Strony

piątek, 31 stycznia 2014

XXVIII wizyta w Polsce (11): taki mamy klimat - raz jeszcze

Wylot z Krakowa do Cork. Na krakowskim lotnisku - dobre 10 minut /jak nie dłużej/ oczekiwania przed samolotem na siarczystym mrozie. Pewne rzeczy się jednak nie zmieniają...

/Powyżej: pasażerowie czekają na płycie lotniska. Jest dobre -15 st. C/

Tak, wiem, "taki mamy klimat", jak to ujęła cytowana już Elżbieta Bieńkowska, "ministra" od infrastruktury i rozwoju. Komuna upadła, milicja przemalowała się na POlicję, weszły makdonaldy i internety, ale w głowach - ta sama stara radziecka szkoła, ucząca jak bliźniemu (ba - Rodakowi) bezinteresownie dokręcić śrubę. Dlatego w upalnym lecie pakują ludzi do autokaru gdzie zamknięci i stłoczeni jak śledzie czekają bity kwadrans na 30-metrową podwózkę, a w mroźną zimę - urządzają im co najmniej kilka razy dłuższą ścieżkę zdrowia, z obowiązkowym czekaniem na wpuszczenie do samolotu...

Lot, lądowanie, deszcz. Nie, nie "deszcz ze śniegiem", jak to w "Hotelu Excelsior" Hans Kloss odpowiedzial na hasło Georga. Zwykły, irlandzki deszcz ;-)

czwartek, 30 stycznia 2014

XXVIII wizyta w Polsce (10): Hobbit: Pustkowie Smauga

Wybrałem się na drugą część "Hobbita".

Bilbo Baggins z grupą krasnoludów nadal wędrują do Samotnej Góry, gdzie chcą wykraść arcyklejnot strzeżony przez smoka. Dobre kino, chociaż pierwsza część podobała mi się bardziej. Może to kwestia gustu. Czekam na część trzecią ;-)

Btw, film w 3D obejrzałem w kinie Tomaszowskiego Domu Kultury. Bilet kosztuje połowę tego co w Krakowie, w dodatku - nie ma reklam przed filmem. Można? Można. Z dedykacją i "pozdrowieniami" dla sieci multipleksów...

środa, 29 stycznia 2014

XXVIII wizyta w Polsce (9): trzy ostrza...

Po kilku dniach pobytu w Polsce zauważylem, że z męskich rzeczy pozostało mi jeszcze m.in. golenie ;-) Udałem się więc do sklepu celem nabycia jednorazowej maszynki.

/Powyżej: jednorazowa 3-ostrzowa maszynka do golenia, którą nabyłem/

- Jedno, dwa, czy trzy ostrza? - zapytała pani sprzedawczyni.
- O, to są już takie z trzema ostrzami? - się zdziwiłem, bo najwyraźniej nie nadążam za trendami i ostatnio myślę wręcz o kupieniu brzytwy /przynajmniej jakieś emocje przy goleniu będą ;-)/
- Oczywiście - odpowiedziała pani. Podać?
- Poproszę - postanowiłem zobaczyć, co to za cudo.

Maszynkę otrzymałem, i w trakcie golenia zacząłem się zastanawiać, za którym ostrzem jest granica? Jedno ostrze - być musi, drugie - to już trochę fanaberia, teraz - jest trzecie. Co będzie dalej? Czwarte, piąte, szóste?

Pożyjemy - zobaczymy. A goliło mi się dokładnie tak samo - jak ostrzem jednym ;-)

---------------------------
Uaktualnienie: z komentarzy na fb i pod notką dowiedziałem się, że jestem goleniowym ignorantem, bo od dawna są już maszynki 5-cio, a nawet 6-cio ostrzowe ;-) Ha, człowiek całe życie się uczy. No to możemy wyliczać dalej, za którym ostrzem jest granica - siódmym, ósmym, dziewiątym?

wtorek, 28 stycznia 2014

XXVIII wizyta w Polsce (8): Grywałd

Główną atrakcją Grywałdu, wsi w województwie małopolskim, jest XV-wieczny Kościół św. Marcina, znajdujący się na małopolskim Szlaku Architektury Drewnianej.

/Powyżej: stoję przed Kościołem św. Marcina w Grywałdzie/

Za wikipedia.pl: "Kościół wzniesiono w II poł. XV wieku na miejscu wcześniejszej świątyni. Podanie głosi, że jeszcze wcześniej w tym właśnie miejscu znajdowała się pogańska gontyna. Przed 1618 rokiem kościół znacznie przebudowano. Zmiany dotyczyły głównie konstrukcji dachu i stropów. W tym okresie dostawiono również wieżę, a wnętrze pokryto polichromią. Na początku XX wieku planowano powiększyć prezbiterium i dobudować boczne kaplice, ale planów tych nie zrealizowano."

poniedziałek, 27 stycznia 2014

XXVIII wizyta w Polsce (7): Zamek w Niedzicy

O zamku w Niedzicy po praz pierwszy przeczytałem jako dzieciak w którymś z komiksów, opowiadającym o tajemnicy skarbu Inków. Przedziwne losy splotły bowiem historię powstania Indian pod wodzą Tupac'a Amaru i tegoż zamku. Żeby było jeszcze ciekawiej, podczas zwiedzania zamku nie dowiemy się ani słowa o znalezionym tam kipu, czyli inkaskim piśmie węzełkowym zawierającym podobno dane o miejscach ukrycia skarbów...

/Powyżej: stoję przed Zamkiem w Niedzicy/

Za stroną zamek-w-niedzicy.pl: "Zamek w Niedzicy to zdecydowanie jeden z najciekawszych obiektów w polskiej części Spisza, a także jedna z największych atrakcji historycznych w polskich Karpatach. Zbudowany został na wapiennym wzniesieniu (556 m n.p.m.), około 80 metrów nad poziomem Dunajca. Obecnie ta część Dunajca to słynne sztuczne jezioro zaporowe – zalew czorsztyńsko – niedzicki. Dokładna data powstania zamku nie jest znana, jednak można ją podać w przybliżeniu. Zamek Niedzica prawdopodobnie powstał między rokiem 1320 a 1325 (...). Wcześniej była tam ziemno – wałowa budowla obronna. (...). Zamek jest znakomitym przykładem warowni górskiej. Zarówno ten, jak i zamek w Plawcu oraz Starej Lubowni był węgierską strażnicą i warownią na granicy Polski. Gdy zamek przestał spełniać funkcje obronne stał się rezydencją wiejską. (...) Od roku 1920 zamek w Niedzicy wraz z częścią Spisza znalazł się w granicach Polski. Po przejęciu warowni przez Skarb Państwa, zamkiem opiekowało się Stowarzyszenie Historyków Sztuki podejmując w nim liczne prace konserwatorskie.

W tym samym czasie, za sprawą znanego pisarza Jalu Kurka, wyszła na światło dziennie niesamowita wręcz historia związana z testamentem Inków. Źródeł tej nieprawdopodobnej historii należy doszukiwać się w połowie XVIII wieku, kiedy to Sebastian Berzeviczy, potomek rodu, który wybudował słynną węgierską warownię w Niedzicy, wyjechał do Ameryki Południowej. Tam poślubił Indiankę ze szlacheckiego rodu. Z tego związku przyszła na świat ich córka Umina. Około 1781 r. wybuchło powstanie Indian przeciwko Hiszpanom. Przywódcą powstania był Tupac Amaru. W tym czasie Umina wyszła za mąż za bratanka Tupac Amaru noszącego to samo imię. Powstanie odniosło klęskę, a jego przywódca został stracony. Bratanek wodza pozostał jedynym przedstawicielem, który mógł objąć tron Inków. Wraz z żoną Uminą, teściem Sebastianem oraz innymi wodzami indiańskimi, Tupac Amaru zabierają ze sobą część skarbów uciekł do Europy. Przez kilkanaście lat mieszkali w Wenecji we Włoszech. Tam w niewyjaśnionych okolicznościach Tupac Amaru został zamordowany.

Sebastian Berzeviczy by chronić życie córki i wnuka Antonia, wyjeżdża z nimi na Węgry. Schronienie znaleźli na zamku w Niedzicy. Ówczesnym właścicielem zamku była rodzina Horvathów z Poloscy, która wyraziła zgodę na zamieszkanie uchodźców w zamku. Nie mieszkali tu jednak długo, gdyż i tu znaleźli ich prześladowcy. Umina została zasztyletowana i pochowana w krypcie pod kaplicą zamkową. Chory Sebastian powierzył opiekę nad swoim wnukiem Antoniem swemu bratankowi Wacławowi Benesz – Berzeviczemu. Akt adopcji został spisany w roku 1797 na zamku w Niedzicy, w obecności „Rady Emisariuszy Inków”. W akcie była mowa o testamencie Inków i ich skarbach zatopionych w jeziorze Titicaca w Peru. Wacław zabrał małego Antonia i wyjechali na Morawy. Przed śmiercią przekazał jeszcze dokumenty oraz pamiątki rodzinne swemu synowi i nakazał mu, aby sprawami związanymi z ich pochodzeniem nie zajmował się, gdyż to ponoć przynosiło nieszczęście. W ten sposób znikła tradycja związków rodzinnych z Inkami.

W 1946 roku na zamku w Niedzicy pojawia się potomek Antonia – Andrzej Benesz z Bochni – i ponownie ujawnia się związek tego zamku z historią Inków. Według  informacji znajdujących się w dokumentach, Andrzej Benesz, w obecności świadków wyciągnął ze schowka (znajdującego pod progiem zamku) ołowianą rurę. Znajdował się w niej bardzo zagadkowy dokument. Był to testament Inków spisany inkaskim pismem węzełkowym „Quipu”. Testament według przypuszczeń miał zawierać informację na temat skarbów Inków. Próbę odczytania pisma quipu podjął się prawnuk Antonia, Andrzej Benasz. Późniejsze losy quipu, jak również domniemanego skarbu Inków pozostają do dziś zagadką. Andrzej Benesz w 1975 r. ginie w wypadku samochodowym.
"

Kilka moich zdjęć z Zamku w Niedzicy jest tutaj: KLIK.

niedziela, 26 stycznia 2014

XXVIII wizyta w Polsce (6): Zamek w Czorsztynie

Ruiny Zamku w Czorsztynie świadczą o jego dawnej świetności. To tutaj m.in. rezydował Zawisza Czarny, a gościli Kazimierz Wielki, Ludwik Węgierski, św. Jadwiga Królowa i Władysław Warneńczyk.

/Powyżej: stoję przed Zamkiem w Czorsztynie/

Za stroną czorsztyn.pl: "Zamek Czorsztyn - najstarsza część zamku, co potwierdziły prace wykopaliskowe, pochodziła z II połowy XIII wieku. Za czasów Kazimierza Wielkiego zostały dobudowane mury obwodowe, a w XV wieku dolny zamek i brama, na której starosta czorsztyński – Jan Baranowski wzniósł wieżę, do dziś górującą nad zamkiem.

W przeszłości Zamek Czorsztyński, zlokalizowany przy szlaku kupieckim prowadzącym z Polski na Węgry, odgrywał bardzo istotne znaczenie dla gospodarki kraju. Traktem na Węgry podróżowali: Kazimierz Wielki, Ludwik Węgierski i Władysław Jagiełło. Na zamku rezydował między innymi rycerz Zawisza Czarny. Od XIV wieku zamek był siedzibą starostów czorsztyńskich. W połowie XVII wieku został zdobyty przez Kostkę Napierskiego. Po pożarze w 1795 roku zostały jedynie ruiny zamczyska, który dopiero teraz, za sprawą obecnego gospodarza czyli Pienińskiego Parku Narodowego, doczekał się intensywnych prac restauratorskich.

Do zwiedzania udostępnione są przyziemia Baszty Baranowskiego, zamku średniego i górnego. Z tarasu widokowego roztacza się piękny widok na Jezioro Czorsztyńskie, zaporę, Tatry i rezerwat „Zielone Skałki”. Na wzgórzu zamkowym rosną liczne okazy pszonaka pienińskiego – rośliny występującej wyłącznie w Pieninach.
"

Kilka moich zdjęć z Zamku w Czorsztynie jest tutaj: KLIK.

sobota, 25 stycznia 2014

XXVIII wizyta w Polsce (5): Szczawnica

Weekend w Szczawnicy, z krótkimi wypadami do Grywałdu, zamków w Czorsztynie i Niedzicy oraz obiadem na Słowacji ;-)

/Powyżej: stoję przed muzeum na pl. Dietla/

Szczawnica to miasteczko uzdrowiskowe w województwie małopolskim, mające 200 lat tradycji leczniczej. Oczywiście - spróbowałem wszystkich dostępnych tam wód mineralnych, najbardziej "wstrząsnęła" mną "Magda" ;-) Wyjazd koleją linową na Palenicę, zimno - ale pięknie.

Kilka moich zdjęć z Szczawnicy znajduje się tutaj: KLIK.

piątek, 24 stycznia 2014

XXVIII wizyta w Polsce (4): Znak Polski Walczącej...

Na ścianach krakowskich bloków i kamienic dominują wulgarne wpisy kibiców dwóch znanych tam drużyn piłki kopanej. A w takim Tomaszowie Lubelskim - pojawiły się kotwice Polski Walczącej. 

Wiedz, że coś się dzieje, i to bez żadnych humorystycznych podtekstów...

/Znak Polski Walczącej na jednym z bloków w Tomaszowie Lubelskim/

czwartek, 23 stycznia 2014

XXVIII wizyta w Polsce (3): Tanie Danie - prawie jak z "Misia"...

Kultową scenę z baru mlecznego w "Misiu" oglądał chyba każdy. W Tomaszowie Lubelskim otworzono jakiś czas temu bar "Tanie Danie", z wystrojem stylizowanym nieco na tamten pamiętny bar ;-)

Wybierałem się tam kilka razy, ale albo już było nieczynne, albo w ogóle /tj, - w niedzielę/ nie było czynne. W końcu się udało. Pierogi ruskie i pyzy ukraińskie - palce lizać ;-)

/Powyżej: bar mleczy "Tanie Danie"/

środa, 22 stycznia 2014

XXVIII wizyta w Polsce (2): przez szybę samochodu

Dłuższa trasa z Krakowa do Tomaszowa Lubelskiego, za to z ciekawymi widoczkami zza szyby ;-)

Najpierw - Tarnów, nieopodal centrum, czysty surrealizm, przynajmniej jak dla mnie:


Później - atrakcje zapewnione przez googlowski gps, który powiódł nas zupełnie inaczej niż zwykle. M.in. - trzeba się było przecisnąć przez taki mostek:


No ale - w końcu padło zbawcze "dotarłeś do celu" ;-)

wtorek, 21 stycznia 2014

XXVIII wizyta w Polsce (1): taki mamy klimat...

Przede mną - tydzień w Polsce. Odwiedziny u Rodziny i weekendowy wypad do Szczawnicy i okolic.

Już 28 raz lecę do Polski, ale po raz pierwszy stojąc w ciżbie Rodaków do odprawy na lotnisku w Cork usłyszałem Polkę płynnie rozmawiającą przez telefon w czystym ponglish'u. Do tej pory myślałem że ten mityczny język istnieje tylko w wyobraźni internetowych żartownisiów, ale - nie. Byłem pod wrażeniem ;-)

Lot jak lot, ale lądowanie... Pilot Ryanaira gruchnął o ziemię tak, że niemal wszyscy pasażerowie, jak na komendę jednym głosem wypowiedzieli to magiczne słowo, które Polacy mówią w takich okolicznościach. O dziwo, mimo wyjątkowo twardego lądowania ktoś nawet próbował klaskać.

W Krakowie - drobne zakupy w lokalnym sklepie, gdzie można zobaczyć m.in. takie obrazki:


Byłbym przysiągł, że kiedyś nazywano to ogórkami. No ale, może ja się nie znam...

A poza tym, w Polsce zima. A jak jest zima, to musi być zimno, takie są odwieczne prawa natury. Jak to zgrabnie ujęła cytowana obecnie wszędzie Elżbieta Bieńkowska, "ministra" od infrastruktury i rozwoju, komentując wielogodzinne opóźnienia pociągów z powodu oblodzonej trakcji: "Sorry, taki mamy klimat". Stwierdziłem więc, że nie ma rżnąć bohatera, i kupiłem czapkę.

Starość, nie radość...

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Mróz na szkle

Zimno, coraz zimniej. Przynajmniej - rano. Mrozowe wzorki na moim oknie:


niedziela, 19 stycznia 2014

XXII Finał WOŚP w Cork

W Cork Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy grała 11, 12 i 18 stycznia b.r. Sztab Orkiestry jak zwykle został zorganizowany przez wolontariuszy Stowarzyszenia MyCork, a Szefem Sztabu była Izabela Krygiel - Kozłowska.

Wynik kwesty w Cork: 11159,18 euro.

22 Finał WOŚP w Cork rozpoczął się w sobotę, 11 stycznia, koncertem rockowym w Cyprus Avenue. Imprezę rozpoczął DJ TIT, wystąpili: Psychopigs, People of the Sun i Ciernie. W programie był również konkurs tatuaży.

/Powyżej: wolontariusze MyCork tuż przed oficjalnym rozpoczęciem 22 Finału WOŚP w Cork/

/Powyżej: Gertruda Anisiewicz, wolontariuszka MyCork, przed rozpoczęciem kwesty/

/Powyżej: DJ TIT/

/Powyżej: Psychopigs/

/Powyżej: Ciernie/

W sobotę zawieźliśmy jeszcze przygotowane przez Agnieszkę 50 upominków dla dzieci na zabawę WOŚP-ową. W każdym upominku jest: zestaw kreatywny dla dzieci, tj. zestaw do robienia kartek oraz zestaw z gipsu do malowania, wraz z kredkami i farbami oraz malowanką i słodkim bukietem mini.

/Powyżej: pudełka z upominkami - przed zawiezieniem do Cyprus Avenue/

Niedziela, 12 stycznia b.r. rozpoczęła się od kwesty przed kościołem St. Augustine's Church.

/Powyżej: wolontariusze w przedsionku kościoła/

Następnie miała miejsce zabawę dla najmłodszych prowadzona przez Klauna Gapcia, kwesta grup motocyklowych Winged Riders, Chapter "Orzeł Biały" i Banda Limeryk pod Cork Opera House i paradę motocyklistów ulicami centrum w Cork.
 
Wieczorem -  Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Cork z szeregiem licytacji i losowań na WOŚP-owej loterii. Finał poprowadzili niezrównani Krzyś i Eddie, a na scenie wystąpili: Dżogson, Grenade, The Blake Norton Band i Non Toxic Orchestra.
 
/Powyżej: Krzyś i Eddie w jednym z kilku przebrań/

/Powyżej: Grenade/
 
/Powyżej: The Blake Norton Band/
 
  /Powyżej: Non Toxic Orchestra/
 
W przerwach pomiędzy koncertami odbył się szereg licytacji i losowań na WOŚP-owej loterii. Agnieszka wylicytowała m.in. wośp-owy tort a w loterii wylosowała wośp-owy obrazek namalowany przez 3-letniego Danielka :-)
 
/Powyżej: Agnieszka z wośp-owym tortem/
 
W trakcie koncertów - cały czas trwało liczenie pieniędzy zebranych podczas kwesty.
 
 /Powyżej: liczenie pieniędzy pod czujnym okiem Ani/

Warto dodać, że dzięki Oli, kwestujący wolontariusze mogli posilić się grochówką, bigosem i pysznymi kanapkami.
 
Zwieńczeniem Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Cork był WOŚP-owy Bal Karnawałowy. Bal miał miejsce w sobotę 18 stycznia 2014 r. w hotelu Montenotte. Przed balem - wolontariusze MyCork od rana dekorowali salę, dzięki czemu efekt był naprawdę świetny. W cenie biletu /25 euro/ był obiad, ciepła przekąska przed północą oraz super zabawa przy muzyce zespołu Łukasz & Łukasz. Ponadto miały miejsce licytacje i loterie, z których cały dochód zostanie przeznaczony na WOŚP. Frekwencja rekordowa, bilety kupiło ponad 150 osób, myślę że wszyscy świetnie się bawili.

 /Powyżej: prowadzący licytację Krzysztof Byszewski, wraz z Izabelą Krygiel-Kozłowską, szefową sztabu WOŚP w Cork i Pawłem Świtajem, prezesem MyCork/

 /Powyżej: zespół Łukasz & Łukasz/

 /Powyżej: bal WOŚP-owy/

/Powyżej: członkowie MyCork tuz po zakończeniu balu/

sobota, 18 stycznia 2014

Ostateczny krach systemu telewizji

Społeczeństwa współczesnej Europy, czy chcą czy nie, muszą być coraz bardziej mobilne. Młodzi Europejczycy przemierzają pustynię naszego kontynentu w poszukiwaniu pracy i szansy na lepsze życie. Rok tutaj, trzy lata gdzie indziej, częste przeprowadzki, życie na walizkach. W sukurs przychodzi im technologia: domowe komputery mieszczą się pod pachą, przenośne - w kieszeni spodni, a za całą bibliotekę wystarczy jeden e-czytnik zajmujący mniej miejsca niż szkolny zeszyt. To właśnie powszechna obecność mobilnych urządzeń z dostępem do internetu zada ostateczny cios tradycyjnej telewizji, która goni w piętkę i kompletnie nie odnajduje się w dzisiejszych czasach.

Praktycznie do końca lat 90-tych tzw. "władza" miała niemal monopol na informację. Oczywiście, powstawały jakieś tam niezależne prawicowe bieda-gazetki o kilkutysięcznym nakładzie, co jednak z uwagi na ograniczony zasięg, niczego nie zmieniało. Prym w rządowych i prywatnych tv, radiu i prasie wiodły przeróżne "resortowe dzieci", o ile wręcz nie ich rodzice i dziadkowie. Dopiero wraz z wejściem pod strzechy internetu sytuacja zaczęła się zmieniać.

Tak jak Adaś Haps, filmowy bohater "Kingsajzu", polskiego komediowego arcydzieła o silnym wydźwięku antytotalitarnym, przełamał "formułę" dzięki czemu każdy krasnoludek mógł trafić do Kingsajzu, tak teraz internet z platformami w rodzaju Youtube przełamał monopol władzy na informację. Właśnie, Youtube. Nie zapominajmy że ten projekt ujrzał światło dzienne dopiero w 2005 roku. Być może dopiero od tego czasu można tak naprawdę liczyć moment przełamania tej naszej "formuły", czyli telewizyjnego monopolu. Bo wcześniej chociaż każdy mógł sobie nakręcić co chciał to nie miał gdzie tego opublikować, czyli de facto tworzył "do szuflady". Youtube /i rzecz jasna pokrewne projekty/- zmienił wszystko, przynajmniej jeżeli chodzi o telewizję.

Znacie Państwo ten dowcip: "ogląda sobie człowiek spokojnie reklamy na Polsacie, a tu nagle - film!" Telewizja w pogoni za zyskiem doszła już do ściany. Żeby obejrzeć w komercyjnej tv godzinny program trzeba drugie tyle przeznaczyć na reklamy. W rządowych /chociaż w Polsce właściwszym określeniem byłoby "partyjnych"/ telewizorniach jest niewiele lepiej: co prawda jeszcze nie przerywają filmów blokami reklamowymi, ale każą sobie płacić abonament nie wiadomo za co? To już nie te czasy gdy był tylko jeden, no - góra dwa programy i wiadomo było, że jak ktoś ma telewizor to ogląda stacje rządowe. Teraz każdy może mieć programów kilkaset, więc z jakiej racji ma płacić za coś, czego nie ogląda?

Argumenty telewizorni że oni jakąś misję mają, są śmiechu warte. A zakodować w cholerę i kto chce sobie pooglądać państwową tv to niech zapłaci, a reszcie dajcie święty spokój. Ale nie, to byłoby za proste, a przede wszystkim nie zapewniłoby wpływu należnego haraczu, dzięki którym rządowa tv może rosnąć w siłę swoich budynków i limuzyn, a ludziom przez nią zatrudnionym - żyje się dostatniej. Stąd przymusowa danina, bo, cytując Szyszkownika Kilkujadka ze wzmiankowanego wcześniej "Kingsajz"-u: "Sęk w tym, że my potrzebujemy wszystkich. I tych co chcą, i tych co się wahają. Bo inaczej mogłoby dojść do tego, ze któregoś  dnia tylko my dwaj musielibyśmy koniom grzywy pleść...".

No ale to już - historia. W postępie geometrycznym rośnie ilość osób które wyrzucają telewizory na śmietnik, a ich oknem na świat staje się internet z całym swoim bogactwem. Po co komu trzysta kanałów w tv gdy i tak nie ma co oglądać? To już lepiej założyć sobie konto na Youtube, zasubskrybować kanałów dziesięć, za to interesujących i dobranych wg własnych zainteresowań, i - voilà! Mamy to co nas interesuje, od wiadomości po rozrywkę, w dowolnym dla nas czasie, z możliwością obejrzenia powtórki po sto razy i przede wszystkim - bez nachalnych reklam. Oczywiście zdaję sobie sprawę że Google nie jest dobrym wujkiem i gdzieś te reklamy będzie jednak chciał nam wcisnąć, ale na pewno nie będzie to w takiej ilości jak w tv.

Co prawda możliwości personalizowania własnej "tv" w necie istnieją już od kilku lat, jednak, nie ma co ukrywać, nie każdemu się chciało tkwić przed komputerem żeby obejrzeć to i owo. Tutaj jak na zawołanie pojawiły się tablety i smartfony, z mobilnym internetem, które w wygodny sposób z niemal każdego zakątku globu umożliwiają dostęp do internetowych treści. To co mnie interesuje mogę obejrzeć w autobusie, w poczekalni u dentysty czy leżąc wygodnie w łóżku. I to jest właśnie to czego ludzie oczekiwali, a co potwierdzają statystyki: w minionym roku już 40% ruchu na Youtube była generowana z urządzeń mobilnych, gdzie w 2012 było to 25%, a w 2011 tylko 6%. Jak widać rozwija się to lawinowo. Ludzie chcą mieć telewizję, dosłownie, w kieszeni. W dodatku taką telewizję w której mają prawdziwy wybór i gdzie to widzowie decydują kto będzie gwiazdą, a nie marketingowcy lansujący kolejne beztalencia nawet w programikach typu "Mam talent".

Skoro już jesteśmy przy statystykach, to warto odnotować, że w 2013 r. łączny udział w ogólnopolskim rynku oglądalności tzw. "wielkiej czwórki" /TVP1, TVP2, TVN i Polsatu/ w grupie widzów powyżej 4-tego roku życia spadł do 48,26%, w tym: TVP1 - 13,16%, TVN - 12,53%, Polsat - 12,26% oraz TVP2 - 10,31%, przy czym oglądalność tych stacji systematycznie spada. Takie rozdrobnienie mediów jest oczywiście nie na rękę politykom: nie wystarczy już pokazać się w jednej tv, trzeba się lansować co najmniej w kilku "zaprzyjaźnionych" stacjach i prasowych tytułach. Cudzysłów jak najbardziej na miejscu, bo w tym przypadku mowy nie ma o bezinteresownej przyjaźni - ma ona bowiem wymierną wartość w postaci wykupionych reklam, ogłoszeń i obwieszczeń, pozwalających przeżyć na coraz trudniejszym medialnym rynku. I tutaj niestety kończy się dziennikarska obiektywność i niezależność, bo nikt nie będzie kąsał ręki, która go karmi. Media z czwartej władzy zmieniają się w rządowe tuby napędzane płatnymi reklamami.

Ludzie naprawdę nie są głupi, a przynajmniej nie aż tak, jak się wydaje niektórym nadredaktorom, którzy czują się niemal jak nadludzie dyktując tłuszczy co jest dobre, a co złe, kogo hołubimy a na kim wieszamy psy, kto jest patriotą a kto faszystą z ciemnogrodu. Nadredaktor Tomasz Lis podczas debaty "Dlaczego głupiejemy?" na Uniwersytecie Warszawskim już cztery lata temu powiedział słowa, które ostatnio podchwyciły inne media stosując zresztą chwyty poniżej pasa w postaci wyrywkowych cytatów: "Też wyjdę na idiotę, ale powiem, że jestem wystarczająco inteligentny, żeby występować w telewizji, ale nie, żeby ją oglądać. I trochę a propos tego zidiocenia, ja doszedłem do bardzo smutnego wniosku: widz w Polsce ogłupiany od lat, konsekwentnie przez wszystkich, bo tu jest straszna rywalizacja – zdebilenie w jednostce czasu – kto osiągnie największy sukces. Widz w Polsce wybaczy wiele, bardzo wiele, ale jednego nie wybaczy nigdy: nigdy, przenigdy nie wybaczy tego, żeby go potraktować poważnie. Włączyłem sobie dzisiaj kanał TVN 24 i oglądałem go całkiem długo (…) i byłem tym zafascynowany, bo w telewizji informacyjnej przez trzy godziny właściwie o niczym mnie nie informowano. Przez trzy godziny się do mnie mizdrzono. Wszystko sprowadzone do anegdoty. Nie możemy mówić poważnie, bo poważny, to znaczy nudny, a jak nudny, to te barany wezmą pilota i przełączą."

Problem w tym, że do niedawna nie bardzo mieli na co przełączyć. Teraz - mają i masowo przełączają się na telewizję w internecie. Którą to telewizję może tworzyć każdy, za darmo, praktycznie bez cenzury i nachalnych reklam.

I takiej telewizji Państwu i sobie życzę.

piątek, 17 stycznia 2014

WOŚP-owy kalendarz z Dublina

W kalendarzu WOŚP-owym rozprowadzanym przez Sztab w Dublinie - znalazło się także zrobione przeze mnie zdjęcie ;-) Kalendarz aktualnie jest w sprzedaży w Dublinie /i być może w innych miastach/, a ja dzisiaj odebrałem go na poczcie.

/Powyżej: WOŚP-owy kalendarz przygotowany przez Sztab w Dublinie i zrobione przez mnie zdjęcie ;-)/

A było to tak: Sztab Dublin WOŚP zaprosił wszystkich zainteresowanych do wzięcia udziału w konkursie fotograficznym pt "10 lat Polski w Unii Europejskiej - czyli dzieje Polaków w Irlandii". Jak czytamy dalej w ogłoszeniu organizatorów: "Celem konkursu jest zobrazowanie polskiej obecności na ziemiach irlandzkich w ciągu ostatniej dekady. 10 lat temu Polska jako jedno z 10-ciu państw dołączyła do Unii Europejskiej. Irlandia jako jedno z pierwszych państw otworzyła swoje granice dla pracowników z Polski. Od tego czasu przyjaźń polsko-irlandzka stale się umacnia. "Polacy zmieniają się pod wpływem Irlandii a Irlandia zmienia się dzięki naszej tu obecności. Tą właśnie zmianą jesteśmy zainteresowani najbardziej - mówi Kasia Moderacka tegoroczny szef sztabu oraz współorganizator konkursu - spodziewamy się zarówno zdjęć dokumentalnych, reportażowych ale również tych wykonanych specjalnie na ten konkurs. Jest to świetna okazja na zaprezentowanie siebie jak i swojej działalności artystycznej szerszej ilości odbiorców. Zwycięskie zdjęcia będą stanowiły część WOŚP’owego kalendarza na rok 2014 który zostanie wydany w 2000 egzemplarzy. W styczniu 2014 roku odbędzie specjalnie przygotowana galeria otwierająca 22 Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Dublinie na której najlepsze prace będą wystawione. Całkowity dochód ze sprzedaży kalendarza zasili konto Fundacji WOŚP."

Tyle ogłoszenie. Do konkursu nie startowałem, bo nie jestem fotografem. Ale napisała do mnie jedna z organizatorek z prośbą o przesłania paru zdjęć. Ponieważ cel szczytny /pomimo że ostatnio zdecydowanie przestałem przepadać za Jerzym Owsiakiem/ oczywiście nie odmówiłem, przesłałem to co uznałem że koreluje z tematem konkursu i voilà - zapełniłem miesiąc marzec ;-) Zdjęcie pochodzi z Parady w Dniu św. Patryka w Cork, gdzie polską grupę prowadziło Stowarzyszenie MyCork: KLIK.

Za kalendarz udało mi się zapłacić w Cork na ręce koleżanki, która chociaż mieszka w Dublinie to przyjechała na Finał WOŚP do Cork, po powrocie mi go przesłała /dzięki Moniko ;-)/, no i jak napisałem na wstępie - dzisiaj odebrałem go na poczcie.

Cieszę się że mogłem pomóc, mam nadzieję że w jakimś choćby ułamku promila przyczyni się to do poprawy czyjegoś zdrowia lub życia, czy to dziecka, czy osoby starszej...

czwartek, 16 stycznia 2014

Człowiek Mackintosha

Świetne, klasyczne kino w reżyserii Johna Hustona z Paulem Newmanem w roli głównej. Szpiegowski thriller z 1973 roku. Z akcentem angielskim, irlandzkim - i maltańskim.

Film sprzed 40 lat - i to od razu widać. Teraz już się tak nie kręci, a szkoda. Wszyscy prowadzą podwójną grę: brytyjski agent ma za zadanie zinfiltrować komunistyczną agenturę, w tym celu kradnie diamenty, trafia do więzienia, ucieka z niego wraz z rosyjskim szpiegiem, itd., itp.

Warto zobaczyć choćby dla skrawka Irlandii sprzed 40 lat i fantastycznej sceny samochodowego pościgu po wąskich irlandzkich drogach ;-)

środa, 15 stycznia 2014

Spotkanie wolontariuszy MyCork

Dzisiaj wolontariusze Stowarzyszenia MyCork spotkali się aby omówić ostatnie przygotowania do corocznego WOŚP-owego Balu Karnawałowego, który będzie zwieńczeniem Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Cork.

/Powyżej: wolontariusze MyCork podczas spotkania/

Bal będzie miał miejsce w hotelu Montenotte, w sobotę 18 stycznia 2014 r., początek: godz. 19:00. Cena biletu: 25 euro, w tym obiad oraz zabawa przy muzyce zespołu Łukasz & Łukasz. Bilety do nabycia w sklepie Pewex, Douglas TV oraz w sklepie Prima w Carrigaline. Rezerwacja stolików: earwen@mycork.org lub 0851015929.

Cały dochód z balu jest przeznaczony na wsparcie WOŚP.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

NFE w Cork: "chcemy skłonić Polaków do dyskusji"

Chyba każdy Polak mieszkający w Cork widział już słynne banery wiszące na kładkach dla pieszych. Jeżeli komuś nie udało się ich zobaczyć "na żywo", to na pewno widział je na zdjęciach na wielu facebookowych profilach oraz co najmniej na kilku innych portalach, nie tylko polonijnych. Treść napisów umieszczona na banerach, tj.: "Tusk duraku odpowiesz za nędzę Polaków" oraz "Michnik kłamie" jest sygnowana przez tajemniczy skrót NFE.


Udało mi się spotkać z autorem tych banerów. Jest to postać swego czasu znana wśród cork-owskiej Polonii, był zaangażowanym społecznikiem i w ogóle jest bardzo pozytywną osobą. Ze względu na charakter swoich działań, na razie pragnie zachować anonimowość. Poniżej - kilka pytań i odpowiedzi jakie udało mi się uzyskać.

PS: Co oznacza skrót NFE jaki jest umieszczony na banerach?
NFE: Narodowy Front Emigrantów. Nie jesteśmy PiS-owcami ani sowiecką agenturą, jak niektórzy pisali w nawiązaniu do "duraka".

PS: Dlaczego powiesiliście te banery? Co wami powodowało, co chcieliście przekazać Rodakom?
NFE: Chcieliśmy skłonić do dyskusji co nam się udało i jesteśmy zaskoczeni efektem.

PS: Czy planujecie kolejne takie akcje?
NFE: Tak, odezwiemy się niebawem.

PS: Czy możesz zdradzić jakieś szczegóły waszych kolejnych działań?
NFE: Każdy drobny krok, każda inicjatywa przeprowadzona dla dobra Polski, jest wskazana. Dorzuciliśmy się do Szlachetnej Paczki i pomyśleliśmy że można zrobić coś podobnego. Planujemy także akcję "Książka dla Kresowiaków" oraz działalność informacyjną, ulotki, plakaty. Nawiązaliśmy kontakty z patriotami z Dublina i coś tam może wspólnymi siłami zdziałamy. Myśleliśmy też o kontaktach z Polska Szkołą i z Polskim Klubem Patriotycznym. Nie wiemy jakie relacje tam  panują, ty pewnie bardziej jesteś zorientowany w temacie, kto się lubi z kim a kto nie. No ale dla dobra Polski, w porozumieniu ponad podziałami, może się uda.


PS: Część Rodaków źle odebrała waszą akcję, twierdząc że spowoduje to negatywny odbiór polskiej społeczności w Irlandii? Jak wy to postrzegacie?
NFE: Niestety, ale część Rodaków każdą inicjatywę postrzega źle. To jest ten nasz syndrom homo sovieticus, spuścizna po komunie. Nie wychodź przed szereg. A my chcemy wyjść przed szereg bo robimy to w ważnej sprawie, w sprawie Polski. Nie chcemy dzielić bo Polacy już są podzieleni celowym działaniem antypolskiego rządu i takich samych mediów. Coraz więcej Polaków to dostrzega, otwiera oczy i zaczyna zadawać pytanie: "dlaczego tak jest?". Chcemy ich do tego skłonić, by uruchomić tę polska tkankę społeczną do działania, którego celem będzie odzyskanie Polski. Tylko razem możemy odzyskać suwerenność na 100-lecie niepodległości Polski.

PS: Dziękuję za rozmowę.
NFE: I ja dziękuję za rozmowę. Do usłyszenia niebawem. Niech żyje Polska!!!

/Zdjęcia do tekstu użyłem za zgodą ich autora/

piątek, 10 stycznia 2014

Hypographic

W dniach od 4 do 30 stycznia b.r. w Cork Vision Centre można zobaczyć wystawę prac Paula Delaney "Hypographic". Artysta pochodzi z Cork, tutaj też mieszka i tworzy. W 2006 roku ukończył z wyróżnieniem Komunikację Wizualną w Cork Institute of Technology.

/Powyżej: fragment wystawy "Hypographic" w Cork Vision Centre/

środa, 8 stycznia 2014

Mahon Falls

Wybierałem się tam kilka razy, aż w końcu - udało się. 80-metrowe Mahon Falls w górach Comeragh w hrabstwie Waterford to trzecie miejsce z wodospadami w Irlandii jakie udało mi się zobaczyć, po wodospadach Torc i Powerscourt.

 /Powyżej: Mahon Falls/

Właściwie to naliczyłem tam w sumie też ze trzy wodospady, niemal obok siebie. Same wodospady - takie sobie, ale okolica - fantastyczna.  Za to pogoda iście sztormowa, wiatr o mało mi aparatu z ręki nie wyrwał, co widać na filmiku:


wtorek, 7 stycznia 2014

Ostatnie przed-WOŚPowe spotkanie MyCork

Już w najbliższą sobotę rozpoczyna się w Cork 22 Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. 

Wolontariusze Stowarzyszenia MyCork, którzy od 2007 roku organizują WOŚP w Cork, spotkali się wczoraj żeby omówić ostatnie przygotowania do finału. Szczegółowy plan finału WOŚP w Cork jest dostępny m.in. TUTAJ.

/Powyżej: wolontariusze MyCork podczas wczorajszego spotkania/

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Święto Trzech Króli - konflikt teologiczny

Dzisiaj jest święto Objawienia Pańskiego, potocznie zwane świętem Trzech Króli. Byliśmy w kościele, otrzymaliśmy poświęconą kredę i kadzidło, i - tutaj nastał konflikt pomiędzy mną i Agnieszką, co mamy tą kredą na drzwiach napisać.


Ja, umocniony m.in. lekturą na Deonie: KLIK, chciałem napisać C + M + B 2014 /pamiętając, że to nie żadne "plusy", tylko krzyżyki/, to znaczy "Christus Mansionem Benedicat" - czyli "Niech Chrystus błogosławi ten dom". Agnieszka uparła się że ma być K + M + B 2014, od inicjałów Trzech Mędrców.

Oczywiście, jak to kobieta, postawiła na swoim...

niedziela, 5 stycznia 2014

Stanisław Lem: "Bajki Robotów"

Książka wydana w 1964 roku, a więc pół wieku temu, a jednak bawi - i poucza - do dzisiaj.

Przeczytałem ją po raz trzeci - i za każdym razem robi wrażenie. Pierwszy raz - gdzieś w latach 80-tych ub.w., niestety, co pamiętam do dziś, książkę przez nieuwagę zostawiłem w pociągu. Mam nadzieję że temu, kto ją znalazł, również się spodobała ;-) Kolejny raz, z 10-15 lat temu, ale już w pdf-ie na monitorze komputera. Trzeci - teraz, i tytułem odnotowania sobie ku pamięci - to pierwsza książka którą w całości przeczytałem na telefonie. Ot, nowe czasy.

13 opowiadań w konwencji klech i legend bajkowego świata robotów. Jak to u Lema, wszystko ma także swoje drugie dno, więc Autor pod pretekstem lekkostrawnej lektury podrzuca nam również sporo ważnych filozoficznych pytań i refleksji. No i sam język opowiadań - genialny.

czwartek, 2 stycznia 2014

Plan 22 Finału WOŚP w Cork

Już po raz ósmy wolontariusze MyCork organizują sztab Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Cork. Poniżej - plakat i plan:



22 Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Cork


Sobota, 11.01.2014, Cyprus Avenue, Caroline Street, Cork - wstęp wolny!

18:00 – Sobotnia Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy na rockowo:

Psychopigs – hardcore (Galway)
People of the Sun – hard rock  (Cork)
Ciernie – rock (Cork)
Imprezę uświetni DJ TIT

W programie konkurs tatuaży, nagrodami dla zwycięzców - vouchery do salonów tatuażu, rejestracja w godzinach 18:00-21:00



Niedziela, 12.01.2014

12:00 – Zabawa dla najmłodszych prowadzona przez Klauna Gapcia – Cyprus Avenue
12:30 – 17:30 – Kwesta wolontariuszy WOŚP w centrum Cork
12:20 – Kwesta grup motocyklowych Winged Riders, Chapter "Orzeł Biały" i Banda Limeryk pod Cork Opera House, następnie parada motocyklistów ulicami centrum w Cork
18:00 Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Cork (Cyprus Avenue) – Wstęp wolny!

Podczas finału odbędzie się szereg licytacji i aukcji. Finał poprowadzą niezrównani Krzyś i Eddie. Swoimi występami  finał uświetnią:

- Dżogson – hip hop (Cork)
- Grenade – acoustic rock (Cork)
- The Blake Norton Band – pop-rock (Cork)
- Non Toxic Orchestra - techno/reggae/jass/free ride (Cork)



Sobota, 18.01.2014, godz. 19:00, Montenotte Hotel, Cork

WOŚPowy Bal Karnawałowy

Obiad + tańce + licytacje. Na balu zagra duet Łukasz & Łukasz. Wstęp 25 euro. Bilety do nabycia w sklepie Pewex, Douglas TV oraz w sklepie Prima w Carrigaline, rezerwacja stolików:  earwen@mycork.org

 

środa, 1 stycznia 2014

Nowy Rok: 2014

Stary rok za nami, co przed nami - zobaczymy. Sylwester - tym razem w MyCork-owym gronie ;-)

/Powyżej: wspólna sylwestrowa fotka/