Strony

czwartek, 26 lutego 2015

Budda w Dunnes Stores

Kilkakrotnie spotkałem się z twierdzeniem że "Irlandia to kraj katolicki", przy czym tak twierdzący byli z reguły jak najdalej od Kościoła, a już od katolicyzmu w szczególności. Wg mnie, Irlandia już od dawna takim krajem nie jest. 

Owszem, gdzieniegdzie jeszcze jakieś relikty tego przetrwały ale bardziej na zasadzie kulturowej czy historycznej. Ale ponieważ życie nie znosi próżni, miejsce katolicyzmu powoli zajmują inne wyznania.

Taka ciekawostka: w jednym ze sklepów Dunnes Stores natknąłem się na taką oto półkę z figurkami Buddy. Oczywiście figurek Jezusa, Maryi, itp. - próżno tam szukać. Jaki to więc kraj katolicki?

/Powyżej: figurki Buddy w Dunnes Stores/

wtorek, 24 lutego 2015

Powstanie Warszawskie

Nie udało mi się zobaczyć tego filmu w kinie, ale udało mi się kupić płytę dvd z "Powstaniem Warszawskim". Dzisiaj obejrzałem. Rzuca na kolana i ściska za gardło...

O tym filmie napisano już wiele, więc powtórzę tylko to co najważniejsze: to autentyczny zapis zdarzeń z Powstania Warszawskiego. Dzięki współczesnej technologii udało się wyeliminować drgania, naprawić zniszczenia, pokolorować film i go udźwiękowić. Dzięki temu filmowy materiał sprzed 70 lat wygląda całkowicie współczesnie.

Fabuła, za Wikipedią: "Bohaterami filmu jest dwóch braci, operatorów BIP-u, którzy otrzymują zadanie dokumentowania powstania. Jeden z nich chce kręcić „prawdziwą” wojnę i robi wszystko, żeby przyłączyć się do jednego z powstańczych oddziałów. Niestety, nie jest to zadanie łatwe ponieważ żołnierze ich przeganiają – wojsko zawsze z trudnością tolerowało obecność dziennikarzy. Początkowo więc dokumentują życie cywilne, pieczenie chleba, działalność kuchni, warsztatów rusznikarskich itd. Takich materiałów oczekuje zresztą od nich ich szef, dając im zadanie przygotowania kroniki, która ma być wyświetlona w kinie „Palladium”. Poszukując odpowiednich ujęć, wchodzą coraz głębiej – dosłownie i w przenośni – w samo powstanie. I w końcu udaje im się dołączyć do jednego z oddziałów, z którym idą na akcję. Bohaterowie orientują się, że przyszło im uczestniczyć w czymś przekraczającym ich najśmielsze wyobrażenia – świat, w którym się znaleźli, to świat po apokalipsie. Uświadamiają sobie, że ich rolą jest udokumentowanie tej apokalipsy i ocalenie za wszelka cenę taśmy z materiałem."

Takiego filmu jeszcze nie było. Czapki z głów...

niedziela, 22 lutego 2015

Wykłady z teologii w Cork (12)

Dzisiaj miał miejsce kolejny wykład z teologii w St. Augustines Church w Cork, na którym kontynuowaliśmy poznawanie dzieła Benedykta XVI pt.: "Jezus z Nazaretu". Wykłady prowadzi Rafał Rozmus - teolog i katecheta.

/Powyżej: Rafał Rozmus w trakcie dzisiejszego wykładu/

Dzisiaj omawialiśmy m.in. znaczenie określenia "Dobry Pasterz" w ujęciu Ratzingera. Wszystkich zainteresowanych wykładami - zapraszam do dołączenia do grupy "Wykłady z teologii w Cork" na fb: LINK.

/Powyżej: uczestnicy dzisiejszego wykładu/

piątek, 20 lutego 2015

Mnożenie przez dzielenie

W maju czekają nas wybory prezydenckie. Są to w zasadzie jedyne wybory na tak ważne stanowisko, na które Polacy mają bezpośredni wpływ. Wybierzemy mądrze, czy jak zwykle?

Do tej chwili naliczyłem już dziewięciu kandydatów. Towarzystwo, trzeba przyznać, dość egzotyczne. Jest kilku "zawodowych" polityków, ale również: muzyk, transseksualista, filmowiec, aktorka i ochroniarz. O ile ci pierwsi jakąś szansę mają, o tyle ci drudzy to polityczny plankton, chociaż każdy z nich na pewno ma to i owo interesującego do powiedzenia.

Liderem wg sondaży jest obecny lokator Pałacu Namiestnikowskiego. Oczywiście z sondażami jest tak jak z orkiestrą - kto jej płaci ten zamawia melodię, jednak wybory Rodaków są dla mnie tak irracjonalne, że nie zdziwiłbym się, gdyby rzeczywiście wybrali go ponownie. Precedens już zresztą był w postaci Aleksandra Kwaśniewskiego, komunisty i alkoholika, który prezydentem został dwa razy pod rząd, a pewnie by został i po raz trzeci, gdyby można było. Wniosek z tego taki, że albo wybory sfałszowano, albo spora część wyborców to idioci. Niestety, osobiście skłaniam się ku wersji drugiej, chociaż niczego wykluczyć nie można, bo przecież cały mit założycielski PRL oparto na sfabrykowanym referendum ludowym z 1946 roku i wszelkich kolejnych wyborach w trakcie których ludowa władza nawet niespecjalnie dbała o pozory.

Większa ilość kandydatów będących w opozycji do Partii Miłości, nawet jeżeli to wspomniany już plankton, jest na rękę wyłącznie owej partii. Demokracja to co prawda dobra rzecz pod warunkiem jednak że nie wybierają idioci, a konkurencja jest dobra w biznesie ale w polityce czasami trzeba grać ponad podziałami i do jednej bramki, szczególnie gdy stawka jest wysoka. Bowiem w polityce "nie ma sentymentów" - twierdziło Słońce Narodów /nie mylić z ledwie Słońcem Peru/, tow. Stalin, "co usta słodsze ma od malin", jak to opiewali swego czasu nasi czołowi poeci, z noblistką Szymborską na czele.

Tak czy inaczej, chyba w naszej narodowej naturze leży mnożenie się - przez podział. Powstają jakieś satelickie partyjki które chociaż mogą liczyć ledwie na kilka procent głosów są o tyle groźne, że tych kilka procent może zabraknąć opozycji która wreszcie wysadziłaby z siodła Partię Miłości, od lat żerującą w kRAJu na tym, czego jeszcze nie rozkradziono. To nie znaczy rzecz jasna, że powinien być, parafrazując: "jeden Naród, jedna Partia, jeden Wódz", bo to już z opłakanym skutkiem dla siebie i innych przerabiali nasi sąsiedzi ze Wschodu i Zachodu, ale jeżeli zbyt wielu szarpie za kierownicę to podróż musi skończyć się w rowie. Względnie na drzewie, gdzie zamiast liści powinni wisieć...hm, nieważne.

Tymczasem, powtarzając za Piłsudskim, powinniśmy razem jechać jednym tramwajem, przynajmniej do przystanku "Niepodległość". Później niektórzy mogą wysiąść, inni jechać dalej, ale do przystanku dojechać trzeba. Nie patrzmy na jakieś triumfalne odtrąbienie przez obecną władzę /chciałoby się wręcz napisać: władzę okupacyjną/ rzekomych "25 wolności", bo to rzewna kpina dobra do mydlenia oczu cymbałów "chowających babci dowód". Zresztą, powtarzając ponownie tym razem za samym Janem Pawłem II: "Wolność nie jest dana raz na zawsze. Trzeba ją stale zdobywać na nowo." Nawet jeżeli przez krótką chwilę wydawało nam się że odzyskaliśmy wolność, to teraz wiemy że staliśmy się tylko kolonią importującą świecidełka a eksportującą tanią siłę roboczą, która przesyłając rzekę funtów i euro jeszcze ratuje nasz kRAJ przed totalną zapaścią. Pytanie tylko - jak długo?

Mnożenie przez dzielenie można zaobserwować także na naszym polonijnym poletku. Swego czasu z powodu kompletnej nudy w pracy przeczytałem wnikliwie "Raport o sytuacji Polonii i Polaków za granicą" z 2009 i 2012 roku. To jest ogólnodostępny raport na który składają się informacje wysyłane z poszczególnych ambasad i najważniejszych organizacji polonijnych do MSZ. W każdym kraju wygląda to nieco inaczej, ale są też kwestie identyczne niezależne od miejsca, czyli: organizacje polonijne się mnożą i każda z nich oczekiwałaby od swojej ambasady pomocy w znalezieniu lokalu i środków na działalność. To oczywiście mrzonki i szkoda tracić czas na takie bzdury, chociaż z doświadczenia wiem, że są równi i równiejsi, niezależnie od efektów. Wspólną cechą jest też fakt, że pomimo wielu organizacji polonijnych - zrzeszają one ledwie promil Rodaków na emigracji. Ot w takim prowincjonalnym Cork w ciągu ostatnich dwóch lat naliczyłem dokładnie dziesięć! polonijnych ugrupowań, od polskiej szkoły przez grupy patriotyczne po kibiców piłki nożnej. Robi wrażenie? Robi, chociaż nie wiem czy działa w nich razem chociaż setka osób. Ale gdyby ta setka działała w jednej organizacji, ileż świetnych rzeczy można by było zrobić. No ale tak się nie dzieje, chociaż to z jednej organizacji wyszła spora część pozostałych. Mnożenie przez podział, mnożenie przez dzielenie...

Identyczna sytuacja jest też na naszym rynku mediów. Właściwie to ryneczku, bo w końcu jaki kraj i jaka Polonia, takie media. O gazetach nie ma się co rozpisywać, większość tytułów które się kiedyś ukazywały - już zostało zapomnianych. Jak się okazuje, na wydawanie gazety trzeba być, powtarzając za prezesem Orlenu, "dużym misiem". A małe misie? Ano bawią się w internety, zakładając kolejne polonijne portaliki. Biznesplan jest wszędzie taki sam: zakładamy stronkę, tłumaczymy na polski niusy z RTÉ i wystawiamy cennik za banery. I co? I nic, rzecz jasna. To się mogło sprawdzić przed Facebookiem a i to pod warunkiem wyróżnienia się na rynku. Parę euro może z tego wpaść, na domenę wystarczy, na serwery i inne bajery - już niekoniecznie. Być może lokalne portale oraz te znane od lat, mają jakąś rację bytu bo przez te lata zbudowały wokół siebie pewną społeczność, cała reszta - to hobby, prowadzone z reguły przez pojedynczych zapaleńców. A gdyby tak inaczej, razem, aż się boję tego słowa - together? Gdyby zbudować jeden, dwa duże portale w Irlandii, na których oprócz rżniętych z irlandzkich mediów wieści - można by też było przeczytać co słychać u Polonii w Dublinie, Cork, Limerick czy Galway?

Nie ma co gdybać, do tego trzeba by schować własną ambicję do kieszeni i spoglądając dalej niż koniec własnego nosa - wznieść się ponad podziałami. Czy może nam się udać? Czy jesteśmy w ogóle zdolni do takich rzeczy?

Być może przekonamy się już w maju...

środa, 18 lutego 2015

Bad Boys. Cela 425

Dokument Janusza Mrozowskiego z 2010 roku. Reżyser spędził 10 dni z kamerą w jednej celi z recydywistami w Zakładzie Karnym w Wołowie.

Bohaterowie dokumentu to, jak się rzekło, recydywa. Chociaż w dokumencie nie pada to wprost, ale przynajmniej kilku z nich zabiło z premedytacją. Wszyscy z długimi wyrokami. Każdy "skruszony", przyznaje się do "głupoty" jaka zrobił, tęsknią za wolnością.

Jak się żyje w celi? Ciasno, klaustrofobicznie, 7 chłopa na 15 m2. Ale poza tym standard jak we współczesnym hoteliku. Jest telewizorek, komputer, radio z odtwarzaczem cd. W pokoju kwiatki i łazienka. Nienajgorsze wyżywienie /chociaż oczywiście narzekają, że mało, ale porcje całkiem solidne/. Śpią, czytają oglądają tv, dyskutują, codziennie godzina spaceru lub ćwiczeń na powietrzu. Paru kontynuuje naukę, za co dostają nawet niewielkie gratyfikacje pieniężne a także możliwość przeniesienia do "otwartej" celi. A i jeszcze - w jednej celi ojczym z pasierbem. Film kręcono w 2007 roku /chociaż debiut miał 3 lata później/, być może od tego czasu warunki w więzieniu się jeszcze zmieniły.

Jakie są ich dalsze losy? Przeczytałem wywiad z reżyserem i komentarze na YT pod filmem od osób które znały skazanych. Dwóch jeszcze siedzi, jeden nie wrócił z pierwszej przepustki i podobno uciekł gdzieś "do Europy" /kto wie, może rezyduje w Londynie, Dublinie czy w innym Corku/, jednego zwolniono warunkowo i teraz szuka się go listem gończym za handel bronią, dwóch wyszło i jak na razie pracują...

wtorek, 17 lutego 2015

W sklepach już Wielkanoc

Tak ku odnotowania: połowa lutego, tuż po Walentynkach, więc w sklepach w Cork już czas na... asortyment wielkanocny, czyli czekoladowe jajka i króliki.

/Powyżej: wielkanocne przysmaki - już w lutym/

niedziela, 15 lutego 2015

Bal Walentynkowy z My Little Craft World

Dzisiaj miał miejsce Bal Walentynkowy dla dzieci, zorganizowany przez My Little Craft World.

/Powyżej: uczestnicy Balu Walentynkowego dla dzieci/

Bal odbył się w hotelu Montenotte, w trakcie balu odbyły się warsztaty artystyczne, na których dzieci ozdabiały serduszka lub maski, konkursy, zabawy ruchowe i tańce. Dzieci odwiedził również gość specjalny - św. Walenty, który opowiedział swoją historię i rozdał drobne upominki, tj. gipsowe aniołki z serduszkiem oraz słodki poczęstunek. Każde dziecko otrzymało ponadto okolicznościowy kotylion, materiały artystyczne na zajęcia i przekąskę. Na zakończenie balu odbyła się loteria, w której rodzice mogli wygrać m.in. vouchery na zakupy i usługi w polskich firmach w Cork. Zabawę poprowadziła Aneta, w rolę św. Walentego wcielił się Krzysztof.

/Powyżej:  prowadzący zabawę oraz warsztaty artystyczne/

Zdjęcia z balu można zobaczyć tutaj: LINK.

sobota, 14 lutego 2015

XXXI wizyta w Polsce (12): Kraków - Wrocław - Cork

Czas wracać do Cork. Tym razem po raz pierwszy przez Wrocław.

Z Krakowa do Wrocławia - PolskiBus.com. Tak, Szkot pokazuje nam jak powinny wyglądać przewozy autokarowe. Szybko, wygodnie, z działającym wi-fi i tanio. Ba, nawet ciastkami częstowali.

Czekając na miejski autobus jadący na lotnisko kupuję naleśnika z serem i grzybami w "Kozackiej Chacie". Tak nazywa się budka nieopodal przystanku, w której sprzedawczyni, Ukrainka, serwuje specjały kuchni swojego kraju. Tylko pierożki i naleśniki na różne sposoby, na tyle pozwala miejsce w budce, jednak o niebo lepsze od kebabów i innych burgerów.

/Powyżej: lotnisko we Wrocławiu/

Przy odprawie pani prosi, żeby oddać do luku bagażowego również bagaż podręczny. Jak się okazało, samolot jest pełny, część bagaży nie mieści się w schowkach, stewardessy upychają je w każdy możliwy kąt. Tradycyjnie siedzi za mną dzieciak kopiący w mój fotel. Taka karma, co zrobić ;-) Na szczęście większość lotu przesypiam.

Lądowanie, klaskanie, taksówka. I już...

piątek, 13 lutego 2015

XXXI wizyta w Polsce (11): Gospoda Koko

Obiad tym razem w krakowskiej Gospodzie Koko przy Gołębiej. Poleciła mi ją koleżanka, na necie przeczytałem opinię jednego z klientów że jest to miejsce "wolne od faszyzmu gender ;-) - więc nie mogłem sobie odpuścić.

/Powyżej: jedne z drzwi do Koko/

Nie jest to restauracja vege, wprost przeciwnie chciałoby się napisać, ale w ciekawie zaprojektowanym menu - wynalazłem zupę grzybową, pierogi i naleśniki. Może być.

Btw, trudno tam trafić, czy też inaczej - trzeba wiedzieć gdzie szukać, bo z reklamą "na zewnątrz" raczej słabo, ale - sale pełne, głównie młodzież, o stolik trudno. Cena czyni cuda, że tak powtórzę slogan jednego ze sklepów z butami.

Nie dla mnie, ale może kogoś zainteresuje.

środa, 11 lutego 2015

XXXI wizyta w Polsce (10): polski mam paszport ma sercu...

Udałem się do Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego żeby wyrobić sobie nowy paszport. Przy okazji dowiedziałem się, że praktycznie nie mam linii papilarnych ;-)

Poprzedni paszport stracił ważność prawie rok temu, dlatego po prawie 10-latach "niemania" dowodu osobistego wyrobiłem sobie takowy w zeszłym roku, coby mieć jak granice przekraczać, chociaż niby jesteśmy w UE i granic nie ma. To znaczy niby nie ma, ale są. To tak jak z Polską, niby istnieje ale "tylko teoretycznie", jak to stwierdził swego czasu minister Sienkiewicz. Zresztą, nieważne...

Tak czy owak, wziąłem sobie do serca słowa poety z "Misia":
Lądy i morza przemierzam, 
kulę ziemską z otwartym czołem. 
Polski mam paszport na sercu. 
Skąd, pytam, skąd go wziąłem? 
A wziąłem go z dumy i trudu, 
ze znoju codziennej pracy, 
ze stali, z żelaza, z węgla. 
A węgiel to koks, to antracyt. ;-)

Początkowo paszport planowałem sobie wyrobić w konsulacie RP w Dublinie. Jednak kiedy dowiedziałem się, że Polacy płacą za wyrobienie paszportu w swoim konsulacie nawet 4 razy więcej niż inne nacje, powiedziałem sobie - a pies wam mordy lizał, złodzieje, wyrobię sobie w kRAJu. I nie chodzi o kasę, tylko o zasady. Dlaczego mamy płacić 4 razy więcej niż, dajmy na to - Słowacy? Bo tak nam pan minister Sikorski załatwił? Rozumiem że wino i ośmiorniczki kosztują, ale nie rozumiem, dlaczego te sqr**syny po ujawnieniu żarcia kolacyjek na koszt podatników ciągle siedzą w rządzie - zamiast za kratami? Może dlatego, że faktycznie Polska istnieje tylko teoretycznie...


Nic to, zajechałem do urzędu. Na drzwiach wita mnie kartka pisana cyrylicą - na obrazku powyżej. Tak wiem, "kurica nie ptica, Polsza nie zagranica" jak to mawiają Moskale i urzędasy z Krakowa wzięły to sobie do serca. Btw, na moim profilu na fb wywiązała się dyskusja na ten temat, gdzie moi szanowni oponenci twierdzili, że nie przeszkadzają mi kartki w j. polskim na drzwiach irlandzkich urzędów, a to przecież podobna sytuacja. Nie, nie jest podobna. U nas też są informacje po angielsku, więc jest symetria. Jak zobaczę na drzwiach podobnego ruskiego urzędu w Moskwie czy innym Lenin- czy Stalin-gradzie info po polsku, wtedy będzie o.k. Na razie - symetrii brak...

Wypełniam kwitek z danymi. Idzie gładko do momentu wpisania "adresu stałego zamieszkania". Wracam do informacji:
- Dzień dobry, przepraszam, nie wiem co mam tutaj wpisać? Od ponad 10 lat nie mieszkam w Polsce, nie mam tutaj zameldowania, o proszę tutaj jest mój dowód - bez meldunku? - się zapytałem
- No, wielu nie ma zameldowania chociaż mieszka - stwierdziła Panienka z Okienka - Proszę wpisać dokładny adres zamieszkania za granicą!
- Po co wam to?
- Prosze pana, urząd może chcieć się z panem skontaktować!
- Acha... To może adres e-mail wam zostawię? I numer telefonu? Tak będzie chyba najszybciej i najwygodniej?
- Co pan?! Musimy mieć pana "fizyczny" adres!
- Ale po co?
- Prosze nie blokować kolejki!
- Ale nie ma żadnej kolejki? A zresztą...
Tak wyglądał mój dialog z Panienką z Okienka. Wpisałem jakiś adres, oczywiście polski, gdzie bywam raz na, nomen-omen, ruski rok. I tak idzie ku lepszemu - kiedyś żeby wyrobić sobie paszport bez meldunku potrzebna była zgoda wojewody, teraz wystarczy podać "adres stałego zamieszkania", bo "urząd może chcieć się skontaktować". Pytanie, czy petenci mają ochotę na kontakt z urzędem...

Zapłaciłem ile kazali i podszedłem do innego okienka, gdzie przyjmowali wnioski. Pani obejrzała, porównała dokładnie dane, i poinformowała że pobierze ode mnie odciski palców. Byłem na to przygotowany bo paszporty teraz podobno biometryczne, czy jak tam to zwał, więc wszystkich jak leci się daktyloskopuje. Dobrze, że jeszcze chipów nie wszczepiają, ale to pewnie już niedługo. Myślałem że odciski palców będzie się pobierać jak na starych filmach, czyli farba, papier, odcisk ;-) Nic z tych rzeczy, technologia poszła naprzód, do pobierania linii papilarnych poinstalowali im elektroniczne czytniki. Cztery palce lewej ręki /za wyjątkiem najmniejszego/.
- Ma pan słabo widoczne linie papilarne, nie udało się ich pobrać - powiedziała pani.
- O, i co teraz będzie?
- Nic, będzie miał pan paszport biometryczny bez linii papilarnych.
- Co jest tego przyczyną? Dużo osob tak ma?
- Średnio co trzeci. A przyczyną może być na przykład ciężka praca, przy której ręce się niszczą.

No proszę... Się spojrzało na swoje robotnicze dłonie. Co prawda zawsze wolałem pracować bez rękawic, czy to na budowie czy w fabryce, ale żeby aż tak? Oto, co dała mi Irlandia ;-)

wtorek, 10 lutego 2015

XXXI wizyta w Polsce (9): Wadowice

Wracając do Krakowa - krótki postój w Wadowicach, mieście Jana Pawła II. Ostatnio byłem tam 5 lat temu w lecie, teraz odwiedziny zimową porą ;-)

/Powyżej: przed Bazyliką Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny/

Oczywiście chwila modlitwy w Bazylice Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny, a później - obiad. Na deser - obowiązkowo kremówki "papieskie" ;-)

/Powyżej: "papieska" kremówka" ;-)/

poniedziałek, 9 lutego 2015

XXXI wizyta w Polsce (8): Szczyrk

W Szczyrku jest m.in. Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski, a także wybudowany w latach 1797 – 1800 Kościół św. Jakuba, który znajduje się na Szlaku Architektury Drewnianej województwa śląskiego.

Do sanktuarium nie udało się dojechać - tego dnia śniegu spadło po pas, drogi oczywiście w piątej kolejności odśnieżania, więc tym razem zobaczyłem "tylko" Kościół św. Jakuba. No nic, jest powód żeby tam wrócić ;-)

Poniżej - kilka zdjęć z Kościoła św. Jakuba w Szczyrku:






niedziela, 8 lutego 2015

XXXI wizyta w Polsce (7): Szyndzielnia

Wyjazd kolejką linową na Szyndzielnię. 

Jak wyczytałem, jest to pierwsza powojenna kolej linowa w Polsce, druga ogółem - po kolei na Kasprowy Wierch. Działa od 1953 r. Na górze - krótka wizyta na grzane wino w tamtejszym, pochodzącym z 1897 roku schronisku ;-)

/Powyżej: w drodze do schroniska/

/Powyżej: widok z góry/

/Powyżej: przed schroniskiem/

Więcej zdjęć: LINK.

sobota, 7 lutego 2015

XXXI wizyta w Polsce (6): Bielsko-Biała

Weekend w Bielsku-Białej i w okolicach. Najpierw w Bielsku - spacer po rynku, zwiedzanie Zamku książąt Sułkowskich, odszukanie "pomników" Bolka i Lolka oraz Reksia ;-), a wieczorem - późny obiad w jednej z restauracji po "kuchennych rewolucjach".

Na zamku - m.in. świetne galerie z dzielami sztuki, od XIV wiecznych obrazów po sztukę współczesną.

/Powyżej: Zamek książąt Sułkowskich/

/Powyżej: jedna z sal zamku książąt Sułkowskich/

W Bielsku-Bialej w tutejszym Studiu Filmów Rysunkowych powstały polskie dobranocki wszechczasów: Bolek i Lolek oraz Reksio. Pomnik Reksia został odsłonięty w 2009 roku, pomnik Bolka i Lolka - w 2011.

/Powyżej: pomnik Bolka i Lolka/

/Powyżej: pomnik Reksia

Obiad w Trattoria da Tadeusz, restauracji po "kuchennych rewolucjach". Zupa serowa, bruschetta, kluski śląskie z pesto i pizza ;-)

/Powyżej: w Trattoria da Tadeusz/

Więcej zdjęć: LINK.

piątek, 6 lutego 2015

XXXI wizyta w Polsce (5): Cerkiew św. Paraskewy w Kniaziach

Przy okazji odwiedzin u Rodziców i Siostry - zwiedzanie ruin cerkwi w Kniaziach. Kiedyś była to niemal monumentalna świątynia mogąca pomieścić jednocześnie tysiąc wiernych, obecnie od dziesięcioleci - po zniszczeniu jej przez wojska niemieckie i rosyjskie - popada w ruinę.

/Powyżej: ruiny cerkwi św. Paraskewy w Kniaziach

Cytując za polskaniezwykla.pl: "Dzisiaj jest to niewielka osada składająca się z kilkunastu domów. Tym bardziej zadziwiają swoim ogromem ruiny murowanej cerkwi z kopułą zniszczoną podczas działań wojennych w 1944 r. Tuż przed II wojną światową cerkiew służyła 5500 parafianom. Poza Kniaziami do parafii należała również sąsiednia Lubycza Królewska. Imponująca cerkiew w Kniaziach, powstała w 1806 r., była jedną z największych świątyń, jakie wzniesiono we wsiach południowo-wschodniej Polski."

/Powyżej: stoję przed wejściem do cerkwi/

Z kolei na jednej tablicy przed cerkwią czytamy: "Świątynia została zbudowana w latach 1798-1806 (architekt Semen Tarnawskyj). W cerkwi umieszczono ikonostas z XVII w. we włoskim stylu oraz ikonę Jezusa Chrystusa z XVI w. Polichromie zostały wykonane w 1822 przez malarzy: Kunickiego i Skopowskiego. W latach 60-tych XIX w. ściany cerkwi ozdobiły polichromie z krakowskiej szkoly - Antoniego Manastyrskiego i Teofila Kopystyńskiego. Cerkiew została częściowo zniszczona podczas walk niemieckich i radzieckich wojsk w 1941 r., spalona została w 1944 roku. Część ikon znajduje się w posiadaniu prywatnych osób oraz w jarosławskim muzeum. Do tejże parafii należała także filialna cerkiew w Lubyczy Królewskiej."

/Powyżej: otwór po zniszczonej kopule/

Odnajduję też drugą tablicę, z jeszcze bardziej rozszerzonymi informacjami: "Ruiny murowanej cerkwi greckokatolickiej pw. Św. Paraskewii w Kniaziach (dawnej Lubyczy-Kniazie) koło Lubyczy Królewskiej. Świątynia powstała w. latach 1798-1806 z fundacji lubyckich kniaziów, potomków Wołochów Jakuba i Miczki którzy w XV w. otrzymali na tym terenie od księcia mazowieckiego Siemowita IV uprzywilejowane, dziedziczne kniaziostwo. 

Budowlę okrągłą, jednokopułową, na planie krzyża greckiego dla niemal 1000 osób zaprojektował architekt Szymon Tarnowski. Do uroczystego poświęcenia cerkwi doszło 14 X 1806 r. Nad drzwiami skarbca znajdowała się tablica z nazwiskami kniaziów-fundatorów: Becha, Deby, Fedaja, Jacejki, Kiszczaka, Kołodkiewicza, Kondratowicza, Kułajca. Lucejki, Michałejki, Onyszkiewicza, Putki. Pawliszcza, Putkiewicza, Rudki, Sapiehy, Sawojki, Własinowskiego i Żarowskiego. Wnętrze świątyni zdobiły polichromie autorstwa: Kunickiego, Skopowskiego, Monastyrskiego i Kopystyńskiego oraz XVIII-wieczny ikonostas z obrazem Jezusa Chrystusa. Ołtarze, obrazy i naczynia cerkiewne były głównie darem kniaziów: Łopuchów, Putkiewiczów, Putków, Rałów, Sawojków i Szwedów. W 1916 r. w cerkwi umieszczono relikwie św. Paraskewy przywiezione z Rzymu przez kniazia Kazimierza Lubeckiego. 


/Powyżej: wewnątrz cerkwi/

Cerkiew została poważnie uszkodzona w czasie II wojny światowej, po której, nieremontowana i opuszczona, stopniowo popadała w ruinę. W czasach swojej świetności świątynia służyła jako cerkiew parafialna dla 5500 wiernych. Jej filią była wzniesiona w 1785 r. nieistniejąca już cerkiew drewniana, która znajdowała się w dawnej Lubyczy Kameralnej. Po prawej stronie ruin znajduje się murowana dzwonnica parawanowa oraz rozległy nieczynny cmentarz, na którym zachowało się ponad 100 pięknych nagrobków z warsztatów bruśnieńskich. Na wielu z nich można jeszcze odczytać inskrypcje które są zapisane alfabetem łacińskim i cyrylicą. Wokół cerkwi oraz na cmentarzu rosną wiekowe drzewa, które zasługują na miano pomników przyrody.


/Powyżej: dawna dzwonnica/

Podczas pobytu na terenie cerkiewnym należy zachować szczególną ostrożność, ponieważ budowla znajduje się w stanie ruiny i grozi zawaleniem."

czwartek, 5 lutego 2015

XXXI wizyta w Polsce (4): Karma

Obiad w Karmie, kolejnym vege-barze przy ul. Krupniczej w Krakowie.

/Powyżej: Karma przy Krupniczej/

środa, 4 lutego 2015

XXXI wizyta w Polsce (3): Szopka w Kościele Mariackim

Spacerując po krakowskim Rynku - oczywiście wstępuję na chwilę do Kościoła Mariackiego. Tym razem zatrzymałem się dłużej przed bożonarodzeniową Szopką.

/Powyżej: Szopka w Kościele Mariackim/

wtorek, 3 lutego 2015

XXXI wizyta w Polsce (2): Słowo Krakowa

W osiedlowym sklepiku wypatrzyłem nowy tytuł "Słowo Krakowa". Sięgnąłem po niego z ciekawością, tym bardziej że krakusy w zasadzie nie mają już własnej prasy, bo chyba już wszystkie ważniejsze lokalne tytuły sprzedali Niemcom.

"Słowo Krakowa" wydaje dla krakusów firma z Wrocławia. Miesięcznik, da się poczytać, zobaczymy jak będzie dalej.

/Powyżej: Słowo Krakowa"/

poniedziałek, 2 lutego 2015

XXXI wizyta w Polsce (1): czapki z głów

Najbliższy tydzień - w kRAJu ;-) W planach: Kraków, Tomaszów Lubelski, Bielsko-Biała, Szczyrk, Wadowice.

Ale najpierw autobus do Dublina, stamtąd lot do Krakowa. Z powrotem będzie inaczej: autobus do Wrocławia i lot do Cork.

W Krakowie po wylądowaniu przy odprawie paszportowej chłopakowi stojącemu w sąsiedniej kolejce celnik każe zdjąć czapkę. Zwykłą wełnianą czapeczkę, nie jakąś wielką czapkę uszatkę. Może nie mógł porównać odpowiednio fizjonomii, a może chciał pokazać że do panów celników trzeba podchodzić z czapką w garści, nie wiem. Pytanie co będzie z muzułmanami i innymi religijnymi nacjami - czy im też każe się ściągać nakrycie głowy, skoro pozwala im się robić nawet fotki do paszportów z tymiż nakryciami?

Pożyjemy, zobaczymy...

niedziela, 1 lutego 2015

Cork Model Fair 2015

Dzisiaj w The Gresham Metropole Hotel miał miejsce Cork Model Fair, czyli swego rodzaju giełda przeróżnych modeli pociągów, samolotów, czołgów, samochodów, itp., itd.  Kilka stoisk prowadzili nasi Rodacy. 

Kilka zdjęć poniżej, więcej w galerii na moim FB: KLIK.