Wylot z Krakowa, 6:45. Jeszcze tak wcześnie nie leciałem. W sumie dobrze, bo to przecież do Dublina, a jeszcze z Dublina trzeba się do Cork dostać. I jak to bywa, krócej mi zajęła podróż z Krakowa do Dublina, niż z Dublina do Cork. Ha, takie mamy czasy.
Miejsca numerowane, więc nikt się nie pcha. No, prawie, niektórzy są nieprzemakalni... Wyjątkowo dostałem miejsce na samym niemal początku.
Taka sytuacja: tuż przed startem do stewardesy podchodzi facet siedzący dokładnie obok mnie, tylko po drugiej stronie przejścia, i coś jej szczepce niemal. Ta podaje mu papierowe torebki. Pasażer siada i - wymiotuje do tejże torebki. Nie wyglądał na nietrzeźwego czy wczorajszego, może emocje, może problemy żołądkowe, może coś innego. Jak widać, nawet tanie linie /a może - w szczególności one ;-)/ są przygotowane na taką okoliczność ;-)
Lądowanie pół godziny przed czasem, fanfary /a wszędzie trąbili, że już w Ryanairze trąbek nie będzie - tak, wiem, prasa kłamie, i internety też ;-)/, za to ponownie - bez oklasków.
Przesiadka na Aircoach, i tak koło południa - już byłem w domu.
czwartek, 29 maja 2014
środa, 28 maja 2014
XXIX wizyta w Polsce (9): Pod Norenami
Obiad w kolejnej, powstałej przed rokiem vege knajpce w Krakowie, przy ul Krupniczej. Duży wybór mniej lub bardziej egzotycznych wegetariańskich specjałów. Super, że przybywa takich miejsc ;-)
/Powyżej: Pod Norenami/
wtorek, 27 maja 2014
XXIX wizyta w Polsce (8): Sucha Beskidzka
Wracając już do Krakowa, zatrzymaliśmy się w Suchej Beskidzkiej. Głównie - na "obiadokolację" w słynnej Karczmie Rzym, ale przy okazji udało nam się tez obejrzeć, chociaż ze względu na późną porę już tylko z zewnątrz, znajdujący się tam zamek, zwany "Małym Wawelem".
Za Wiki: "Zamek w Suchej Beskidzkiej (Zamek Suski) – renesansowy zamek w Suchej Beskidzkiej, magnacka rezydencja kolejnych właścicieli dóbr suskich: Castiglione-Suskich, Komorowskich, Wielopolskich, Branickich i Tarnowskich. Nazywany często "Małym Wawelem" ze względu na podobieństwo (zwłaszcza dziedzińca) do krakowskiego zamku królewskiego. Obecnie siedziba Muzeum Miejskiego Suchej Beskidzkiej."
Z kolei o Karczmie Rzym czytamy na jej stronie: "Karczma Rzym w Suchej Beskidzkiej została zbudowana w II połowie XVIII wieku. Budynek drewniany, parterowy o konstrukcji zrębowej na kamiennej podmurówce. Jest cennym obiektem architektury drewnianej. Jako unikalny przykład dawnej karczmy o wybitnych walorach artystycznych jest często wymieniana nie tylko w literaturze fachowej. To właśnie tu Adam Mickiewicz umieścił akcję ballady "Pani Twardowska". (...) Wchodząc do "Rzymu" trudno nie odnieść wrażenia, iż tutaj czas się zatrzymał. Wszędzie panuje półmrok. Idąc po skrzypiących deskach, spotyka się diabła a potem Twardowskiego."
Czy to właśnie w tej karczmie Pan Twardowski spotkał się z Mefistofelesem, co później opisał Mickiewicz?:
"Ale zemsta, choć leniwa,
Nagnała cię w nasze sieci;
Ta karczma "Rzym" się nazywa,
Kładę areszt na waszeci"
No cóż, zdania są podzielone, niemniej - zajrzeć warto ;-)
Za Wiki: "Zamek w Suchej Beskidzkiej (Zamek Suski) – renesansowy zamek w Suchej Beskidzkiej, magnacka rezydencja kolejnych właścicieli dóbr suskich: Castiglione-Suskich, Komorowskich, Wielopolskich, Branickich i Tarnowskich. Nazywany często "Małym Wawelem" ze względu na podobieństwo (zwłaszcza dziedzińca) do krakowskiego zamku królewskiego. Obecnie siedziba Muzeum Miejskiego Suchej Beskidzkiej."
/Powyżej: przed Małym Wawelem/
Z kolei o Karczmie Rzym czytamy na jej stronie: "Karczma Rzym w Suchej Beskidzkiej została zbudowana w II połowie XVIII wieku. Budynek drewniany, parterowy o konstrukcji zrębowej na kamiennej podmurówce. Jest cennym obiektem architektury drewnianej. Jako unikalny przykład dawnej karczmy o wybitnych walorach artystycznych jest często wymieniana nie tylko w literaturze fachowej. To właśnie tu Adam Mickiewicz umieścił akcję ballady "Pani Twardowska". (...) Wchodząc do "Rzymu" trudno nie odnieść wrażenia, iż tutaj czas się zatrzymał. Wszędzie panuje półmrok. Idąc po skrzypiących deskach, spotyka się diabła a potem Twardowskiego."
/Powyżej: przed Karczmą Rzym/
Czy to właśnie w tej karczmie Pan Twardowski spotkał się z Mefistofelesem, co później opisał Mickiewicz?:
"Ale zemsta, choć leniwa,
Nagnała cię w nasze sieci;
Ta karczma "Rzym" się nazywa,
Kładę areszt na waszeci"
No cóż, zdania są podzielone, niemniej - zajrzeć warto ;-)
poniedziałek, 26 maja 2014
XXIX wizyta w Polsce (7): Góra Żar
W drodze z Żywca do Suchej Beskidzkiej - chwila przerwy na Górę Żar (761 m n.p.m.).
Wjeżdżamy tam kolejką linową, która została przeniesiona z Gubałówki. Jest to, zdaje się, najmłodsza kolejka linowo-terenowa w Polsce. Góra Żar - to świetne miejsce żeby obserwować startujących paralotniarzy /po jednej stronie/ - jak i szybowce /po drugiej/. Na szczycie góry znajduje się również sztuczne jezioro - zbiornik wodny Elektrowni Porąbka-Żar. Poza tym - wspaniałe widoki, restauracyjka, sklepik z pamiątkami, pseudogórale z pseduoscypkami, itp.
Wjeżdżamy tam kolejką linową, która została przeniesiona z Gubałówki. Jest to, zdaje się, najmłodsza kolejka linowo-terenowa w Polsce. Góra Żar - to świetne miejsce żeby obserwować startujących paralotniarzy /po jednej stronie/ - jak i szybowce /po drugiej/. Na szczycie góry znajduje się również sztuczne jezioro - zbiornik wodny Elektrowni Porąbka-Żar. Poza tym - wspaniałe widoki, restauracyjka, sklepik z pamiątkami, pseudogórale z pseduoscypkami, itp.
/Powyżej: na Górze Żar/
/Powyżej: startujący paralotniarz/
/Powyżej: kolejka linowa na Górę Żar/
niedziela, 25 maja 2014
XXIX wizyta w Polsce (6): Żywiec
Weekend w Żywcu. Oprócz samego miasteczka - zobaczyłem Muzeum Miejskie, Park Zamkowy i Park Miniatur, a na deser - Muzeum Browaru ;-) Niedzielna Msza Św. - w XV-wiecznej Konkatedrze Narodzenia Najświętszej Marii Panny.
Muzeum istniało już przed II wojną, podczas której Niemcy ukradli z niego najcenniejsze eksponaty. Obecnie Muzeum Miejskie ma siedzibę w Starym Zamku. Można tam poznać historię, tradycję i kulturę ludową Żywca, ale także zobaczyć wystawę wypchanych ptaków i ssaków Żywiecczyzny, jak również dawne narzędzia tortur.
W Parku Zamkowym tuż przy muzeum znajduje się m.in. ławeczka z postacią księżnej Alicji Habsburg, małżonki ostatniego właściciela dóbr żywieckich arcyksięcia Karola Olbrachta Habsburga, XVIII-wieczna altana zwana Domkiem Chińskim, oraz - Park Miniatur, w którym można zobaczyć modele najważniejszych zabytków Podbeskidzia.
Nie ma co ukrywać, że obecnie Żywiec kojarzy się przede wszystkim z piwem, kiedyś polskim a obecnie sprzedanym holenderskiemu Heinekenowi. W Muzeum Browaru można poznać historię tego piwa oraz cały proces jego wytwarzania, dawniej - i dziś. Za pomocą "Wehikułu czasu" przenosimy się do XIX-to wiecznego Żywca, a zwiedzanie kończymy w socrealistycznym labiryncie. Duże wrażenie robi przedstawienie sylwetki Karola Olbrachta Habsburga, ostatniego przedwojennego właściciela browaru, który czując się Polakiem stanowczo odmówił podpisania volkslisty, pomimo uwięzienia i tortur jakie stosowali wobec niego Niemcy.
Więcej zdjęć z Żywca: LINK.
/Powyżej: rynek w Żywcu, z figurą św. Floriana/
Muzeum istniało już przed II wojną, podczas której Niemcy ukradli z niego najcenniejsze eksponaty. Obecnie Muzeum Miejskie ma siedzibę w Starym Zamku. Można tam poznać historię, tradycję i kulturę ludową Żywca, ale także zobaczyć wystawę wypchanych ptaków i ssaków Żywiecczyzny, jak również dawne narzędzia tortur.
/Powyżej: na dziedzińcu Starego Zamku/
W Parku Zamkowym tuż przy muzeum znajduje się m.in. ławeczka z postacią księżnej Alicji Habsburg, małżonki ostatniego właściciela dóbr żywieckich arcyksięcia Karola Olbrachta Habsburga, XVIII-wieczna altana zwana Domkiem Chińskim, oraz - Park Miniatur, w którym można zobaczyć modele najważniejszych zabytków Podbeskidzia.
/Powyżej: w Parku Miniatur/
Nie ma co ukrywać, że obecnie Żywiec kojarzy się przede wszystkim z piwem, kiedyś polskim a obecnie sprzedanym holenderskiemu Heinekenowi. W Muzeum Browaru można poznać historię tego piwa oraz cały proces jego wytwarzania, dawniej - i dziś. Za pomocą "Wehikułu czasu" przenosimy się do XIX-to wiecznego Żywca, a zwiedzanie kończymy w socrealistycznym labiryncie. Duże wrażenie robi przedstawienie sylwetki Karola Olbrachta Habsburga, ostatniego przedwojennego właściciela browaru, który czując się Polakiem stanowczo odmówił podpisania volkslisty, pomimo uwięzienia i tortur jakie stosowali wobec niego Niemcy.
/Powyżej: przed Muzeum Browaru/
Więcej zdjęć z Żywca: LINK.
sobota, 24 maja 2014
XXIX wizyta w Polsce (5): Pomnik Chrystusa Króla w Małej
W Małej, wiosce położonej w województwie podkarpackim, w gminie Ropczyce, znajduje się pochodzący z 1937 roku 17-metrowy Pomnik Chrystusa Króla. Przez wiele lat, aż do 6 listopada 2010 roku, kiedy to podobny pomnik stanął w Świebodzinie, był to najwyższy pomnik Chrystusa w Polsce. Jego autorem jest pochodzący z Małej prof. Wojciech Durek, artysta rzeźbiarz.
Przy pomniku znajdują się tablice informacyjne, z których możemy poznać całą dotychczasową historię tego niezwykłego monumentu. Czytamy tam m.in.:
"Wysoki na 17 metrów pomnik Chrystusa Króla w Małej, stojący w masywie Pogórza Ciężkowickiego wykonany został ze zbrojonego betonu. Jego wyniosła sylwetka widoczna jest z oddali a spod pomnika rozpościera się piękny widok na okoliczne łagodne wzgórza, pola i lasy. Na wysokim cokole stoi monument, majestatyczna, pełnoplastyczna figura Chrystusa z szeroko rozpostartymi ramionami. Na cokole widnieje napis: PRZYJDŹ KRÓLESTWO TWOJE. W trzonie powyżej napisu, wykonanego charakterystyczną "międzywojenną" majuskułą, znajduje się uproszczona w rysunku tiara papieska ze stułą, a poniżej cokołu data: rok 1937.
(...) Piedestał zaprojektowany został w sposób typowy dla lat trzydziestych wieku. Jest to suma brył prostopadłościennych, uskokowo zmieniająca się ku górze. Na uwagę zasługuje też lokalizacja pomnika. Chrystus Król w Małej dominuje nad okolicznym pejzażem, a całość harmonijnie wpisuje się w okolicę. Równocześnie z budową pomnika zadbano o obsadzenie go zielenią wysoką . Wokół monumentu znalazły się akacje, drzewa stanowiące odwieczny symbol Męki Pańskiej.
W dwa lata po ukończeniu dzieła, w sierpniu 1939 r. zostało ono uroczyście poświęcone. W tym czasie nad Polską zebrały się ciemne chmury. W kilkanaście dni po tej uroczystości rozpoczęła się druga wojna światowa. Pomnik Chrystusa Króla przetrwał okupację hitlerowską bez uszkodzeń. Dopiero „zwycięska Armia Radziecka" zajęła się nim w sposób szczególny . W roku 1945 pomnik został ostrzelany przez jej żołnierzy. W pobliżu pomnika znajdowała się bateria dział sowieckich. W wolnych chwilach artylerzyści strzelali do pomnika z pepeszy. Uszkodzone zostały: głowa, szyja i jedna dłoń, szczęśliwie struktura nie została naruszona. / podkreśliłem, bo np. w Wikipedii podano, że do pomnika strzelali... Niemcy - dop. mój P.S./
Wkrótce po wojnie Wojciech Durek przybył do Małej i naprawił powstałe ubytki. Po wojnie pomnik był otoczony opieką przez okolicznych mieszkańców. Utrzymywało się przekonanie, że Chrystus Król uchronił mieszkańców Małej od nieszczęść wojny, a także od dwukrotnie zamierzonej, lecz nie przeprowadzonej przez hitlerowców pacyfikacji wsi. W tym czasie pomnik był celem pielgrzymek odprawiano przy nim okazjonalne nabożeństwa. Tymczasem wraz z z upływem upływem czasu i zmiennych warunków atmosferycznych cokół i figura stopniowo ulegały zniszczeniu.
W roku 1970 przeprowadzono prowizoryczny remont cokołu pomnika i wykonano wokół jego podstawy drewniane ogrodzenie. W dniach 11-12 sierpnia 1971 roku odbywała się wizytacja kanoniczna parafii, na zakończenie której pod pomnikiem Chrystusa Króla, odbyło się nabożeństwo z błogosławieństwem dzieci. W 1976 roku - jak podaje kronika parafialna - rozprowadzono 1000 pocztówkowych zdjęć figury Chrystusa Króla „na ożywienie jego czci".
Na przełomie lat 1989-91 upomnieli się o swój pomnik mieszkańcy wsi. Jednym z nich był Piotr Miklos , który zajął się zebraniem potrzebnych środków a także samym remontem figury. Powstało wówczas metalowe ogrodzenie, całość piedestału została otynkowana, a sama figura odmalowana. Wycięto też akacje a w ich miejsce zasadzono tuje ufundowane przez Bronisławę Skórową z Dębicy. U stóp Chrystusa Króla , na zewnątrz ogrodzenia , ustawiono ławeczki dla wiernych odwiedzających pomnik. Dużą pomoc przy tych pracach okazali także Łukasik Zdzisław i Pietrucha Czesław z Dębicy.
Po 64 latach istnienia figury nadszedł czas, by zatroszczyć się o ten nadgryziony zębem czasu wyjątkowy pomnik historii i wiary. 24 marca 2001 roku na spotkaniu 18 osobowej grupy mieszkańców Małej ukonstytuowało się Stowarzyszenie Przyjaciół Małej, które za swój cel obrało sobie działania zmierzające do renowacji pomnika i zagospodarowania jego otoczenia, a tym samym zachowanie go dla następnych pokoleń. Stowarzyszenie liczy obecnie 29 członków. Głównym zadaniem S.P.M. stała się zbiórka funduszy na remont figury. W tym celu przygotowano i rozprowadzono pocztówki i plakaty przedstawiające figurę - jako cegiełki. Zorganizowano zbiórkę pieniędzy wśród mieszkańców Małej, szukano pomocy u sponsorów. Głównym wykonawcą remontu była firma Optimal Kraków z Andrzejem Sukiennikiem na czele, zaś dozór dozór konserwatorski podczas remontu sprawowała pani Monika Jamroziewicz-Filek z Krakowa.
W sierpniu i wrześniu 2002 r. przeprowadzono kompletny remont pomnika uzupełniając w nim brakujące elementy i wzmacniając jego konstrukcję od środka, zabezpieczając go przed działaniem warunków atmosferycznych, przywracając mu pierwotny wygląd i blask. Zmieniono także jego oświetlenie, poprawiono drogę do pomnika, ustawiono tablice informacyjne, odnowiono ogrodzenie i otoczenie pomnika. 20.10.2002 w obecności mieszkańców Małej i zaproszonych gości nastąpiło uroczyste poświęcenie pomnika po jego renowacji.
Figura Chrystusa Króla to wizytówka Małej - symbol wiary i wierności tradycji. "
W Małej oprócz Pomnika Chrystusa Króla znajduje się m.in. kościół p.w. Św. Michała Archanioła. A nieopodal niego - krzyż ze słowami z pieśni dożynkowej:
"Choćby Tobą, Chryste Panie
pogardziły obce ludy,
to na polskim zawsze łanie
chłop Ci skłoni się jak wprzódy.
Chłop postawi Bożą Mękę
u wrót wioski na rozstaju,
byś wyciągnął, Jezu, rękę
i włodarzył w naszym Kraju.
Brać Chłopska z Małej i okolicy
sierpień 1981"
/Powyżej: stoję przed Pomnikiem Chrystusa Króla w Małej/
Przy pomniku znajdują się tablice informacyjne, z których możemy poznać całą dotychczasową historię tego niezwykłego monumentu. Czytamy tam m.in.:
"Wysoki na 17 metrów pomnik Chrystusa Króla w Małej, stojący w masywie Pogórza Ciężkowickiego wykonany został ze zbrojonego betonu. Jego wyniosła sylwetka widoczna jest z oddali a spod pomnika rozpościera się piękny widok na okoliczne łagodne wzgórza, pola i lasy. Na wysokim cokole stoi monument, majestatyczna, pełnoplastyczna figura Chrystusa z szeroko rozpostartymi ramionami. Na cokole widnieje napis: PRZYJDŹ KRÓLESTWO TWOJE. W trzonie powyżej napisu, wykonanego charakterystyczną "międzywojenną" majuskułą, znajduje się uproszczona w rysunku tiara papieska ze stułą, a poniżej cokołu data: rok 1937.
(...) Piedestał zaprojektowany został w sposób typowy dla lat trzydziestych wieku. Jest to suma brył prostopadłościennych, uskokowo zmieniająca się ku górze. Na uwagę zasługuje też lokalizacja pomnika. Chrystus Król w Małej dominuje nad okolicznym pejzażem, a całość harmonijnie wpisuje się w okolicę. Równocześnie z budową pomnika zadbano o obsadzenie go zielenią wysoką . Wokół monumentu znalazły się akacje, drzewa stanowiące odwieczny symbol Męki Pańskiej.
W dwa lata po ukończeniu dzieła, w sierpniu 1939 r. zostało ono uroczyście poświęcone. W tym czasie nad Polską zebrały się ciemne chmury. W kilkanaście dni po tej uroczystości rozpoczęła się druga wojna światowa. Pomnik Chrystusa Króla przetrwał okupację hitlerowską bez uszkodzeń. Dopiero „zwycięska Armia Radziecka" zajęła się nim w sposób szczególny . W roku 1945 pomnik został ostrzelany przez jej żołnierzy. W pobliżu pomnika znajdowała się bateria dział sowieckich. W wolnych chwilach artylerzyści strzelali do pomnika z pepeszy. Uszkodzone zostały: głowa, szyja i jedna dłoń, szczęśliwie struktura nie została naruszona. / podkreśliłem, bo np. w Wikipedii podano, że do pomnika strzelali... Niemcy - dop. mój P.S./
Wkrótce po wojnie Wojciech Durek przybył do Małej i naprawił powstałe ubytki. Po wojnie pomnik był otoczony opieką przez okolicznych mieszkańców. Utrzymywało się przekonanie, że Chrystus Król uchronił mieszkańców Małej od nieszczęść wojny, a także od dwukrotnie zamierzonej, lecz nie przeprowadzonej przez hitlerowców pacyfikacji wsi. W tym czasie pomnik był celem pielgrzymek odprawiano przy nim okazjonalne nabożeństwa. Tymczasem wraz z z upływem upływem czasu i zmiennych warunków atmosferycznych cokół i figura stopniowo ulegały zniszczeniu.
W roku 1970 przeprowadzono prowizoryczny remont cokołu pomnika i wykonano wokół jego podstawy drewniane ogrodzenie. W dniach 11-12 sierpnia 1971 roku odbywała się wizytacja kanoniczna parafii, na zakończenie której pod pomnikiem Chrystusa Króla, odbyło się nabożeństwo z błogosławieństwem dzieci. W 1976 roku - jak podaje kronika parafialna - rozprowadzono 1000 pocztówkowych zdjęć figury Chrystusa Króla „na ożywienie jego czci".
Na przełomie lat 1989-91 upomnieli się o swój pomnik mieszkańcy wsi. Jednym z nich był Piotr Miklos , który zajął się zebraniem potrzebnych środków a także samym remontem figury. Powstało wówczas metalowe ogrodzenie, całość piedestału została otynkowana, a sama figura odmalowana. Wycięto też akacje a w ich miejsce zasadzono tuje ufundowane przez Bronisławę Skórową z Dębicy. U stóp Chrystusa Króla , na zewnątrz ogrodzenia , ustawiono ławeczki dla wiernych odwiedzających pomnik. Dużą pomoc przy tych pracach okazali także Łukasik Zdzisław i Pietrucha Czesław z Dębicy.
Po 64 latach istnienia figury nadszedł czas, by zatroszczyć się o ten nadgryziony zębem czasu wyjątkowy pomnik historii i wiary. 24 marca 2001 roku na spotkaniu 18 osobowej grupy mieszkańców Małej ukonstytuowało się Stowarzyszenie Przyjaciół Małej, które za swój cel obrało sobie działania zmierzające do renowacji pomnika i zagospodarowania jego otoczenia, a tym samym zachowanie go dla następnych pokoleń. Stowarzyszenie liczy obecnie 29 członków. Głównym zadaniem S.P.M. stała się zbiórka funduszy na remont figury. W tym celu przygotowano i rozprowadzono pocztówki i plakaty przedstawiające figurę - jako cegiełki. Zorganizowano zbiórkę pieniędzy wśród mieszkańców Małej, szukano pomocy u sponsorów. Głównym wykonawcą remontu była firma Optimal Kraków z Andrzejem Sukiennikiem na czele, zaś dozór dozór konserwatorski podczas remontu sprawowała pani Monika Jamroziewicz-Filek z Krakowa.
W sierpniu i wrześniu 2002 r. przeprowadzono kompletny remont pomnika uzupełniając w nim brakujące elementy i wzmacniając jego konstrukcję od środka, zabezpieczając go przed działaniem warunków atmosferycznych, przywracając mu pierwotny wygląd i blask. Zmieniono także jego oświetlenie, poprawiono drogę do pomnika, ustawiono tablice informacyjne, odnowiono ogrodzenie i otoczenie pomnika. 20.10.2002 w obecności mieszkańców Małej i zaproszonych gości nastąpiło uroczyste poświęcenie pomnika po jego renowacji.
Figura Chrystusa Króla to wizytówka Małej - symbol wiary i wierności tradycji. "
/Powyżej: stoję przed kościołem p.w. Św. Michała Archanioła w Małej/
W Małej oprócz Pomnika Chrystusa Króla znajduje się m.in. kościół p.w. Św. Michała Archanioła. A nieopodal niego - krzyż ze słowami z pieśni dożynkowej:
"Choćby Tobą, Chryste Panie
pogardziły obce ludy,
to na polskim zawsze łanie
chłop Ci skłoni się jak wprzódy.
Chłop postawi Bożą Mękę
u wrót wioski na rozstaju,
byś wyciągnął, Jezu, rękę
i włodarzył w naszym Kraju.
Brać Chłopska z Małej i okolicy
sierpień 1981"
piątek, 23 maja 2014
XXIX wizyta w Polsce (4): Bełżec, zabytki sakralne
W Bełżcu, oprócz Niemieckiego Obozu Zagłady w którym Niemcy zamordowali ponad pół miliona ludzi, jest także kilka innych miejsc które warto zobaczyć. Są to np. drewniana cerkiew greckokatolicka - Cerkiew św. Bazylego, kościół parafialny pw. Matki Bożej Królowej Polski, kapliczka św. Jana Nepomucena czy też Źródła Świętego Floriana.
Cerkiew św. Bazylego pochodzi z 1756 roku, zbudowana jest z bali sosnowych. W 1947 r. komuniści urządzili w niej magazyn, w latach 90-tych ub.w. cerkiew została wyremontowana.
Kościół parafialny pw. Matki Bożej Królowej Polski wybudowano w latach 1911-1912, dzwonnicę postawiono w 1924 r. W kościele znajdują się relikwie Krzyża Świętego. W 1971 r. w świątyni gościli dwaj kardynałowie: Karol Wojtyła i Stefan Wyszyński.
Warto zobaczyć również pochodzącą z połowy XIX w. przydrożną kapliczkę z figurą św. Jana Nepomucena. W kurhanie, na którym stoi kapliczka, podobno spoczywają polegli w 1656 roku żołnierze hetmana Stefana Czarnieckiego.
Skosztowałem również wody ze Źródła Świętego Floriana :-) Samo źródełko bardzo niepozorne, ale smak wody - rewelacyjny. Jak twierdzą mieszkańcy Bełżca - swoje zdrowie zawdzięczają właśnie tej wodzie. No cóż takie źródła to jak znalazł w tych czasach, w których żeby się leczyć - to trzeba mieć zdrowie...
Cerkiew św. Bazylego pochodzi z 1756 roku, zbudowana jest z bali sosnowych. W 1947 r. komuniści urządzili w niej magazyn, w latach 90-tych ub.w. cerkiew została wyremontowana.
/Powyżej: stoję przed Cerkwią św. Bazylego/
Kościół parafialny pw. Matki Bożej Królowej Polski wybudowano w latach 1911-1912, dzwonnicę postawiono w 1924 r. W kościele znajdują się relikwie Krzyża Świętego. W 1971 r. w świątyni gościli dwaj kardynałowie: Karol Wojtyła i Stefan Wyszyński.
/Powyżej: kościół Matki Bożej Królowej Polski/
Warto zobaczyć również pochodzącą z połowy XIX w. przydrożną kapliczkę z figurą św. Jana Nepomucena. W kurhanie, na którym stoi kapliczka, podobno spoczywają polegli w 1656 roku żołnierze hetmana Stefana Czarnieckiego.
/Powyżej: kapliczka św. Jana Nepomucena/
Skosztowałem również wody ze Źródła Świętego Floriana :-) Samo źródełko bardzo niepozorne, ale smak wody - rewelacyjny. Jak twierdzą mieszkańcy Bełżca - swoje zdrowie zawdzięczają właśnie tej wodzie. No cóż takie źródła to jak znalazł w tych czasach, w których żeby się leczyć - to trzeba mieć zdrowie...
/Powyżej: drogowskaz do Źródeł Świętego Floriana/
czwartek, 22 maja 2014
XXIX wizyta w Polsce (3): ławeczka
Mała przejażdżka do Józefowa /k. Biłgoraja/. Gorąco, senne popołudnie. Cisza, słychać by było brzęczenie much, gdyby chciało im się latać. Na tarasie jednej z pizzerii przy ryneczku czekamy na zamówienie...
Wtem ciszę tę przerwał najpierw piskliwy zgrzyt metalu, który po chwili okazał się efektem ubocznym jazdy na zdezelowanym rowerze jednego z miejscowych gentlemanów, a następnie soczysty potok bluzg płynący z ust tegoż jegomościa.
Rowerzysta podjechał do jednej z ławeczek przy tymże józefowskim ryneczku, zajętą przez miejscową żulię raczącą się winem marki wino, rocznik bieżący, zsiadł z bicyklu i z całej siły kułakiem grzmotnął w głowę jednego z amatorów tegoż trunku. Ten spadł z ławeczki, jednak po chwili wstał, otarł wierzchem dłoni krew płynącą z rozbitego nosa i nie pozostając dłużny, kropnął w ucho rowerzystę. Rowerzysta otrząsnął się, wsiadł na swój wehikuł i ponownie klnąc na czym świat stoi, przy zgrzycie metalu odjechał z miejsca zdarzenia.
I teraz nie wiem: czy wyrównali już rachunki, bo przecież rowerzysta dał w pysk amatorowi wina, czy jednak nie, bo sam również dostał to samo na adres zwrotny, a więc rubryka "winien-ma" pozostała bez zmian?
Ot, #takasytuacja ;-)
Wtem ciszę tę przerwał najpierw piskliwy zgrzyt metalu, który po chwili okazał się efektem ubocznym jazdy na zdezelowanym rowerze jednego z miejscowych gentlemanów, a następnie soczysty potok bluzg płynący z ust tegoż jegomościa.
Rowerzysta podjechał do jednej z ławeczek przy tymże józefowskim ryneczku, zajętą przez miejscową żulię raczącą się winem marki wino, rocznik bieżący, zsiadł z bicyklu i z całej siły kułakiem grzmotnął w głowę jednego z amatorów tegoż trunku. Ten spadł z ławeczki, jednak po chwili wstał, otarł wierzchem dłoni krew płynącą z rozbitego nosa i nie pozostając dłużny, kropnął w ucho rowerzystę. Rowerzysta otrząsnął się, wsiadł na swój wehikuł i ponownie klnąc na czym świat stoi, przy zgrzycie metalu odjechał z miejsca zdarzenia.
I teraz nie wiem: czy wyrównali już rachunki, bo przecież rowerzysta dał w pysk amatorowi wina, czy jednak nie, bo sam również dostał to samo na adres zwrotny, a więc rubryka "winien-ma" pozostała bez zmian?
Ot, #takasytuacja ;-)
środa, 21 maja 2014
XXIX wizyta w Polsce (2): protesty na Rynku
Wybrałem się na Rynek. Przed Sukiennicami - protesty. Na transparentach hasła: "Bandyci - zostawcie nasze rodziny i mieszkańców w spokoju", "Nie dla olimpiady", itd., itp.
/Powyżej: protestujący pod Sukiennicami/
A poza tym - ciepło. Bezdomni śpią w dzień na plantach...
wtorek, 20 maja 2014
XXIX wizyta w Polsce (1): potrzeba ufności
Tydzień w Polsce. W planach, oprócz Krakowa: Tomaszów Lubelski, Bełżec, Mała, Żywiec, Góra Żar i Sucha Beskidzka ;-)
Z Cork do Krakowa już nic nie lata, więc najpierw do Dublina. Pojechaliśmy autem z ks. Piotrem, który również tego dnia leciał do Polski. Ks. Piotr jest profesjonalistą, czas ma wyliczony co do minuty, ja - wprost przeciwnie, lubię być znacznie wcześniej bo zawsze obawiam się, że nie zdążę, więc - trochę miałem stracha. Niemniej oczywiście zdążyliśmy, co pokazuje że trzeba ufać Panu Bogu - i Jego ziemskim namiestnikom :-)
Miejsca w końcu numerowane, skończyło się więc przepychanie. A - i nikt nie klaskał przy lądowaniu...
Z Cork do Krakowa już nic nie lata, więc najpierw do Dublina. Pojechaliśmy autem z ks. Piotrem, który również tego dnia leciał do Polski. Ks. Piotr jest profesjonalistą, czas ma wyliczony co do minuty, ja - wprost przeciwnie, lubię być znacznie wcześniej bo zawsze obawiam się, że nie zdążę, więc - trochę miałem stracha. Niemniej oczywiście zdążyliśmy, co pokazuje że trzeba ufać Panu Bogu - i Jego ziemskim namiestnikom :-)
Miejsca w końcu numerowane, skończyło się więc przepychanie. A - i nikt nie klaskał przy lądowaniu...
poniedziałek, 19 maja 2014
10 lat w UE. Te rozstania i powroty...
Triumfalnie odtrąbione w prorządowych mediach 10-lecie wejścia Polski do UE, jest także 10-leciem masowych wyjazdów Polaków za granicę. Tak jak wielu Rodaków, przez ostatnią dekadę sam obserwuję Polskę z oddali, a z oddali - podobno widać lepiej. Ale obserwuję nie tylko przez pryzmat polskojęzycznych mediów, ale również poprzez obserwację - mniej lub bardziej - uczestniczącą, regularnie bywając w kRAJu. Przez te 10 lat - odwiedziłem naszą Ojczyznę 28 razy...
Tak jak to w życiu bywa, najbardziej pamięta się ten pierwszy raz. U mnie było to po półtora roku mniej lub bardziej bezstresowego życia na Zielonej Wyspie. Do Irlandii przyjechałem autobusem na początku czerwca 2004 roku. W Polsce rządzili wtedy byli aparatczycy z PZPR przemianowanej na SLD, panował ogólny marazm i kompletny brak perspektyw. Wyjeżdżałem bez żalu i nadziei na powrót. Chociaż brzmi to jak bajka o żelaznym wilku, to były czasy gdy żadne linie pomiędzy Polską a Irlandią nie latały, stąd pierwsza fala emigrantów wyruszyła z Polski w 3-dniową autokarową podróż do tej nowej Ziemi Obiecanej. Obiecanej - przez unijne traktaty, że oni nam towar, a my im siłę roboczą. Z reguły dobrze wykwalifikowaną, chociaż, też z reguły, tanią.
Revenons à nos moutons, jak mawiają jedni z założycieli UE. Po raz pierwszy do Polski poleciałem w styczniu 2006 roku. Już samolotem, chociaż z przesiadką w Londynie. W Cork był ładny słoneczny dzień, uśmiechnięci ludzie przy odprawie, praktycznie zerowa kontrola. W Londynie to samo. Za to w Krakowie - szok. Pomijając różnicę temperatur /jakieś, bagatelka, 30 stopni/ najbardziej zmroził mnie widok kiepsko oświetlonego punktu odpraw z wąsatymi umundurowanymi celnikami i z bronią przy pasku. Pierwsze skojarzenie: w Polsce jest przewrót i rządy znowu przejęła junta wojskowa. Oszklone wartownicze budki, żadnego "dzień dobry", długie podejrzliwe lustrowanie paszportu i fizjonomii spowodowało, że zacząłem w myślach robić rachunek sumienia. Czy na pewno czegoś aby nie przeskrobałem? Wymeldowałem się? Książki do biblioteki oddałem? Ale na pewno wszystkie? W końcu paszport popchnięty w moją stronę, żadnego "proszę" czy "dziękuję" o "do widzenia" nie wspominając. Oj, łatwo się przywyczaja do takich luksusów. Co dalej? Cenowy szok, bo właśnie w cenach najpierw dogniliśmy bogate kraje UE. W wynagrodzeniach za pracę - nie dogoniliśmy ich do tej pory...
Kolejna wizyta pół roku później. Masowe wyjazdy trwają w najlepsze, w prasie zaczyna pobrzmiewać panika. W dodatku "Praca" w "Gazecie Wyborczej" z 29 maja tegoż roku pamiętnego w artykule "Kto nam usmaży rybę nad morzem?" oprócz lamentu pracodawców czytamy m.in.: "Osoby posiadające fach w ręku i znające jeszcze jakiś język już dawno wyjechały za granice - uważa Magdalena Czerwińska, kierownik referatu pracy Powiatowego Urzędu Pracy w Świnoujściu. W komentarzu zamieszczonym pod tekstem, prezes Polskiej Izby Turystyki Józef Ratański pisze: "Hotelarze i gastronomicy są załamani. (...) W Warszawie pojawił się nawet kłopot z recepcjonistkami, bo kto znał język, wyjechał. Problemy z zatrudnieniem mają wszyscy, od morza po góry. (...) Jeśli nie pomyślą (przedstawiciele polskiego rządu - dop. mój P.S.) o większych ulgach, szkolnictwie zawodowym czy zmniejszeniu kosztów pracy, zginiemy". Na tej samej stronie artykuł: "Co cztery dni śmierć na polskich budowach": - "(...) liczba ofiar wypadków budowlanych wzrosła z 92 w 2004 r. do 114. Mimo że liczba osób zatrudnionych w sektorze się zmniejszyła. - Ci, którzy się na budownictwie znają, wyjechali za granice. Budują dziś często ci, którzy nie mają o tym pojęcia - mówił na posiedzeniu Rady ds. Bezpieczeństwa Pracy w Budownictwie Wiesław Bakalarz, okręgowy inspektor pracy w Opolu".
Następna wizyta w listopadzie 2006 roku. Trafiłem akurat na wybory samorządowe. Z nudów patrzyłem z okien tramwajów na plakaty wyborcze. Część z kandydatów miała wyraźnie kryminalne fizjonomie, część twarze nieskażone myślą, a reszta była przynajmniej nieogolona. Napisałem o fizjonomiach, bo o programach politycznych nawet nie ma co wspominać: każdy z kandydatów jest wspaniały, ma wizję rozwoju i pomysły na kasę. A właściwie jeden i ten sam pomysł - wyciągnąć kasę z UE. O zwiększenie własnych dochodów nikt nie myśli. W Krakowie dodatkowo do chętnych "robienia ludziom dobrze" dołączyli tez ci, którzy miastem rządzili poprzednio. Czemu wtedy tym ludziom dobrze nie zrobili i dlaczego chcą żeby im znowu uwierzyć - nie wiadomo. A jak nie wiadomo o co chodzi, to zapewne znowu chodzi o pieniądze...
Kolejne wizyty, kolejne alarmujące teksty o masowym exodusie pracowników. "Nie chętnych do pracy!" - lamentują menedżerowie polskich oddziałów zachodnich firm, które na dobre ulokowały się w Polsce. Za kilkaset złotych - nie ma, może czas by zaproponować kilkaset euro? Za to ceny rosną w postępie geometrycznym. Tak bardzo, że lato 2008 roku branża turystyczna uznała za stracony. "Czy Kraków, w którym kawę pije się drożej niż w Paryżu, a taksówka kosztuje więcej niż w Londynie, ma jeszcze szanse na turystyczny boom i frekwencyjny sukces?" (...) Jeszcze zatęsknimy za amatorami tanich wieczorków kawalerskich z Anglii" - twierdziła "Gazeta w Krakowie"... To się wkrótce zmieni, już w tym samym 2008 roku pojawiają się sygnały, że z pracą coraz trudniej. Na razie jeszcze nikt nie wiązał z tego z kryzysem w krajach UE, który od tego czasu radośnie sobie kwitnie do dzisiaj.
Rok 2009 - na jednym z krakowskich osiedli gdzie wcześniej mieszkałem otworzył się pub o swojskiej nazwie "Irlandia". Z Irlandią nie miał nic wspólnego, ale ludzi w środku jednak sporo. Każdy chce do Irlandii, jak nie tak, to inaczej. Za to w centrum Krakowa praktycznie znikają szyldy w języku polskim. Biznes to biznes, a coraz uboższy Rodak najwidoczniej nie jest klientem. Udało mi się też obejrzeć krakowski pochód patriotyczny z okazji 3 maja. Maszerowano w strojach z różnych epok, ale nie tylko, byli też m.in. członkowie Stowarzyszenia Przyjaźni Polsko - Rosyjskiej z transparentem: "Słowianie Razem", a dalej ludzie z transparentami: "Miała być miłości misja a jest eksmisja", "Polska krajem katastrofy mieszkaniowej" oraz hasłem "UE jest gwoździem do trumny dla polskiego najemcy". Byłem tez świadkiem zatrzymania przez straż graniczną jednego Rodaka który na wakacje przyleciał z Irlandii. Jakaś sprawa sądowa, list gończy. Takich ludzi z problemami przed którymi uciekli na Zieloną Wyspę jest tutaj wyraźna nadreprezentacja.
Luty 2010 r., w prasie kolejna panika, tylko już w drugą stronę. Dwa miliony bezrobotnych w Polsce. I rośnie. Rząd tradycyjnie uspokaja i bagatelizuje. Nie wiedzą, że lepiej już było. Maj tego samego roku, powódź w Krakowie. Lipiec - udaję się na Wawel by zatrzymać się na chwilę przed sarkofagiem Lecha i Marii Kaczyńskich, którzy stracili życie w Katastrofie Smoleńskiej. Katastrofie - do dzisiaj rzetelnie niewyjaśnionej.
Z każdą podróżą coraz więcej młodych mam z dziećmi. Mamy na paszportach polskich, dzieci - już na irlandzkich. One chyba nie będą płaciły ZUS-u w Polsce... Coraz częściej też, oprócz odwiedzin u najbliższych mi osób, zaczynam zwiedzać kRAJ. Piękna nasza Polska cała, zresztą - zawsze była. Paradoksalnie, mogę sobie pozwolić na zwiedzanie Ojczyzny dopiero wtedy, gdy z niej wyjechałem.
Podczas jednej z ostatnich wizyt w ubiegłym roku kupiłem do poczytania w samolocie "Dziennik Gazeta Prawna". Na pierwszej stronie artykuł: "Polska nie dla Polaków. Emigracja jak najbardziej". W środku kolejne dwa teksty, z jasnym przesłaniem że nie ma po co wracać. Wprost przeciwnie - ludzie będą wyjeżdżać.
Tak jak przez całe ostatnie 10-lecie...
Tak jak to w życiu bywa, najbardziej pamięta się ten pierwszy raz. U mnie było to po półtora roku mniej lub bardziej bezstresowego życia na Zielonej Wyspie. Do Irlandii przyjechałem autobusem na początku czerwca 2004 roku. W Polsce rządzili wtedy byli aparatczycy z PZPR przemianowanej na SLD, panował ogólny marazm i kompletny brak perspektyw. Wyjeżdżałem bez żalu i nadziei na powrót. Chociaż brzmi to jak bajka o żelaznym wilku, to były czasy gdy żadne linie pomiędzy Polską a Irlandią nie latały, stąd pierwsza fala emigrantów wyruszyła z Polski w 3-dniową autokarową podróż do tej nowej Ziemi Obiecanej. Obiecanej - przez unijne traktaty, że oni nam towar, a my im siłę roboczą. Z reguły dobrze wykwalifikowaną, chociaż, też z reguły, tanią.
Revenons à nos moutons, jak mawiają jedni z założycieli UE. Po raz pierwszy do Polski poleciałem w styczniu 2006 roku. Już samolotem, chociaż z przesiadką w Londynie. W Cork był ładny słoneczny dzień, uśmiechnięci ludzie przy odprawie, praktycznie zerowa kontrola. W Londynie to samo. Za to w Krakowie - szok. Pomijając różnicę temperatur /jakieś, bagatelka, 30 stopni/ najbardziej zmroził mnie widok kiepsko oświetlonego punktu odpraw z wąsatymi umundurowanymi celnikami i z bronią przy pasku. Pierwsze skojarzenie: w Polsce jest przewrót i rządy znowu przejęła junta wojskowa. Oszklone wartownicze budki, żadnego "dzień dobry", długie podejrzliwe lustrowanie paszportu i fizjonomii spowodowało, że zacząłem w myślach robić rachunek sumienia. Czy na pewno czegoś aby nie przeskrobałem? Wymeldowałem się? Książki do biblioteki oddałem? Ale na pewno wszystkie? W końcu paszport popchnięty w moją stronę, żadnego "proszę" czy "dziękuję" o "do widzenia" nie wspominając. Oj, łatwo się przywyczaja do takich luksusów. Co dalej? Cenowy szok, bo właśnie w cenach najpierw dogniliśmy bogate kraje UE. W wynagrodzeniach za pracę - nie dogoniliśmy ich do tej pory...
Kolejna wizyta pół roku później. Masowe wyjazdy trwają w najlepsze, w prasie zaczyna pobrzmiewać panika. W dodatku "Praca" w "Gazecie Wyborczej" z 29 maja tegoż roku pamiętnego w artykule "Kto nam usmaży rybę nad morzem?" oprócz lamentu pracodawców czytamy m.in.: "Osoby posiadające fach w ręku i znające jeszcze jakiś język już dawno wyjechały za granice - uważa Magdalena Czerwińska, kierownik referatu pracy Powiatowego Urzędu Pracy w Świnoujściu. W komentarzu zamieszczonym pod tekstem, prezes Polskiej Izby Turystyki Józef Ratański pisze: "Hotelarze i gastronomicy są załamani. (...) W Warszawie pojawił się nawet kłopot z recepcjonistkami, bo kto znał język, wyjechał. Problemy z zatrudnieniem mają wszyscy, od morza po góry. (...) Jeśli nie pomyślą (przedstawiciele polskiego rządu - dop. mój P.S.) o większych ulgach, szkolnictwie zawodowym czy zmniejszeniu kosztów pracy, zginiemy". Na tej samej stronie artykuł: "Co cztery dni śmierć na polskich budowach": - "(...) liczba ofiar wypadków budowlanych wzrosła z 92 w 2004 r. do 114. Mimo że liczba osób zatrudnionych w sektorze się zmniejszyła. - Ci, którzy się na budownictwie znają, wyjechali za granice. Budują dziś często ci, którzy nie mają o tym pojęcia - mówił na posiedzeniu Rady ds. Bezpieczeństwa Pracy w Budownictwie Wiesław Bakalarz, okręgowy inspektor pracy w Opolu".
Następna wizyta w listopadzie 2006 roku. Trafiłem akurat na wybory samorządowe. Z nudów patrzyłem z okien tramwajów na plakaty wyborcze. Część z kandydatów miała wyraźnie kryminalne fizjonomie, część twarze nieskażone myślą, a reszta była przynajmniej nieogolona. Napisałem o fizjonomiach, bo o programach politycznych nawet nie ma co wspominać: każdy z kandydatów jest wspaniały, ma wizję rozwoju i pomysły na kasę. A właściwie jeden i ten sam pomysł - wyciągnąć kasę z UE. O zwiększenie własnych dochodów nikt nie myśli. W Krakowie dodatkowo do chętnych "robienia ludziom dobrze" dołączyli tez ci, którzy miastem rządzili poprzednio. Czemu wtedy tym ludziom dobrze nie zrobili i dlaczego chcą żeby im znowu uwierzyć - nie wiadomo. A jak nie wiadomo o co chodzi, to zapewne znowu chodzi o pieniądze...
Kolejne wizyty, kolejne alarmujące teksty o masowym exodusie pracowników. "Nie chętnych do pracy!" - lamentują menedżerowie polskich oddziałów zachodnich firm, które na dobre ulokowały się w Polsce. Za kilkaset złotych - nie ma, może czas by zaproponować kilkaset euro? Za to ceny rosną w postępie geometrycznym. Tak bardzo, że lato 2008 roku branża turystyczna uznała za stracony. "Czy Kraków, w którym kawę pije się drożej niż w Paryżu, a taksówka kosztuje więcej niż w Londynie, ma jeszcze szanse na turystyczny boom i frekwencyjny sukces?" (...) Jeszcze zatęsknimy za amatorami tanich wieczorków kawalerskich z Anglii" - twierdziła "Gazeta w Krakowie"... To się wkrótce zmieni, już w tym samym 2008 roku pojawiają się sygnały, że z pracą coraz trudniej. Na razie jeszcze nikt nie wiązał z tego z kryzysem w krajach UE, który od tego czasu radośnie sobie kwitnie do dzisiaj.
Rok 2009 - na jednym z krakowskich osiedli gdzie wcześniej mieszkałem otworzył się pub o swojskiej nazwie "Irlandia". Z Irlandią nie miał nic wspólnego, ale ludzi w środku jednak sporo. Każdy chce do Irlandii, jak nie tak, to inaczej. Za to w centrum Krakowa praktycznie znikają szyldy w języku polskim. Biznes to biznes, a coraz uboższy Rodak najwidoczniej nie jest klientem. Udało mi się też obejrzeć krakowski pochód patriotyczny z okazji 3 maja. Maszerowano w strojach z różnych epok, ale nie tylko, byli też m.in. członkowie Stowarzyszenia Przyjaźni Polsko - Rosyjskiej z transparentem: "Słowianie Razem", a dalej ludzie z transparentami: "Miała być miłości misja a jest eksmisja", "Polska krajem katastrofy mieszkaniowej" oraz hasłem "UE jest gwoździem do trumny dla polskiego najemcy". Byłem tez świadkiem zatrzymania przez straż graniczną jednego Rodaka który na wakacje przyleciał z Irlandii. Jakaś sprawa sądowa, list gończy. Takich ludzi z problemami przed którymi uciekli na Zieloną Wyspę jest tutaj wyraźna nadreprezentacja.
Luty 2010 r., w prasie kolejna panika, tylko już w drugą stronę. Dwa miliony bezrobotnych w Polsce. I rośnie. Rząd tradycyjnie uspokaja i bagatelizuje. Nie wiedzą, że lepiej już było. Maj tego samego roku, powódź w Krakowie. Lipiec - udaję się na Wawel by zatrzymać się na chwilę przed sarkofagiem Lecha i Marii Kaczyńskich, którzy stracili życie w Katastrofie Smoleńskiej. Katastrofie - do dzisiaj rzetelnie niewyjaśnionej.
Z każdą podróżą coraz więcej młodych mam z dziećmi. Mamy na paszportach polskich, dzieci - już na irlandzkich. One chyba nie będą płaciły ZUS-u w Polsce... Coraz częściej też, oprócz odwiedzin u najbliższych mi osób, zaczynam zwiedzać kRAJ. Piękna nasza Polska cała, zresztą - zawsze była. Paradoksalnie, mogę sobie pozwolić na zwiedzanie Ojczyzny dopiero wtedy, gdy z niej wyjechałem.
Podczas jednej z ostatnich wizyt w ubiegłym roku kupiłem do poczytania w samolocie "Dziennik Gazeta Prawna". Na pierwszej stronie artykuł: "Polska nie dla Polaków. Emigracja jak najbardziej". W środku kolejne dwa teksty, z jasnym przesłaniem że nie ma po co wracać. Wprost przeciwnie - ludzie będą wyjeżdżać.
Tak jak przez całe ostatnie 10-lecie...
niedziela, 18 maja 2014
Midleton Mid May Arts Festival
Przez miniony weekend w Midleton mial miejsce Mid May Arts Festival. Były artystyczne warsztaty dla dzieci i dorosłych, wystawy prac lokalnych artystów, pokazy filmów filmowców amatorów, czytanie poezji oraz książek, muzyka na żywo i wiele innych atrakcji.
Dzisiaj, tj. w ostatni dzień festiwalu w pubie Wallis można było min. posłuchać lokalnych kapel oraz dokonać drobnych zakupów na kiermaszu rękodzieła, na którym swoje prace prezentowali lokalni rękodzielnicy, w tym - Polacy. M.in. Agnieszka, ze swoimi słodkimi bukietami i świeczkami z wosku pszczelego ;-)
/Powyżej: występ jednej z lokalnych kapel podczas Mid May Arts Festival/
Dzisiaj, tj. w ostatni dzień festiwalu w pubie Wallis można było min. posłuchać lokalnych kapel oraz dokonać drobnych zakupów na kiermaszu rękodzieła, na którym swoje prace prezentowali lokalni rękodzielnicy, w tym - Polacy. M.in. Agnieszka, ze swoimi słodkimi bukietami i świeczkami z wosku pszczelego ;-)
/Powyżej: Agnieszka na kiermaszu rękodzieła/
sobota, 17 maja 2014
Muzułmanie, Afrykanie, LGBT - i płyta analogowa
Piękna, słoneczna sobota. Anomalia pogodowa nadal w Irlandii trwa, więc wybrałem się do centrum miasta. Miasta, to trochę za dużo powiedziane, w Irlandii jest tak naprawdę tylko jedno miasto, które jest jednocześnie stolicą, no ale - niech będzie...
Do tegoż rzeczonego centrum mam teraz 20 minut spacerkiem, a niejako po drodze natknąłem się na: muzułmanów zachęcających do "odkrycia Islamu", Afrykanów tańczących i śpiewających przed główną biblioteką publiczną z okazji, a jakże, Dnia Afryki, a na deser w parku w samym centrum Cork - na piknik zorganizowany przez organizacje LGBT, czyli przez lesbijki, gejów, osoby biseksualne oraz transgenderyczne, cokolwiek to znaczy, bo przepisałem z wikipedii.
Acha, park w którym był ten piknik LGBT, to Bishop Lucey Park, nazwany tak na cześć posługującego tutaj, a zmarłego w 1982 r., biskupa Corneliusa Lucey'a, słynącego z konserwatyzmu. Ha, jest to jakiś symbol nowych czasów...
Swoją drogą, wiadomo że ciągnie swój do swego, toteż muzułmanie nawracali głownie muzułmanów, Afrykanie bawili się we własnym gronie, podobnie jak towarzystwo spod tęczowej flagi. Ja, heteroseksualny Europejczyk wyznania katolickiego jakoś nie znalazłem dla siebie oferty. Chyba zaczynam być w mniejszości.
Nic to, powłóczyłem się po zakamarkach Cork /10 lat tutaj mieszkam, ale ciągle odkrywam to miejsce/ i m.in. natrafiłem na jakiś pchli targ. Wygrzebałem dla siebie to i owo, w tym analogowy album "The Songs of Ireland", który w 1960 r. nagrał Kenneth McKellar. No to co, że nie mam na czym odsłuchać? Jeszcze sobie kiedyś dokupię do tej płyty gramofon ;-)
Ostatnią analogową płytą kupiłem gdzieś w 1986 roku i był to, pamiętam, IV album Led Zeppelin z pamiętnymi "Schodami do Nieba". Później już wyłącznie kasety, potem płyty cd, a koniec - mp3, czasem w ogóle bez nośnika, gdzieś w "chmurze". No, to prawie po 30 latach, powrót do przeszłości ;-)
Tym bardziej, że nie wiadomo jaka przyszłość się nam szykuje. Bo sądząc po tym co dzisiaj widziałem, - nie ma powodu do optymizmu. To jest naprawdę koniec Europy jaką znaliśmy...
Do tegoż rzeczonego centrum mam teraz 20 minut spacerkiem, a niejako po drodze natknąłem się na: muzułmanów zachęcających do "odkrycia Islamu", Afrykanów tańczących i śpiewających przed główną biblioteką publiczną z okazji, a jakże, Dnia Afryki, a na deser w parku w samym centrum Cork - na piknik zorganizowany przez organizacje LGBT, czyli przez lesbijki, gejów, osoby biseksualne oraz transgenderyczne, cokolwiek to znaczy, bo przepisałem z wikipedii.
Acha, park w którym był ten piknik LGBT, to Bishop Lucey Park, nazwany tak na cześć posługującego tutaj, a zmarłego w 1982 r., biskupa Corneliusa Lucey'a, słynącego z konserwatyzmu. Ha, jest to jakiś symbol nowych czasów...
Swoją drogą, wiadomo że ciągnie swój do swego, toteż muzułmanie nawracali głownie muzułmanów, Afrykanie bawili się we własnym gronie, podobnie jak towarzystwo spod tęczowej flagi. Ja, heteroseksualny Europejczyk wyznania katolickiego jakoś nie znalazłem dla siebie oferty. Chyba zaczynam być w mniejszości.
Nic to, powłóczyłem się po zakamarkach Cork /10 lat tutaj mieszkam, ale ciągle odkrywam to miejsce/ i m.in. natrafiłem na jakiś pchli targ. Wygrzebałem dla siebie to i owo, w tym analogowy album "The Songs of Ireland", który w 1960 r. nagrał Kenneth McKellar. No to co, że nie mam na czym odsłuchać? Jeszcze sobie kiedyś dokupię do tej płyty gramofon ;-)
Ostatnią analogową płytą kupiłem gdzieś w 1986 roku i był to, pamiętam, IV album Led Zeppelin z pamiętnymi "Schodami do Nieba". Później już wyłącznie kasety, potem płyty cd, a koniec - mp3, czasem w ogóle bez nośnika, gdzieś w "chmurze". No, to prawie po 30 latach, powrót do przeszłości ;-)
Tym bardziej, że nie wiadomo jaka przyszłość się nam szykuje. Bo sądząc po tym co dzisiaj widziałem, - nie ma powodu do optymizmu. To jest naprawdę koniec Europy jaką znaliśmy...
piątek, 16 maja 2014
Wykłady z teologii w Cork - zapowiedź
Duch wieje, kędy chce ;-) Na początku - był ten post: LINK. Później komentarze pod nim i na fb, pomysł, spotkanie, rozmowy, mejle i dogrywanie szczegółów. I oto mamy oficjalne już ogłoszenie:
Wszystkie osoby zainteresowane pogłębieniem swojej wiedzy religijnej, zapraszamy do udziału w wykładach z teologii przy Duszpasterstwie Polskim w Cork. Wykłady będzie prowadził Rafał Rozmus - teolog, katecheta. Na początku omówimy dzieło Benedykta XVI pt.: "Jezus z Nazaretu".
Na pierwszy wykład zapraszamy w niedzielę, 1 czerwca b.r. o godz 19:15 do "salki na dole" w St. Augustine's Church w Cork. Wykłady są otwarte dla wszystkich.
Wszystkie osoby zainteresowane pogłębieniem swojej wiedzy religijnej, zapraszamy do udziału w wykładach z teologii przy Duszpasterstwie Polskim w Cork. Wykłady będzie prowadził Rafał Rozmus - teolog, katecheta. Na początku omówimy dzieło Benedykta XVI pt.: "Jezus z Nazaretu".
Na pierwszy wykład zapraszamy w niedzielę, 1 czerwca b.r. o godz 19:15 do "salki na dole" w St. Augustine's Church w Cork. Wykłady są otwarte dla wszystkich.
Czarnoksiężnik z Oz
Przymierzałem się do obejrzenia tego filmu od dawna. Długo odkładałem, bo to w końcu bajka, ale - skoro film trafił na listę "UNESCO Pamięć Świata" i na "watykańską listę 45 filmów fabularnych, które propagują szczególne wartości religijne, moralne lub artystyczne" - no to uznałem, że trzeba ;-)
Film z 1939 roku, kolorowy. Właściwie na początku i końcu czarno - biały, a kolorowy w środkowej części, za to przez zdecydowanie większą część akcji. Ale - jak kolorowy! Co tu dużo pisać, kolor tak ostry, tak intensywny, że głowę urywa, a film nakręcono 75 lat temu. Czyli - technologia już była.
Treści streszczał nie będę, w końcu, jak wspomniałem, film nakręcono na tyle dawno, że każdy zdążył fabułę poznać. Chociaż jest zdecydowanie dla młodszych widzów, obejrzałem z przyjemnością. Sztuka to jednak sztuka, a tutaj - w dodatku przez duże "S".
Zdecydowanie polecam. Oczywiście - oryginalną wersję z 1939 roku, bo później zdaje się powstały kolejne.
Film z 1939 roku, kolorowy. Właściwie na początku i końcu czarno - biały, a kolorowy w środkowej części, za to przez zdecydowanie większą część akcji. Ale - jak kolorowy! Co tu dużo pisać, kolor tak ostry, tak intensywny, że głowę urywa, a film nakręcono 75 lat temu. Czyli - technologia już była.
Treści streszczał nie będę, w końcu, jak wspomniałem, film nakręcono na tyle dawno, że każdy zdążył fabułę poznać. Chociaż jest zdecydowanie dla młodszych widzów, obejrzałem z przyjemnością. Sztuka to jednak sztuka, a tutaj - w dodatku przez duże "S".
Zdecydowanie polecam. Oczywiście - oryginalną wersję z 1939 roku, bo później zdaje się powstały kolejne.
czwartek, 15 maja 2014
Muzułmańskie ulotki w Cork
Wczoraj w skrzynce pocztowej znalazłem ulotkę zachęcającą do przyjścia na spotkanie organizowane w jednym z hoteli w Cork, w celu - poznania islamu i oferującą przy okazji szereg bezpłatnych atrakcji.
Przez 10 lat mieszkania tutaj - jest to pierwsza ulotka "religijna", jaka trafiła do mojej skrzynki. Nie ma co ukrywać, muzułmanie działają w Cork /a zapewne i w całej Irlandii/ coraz bardziej aktywnie... Coraz więcej też widać ich na ulicach.
Jak to już pisałem, "islam już się zbliża, już puka do twych drzwi..."
Przez 10 lat mieszkania tutaj - jest to pierwsza ulotka "religijna", jaka trafiła do mojej skrzynki. Nie ma co ukrywać, muzułmanie działają w Cork /a zapewne i w całej Irlandii/ coraz bardziej aktywnie... Coraz więcej też widać ich na ulicach.
Jak to już pisałem, "islam już się zbliża, już puka do twych drzwi..."
/Powyżej: ulotka z mojej skrzynki, kolportowana przez muzułmanów w Cork/
środa, 14 maja 2014
Figury Matki Boskiej w Cork (11)
W ramach cyklu "Figury Matki Boskiej w Cork" - kolejna kapliczka na jednym z osiedli, tym razem przy 43 Inniscarra Road.
/Powyżej: kapliczka Matki Boskiej przy Inniscarra Road/
/Powyżej: figurka Matki Boskiej/
wtorek, 13 maja 2014
Polski chleb w Cork (34): "Chleb Zbójnicki"
Tym razem w odnowionej ostatnio ;-) serii "polskich chlebów w Cork" - "Chleb Zbójnicki".
Czym się wyróżnia? Głownie - trójkątnym kształtem kromek. "Chleb Zbójnicki" piecze "Samo Zdrowie - Family Bakery" z Limerick. Jak zapewnia producent - pieczywo jest bez konserwantów.
Czym się wyróżnia? Głownie - trójkątnym kształtem kromek. "Chleb Zbójnicki" piecze "Samo Zdrowie - Family Bakery" z Limerick. Jak zapewnia producent - pieczywo jest bez konserwantów.
/Powyżej: "Chleb Zbójnicki"/
poniedziałek, 12 maja 2014
Walne Zgromadzenie MyCork
W poniedziałek, 12 maja b.r. miało miejsce Walne Zgromadzenie Członków Stowarzyszenia MyCork.
Podczas spotkania omówiono kwestie związane z działalnością stowarzyszenia, oraz przygotowania do nadchodzących projektów realizowanych przez MyCork: od Dnia Dziecka po Festiwal Kultury Polskiej.
Podczas spotkania omówiono kwestie związane z działalnością stowarzyszenia, oraz przygotowania do nadchodzących projektów realizowanych przez MyCork: od Dnia Dziecka po Festiwal Kultury Polskiej.
/Powyżej: członkowie MyCork po Walnym Zgromadzeniu/
niedziela, 11 maja 2014
VII warsztaty artystyczne dla dzieci - ramka na fotografię
W niedzielę, 11 maja b.r., na kolejnych warsztatach artystycznych dla dzieci organizowanych w Cork przez My Little Craft World, dzieci wykonały z drewnianych patyczków własną ramkę na fotografię oraz ozdobiły ją elementami dekoracyjnymi.
Oprócz tego tradycyjnie czekało na nie szereg dodatkowych atrakcji: dzieci wysłuchały dwóch czytanych bajek, w których poznały kolejne przygody rodziny Wafelków oraz poznały bajkę Jana Brzechwy "Kot w Butach", jak również wzięły udział w zabawach ruchowych z zastosowaniem chusty animacyjnej. W przerwie otrzymały drobny poczęstunek i napój.
Prawdziwą niespodzianką dla dzieci było zaproszenie na spotkanie Klauna Kaczorka, który poprowadził szereg kolejnych zabaw oraz przygotował dla każdego dziecka balonik - zabawkę, w kształcie i kolorze wybranym przez każdego z małych artystów.
Więcej informacji: www.mylittlecraftworld.com, więcej zdjęć: LINK.
/Powyżej: mali artyści i ich dzieła/
Oprócz tego tradycyjnie czekało na nie szereg dodatkowych atrakcji: dzieci wysłuchały dwóch czytanych bajek, w których poznały kolejne przygody rodziny Wafelków oraz poznały bajkę Jana Brzechwy "Kot w Butach", jak również wzięły udział w zabawach ruchowych z zastosowaniem chusty animacyjnej. W przerwie otrzymały drobny poczęstunek i napój.
Prawdziwą niespodzianką dla dzieci było zaproszenie na spotkanie Klauna Kaczorka, który poprowadził szereg kolejnych zabaw oraz przygotował dla każdego dziecka balonik - zabawkę, w kształcie i kolorze wybranym przez każdego z małych artystów.
Więcej informacji: www.mylittlecraftworld.com, więcej zdjęć: LINK.
sobota, 10 maja 2014
Spotkania z KKK - "Moje pięć minut"
Podczas kolejnego "Spotkania z Katechizmem Kościoła Katolickiego", które od grudnia 2011 r. prowadzi o. Bartłomiej Parys, oprócz katechezy na temat kolejnego fragmentu katechizmu - obejrzeliśmy również film dokumentalny pt.: "Moje pięć minut", nakręcony przez o. Bartłomieja. Był to, można powiedzieć, pierwszy pokaz tego dokumentu ;-)
O. Bartłomiej Parys przebywał w Boliwii na przełomie sierpnia i września ub.r. W tym czasie m.in. przygotował półgodzinny dokument filmowy oraz godzinny wywiad audio z o. Mariuszem Mielczarkiem, werbistą, który od trzech lat jest misjonarzem w boliwijskiej Coripacie.
Dokument niezwykły - oprócz zapierających dech w piersi widokach dowiadujemy się również sporo o trudnej pracy werbistów, o ogromnych różnicach kulturowych i głęboko zakorzenionym synkretyzmie, w wyniku którego wierni owszem - zapełniają kościół, ale jednocześnie za pośrednictwem lokalnych szamanów składają ofiary przed... figurą Jezusa. A także - poznajemy codzienne, często niebezpieczne życie mieszkańców tego kraju.
/Powyżej: o. Bartłomiej Parys tuż przed projekcją filmu "Moje pięć minut"/
O. Bartłomiej Parys przebywał w Boliwii na przełomie sierpnia i września ub.r. W tym czasie m.in. przygotował półgodzinny dokument filmowy oraz godzinny wywiad audio z o. Mariuszem Mielczarkiem, werbistą, który od trzech lat jest misjonarzem w boliwijskiej Coripacie.
Dokument niezwykły - oprócz zapierających dech w piersi widokach dowiadujemy się również sporo o trudnej pracy werbistów, o ogromnych różnicach kulturowych i głęboko zakorzenionym synkretyzmie, w wyniku którego wierni owszem - zapełniają kościół, ale jednocześnie za pośrednictwem lokalnych szamanów składają ofiary przed... figurą Jezusa. A także - poznajemy codzienne, często niebezpieczne życie mieszkańców tego kraju.
Marian Kowalski w Cork
Dzisiaj w pubie Franciscan Well Brewery w Cork, miało miejsce spotkanie z Marianem Kowalskim, jednym z liderów Ruchu Narodowego w Polsce, kandydatem do Parlamentu Europejskiego, autorem książki "Okiem Narodowca".
Podczas spotkania lider RN opowiedział m.in. o obecnej sytuacji w Polsce, potrzebie głębokich reform w kraju, jak również przedstawił główne założenia i strukturę Ruchu Narodowego. W trakcie spotkania można było również m.in. nabyć jego właśnie wydaną książkę "Okiem Narodowca". Wstęp był wolny, publiczność dopisała.
Wczoraj p. Kowalski miał spotkanie z Polonią w Dublinie. Marian Kowalski gościł w Irlandii na zaproszenie Narodowego Frontu Emigrantów. Klika zdjęć ze spotkania: LINK.
/Powyżej: Marian Kowalski w Cork/
Podczas spotkania lider RN opowiedział m.in. o obecnej sytuacji w Polsce, potrzebie głębokich reform w kraju, jak również przedstawił główne założenia i strukturę Ruchu Narodowego. W trakcie spotkania można było również m.in. nabyć jego właśnie wydaną książkę "Okiem Narodowca". Wstęp był wolny, publiczność dopisała.
/Powyżej: spotkanie z Marianem Kowalskim w Cork/
Wczoraj p. Kowalski miał spotkanie z Polonią w Dublinie. Marian Kowalski gościł w Irlandii na zaproszenie Narodowego Frontu Emigrantów. Klika zdjęć ze spotkania: LINK.
/Powyżej: z Marianem Kowalskim/
piątek, 9 maja 2014
Love Song to Slovakia i Eye of the Beholder III
W Cork Vision Centre od 1 do 24 maja b.r. mają miejsce dwie wystawy: "Love Song to Slovakia" i "Eye of the Beholder III".
Z kolei "Eye of the Beholder III" to kolejna wystawa członków grupy fotograficznej członków "irsko.fotoklub". Grupa działa od 2007 roku w Dublinie, w jej skład wchodzi obecnie 15 słowackich i czeskich fotografików.
/Powyżej: fragment wystawy "Love Song to Slovakia"/
Autorem "Love
Song to Slovakia" jest Yuri Dojc. Słowak, urodzony w 1946 roku. W 1968
był na wymianie studentów w Londynie, gdzie - wskutek inwazji wojsk
komunistycznych na Czechosłowację - podjął decyzję o pozostaniu na
Zachodzie. Wkrótce wyemigrował do Kanady, gdzie mieszka i pracuje do
dzisiaj i gdzie zdobył spore uznanie jako fotograf.
/Powyżej: fragment wystawy "Eye of the Beholder III"/
Z kolei "Eye of the Beholder III" to kolejna wystawa członków grupy fotograficznej członków "irsko.fotoklub". Grupa działa od 2007 roku w Dublinie, w jej skład wchodzi obecnie 15 słowackich i czeskich fotografików.
czwartek, 8 maja 2014
Dublin: City Cow
Kolejna nietypowa rzeźba w Dublinie, tym razem "City Cow". Jej autorem, podobnie jak "Meeting Place" jest Jack McKenna.
Rzeźba krowy znajduje się na Wolfetone Square. Z ciekawostek - w tym miejscu do połowy XIX w. był cmentarz przylegający do stojącego nieopodal kościoła, który po dekonsekracji w 1986 r. został, niestety, przerobiony na knajpę. Po zlikwidowaniu cmentarza był tutaj w latach 40-tych ub.w. plac zabaw. W 1966 r. to miejsce odkupiło miasto. Śladem po dawnym cmentarzu są płyty nagrobne, położone na krawędzi placu.
/Powyżej: "City Cow"/
Rzeźba krowy znajduje się na Wolfetone Square. Z ciekawostek - w tym miejscu do połowy XIX w. był cmentarz przylegający do stojącego nieopodal kościoła, który po dekonsekracji w 1986 r. został, niestety, przerobiony na knajpę. Po zlikwidowaniu cmentarza był tutaj w latach 40-tych ub.w. plac zabaw. W 1966 r. to miejsce odkupiło miasto. Śladem po dawnym cmentarzu są płyty nagrobne, położone na krawędzi placu.
środa, 7 maja 2014
Dublin: Meeting Place albo The Hags with the Bags
Dublin jest pełen pomników, rzeźb, monumentów. Wśród tych bardziej poważnych, patriotycznych i historycznych są też inne, które budzą uśmiech na twarzy. Także z powodu nazw jakimi obdarzają je dowcipni Irlandczycy.
Jednym z takich pomników jest rzeźba przy Liffey Street przedstawiająca dwie kobiety w średnim wieku, odpoczywające na ławce w trakcie zakupów. Szybko otrzymały przezwisko "The Hags with the Bags", czyli, w wolnym tłumaczeniu - "wiedźmy z torbami" ;-)
Pomnik powstał w 1988 roku na 1000-lecie miasta, jego autorem jest Jack McKenna, oryginalna - chociaż już dawno zapomniana nazwa - to "Meeting Place". Z ciekawostek - zaraz po postawieniu tego pomnika nieznany złodziej ukradł jedną z toreb, która, nie trzeba dodawać, jest dość ciężka. Jak tego dokonał nie wiadomo, ale torba szybko wróciła na miejsce.
Jednym z takich pomników jest rzeźba przy Liffey Street przedstawiająca dwie kobiety w średnim wieku, odpoczywające na ławce w trakcie zakupów. Szybko otrzymały przezwisko "The Hags with the Bags", czyli, w wolnym tłumaczeniu - "wiedźmy z torbami" ;-)
/Powyżej: "The Hags with the Bags"/
Pomnik powstał w 1988 roku na 1000-lecie miasta, jego autorem jest Jack McKenna, oryginalna - chociaż już dawno zapomniana nazwa - to "Meeting Place". Z ciekawostek - zaraz po postawieniu tego pomnika nieznany złodziej ukradł jedną z toreb, która, nie trzeba dodawać, jest dość ciężka. Jak tego dokonał nie wiadomo, ale torba szybko wróciła na miejsce.
wtorek, 6 maja 2014
Kaplica w The Ilac Centre w Dublinie
Kolejna kaplica w centrum handlowym, tym razem w The Ilac Centre w centrum Dublina.
Trafiłem tam zupełnie przypadkowo, ale wygląda na to, że takie kaplice to raczej standard w irlandzkich "świątyniach konsumpcji". Wnętrze wyciszone, w środku krzyż, figura Matki Bożej oraz obraz "Jezu ufam Tobie".
The Ilac Centre znajduje się przy Henry Street. Otworzono je w 1981 roku i było to pierwsze centrum handlowe w centrum Dublina. Mieści się tam ponad 80 sklepów i 13 lokali gastronomicznych.
Trafiłem tam zupełnie przypadkowo, ale wygląda na to, że takie kaplice to raczej standard w irlandzkich "świątyniach konsumpcji". Wnętrze wyciszone, w środku krzyż, figura Matki Bożej oraz obraz "Jezu ufam Tobie".
/Powyżej: kaplica w The Ilac Centre w Dublinie/
The Ilac Centre znajduje się przy Henry Street. Otworzono je w 1981 roku i było to pierwsze centrum handlowe w centrum Dublina. Mieści się tam ponad 80 sklepów i 13 lokali gastronomicznych.
poniedziałek, 5 maja 2014
Polskie puby i restauracje w Irlandii: "U Wujka" w Dublinie
Całą minioną sobotę spędziłem w Dublinie, więc - była też okazja żeby gdzieś dobrze zjeść. Gdzie? Oczywiście w polskiej jadłodajni "U Wujka".
Kuchnia typowo polska: tradycyjne polskie zupy, pierogi, placki ziemniaczane, naleśniki, krokiety, kopytka, itp., itd. Przewaga dań mięsnych, ale vege też znajdą coś dla siebie. W środku - znajdziemy m.in. figurkę św. Jana Pawła II oraz wydawnictwa o naszym Papieżu, ponieważ "U Wujka" wspiera Fundację Jana Pawła II.
Restauracja, czy też, jak wolą właściciele, jadłodajnia, działa od 5-ciu lat. Jej adres to: Moore St. Mall Shopping Centre, 58-66 Parnell Street, ale - naszukałem się jej dobrą godzinę. Kto wie gdzie ona jest, ten wie, dla przyjezdnych sam adres to trochę mało, ponieważ restauracja mieści się w podziemiu /wraz z innymi lokalami gastronomicznymi/. No ale - w końcu udało się, następnym razem trafię tam z zamkniętymi oczami, tym bardziej, że to ścisłe centrum.
Obecnie jadłodajnia szuka nowego właściciela, mam nadzieję - że to miejsce nie zniknie z kulinarnej mapy Dublina.
-------------------------
Dopisek z 11.11.2017 r.: jadłodajnia już nie istnieje.
/Powyżej: Jadłodajnia u Wujka w Dublinie/
Kuchnia typowo polska: tradycyjne polskie zupy, pierogi, placki ziemniaczane, naleśniki, krokiety, kopytka, itp., itd. Przewaga dań mięsnych, ale vege też znajdą coś dla siebie. W środku - znajdziemy m.in. figurkę św. Jana Pawła II oraz wydawnictwa o naszym Papieżu, ponieważ "U Wujka" wspiera Fundację Jana Pawła II.
Restauracja, czy też, jak wolą właściciele, jadłodajnia, działa od 5-ciu lat. Jej adres to: Moore St. Mall Shopping Centre, 58-66 Parnell Street, ale - naszukałem się jej dobrą godzinę. Kto wie gdzie ona jest, ten wie, dla przyjezdnych sam adres to trochę mało, ponieważ restauracja mieści się w podziemiu /wraz z innymi lokalami gastronomicznymi/. No ale - w końcu udało się, następnym razem trafię tam z zamkniętymi oczami, tym bardziej, że to ścisłe centrum.
Obecnie jadłodajnia szuka nowego właściciela, mam nadzieję - że to miejsce nie zniknie z kulinarnej mapy Dublina.
-------------------------
Dopisek z 11.11.2017 r.: jadłodajnia już nie istnieje.
niedziela, 4 maja 2014
"Mamy Świętego" - występ artystyczny w Domu Polskim w Dublinie
Wczoraj w Domu Polskim w Dublinie miał miejsce występ artystyczny pt.: "Mamy Świętego" grupy poetycko-muzycznej “ARKAJANA” ku czci wielkiego człowieka, patrioty i naszego rodaka, Świętego Jana Pawła II.
Jak napisali organizatorzy: "Przedstawienie to jest aranżacją poezji Jana Pawła II, która wzbogacona została filmikami z przebytych pielgrzymek oraz wygłoszonych kazań. Jest to hołd dla niezwykłego człowieka, który był najwyższym autorytetem moralnym i przywódcą duchowym. Polacy zawdzięczają papieżowi udział w obalaniu komunizmu, zjednoczenie i społeczne pojednanie Polaków, dialog ekumeniczny, dbałość o pokój na świecie oraz budowanie więzi z młodzieżą, opiekę nad Polską i Polakami, umocnienie pozycji Polski w świecie."
Przedstawienie - na bardzo wysokim poziomie, prawdziwa duchowa uczta. Więcej zdjęć: LINK.
/Powyżej: przedstawienie "Mamy Świętego" w Domu Polskim/
Jak napisali organizatorzy: "Przedstawienie to jest aranżacją poezji Jana Pawła II, która wzbogacona została filmikami z przebytych pielgrzymek oraz wygłoszonych kazań. Jest to hołd dla niezwykłego człowieka, który był najwyższym autorytetem moralnym i przywódcą duchowym. Polacy zawdzięczają papieżowi udział w obalaniu komunizmu, zjednoczenie i społeczne pojednanie Polaków, dialog ekumeniczny, dbałość o pokój na świecie oraz budowanie więzi z młodzieżą, opiekę nad Polską i Polakami, umocnienie pozycji Polski w świecie."
Przedstawienie - na bardzo wysokim poziomie, prawdziwa duchowa uczta. Więcej zdjęć: LINK.
sobota, 3 maja 2014
Wielotysięczna manifestacja Pro Life w Dublinie
Dzisiaj pojechałem do Dublina na manifestację Pro Life. Tysiące ludzi
protestowało w centrum stolicy Irlandii przeciwko Protection of Life
During Pregnancy Act, tj. tzw. ustawie aborcyjnej, która weszła w życie w
Irlandii w ubiegłym roku.
Jak powiedzieli działacze ruchu Pro Life: "Po raz pierwszy w Irlandii nienarodzone dziecko może być zabite legalnie, w oparciu o przepisy mówiące o groźbie matki chcącej popełnić samobójstwo w wyniku ciąży. Rząd popełnił błąd. Łamiąc wyborcze obietnice, rząd wprowadził społeczeństwo w błąd obiecując przepisy niezbędne do ratowania życia. Nie ma żadnego dowodu na to, że aborcja jest jakimkolwiek rozwiązaniem dla myśli samobójczych. Wie to również rząd. Ale uległ radykałom oraz części mediów by wprowadzić prawo aborcyjne, które zadziwiło gros lekarzy. Ruch Pro-Life ma dwie możliwości - możemy się czuć pokonani albo możemy się zjednoczyć by rzucić wyzwanie politycznemu i medialnemu lobby, które doprowadziło do zalegalizowania tego barbarzyńskiego przepisu. To jest moment w naszej historii, kiedy każdy z nas musi stanąć do walki, dopóki matki i ich nienarodzone dzieci będą bezpieczne."
Więcej zdjęć: LINK.
/Powyżej: manifestacja Pro Life w Dublinie/
Jak powiedzieli działacze ruchu Pro Life: "Po raz pierwszy w Irlandii nienarodzone dziecko może być zabite legalnie, w oparciu o przepisy mówiące o groźbie matki chcącej popełnić samobójstwo w wyniku ciąży. Rząd popełnił błąd. Łamiąc wyborcze obietnice, rząd wprowadził społeczeństwo w błąd obiecując przepisy niezbędne do ratowania życia. Nie ma żadnego dowodu na to, że aborcja jest jakimkolwiek rozwiązaniem dla myśli samobójczych. Wie to również rząd. Ale uległ radykałom oraz części mediów by wprowadzić prawo aborcyjne, które zadziwiło gros lekarzy. Ruch Pro-Life ma dwie możliwości - możemy się czuć pokonani albo możemy się zjednoczyć by rzucić wyzwanie politycznemu i medialnemu lobby, które doprowadziło do zalegalizowania tego barbarzyńskiego przepisu. To jest moment w naszej historii, kiedy każdy z nas musi stanąć do walki, dopóki matki i ich nienarodzone dzieci będą bezpieczne."
Więcej zdjęć: LINK.
piątek, 2 maja 2014
Stanisław Lem: Ciemność i pleśń
W tzw. wolnej chwili przeczytałem to opowiadanie Lema.
W skrócie: jedna jedyna zmutowana bakteria wymyka się spod kontroli z wojskowego laboratorium, a konsekwencje będą opłakane dla, w domyśle, całego świata. Powieść z lekką nutą czarnego surrealistycznego humoru.
Odnotowuję głównie ku pamięci sobie, dlatego że to pierwsza powieść przeczytana przeze mnie w całości na komórce /bez wcześniejszej lektury na innym nośniku, jak np. "Bajki Robotów"/.
W skrócie: jedna jedyna zmutowana bakteria wymyka się spod kontroli z wojskowego laboratorium, a konsekwencje będą opłakane dla, w domyśle, całego świata. Powieść z lekką nutą czarnego surrealistycznego humoru.
Odnotowuję głównie ku pamięci sobie, dlatego że to pierwsza powieść przeczytana przeze mnie w całości na komórce /bez wcześniejszej lektury na innym nośniku, jak np. "Bajki Robotów"/.
czwartek, 1 maja 2014
Moje zdjęcie na portalu Frondy
Zadebiutowałem na portalu Frondy :-) Na razie tylko jednym zdjęciem użytym do ilustracji tekstu, ale - zawsze.
/Powyżej: zrzut z portalu Frondy z moim zdjęciem/
Subskrybuj:
Posty (Atom)