Mała przejażdżka do Józefowa /k. Biłgoraja/. Gorąco, senne popołudnie. Cisza, słychać by było brzęczenie much, gdyby chciało im się latać. Na tarasie jednej z pizzerii przy ryneczku czekamy na zamówienie...
Wtem ciszę tę przerwał najpierw piskliwy zgrzyt metalu, który po chwili okazał się efektem ubocznym jazdy na zdezelowanym rowerze jednego z miejscowych gentlemanów, a następnie soczysty potok bluzg płynący z ust tegoż jegomościa.
Rowerzysta podjechał do jednej z ławeczek przy tymże józefowskim ryneczku, zajętą przez miejscową żulię raczącą się winem marki wino, rocznik bieżący, zsiadł z bicyklu i z całej siły kułakiem grzmotnął w głowę jednego z amatorów tegoż trunku. Ten spadł z ławeczki, jednak po chwili wstał, otarł wierzchem dłoni krew płynącą z rozbitego nosa i nie pozostając dłużny, kropnął w ucho rowerzystę. Rowerzysta otrząsnął się, wsiadł na swój wehikuł i ponownie klnąc na czym świat stoi, przy zgrzycie metalu odjechał z miejsca zdarzenia.
I teraz nie wiem: czy wyrównali już rachunki, bo przecież rowerzysta dał w pysk amatorowi wina, czy jednak nie, bo sam również dostał to samo na adres zwrotny, a więc rubryka "winien-ma" pozostała bez zmian?
Ot, #takasytuacja ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz