Taka statystyczna ciekawostka tytułem odnotowania: dzisiejszy post jest 2-tysięcznym na moim blogu ;-)
O tysięcznym napisałem TUTAJ.
Strony
▼
piątek, 29 listopada 2013
czwartek, 28 listopada 2013
Piramida w Cork
Na cork-owskich osiedlach często można natknąć się na różne rzeźby. Nie wiem czy to lokalny folklor, czy li tylko ozdobnik, bo pomniki są różne, od pseudoceltyckich po zupełnie "od czapy".
Jednym z ciekawszych, jest ta oto piramidka na przy Old Youghal Road w Cork:
Jednym z ciekawszych, jest ta oto piramidka na przy Old Youghal Road w Cork:
/"Piramida" w Cork/
środa, 27 listopada 2013
Waldemar Łysiak: "Rzeczpospolita kłamców. Salon"
Wydana w 2004 roku, ale ciągle aktualna. Naga prawda o "Różowym Salonie", który od dwudziestu lat rządzi i dzieli w Polsce, kreując swoją wizję rzeczywistości.
Łysiakowi z pewnością nie można zarzucić, że jest "poprawny politycznie". Ma odwagę pisać to co myśli, a to na pewno nie zjednuje mu przyjaciół. Przeciwnie, dla środowiska, także politycznego, skupionego wokół nadającej jeszcze do niedawna główny ton publicznej dyskusji "Gazety Wyborczej", jest to wybitnie persona non grata.
Autor przypomina nam lekcję najnowszej historii Polski, pokazując jak w PRL kształtowała się "koncesjonowana opozycja" złożona głównie z niedawnych piewców komunizmu, także w stalinowskim wydaniu. Jej działacze założyli później Unię Demokratyczną, przekształconą po połączeniu z Kongresem Liberalno-Demokratycznym w Unię Wolności, której członkowie zasilili w końcu Platformę Obywatelską. Dowiadujemy się, dlaczego "Salon" tak wściekle walczył /i walczy/ z próbami lustracji, i dlaczego działacze "koncesjonowanej /przez SB/ opozycji" żyją w autentycznej przyjaźni z postkomunistami, z którymi są "po imieniu" na bardzo długo przed Okrągłym Stołem.
Odbrązawia co poniektórych, głównie polityków ale również pisarzy i poetów, którym tytułowy "Salon" już za życia chętnie postawiłby pomniki, przypominając z ich biografii to, o czym ci stojący na piedestale chcieliby zapomnieć. Ale nie tylko, ponieważ porusza także szereg pobocznych, ale bardzo interesujących wątków. W niektórych przypadkach - aż włos się na głowie jeży...
Z Łysiakiem nie trzeba się zgadzać, ale trzeba go przeczytać. Świetna lektura.
Łysiakowi z pewnością nie można zarzucić, że jest "poprawny politycznie". Ma odwagę pisać to co myśli, a to na pewno nie zjednuje mu przyjaciół. Przeciwnie, dla środowiska, także politycznego, skupionego wokół nadającej jeszcze do niedawna główny ton publicznej dyskusji "Gazety Wyborczej", jest to wybitnie persona non grata.
Autor przypomina nam lekcję najnowszej historii Polski, pokazując jak w PRL kształtowała się "koncesjonowana opozycja" złożona głównie z niedawnych piewców komunizmu, także w stalinowskim wydaniu. Jej działacze założyli później Unię Demokratyczną, przekształconą po połączeniu z Kongresem Liberalno-Demokratycznym w Unię Wolności, której członkowie zasilili w końcu Platformę Obywatelską. Dowiadujemy się, dlaczego "Salon" tak wściekle walczył /i walczy/ z próbami lustracji, i dlaczego działacze "koncesjonowanej /przez SB/ opozycji" żyją w autentycznej przyjaźni z postkomunistami, z którymi są "po imieniu" na bardzo długo przed Okrągłym Stołem.
Odbrązawia co poniektórych, głównie polityków ale również pisarzy i poetów, którym tytułowy "Salon" już za życia chętnie postawiłby pomniki, przypominając z ich biografii to, o czym ci stojący na piedestale chcieliby zapomnieć. Ale nie tylko, ponieważ porusza także szereg pobocznych, ale bardzo interesujących wątków. W niektórych przypadkach - aż włos się na głowie jeży...
Z Łysiakiem nie trzeba się zgadzać, ale trzeba go przeczytać. Świetna lektura.
wtorek, 26 listopada 2013
Spotkanie wolontariuszy MyCork
W poniedziałek, 25 listopada b.r. wolontariusze MyCork spotkali się żeby podsumować VII Festiwal Kultury Polskiej, oraz omówić przygotowania do kolejnych wydarzeń organizowanych przez Stowarzyszenie MyCork.
Na spotkaniu omówiono realizację poszczególnych eventów wchodzących w skład właśnie zakończonego FKP, przy okazji proponując propozycje nowych wydarzeń jakie być może pojawią się w programie kolejnego festiwalu. Ponadto opracowano szczegóły Mikołajek /8 grudnia b.r./, Kiermaszu Świątecznego /8 i 15 grudnia/ oraz Wielkiej Świątecznej Pomocy w Cork - czyli eventów jak co roku organizowanych przez MyCork.
/Powyżej: wolontariusze MyCork/
Na spotkaniu omówiono realizację poszczególnych eventów wchodzących w skład właśnie zakończonego FKP, przy okazji proponując propozycje nowych wydarzeń jakie być może pojawią się w programie kolejnego festiwalu. Ponadto opracowano szczegóły Mikołajek /8 grudnia b.r./, Kiermaszu Świątecznego /8 i 15 grudnia/ oraz Wielkiej Świątecznej Pomocy w Cork - czyli eventów jak co roku organizowanych przez MyCork.
poniedziałek, 25 listopada 2013
Polskie puby i restauracje w Irlandii: "Koliba" w Waterford
Od trzech lat w Waterford działa polska restauracja "Koliba". Wczoraj zjadłem tam obiad ;-) Tradycyjne polskie dania, smacznie i niedrogo, jest też wybór dla wegetarian. Restauracja mieści się przy 11 O'Connell Street.
-----------------------
dopisek z 29.03.2014 r.: Restauracja Koliba właśnie zmieniła menu oraz nazwę na "Bistro On The Dole". W chwili obecnej, w moim przekonaniu, nie jest to już polska restauracja /chociaż właściciele są ci sami/.
/Powyżej: "Koliba" w Waterford/
-----------------------
dopisek z 29.03.2014 r.: Restauracja Koliba właśnie zmieniła menu oraz nazwę na "Bistro On The Dole". W chwili obecnej, w moim przekonaniu, nie jest to już polska restauracja /chociaż właściciele są ci sami/.
niedziela, 24 listopada 2013
Polish Christmas Village w Waterford 2013
W Waterford trwają przygotowania do Winterval, największego w Irlandii festiwalu zimowego. Podobnie jak w ubiegłym roku, jedną z atrakcji festiwalu będzie "Święty Mikołaj Village: A Polish Christmas", czyli inaczej rzecz ujmując: Polska Wioska św. Mikołaja.
Dzisiaj miało miejsce spotkanie organizatorów - z artystami i rękodzielnikami, którzy przekazali swoje prace na świąteczny kiermasz.
Inicjatorami i organizatorami tego polskiego akcentu podczas Winterval jest czwórka osób: Bartosz Zdrojowy, który odpowiada za całość organizacji eventu, Dominika Sikora, która odpowiada za organizację kiermaszu arts&craft gdzie swoje prace wystawią polscy artyści i rękodzielnicy, oraz Iwa i Krzysztof Wiśniewscy - pod okiem Iwy, podobnie jak w ubiegłym roku, dzieci będą mogły wziąć udział w warsztatach w trakcie których przygotują piernikowe ciasteczka, natomiast Krzysztof ponownie wcieli się w rolę prawdziwego Świętego Mikołaja /nie mylić z "Santa Claus", przerośniętym krasnoludem z reklamy coca-coli/.
Ponadto będzie można nabyć książki, ciasta świąteczne, oraz tradycyjne potrawy wigilijne oraz kuchni polskiej.
Na czas trwania eventu organizatorzy otrzymali od miasta lokal po zamkniętym obiekcie gastronomicznym, który jednak musieli we własnym zakresie uprzątnąć i praktycznie wyremontować. Polska Wioska Świętego Mikołaja będzie mieściła się przy Michael Street, a swoją działalność rozpocznie już w najbliższy piątek.
Strona na FB tego wydarzenia: KLIK.
/Powyżej: Polska Wioska Świętego Mikołaja/
Dzisiaj miało miejsce spotkanie organizatorów - z artystami i rękodzielnikami, którzy przekazali swoje prace na świąteczny kiermasz.
/Spotkanie artystów i rękodzielników w Polskiej Wiosce Świętego Mikołaja/
Inicjatorami i organizatorami tego polskiego akcentu podczas Winterval jest czwórka osób: Bartosz Zdrojowy, który odpowiada za całość organizacji eventu, Dominika Sikora, która odpowiada za organizację kiermaszu arts&craft gdzie swoje prace wystawią polscy artyści i rękodzielnicy, oraz Iwa i Krzysztof Wiśniewscy - pod okiem Iwy, podobnie jak w ubiegłym roku, dzieci będą mogły wziąć udział w warsztatach w trakcie których przygotują piernikowe ciasteczka, natomiast Krzysztof ponownie wcieli się w rolę prawdziwego Świętego Mikołaja /nie mylić z "Santa Claus", przerośniętym krasnoludem z reklamy coca-coli/.
Ponadto będzie można nabyć książki, ciasta świąteczne, oraz tradycyjne potrawy wigilijne oraz kuchni polskiej.
Na czas trwania eventu organizatorzy otrzymali od miasta lokal po zamkniętym obiekcie gastronomicznym, który jednak musieli we własnym zakresie uprzątnąć i praktycznie wyremontować. Polska Wioska Świętego Mikołaja będzie mieściła się przy Michael Street, a swoją działalność rozpocznie już w najbliższy piątek.
Strona na FB tego wydarzenia: KLIK.
sobota, 23 listopada 2013
Gala Finałowa VII Festiwalu Kultury Polskiej w Cork
Pełen wydarzeń VII Festiwal Kultury Polskiej w Cork już za nami. Dzisiaj w Cork School of Music miała miejsce Gala Finałowa, podczas której wystąpili laureaci drugiej edycji Konkursu Piosenki Polskiej "Acoustic Song - Konkurs Piosenki Polskiej i nie tylko...", prezes MyCork Paweł Świtaj wręczył wolontariuszom MyCork pamiątkowe dyplomy, a zwieńczeniem gali był koncert Stanisława Sojki z zespołem "Soyka Trio".
Galę poprowadził Krzysztof Byszewski, koordynatorką tegorocznego festiwalu była Izabela Krygiel-Kozłowska, a sam Festiwal Kultury Polskiej jak co roku organizuje Stowarzyszenie MyCork.
Laureaci drugiej edycji Konkursu Piosenki Polskiej "Acoustic Song - Konkurs Piosenki Polskiej i nie tylko..." /jury przewodniczyła Renata Przemyk/ w trakcie występu:
Prezes MyCork Paweł Świtaj wręczył wolontariuszom MyCork pamiątkowe dyplomy:
Ja również takowy dostałem ;-) Zaskoczenie tym większe, że absolutnie nie było to planowane, a przynajmniej - ja nic o tym nie wiedziałem. Niemniej, bardzo miło, dziękuję ;-)
Zwieńczeniem gali i całego festiwalu był koncert Stanisława Sojki z zespołem "Soyka Trio":
Koncert rewelacyjny, zakończony owacją na stojąco. Po koncercie - pamiątkowe zdjęcie ze Stanisławem Sojką:
Więcej zdjęć z Gali Finałowej można zobaczyć TUTAJ.
Galę poprowadził Krzysztof Byszewski, koordynatorką tegorocznego festiwalu była Izabela Krygiel-Kozłowska, a sam Festiwal Kultury Polskiej jak co roku organizuje Stowarzyszenie MyCork.
/Powyżej: prowadzący galę Krzysztof Byszewski/
Laureaci drugiej edycji Konkursu Piosenki Polskiej "Acoustic Song - Konkurs Piosenki Polskiej i nie tylko..." /jury przewodniczyła Renata Przemyk/ w trakcie występu:
/Powyżej: Szymon "Dżogson" Kosowski, I miejsce/
/Powyżej: Laura Keler, II miejsce/
/Powyżej: Dorota Mosur i Ryszard Byczkow, III miejsce/
Prezes MyCork Paweł Świtaj wręczył wolontariuszom MyCork pamiątkowe dyplomy:
/Powyżej: mój dyplom/
Zwieńczeniem gali i całego festiwalu był koncert Stanisława Sojki z zespołem "Soyka Trio":
/Powyżej: Soyka Trio w Cork School of Music/
Koncert rewelacyjny, zakończony owacją na stojąco. Po koncercie - pamiątkowe zdjęcie ze Stanisławem Sojką:
piątek, 22 listopada 2013
Robotnicy '80
Dokument z 1980 r. zrealizowany przez Andrzeja Chodakowskiego i Andrzeja Zajączkowskiego. Półtoragodzinna relacja z przebiegu rozmów pomiędzy Międzyzakładowym Komitetem Strajkowym a przedstawicielami Komisji Rządowej w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku. Przymierzałem się kilka razy, obejrzałem dopiero wczoraj.
Co się rzuca w oczy? Przede wszystkim wysoka kultura dyskusji pomiędzy robotnikami a przedstawicielami ówczesnego komunistycznego rządu. Ale także - jasny sygnał, że robotnicy nie mają najmniejszego zamiaru "obalać ustroju i istniejących sojuszy" /przede wszystkim jak można się domyśleć, z Sowieckim Sojuzem/, że walczą tylko /chociaż wtedy to było "aż"/ z arogancją władzy która nie przestrzegała przepisów które sama ustanowiła. Najodważniej występują Anna Walentynowicz i Andrzej Gwiazda, którzy wkrótce zostaną zepchnięci na zupełny margines, ale nawet oni nie myślą o żadnym zamachu na socjalizm.
Oczywiście po 30 latach wiemy o niewiarygodnym wręcz nasyceniu "Solidarności" sb-cką agenturą, wiemy że tzw. "doradcy" z późniejszego "różowego Salonu" mieli za zadanie pacyfikować zbyt radykalne nastroje. Ale wiemy również, że w takim razie bajki "o młodym robotniku który przeskoczył płot i obalił komunę" są tylko bajkami, z czego historycy już dawno zdali sobie sprawę, ale w szkołach tłoczy się młodzieży do głów inną, oficjalnie obowiązującą jeszcze wersję historii.
Co się rzuca w oczy? Przede wszystkim wysoka kultura dyskusji pomiędzy robotnikami a przedstawicielami ówczesnego komunistycznego rządu. Ale także - jasny sygnał, że robotnicy nie mają najmniejszego zamiaru "obalać ustroju i istniejących sojuszy" /przede wszystkim jak można się domyśleć, z Sowieckim Sojuzem/, że walczą tylko /chociaż wtedy to było "aż"/ z arogancją władzy która nie przestrzegała przepisów które sama ustanowiła. Najodważniej występują Anna Walentynowicz i Andrzej Gwiazda, którzy wkrótce zostaną zepchnięci na zupełny margines, ale nawet oni nie myślą o żadnym zamachu na socjalizm.
Oczywiście po 30 latach wiemy o niewiarygodnym wręcz nasyceniu "Solidarności" sb-cką agenturą, wiemy że tzw. "doradcy" z późniejszego "różowego Salonu" mieli za zadanie pacyfikować zbyt radykalne nastroje. Ale wiemy również, że w takim razie bajki "o młodym robotniku który przeskoczył płot i obalił komunę" są tylko bajkami, z czego historycy już dawno zdali sobie sprawę, ale w szkołach tłoczy się młodzieży do głów inną, oficjalnie obowiązującą jeszcze wersję historii.
poniedziałek, 18 listopada 2013
Biblioteki bez książek
W połowie września b.r. skończyła się pewna epoka. Epoka bibliotek, jakie znaliśmy. Otóż w Bexar County w stanie Texas otworzono BiblioTech, pierwszą w Stanach Zjednoczonych bibliotekę, w której nie ma ani jednej papierowej książki. Znajdują się tam wyłącznie e-booki i audiobooki, do korzystania z których udostępniono 600 czytników, 48 komputerów, tablety i laptopy. Oczywiście e-booki można również wypożyczyć za pomocą specjalnej aplikacji na czytniki i tablety. Można wzruszyć ramionami, że jedna jaskółka, że pierwsze koty, itp. ale TO już się zaczęło. Za dwadzieścia, trzydzieści lat - tradycyjne biblioteki zobaczymy już tylko na starszych filmach.
Od ponad roku korzystam z Kindla, elektronicznego czytnika książek. Rewelacja. Nie męczy oczu /a przynajmniej nie bardziej niż czytanie na papierze/, za to praktycznie zapewnia nieograniczony i natychmiastowy dostęp do setek tysięcy książek. Oczywiście dla pisarzy może być problemem brak możliwości złożenia autografu na swoim dziele, no ale - coś za coś. Za to jaka wygoda np. przy wakacyjnym wyjeździe. O przeprowadzkach - nawet nie wspominam.
Oczywiście biblioteki zmieniają się od dawna. Sam "od zawsze" byłem zapisany do jakiejś biblioteki, czy to szkolnej, czy osiedlowej, czy miejskiej w końcu. Wyjeżdżając niemal 10 lat temu z Polski, miałem w pamięci moją osiedlową bibliotekę z papierowymi fiszkami. Wszystko pieczątkowo - analogowe. Toteż lekkim technologicznym szokiem była dla mnie wizyta w miejskiej bibliotece w Cork: karty magnetyczne, skanowanie kodów, możliwość wypożyczenia - oprócz książek - również audiobooków, filmów i płyt cd. Ba - możliwość przedłużenia okresu wypożyczenia przez internet, a w końcu - przysyłana sms-em informacja, że za dzień czy dwa książkę trzeba oddać. No ale - to już było. Od czasu otrzymania tegoż Kindla, do biblioteki przestałem chodzić...
Podobnie zresztą jest z pocztą. W dobie sms-ów, e-maili i wirtualnych kartek, coraz mniej osób pisze tradycyjne listy czy choćby wysyła kartki z wakacji. Podejrzewam, że moje pokolenie jest ostatnim, które to robi(ło).
Postęp technologiczny zmienia także system dystrybucji muzyki. Przez dobre 80 lat rządziły płyty gramofonowe. Później weszły płyty cd, wkrótce po nich - pojawił się format mp3, który można było dystrybuować w dowolny sposób. Przede wszystkim - przez internet. Taka ciekawostka: kilka dni dostałem płytę cd do odsłuchania. Uświadomiłem sobie, że nie bardzo mam na czym to zrobić. Owszem, mam jakieś 10-letnie radio z odtwarzaczem cd, ale nie korzystałem z niego od dobrych 2-3 lat. No i okazało się, że radio owszem działa, ale cd - już nie. Laptop? Od biedy, ale to nie to. Równie dawno nie używany odtwarzacz dvd i odsłuchanie płyty cd przez telewizor? No chyba nic innego nie pozostało... Skończyło się tak, że płytę zgrałem do formatu mp3 i odsłuchałem na słuchawkach przez smartfona.
Smartfon - to dopiero rewolucja. Mieszczące się w kieszeni urządzenie, dające natychmiastowy dostęp do ogromnej bazy danych, skrzynki e-mailowej czy w końcu do nawigacji. Dla mnie, faceta który nie ma kompletnie orientacji w terenie, to jak zbawienie. W końcu można przestać zaczepiać przechodniów i pytać o drogę do tej czy innej historycznej atrakcji gdzieś w miasteczku na Mazurach, co dogłębnie przetestowałem rok temu. Kilka razy też mogłem poznać historię mijanych właśnie ruin, których w Irlandii mnóstwo, i to w sytuacji gdy nawet nie bardzo wiedziałem gdzie jestem - wystarczyło za pomocą gps-a określić swoją pozycję, wklepać w wyszukiwarkę żądane hasło ze wskazaniem lokalizacji, i - voila, mamy cię...
Dzięki smartfonowi/tabletowi/laptopowi z internetem - mamy praktycznie wszędzie dostęp do niezależnych stacji radiowych, programów tv czy stron publikujących teksty autorów z drugiego czy wręcz trzeciego obiegu, którzy nie mają żadnych szans na zaistnienie w mainstremowych mediach, pomimo że piszą o rzeczach arcyważnych chociaż i wyjątkowo trudnych. No cóż, gdyby pisali o pupie Dody, mieliby czołówki wszędzie...
Internet zmienia wszystko i szybciej, niż nam się wydaje. Na różne "manify" ludzie zwołują się przez facebooka, a miejsce spotkania wyznaczają sobie za pomocą map googli. Jednak największe znaczenie, przynajmniej dla mnie, mają nowe media, czyli internetowe radia i telewizje. Wreszcie został przełamany monopol na masową informację, jaką mieli do niedawna byli tajni współpracownicy z walizkami pieniędzy niewiadomego pochodzenia, którzy na początku lat 90-tych ub.w. wyskoczyli jak Filip z konopi i przy pomocy swoich przyjaciół ze służb, pozakładali w Polsce różne mniej lub bardzie dziwne stacje telewizyjne i radiowe, które do tej pory nadawały ton publicznej debacie i nie tyle opisywały rzeczywistość, co wręcz ją kreowały, a to już zupełne kuriozum.
Teraz swoją gazetę, radio, ba - telewizję nawet może tworzyć każdy, a telefon z kamerką i dostępem jest równie ważny jak pierwsza poprawka do amerykańskiej konstytucji. I są już tego pierwsze rezultaty, w sieci możemy znaleźć materiały kręcone przez zwykłych ludzi, często przypadkowych przechodniów, którzy pokazują bezradność policji, albo odwrotnie - sadystyczne zachowania jej co niektórych funkcjonariuszy. Widzimy co się dzieje w sądach, gdzie niektóre rozprawy są często kpiną nie tylko z wymiaru sprawiedliwości, ale wręcz ze zdrowego rozsądku.
Przekonujemy się w końcu, że na słynne pytanie: "jak żyć, panie premierze?" nie ma jeszcze w kRAJu odpowiedzi...
Od ponad roku korzystam z Kindla, elektronicznego czytnika książek. Rewelacja. Nie męczy oczu /a przynajmniej nie bardziej niż czytanie na papierze/, za to praktycznie zapewnia nieograniczony i natychmiastowy dostęp do setek tysięcy książek. Oczywiście dla pisarzy może być problemem brak możliwości złożenia autografu na swoim dziele, no ale - coś za coś. Za to jaka wygoda np. przy wakacyjnym wyjeździe. O przeprowadzkach - nawet nie wspominam.
Oczywiście biblioteki zmieniają się od dawna. Sam "od zawsze" byłem zapisany do jakiejś biblioteki, czy to szkolnej, czy osiedlowej, czy miejskiej w końcu. Wyjeżdżając niemal 10 lat temu z Polski, miałem w pamięci moją osiedlową bibliotekę z papierowymi fiszkami. Wszystko pieczątkowo - analogowe. Toteż lekkim technologicznym szokiem była dla mnie wizyta w miejskiej bibliotece w Cork: karty magnetyczne, skanowanie kodów, możliwość wypożyczenia - oprócz książek - również audiobooków, filmów i płyt cd. Ba - możliwość przedłużenia okresu wypożyczenia przez internet, a w końcu - przysyłana sms-em informacja, że za dzień czy dwa książkę trzeba oddać. No ale - to już było. Od czasu otrzymania tegoż Kindla, do biblioteki przestałem chodzić...
Podobnie zresztą jest z pocztą. W dobie sms-ów, e-maili i wirtualnych kartek, coraz mniej osób pisze tradycyjne listy czy choćby wysyła kartki z wakacji. Podejrzewam, że moje pokolenie jest ostatnim, które to robi(ło).
Postęp technologiczny zmienia także system dystrybucji muzyki. Przez dobre 80 lat rządziły płyty gramofonowe. Później weszły płyty cd, wkrótce po nich - pojawił się format mp3, który można było dystrybuować w dowolny sposób. Przede wszystkim - przez internet. Taka ciekawostka: kilka dni dostałem płytę cd do odsłuchania. Uświadomiłem sobie, że nie bardzo mam na czym to zrobić. Owszem, mam jakieś 10-letnie radio z odtwarzaczem cd, ale nie korzystałem z niego od dobrych 2-3 lat. No i okazało się, że radio owszem działa, ale cd - już nie. Laptop? Od biedy, ale to nie to. Równie dawno nie używany odtwarzacz dvd i odsłuchanie płyty cd przez telewizor? No chyba nic innego nie pozostało... Skończyło się tak, że płytę zgrałem do formatu mp3 i odsłuchałem na słuchawkach przez smartfona.
Smartfon - to dopiero rewolucja. Mieszczące się w kieszeni urządzenie, dające natychmiastowy dostęp do ogromnej bazy danych, skrzynki e-mailowej czy w końcu do nawigacji. Dla mnie, faceta który nie ma kompletnie orientacji w terenie, to jak zbawienie. W końcu można przestać zaczepiać przechodniów i pytać o drogę do tej czy innej historycznej atrakcji gdzieś w miasteczku na Mazurach, co dogłębnie przetestowałem rok temu. Kilka razy też mogłem poznać historię mijanych właśnie ruin, których w Irlandii mnóstwo, i to w sytuacji gdy nawet nie bardzo wiedziałem gdzie jestem - wystarczyło za pomocą gps-a określić swoją pozycję, wklepać w wyszukiwarkę żądane hasło ze wskazaniem lokalizacji, i - voila, mamy cię...
Dzięki smartfonowi/tabletowi/laptopowi z internetem - mamy praktycznie wszędzie dostęp do niezależnych stacji radiowych, programów tv czy stron publikujących teksty autorów z drugiego czy wręcz trzeciego obiegu, którzy nie mają żadnych szans na zaistnienie w mainstremowych mediach, pomimo że piszą o rzeczach arcyważnych chociaż i wyjątkowo trudnych. No cóż, gdyby pisali o pupie Dody, mieliby czołówki wszędzie...
Internet zmienia wszystko i szybciej, niż nam się wydaje. Na różne "manify" ludzie zwołują się przez facebooka, a miejsce spotkania wyznaczają sobie za pomocą map googli. Jednak największe znaczenie, przynajmniej dla mnie, mają nowe media, czyli internetowe radia i telewizje. Wreszcie został przełamany monopol na masową informację, jaką mieli do niedawna byli tajni współpracownicy z walizkami pieniędzy niewiadomego pochodzenia, którzy na początku lat 90-tych ub.w. wyskoczyli jak Filip z konopi i przy pomocy swoich przyjaciół ze służb, pozakładali w Polsce różne mniej lub bardzie dziwne stacje telewizyjne i radiowe, które do tej pory nadawały ton publicznej debacie i nie tyle opisywały rzeczywistość, co wręcz ją kreowały, a to już zupełne kuriozum.
Teraz swoją gazetę, radio, ba - telewizję nawet może tworzyć każdy, a telefon z kamerką i dostępem jest równie ważny jak pierwsza poprawka do amerykańskiej konstytucji. I są już tego pierwsze rezultaty, w sieci możemy znaleźć materiały kręcone przez zwykłych ludzi, często przypadkowych przechodniów, którzy pokazują bezradność policji, albo odwrotnie - sadystyczne zachowania jej co niektórych funkcjonariuszy. Widzimy co się dzieje w sądach, gdzie niektóre rozprawy są często kpiną nie tylko z wymiaru sprawiedliwości, ale wręcz ze zdrowego rozsądku.
Przekonujemy się w końcu, że na słynne pytanie: "jak żyć, panie premierze?" nie ma jeszcze w kRAJu odpowiedzi...
piątek, 15 listopada 2013
Spotkanie wolontariuszy MyCork
Trwa VII Festiwal Kultury Polskiej w Cork. Miała miejsca już Międzynarodowa Konferencja o Janie Pawle II, Poranek dla Milusińskich oraz Autorski Pokaz Filmów Piotra Zarębskiego. Wolontariusze MyCork spotkali się, aby omówić ostatnie detale kolejnych wydarzeń festiwalu.
/Powyżej: uczestnicy spotkania/
czwartek, 14 listopada 2013
Kilbrittain - szkielet wieloryba
Kilbrittain, niewielka miejscowość pomiędzy Bandon, Kinsale i Clonakilty, oprócz Kilbrittain Castle ma nową atrakcję turystyczną: szkielet wieloryba.
15 stycznia 2009 roku na plażę w Burren Kilbrittain wypłynął ten wielki ssak. Tutaj też dokonał żywota. Przed miejscową ludnością pojawił się istotny problem związany z jego gigantycznymi zwłokami. Z pomocą pracowników lokalnej rzeźni udało się oddzielić mięso od kości i je zutylizować. Szkielet, po oczyszczeniu, został wyeksponowany w Kilbrittain, gdzie można go obejrzeć.
15 stycznia 2009 roku na plażę w Burren Kilbrittain wypłynął ten wielki ssak. Tutaj też dokonał żywota. Przed miejscową ludnością pojawił się istotny problem związany z jego gigantycznymi zwłokami. Z pomocą pracowników lokalnej rzeźni udało się oddzielić mięso od kości i je zutylizować. Szkielet, po oczyszczeniu, został wyeksponowany w Kilbrittain, gdzie można go obejrzeć.
/Powyżej: szkielet wieloryba w Kilbrittain/
niedziela, 10 listopada 2013
PKP: autorski pokaz filmów Piotra Zarębskiego
Dzisiaj miał miejsce autorski pokaz filmów Piotra Zarębskiego: "By nie zapomnieć mowy ojców" i "Szada i Wyszki oraz inne Borzyszki". Filmy częściowo w języku kaszubskim /z polskimi napisami/, przybliżające kaszubskie zwyczaje i tradycje.
Projekcja filmów, przygotowana przez Polski Klub Patriotyczny w Cork, była jednym z wydarzeń VII Festiwalu Kultury Polskiej organizowanego przez Stowarzyszenie MyCork. Pokaz odbył się w "salce na górze" St. Augustine's Church przy Washington Street w Cork.
------------------------
dopisek z 18.02.2014 r.: Polski Klub Patriotyczny w Cork, w dotychczasowym składzie osobowym, zakończył działalność.
/Powyżej: Tomasz Łupina, członek PKP, wita gości przed projekcją filmów/
Projekcja filmów, przygotowana przez Polski Klub Patriotyczny w Cork, była jednym z wydarzeń VII Festiwalu Kultury Polskiej organizowanego przez Stowarzyszenie MyCork. Pokaz odbył się w "salce na górze" St. Augustine's Church przy Washington Street w Cork.
------------------------
dopisek z 18.02.2014 r.: Polski Klub Patriotyczny w Cork, w dotychczasowym składzie osobowym, zakończył działalność.
czwartek, 7 listopada 2013
Marzena Domaros: "Pamiętnik Anastazji P."
Skoro już przeczytałem, dość przypadkiem zresztą, "Życie erotyczne wielkich dyktatorów", to siłą rozpędu sięgnąłem po "Pamiętnik Anastazji P." Pozycja już dość wiekowa, sprzed 20 lat, ale raz, że nie czytałem tego wcześniej, a dwa - większość jej bohaterów nadal jest aktywna politycznie...
O tej książce oczywiście słyszałem już dawno temu /a kto zresztą nie słyszał/, ale przeczytać jakoś nie było okazji. Z drugiej strony, skoro sprzedała się w 400 tysiącach egzemplarzy /z czego w pierwszym tygodniu kupiło ją 100 tysięcy osób/, to uznałem że trzeba nadrobić zaległości.
Autorka zasłynęła ze skandalu obyczajowego na początku lat 90-tych ub.w., kiedy będąc dziennikarką z akredytacją od Le Figaro, pod fałszywą tożsamością zabawiała się z (p)osłami ze wszystkich chyba ugrupowań w polskim parlamencie. Następnie podyktowała opowieść o tym Jerzemu Skoczylasowi.
Opisy tych zabaw pominę, można się domyśleć i bez czytania, ale najzabawniejsze jest to, że większość tych facetów nadal siedzi w polityce. Tak czy siak, autorytet praktycznie każdego z nich /no może poza komplementowanym Leszkiem Millerem/ mocno ucierpiał. Chociaż z drugiej strony, może nie tak do końca, bo np. taki Kwaśniewski niewiele później został prezydentem.
Jak jest w Sejmie teraz? Na pewno nie inaczej, chociaż podjęto pewne środki bezpieczeństwa, i np. dziennikarzom nie wolno już szwendać się po hotelu poselskim. Ponieważ od tamtych wydarzeń upłynęły już dwie dekady, to z pewnością niejednemu opisanemu w książce, z męskich rzeczy pozostało już tylko golenie, jak to mawiał ex-prezydent. Z kolei o drugim ex-prezydencie już w 1992 roku "Anastazja" pisała, że tenże cierpi na "chorobę filipińską", chociaż wtedy to się inaczej nazywało...
Kilka lat temu pojawiły się informacje, że Domaros w rzeczywistości zbierała dane o życiu intymnym polityków na zlecenie Urzędu Ochrony Państwa, z tymże - o kontaktach z UOP sama zdradza w tejże książce.
Anastazja P. czyli Marzena Domaros była gwiazdką jednego sezonu. Próbowała jeszcze później zaistnieć, ale bez rezultatu. Niemniej, jej opis sejmowych sex-balang wybrańców narodu powinien dać wyborcom do myślenia...
O tej książce oczywiście słyszałem już dawno temu /a kto zresztą nie słyszał/, ale przeczytać jakoś nie było okazji. Z drugiej strony, skoro sprzedała się w 400 tysiącach egzemplarzy /z czego w pierwszym tygodniu kupiło ją 100 tysięcy osób/, to uznałem że trzeba nadrobić zaległości.
Autorka zasłynęła ze skandalu obyczajowego na początku lat 90-tych ub.w., kiedy będąc dziennikarką z akredytacją od Le Figaro, pod fałszywą tożsamością zabawiała się z (p)osłami ze wszystkich chyba ugrupowań w polskim parlamencie. Następnie podyktowała opowieść o tym Jerzemu Skoczylasowi.
Opisy tych zabaw pominę, można się domyśleć i bez czytania, ale najzabawniejsze jest to, że większość tych facetów nadal siedzi w polityce. Tak czy siak, autorytet praktycznie każdego z nich /no może poza komplementowanym Leszkiem Millerem/ mocno ucierpiał. Chociaż z drugiej strony, może nie tak do końca, bo np. taki Kwaśniewski niewiele później został prezydentem.
Jak jest w Sejmie teraz? Na pewno nie inaczej, chociaż podjęto pewne środki bezpieczeństwa, i np. dziennikarzom nie wolno już szwendać się po hotelu poselskim. Ponieważ od tamtych wydarzeń upłynęły już dwie dekady, to z pewnością niejednemu opisanemu w książce, z męskich rzeczy pozostało już tylko golenie, jak to mawiał ex-prezydent. Z kolei o drugim ex-prezydencie już w 1992 roku "Anastazja" pisała, że tenże cierpi na "chorobę filipińską", chociaż wtedy to się inaczej nazywało...
Kilka lat temu pojawiły się informacje, że Domaros w rzeczywistości zbierała dane o życiu intymnym polityków na zlecenie Urzędu Ochrony Państwa, z tymże - o kontaktach z UOP sama zdradza w tejże książce.
Anastazja P. czyli Marzena Domaros była gwiazdką jednego sezonu. Próbowała jeszcze później zaistnieć, ale bez rezultatu. Niemniej, jej opis sejmowych sex-balang wybrańców narodu powinien dać wyborcom do myślenia...
środa, 6 listopada 2013
Ostatnie przygotowania do FKP w Cork
W najbliższą sobotę rozpocznie się VII Festiwal Kultury Polskiej w Cork, jak co roku organizowany przez Stowarzyszenie MyCork.
Wolontariusze MyCork spotkali się we wtorek, 5 listopada b.r., żeby omówić ostatnie przygotowania do tego wydarzenia. Szczegółowy plan festiwalu można zobaczyć m.in. tutaj: KLIK.
Wolontariusze MyCork spotkali się we wtorek, 5 listopada b.r., żeby omówić ostatnie przygotowania do tego wydarzenia. Szczegółowy plan festiwalu można zobaczyć m.in. tutaj: KLIK.
/Powyżej: wolontariusze MyCork na wczorajszym spotkaniu/
wtorek, 5 listopada 2013
Wystawa Cork Camera Group w szkole muzycznej
Dzisiaj w Cork School of Music miał miejsce wernisaż wystawy prac członków Cork Camera Group. Wśród wystawiających swoje prace był m.in. Mariusz Kalinowski.
Mariusz zaprezentował dwie prace: "Welcome to the Shandon" i "Titanic", obie prace to panoramy.
/Powyżej: otwarcie wystawy/
Mariusz zaprezentował dwie prace: "Welcome to the Shandon" i "Titanic", obie prace to panoramy.
/Powyżej: Mariusz Kalinowski i jego prace/
poniedziałek, 4 listopada 2013
Cork Jazz Festival - wystawa na lotnisku
Na lotnisku w Cork, oprócz głośnej już wystawy "Faces of Cork", można zobaczyć również wystawę "Cork Jazz Festival" z The Gallery Kinsale, na której swoje prace prezentuje Barbara Barrett. Wystawa potrawa od 23.10 do 10.11 b.r.
/Powyżej: prace z wystawy "Cork Jazz Festival"/
niedziela, 3 listopada 2013
Nigel Cawthorne: "Życie erotyczne wielkich dyktatorów"
Jak wiadomo, każda władza demoralizuje, a władza absolutna demoralizuje absolutnie. Wiadomo też, że posągowe biografie różnych mężów stanu czy wręcz "ojców narodu", to najczęściej bzdury. Ludzie są tylko ludźmi, a gdy do tego dać im ogromną władzę, to - bywa różnie. Także i w "tych" sprawach.
W książce mamy cały przekrój seksualnych zachowań mniejszych i większych dyktatorów, od Napoleona poprzez Lenina, Stalina, Hitlera, Mao Zedonga, Kim Ir Sena i całą bandę pomniejszych arabskich watażków aż do Saddama Husseina. Wyliczanka kończy się na roku 1991, więc nie załapał się Bill Clinton ze swoją aferą rozporkową czy Silvio Berlusconi z "bunga bunga".
Książka jak książka, ale napisana sprawnie, z dobrze nakreślonym tłem historycznym. Można przeczytać.
Btw, w Polsce na początku lat 90-tych mieliśmy podobną pozycję z naszego polskiego podwórka, czyli "Pamiętnik Anastazji P."...
W książce mamy cały przekrój seksualnych zachowań mniejszych i większych dyktatorów, od Napoleona poprzez Lenina, Stalina, Hitlera, Mao Zedonga, Kim Ir Sena i całą bandę pomniejszych arabskich watażków aż do Saddama Husseina. Wyliczanka kończy się na roku 1991, więc nie załapał się Bill Clinton ze swoją aferą rozporkową czy Silvio Berlusconi z "bunga bunga".
Książka jak książka, ale napisana sprawnie, z dobrze nakreślonym tłem historycznym. Można przeczytać.
Btw, w Polsce na początku lat 90-tych mieliśmy podobną pozycję z naszego polskiego podwórka, czyli "Pamiętnik Anastazji P."...
sobota, 2 listopada 2013
Kabaret Limo w Cork
Kolejny kabaret w Cork, tym razem - Limo. Świetny występ!
Pełna sala Gresham Metropole Hotel, występ świetny, od pierwszego do ostatniego skeczu śmiałem się do łez, z całą publicznością rzecz jasna. Profesjonaliści i mistrzowie w swoim fachu, improwizacje - rewelacyjne, a piosenka o dziewczynie z Cork o imieniu Kasia, która nie ma jednej nogi i marzy o locie w kosmos - bezapelacyjnie podbiła publiczność ;-)
Organizatorem występu kabaretu Limo w Cork jest Koncerty.ie. Więcej zdjęć z występu kabaretu: KLIK.
/Powyżej: Limo w Cork/
Pełna sala Gresham Metropole Hotel, występ świetny, od pierwszego do ostatniego skeczu śmiałem się do łez, z całą publicznością rzecz jasna. Profesjonaliści i mistrzowie w swoim fachu, improwizacje - rewelacyjne, a piosenka o dziewczynie z Cork o imieniu Kasia, która nie ma jednej nogi i marzy o locie w kosmos - bezapelacyjnie podbiła publiczność ;-)
Organizatorem występu kabaretu Limo w Cork jest Koncerty.ie. Więcej zdjęć z występu kabaretu: KLIK.
piątek, 1 listopada 2013
42
Dziękuję Panu Bogu za facebooka. Jeszcze nigdy nie dostałem tylu życzeń urodzinowych - bardzo dziękuję ;-) Tym którzy pamiętali bez fb - dziękuję raz jeszcze ;-)