Strony

poniedziałek, 14 lipca 2014

Taśmy amatorskie, taśmy profesjonalne...

- Kelner?
- Słucham?
- Chodzi właśnie o to, żebyś nie słuchał...


Takie i inne dowcipy zaczynają krążyć w kRAJu na Wisłą. Afera taśmowa zatacza coraz szersze kręgi i sprawia że nawet młodzi, wykształceni z wielkich miast, którzy w poprzednich wyborach systematycznie chowali babci dowód zaczynają wypierać ze świadomości na kogo postawili krzyżyk i coś tam mruczą pod nosem, że głosowali na kogoś zupełnie innego. W sumie to się zgadza, podobno co siedem lat człowiek się zmienia tylko liczba nałogów pozostaje ta sama.

Historia rejestrowanych podsłuchów jest niemal tak stara jak historia fonografu. Nierejestrowanych - jeszcze starsza. W niejednym zamku i pałacu tak umiejętnie budowano komnaty, że coś wypowiedziane szeptem w jednym kącie, było wyraźnie słychać w innym. Do tej pory można się o tym tu i ówdzie przekonać nausznie. Niemniej, wracając do naszego podwórka - chyba najbardziej znanym zarejestrowanym podsłuchem była słynna "rozmowa braci" która odbyła się pomiędzy Lechem Wałęsą a jego bratem - Stanisławem, we wrześniu 1982 roku podczas internowania tego pierwszego w Arłamowie. Co ciekawe, rozmowę zarejestrowała nie sb-cja, ale rzeczony brat Stanisław któremu później odebrano magnetofon ukryty "w okolicach pachwiny". Po upublicznieniu nagrania opozycja początkowo próbowała perswadować, że to sb-cka fałszywka, że taśmę preparowano z milimetrowych skrawków, etc. Dzisiaj już wiemy że taśma jest autentyczna. Obaj panowie, tęgo popijając wódeczkę /tak tak - na internowaniu/, rozmawiali o pieniądzach, o ustawieniu się, zdrowo nadawali na Kościół, a w końcu Lechu odwołał się do historii stwierdzając, że jego przodkiem był rzymski cesarz Walens, więc pochodząc z tak zacnego starożytnego rodu jest wprost predestynowany do wielkich dzieł. Jak sam stwierdził: "Jesteśmy z rodziny, która musi pokierować tymi wielkimi sprawami. Ja się wjeb**em w to i nie mogę się cofnąć." Gwiazdki są jak najbardziej na miejscu niestety, ponieważ nasz narodowy bohater który przeskoczył przez płot i obalił komunę operował tym samym językiem co kolejne Rywiny, Michniki, Oleksy, Gudzowaci i inni Sienkiewicze, Sikorscy i Belki, a którym na co dzień posługiwano się jedynie pod budką z piwem, zanim ostatnią z nich nie przerobiono na pub. Irlandzki, żeby było bardziej cool.

Na naszym polonijnym irlandzkim podwórku też mieliśmy niedawno, bo raptem w lutym roku bieżącego "aferę podsłuchową", kiedy to jeden z pracowników Ambasady RP w Dublinie źle odłożył słuchawkę, wskutek czego jego rozmówczyni mogła usłyszeć i zarejestrować dalszą część rozmowy którą na jej temat prowadzono. Co w niej było? Głównie najbardziej chamskie wulgaryzmy zakończone słynnym "k*** to jest jakaś jeb*** paranoja". Zgadza się, to jest jakaś paranoja że tacy ludzie znajdują tam pracę. Nie wiem po jakiej linii ich przyjmują - rodzinno-polityczno-towarzyskiej, czy może trzeba wykazać się jakimiś kwalifikacjami, jak np. znajomość kuchennej łaciny? Pracownicy naszej ambasady to w ogóle ciekawe okazy. Nie twierdzę, że wszyscy, ale co się na któregoś natknę, choćby na przysłowiowym "fejsie", to mi ręce opadają. W każdym razie, panie i dranie, kląć już umiecie więc droga w POlitycznej karierze stoi przed wami otworem.

Średnio co 2-3 lata mamy taką czy inną aferę taśmową, chociaż już dawno nikt taśm nie używa. Czy coś z tego wynika? Praktycznie nic. Nawet afera Rywina jakoś rozeszła się po kościach. Owszem, utwierdzamy się w przekonaniu że z dobrego żelaza nie robi się gwoździ a z dobrych ludzi - polityków, ale życie toczy się dalej. Teraz jednak jest szansa, że będzie inaczej. Konsekwencją afery jest żądanie dymisji rządu, przed czym na razie rząd dzielnie się broni z pomocą posłów którzy tym samym stracili szanse na reelekcję. Sam, prawdę pisząc, mam mieszane uczucia. Rząd Słońca Peru powinien gremialnie podać się do dymisji w 2010 roku, gdy oddał śledztwo w sprawie Katastrofy Smoleńskiej w ręce Rosjan. W każdym cywilizowanym kraju po czymś takim polityk, który przyłożyłby do tego rękę, nie znalazłby w swoim kraju pracy nawet w budce z hamburgerami. Mało tego, niejeden z nich ze wstydu palnąłby sobie w łeb lub rzucił się z klifu. A u nas tradycyjnie - nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało. Dymisja rządu Słońca Peru cztery lata temu miała jeszcze jakiś sens, ale teraz? Kto z rozsądnie myślących polityków będzie chciał sięgnąć po władzę, żeby zająć się przede wszystkim sprzątaniem tego pobojowiska które zostawi po sobie odchodząca "elyta" Narodu? To jest straceńcza misja...

Swoją drogą, chyba tym co najbardziej wkurzyło Rodaków jest nawet nie to, co ten czy inny paplał, ale to, że jedli i pili za cudze, /czyli za nasze/, na jedną kolacyjkę wydając tyle ile przeciętny Polak w kRAJu w pocie czoła zarabia przez miesiąc, o ile ma pracę, rzecz jasna. No cóż, jeszcze raz okazuje się, że nasi POlitycy to faceci o mentalności dworcowych kieszonkowców którzy wskutek dyzmowskiego wybryku losu znaleźli się na najważniejszych stanowiskach w kRAJu.

Ale o ile drobne czy grubsze geszefty które w innych krajach skutkowałyby strąceniem w polityczny niebyt u nas przechodzą bez echa, o tyle kompletna amatorszczyzna która pokazali nasi POlitycy kompletnie ich zdyskredytowała nawet w oczach prorządowej mainstremowej gawiedzi. Minister spraw wewnętrznych który daje się podsłuchać kelnerom czy funkcjonariusze ABW którzy pomimo wyraźnego rozkazu nie potrafią odebrać laptopa, bezskutecznie szarpiąc się z jego właścicielem na oczach dziennikarzy, narażają się nawet nie na pogardę, co na śmieszność. Przy okazji chciałbym zaapelować, żeby nie nazywać żartobliwie "naszego" ABW - ABWerą, co ma nawiązywać do Abwehry. To niesprawiedliwe dla tych drugich, bo pomimo że to były kanalie, to jednak byli profesjonalni w swoim fachu. Przy nich chłopcy z ABW mogą co najwyżej dzieci przez ulicę przeprowadzać a i to tylko przez jakąś z piątej kolejności odśnieżania.

Amatorszczyzna. Słowo klucz. Polską rządzą kompletni amatorzy, jacyś przypadkowi ludzie, ucieleśnienie marzenia tow. Lenina o tym, żeby "krajem mogła rządzić kucharka". Tyle tylko, że państwo jest zbyt skomplikowaną strukturą żeby mogli nią rzeczywiście kierować tacy ludzie. Kto więc tak naprawdę pociąga za sznurki, samemu będąc szczelnie ukrytym za medialną kurtyna, a kto pełni tylko funkcje fasadowe stojąc pod żyrandolem?

Mam nadzieję, że wkrótce się dowiemy. Być może z kolejnej taśmy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz