Strony

poniedziałek, 19 maja 2014

10 lat w UE. Te rozstania i powroty...

Triumfalnie odtrąbione w prorządowych mediach 10-lecie wejścia Polski do UE, jest także 10-leciem masowych wyjazdów Polaków za granicę. Tak jak wielu Rodaków, przez ostatnią dekadę sam obserwuję Polskę z oddali, a z oddali - podobno widać lepiej. Ale obserwuję nie tylko przez pryzmat polskojęzycznych mediów, ale również poprzez obserwację - mniej lub bardziej - uczestniczącą, regularnie bywając w kRAJu. Przez te 10 lat - odwiedziłem naszą Ojczyznę 28 razy...

Tak jak to w życiu bywa, najbardziej pamięta się ten pierwszy raz. U mnie było to po półtora roku mniej lub bardziej bezstresowego życia na Zielonej Wyspie. Do Irlandii przyjechałem autobusem na początku czerwca 2004 roku. W Polsce rządzili wtedy byli aparatczycy z PZPR przemianowanej na SLD, panował ogólny marazm i kompletny brak perspektyw. Wyjeżdżałem bez żalu i nadziei na powrót. Chociaż brzmi to jak bajka o żelaznym wilku, to były czasy gdy żadne linie pomiędzy Polską a Irlandią nie latały, stąd pierwsza fala emigrantów wyruszyła z Polski w 3-dniową autokarową podróż do tej nowej Ziemi Obiecanej. Obiecanej - przez unijne traktaty, że oni nam towar, a my im siłę roboczą. Z reguły dobrze wykwalifikowaną, chociaż, też z reguły, tanią.

Revenons à nos moutons, jak mawiają jedni z założycieli UE. Po raz pierwszy do Polski poleciałem w styczniu 2006 roku. Już samolotem, chociaż z przesiadką w Londynie. W Cork był ładny słoneczny dzień, uśmiechnięci ludzie przy odprawie, praktycznie zerowa kontrola. W Londynie to samo. Za to w Krakowie - szok. Pomijając różnicę temperatur /jakieś, bagatelka, 30 stopni/ najbardziej zmroził mnie widok kiepsko oświetlonego punktu odpraw z wąsatymi umundurowanymi celnikami i z bronią przy pasku. Pierwsze skojarzenie: w Polsce jest przewrót i rządy znowu przejęła junta wojskowa. Oszklone wartownicze budki, żadnego "dzień dobry", długie podejrzliwe lustrowanie paszportu i fizjonomii spowodowało, że zacząłem w myślach robić rachunek sumienia. Czy na pewno czegoś aby nie przeskrobałem? Wymeldowałem się? Książki do biblioteki oddałem? Ale na pewno wszystkie? W końcu paszport popchnięty w moją stronę, żadnego "proszę" czy "dziękuję" o "do widzenia" nie wspominając. Oj, łatwo się przywyczaja do takich luksusów. Co dalej? Cenowy szok, bo właśnie w cenach najpierw dogniliśmy bogate kraje UE. W wynagrodzeniach za pracę - nie dogoniliśmy ich do tej pory...

Kolejna wizyta pół roku później. Masowe wyjazdy trwają w najlepsze, w prasie zaczyna pobrzmiewać panika. W dodatku "Praca" w "Gazecie Wyborczej" z 29 maja tegoż roku pamiętnego w artykule "Kto nam usmaży rybę nad morzem?" oprócz lamentu pracodawców czytamy m.in.: "Osoby posiadające fach w ręku i znające jeszcze jakiś język już dawno wyjechały za granice - uważa Magdalena Czerwińska, kierownik referatu pracy Powiatowego Urzędu Pracy w Świnoujściu. W komentarzu zamieszczonym pod tekstem, prezes Polskiej Izby Turystyki Józef Ratański pisze: "Hotelarze i gastronomicy są załamani. (...) W Warszawie pojawił się nawet kłopot z recepcjonistkami, bo kto znał język, wyjechał. Problemy z zatrudnieniem mają wszyscy, od morza po góry. (...) Jeśli nie pomyślą (przedstawiciele polskiego rządu - dop. mój P.S.) o większych ulgach, szkolnictwie zawodowym czy zmniejszeniu kosztów pracy, zginiemy". Na tej samej stronie artykuł: "Co cztery dni śmierć na polskich budowach": - "(...) liczba ofiar wypadków budowlanych wzrosła z 92 w 2004 r. do 114. Mimo że liczba osób zatrudnionych w sektorze się zmniejszyła. - Ci, którzy się na budownictwie znają, wyjechali za granice. Budują dziś często ci, którzy nie mają o tym pojęcia - mówił na posiedzeniu Rady ds. Bezpieczeństwa Pracy w Budownictwie Wiesław Bakalarz, okręgowy inspektor pracy w Opolu".

Następna wizyta w listopadzie 2006 roku. Trafiłem akurat na wybory samorządowe. Z nudów patrzyłem z okien tramwajów na plakaty wyborcze. Część z kandydatów miała wyraźnie kryminalne fizjonomie, część twarze nieskażone myślą, a reszta była przynajmniej nieogolona. Napisałem o fizjonomiach, bo o programach politycznych nawet nie ma co wspominać: każdy z kandydatów jest wspaniały, ma wizję rozwoju i pomysły na kasę. A właściwie jeden i ten sam pomysł - wyciągnąć kasę z UE. O zwiększenie własnych dochodów nikt nie myśli. W Krakowie dodatkowo do chętnych "robienia ludziom dobrze" dołączyli tez ci, którzy miastem rządzili poprzednio. Czemu wtedy tym ludziom dobrze nie zrobili i dlaczego chcą żeby im znowu uwierzyć - nie wiadomo. A jak nie wiadomo o co chodzi, to zapewne znowu chodzi o pieniądze...

Kolejne wizyty, kolejne alarmujące teksty o masowym exodusie pracowników. "Nie chętnych do pracy!" - lamentują menedżerowie polskich oddziałów zachodnich firm, które na dobre ulokowały się w Polsce. Za kilkaset złotych - nie ma, może czas by zaproponować kilkaset euro? Za to ceny rosną w postępie geometrycznym. Tak bardzo, że lato 2008 roku branża turystyczna uznała za stracony. "Czy Kraków, w którym kawę pije się drożej niż w Paryżu, a taksówka kosztuje więcej niż w Londynie, ma jeszcze szanse na turystyczny boom i frekwencyjny sukces?" (...) Jeszcze zatęsknimy za amatorami tanich wieczorków kawalerskich z Anglii" - twierdziła "Gazeta w Krakowie"... To się wkrótce zmieni, już w tym samym 2008 roku pojawiają się sygnały, że z pracą coraz trudniej. Na razie jeszcze nikt nie wiązał z tego z kryzysem w krajach UE, który od tego czasu radośnie sobie kwitnie do dzisiaj.

Rok 2009 - na jednym z krakowskich osiedli gdzie wcześniej mieszkałem otworzył się pub o swojskiej nazwie "Irlandia". Z Irlandią nie miał nic wspólnego, ale ludzi w środku jednak sporo. Każdy chce do Irlandii, jak nie tak, to inaczej. Za to w centrum Krakowa praktycznie znikają szyldy w języku polskim. Biznes to biznes, a coraz uboższy Rodak najwidoczniej nie jest klientem. Udało mi się też obejrzeć krakowski pochód patriotyczny z okazji 3 maja. Maszerowano w strojach z różnych epok, ale nie tylko, byli też m.in. członkowie Stowarzyszenia Przyjaźni Polsko - Rosyjskiej z transparentem: "Słowianie Razem", a dalej ludzie z transparentami: "Miała być miłości misja a jest eksmisja", "Polska krajem katastrofy mieszkaniowej" oraz hasłem "UE jest gwoździem do trumny dla polskiego najemcy". Byłem tez świadkiem zatrzymania przez straż graniczną jednego Rodaka który na wakacje przyleciał z Irlandii. Jakaś sprawa sądowa, list gończy. Takich ludzi z problemami przed którymi uciekli na Zieloną Wyspę jest tutaj wyraźna nadreprezentacja.

Luty 2010 r., w prasie kolejna panika, tylko już w drugą stronę. Dwa miliony bezrobotnych w Polsce. I rośnie. Rząd tradycyjnie uspokaja i bagatelizuje. Nie wiedzą, że lepiej już było. Maj tego samego roku, powódź w Krakowie. Lipiec - udaję się na Wawel by zatrzymać się na chwilę przed sarkofagiem Lecha i Marii Kaczyńskich, którzy stracili życie w Katastrofie Smoleńskiej. Katastrofie - do dzisiaj rzetelnie niewyjaśnionej.

Z każdą podróżą coraz więcej młodych mam z dziećmi. Mamy na paszportach polskich, dzieci - już na irlandzkich. One chyba nie będą płaciły ZUS-u w Polsce... Coraz częściej też, oprócz odwiedzin u najbliższych mi osób, zaczynam zwiedzać kRAJ. Piękna nasza Polska cała, zresztą - zawsze była. Paradoksalnie, mogę sobie pozwolić na zwiedzanie Ojczyzny dopiero wtedy, gdy z niej wyjechałem.

Podczas jednej z ostatnich wizyt w ubiegłym roku kupiłem do poczytania w samolocie "Dziennik Gazeta Prawna". Na pierwszej stronie artykuł: "Polska nie dla Polaków. Emigracja jak najbardziej". W środku kolejne dwa teksty, z jasnym przesłaniem że nie ma po co wracać. Wprost przeciwnie - ludzie będą wyjeżdżać.

Tak jak przez całe ostatnie 10-lecie...

3 komentarze:

  1. tak to jest, choć nie wszyscy wyjeżdżają...ja nie mam najmniejszej ochoty....:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Popatrz...
    Popatrz dookoła, ile brudu na ulicy
    Jacy ludzie są zniszczeni, jacy oni umęczeni
    A nocami pod domami stoją brudne prostytutki
    Boję chodzić się po nocy, tyle teraz jest przemocy
    Te kobiety, co pracują dni i noce po fabrykach
    Ci mężczyźni, którzy topią swoją rozpacz w tanich winach
    Nie widzący ładnych rzeczy, dla nich nie ma ładnych rzeczy
    Popatrz, popatrz dookoła i nie staraj się zaprzeczyć
    Te parkingi hotelowe z żebrzącymi dzieciakami
    Szczęściem ich jest umyć auto z niemieckimi numerami
    Taksówkarze w samochodach grają w karty za pieniądze
    Wyczekują całe życie na swojego dobroczyńcę
    Te widoki nienormalne dla nas przecież są normalne
    Już jesteśmy nienormalni, heheheheheh

    Coście skurwysyny uczynili z ta krainą?
    Pomieszanie katolika z manią postkomunistyczną
    Ci modlący się co rano i chodzący do kościoła
    Chętnie by zabili ciebie tylko za kształt twego nosa
    Już ruszyły wody z góry do jeziora zatrutego
    Do jeziora nienawiści, domu smoka pradawnego
    W każdym jednym towarzystwie tylko mowa o pieniądzach
    Przedsiębiorcy się bogacą, ale coraz brudniej w kiblach
    Na ulicy pod pałacem smród handlarzy się unosi
    Piją, plują i rzygają i sprzedają w międzyczasie
    Na plandekach i gazetach leży ścierwo zabrudzone
    A na stołach czekolada razem z piwem przywieziona
    Te kobiety, co pracują aż po dwunastą godzinę
    Aby kupić trochę chleba i wyżywić swa rodzinę

    To początek końca, heheheheheh
    I coście skurwysyny uczynili z ta krainą?
    Gdzie te tłumy brudnoszare idą latem, wiosną, zimą
    I mijają samochody z wytłuczonymi szybami
    I nie patrzą na żebrzących z wyciągniętymi rękami
    Te kobiety co wracają po katordze swej do domu
    Włosy kurzem posklejane, czeka na nie pan ich domu
    Hej, to jedzie twój autobus i czerwony jego kolor!
    A ty mówisz - był czerwony, teraz tylko smród i odór
    Czemu w lecie tutaj w tłumie wszyscy strasznie śmierdzą potem
    I nie myśleć chcą samemu, mają już gotowe zwroty
    Na ulicy i w mieszkaniach koktajl księdza z przewodnikiem
    Kto nie cierpiał za komuny, teraz jest po prostu nikim
    O czym chciał powiedzieć pisarz? - pyta pani od polskiego
    Chciał pokazać nierówności kapitalizmu wczesnego
    To bogaci i biedni, bogaci i biedni, bogaci i biedni

    Coście skurwysyny uczynili z tą krainą?
    Czas idzie, od wieków płynie i nie zatrzymasz go siłą
    Głupia duma narodowa i kompleksy od stuleci
    Brudne twarze z wąsikami, ci agresywni frustraci
    Te kobiety umęczone, kiedy noc na niebie świeci
    Stoją jeszcze na swych nogach, piorą rzeczy swoich dzieci
    Starszy człowiek w barze mlecznym je kartofle z ogórkami
    Całe życie tyrał w hucie, a do huty dokładali
    Cała jego ciężka praca, wszystko było chuja warte
    Gdyby leżał całe życie, mniejszą czyniłby on stratę
    W starej części tego miasta proszą chorzy o jałmużnę
    Gdy już mają ile trzeba, to kupują heroinę
    A nocami pod domami okradane samochody
    Boję chodzić się po nocy, tyle teraz jest przemocy
    To przepowiedziane, przepowiedziane, przepowiedziane

    Popatrz dookoła, ile brudu na ulicy
    Jacy ludzie są zniszczeni, jacy oni umęczeni
    W samochodach przy chodnikach z lustrzanymi okularami
    Siedzą groźni i ponurzy z gazowymi naganami
    Tu złodzieje okradają wszystkich, którzy się ruszają
    I nie myślą o policji, bo ci teraz spowiedź mają
    Czasy rodzą się na nowo o pięćdziesiąt lat za późno
    Eksperyment wykonany, lecz niestety nie udany
    A więc powrót do przeszłości, chwytać to, co już uciekło
    I wymyślić sobie niebo, i wymyślić innym piekło

    Popatrz na ulice jaka rzeka naprzód płynie
    W samochodzie przy chodniku zapłacono już dziewczynie
    Dzień już ma się ku końcowi, noc zakryje wszystkie brudy
    Widać będzie mniej wszystkiego, tylko bicie leżącego
    Już umiera ta kraina, tego nikt już nie powstrzyma
    Już umiera ta kraina
    Już umiera ta kraina, tego nikt już nie powstrzyma
    Już umiera ta kraina

    Umiera ta kraina, tego nikt już nie powstrzyma
    Już umiera ta kraina, heheheheheh

    Już umiera ta kraina, tego nikt już nie powstrzyma
    Już umiera ta kraina
    Cześć, cześć, cześć, cześć...

    OdpowiedzUsuń