- Kelner?
- Słucham?
- Chodzi właśnie o to, żebyś nie słuchał...
Takie
i inne dowcipy zaczynają krążyć w kRAJu na Wisłą. Afera taśmowa zatacza
coraz szersze kręgi i sprawia że nawet młodzi, wykształceni z wielkich
miast, którzy w poprzednich wyborach systematycznie chowali babci dowód
zaczynają wypierać ze świadomości na kogo postawili krzyżyk i coś tam
mruczą pod nosem, że głosowali na kogoś zupełnie innego. W sumie to się
zgadza, podobno co siedem lat człowiek się zmienia tylko liczba nałogów
pozostaje ta sama.
Historia rejestrowanych podsłuchów jest niemal tak stara jak
historia fonografu. Nierejestrowanych - jeszcze starsza. W niejednym
zamku i pałacu tak umiejętnie budowano komnaty, że coś wypowiedziane
szeptem w jednym kącie, było wyraźnie słychać w innym. Do tej pory można
się o tym tu i ówdzie przekonać nausznie. Niemniej, wracając do naszego
podwórka - chyba najbardziej znanym zarejestrowanym podsłuchem była
słynna "rozmowa braci" która odbyła się pomiędzy Lechem Wałęsą a jego
bratem - Stanisławem, we wrześniu 1982 roku podczas internowania tego
pierwszego w Arłamowie. Co ciekawe, rozmowę zarejestrowała nie sb-cja,
ale rzeczony brat Stanisław któremu później odebrano magnetofon ukryty
"w okolicach pachwiny". Po upublicznieniu nagrania opozycja początkowo
próbowała perswadować, że to sb-cka fałszywka, że taśmę preparowano z
milimetrowych skrawków, etc. Dzisiaj już wiemy że taśma jest
autentyczna. Obaj panowie, tęgo popijając wódeczkę /tak tak - na
internowaniu/, rozmawiali o pieniądzach, o ustawieniu się, zdrowo
nadawali na Kościół, a w końcu Lechu odwołał się do historii
stwierdzając, że jego przodkiem był rzymski cesarz Walens, więc
pochodząc z tak zacnego starożytnego rodu jest wprost predestynowany do
wielkich dzieł. Jak sam stwierdził: "Jesteśmy z rodziny, która musi
pokierować tymi wielkimi sprawami. Ja się wjeb**em w to i nie mogę się
cofnąć." Gwiazdki są jak najbardziej na miejscu niestety, ponieważ nasz
narodowy bohater który przeskoczył przez płot i obalił komunę operował
tym samym językiem co kolejne Rywiny, Michniki, Oleksy, Gudzowaci i inni
Sienkiewicze, Sikorscy i Belki, a którym na co dzień posługiwano się
jedynie pod budką z piwem, zanim ostatnią z nich nie przerobiono na pub.
Irlandzki, żeby było bardziej cool.
Na naszym polonijnym irlandzkim podwórku też mieliśmy niedawno, bo
raptem w lutym roku bieżącego "aferę podsłuchową", kiedy to jeden z
pracowników Ambasady RP w Dublinie źle odłożył słuchawkę, wskutek czego
jego rozmówczyni mogła usłyszeć i zarejestrować dalszą część rozmowy
którą na jej temat prowadzono. Co w niej było? Głównie najbardziej
chamskie wulgaryzmy zakończone słynnym "k*** to jest jakaś jeb***
paranoja". Zgadza się, to jest jakaś paranoja że tacy ludzie znajdują
tam pracę. Nie wiem po jakiej linii ich przyjmują - rodzinno-polityczno-towarzyskiej,
czy może trzeba wykazać się jakimiś kwalifikacjami, jak np. znajomość
kuchennej łaciny? Pracownicy naszej ambasady to w ogóle ciekawe okazy.
Nie twierdzę, że wszyscy, ale co się na któregoś natknę, choćby na
przysłowiowym "fejsie", to mi ręce opadają. W każdym razie, panie i
dranie, kląć już umiecie więc droga w POlitycznej karierze stoi przed
wami otworem.
Średnio co 2-3 lata mamy taką czy inną aferę taśmową, chociaż już
dawno nikt taśm nie używa. Czy coś z tego wynika? Praktycznie nic. Nawet
afera Rywina jakoś rozeszła się po kościach. Owszem, utwierdzamy się w
przekonaniu że z dobrego żelaza nie robi się gwoździ a z dobrych ludzi -
polityków, ale życie toczy się dalej. Teraz jednak jest szansa, że
będzie inaczej. Konsekwencją afery jest żądanie dymisji rządu, przed
czym na razie rząd dzielnie się broni z pomocą posłów którzy tym samym
stracili szanse na reelekcję. Sam, prawdę pisząc, mam mieszane uczucia.
Rząd Słońca Peru powinien gremialnie podać się do dymisji w 2010 roku,
gdy oddał śledztwo w sprawie Katastrofy Smoleńskiej w ręce Rosjan. W
każdym cywilizowanym kraju po czymś takim polityk, który przyłożyłby do
tego rękę, nie znalazłby w swoim kraju pracy nawet w budce z
hamburgerami. Mało tego, niejeden z nich ze wstydu palnąłby sobie w łeb
lub rzucił się z klifu. A u nas tradycyjnie - nic się nie stało, Polacy,
nic się nie stało. Dymisja rządu Słońca Peru cztery lata temu miała
jeszcze jakiś sens, ale teraz? Kto z rozsądnie myślących polityków
będzie chciał sięgnąć po władzę, żeby zająć się przede wszystkim
sprzątaniem tego pobojowiska które zostawi po sobie odchodząca "elyta"
Narodu? To jest straceńcza misja...
Swoją drogą, chyba tym co najbardziej wkurzyło Rodaków jest nawet
nie to, co ten czy inny paplał, ale to, że jedli i pili za cudze, /czyli
za nasze/, na jedną kolacyjkę wydając tyle ile przeciętny Polak w kRAJu
w pocie czoła zarabia przez miesiąc, o ile ma pracę, rzecz jasna. No
cóż, jeszcze raz okazuje się, że nasi POlitycy to faceci o mentalności
dworcowych kieszonkowców którzy wskutek dyzmowskiego wybryku losu
znaleźli się na najważniejszych stanowiskach w kRAJu.
Ale o ile drobne czy grubsze geszefty które w innych krajach
skutkowałyby strąceniem w polityczny niebyt u nas przechodzą bez echa, o
tyle kompletna amatorszczyzna która pokazali nasi POlitycy kompletnie
ich zdyskredytowała nawet w oczach prorządowej mainstremowej gawiedzi.
Minister spraw wewnętrznych który daje się podsłuchać kelnerom czy
funkcjonariusze ABW którzy pomimo wyraźnego rozkazu nie potrafią odebrać
laptopa, bezskutecznie szarpiąc się z jego właścicielem na oczach
dziennikarzy, narażają się nawet nie na pogardę, co na śmieszność. Przy
okazji chciałbym zaapelować, żeby nie nazywać żartobliwie "naszego" ABW -
ABWerą, co ma nawiązywać do Abwehry. To niesprawiedliwe dla tych
drugich, bo pomimo że to były kanalie, to jednak byli profesjonalni w
swoim fachu. Przy nich chłopcy z ABW mogą co najwyżej dzieci przez ulicę
przeprowadzać a i to tylko przez jakąś z piątej kolejności odśnieżania.
Amatorszczyzna. Słowo klucz. Polską rządzą kompletni amatorzy, jacyś
przypadkowi ludzie, ucieleśnienie marzenia tow. Lenina o tym, żeby
"krajem mogła rządzić kucharka". Tyle tylko, że państwo jest zbyt
skomplikowaną strukturą żeby mogli nią rzeczywiście kierować tacy
ludzie. Kto więc tak naprawdę pociąga za sznurki, samemu będąc szczelnie
ukrytym za medialną kurtyna, a kto pełni tylko funkcje fasadowe stojąc
pod żyrandolem?
Mam nadzieję, że wkrótce się dowiemy. Być może z kolejnej taśmy...