo plotki głoszą że tak jest lepiej, jeżeli chce się wyjechać poza Unię, np. do USA, podobno łatwiej dostać wizę, etc. Nie wiem czy to prawda czy nie, do USA się nie wybieram, ale - kto wie, gdzie los rzuci. Polak, wieczny tułacz. Postanowiłem jednak wyrobić sobie też dowód osobisty. Zawsze to lepiej jest mieć dwa dokumenty do przekraczania granicy, choćby tylko wewnątrz UE.
Dowód oczywiście kiedyś tam miałem, ale jeszcze stary, zielony, książeczkowy. Kiedy wszedł obowiązek wymiany na nowy, byłem już w Irlandii i paszport mi wystarczał, a dodatkowo wyrobiłem sobie Garda Age Card. Teoretycznie Age Card jest niezbędna jedynie przy zakupie alkoholu przez osoby wyglądające zbyt młodo /czyli mnie to nie dotyczy od czasu gdy skończyłem jakieś 13 lat/, ale jak podejrzewałem i się przekonałem - jest ona jak najbardziej honorowana jako ID także w innych sytuacjach.
/Powyżej: budynek urzędu miasta, w którym staram się o papier, że jestem Polakiem/
No dobrze, podjechałem do urzędu właściwego dla miejsca w którym byłem po raz ostatni zameldowany, złożyłem niezbędne dokumenty, wypełniłem formularz, dołączyłem dwie fotki wykonane przez ulokowanego obok urzędu fotografa, wyjaśniłem dlaczego nie jestem zameldowany, pani poinformowała mnie że dostanę dowód bez adresu i otrzymałem kwit z którym mam się zgłosić po jego odbiór. Acha, opłaty za jego wydanie - zniesiono /zresztą wprowadzenie ich przy obowiązkowej wymianie było zwykłą grandą, i nie chodzi tutaj o te 20 czy 30 złotych - tylko o zasady/.
- Ma pan szczęście - powiedziała mi pani przyjmująca dokumenty. Zdążył pan prawie w ostatniej chwili. Gdyby pana paszport stracił ważność, miałby pan duże problemy.
- Dlaczego? Przecież wpuścić mnie do kraju musicie, nawet na nieważnej karcie rowerowej, bo jestem Polakiem? - się zapytałem
- No niby tak, ale gdyby nie miał pan ważnych dokumentów, to najpierw by pan musiał udowodnić że jest Polakiem, czy też ściślej - że ma pan polskie obywatelstwo - odpowiedziała pani.
- No a niby jakie mam mieć? - zapytałem w swojej naiwności
- Mógł się pan go na przykład zrzec - odpowiedziała pani
- No, zrzec się podobno nie tak łatwo... - stwierdziłem po lekturze problemów z tym związanych opisywanych przez Polonusów z USA
- Tak czy owak, musiałby pan nam przedstawić szereg dokumentów, być może także od swoich rodziców, żeby potwierdzić obywatelstwo. Jeżeli byłby pan zameldowany, trwało by to krócej, ale w pana przypadku, gdy pan od lat zameldowany nie jest - to jednak byłoby to zdecydowanie dłużej... - poinformowała mnie pani...
No to dzięki Bogu, że jednak zdążyłem. A końcu nikt nie mówił że ma być łatwo, gdy chce się być Polakiem. I jeszcze mieć na to papier...
Ale przynajmniej Pani w okienku była miła?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Dorota
W porównaniu ze stanem przed dekady - bardzo miła i nawet kompetentna. Jednak dużo daje połączenie otwartej przestrzeni biurowej z poczekalnią dla petentów, a nie oddzielne pokoiki - twierdze. Jak się urzędnikom /dosłownie/ patrzy na ręce, to od razu robota szybciej im idzie ;-)
UsuńPapier? Chyba raczej plastik :)
OdpowiedzUsuńRaczej tak ;-) Mi się po prostu ta sytuacja skojarzyła z Raz Dwa Trzy:
Usuń"jestem Polakiem mam na to papier
i cały system zachowań
byłem miejscowy ale chwilowo
bo urząd mnie stąd wymeldował (...)
Sie mowi "masz papiery na to auto" tudziez "na widlaka", a nie plastiki, choc coraz czesciej dokumenty sa kawalkiem tworzywa.
OdpowiedzUsuń