W kRAJu trwa radosny festiwal publicznego policzkowania. Miejmy nadzieję, że już niedługo...
Najpierw europoseł Janusz Korwin Mikke dał w twarz innemu europosłowi Michałowi Boniemu, później transwestyta Rafalala spoliczkował agenta nieruchomości który nie chciał krótkoterminowo wynająć mu lokalu. Przy czym w pierwszym przypadku stacje tv uznały, że będą JKM bojkotować, a w przypadku drugim - Rafalala stał się gwiazdą zapraszaną na salony. Co zresztą szybko wykorzystał, oblewając na wizji wodą jednego z polityków. A w tak zwanym międzyczasie - jeden z fanów skaczącej z partii do partii Anny Grodzkiej spoliczkował innego z uczestników otwartego spotkania, na którym gościła posł(Anka). W tzw. cywilizowanym świecie takie zachowania są nie do pomyślenia bo grożą za to tłuste odszkodowania, ale w Polsce policzkowanie staje się jednym ze sposobów wyrażania poglądów. Nie wiem czy wynika to z totalnego schamienia obyczajów, czy z braku siły argumentów zastąpionej argumentem siły, chociaż pewnie z jednego i drugiego.
Ale jak to u nas, przykład idzie nie z Zachodu, a ze Wschodu. Car Rosji, Władimir Władimirowicz Putin, raz po razie wymierza siarczyste policzki UE i USA. A nasza odpowiedź? Jedzmy jabłka na złość Putinowi - zachęcają nas politycy. I świnie na złość Ukrainie - chciałoby się dodać. I tylko jak żyć, panie premierze? - pytają po raz kolejny załamani hodowcy papryki, którzy też chcieliby, żebyśmy ją całą zjedli, kiedy "bracia" Moskale postanowili dać nam kolejnego prztyczka. Cudzysłów jak najbardziej na miejscu, bo już niemal dwa stulecia temu w Polonezie Kościuszki /
Patrz, Kościuszko, na nas z nieba.../, polscy powstańcy śpiewali:
"
Kto powiedział, że Moskale
Są to bracia nas, Lechitów,
Temu pierwszy w łeb wypalę
Przed kościołem Karmelitów"
Kolejny policzek wymierzył nam nie kto inny, jak nasz minister od spraw zagranicznych, niejaki Sikorski Radek, stwierdzając że cechuje nas
"taka murzyńskość" i uważamy że "
wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom". Bardzo przepraszam Czytelników za słownictwo, ale to przecież nie ja, to słowa pana ministra z Partii Miłości, cieszącej się zresztą wśród polskich emigrantów w Irlandii sporą estymą, jeżeli spojrzeć na wyborcze wyniki z tutejszych wyborczych okręgów. Parafrazując Gałczyńskiego:
skumbrie w tomacie, chcieliście Radzia? no to go macie, skumbrie w tomacie, pstrąg! Pan minister co prawda stwierdził zaraz po ujawnieniu niesławnych taśm, że został źle zrozumiany, bo chodziło mu o robienie "łaski", a nie "laski", a "murzyńskość" to nic innego niż "ruch literacki z lat 30 ub.w.", ale mleko się rozlało. Miał Radzio szansę wyjść z tego jak mężczyzna, niestety, okazało się że to tylko duży chłopiec który do spółki z koleżkami urządził sobie z Polski piaskownicę, w której robi laskę, yhm, tj. łaskę - komu popadnie.
Po buzi dostali też strażnicy miejscy, którzy nie upilnowali tęczy, gdy ta znowu zapłonęła. Swoją drogą, podziw budzi determinacja, z jaką władze stolycy kRAJu uparły się odbudowywać tę samowolę budowlaną. Na wszystko brakuje kasy, ale na tęczę - musi być. Bronią jej jak niepodległości obejmując pełnym monitoringiem, co czyni ją chyba najlepiej strzeżonym pseudopomnikiem w Polsce. Gdzie indziej złodzieje okradają wszystkich którzy się ruszają, ale pod tęczą można spać spokojnie. No, pod warunkiem że pilnujący jej strażnicy akurat sami się nie zdrzemną, wtedy ryzyko zapłonu gwałtownie wzrasta. Podpalanie tęczy staje się chyba powoli naszym sportem narodowym i to nie tylko w wykonaniu Narodowców.
Śpiewa o tym już nawet Andrzej Rosiewicz w swoim nowym hicie "Płonie znów tęcza":
"Płonie już tęcza i płaczą geje,
Bufetowa jest wśród nas,
odbudują znów tęczę złodzieje,
podpalimy ją nieraz,
Patrzcie tęcza płonie już nad nami,
bo jest z nami Dziewczynka z Zapałkami,
Płonie tęcza i płaczą geje
podpalimy ją nieraz!"
Najwięcej policzków w Polsce jednak tradycyjnie zbiera Kościół, najczęściej za grzechy cudze lub urojone. Lewactwo wali w niego jak w bęben, żądając nadstawienia drugiego policzka i wyciągnięcia źdźbła z oka, nie zważając na Marka Belkę we własnym. Wydawałoby się, że Kościół jest predysponowany do bycia policzkowanym, tak przynajmniej wynika z lewackiej interpretacji słów Mistrza z Nazaretu. Zastanawiające jest to, że do pouczania jaki powinien być Kościół jak i tłumaczenia co Mistrz miał na myśli najczęściej zabierają się ci, którzy sami są daleko poza Kościołem, albo zgoła nigdy w nim nie byli. A przecież podczas Ostatniej Wieczerzy padło też polecenie, żeby "sprzedać swój płaszcz i kupić miecz!" - o tym jednak sza!, bo nie pasuje to do lewackiej wizji pokornych chrześcijańskich baranków, które, o zgrozo, coraz częściej pokazują rogi.
W kRAJu wśród Rodaków rozbicie jak, nie przymierzając, po śmierci Bolesława Chrobrego. Kiedy ten chocholi taniec się skończy, żeby w końcu Polska była Polską? Być może niedługo. Przed nami już w listopadzie wybory samorządowe, a w następnym roku - prezydenckie i parlamentarne.
Jeżeli nie my, to kto, jeżeli nie teraz, to kiedy? - pytali swego czasu żydowscy chasydzi a za nimi powtórzył Michaił Siergiejewicz Gorbaczow, swego czasu przez chwilę prezydent Sowieckiego Sojuza, podczas wystąpienia na plenum KC KPZR, które zapoczątkowało pierestrojkę. Pierestrojka miała wzmocnić Sojuz a tymczasem wskutek niepodległościowych aspiracji ludów przez Sowietów stłamszonych, stała się osikowym kołkiem dla tego czerwonego wampira. Kto wie, może i nam Polakom w końcu się ta sztuka uda i wreszcie wygramy wybory - dla Polski? Może wreszcie i nam /
patrz, Kościuszko, na nas z nieba.../ uda wybić się na niepodległość? Może otrząśniemy się z tego medialnego otumanienia, w którym wmawia nam się rasizm, antysemityzm i ksenofobię, gdy tymczasem na tle innych zachodnich cywilizacji - jesteśmy Narodem aż nadto tolerancyjnym, chociaż nie zawsze chcemy akceptować to, co nam lewacką pałką próbują przeróżni pożyteczni idioci wbijać do głów?
A jeżeli nie? No cóż, na taką okoliczność w naszym narodowym zbiorze poezji mamy również niejedną fraszkę. Jak choćby tę rymowankę Gałczyńskiego:
"
- Patrz, Kościuszko, na nas z nieba! -
raz Polak skandował
i popatrzył nań Kościuszko,
i się zwymiotował"
Przytoczyłem ten wierszyk na koniec, bo Gałczyński to postać symboliczna. Tak mu się życie ułożyło, że w przeciwieństwie np. do noblistki Szymborskiej i wielu innych tuzów polskiej poezji - on oddał swój talent na służbę komunistom u schyłku życia, a nie u jego zarania, co u tych pierwszych od biedy pozwala tłumaczyć ten czy inny niesławny okres w twórczości błędami młodości. Obyśmy nie popełnili tego samego błędu, bo nas już na to zwyczajnie nie stać.
Bo jeżeli nie my, to nikt i jeżeli nie teraz, to nigdy...